ROZDZIAŁ DWUNASTY

– Chcę się z tobą ożenić – to były pierwsze słowa, jakie usłyszała zaraz po przebudzeniu.

Maren przetarła oczy i spojrzała w bok. Twarz Kyle’a była. napięta i czujna.

– Myślałam, że małżeństwo nie wchodzi w grę…

Kyle potarł w zamyśleniu brodę. Głębokie bruzdy pokryły mu czoło.

– Właśnie tego się balem – wyznał. – Twojej niezależności.

Przez chwilę leżeli obok siebie w milczeniu. Maren nie bardzo wiedziała, jak traktować jego oświadczyny. Czy miał to być kolejny żart? Próbowała uspokoić oszalałe serce. Z Kyle’em nigdy nic nie było wiadomo.

– A co z moją pracą?

– Możesz kierować wszystkim z La Jolla.

Maren uniosła się na łokciach z wrażenia.

– Obawiam się, że nie jest to…

Kyle położył jej palec na ustach.

– Oczywiście, musiałabyś jeździć od czasu do czasu do Los Angeles – powiedział. – Moglibyśmy to jakoś zorganizować. Zresztą, jeśli sprzedasz firmę, wszystko się lepiej ułoży.

Poruszyła się niespokojnie.

– Elise prosiła mnie, żebym nie rozmawiała o Festival Productions do czasu zakończenia negocjacji.

Kyle spojrzał na nią ze zdumieniem.

– Co to za bzdury? – spytał marszcząc brwi. – Chyba najlepiej dogadamy się sami…

– Elise chce rozmawiać z Bobem Simmonsem.

Wyraz niedowierzania nie zniknął z jego twarzy.

– A potem Bob będzie musiał obgadać całą sprawę ze mną. Potem przekaże uwagi Elise… Potem Elise zechce porozmawiać z tobą… i tak w kółko. – Zamyślił się na chwilę. – Sądziłem, że lubisz ryzyko.

Maren skinęła głową.

– Więc po jakie licho ta Conrad?!

– No cóż… – Maren zawahała się. – Jest przecież prawnikiem…

Kyle spojrzał w jej błękitne oczy.

– Czy sądzisz, że chciałbym cię oszukać? – spytał. – Nie ufasz mi?

– Kyle, tu nie chodzi o zaufanie, tylko o… interesy.

Chciała wstać, ale złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.

– Nie – pokręcił głową. – Nie chodzi już o interesy, tylko o nas.

Maren patrzyła na niego z zapartym tchem. Nie, tym razem na pewno nie żartował. Wyrwała się jakoś z jego uścisku i narzuciła na siebie wielki szlafrok. Usiadła naprzeciwko łóżka.

– Chcesz rozmawiać o Festival Productions?

Skinął głową.

– Więc słucham.

Kyle usiadł wygodnie na łóżku i spojrzał z podziwem na Maren. Zdołała się zmienić nie do poznania w ciągu paru chwil. Wzrok miała chłodny, siedziała wyprostowana. Gdyby nie szlafrok, mógłby pomyśleć, że znajduje się właśnie u niej w biurze.

– Jakie są twoje warunki? – spytał.

– Masz wszystko na papierze – powiedziała z uprzejmym uśmiechem. – Musiałeś to przecież czytać.

Kyle podrapał się za uchem.

– Tak, oczywiście – mruknął. – Czy możesz mi je jednak przypomnieć?

– Zostaniesz jedynie właścicielem. Zgodnie z twoim życzeniem, przeniesiemy się do budynku Sterling Recordings. Poza tym nic się nie zmieni.

– Pod warunkiem, że będziesz zarządzać firmą z La Jolla – przerwał jej.

Maren udała zdziwienie. Gdyby tylko mogła wierzyć w szczerość jego intencji! Przecież już raz wykorzystał małżeństwo do zrobienia kariery… No, może niezupełnie…

– Proponuję uczciwą cenę za Festival Productions – ciągnął Kyle. – Nawet pani Conrad się z tym zgadza.

Maren skinęła głową. Zaczęła bębnić nerwowo palcami po poręczy fotela.

– Będę z tobą szczery, Maren. Przede wszystkim zależy mi na twoim talencie. Bez ciebie firma nie warta by była złamanego grosza. – Spojrzał na nią czule i przesunął się w stronę fotela. – Po ślubie będziemy mogli pracować razem.

Maren zastygła w dziwacznej pozie. Siedziała pochylona, jej palce zawisły nad poręczą. Nie mogła wydusić z siebie słowa. Potwierdzały się jej najgorsze przypuszczenia. Kyle zamierza ją wykorzystać i nawet się z tym nie kryje.

– Tak jak z Rose – wykrztusiła w końcu.

Kyle zesztywniał i spojrzał na nią zimnym, stalowym wzrokiem.

– Co ty pleciesz? – warknął. – Rose nie ma tu nic do rzeczy.

Maren drżała. Czuła, że za chwilę się rozpłacze.

– Nie wiem, Kyle… – powiedziała słabym głosem.

Potrząsnął niecierpliwie głową.

– Chcę, żebyś została moją żoną – oświadczył raz jeszcze. – Praca się nie liczy. Pragnąłbym ciebie, nawet gdybyś zajmowała się czymś zupełnie innym. Z Rose… to była pomyłka.

Maren opuściła głowę nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.

– Kocham cię, Maren – szepnął.

Łzy wolno spływały po jej policzkach. Tak bardzo czekała na te słowa… Tak bardzo chciała mu wierzyć.

Kyle wstał i przyklęknął tuż obok jej fotela.

– Nie widzisz, jak mi na tobie zależy?

Maren chciała zapomnieć o wszystkim i rzucić się w jego ramiona. Właściwie dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę, jak bardzo go kocha. Mimo to coś powstrzymywało ją przed podjęciem ostatecznej decyzji.

– Czy wyjdziesz za mnie?

Zaczął ją gładzić po głowie, szyi i odsłoniętym ramieniu. Poczuła, jak dreszcz przenika jej ciało.

– Daj mi trochę czasu – szepnęła.

– Nie chcesz?

Uśmiechnęła się przez łzy. Przez chwilę zwlekała z odpowiedzią.

– Chcę. Nawet bardzo – wyznała. – I dlatego muszę sobie wszystko przemyśleć.

Kyle zerwał się na równe nogi.

– Dobrze, jeśli chcesz… – Narzucił na siebie drugi, jeszcze większy szlafrok. – A teraz się ubieraj! Chcę, żebyś mi opowiedziała o teledyskach Mirage.

Maren roześmiała się, zupełnie rozbrojona.

– Teraz? Zaraz?

– Muszę ci przecież udowodnić, że możesz pracować w La Jolla. Nie mam chyba innego wyjścia.

Przez chwilę patrzyli na siebie z uśmiechem. Maren otarła łzy.

– Dobrze – powiedziała. – Ale najpierw chciałabym wziąć prysznic i zjeść śniadanie.

– Załatwione – mruknął Kyle.


Sobota i niedziela minęły niepostrzeżenie. Pod koniec pobytu Maren zauważyła, że wrasta w ten krajobraz. Holly przestała się dąsać i odnosiła się do niej z sympatią. Lydia wprost rozpływała się nad nią z zachwytu. Trochę pomogły pochwały, jakie Maren wygłaszała jedząc kolejne potrawy. Robiła to szczerze. Lydia była naprawdę znakomitą kucharką.

Niemal każdą chwilę spędzała z Kyle’em. Razem pracowali, jedli, chodzili na spacery. Czasami dołączała do nich Holly. Jeżeli dziewczynka miała coś przeciwko związkowi ojca z Maren, ukrywała to bardzo starannie. Zdarzało się jedynie czasami, że przerywała w połowie zdania albo bladła, jakby o czymś sobie przypomniała.

Idyllę zakłóciło to, co wydarzyło się późnym niedzielnym popołudniem. Maren kończyła właśnie pakowanie walizki, kiedy w drzwiach stanął Kyle.

– Chętnie bym cię tutaj zatrzymał – powiedział.

Maren rozłożyła ręce w bezradnym geście.

– Ja też bym chętnie została – mruknęła znad walizki. – Ciekawe tylko, co powiedziałby właściciel pewnej wytwórni płytowej, gdybym nie załatwiła wszystkiego w terminie?

Kyle uśmiechnął się.

– Myślę, że doszlibyście jakoś do porozumienia – powiedział. – Przecież i tak chce się z tobą ożenić.

Maren spoważniała. Nie miała już ochoty na przekomarzania.

– A twoja córka?

– Holly cię uwielbia!

– Nieprawda. Po prostu mnie toleruje. To i tak dużo… – zamyśliła się. – Za mało jednak, żebym mogła zastąpić jej matkę.

Pochłonięta swoimi myślami nawet nie zauważyła, że Kyle zbliża się do niej. Jej serce zareagowało wcześniej szybszym biciem. Przygniótł ją sobą.

– Ty bestio – westchnęła i pocałowała go mocno.

Czuła wyraźnie ciężar jego ciała. Pragnęła, by ta chwila trwała jak najdłużej. Chciała zapomnieć o wyjeździe. Zapomnieć o problemach… Skoncentrować się na tym, co najważniejsze – na pocałunku…

Kyle z trudem oderwał się od Maren i spojrzał na nią z miłością. Jeszcze nigdy nie widział tak pięknej kobiety. Od czasu oświadczyn pozbył się już wszelkich wątpliwości. Wiedział, że stoi przed życiową szansą.

– Pomyśl teraz nad moją propozycją.

Delikatnie wyzwoliła się z jego objęć. Leżeli obok siebie i patrzyli w sufit.

– Myślę, że powinniśmy być ze sobą zupełnie szczerzy – zaczęła.

– Zgadzam się.

Maren poruszyła się niespokojnie.

– Naprawdę?

Kyle wziął ją za rękę.

– No powiedz, co cię gryzie.

– Chodzi mi nie tylko o to, że zostanę macochą Holly – powiedziała ostrożnie. – Powiedz, czy twoja propozycja ma coś wspólnego z… Festival Productions?

– Nie – warknął. Jednocześnie zacisnął mocno dłoń na ręce Maren. Z trudem powstrzymała okrzyk.

– To boli – jęknęła.

Natychmiast rozluźnił uścisk.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie wiedziałem…

Maren chciała to jak najszybciej wyjaśnić.

– Powiedz, dlaczego sprawiasz wrażenie, jakby clę coś gnębiło w związku z moją firmą? – spytała spoglądając na niego spod oka. – Jeśli nie chodzi o sprzedaż, to o co?

Kyle wyraźnie się zmieszał. Obiecał, że będzie szczery. Przez chwilę marszczył czoło, a następnie wycedził wolno, przez zęby:

– Ryan Woods… uważa, że ktoś skopiował teledysk Mitzi Danner.

Maren zaparło dech z wrażenia.

– Z ostatniej płyty? – wydusiła w końcu.

Mimo że zrobiło mu się jej żal, skinął głową.

– To niemożliwe – protestowała Maren. – Dopiero niedawno skończyliśmy zgrywanie całości. Nie wysłałam nawet kasety do Sterling Recordings.

– Wiem.

Maren spojrzała na niego z gniewem.

– Myślisz, że mam u siebie piratów?

Kyle westchnął. Wolałby uniknąć tej rozmowy.

– Tak twierdzi Woods – wyjaśnił. – Ten facet zna się na rzeczy.

– Dowody! – krzyknęła zrywając się z łóżka. – Chcę dowodów! Nie pozwolę robić z siebie kryminalistki!

Spojrzała w dół. Kyle powoli podniósł się i usiadł na brzegu łóżka. Miał bardzo, bardzo nieszczęśliwą minę.

– Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?

– Chciałem mieć pewność.

– A teraz ją masz?

– Maren, na litość boską! Przecież sama zaczęłaś tę rozmowę – jęknął. – Woods obiecał, że zdobędzie piracką kopię. Proponuję zawiesić do tego czasu wszelkie rozmowy na ten temat!

– Piracką kopię?! – Maren nie wierzyła własnym uszom.

– Zostawmy to – powiedział. – Porozmawiajmy teraz o twoich sekretach.

Maren oblała się rumieńcem. O co tym razem mogło mu chodzić? Przecież powiedziała już wszystko.

– Co z Brandonem? – spytał. – Jak długo masz zamiar go utrzymywać?

Wzruszyła ramionami.

– Do chwili, kiedy będzie mógł pracować.

Kyle machnął ręką. W jego oczach pojawiły się złośliwe iskierki.

– Gdyby chciał, dawno by już znalazł pracę – mruknął. – Odnoszę wrażenie, że wcale nie chcesz uwolnić się od niego.

Maren pobladła z wściekłości.

– Brandon musi stanąć na nogi! – krzyknęła. – Dosłownie i w przenośni! Będę mu dawać pieniądze, dopóki nie zacznie pracować!

Miała już tego dość. Zatrzasnęła pełną ubrań walizkę, złapała ją i wybiegła na schody. Kyle nawet nie próbował jej gonić. Siedział na łóżku, zaskoczony tak gwałtowną reakcją.

Od razu skierowała się do kuchni, z nadzieją, że znajdzie tam Lydię i Holly. Nie myliła się. Siedziały obydwie przy wielkim stole i piły lemoniadę. Na piecu, w wielkiej misie, stało ciasto, które pewnie miało wyrosnąć. Holly mówiła coś po hiszpańsku do Meksykanki.

– Cześć, chcesz się pouczyć hiszpańskiego? – spytała na widok Maren.

Lydia pokręciła głową.

– Drogie dziecko, boję się, że mój akcent…

Holly machnęła ręką.

– Co tam akcent! I tak dostanę piątkę!

Maren poczuła ucisk w dołku. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, jak bardzo przyzwyczaiła się do La Jolla i jej mieszkańców.

Podeszła bliżej. Zarówno Holly jak i Lydia zauważyły walizkę w jej ręku. Twarze im posmutniały.

– Przyszłam się pożegnać.

– Nie wyjeżdżasz chyba na zawsze, co? – rzuciła Holly.

Maren uśmiechnęła się.

– Nie wiem… – zawahała się. Holly wyraźnie straciła humor, a Lydia wytarła oczy brzegiem fartucha. – Zobaczę, co da się zrobić.

– A może zostanie pani na kolacji?

Maren uśmiechnęła się do zażywnej kucharki.

– Niestety, muszę wracać.

W kuchni pojawił się Kyle. Spojrzał najpierw na córkę i Lydię, a następnie wyjął bez słowa walizkę z dłoni Maren i skierował się w stronę drzwi.

– Mogłabyś zostać – rzucił przez ramię.

– Nie – pokręciła głową. – Muszę wrócić. Chcę sprawdzić to, o czym mówiłeś.

Kyle zmarszczył brwi. Teraz żałował, że jej o tym powiedział.

– Uważaj na siebie – rzekł ciepło.

Lydia i Holly spojrzały na siebie. Nie miały pojęcia, o co chodzi.

– Nie przejmuj się – mruknęła Maren. – Wszystko będzie dobrze…

Wyszli przed dom. Silny wiatr rozwiewał jej kasztanowe włosy. Zanosiło się na sztorm.

– Kiepska pogoda dla żeglarzy – zauważył.

– I piratów – dodała.

Kyle westchnął ciężko.

– Musisz mi obiecać, że nie będziesz się w nic mieszać – zażądał. – Gdybyś nie nalegała, nic bym ci nie powiedział.

Maren uśmiechnęła się.

– Zaczynasz mówić jak bohaterowie kryminałów.

Poczuli pierwsze krople deszczu. Kyle umieścił jej walizkę na tylnym siedzeniu. Maren usiadła za kierownicą.

– Bądź też ostrożna na drodze. Może być ślisko…

Spojrzała na niego po raz ostatni i przekręciła kluczyk w stacyjce.

– A ty biegnij szybko do domu, bo zaraz przemokniesz, zaziębisz się i umrzesz…

Kyle nie zwracał uwagi na jej złośliwości. Bruzdy na czole świadczyły o stanie jego ducha.

– Będzie mi ciebie brakowało – powiedział.

Chciała wyskoczyć z samochodu i wyznać, że pragnie z nim zostać na zawsze. Myśląc o tym poczuła, że do oczu napływają jej łzy.

Ruszyła ostro do przodu i po chwili zniknęła za bramą. Kyle włożył ręce do kieszeni dżinsów. Czy uda mu się kiedyś ją zatrzymać?


Kyle dotrzymał słowa. Pod koniec tygodnia zadzwoniła Elise z informacją, że według niej umowa jest już zupełnie w porządku. Maren dostała nawet pakiet akcji Sterling Recordings. Prawnicy Kyle’a mieli przygotować wszystkie dokumenty na koniec miesiąca.

Maren była tak zajęta pracą, że nie zdołała wykrzesać z siebie nawet odrobiny radości. Kłopoty związane z pracą nad teledyskami Mirage spędzały jej sen z powiek. Najpierw mieli problemy z oświetleniem. Potem z dźwiękiem. Przez dwa dni szukali jednego z kostiumów, który, jak się okazało, pozostał w wypożyczalni. Kiedy w końcu wydawało się, że nic już im nie przeszkodzi, niespodziewany wybuch sztucznych ogni uszkodził aparaturę. Na szczęście nikt nie został ranny.

– Wiesz – powiedział do niej Ted Bensen – mam wrażenie, że ktoś robi to specjalnie. Gdybym nie znał moich ludzi, oskarżyłbym ich o sabotaż.

Kompletnie wyczerpana, Maren nie chciała tego słuchać. Stwierdziła po prostu, że tym razem mają potwornego pecha. Przypominała sobie pierwsze teledyski, jakie robiła dla Mirage. Pracowała wtedy na złym sprzęcie, zaledwie z garstką ludzi, ale wszystko wyglądało podobnie. Pech. Po prostu pech.

Jeszcze bardziej martwiła ją Jane. Sekretarka przypominała teraz własny cień. Maren zupełnie nie mogła się z nią porozumieć.

– Założę się, że Kyle Sterling ma coś wspólnego z tym wybuchem – mówiła, podając jej kawę. – To jasne, że chce cię zmusić do sprzedania firmy…

Nie pomagały żadne tłumaczenia. Jane coraz bardziej pogrążała się w swojej obsesji. Maren mogła jej co najwyżej współczuć i unikać rozmów związanych z Jacobem. Co jakiś czas zapewniała ją tylko, że nie straci pracy.

Dopiero po trzech tygodniach znalazła trochę czasu dla siebie. Zadzwoniła do Kyle’a i zaprosiła go do studia, żeby obejrzał film do „Wczorajszej miłości”. Niestety, nie mieli jeszcze dźwięku. Podczas krótkiego spotkania Kyle podpisał umowę na teledysk Joeya Righteousa i Maren znowu zabrała się do pracy. Tym razem szło jej znacznie lepiej.

W czwartek odezwała się ponownie Elise. Poinformowała, że wszystkie dokumenty są już w porządku. Maren podpisała umowę o sprzedaży Festival Productions. Teraz firma miała się znaleźć w rękach Kyle’a.

Czekała z zapartym tchem na sygnał z La Jolla. Nareszcie osiągnął swój cel i, jeśli chciał, mógł się wycofać z propozycji małżeństwa. Miała dla niego pracować przez najbliższe trzy lata, ale… Gdyby chciał, nie musiałby się z nią nawet widywać.

Zadzwonił w piątek rano. Nie wspomniał ani słowem o małżeństwie czy choćby umowie. Zapraszał ją serdecznie do La Jolla.

Maren bez wahania zdecydowała, że pojedzie. Tym razem wybrała dłuższą drogę, wzdłuż wybrzeża. Miała ochotę przemyśleć wszystko i odpocząć po trudach wyczerpującej pracy.

Pomysł okazał się znakomity. Przez cały czas cieszyła się cudownymi widokami. W czasie drogi śpiewała lub słuchała muzyki. Kiedy dotarła o zachodzie do La Jolla, czuła się tak dobrze jak nigdy.

Posiadłość Kyle’a tonęła w złotym, słonecznym świetle. Znajomy widok ucieszył ją, ale i wywołał niepokój. Spojrzała na zegarek. Dochodziła szósta. Ciekawe, jak ją przyjmie?

Przypomniała sobie zdarzenia minionego tygodnia. Krótkie spotkanie z Kyle’em… Zapewnienia Elise, że nikt nie zaoferuje jej lepszych warunków… Środową rozmowę z Brandonem…

Były mąż nie wydawał się zachwycony perspektywą papierkowej roboty w biurze. Wciąż powracał do marzeń o grze w tenisa. Zapewniał, że czuje się lepiej i być może za jakiś czas będzie mógł się sam utrzymać. Na razie chciał zamieszkać w domu, który kupili jeszcze w czasach małżeńskich. Maren dostała go po rozwodzie. Obecnie wynajmowała go pewnemu małżeństwu. Brandon przekonywał ją, że musi mieć spokój, aby rozpocząć treningi, a położony z dala od miasta dom z kortami znakomicie się do tego nadaje.

Kiedy odłożyła słuchawkę, poczuła, że cała drży. Dopiero teraz zrozumiała, że Brandon rzeczywiście ją wykorzystuje. Nie miał zamiaru podjąć pracy. Postanowił jak najdłużej żyć na jej koszt…

Po przemyśleniu wszystkiego stwierdziła, że musi z tym skończyć. Zrobiła, co mogła, żeby pomóc byłemu mężowi, a za wypadek nie odpowiadała. Nie czuła się już winna!

Zatrzymała się tuż przed drzwiami La Jolla. Uśmiechnęła się na myśl, że oto znalazła się w posiadłości swojego szefa. Na szczęście przywoziła mu same pomyślne wieści. Teledysk Mirage był już praktycznie gotowy, trzeba tylko zgrać obraz z dźwiękiem, zaczęła przygotowania do filmu Joeya… Wszystko szło jak najlepiej.

Sięgnęła po walizkę. Zostawała jeszcze sprawa Mitzi Danner. Z trudem znalazła czas na przeprowadzenie dyskretnego śledztwa, ale bez rezultatu. Była przekonana, że Ryan Woods się pomylił. Zresztą Kyle nie krył, że brakuje mu dowodów. Teraz pewnie ją przeprosi. Nie, nie on. Ryan Woods…

Podeszła do drzwi nucąc coś wesoło pod nosem. Zanim zdążyła zadzwonić, w drzwiach stanęła wyraźnie zmartwiona Lydia.

– Dzięki Bogu, że pani już jest – westchnęła i przeżegnała się zamaszyście.

– Co się stało?

Lydia straciła panowanie nad sobą. Zaczęła jej coś tłumaczyć po hiszpańsku. Dopiero po chwili zorientowała się, że Maren nic nie rozumie. Cofnęła się do środka, robiąc jej przejście.

– Mój Boże, mój Boże! Co ja plotę?! – jęknęła. – Chodzi o Holly…

Maren pobladła. Przez Jej głowę przemknęły najczarniejsze myśli. Taras. Skaty. Kolejna operacja. Załamanie psychiczne…

– Tak?

– To ta kobieta – tłumaczyła nieskładnie Lydia. – Znowu zadzwoniła…

Maren zmarszczyła brwi.

– Jaka kobieta? Nic nie rozumiem. Co się stało z Holly?

Zalał ją znowu potok hiszpańszczyzny. Złapała Lydię za rękę. Musiała ją jakoś uspokoić.

– Zaraz. Wszystko po kolei – powiedziała najspokojniejszym tonem, na jaki ją było stać. – I najlepiej po angielsku.

Lydia załamała ręce.

– Ona krwawi…

Maren wydała zduszony okrzyk. Lydia spojrzała na nią i zorientowała się, że wyraziła się niewłaściwie.

– Nie, nie. Tutaj – wskazała na serce.

Maren odetchnęła z ulgą.

– Dzwoniła jej matka.

– Gdzie jest teraz?

– Jej matka?

– Nie. Holly.

Lydia wskazała na skaty.

– Chyba na plaży… – zawahała się. – Niech pani Idzie, porozmawia z nią. Mnie nie chce słuchać. Jestem dla niej za stara… Mówi, że nie rozumiem…

Maren stwierdziła, że rzeczywiście będzie lepiej, jeśli dowie się wszystkiego z ust Holly. Wprawdzie nie chciała się mieszać do spraw dziewczynki, bo uważała, że wszelkie kwestie związane z Rose powinien załatwiać Kyle, zgodziła się jednak porozmawiać z Holly, żeby pocieszyć pogrążoną w rozpaczy Lydię.

Zeszła wolno po schodach, zdjęła buty i skierowała się w stronę plaży. Przez cały czas zastanawiała się, jak zacząć rozmowę. Ku jej zaskoczeniu, na plaży był również Kyle. Siedział na wielkim głazie i patrzył z niepokojem na córkę.

– Cześć! – rzuciła podchodząc do nich. – Lydia prosiła, żebym z wami pogadała.

Kyle nawet się nie poruszył. Holly spojrzała na nią, ale nie odpowiedziała. Maren dostrzegła ślady leź na Jej policzkach.

– Jeśli przeszkadzam… – zaczęła niepewnie.

Kyle przerwał jej ruchem ręki.

– Cieszę się, że jesteś – powiedział cicho przeciągając dłonią po zmęczonej twarzy. – Może uda ci się wytłumaczyć Holly pewne sprawy.

Maren usiadła tuż obok dziewczynki.

– Spróbuję. Też kiedyś miałam piętnaście lat.

Holly zerknęła na nią z zainteresowaniem.

– Czy twoja mama pracowała? – spytała słabym głosikiem.

– Tak. Uczyła angielskiego w średniej szkole, tej samej, do której chodziłam. – Maren westchnęła. – Pamiętam, że przez cztery lata nie miałam ani chwili spokoju.

Dziewczynka uśmiechnęła się blado. Uniosła nieco głowę, chcąc sprawdzić, czy Maren mówi prawdę.

– A czy zdarzyło się, że nie było Jej kiedyś na twoich urodzinach? – spytała.

Maren nie miała wątpliwości, że dla Holly jest to niezwykle ważna sprawa. Postanowiła jednak, że nie będzie kłamać. Spojrzała przed siebie, na przestrzeń oceanu i zmarszczyła czoło.

– Nie pamiętam – wyznała. – Wydaje mi się jednak, że nie… Uwielbiała urodziny i wszystkie inne święta. Zdaje się, że zawsze robiła tort ze świeczkami…

Holly pociągnęła nosem.

– Właśnie.

Kyle położył dłoń na ramieniu córki.

– Czy mama zapomniała o twoich urodzinach?

Dziewczynka pokręciła głową. Kilka łez potoczyło się po jej policzkach.

– Nie, pamiętała… – powiedziała z żalem w głosie.

Przez chwilę milczała, patrząc na fale. Maren widziała po jej minie, że Holly jest u progu załamania.

– Obiecała, że przyjedzie…, że zrobimy przyjęcie… A teraz dzwoniła, że musi zostać – wyrzuciła z siebie Holly.

Dalsze słowa utonęły w szlochu. Maren stwierdziła, że najlepiej zrobi, jeśli pozwoli jej się wypłakać. Dziewczynka ucichła po paru minutach.

– Ona mnie nie kocha – stwierdziła wreszcie bezbarwnym głosem.

Maren dotknęła jej głowy. Kyle poruszył się niespokojnie na swoim miejscu.

– Mylisz się. Na pewno cię kocha… Dorośli mają po prostu różne ważne sprawy…

Holly znowu zaczęła płakać.

– Powiedziała, że przyśle mi prezent. Czy nie rozumie, że wolałabym, żeby po prostu była ze mną? – skarżyła się.

Maren poczuła, że brakuje jej argumentów.

– Musisz zrozumieć, że praca jest dla niej czymś ważnym…

Dziewczynka uniosła głowę.

– Ważniejszym ode mnie?

– Ależ nie.

Kyle zacisnął pięści w bezsilnej złości.

– Dlaczego jej bronisz? – spytała Holly.

Maren wzruszyła ramionami.

– Wcale jej nie bronię – wyznała szczerze. – Po prostu nie wolno nikogo potępiać, nie znając motywów jego postępowania. A co do przyjęcia, myślę, że mogłabym coś ci zaproponować – zawiesiła głos.

Kyle spojrzał na nią ostrzegawczo. Bał się, że Maren będzie jednak próbowała zastąpić Rose.

– Co? – spytała nieufnie dziewczynka.

– W przyszłym tygodniu urządzam przyjęcie z okazji ukończenia pracy. Nie będzie to co prawda urodzinowa feta, ale spotkasz u mnie wszystkich chłopaków z Mirage.

Holly pisnęła głośno.

– Naprawdę?! Nawet J. D. Price’a?

– Jasne.

Wszystko wskazywało na to, że Holly zapomniała na razie o swoich kłopotach.

– Mogłabym zaprosić przyjaciółkę?

Maren skinęła głową. Holly z wdzięczności rzuciła się jej na szyję.

– Dziękuję… i przepraszam za wszystko – szepnęła jej do ucha.

Po chwili była Już przy schodach. Jej bose stopy tylko migały w powietrzu.

– Biegnę zadzwonić do Sary! – krzyknęła od schodów. – Oszaleje z radości!

Kyle uśmiechnął się tajemniczo.

– Jeszcze jedno zwycięstwo… – powiedział patrząc na córkę znikającą na schodach.

– Nie moje. J. D. Price’a.

– Czyżby to była łapówka?

Maren pokręciła głową.

– Nie lubię tego słowa. Wolę myśleć, że ją oczarowałam.

– Ja też… – szepnął Kyle.

Przez chwilę patrzyli w milczeniu w stronę domu. Holly znajdowała się już pewnie w swoim pokoju. W oknach pojawiły się pierwsze światła.

– Rozmawiałem wczoraj z lekarzem. Twierdzi, że wszystko jest już w porządku – poinformował ją Kyle. – Oczywiście na ostateczne wyniki trzeba będzie poczekać.

– Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Maren poczuła dłoń Kyle’a na ramieniu.

– Brakowało mi ciebie – powiedział ochrypłym głosem.

Z trudem przełknęła ślinę.

– Mnie was również…

Kyle poruszył się niespokojnie.

– Więc zostań z nami.

– Jak długo?

– Na zawsze.

Poczuła muśnięcie jego ust na szyi. Kyle zaczął bawić się jej włosami. Wiedziała jednak, że jest zdenerwowany i czeka niecierpliwie na odpowiedź. Nie mogła trzymać go dłużej w niepewności.

– Dobrze, Kyle – szepnęła. – Zostanę z wami… do końca życia.

Objął ją mocno i przytulił do siebie.

– Mój Boże! Maren! Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na te słowa.

Położyła palec na jego ustach. Oczy jej świeciły. Przez chwilę stall objęci i patrzyli na siebie w milczeniu. Nie musieli nic mówić. Oboje wiedzieli, że już się nie rozstaną.

Загрузка...