Gdy wyszedł ostatni pacjent, Blake wrócił myślami do wczorajszej rozmowy z szeryfem. Zarówno on, jak i Adam byli źli na Parkera za to, co zrobił, czy raczej czego nie zrobił. Chociaż powiedział Parkerowi, że rozumie, o co mu chodziło, nadal nie było wiadomo, co naprawdę stało się w dniu, w którym zabito Ronalda Edwardsa.
A tego ranka, przeglądając teczki ojca, natknął się na jeszcze jedną rewelację, która mogła wyjaśniać, dlaczego Casey popełniła morderstwo.
Jeśli daty zapisywane przez ojca były dokładne, a Blake nie miał powodu, żeby w to wątpić, Casey przyszła na wizytę w dniu śmierci Ronniego.
Układanka nadal nie była gotowa, ale Blake wiedział, że te elementy, którymi dysponuje, pomogą mu ułożyć całość. Jednak kilku w dalszym ciągu brakowało. Jeden z nich miał Bentley. Blake był o tym przekonany. Robert Bentley był w domu przy Back Bay w dniu morderstwa. Dlaczego? Tego sukinsyna nadal nie można było znaleźć. Blake próbował dodzwonić się do niego poprzedniego wieczoru, po powrocie z rozmowy z szeryfem, ale nikt nie odbierał telefonu. Spróbował znów rano i sprawdził też, czy nie ma go w szpitalu. Zatelefonował nawet do Normy. Powiedziała, że mąż pojechał do Atlanty w interesach i nie jest pewna, kiedy wróci. Blake wiedział, że powtarza kłamstwa, które usłyszała od Bentleya.
Przedzwonił znów do Macklina, mając nadzieję, że psychiatra będzie jednak mógł rzucić trochę światła na sytuację. W końcu przez ostatnie dziesięć lat był lekarzem Casey. Tym razem gospodyni Macklina wyjaśniła, że doktor wybrał się do Europy i przyjedzie po swoje rzeczy dopiero za kilka tygodni. Zapewniła Blake’a, że jeśli doktor zadzwoni, żeby zapytać, czy są do niego jakieś sprawy, co czasami robił, będzie pamiętać o przekazaniu mu wiadomości od Blake’a.
Trzymał w ręce cieniutką białą kartkę z niestarannym pismem ojca.
„W ciąży od sześciu tygodni”.
Blake nie wiedział, kto był ojcem, mógł jedynie przypuszczać, i sama myśl o tym sprawiła, że ogarnęła go chęć mordu.
Pod wieczór miał się spotkać z Adamem w Brunswicku. Może kiedy będą działać razem, znajdą tych dwóch nieuchwytnych mężczyzn. Powinien zadzwonić do Casey. Miał to zrobić wczoraj wieczorem. Po wyjściu z biura szeryfa był tak rozgniewany, że nie mógłby z nią rozmawiać, musiał się uspokoić. Nadal nie był spokojny, ale chciał pomówić z kobietą, którą kochał, tylko po to, żeby się upewnić, że wszystko u niej w porządku.
Flora odebrała przy trzecim dzwonku.
– Witaj, Floro, mam nadzieję, że jesteś zajęta pieczeniem tego ciasta z orzeszkami pekana, które tak bardzo lubię. – Blake na darmo czekał na dowcipną odpowiedź. – Floro, czemu nic nie mówisz?
– Sytuacja nie wygląda tu teraz za dobrze.
– Czy jest tam Casey? Chciałbym z nią porozmawiać. Czy nic jej się nie stało? – Mówił szybko, nie dając Florze dojść do głosu.
– Uspokój się, Blake. Nic jej nie jest, trochę się wystraszyła, odebrała dziwny telefon. Jest na górze i odpoczywa. Powiedzieć jej, żeby do ciebie zatelefonowała? – zapytała Flora.
– Nie, nie rób sobie kłopotu. Zaraz przyjadę.
– Blake, nie…
Nie pozwolił jej dokończyć. Rzucił słuchawkę na widełki i popędził do samochodu, odkładając na później myśli o wszystkim innym. Coś złego spotkało Casey i tylko to go obchodziło.
Dotarł do Łabędziego Domu po niecałych dziesięciu minutach. Dave, ochroniarz, musiał z daleka zobaczyć jego samochód, bo elektronicznie sterowana brama właśnie otwierała się, gdy wjeżdżał pod górę.
Tym razem nie zawracał sobie głowy starannym parkowaniem; zajechał przed dom i pośpiesznie wyskoczył z bmw.
Flora przywitała go w drzwiach.
– Jest na górze – powiedziała. Razem weszli po schodach. Flora zapukała i Blake usłyszał słabe „proszę”.
Kiedy zobaczył Casey, wiedział, że potrafiłby dla niej zabić. Jej oczy były zaczerwienione od płaczu, a pod nimi widniały sine cienie. Była blada. Blake zapomniał o uczuciach, wziął w nim górę lekarz. Stanął koło łóżka i ujął jej rękę. Tętno miała normalne.
– Och, Blake, czy Flora powiedziała ci, żebyś przyjechał?
Casey oparła się o stos poduszek. Wyglądała na zagubioną i zdezorientowaną. Mówią, że w życiu mężczyzny przychodzi chwila, kiedy wie, że spotkał właściwą kobietę. W tym momencie Blake pojął, że Casey jest jego kobietą. Nie miało znaczenia to, że nigdy się z nią nie kochał i że, być może, ona nie pragnie go tak bardzo, jak on jej. Ważne było to, że ją kocha i że nie cofnie się przed niczym, by ją chronić.
– Blake, przerażasz mnie. Co się stało?
– Myślę, że to ja powinienem cię o to zapytać. Flora powiedziała mi, że ktoś cię przestraszył.
– Nie mogę uwierzyć, że przejechałeś taki kawał drogi z powodu jednego telefonu. Jest środek dnia, pewnie masz pełną poczekalnię chorych. – Blake zorientował się, że Casey próbuje zbagatelizować sprawę.
– Przestań, Casey, wiesz, dlaczego tu jestem. Opowiesz mi o tym, co się stało?
– Tak naprawdę to nie chciałabym.
– Nie masz wyboru. – Blake wiedział, że ton, którego użył, był szorstki, ale nie mógł nic na to poradzić. Musiał się dowiedzieć, co zaszło.
– Brzydki kawał, nic więcej. To po prostu… przypomniało mi o czymś.
– Mów dalej – zachęcił ją.
– To wszystko, Blake. Czy to ci nie wystarcza? – zapytała, podnosząc nieco głos.
– Nie, nie wystarcza. Casey, chcę ci pomóc, ale nie będzie to możliwe, jeśli nie będziesz ze mną szczera i…
– Głos w telefonie – wpadła mu w słowo. – Wydawało się, że mówi małe dziecko.
Miała rację. To tylko głupi kawał.
– Dlaczego tak cię to zdenerwowało?
Casey usiadła prosto, jej oczy były wielkie jak spodki.
– Przestraszyło mnie to, co do mnie powiedziano. Głos był zniekształcony. Myślałam o tym i teraz uważam, że ktoś udawał dziecko. Musiało tak być, bo… cóż, po prostu musiało tak być.
Wstała i podeszła do okna. Minęło kilka minut, zanim ponownie się odezwała.
– Ta osoba, która zadzwoniła… – zawiesiła głos -…powiedziała… och, do diabła, powiedziała: „Dlaczego mnie zabiłaś, mamusiu?”
Blake zaczerpnął głęboko tchu, nim rzekł:
– To musi się skończyć. Chodź tutaj. – Wziął ją w ramiona. Położyła głowę na jego ramieniu i cicho zapłakała. Gładził jej krótkie loki i w myślach planował powolną śmierć w męczarniach tego, kto ją dręczył.
Casey uniosła ku niemu zapłakaną twarz.
– Nie rozumiem tego, Blake. Nie mogę spać w nocy, leżę i tak usilnie staram się przypomnieć sobie przeszłość, że to aż boli. Czasami nie wiem, czy kiedykolwiek sobie przypomnę, ale to… – uwolniła się z jego uścisku i usiadła na łóżku -…a jeśli to, o czym mówił ten, kto zadzwonił, jest prawdą?
Blake usiadł obok niej i otoczył ją ramieniem.
– Nie, Casey, to nieprawda. Nigdy nie skrzywdziłabyś dziecka.
Zaśmiała się gorzko.
– Może nie znasz mnie tak dobrze, jak ci się wydaje.
– Dzisiaj rano przeglądałem teczki taty, żeby wyrzucić wszystkie niepotrzebne rzeczy. Natrafiłem na coś, o czym powinnaś wiedzieć. Do diabła, myślę, że może już wiesz. W dniu śmierci Ronniego przyszłaś do gabinetu taty.
– Wiem o tym wszystko – powiedziała Casey zrezygnowana.
– A więc wiesz, że byłaś od sześciu tygodni w ciąży? – zapytał.
– Tak, Blake, i pamiętam, co zrobiłam mojemu nienarodzonemu dziecku. Naprawdę jestem potworem! – Casey zacisnęła i rozwarła pięści. Łzy potoczyły się po jej policzkach.
Wyciągnął ramiona, aby ją przytulić, ale się uchyliła. Podeszła do garderoby i po chwili wróciła z torebką.
– Oto co zrobiłam mojemu dziecku. – Wcisnęła mu w dłoń wyblakłą wizytówkę. Słowa były ledwie czytelne, ale zdołał je odcyfrować.
Rzucił kartonik na łóżko.
– Naprawdę wierzysz, że poddałaś się aborcji w tej klinice?
Zaniosła się histerycznym śmiechem.
– Cóż, do cholery, Blake! Nie trzeba zaliczyć cholernych studiów medycznych, żeby na to wpaść. Pamiętam, jak znalazłam ten kartonik przed Haygoodem w drodze do domu, gdy wyszłam z gabinetu twojego ojca. Pamiętam nawet swoją myśl: że to jest znak. Przyszłam do domu, zadzwoniłam tam i… cóż, na tym się kończą moje wspomnienia. Byłabym idiotką, gdybym wyobrażała to sobie inaczej, Blake. – Opadła na łóżko.
– Mylisz się. Mówiłem ci, że znalazłem twoją teczkę, tę ostatnią. Casey, aborcji nie było.
Casey gwałtownie usiadła na łóżku.
– A więc gdzie jest moje dziecko?! Czy również z tego powodu zostałam umieszczona w szpitalu? Czy zabiłam też moje dziecko?! – Histeryzowała, ale Blake wiedział, że musi pozwolić jej to wykrzyczeć. Dopóki się nie uspokoi, nie będzie słuchać niczego, co jej powie.
Delikatnie położył ją z powrotem na łóżku. Opierając się o wezgłowie, kołysał Casey w ramionach jak dziecko. Jej głośny płacz w końcu osłabł, przechodząc w ciche kwilenie. Czekał, aż coś powie.
– Zabrudziłam ci koszulę tuszem do rzęs. – Casey nachyliła się i wyjęła chusteczkę higieniczną z paczki na nocnym stoliku.
– To nieistotne.
– Nie powinieneś tak mówić – powiedziała bez przekonania.
– Casey, muszę dokończyć to, o czym mówiłem, zanim…
– …zaczęłam wrzeszczeć?
– Nigdy nie urodziłaś dziecka. Nigdy nie poddałaś się aborcji. – Wciągnął głęboko powietrze, zanim podjął przerwany wątek. – Tej nocy, kiedy byłaś w więzieniu, poroniłaś. Mój ojciec się tobą zajął.
Było jej zimno. Tylko nie tam na dole. Ciepła ciecz. Kobieta zabrała z niej wilgotne ciepło i zastąpiła je czymś suchym i grubym.
– Casey, wszystko w porządku? – zapytał Blake. Nie podobała mu się pustka, którą widział w jej oczach.
Kręciła głową z boku na bok i patrzyła na niego tak, jakby pierwszy raz go widziała.
W końcu odezwała się cichym głosem:
– Pamiętam.
– Co pamiętasz, Casey? Mojego ojca? Podniosła się z łóżka i znów podeszła do okna.
– Nie, jego nie mogę sobie przypomnieć. Pamiętam natomiast, że zajmowały się mną dwie kobiety. Wcześniej miałam krwotok. Kim były te dwie kobiety?
– Prawdopodobnie Córa i Vera.
– Były dla mnie takie okrutne. Pamiętam, że zmieniły mi… Chyba oczyściły mnie po poronieniu.
– Doktor Hunter mówi, że będzie spała przez jakiś czas. Mam nadzieję, że to, co jej dał, oszołomi ją porządnie. Mój Boże, nigdy nie widziałam czegoś takiego.
– Taak, cóż, poczekaj tylko, aż zobaczysz chłopaka, wtedy to powiedz. Człowiek nie powinien nigdy musieć patrzeć na to, co widzieliśmy tam dziś wieczorem. I ta biedna matka. Straciła oboje dzieci. Chociaż bardzo niechętnie to mówię, ta tutaj powinna smażyć się w piekle.
– Ziemia do Casey? Halo?
– Masz rację, Blake. To Córa i Vera były w więzieniu. Rozmawiały o mnie, mówiły, że powinnam smażyć się w piekle. Jak udało im się… zobaczyć ciało?
– Według szeryfa było tam całe miasteczko. Nie sądzę, żeby ktoś zamknął oczy, kiedy wynosili Ronniego… możesz to sobie wyobrazić.
– Aż za wyraźnie. Może utrata pamięci ma swoje zalety. Pamiętam, jak odkryłam, że jestem w ciąży, Blake. Chciałam umrzeć. Po prostu umrzeć. Łamię sobie głowę, próbując przypomnieć sobie, kto mógł być ojcem, i nie pamiętam żadnego chłopaka, z którym chodziłam, żadnej przypadkowej randki, niczego. Mam też drugą wizję i śmiertelnie mnie ona przeraża.
– Opowiedz mi o niej, Casey – nakłaniał ją.
– To brzmi szaleńczo, nawet dla mnie. Czy to możliwe, żeby Robert Bentley był ojcem mojego dziecka?