ROZDZIAŁ SZÓSTY

Leżeli na piaszczystej plaży. Maren powoli dochodziła do siebie. Nad nimi wciąż świecił księżyc. Te same gwiazdy migotały w oddali. Jej głowa spoczywała na ramieniu Kyle’a. Nie widziała jego twarzy. Mogła się jedynie domyślać jej wyrazu.

Wyciągnęła dłoń i poczuła pod palcami szorstki policzek. Zaczęła pieścić jego brodę, a potem ucho. Narastało w niej niewypowiedziane uczucie miłości. Nie wiedziała, jak sobie z nim radzić.

Kyle pocałował wnętrze jej dłoni.

– Tak mi dobrze… – szepnęła.

– Mnie też…

Wolno położył jej głowę na piasku i ucałował czoło. Potem włożył spodnie i sięgnął po nieco wilgotną sukienkę, by ubrać Maren. Pozwoliła na to bez słowa. Było to teraz coś niezwykle naturalnego.

Dotyk mokrego materiału przyniósł ulgę jej rozpalonemu ciału. Mimo to wciąż pragnęła Kyle’a. Jej małżeńskie życie seksualne, które wydało się niegdyś tak wspaniale, przedstawiało się teraz jako coś żałośnie monotonnego… Kyle miał w sobie jakby magnetyczną siłę, powodującą, że najprostszy gest nabierał nagle głębszego, erotycznego znaczenia.

– Chciałem ci wyjaśnić, jak wyglądają moje stosunki z Rose – powiedział w drodze powrotnej.

Na dźwięk tego imienia po ciele Maren przebiegł zimny dreszcz. Pomyślała, że robi się coraz chłodniej, a ona ma na sobie jedynie cienką sukienkę. Zbliżali się właśnie do schodów.

– A ja mówiłam, że to nie jest konieczne…

Zaczęła się rozglądać dokoła szukając sandałów i butów Kyle’a.

– Na ogół nie mam ochoty rozmawiać o moim małżeństwie.

– Nie musisz – rzekła wyciągając rękę w stronę sporego głazu. – Widzisz, tam są nasze buty…

– Maren!

– Nie chcę cię zmuszać do wyznań. To, że się kochaliśmy, niczego nie zmienia.

– Chciałbym jednak, żebyś wiedziała o pewnych sprawach…

– Nie teraz…

Chłodny wiatr owiewał jej plecy. Skurczyła się, ale Kyle nie zwracał na to uwagi. Był za bardzo pochłonięty swoimi myślami. Dlaczego pozwoliła, żeby to się stało?

Chciał ją objąć, ale wyśliznęła się z jego ramion.

– Dlaczego uciekasz, Maren? Czego się boisz?

Odwróciła się do niego i podniosła wysoko brodę.

– Nie uciekam, ale… jestem trochę… zaskoczona. – Jej oczy nabrały wyrazu niepewności. – Nie wiem, czy powinnam teraz… – zawahała się.

– Z powodu byłego męża? – spytał z powagą.

Chciała skłamać i powiedzieć, że Brandon nie liczy się w jej życiu, jednak w porę powstrzymała się. Wyznała tylko zgodnie z prawdą:

– Już go nie kocham… Jeśli o to ci chodzi.

Kyle spojrzał na nią sceptycznie. Czuła, że jej nie wierzy.

– Więc dlaczego tak się zachowujesz? Chcesz być ze mną, a potem mnie odtrącasz. Naprawdę nie potrafię tego zrozumieć…

– Po prostu nie wiem, co zrobić z naszym związkiem – westchnęła. – Nic nie wiem… Może powinnam teraz odjechać. Zostawić cię, żebyśmy mogli wszystko przemyśleć.

Kyle był już na schodach. Odwrócił się Jednak i spojrzał na nią z góry.

– Musisz zostać.

Po chwili znów trzymał ją w ramionach. Nie potrafiła się oprzeć.

– Zostań, proszę… – szepnął i pocałował ją.

Poczuła, że znów budzi się w niej tęsknota… Zupełnie zapomniała, że chciała wyjechać. W tej chwili pragnęła jedynie stać tak całą noc tuląc się do Kyle’a.

Odepchnęła go jednak delikatnie.

– Pójdę po teczkę.

Kyle zesztywniał i Maren z łatwością uwolniła się z jego objęć. Podbiegła do schodów i zaczęła się wspinać w górę, ku tarasowi. Łzy płynęły jej ciurkiem po policzkach.

Znalazł ją dopiero w swoim gabinecie. Stała nieruchomo, przyciskając do piersi swą gładką, skórzaną teczkę.

– Powiadomię cię o decyzji dotyczącej sprzedaży Festival Productions po rozmowie z prawnikiem.

Skinął chłodno głową. Twarz miał spokojną. Zachowywał się tak, jakby znajdował się na zebraniu pracowników. Schylił się po piaskowy żakiet i wyciągnął go w jej stronę. Ich palce zetknęły się na chwilę.

– Mam nadzieję, że zabierzesz się szybko do nowego albumu Mirage – powiedział oficjalnym tonem.

– Oczywiście – mruknęła wygładzając sukienkę. – Będziesz go miał na czas.

– Cała ty… Interesy, interesy, interesy…

– Wolisz, żebym tego nie robiła?

Kyle spojrzał na nią złym wzrokiem. Nic jednak nie powiedział.

– Dobranoc, Kyle – rzuciła wychodząc.

Poszedł za nią. Zatrzymał się jednak przy głównym wejściu.

Maren wśliznęła się do samochodu. Przez chwilę się wahała. Pomyślała jednak, że nie ma już wyboru i włożyła kluczyki do stacyjki. Ruszyła. W bocznym lusterku mignęła jej jeszcze sylwetka Kyle’a. Jasno oświetlony dom pozostał w tyle.

Łykała łzy. Za nią pozostawała najpiękniejsza przygoda jej życia i najbardziej interesujący mężczyzna, jakiego znała. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie włączyć ogrzewania, żeby wysuszyć sukienkę. Zrezygnowała jednak. Było jej duszno i gorąco.


Resztę weekendu próbowała wypełnić jakimiś drobnymi zajęciami. Miała nadzieję, że Kyle zadzwoni, ale się zawiodła. Ciągłe patrzenie na telefon nie miało sensu. Zabrała się nawet do pracy nad nagraniami Mirage, ale zbyt mocno kojarzyły się one z Kyle’em.

Po nie przespanej nocy z ulgą powitała poniedziałkowy ranek. Czuła się fatalnie. Wzięła zimny prysznic i wypiła mocną kawę. Kiedy przekroczyła drzwi biura, natychmiast pochłonął ją wir pracy. Stare problemy czekały na rozwiązanie. Poza tym wciąż niepokoiła ją kwestia pirackich kopii. Czy rzeczywiście udało się jej wszystko załatwić? Wiedziała, że Kyle nie rzuca słów na wiatr. Jeśli wyciągnął sprawę nielegalnych kopii, z pewnością miał do tego jakieś powody.

Zmarszczyła nos i sięgnęła do torebki. Chciała zapomnieć o problemach związanych z prowadzeniem firmy i nareszcie zabrać się do pracy. Zwłaszcza że powoli zaczynała „czuć” muzykę Mirage. W jej głowie pojawiły się pierwsze obrazy związane z piosenką „Wczorajsza miłość”. Włączyła magnetofon. Usadowiła się wygodnie w fotelu i zamknęła oczy. Mimo wysiłków nie mogła zapomnieć o Kyle’u. Czyżby miał się zachować tak jak mężczyzna z piosenki?

Z drugiej strony, czy ktoś z jego reputacją i pieniędzmi był w stanie kochać tak mocno jak ona? Zakryła dłońmi zmęczoną twarz i potrząsnęła głową. Gdyby sprzedała firmę, stałaby się podwładną Kyle’a. Podzieliłaby los tylu sekretarek i asystentek… Nowy szef pewnie szybko by się znudził zabawką… Czy umiałaby się wówczas pozbierać jak bohater „Wczorajszej miłości”?

Te myśli nie dawały jej spokoju aż do ostatnich taktów utworu. Potem wyłączyła magnetofon i przewinęła kasetę. Jej mózg pracował Jak maszyna. Nareszcie znalazła to, o co chodziło. Miała pomysł na teledysk! Zaczęła szybko notować. Długopis migał po papierze. Skończyła wraz z ostatnią skargą bohatera. Jednocześnie w jej pokoju pojawiła się Jane, niosąc tacę z dwiema filiżankami parującej kawy.

– Przepraszam, pukałam, ale nie słyszałaś – powiedziała stawiając kawę na biurku. – Mirage?

Maren skinęła głową i sięgnęła po filiżankę. Nawet nie musiała pytać Jane o samopoczucie. Cienie pod oczami świadczyły same za siebie.

– Tak. Piosenka pod tytułem „Wczorajsza miłość”. Ma wyjść na singlu jako zapowiedź ich nowego albumu.

Sekretarka wyciągnęła rękę.

– Lepiej się wstrzymaj. Z tego, co wiem, nikt ze Sterling Recordings nie podpisał z nami umowy.

Maren uśmiechnęła się tajemniczo i otworzyła usta. Jane ubiegła ją.

– Nic nie mów! Sama zgadnę… Kyle Sterling padł ci do stóp, przyznał się do winy i poprosił o rękę!

Obie spojrzały sobie w oczy i roześmiały się głośno.

– No. może niezupełnie… W każdym razie nie musimy się martwić o umowy.

– Twoja słynna sztuka perswazji – skomentowała Jane.

– Raczej racjonalny kompromis – westchnęła Maren. – Na szczęście nie narzekamy jeszcze na brak pracy.

Jane wyjęła z kieszeni paczkę papierosów.

– Mam nadzieję, że Joey Righteous jest pierwszy na liście – mruknęła wyciągając pierwszego papierosa. – Ten dzieciak po prostu szaleje.

Na jej twarzy pojawił się wyraz oczekiwania. Powoli wydmuchiwała dym w stronę szumiącego wentylatora. Wiedziała, że Maren nie lubi dymu.

– Niestety. Joey będzie musiał trochę poczekać. Zaczynamy od nowych piosenek Mirage – wyjaśniła patrząc z niepokojem na Jane.

– Joey zwariuje…

– Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Dziewczyna zachichotała i potrząsnęła jasną grzywką.

– Tak, masz rację.

Maren dopiła kawę i odstawiła filiżankę. W jej dłoni znowu pojawił się długopis. Czekała ją jeszcze osobista rozmowa z Jane. Mimo że uważała ją za przyjaciółkę, ich stosunki zmieniły się nieco, od kiedy przejęła Festival Productions. Teraz zastanawiała się, czy załatwić całą sprawę teraz, czy też odłożyć ją na później.

– Czy pojawił się już ktoś z produkcji?

Sekretarka pokręciła głową, wypuszczając kłąb szarego dymu.

– Jeszcze nie. Dzwonił Ted. Mówił, że pomaga przy ostatnim teledysku Mitzi Danner. W tytule jest załamanie, nerwica, albo coś równie optymistycznego.

– „Złamane serce” – podsunęła Maren.

– O, właśnie!

– Czyżby pojawiły się jakieś problemy? Myślałam, że to dawno skończone.

Skrzywiła się. Nie miała ochoty na kontakty z Mitzi Danner, powszechnie znanej z nieprzyjemnego sposobu bycia i ostrego języka.

– Było skończone…

– Więc co się u licha stało?

Jane uśmiechnęła się blado.

– A jak myślisz?

Przez głowę Maren zaczęty przewijać się ponure myśli: zła synchronizacja, prześwietlony film, a może problemy z ekspozycją biustu piosenkarki?

– Nie mam najmniejszego pojęcia. Może raczysz mnie oświecić.

Sekretarka machnęła ręką, jakby chciała zbagatelizować problem.

– Och, to nic wielkiego… Nie wiem, czy pamiętasz, że ostatnie sceny miały być kręcone na tle zachodzącego słońca?

Maren skinęła głową.

– Mitzi oczywiście się spóźniła i zdjęcia wyszły za ciemne. Kiedy Ted to zobaczył, zaproponował nakręcenie ich na nowo.

– Współczuję mu.

– Twierdził, że Mitzi nareszcie była przekonująca jako gniewna kochanka.

Wymieniły porozumiewawcze uśmiechy.

– Dobre i to – westchnęła Maren. – Mam nadzieję, że tym razem wszystko jest w porządku. Inaczej w następnych poprawkach Mitzi będzie jak prawdziwa tygrysica.

– Ted właśnie to sprawdza – wyjaśniła Jane. – Przyznaj się, że nigdy jej nie lubiłaś – dodała po chwili.

Maren przypomniała sobie piosenkarkę w długiej wieczorowej sukni przy basenie w jej posiadłości. Któż wtedy przy niej stał? Kyle?

– No cóż, to wspaniała artystka.

– Nie o tym mówimy.

– Jest dobrą klientką. Bardzo dobrze pracuje mi się z jej nagraniami.

– Ale nie z nią.

– Jest może trochę obcesowa…

– I ma niewyparzoną gębę – dodała Jane.

Zdusiła niedopałek papierosa w popielniczce i usiłowała wstać, ale nagle pobladła i opadła bez sił na krzesło.

– Dobrze się czujesz?

Twarz Jane wykrzywiła się w bolesnym grymasie.

– Lekarz mówił, że to przejdzie.

– A co… z…

Sekretarka uśmiechnęła się z trudem.

– Tak jak było do przewidzenia.

– To znaczy?

– Dziecko urodzi się na początku listopada – wyznała w końcu.

– Ależ to cudownie! – Maren klasnęła w dłonie. – Mówiłaś Jacobowi?

Jane wzięła głęboki oddech.

– Nie – powiedziała. – Ale pogadam z nim… dzisiaj albo jutro. Ostatnio nie jest w zbyt dobrym nastroju. Muszę zaczekać na odpowiedni moment.

– Zobaczysz, że dobrze to przyjmie.

– Wątpię.

Jane zacisnęła usta. Przez moment walczyła ze łzami. Jej naprężone plecy lekko drżały. Po chwili jednak uspokoiła się na tyle, żeby kontynuować rozmowę.

– Powiedz lepiej, jak ci poszło ze Sterlingiem.

– Cóż, musiałam użyć mojej słynnej sztuki perswazji – zażartowała Maren.

Na wargach Jane pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.

– Negocjacje? – spytała.

– Można tak powiedzieć. Wszystko wskazuje na to, że firma Sterling Recordings chce być samowystarczalna. Kyle zaproponował, że wykupi Festival Productions. Oczywiście, zostałabym tu szefem i utrzymałabym całą starą ekipę – dodała uspokajająco.

Dziewczyna wyglądała na wstrząśniętą. Z jej twarzy zniknął uśmiech.

– Chyba nie myślisz o tym poważnie?

– Sama nie wiem. – Maren potarła w zamyśleniu czoło. – To rozwiązałoby wiele naszych problemów.

Dlaczego sekretarka tak pobladła? Co się stało? Maren zauważyła, że dziewczynie drżą dłonie, a jasne oczy patrzą z przerażeniem.

– Ale przecież tyle pracowałaś, żeby to wszystko było twoje! Czy chcesz zrezygnować z tej swobody, którą daje prowadzenie własnej firmy?

– Muszę się nad tym zastanowić – powiedziała spokojnie Maren próbując dociec, co tak bardzo wzburzyło sekretarkę.

– Ale… dlaczego?

– Po pierwsze, wcale nie musiałabym się wyrzekać swobody. Umowa dawałaby mi olbrzymie kompetencje. Po drugie czuję, że wszyscy potrzebujemy głębszego oddechu. Nie można tak funkcjonować, od jednego teledysku do drugiego… To nas zabija.

Jane machnęła ręką.

– Przecież dopiero zaczynamy stawać na nogi. Wiem, że J. D. Price nie będzie pracował z nikim innym. Nawet Joey Righteous twierdzi, że jesteś naprawdę super.

– Co? – Maren omal się nie roześmiała.

– No… w porządku. To wielki komplement w ustach kogoś, kto nie uznaje żadnych autorytetów… poza sobą – dodała Jane po chwili wahania.

Maren chciała uspokoić rozgorączkowaną dziewczynę. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, że tak jej zależy na firmie.

– Posłuchaj, tak naprawdę niewiele się zmieni. W dalszym ciągu będziemy kręcić teledyski. Tyle że dostaniemy więcej pieniędzy, a Kyle Sterling będzie się czul bardziej bezpieczny.

Jane zesztywniała.

– Dlaczego? – szepnęła.

– Teledyski to w tej chwili dobry interes. Kyle Sterling boi się nieuczciwej konkurencji. Tak czy owak zamierza kręcić je u siebie. Mamy więc szczęście, że w ogóle chce z nami współpracować. Mógłby przecież po prostu wyeliminować nas z gry.

Jane oparła się o ścianę. Na jej czole pojawiły się krople potu.

– Czy nie wydaje ci się, że Sterling właśnie to chce zrobić?

Maren uśmiechnęła się. Nie chciała zdradzać własnych wątpliwości.

– Nie. Myślę, że jest uczciwy.

– Ale nie podpisał wszystkich umów, prawda? – spytała Jane, wyciągając dłoń w stronę stojącej przy biurku teczki.

– Rzeczywiście, na razie nie podpisał.

Twarz sekretarki stężała.

– Nie poznaję cię, Maren. Nigdy w ten Sposób nie prowadziłaś interesów. Nie dałaś się dotąd owinąć wokół palca żadnemu mężczyźnie.

Maren poczuła, że się rumieni. Musiała jednak zdobyć się na jakąś odpowiedź:

– Kyle nie chce… owinąć mnie… – Nie mogła dokończyć zdania.

– Kyle? Chyba nie zakochałaś się w tym facecie?

W pokoju zaległa cisza. Jane spojrzała na Maren, a następnie wzniosła oczy ku górze.

– Bądź ostrożna, Maren. Kyle Sterling to zalany uwodziciel. Poza tym wszyscy mówią, że zrobił karierę tylko dzięki kobietom. Nie pamiętasz już jego rozwodu z Rose? Nawet Mitzi Danner nie uszła cało. Tak przynajmniej twierdzi prasa.

– Daj spokój. – Maren miała ochotę jak najszybciej skończyć ten temat. – Na razie czekam na jego propozycję na piśmie. Jeśli ją złoży, wtedy się nad nią zastanowię.

– Mówisz tak, jakbyś już podjęła decyzję – zauważyła cierpko Jane.

– Na razie nic się nie zmienia – zapewniła ją Maren. – Nie chciałam cię martwić. Możesz być pewna, że nie stracisz pracy.

– Skąd wiesz? – natarła Jane. – Podobno Kyle Sterling to prawdziwy potwór… Zniszczy każdego, kto mu stanie na drodze.

Maren uniosła nieco głowę i spojrzała w oczy dziewczyny. Nie mogła dać się zastraszyć.

– Słyszałam o tym – powiedziała. – I nie boję się. Rozmawiałam z Kyle’em Sterlingiem i uważam, że jest uczciwy.

– Nie możesz jednak być tego pewna! – zawołała Jane. – Pamiętaj, że trzymasz w ręku losy nas wszystkich. Całej firmy.

– Nic wam nie będzie – zapewniła Maren. – Jeśli mnie nie wierzysz, możesz przynajmniej zaufać talentowi Elise Conrad. Ona na pewno nie da sobie dmuchać w kaszę i wykłóci się o każdy punkt umowy. Nie przejmuj się.

Uśmiechnęła się ciepło, choć sekretarka nadal wyglądała na wstrząśniętą.

– Od kiedy to stałaś się taką optymistką? Czy nie od spotkania z zabójczym Kyle’em? Co się tak naprawdę stało? – spytała z wypiekami na policzkach.

– Nic takiego – odrzekła Maren czując, że rumieniec na jej twarzy nabrał intensywniejszej barwy, – Rozmawialiśmy o Interesach. Przy okazji mogliśmy się trochę lepiej poznać…

Jane nawet nie musiała na nią patrzeć. Stała przy drzwiach zastanawiając się, czy nie lepiej by było, gdyby od razu wyszła.

– Nie powinnam się wtrącać do twojego osobistego życia – zaczęła – ale… powinnaś uważać. Nie rób niczego, czego mogłabyś później żałować. Inaczej twój skalp dołączy do innych w kolekcji pana Sterlinga…

Maren próbowała się uśmiechnąć, ale z mizernym rezultatem.

– Czy chodzi ci o romans?

– Nie – Jane pokręciła głową. – Poważny związek. Wiem, że nie potrafiłabyś sypiać z kimś bez głębszego uczuciowego zaangażowania.

Maren spuściła wzrok. Wiedziała dokładnie, co kryje się za tymi mądrymi słowami. Jane wyszła. Czyżby jej rady wynikały z doświadczeń z Jacobem? Ale skąd ta nienawiść do Kyle’a? A może była to po prostu nienawiść do wszystkich mężczyzn na kierowniczych stanowiskach? Chyba Jacob Green bardzo dał się jej we znaki. Niestety, Jane była, według jej własnych słów, „zaangażowana uczuciowo”. Ta prosta koncepcja nie wyjaśniała jednak wszystkiego…

Maren ponownie próbowała skoncentrować się na pracy nad piosenką Mirage. Niestety, wciąż prześladował ją obraz Kyle’a, a słowa Jane rozbrzmiewały w uszach. Nie mogła się skupić. Dopiero po trzykrotnym przesłuchaniu piosenki i przeczytaniu wszystkich notatek przypomniała sobie, jaki miała pomysł na ten film.

Około pierwszej spotkała się z szefem ekipy filmowej, Tedem Bensenem, i omówiła z nim wstępną koncepcję teledysku. Ted miał zorientować się w kosztach.

Dokładnie za pięć piąta zadzwonił telefon.

– Kyle Sterling na drugiej linii – usłyszała niechętny głos Jane.

Sekretarka odłożyła słuchawkę. Maren wcisnęła odpowiedni guzik.

– Maren? – usłyszała znajomy głos.

Przypomniał jej się wieczór spędzony na plaży, dotyk dłoni, smak słonych, nadmorskich pocałunków. Kyle krzyczał z radości, powtarzał jej imię: Maren, Maren, Maren…

– Maren?

– Tak, przy telefonie – zdobyła się na lekki ton. – Już myślałam, że nie zadzwonisz…

Cały czas zastanawiała się, czy Kyle rzeczywiście jest potworem.

– Byłem zajęty – powiedział oschle. – Rozmawiałem jednak z moim prawnikiem. Obiecał, że w ciągu tygodnia przygotuje pisemną ofertę.

– Chciałbyś pewnie, żebym od razu podjęła decyzję?

– W każdym razie jak najszybciej – Kyle zawahał się na moment. – Możesz łapać mnie tutaj. Przez parę tygodni nie będzie mnie w Los Angeles.

– A co z innymi umowami?

– Możesz wziąć wszystko.

Maren przez chwilę nie wierzyła własnym uszom.

– Chcesz, żebym przyjechała do La Jolla?

– Jeśli zależy ci na moim podpisie…

Zupełnie nie wiedziała, co o tym sądzić. Głos Kyle’a nie zdradzał żadnych emocji. Takim tonem zamawiał w restauracji stolik, albo śniadanie do biura.

– Będę się musiała skontaktować z Elise… to znaczy z moim prawnikiem – dodała nieco zbita z tropu.

– Oczywiście. Zadzwoń, kiedy podejmiesz decyzję.

Nie żegnając się odłożył słuchawkę. Zrobił wszystko, żeby upodobnić się do demonicznego mężczyzny z opowiadań Jane.

Загрузка...