ROZDZIAŁ TRZECI

Minęło pół godziny, a oni wciąż rozmawiali o Interesach. Maren nie czuła już goryczy. Opadło z niej całe napięcie. Towarzystwo Kyle’a sprawiało jej przyjemność. Siedziała na balkonie restauracji, wpatrując się w migotliwy płomień świecy.

Po jakimś czasie pojawił się kelner z aromatyczną kawą cappuccino. Maren miała ochotę powiedzieć, że wcale nie musi się spieszyć, że jest jeszcze czas, że…

Światło księżyca odbijało się w falach przypływu. Na plaży było spokojnie jak nigdy. Miała wrażenie, że zna Kyle’a od dawna. W pewnym sensie miała rację. Ten tajemniczy mężczyzna od dwudziestu lat cieszył się powszechnym zainteresowaniem w kraju, a także za granicą. Jeszcze jako studentka czytywała długie artykuły na temat jego burzliwego małżeństwa, urodzin córki, rozwodu… Ale czy można ufać prasie? W pogoni za sensacją dziennikarze często przeinaczają fakty. Wiedziała o tym z doświadczenia.

Spojrzała ponownie na Kyle’a i pomyślała, że ufa mu bezgranicznie. Jednocześnie czuła, że on traktuje ją z pewną rezerwą. Nic dziwnego. Przecież po raz pierwszy mają okazję ze sobą pogadać…

– Gdzie mam clę zawieźć? – spytał wstając od stolika.

Zawahała się. Pytanie wydało jej się na tyle prowokacyjne, że się zaczerwieniła. Ciekawe, co by powiedział, gdyby odrzekła, że może ją zabrać gdziekolwiek. Rumieńce na jej policzkach nabrały głębszego odcienia. Ugryzła się w język. Co się z nią dzieje? Czyżby powróciły młodzieńcze tęsknoty? Czyżby wciąż przypominała egzaltowaną nastolatkę, której serce topnieje Jak wosk na widok gwiazdora?

Spuściła wzrok i uśmiechnęła się blado. Było jej wstyd przed sobą.

– Do biura – odpowiedziała. – Zostawiłam tam przecież samochód.

Pomógł jej założyć żakiet. Przez chwilę czuła na szyi ciepłe palce Kyle’a. Dreszcz przebiegł jej po karku. Miała wrażenie, że on Jest wciąż blisko…

Dogoniła go dopiero przy wyjściu z sali. Ramię w ramię ruszyli na dół. Kiedy znaleźli się na dworze, otoczył ich lekki półmrok. Ocean szumiał spokojnie. Po plaży przechadzali się czule objęci zakochani. Maren miała ochotę wziąć Kyle’a za rękę. Dawno nie pozwalała sobie na tego rodzaju zachcianki. Nie ufała mężczyznom. Poza tym zawsze szczyciła się swoją nienaganną postawą moralną.

W drodze powrotnej Kyle milczał, pogrążony we własnych myślach. Maren poczuła się nagle usunięta poza nawias jego świata. Najwyraźniej nie zwracał na nią większej uwagi. A ona? Cóż, nie potrafiła myśleć o nikim innym. Wciąż przyglądała mu się ukradkiem. Dopiero teraz zaczynała rozumieć, co pociągało ją w jego piosenkach. Nigdy przecież nie przepadała za muzyką country. Ale Kyle potrafił oczarować samym sposobem bycia. Miał jakiś dar trzymania ludzi w napięciu. Był w pewien sposób niebezpieczny, a jednocześnie niezwykle mity i bezpośredni.

Wkrótce zatrzymali się przed jej biurem. Kyle jednak wciąż siedział na swoim miejscu i trzymał w dłoniach kierownicę. Maren poruszyła się niespokojnie i wyciągnęła rękę w stronę klamki.

– Nie wychodź jeszcze – powiedział zduszonym głosem.

Poczuła, że serce zaczyna jej bić coraz szybciej.

– Nie sądziłam, że to spotkanie będzie tak przyjemne – bąknęła.

– Ja też.

– Powinnam ci chyba podziękować. Wydaje mi się, że cały ten pomysł z Festival Productions miał być również w moim interesie…

– Och, Maren! Przestańmy już mówić o tych sprawach!

Jego dłoń powędrowała wolno w kierunku jej policzka. Delikatna pieszczota sprawiła, że Maren zastygła w bezruchu.

– Czy to znaczy, że mam wyjść? – spytała.

– A jak myślisz?

– Prawdę mówiąc nie wiem, co mam sądzić – westchnęła rozkładając ręce.

– Jesteś najciekawszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem – stwierdził beznamiętnie, jakby opisywał cechy rośliny lub zwierzęcia.

– Czy mam to uważać za komplement?

Kyle spojrzał jej głęboko w oczy. Jego wzrok trudno by określić jako miły czy przyjazny.

– Tak, to jest komplement. Jesteś niezwykle pociągająca… Nie chodzi mi tylko o urodę – powiedział z nagłym grymasem. – Jest coś jeszcze… Coś, co sprawia, że masz tyle uroku…

– I to ci się nie podoba – dokończyła patrząc mu głęboko w oczy.

Kyle zmarszczył czoło.

– Nie wiem, jak sobie z tym poradzić.

– Trudno uwierzyć…

– A jednak to prawda. Zresztą – machnął ręką – przecież wcale mnie nie znasz.

Spojrzała mu niewinnie w oczy.

– Ale chciałabym poznać.

– Tak, wiem. Ja też chciałbym cię lepiej poznać, o wiele lepiej… Wiesz o tym i boisz się tego, przyznaj się…

Jego głos niemal zlał się z odgłosami miasta, ale Maren słyszała każde słowo. Patrzyła na Kyle’a zafascynowana. Wiedziała, że zaraz ją pocałuje i wcale nie miała zamiaru się bronić.

Poczuła na twarzy jego oddech, jego usta na swoich. Wiedziała, że dla Kyle’a jest jedynie zabawką, ale nie zmniejszało to w niczym jej pożądania. Należała do niego. Pozwoliła mu na pocałunek. Przywarli do siebie z pasją, o jaką nigdy by siebie nie posądzali.

Kyle odbierał wyraźne napięcie kobiecego ciała. Jednocześnie zachwycił go smak jej ust. Maren naprężyła się i poddała mu z cichym westchnieniem.

– Maren – szepnął.

Zaczął całować Jej oczy i włosy. Pragnął zamknąć ją w silnym uścisku.

– Zostań dziś ze mną – kusił. – Zaraz pojedziemy do mnie i…

Maren nie wiedziała, co się z nią dzieje. Poczuła, że ma sucho w gardle, a jej ciało jest wilgotne i pulsujące…

Odepchnęła go delikatnie.

– Nie, nie mogę – powiedziała z żalem.

Kyle gładził ją po twarzy patrząc głęboko w oczy.

– Dlaczego?

Chciał ją znowu objąć, ale wysunęła się z jego ramion. Serce biło jej jak oszalałe. Oddychała ciężko. Włosy miała w nieładzie.

– Nie… nie mogę… Muszę się zastanowić, co naprawdę do ciebie czuję…

Miała nadzieję, że zrozumie.

– Jeszcze parę godzin temu zupełnie cię nie znałam – ciągnęła. – Nie mogę teraz rzucić się w twoje ramiona nie myśląc o przyszłości. Poza tym… – zawahała się – mamy przecież razem prowadzić interesy. Nie chciałabym się teraz z tobą… wiązać.

– Nie proszę przecież o miłość na całe życie.

– Nie stać mnie na przygodę!

– Czy myślisz, że o to mi chodzi?! – zapytał ostro.

Potrząsnęła głową.

– Kyle, nie wiem, o co ci chodzi. Jestem jednak pewna, że nie byłbyś zadowolony.

Uśmiechnął się leniwie i spojrzał bezczelnie w jej pociemniałe z pożądania oczy.

– Skąd wiesz? – mruknął.

Odgarnęła włosy spadające na czoło i spojrzała na niego dumnie.

– Nie interesują mnie mężczyźni, którzy chcą tylko zaspokoić swoje potrzeby seksualne!

Kyle spojrzał na nią ze zdziwieniem.

– Twarda z ciebie sztuka.

Maren próbowała się uspokoić. Miała nadzieję, że Kyle nie widzi jej rozdygotanych rąk i spieczonych warg.

– Staram się tylko racjonalnie myśleć – powiedziała słabym głosem. – Z jednej strony nie interesuje mnie przygoda na jedną noc. Z drugiej, nie chciałabym się wiązać z przyszłym szefem. Boję się, że ucierpiałaby na tym praca – tłumaczyła zastanawiając się, dlaczego to robi.

Kyle gwizdnął z podziwu. Kiedy spojrzała na niego, odgadła, że nie wierzy ani w jedno jej słowo.

– Wspaniały przykład logicznego rozumowania. Ciekawe tylko, kogo chcesz przekonać – mnie czy siebie?

– Myślę, że jako mój przyszły pracodawca powinieneś być zadowolony.

– Od moich pracowników wymagam przede wszystkim szczerości.

Maren uśmiechnęła się i spojrzała mu odważnie w oczy.

– Dobrze. Pozwól więc, że ujmę to inaczej. Seks nie jest dla mnie wszystkim.

– A o co chodzi? O miłość? Chcesz, żebym cię pokochał? – dopytywał się.

Maren pokręciła głową.

– Nie. Chcę powiedzieć, że to ja nie mogę cię jeszcze pokochać.

Kyle przejechał dłonią po włosach i zaśmiał się nerwowo. Czuł się jak idiota. Egocentryczny, beznadziejny Idiota.

– Obawiam się, że spotkanie z tobą było jednym z największych błędów w moim życiu.

– Dlaczego?

Maren wstrzymała oddech. Wiedziała, że on żartuje, ale jednocześnie pod gładką powierzchnią żartu kryła się głęboką prawda.

– Ponieważ nie tylko wydam masę pieniędzy, ale jeszcze nie będę mógł przez ciebie spać.

W oczach Maren pojawiły się wesołe iskierki.

– To kup sobie proszki nasenne.

– Nie. Potrzebuję ciebie.

Spoważniała nagle.

– Więc dlaczego nie jesteś ze mną zupełnie szczery? – spytała.

– Ależ jestem.

Wydęła usta i potrząsnęła głową. Nawet nie chciała go słuchać.

– Pracuję w branży wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że coś się święci…

– Co takiego?

– Nie mam pojęcia – uśmiechnęła się smutno. – Wiem jednak, że masz do mnie o coś pretensje.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– To może ci podpowiem.

Kyle spojrzał na nią z zaciekawieniem.

– Spróbuj.

– Czy ma to coś wspólnego z pirackim kopiowaniem waszych nagrań?

– Przecież mówiłaś, że ta sprawa jest już zamknięta – mruknął.

– Bo jest – powiedziała zaciskając pięści. – Wciąż jednak czuję, że mi nie ufasz. Jeśli nie dotyczy to piractwa, to zupełnie nie wiem, o co chodzi.

Kyle patrzył z niedowierzaniem na kobietę, która potrafiła tak łatwo przenikać jego najskrytsze myśli. Ryan Woods ostrzegał go, ale on nie chciał wierzyć. Wydawało mu się, że poradzi sobie nawet z najsprytniejszą kobietą. Teraz nie wiedział, co robić. Sytuacja wymykała mu się spod kontroli. Gdyby chociaż Maren McClure była brzydka i miała co najmniej sześćdziesiąt lat!

– Cały problem polega na tym, że się ciebie boję – wyjaśnił.

– Więc to nie piraci wzbudzają w tobie lęk? – spytała lekkim tonem. Nie uśmiechnęła się jednak. Również jej oczy pozostały poważne.

Kyle wzruszył ramionami.

– Jasne, że boję się piratów. Ktoś kopiuje zarówno nagrania, jak i filmy, i wypuszcza na rynek dwa tygodnie wcześniej – wydusił w końcu.

Stwierdził z ulgą, że na twarzy Maren nie pojawił się nawet cień strachu.

– Myślisz, że to ktoś z Festival Productions?

– Mówiłaś, że to załatwione – przypomniał.

– Tak, ale nie wiem, czy mi wierzysz.

Kyle przez chwilę zastanawiał się.

– W każdym razie Jestem przekonany, że to nie ty – mruknął.

W czasie tego wieczoru diametralnie zmienił opinię na temat Maren. Zaczął jej ufać. Cała jej postawa wskazywała na nieposzlakowaną uczciwość i prawdomówność.

– Sądzisz jednak, że to ktoś ode mnie – powiedziała czerwieniąc się. – Dlatego chcesz, żebym dla ciebie pracowała. To po prostu nowy środek ostrożności… A ja głupia myślałam, że chodzi o mój talent. – Zacisnęła pięść i uderzyła w siedzenie. – Do diabła! Jaka ja byłam naiwna!

– Przecież nikogo nie oskarżyłem…

– Na razie!

– Myślisz, że mogę to zrobić? – spytał ostrożnie.

– Nie musisz! – syknęła i opadła na siedzenie. Nie powinna reagować tak gwałtownie. Nie może zapominać, że od tego człowieka zależą losy jej firmy.

– Przepraszam. Uniosłam się – szepnęła.

– Zachowujesz się tak, jakbyś chciała, żebym oskarżył Festival Productions o piractwo – zauważył.

Kiedy spojrzał na nią, spuściła wzrok.

– Nie, to nieprawda.

Nie chciała mówić o swoich podejrzeniach. Gdyby Kyle dowiedział się o wewnętrznych problemach firmy, nigdy nie podpisałby z nimi umowy, nie mówiąc o wykupie. Maren chciała pozostać lojalna wobec swoich pracowników. Poza tym cała sprawa wyjaśniła się tak szybko. Kasety znalazły się przecież w ciągu dwóch godzin. Nie, nie miała żadnych powodów do obaw.

– Jestem trochę przewrażliwiona – dodała po chwili. – Parę miesięcy temu mieliśmy trochę kłopotów…

Kyle nie wiedział, czy to tylko gra świateł, czy Maren rzeczywiście pobladła.

– Jesteś pewna, że to już załatwione?

– Niemal pewna – powiedziała kładąc dłoń na jego ramieniu. Pod materiałem wyczuła napięte mięśnie. – Chciałabym być z tobą szczera. Rozumiem twoją podejrzliwość, ale mogę ci jedynie obiecać, że w razie choćby najmniejszych kłopotów natychmiast ci o wszystkim opowiem.

– Dobrze. A co z moją propozycją?

Spojrzała na niego nie bardzo wiedząc, o którą mu chodzi.

– Muszę się jeszcze zastanowić – powiedziała ostrożnie.

– Dobrze. Ale pamiętaj, że jestem bardzo niecierpliwy.

– Czy to groźba? – spytała czując gwałtowny ucisk w dołku.

Kyle spojrzał na nią i uśmiechnął się złośliwie.

– Nigdy nie odważyłbym się ci grozić – powiedział. – Potraktuj to jako przyjacielskie ostrzeżenie.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Siedzieli tak blisko, że niemal czuli ciepło swoich ciał. Wzrok Kyle’a błądził po jej twarzy.

– Wiesz, o czym w tej chwili myślę? – spytał zniżając głos do szeptu. – Jak cudownie by nam było razem.

Samochód stał w jednym z bardziej mrocznych zakamarków parkingu. Maren rozejrzała się dokoła i z trudem przełknęła ślinę.

– Takie myśli mogą być niebezpieczne – szepnęła.

Kyle dotknął jej skroni.

– Owszem. Jeśli nie wcieli się ich w czyn.

Jego dłoń powędrowała ku jej wargom.

– Poza tym zdaje się, że lubisz niebezpieczeństwo.

– Mylisz się.

Maren bała się poruszyć głową. Czuła jego dłoń na swojej brodzie. Kyle był tak męski, a jednocześnie potrafił okazywać niewypowiedzianą czułość.

– Nie, to nieprawda. Mylisz się – powtórzyła.

– Spróbuj to udowodnić…

Nim zdążyła zaprotestować, Kyle trzymał ją w ramionach. Jego wargi znalazły się na jej ustach. Poddała się bez walki. Cała była pożądaniem i czułością.

– To szaleństwo – szepnęła z trudem chwytając oddech.

Szare oczy Kyle’a błyszczały. Czuła, że jej oczy muszą emanować podobnym blaskiem.

– To nie szaleństwo, ale przeznaczenie – szepnął namiętnie.

Maren była gotowa w to uwierzyć. Jego palce bez trudu odnalazły kokardę z przodu bluzki. Szarpnął ją mocno. Poczuła, że Kyle pochyla się i zaczyna wodzić językiem po jej ramionach i szyi.

– Nie, nie – westchnęła, ale jej słowa zabrzmiały jak przyzwolenie.

Uniosła głowę, odsłaniając całą szyję. Poczuła, że jego język zmierza w dół, ku dołkowi między piersiami. Obudził w niej kobietę – niczego nie pragnęła bardziej niż tej dojmującej pieszczoty. Nigdy nie podejrzewała, że kryje się w niej tyle namiętności.

– Nie! – wyszeptała czując dłoń wędrującą w dół, coraz niżej i niżej.

Cofnął rękę nie docierając do koniuszka jej piersi.

– Przecież chcesz mnie? – zapytał dotykając jej nagiego ramienia.

Jego palce znów zaczęły zsuwać się bezwiednie w dół.

– To prawda – przyznała.

Przytulił ją mocniej. Skórzane siedzenia samochodu tak cudownie nadawały się do pieszczot we dwoje. Po chwili poczuł pod palcami jej piersi. Nie, teraz się nie cofnie… Zaczął ściągać z niej turkusową bluzkę. Maren odepchnęła go, mimo że jej ciało go zapraszało.

Kyle wyglądał na zupełnie zbitego z tropu.

– Przecież mówiłaś, że mnie pragniesz…

– To nie wystarczy.

Był zafascynowany widokiem jej półnagich piersi.

– Więc o co chodzi? Proszę, powiedz…

Przez chwilę patrzyli na siebie próbując ochłonąć. Kyle zacisnął zęby. Bał się, że nie wytrzyma napięcia i weźmie ją siłą.

Maren zakryła ręką piersi i wzruszyła ramionami.

Ich oddechy wyrównały się.

– Do diabła, przecież tak naprawdę poznaliśmy się dopiero parę godzin temu – powiedział patrząc przed siebie. – Pewnie chciałabyś, żebym mówił ci o miłości…

Maren pokręciła głową.

– Mylisz się. Mam trzydzieści trzy lata. Odróżniam już pożądanie od miłości.

– Więc o co chodzi?

– Potrzebuję czasu.

Kyle zmarszczył brwi. Przez chwilę walczył z myślami. Do czegokolwiek się zabrali, Maren McClure zawsze potrzebowała czasu.

– Myślę, że to rozsądne z mojej strony… Sam mówiłeś, że znamy się dopiero parę godzin…

Otworzyła drzwiczki i wyśliznęła się z samochodu. Kyle poszedł jej śladem.

Stali w cieniu samotnej palmy. Delikatny wiatr kołysał jej liśćmi, które tańczyły przy sztucznym świetle pobliskiej lampy jak rytualni tancerze.

Dotknął policzka Maren, ujął jej głowę w obie dłonie i pocałował delikatnie spieczone usta.

– Obiecaj, że jeszcze się spotkamy – szepnął. Dotykał jej szyi, pieścił kark i drżące ramiona.

– Oczywiście, przecież mamy Interesy…

– Clii… – przerwał unosząc dłoń jakby w akcie obrony. – Nie mówmy o interesach. Chcę się z tobą jeszcze kiedyś spotkać…

– Nie wiem… Nie jestem pewna, czy wyszłoby to nam na dobre.

– Musisz przyjechać do mnie, do La Jolla. na cały weekend. Zobaczysz, gdzie mieszkam, a poza tym będziemy mogli się lepiej poznać. Znacznie lepiej – dodał po chwili.

– Mieszkasz sam? – spytała.

Dopiero po chwili zrozumiała, że nie powinna poruszać tego tematu. Niewinne na pozór pytanie ukrywało całą masę ryzykownych aluzji. Zaczerwieniła się i pomyślała, że musi się bardzo pilnować.

– Moja gospodyni ma wolne soboty i niedziele – odrzekł zupełnie naturalnym tonem.

– Ale… myślałam, że masz córkę – wyszeptała.

Szare oczy pociemniały z bólu.

– Mieszka z moją byłą żoną – powiedział przez zaciśnięte zęby.

– Nie widujesz jej nawet w czasie weekendów?

Spojrzał w dół na żółtawy pył na płycie parkingu.

– To życzenie Holly – mruknął.

– Przepraszam.

– Nie ma za co. Nie mogłaś o tym wiedzieć.

Maren po raz pierwszy dotknęła tematów związanych z jego życiem osobistym. Czuła jednak, że nie powinna posuwać się dalej. Kyle najwyraźniej cierpiał. W niczym nie przypominał bezwzględnego człowieka interesów, z którym jadła kolację.

– Nie chciałam wchodzić z butami w twoje życie osobiste – wyjaśniła.

Stali obok siebie i patrzyli w dół.

– Nic nie szkodzi. Przyjedziesz? – spytał dotykając ponownie gładkiego ramienia.

Maren cofnęła się. Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu.

– Naprawdę nie wiem, czy powinnam. Jest w tobie coś… – zawahała się – coś, czego nie potrafię zrozumieć… Jesteś bogaty, sławny, przystojny… Czy nie mógłbyś sobie znaleźć kogoś innego?

Kyle uśmiechnął się. Pomyślała, że jeszcze chwila, a rzuci mu się na szyję. Miała już stanowczo dosyć tego wieczoru. Nigdy wcześniej nie zachowywała się w sposób tak niezrównoważony.

– Zaufaj mi – szepnął.

Maren skrzywiła usta. Słyszała już wcześniej te słowa.

– Chciałabym…

– Ale nie możesz – dokończył.

Spróbowała się uśmiechnąć, lecz do oczu napłynęły jej łzy. Poczuła palący ból w gardle.

– Zdaje się, że nie potrafię Już nikomu ufać…

Dłonie Kyle’a powędrowały w górę, ku jej włosom. Nadstawiła głowę jak mała dziewczynka, która chce, żeby ją pogłaskano.

– Czy ktoś cię skrzywdził? – spytał. Zauważył łzy na jej policzkach. Chciał coś powiedzieć, pocieszyć ją, ale nie wiedział, o co chodzi.

Maren pociągnęła nosem i wytarła łzy wierzchem dłoni. Nie chciała robić z siebie widowiska.

– Za krótko się znamy, żeby opowiadać sobie o takich rzeczach – mruknęła sięgając do torebki po lusterko. – Poza tym obawiam się, że zanudziłabym cię na śmierć…

Uśmiechnęła się, ale Kyle wciąż miał poważną minę.

– Powiedz – nalegał.

– Nie mogę.

– Dlaczego?

– Bo… – zawiesiła głos.

– Myślę, że skrzywdził cię jakiś mężczyzna – powiedział patrząc jej w oczy. – Ktoś, kogo bardzo kochałaś…

– To już skończone! – ucięła i odwróciła się na pięcie. Drżała od tłumionego szlochu. Dlaczego właśnie dziś musiał przypomnieć jej o Brandonie?

– Wciąż go kochasz – szepnął niepewnie.

Chciał, żeby zaprzeczyła, ale Maren milczała. Minęła minuta, potem druga, trzecia… Kyle wsiadł do samochodu i zatrzasnął drzwiczki.

Maren stała wyprostowana. Nie odwróciła się, kiedy odjeżdżał. A jednak pragnęła powierzyć mu swój najgłębszy sekret.

Загрузка...