ROZDZIAŁ DRUGI

Maren przymknęła oczy i rozpięła klamerkę przytrzymującą z tyłu jej włosy. Kasztanowe loki rozsypały się po plecach. Zanurzyła w nich dłonie, chcąc się odprężyć po całym dniu pracy. Usadowiła się wygodnie na kanapie i po raz piąty przewinęła taśmę. Starała się skoncentrować na nastroju piosenki. Sprawa nie należała do łatwych. Utwór łączył elementy reggae oraz country, przy czym miał typowo bluesowy, smutny tekst. Maren zawsze lubiła łączenie lekkiej muzyki z poważnym przesłaniem. Niestety, miała kłopot z dobraniem odpowiedniego obrazu do tego typu piosenek.

Gwałtowny dzwonek telefonu przerwał jej rozmyślania. Wyłączyła magnetofon i podeszła do telefonu.

– Słucham?

– Dzwoni Kyle Sterling. Mówi, że ma ważną sprawę – wyjaśniła Jane. – Odbierzesz?

Maren zmarszczyła ciemne brwi.

– Oczywiście. Zawsze odbieram telefony ze Sterling Recordings.

– Świetnie. Już łączę.

Coś zazgrzytało w słuchawce. Maren przysiadła na brzegu biurka i zdjęła wolną ręką klips.

– Halo, dzień dobry, panie Sterling – powiedziała głębokim głosem. – Tu Maren McClure. Czym mogę służyć?

Nikt by się nie domyślił, że jest zdenerwowana. Kyle od razu przeszedł do rzeczy:

– Chciałbym się z panią spotkać.

Maren zagryzła wargi. Nie wiedziała, co o tym sądzić. Kyle Sterling zwykle unikał osobistych kontaktów z kontrahentami. W jej biurze pojawił się raz, i to na krótko. Sprawa musiała być rzeczywiście bardzo poważna.

– Czy mogłabym wiedzieć, o co konkretnie chodzi? – spytała.

Zaczęła sobie przypominać wszystkie sprawy związane ze Sterling Recordings. Kilka umów czekało na podpisanie. Czyżby chcieli zrezygnować ze współpracy? Maren odłożyła trzymany w ręku klips i bezwiednie zaczęła bębnić palcami po blacie biurka.

Kyle wahał się przez chwilę. Chciał jednak zachować najdalej posuniętą dyskrecję.

– To nic poważnego – zapewnił.

Maren zastygła w bezruchu. Poczuła, że migrena, która czaiła się od rana po zakamarkach głowy, w końcu ją dopadła.

– Kiedy więc możemy się spotkać? – spytał. – Jestem gotów przyjechać do pani jeszcze dzisiaj.

Zaczęła nerwowo przeglądać kalendarz. Wszystkie rubryki były już wypełnione do końca tygodnia.

– Bardzo mi przykro, ale dziś to niemożliwe. Zresztą do końca tygodnia jestem zajęta. Jeśli da mi pan parę minut, to postaram się zorganizować spotkanie w poniedziałek rano.

Sterling Recordings było jedną z najważniejszych firm w przemyśle rozrywkowym. Maren wiedziała, że nie może stracić tak ważnego klienta.

– A co pani robi dziś wieczorem?

Ze zdziwienia nie mogła wykrztusić ani słowa. Kyle Sterling należał do najważniejszych ludzi w przemyśle rozrywkowym. Perspektywa spotkania w wolnym czasie wcale jej nie bawiła. Ale z drugiej strony należały mu się specjalne względy.

– Jestem wolna – powiedziała wreszcie.

– Wspaniale! Wobec tego zapraszam panią na kolację do Rinaldiego. Wpadnę po panią do biura. powiedzmy… koło siódmej.

Maren zacisnęła bezwiednie usta. Zaproszenie zabrzmiało prawie jak rozkaz. Nie myliła się. Kyle Sterling był taki jak inni – zimny i bezwzględny. Cóż, inaczej nie zrobiłby kariery w tej branży… Przywykła już do protekcjonalnego traktowania i nieliczenia się z jej czasem. Zerknęła jednak ponownie do kalendarza.

– Czy może pan przyjechać o siódmej trzydzieści? Mam ważne spotkanie, które może się przeciągnąć.

– Załatwione. Do zobaczenia.

Jeszcze przez chwilę nie odkładała słuchawki. Cały czas myślała o rozmowie. Nic takiego nie przydarzyło się jej do tej pory. Kyle Sterling załatwiał wszystkie, nawet najważniejsze sprawy przez sekretarkę. Widywali się tylko przy podpisywaniu umów. Czasami spotykała go na przyjęciach, ale nie zwracał na nią uwagi. Co spowodowało, że do niej zadzwonił? Maren chciała wierzyć, że nic złego. ale… nie mogła.

Wyjrzała za okno. Za kwitnącymi wiśniowymi drzewami majaczyły wzgórza Hollywoodu. Łagodne zbocza otoczone błękitnawą mgiełką górowały nad miastem.

Zadzwoniła do sekretarki. Jane natychmiast podniosła słuchawkę.

– Tak?

Maren usłyszała stukot maszyny do pisania. Jane ani na moment nie przerwała pracy. Ta dziewczyna była zadziwiająca!

– Czy możesz przynieść wszystkie nie podpisane umowy ze Sterling Recordings?

– Za chwilę – powiedziała sekretarka i odłożyła słuchawkę nie bawiąc się w uprzejmości.

Nie minęło pięć minut, kiedy pojawiła się w drzwiach. Pod pachą trzymała pokaźny plik.

– Jesteś pewna, że chcesz wszystkie?

Maren kiwnęła głową. Stos papierów wylądował na biurku. Obie kobiety przyglądały mu się przez chwilę ze zdumieniem.

– Żaden nie jest podpisany? – spytała z niedowierzaniem Maren, biorąc do ręki pierwszy dokument.

Potrząsnęła głową. Wciąż nie mogła uwierzyć własnym oczom.

– Nie było takiej potrzeby.

– Ale przecież zaczęliśmy już robić niektóre rzeczy. Choćby ten film grupy Mirage… – Maren potrząsnęła kolejną umową. – Mówiłam Tedowi, że kończymy to za kilka tygodni.

Sięgnęła głębiej.

– A co z Joeyem Righteousem? Obiecałam mu, że będzie miał swój film przed tournee w Japonii.

– To znaczy kiedy?

– Pod koniec czerwca.

– O Boże, przecież mamy już kwiecień!

– Co tu się dzieje, Jane?

Sekretarka, która zawsze chętnie służyła wszelkimi informacjami, rozłożyła bezradnie ręce.

– Nie mam najmniejszego pojęcia – jęknęła. – Przez ostatnie tygodnie nie mogłam uzyskać żadnych Informacji ze Sterling Recordings. Angie Douglass, która zajmuje się umowami, wciąż daje wykrętne odpowiedzi… Od tygodnia do niej dzwonię co najmniej dwa razy dziennie…

Jane opadła bez sił na stojące obok biurka krzesło. Maren podniosła wzrok znad kolejnej umowy.

– Powiedz dokładnie, co ci mówiła.

Dziewczyna machnęła ręką.

– Och, nic wielkiego: pana Sterlinga nie ma w mieście. Proszę zadzwonić później – przedrzeźniała głos Angie. – Albo: wykonawca chce skonsultować warunki umowy ze swoim prawnikiem, lub podobne głupstwa.

Sekretarka skrzywiła się, jakby jadła cytrynę i sięgnęła do kieszeni żakietu po papierosa. Maren zauważyła, że Jane wyglądała na zmęczoną i przepracowaną: miała niezdrową, bladą cerę, a pod jej oczami pojawiły się wyraźne cienie.

– To znaczy, że nie wierzysz w to, co mówiła? – spytała patrząc na nią z napięciem.

Dziewczyna pokręciła głową, zapaliła papierosa i zaciągnęła się głęboko.

– W ani jedno słowo. Do tej pory nie było przecież żadnych kłopotów…

Maren poruszyła się niespokojnie na brzegu biurka.

– Myślisz, że ktoś jej kazał przeciągnąć podpisywanie umów?

Jane zmarszczyła czoło.

– Nie wiem. Ale coś tutaj z pewnością nie gra – mruknęła ponuro. – Chciałam ci właśnie o tym powiedzieć. Planowałam jednak wcześniej poważną rozmowę z Angie Douglass.

– Powinnaś mnie wcześniej o tym poinformować!

– Myślałam, że i tak masz dosyć kłopotów.

Jane uśmiechnęła się przepraszająco. Maren odwzajemniła ten uśmiech.

– Masz rację – westchnęła cicho.

– Czy Sterling dzwonił z powodu tych umów?

Maren wzruszyła ramionami.

– Nie mam pojęcia. Powiedział tylko, że to bardzo ważne. Kiedy okazało się, że nie mam czasu w godzinach pracy, zaprosił mnie nawet na kolację. – Starała się pokryć zdenerwowanie lekkim tonem.

– Więc masz randkę ze słynnym Kyle’em Sterlingiem? – spytała Jane i zachichotała nerwowo.

– Czuję się raczej tak, jakby mnie wezwano na dywanik – mruknęła Maren.

Jane wstała i zgasiła nie dopalonego papierosa w mosiężnej popielniczce.

– Poradzisz sobie – rzuciła kierując się do wyjścia.

– Skąd ta pewność?

Jane spojrzała na Maren spod oka. Udając zmieszanie dotknęła czoła, jakby starając się coś przypomnieć.

– Pamiętasz to powiedzenie? Zaraz, jak to było? Im kto wyżej siedzi, tym głośniej spadnie czy coś takiego… – powiedziała starając się zachować powagę.

– Tak, było coś takiego – powiedziała Maren, uśmiechając się z pewnym przymusem.

Jane wyszła, dusząc się ze śmiechu. Kiedy zniknęła za drzwiami, Maren zabrała się ponownie do studiowania umów. O co tu chodzi? Czy Kyle Sterling chciał się wycofać ze współpracy z Festival Productions?

Zaczęła się zastanawiać, kiedy widziała go ostatnio. Zimny dreszcz przebiegi jej po plecach. Przed rokiem wzięła udział w przyjęciu zorganizowanym przez Mitzi Danner z okazji podpisania kolejnej umowy ze Sterling Recordings. Piosenkarka wydała je we własnym domu w Beverly Hills. Maren z daleka obserwowała przystojnego mężczyznę. To był Kyle. Sprawiał wrażenie zimnego i zupełnie nieprzystępnego, nie mogła mu jednak odmówić wdzięku. Ten facet miał styl! Nie potrafiła tylko określić, czy naturalny, czy też wykreowany specjalnie dla potrzeb środowiska.

Maren zauważyła, że Kyle zawsze wzbudzał zainteresowanie, mimo że o to nie zabiegał. Trzymał się z boku, jakby chciał powiedzieć: jestem inny i wcale do was nie należę.

Przyjęcie odbywało się na obszernym dziedzińcu otaczającym owalny basen. Piętrowy dom wybudowano w latach dwudziestych dla jednej z gwiazd niemego kina. Był równie ekscentryczny jak jego nowa właścicielka.

Kyle czuł się świetnie w otoczeniu kolorowych, japońskich lampionów otaczających basen. Maren wyczuwała jednak w jego ruchach pewną nerwowość, która zresztą tylko dodawała mu wdzięku. Nic go nie peszyło, a mimo to trzymał się z daleka od znanych osobistości Hollywoodu. Odnosiło się wrażenie, że w tej chwili wcale nie ma ochoty na przyjęcie, raczej wolałby na. przykład samotny spacer po lesie. Maren nie mogła oderwać od niego wzroku. Usiłowała wmówić sobie, że łączą ich przecież sprawy zawodowe i cała jej przyszłość zależy od dobrej współpracy ze Sterling Recordings, ale w głębi serca czuła, że chodzi o coś zupełnie innego…

W tej chwili owo wspomnienie wytrąciło ją z równowagi. Zaczęła nerwowo grzebać w stercie papierów. Próbowała zgadnąć, dlaczego Kyle chce się z nią widzieć. Jej firmie bardzo zależało na umowach ze Sterling Recordings. Jeszcze przed godziną wierzyła, że z wzajemnością. Jeżeli zechcą się wycofać, będzie jej bardzo trudno utrzymać Festival Productions. Co prawda od niedawna interesy szły zupełnie nieźle, ale potrzebowała teraz pieniędzy na rozbudowę firmy. Tylko w ten sposób mogła utrzymać się na rynku. Poza tym musiała spłacić dług pierwszemu właścicielowi firmy – Jacobowi Greenowi. Co miesiąc z ciężkim sercem przeznaczała na ten cel lwią część dochodów firmy. Westchnęła ciężko. Pozostawały jeszcze olbrzymie wydatki osobiste. Ale to już jej wina. stwierdziła posępnie. Nie miała jednak wyjścia – był to także obowiązek.

Wycofanie się Sterling Recordings można by więc porównać do trzęsienia ziemi w jej firmie. Nie mogła do tego dopuścić. Zbyt ciężko pracowała, by wyprowadzić Festival Productions na szerokie wody. Poza tym miała jeszcze Brandona. Nie wolno jej było o nim zapomnieć. Przecież był od niej całkowicie uzależniony!

Sięgnęła szybko po słuchawkę wewnętrznego telefonu.

– Jane? Odwołaj, proszę, wszystkie dzisiejsze spotkania. Postaraj się je upchnąć na jutro… albo pojutrze.

– Dobrze, zobaczę, co da się zrobić – powiedziała niepewnie sekretarka. – A co z Righteousem? Miał się dzisiaj pojawić.

Maren zastanowiła się chwilę. To spotkanie było rzeczywiście niezwykle ważne i pilne.

– Przesuń je na jutro. Możemy się zobaczyć nawet o siódmej rano… Powiedz, że musiałam się spotkać ze Sterlingiem w sprawie jego ostatniego solowego albumu… To powinno go uspokoić.

– Nie boisz się, że to podziała na niego jak czerwona płachta na byka? – spytała Jane. – Zacznie nas bez przerwy nachodzić…

Maren potarła czoło. Jane miała rację.

– Trudno. To chyba najlepsza wymówka. Jeśli znajdziesz coś lepszego, to tym lepiej. Zawsze tak łatwo udaje ci się uspokoić klientów – w głosie Maren zabrzmiał niekłamany podziw.

– A ty masz dar wrabiania mnie w kolejne kabały – zareplikowała sekretarka.

Maren nie mogła powstrzymać uśmiechu.

– Przyznaj się, że to lubisz.

– Tak, oczywiście. Wprost nie mogę żyć bez awantur – mruknęła sarkastycznie Jane. – Dobrze, zajmę się Joeyem, ale nie miej do mnie pretensji, jeśli później zwali ci się na głowę.

– Rób, co uważasz za słuszne.

Odłożyła słuchawkę i zgarnęła wszystkie papiery na jeden stos. Przeniosła go ostrożnie na kanapę i usadowiła się w ulubionym miejscu. Włożyła okulary i spojrzała na pierwszą z umów. Chodziło o pięć teledysków grupy Mirage. Czyżby Kyle Sterling nie był z nich zadowolony? Intuicja podpowiadała jej, że chodzi o coś innego. Nie miała jednak pojęcia, o co.


Jane opuściła już budynek firmy, a Maren kończyła właśnie przeglądanie ostatniej umowy. Nie znalazła w niej nic nadzwyczajnego. We wszystkich dokumentach pojawiały się co najwyżej błędy w pisowni wyrazów – i żadne inne. Zaczęła rozcierać zdrętwiałą szyję. Poczuła ból z tyłu głowy, wstała więc i wyciągnęła w górę ręce. Wykonała kilka szybkich obrotów głową, co miało jej przywrócić zdolność szybkiego myślenia, a potem zaczęła masować kark chcąc rozluźnić całe ciało. Nie przerywając masażu zbliżyła się do okna. Z drugiego piętra mogła bez trudu obserwować parking. Cienie latarni ulicznych i drzew wydłużyły się jak leniwe węże. Powoli zapadał zmierzch. Pomarańczowe słońce prawie schowało się za horyzont. Lekka bryza od morza poruszała wielkie liście palm.

Mimo że było zaledwie parę minut po siódmej, na wyludnionej ulicy pojawił się srebrzysty mercedes. Maren przestała masować kark i zerknęła w dół. Mercedes zaparkował przed budynkiem. Wysiadł z niego Kyle Sterling – człowiek, od którego zależała przyszłość Festival Productions. Starała się nie przyjmować tego do wiadomości. Jej firma nie mogła przecież być aż tak uzależniona…

Wszystko wskazywało na to, że Kyle Sterling nie przejął się zmianą terminu spotkania. Było dopiero pięć po siódmej, a umówili się przecież na wpół do ósmej. Pomyślała ze złością, że i tym razem nie pomylił się w swoich rachubach i spłonęła rumieńcem.

Nie zamknął samochodu, ale wcale jej tym nie zaskoczył. Dziwiła się tylko, że przyjechał sam. Sławni ludzie Hollywoodu woleli najczęściej klimatyzowane i kuloodporne limuzyny z szoferem.

Kyle Sterling nie tracił czasu. Natychmiast pośpieszył do głównego wejścia. Był nieco wyższy, niż jej się wydawało, lecz mimo atletycznych barów wyglądał szczupłe i dystyngowanie. Poruszał się trochę jak myśliwy, który właśnie wyruszył na łowy i nie chce spłoszyć zwierzyny. Miał na sobie zwykłe, chociaż eleganckie ubranie: sztruksowe, jak jej się zdawało, spodnie, sweter w kolorze kości słoniowej i tweedową marynarkę. Zaskoczyło ją, że nie nosił krawata. Spod swetra wyglądał jedynie kołnierzyk błękitnej koszuli. To wszystko.

Nie wiedząc czemu uśmiechnęła się. Kyle Sterling bez jedwabnego krawata wydawał się bardziej ludzki. Zbliżając się do wejścia nie próbował nawet przygładzić włosów czy poprawić marynarka. Robił wrażenie, jakby wcale nie zależało mu na wyglądzie.

Kiedy zniknął z jej pola widzenia, Maren natychmiast przejechała dłonią po włosach, a następnie schowała okulary do torebki. Umowy powędrowały do teczki. Po chwili usłyszała kroki na schodach. Czyżby utrzymywał kondycję dzięki takim wspinaczkom? Usłyszała ciche pukanie do drzwi. Zdążyła jeszcze narzucić na siebie żakiet. Kiedy podniosła wzrok, zrozumiała, na czym polega siła Kyle’a Sterlinga. Z daleka mogła określić jego szare oczy jako ładne. Miały niebieskawy odcień kontrastujący z czernią długich rzęs. Dopiero jednak z bliska mogła w pełni zrozumieć, dlaczego te właśnie oczy robiły wrażenie nie tylko na kobietach. Kryła się w nich nieprawdopodobna siła i… coś w rodzaju groźby.

– Pan Sterling? – wydusiła z trudem. – Przyjechał pan trochę wcześniej…

Kyle rozejrzał się po pustym biurze.

– To chyba nie szkodzi. Czasami zapominam o tych wszystkich terminach. – Pokręcił głową.

– Specjalnie?

Uśmiechnął się nieznacznie.

– Jeśli mi tak wygodniej.

Maren przez chwilę nie wiedziała, jak zareagować. W końcu uśmiechnęła się sztywno. Kyle wyciągnął rękę.

– Pani McClure?

– Proszę mi mówić Maren – odrzekła podając mu rękę. – Tak będzie prościej.

Spojrzeli sobie w oczy i uśmiechnęli się ponownie. Kyle popatrzył na jej białe zęby i dołeczki w policzkach. Pomyślał, że dawno nie widział tak szczerego uśmiechu. Dłoń Maren była ciepła i silna. Trzymał ją mocno i wypuścił niechętnie…

Nigdy dotąd nie przyjrzał jej się uważnie. Z bliska wydawała się znacznie ładniejsza. Miała ten typ spokojnej urody, która zakwita pod uważnym spojrzeniem. Ostatnio spotkał ją na przyjęciu u Mitzi Danner. Odniósł wtedy wrażenie, że Maren go obserwuje. Chciał nawet do niej podejść, ale wyszła przed północą. Pogoń wydała mu się bezsensowna.

Dopiero teraz mógł więc w pełni ocenić urodę Maren. Pomyślał, że jej oczy są wręcz niezwykle błękitne, a delikatnie zarysowane brwi i lekko zadarty nosek sprawiają, że wygląda jak wcielenie niewinności. Dopiero pełne usta i lekko wystające kości policzkowe mogły zaniepokoić uważnego mężczyznę… Ale jaki mężczyzna dolałby zachować przy niej spokój i zdolność obserwacji? Kyle uśmiechnął się pod nosem. Tak, Maren McClure ma zapewne ciekawą i zagadkową osobowość.

Przeniósł ciężar ciała na lewą nogę i włożył ręce do kieszeni. Ani na moment nie spuścił z niej wzroku.

– Myślałem, że masz jakieś spotkanie. – W przeciwieństwie do wielu znanych jej mężczyzn, nie miał żadnych problemów z przejściem na „ty”.

– Odwołałam je – odparła z lekkim uśmiechem.

– Mimo że sądziłaś, że będę później? – spytał z niedowierzaniem.

Skinęła głową.

– Chciałam się przygotować.

– Do czego?

W jej błękitnych oczach pojawiły się na moment dwie złote iskry.

– Do spotkania z tobą. Powiedziałeś, że sprawa jest pilna, więc chciałam być przygotowana…

Ciemne brwi Kyle’a uniosły się w górę.

– I co? Jesteś?

Maren przymknęła oczy. Czyżby Kyle bawił się z nią w kotka i myszkę?

– Mam nadzieję, panie Sterling…

– Kyle – przerwał jej.

Tym razem to ona miała problemy. Imię szefa Sterling Recordings uwięzło jej w gardle.

– Kyle – powtórzyła z trudem, po czym zaczerpnęła powietrza. – Chcesz zapewne rozmawiać o nie podpisanych umowach?

Kyle zacisnął usta i zaczął się przechadzać po gabinecie. Po chwili zbliżył się do okna i wyjrzał na parking. Przysiadł na parapecie i wyciągnął przed siebie nogi. Zachowywał się tak, jakby był u siebie w domu. Jego odpowiedź zabrzmiała jednak dziwnie:

– Tak, o umowach też. Chciałbym jednak wyjaśnić kilka spraw.

– Nie wiedziałam, że są jakieś problemy.

– Naprawdę?

Spojrzał jej w oczy. Nie wierzył jej. Maren z trudem wytrzymała przenikliwy wzrok i uśmiechnęła się blado.

– Naprawdę. – Skinęła głową i skrzyżowała ręce na piersiach. – Uważam, że nie ma sensu owijanie w bawełnę. Jeśli są jakieś problemy, to chciałabym o nich jak najszybciej usłyszeć… Czy masz jakieś zastrzeżenia do konkretnych spraw?

Skinął głową.

– Tak. Porozmawiamy o tym później.

– Jest jednak coś jeszcze…

– Oczywiście. – Spojrzał na jej kształtne, lekko spadziste ramiona. Zmarszczył brwi na widok wielkiej kokardy, która zasłaniała miejsce, gdzie powinny znajdować się piersi. – Mam coś znacznie ważniejszego niż umowy…

– Ważniejszego niż umowy?!

Nie potrafiła ukryć zdziwienia. Zmarszczyła nos i spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Mhm – mruknął Kyle.

– Co takiego? – naciskała.

– Na przykład współpraca Festival Productions i Sterling Recordings.

– Czyżby była zagrożona? – spytała z wahaniem.

Kyle pokręcił głową.

– Nie, raczej nie… Chciałbym jednak zmienić parę rzeczy.

– Na przykład?.

Uśmiechnął się szeroko. Na moment w jego oczach pojawiło się coś w rodzaju satysfakcji z dobrze wykonanej roboty.

– Jak wam idzie?

– Raczej dobrze…

– Mieliście jednak trochę kłopotów…

Maren czuła się jak na przesłuchaniu.

– O co chodzi?

– Kilka nielegalnie skopiowanych teledysków pokazało się na czarnym rynku.

Maren skrzywiła się. Wolałaby uniknąć tego tematu. Kyle Sterling uderzył w najbardziej czuły punkt.

– To prawda – powiedziała z westchnieniem. – Jeden z pracowników nadużył mojego zaufania. Już go zwolniłam – dodała po chwili.

Patrzył na nią uważnie. Być może się mylił, ale w głosie Maren pobrzmiewała nutka niepewności. Mimo to jej oczy pozostały spokojne.

– Jesteś gotowa? – spytał podchodząc do drzwi.

Skinęła głową. Chwyciła teczkę i rozejrzała się jeszcze po biurze. Kyle puścił ją przodem. Ich ciała niemal otarły się o siebie. W Maren walczyły dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony ten mężczyzna pociągał ją w dziwny sposób, a z drugiej… czuła się zagrożona. Nie wiedziała, jaki los czeka ją i firmę. Niewiele się mogła domyśleć z mglistych uwag Kyle’a. Czuła jednak, że musi się przygotować na najgorsze.

Na dworze było już niemal ciemno. Paliły się jednak uliczne lampy. Maren spojrzała ukradkiem na Kyle’a.

Miał posągową twarz. Kiedyś można ją było oglądać na okładkach milionów płyt. Znali ją wszyscy. Kyle Sterling był uosobieniem amerykańskiego mitu. Pochodził z biednej rodziny, ale dzięki pracy i uporowi zrobił zawrotną karierę. Tylko dlaczego wyglądał na tak zmęczonego? Może to tylko zmierzch? A może lata wysiłków i wyrzeczeń? Mimo to Kyle był w dalszym ciągu szalenie atrakcyjnym mężczyzną. Zmarszczki koło oczu, a także siwizna, która zaczęła pojawiać się na skroniach, nie tylko nie szpeciły go, ale czyniły bardziej tajemniczym i pociągającym. Maren nigdy nie spotkała kogoś tak bardzo męskiego.

Już chciała wsiąść do samochodu, kiedy nagle zatrzymała się. Stali naprzeciwko siebie, oddzieleni jedynie srebrzystymi drzwiczkami. Kyle spojrzał na nią wyczekująco. Maren zmarszczyła brwi.

– Nie mogę powstrzymać ciekawości – wyznała w końcu. – O co w tym wszystkim chodzi? Współpracujemy już od jakiegoś czasu, ale właściwie pierwszy raz mam okazję z tobą porozmawiać.

– Być może od dzisiaj będzie zupełnie inaczej – powiedział tajemniczo.

– Tak? – Spojrzała na niego uważnie.

– Zobaczymy. Mam dla ciebie pewną propozycję.

Maren spuściła wzrok.

– Czy dotyczy ona… tego, no wiesz… pirackiego kopiowania kaset? – wydusiła.

– W pewnym sensie tak. Ale nie jest to główny powód naszego spotkania – odparł. – Wiem doskonale, że czarny rynek będzie istniał zawsze, niezależnie od tego, z kim będę współpracował.

Wsiadła i wtuliła się w miękkie siedzenie mercedesa. Kyle obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Silnik zaczął szumieć cicho jak leśny strumyk. Maren zagryzła wargi. Nie chciała już pytać o nic więcej. Wolała zaczekać, aż Kyle sam powie jej o wszystkim. Po chwili znaleźli się na autostradzie.

Nie patrząc na nią, sięgnął po jedną z kaset i umieścił ją w magnetofonie. Po chwili wnętrze samochodu wypełniły dźwięki rockowej ballady.

– Podoba ci się? – spytał.

Chodziło mu zapewne o niepokojący rytm i nabrzmiałe erotyzmem słowa piosenki. Maren zmarszczyła brwi próbując się skoncentrować.

– Może być – odrzekła w końcu.

Bała się, żeby go nie obrazić. Kyle starał się ją wypróbować, a ona nie znała kryteriów, którymi się kierował. Wciąż bawił się z nią w kotka i myszkę.

– Słyszałaś to już?

Pytanie zabrzmiało niewinnie, lecz Maren zesztywniała. Kyle nie spuszczał wzroku z autostrady. Drzewa rosnące na poboczu zaczęły zlewać się z sobą. Znajdowali się w zachodniej części Los Angeles.

Przymknęła oczy próbując się rozluźnić. Miała za sobą męczący dzień. Dlaczego jeszcze musi grać w zgaduj-zgadulę z człowiekiem, który najwyraźniej chce decydować o jej przyszłości?

Potrząsnęła głową. Kasztanowe włosy zalśniły rudawym blaskiem w świetle latami.

– Nie, nie słyszałam. Ale to chyba Mirage…

Kyle skinął głową.

– Tak. To tytułowa piosenka z ich nowego albumu – wyjaśnił.

Maren uśmiechnęła się blado. To właśnie ta umowa spoczywała nie podpisana w jej teczce. Czy to była próba? A jeśli tak, to jakiego rodzaju? Nie rozumiała, co się dzieje. Czuła, że Kyle czegoś oczekuje, ale nie wiedziała, czego… Poruszyła się niespokojnie i spojrzała przez okno.

Jechali wolniej. Po obu stronach drogi znajdowały się niskie budynki. Miasto zaczynało swoje nocne życie. Właściciele tanich barów i kawiarni wystawili stoliki na zewnątrz. Na parkingach brakowało już miejsc. Maren cieszyło, że miasto kipi życiem i że jest tak różnorodne. Uśmiechnęła się na widok grupki bajecznie kolorowych punków siedzących nie opodal elegancko ubranych par. Ani jedni, ani drudzy nie zwracali na siebie uwagi. Takie obrazki były czymś zupełnie normalnym w Los Angeles. Między górami a oceanem, na olbrzymim obszarze miasta, żyli nie wadząc sobie bogaci i biedni, ekscentrycy i zwykli „zjadacze chleba”, sławni aktorzy i nikomu nie znani szarzy obywatele. Czy w jakimkolwiek innym miejscu można by zrobić wycieczkę od Pacyfiku aż do pustyni Mojave? Albo z Beverly Hills przez Hollywood do cudownych wzgórz Santa Monica? Maren przez całe życie mieszkała w południowej Kalifornii. Gorący klimat wcale jej nie przeszkadzał. Za żadne skarby nie wyprowadziłaby się z Los Angeles.

Wciąż jechali na zachód bulwarem Wilshire. Maren dostrzegła już grupę drapaczy chmur – centrum biznesu. Ta część miasta była jasno oświetlona. Piękne hotele w stylu lat dwudziestych i trzydziestych stały obok znacznie bardziej nowoczesnych biurowców. Łagodny wiatr od oceanu poruszał liśćmi palm. Powietrze było czyste i rześkie. Maren uwielbiała takie wieczory. Gdyby nie Kyle Sterling, z pewnością czułaby się znakomicie…

Piosenka skończyła się i Kyle wyłączył magnetofon. Maren poruszyła się niespokojnie. Cisza stawała się nie do zniesienia. Kyle wyjął kasetę i zaczął ją ważyć w dłoni. Odniosła wrażenie, że bije się z myślami.

– Proszę – mruknął wyciągając dłoń w jej kierunku. – To dla ciebie.

Maren spojrzała na ciemny prostokąt.

– Na tej kasecie znajdziesz pięć z trzynastu piosenek. Chcemy, żeby ukazywały się jako single co miesiąc lub półtora, zależnie od tego, jak wysoko zajdą na listach przebojów. Pierwszą musisz opracować do końca maja – dodał po chwili.

Wzięła kasetę zastanawiając się, dlaczego wydaje się tak ciężka. Sugestia, pomyślała.

– Czyli mam ponad miesiąc? – upewniła się.

– Oczywiście.

– To niewiele – mruknęła. – Nie wiem, czy uda mi się tak szybko nakręcić odpowiedni teledysk.

Jego rysy stwardniały.

– Nie masz wyboru – rzekł obojętnie.

– Więc jednak chcesz podpisać umowę?

– Jasne.

Maren zagryzła wargi. Nie przejmowała się jego oschłym tonem. Potrząsnęła głową, a następnie spojrzała na Kyle’a, chcąc sprawdzić jego reakcję.

– Mam mało czasu…

Uśmiechnął się.

– Poradzisz sobie.

Pewnie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak jest od niego uzależniona.

Obracała kasetę w dłoni. Pod palcami czuła jej gładką powierzchnię. Dopiero teraz zrozumiała, że jest to jedyna rzecz łącząca Festival Productions i Sterling Recordings.

– Czy te piosenki są szczególnie ważne?

– Mhm – skinął głową.

– Tak myślałam.

Kyle skręcił z Wilshire na autostradę prowadzącą na nadbrzeże. Światła miasta sprawiały, że wody oceanu przybrały niemal purpurowy odcień. Słońce zniknęło już za horyzontem. W oddali, na falach, kołysało się kilka jachtów.

Milczeli oboje. Maren czekała na wyjaśnienia, zaś Kyle pogrążył się we własnych myślach i nawet nie zauważył zniecierpliwionego wyrazu jej twarzy.

Po kwadransie dotarli do zdobionej sztukaterią, piętrowej restauracji Rinaldiego. Budynek znajdował się na Manhattan Beach, skąd rozciągał się wspaniały widok na Pacyfik. Zewnętrze ściany miały kolor brzoskwini i doskonale harmonizowały z otoczeniem. Olbrzymi balkon podtrzymywały kolumny z marmuru przywiezionego aż z okolic Neapolu.

Zatrzymali się przed wejściem. Pracownik parkingu otworzył drzwiczki samochodu i pomógł jej wysiąść. Maren schowała kasetę do torebki, którą zabrała ze sobą. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Kyle od jakiegoś czasu ją obserwuje.

Weszli do środka. Natychmiast zjawił się przy nich kelner, który zaprowadził oboje do stolika zarezerwowanego na balkonie. Usiedli. Na gładkim blacie stała tylko jedna świeca. Maren spojrzała z niepokojem na migocący płomień.

Kelner nalał im Cabernet Sauvignon czekając, aż złożą zamówienie. Następnie ukłonił się i zniknął za drzwiami. Kyle wypił niewielki łyk wina. Ani na moment nie spuszczał wzroku z Maren.

– Przede wszystkim – szepnął mrużąc oczy – wszystko, co ci powiem, powinno zostać między nami. Żadnych zwierzeń, telefonów do znajomych i tak dalej…

Maren nawet nie drgnęła.

– Oczywiście – zniżyła głos.

Płomień świecy podskoczył poruszony jej oddechem.

– Nie chciałbym, żeby konkurencja dowiedziała się, co się święci. Będziemy pracować w oparciu o zupełnie nowy pomysł…

Jego słowa zabrzmiały jak ostrzeżenie. Nie to jednak było najgroźniejsze. Maren wydawało się, że w szarych oczach Kyle’a zalśniły stalowe błyski.

– Rozumiem… – szepnęła.

Sięgnęła po kieliszek i podniosła go do ust. Łagodny wietrzyk rozwiał kasztanowe włosy. Płomień świecy wygiął się w jej stronę.

– Co to za nowy pomysł?

Kyle uśmiechnął się. Wiedział, że musi to ją zainteresować.

– Chcemy, żebyś zachowała ciągłość kolejnych teledysków. Na przykład pierwsza piosenka, ta, którą słyszałaś w samochodzie, jest o chłopaku, który odkrył, że jego ukochana chce odejść. Słowa są proste. Dużo melancholii i rock and rolla…

Skinęła głową. Ta propozycja nie stanowiła tak naprawdę niczego nowego. Skąd przypuszczenia, że jest to jej życiowa szansa?

– Dobra. W następnej piosence ten sam facet chodzi ulicami i szuka innej dziewczyny. Wciąż jest sam, ale przestało mu już zależeć na tamtej… Czuje nawet coś w rodzaju ulgi, że tamto już się skończyło.

– Takie wariacje na temat „miłość jest wieczna” – zauważyła sarkastycznie.

Przez moment wydawało się, że Kyle się uśmiechnie. Po chwili jednak zacisnął wargi.

– Chodzi o to, że musisz nakręcić miniserial do wszystkich tych piosenek. Powinien się w nich pojawiać jakiś stały akcent. Na przykład może grać ta sama aktorka. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. To twoja sprawa. Pamiętaj tylko, że ma to być piosenka w pięciu rozdziałach.

– Rozumiem – Maren pokiwała głową. – Chcesz mieć kasetę wideo, którą będziesz mógł sprzedawać razem z płytą.

Kyle uśmiechnął się. Przez moment wyglądał niemal pogodnie.

– To tylko jeden z powodów.

Ryan nie mylił się. Maren McClure była rzeczywiście inteligentna. Nigdy nie spotkał takiej kobiety. Otaczała ją aura tajemniczości, której nie potrafił przeniknąć…

– Cały film będzie zapewne trwał około dwudziestu pięciu minut. Nie za krótko?

Maren kuła żelazo póki gorące. Ustalenie podobnych szczegółów ciągnęło się zazwyczaj całymi dniami.

– Wystarczy. – Kyle uśmiechnął się ponownie. – Oczywiście, główne role zagrają członkowie zespołu.

Maren z trudem stłumiła westchnienie. Muzykom niełatwo przeistoczyć się w aktorów. Chłopcy z Mirage nie stanowili tu wyjątku. Zwykle świetnie wychodziła im synchronizacja obrazu z dźwiękiem, ale potem… czarna rozpacz. Żaden, oprócz J. D. Price’a, nie potrafił się nawet poruszać przed kamerą. Na szczęście przynajmniej wokalista miał trochę doświadczenia, a poza tym był przystojny, co również miało pewne znaczenie. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jak trudno zrobić z brzydala nieszczęśliwego kochanka.

– Mam więc nie tylko przygotować pierwszy teledysk. ale znaleźć pomysł na cały serial?

Kyle spojrzał na nią i skinął głową. Maren zmarszczyła brwi.

– Trudne zadanie.

– Zapłacę za wszystko.

Do stolika bezszelestnie zbliżył się wyfraczony kelner. Postawił przed nimi wytwornego homara i ponownie napełnił kieliszki.

Przez chwilę patrzyli za nim w milczeniu, a następnie zabrali się do jedzenia. Maren żuła wolno każdy kęs. Potrawa była znakomita, ale Maren nie miała apetytu. Przypomniała sobie kasetę, którą schowała do torebki. Od tego niewielkiego przedmiotu zależy przyszłość firmy, pomyślała. Jej przyszłość. Poza tym. jak zwykle, potrzebowała pieniędzy… Zaczęła się gorączkowo zastanawiać, kiedy mogłaby znaleźć czas na dodatkową pracę. Niestety, wszystko wskazywało na to, że wolne ma jedynie noce. Między pierwszą a szóstą…

Tak pogrążyła się w myślach, że nie zwróciła uwagi na badawczy wzrok Kyle’a. Szef Sterling Recordings nie krył zaciekawienia. Coś najwyraźniej dręczyło jego towarzyszkę. Tylko co to mogło być? Do tej pory nawet nie wspomniał o wykupieniu Festival Productions… Wierzył jej też, kiedy zapewniała, że wyeliminowała już problemy z nielegalnym kopiowaniem piosenek.

Delikatny płomień świecy wydobywał z jej kasztanowych włosów tycjanowskie czerwienie. Twarz miała zadumaną, niemal nieobecną. Mimo że włożyła na tę okazję jasnobeżowy kostium i zapiętą niemal pod szyję turkusową bluzkę, wyglądała atrakcyjnie. Należała do tych kobiet. które prezentują się dobrze nawet w worku i uwodzą nieświadomie, samym sposobem bycia i szykiem.

– Kusząca propozycja – powiedziała wreszcie. – Obawiam się jednak, że nie poradzę sobie do końca maja… Mam sporo zamówień, między innymi ze Sterling Recordings…

Kyle skrzywił się. Był przekonany, że Maren od razu zaakceptuje jego propozycję.

– Odmawiasz?

– Nie, Kyle. Staram się być szczera – uśmiechnęła się blado. – Naprawdę bardzo chciałabym przyjąć twoją propozycję, ale… w ten sposób postąpiłabym nieuczciwie. I to nie tylko wobec ciebie, ale i artystów, z którymi mam podpisane umowy.

Kyle potarł dłonią brodę i przymknął na chwilę oczy. Powróciło zmęczenie ostatnich dni.

– O kogo chodzi?

– Przede wszystkim o Joeya Righteousa. Obiecałam mu, że jego teledysk będzie gotowy przed koncertami w Japonii. I mam zamiar dotrzymać słowa.

Spojrzeli sobie w oczy.

– Co już zrobiłaś?

Maren westchnęła ciężko.

– Mam już cały scenariusz. Moglibyśmy zacząć w przyszłym tygodniu, gdyby nie jeden mały problem.

Kyle skrzywił się.

– Co znowu za problem?

Wyprostowała się i zmarszczyła czoło. Po raz pierwszy tego wieczora była naprawdę poważna. Po raz pierwszy też powiało od niej chłodem.

– Całkowity brak współpracy ze strony Sterling Recordings! Jak mogę przedstawić scenariusz do akceptacji, skoro nawet nie mam umowy na zrobienie tego i paru innych teledysków?!

Kyle zacisnął usta.

– Załatwię to jak najszybciej.

– Świetnie. Tak się składa, że mam umowy przy sobie. – Kyle spojrzał na nią z niekłamanym podziwem. – Niestety, to nie załatwia wszystkiego…

– Chcesz więcej czasu?

Potrząsnęła głową.

– Nie, nie. To przecież niemożliwe. Ile mi możesz dać? Tydzień? Dwa tygodnie?

Kyle niemal zazgrzytał zębami. Więc to właśnie przed tym ostrzegał go Ryan Woods. Maren McClure miała rzadki dar wygrywania w każdej sytuacji. Był przekonany, że przyjmie jego ofertę z pocałowaniem ręki. Ona jednak odmówiła, domyślając się, a może tylko przeczuwając, że ma coś w zanadrzu…

– Dobrze, Maren. Myślę, że możemy już przestać udawać – szepnął.

Uśmiechnęła się do niego znad kieliszka.

– Znakomicie. Myślałam, że tak już będzie do końca spotkania.

Czy nie posunęła się za daleko? Nie mogła sobie pozwolić na obrażanie szefa Sterling Recordings. Zbyt wielka stawka wchodziła w grę. Serce zaczęło jej bić w przyśpieszonym rytmie. Mimo to bez strachu spojrzała w oczy Kyle’a.

– J. D. Price uważa, że Mirage tobie zawdzięcza popularność – powiedział nie komentując jej ostatniej uwagi.

– Zgadzam się z nim. „Śmiertelny grzech” bez teledysku nigdy nie pojawiłby się na listach przebojów.

– Przesadzasz. To była dobra piosenka.

– Nie tak dobra jak teledysk. Dopiero kiedy zaczęto go pokazywać w telewizji kablowej, ludzie dowiedzieli się o Mirage.

Maren uśmiechnęła się na wspomnienie tego teledysku. Pracowali w brudnym studiu, na sprzęcie, który pamiętał pewnie pierwsze filmy Chaplina… Wciąż brakowało im pieniędzy… Ale jakoś się udało.

– Mieliśmy szczęście – mruknęła.

– Być może. Ale przy okazji zrobiliście kawał solidnej roboty. I zyskałaś stałych klientów. Chłopcy z Mirage nie pozwolą, żeby ktoś inny nakręcił teledysk do ich nowej płyty.

– Naprawdę? – spytała z uśmiechem.

– A Jak uważasz?

– Dobrze. Ale muszę mieć więcej czasu. Inaczej stracę, jak to powiedziałeś… stałych klientów.

Kyle poczuł, że jest marionetką w rękach tej kobiety. Mimo to uśmiechnął się.

– Stawiasz twarde warunki – jęknął.

– Poczekaj. Przecież jeszcze nie rozmawialiśmy o pieniądzach!

Oboje nagle spoważnieli.

– Właśnie miałem zamiar do tego przejść.

Maren sięgnęła po kieliszek. Teraz mogła jedynie słuchać. Instynktownie czuła, że spotkanie zmierza już ku końcowi.

– Pieniądze w zasadzie nie są żadnym problemem – zaczął. – Chodzi o to, że chciałbym mieć większą kontrolę nad produkcją teledysków.

– Większa kontrolę? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Co to znaczy?

– Chcielibyśmy je kręcić w Sterling Recordings.

Na twarzy Maren pojawił się wymuszony uśmiech.

– Nie rozumiem. Przecież przed chwilą zaproponowałeś, żebym zrobiła…

– Chciałem, żeby moja oferta wydała ci się bardziej atrakcyjna – przerwał jej.

– Jaka oferta? – wydusiła z trudem.

Czuła, że cały świat wali jej się na głowę. Nie miała nawet siły, żeby spojrzeć w oczy temu, który był za to odpowiedzialny.

– Chcę kupić Festival Productions.

Tylko największym wysiłkiem woli powstrzymała się, by nie wydać jęku.

– Dlaczego? – spytała ze ściśniętym gardłem.

Kyle natychmiast zorientował się, w jakim stanie jest Maren. Nie wymagało to zbyt wielkiej przenikliwości.

– Nie przejmuj się. Dalej będziesz kierować całym zespołem. Poza tym postaram się, żebyś nie skarżyła się na pensję.

– Ale mogłabym pracować tylko z twoimi piosenkarzami i grupami.

Zmarszczył brwi.

– Tak, ale ze wszystkimi… Z tego, co wiem, poza Sterling Recordings nie macie zbyt wielu zamówień.

To był ostatni gwóźdź do trumny. Kyle doskonale orientował się w finansach jej firmy. Wiedział, że od niego zależy przetrwanie Festival Productions. Być może za kilka miesięcy wcale nie zależałoby jej na współpracy. Ale teraz była to sprawa życia i śmierci.

– Powiem szczerze, co myślę. Nigdy nie chciałam sprzedać mojej firmy. Lubię pracować na własny rachunek – powiedziała stanowczo.

– I martwić się, czy uda ci się utrzymać jeszcze miesiąc na rynku?

Maren skinęła głową.

– Na tym polega cała zabawa. Gdyby nie było ryzyka, praca stałaby się mało ciekawa.

– Zapewniam, że i tak będzie ciekawie. Jeśli sobie nie poradzisz, oboje prędzej czy później wylądujemy na bruku.

Maren uśmiechnęła się.

– Tak a propos, co z moimi ludźmi?

– Mówiłem już, będziesz mogła utrzymać cały zespół. Oczywiście, w rozsądnych granicach.

Maren westchnęła ciężko.

– Ciekawe, kto będzie ustalał granice? – powiedziała patrząc na niego przeszywającym wzrokiem.

Kyle rozsiadł się wygodnie na krześle.

– Będę starał się jak najmniej ingerować w twoją pracę. Zachowam dla siebie tylko najważniejsze decyzje.

Przez chwilę oboje milczeli.

– Jeżeli – zaczęła – nie pójdę na taki układ… co stanie się z umowami?

– Prawdopodobnie ich nie podpiszę. Cała sprawa jest dla mnie zbyt ważna. Będę musiał zwrócić się do kogoś innego. Zacząłem jednak od ciebie.

– Z powodu J. D. Price’a?

– I paru innych.

Zagryzła wargi.

– Nie podoba mi się ten pomysł.

– Rozumiem. Postawiłem cię w trudnej sytuacji.

– Tak… trudnej… – uśmiechnęła się gorzko.

Kyle poruszył się niespokojnie na krześle. Podniósł kieliszek do ust i wypił wino jednym haustem.

– Czy muszę dać ci dzisiaj odpowiedź?

– To bardzo uprościłoby sprawę.

Czuła się jak Syzyf, któremu kamień znów stoczył się ze zbocza. Oto znowu nie udało jej się spełnić marzeń. A przecież była tak blisko szczytu!

– Muszę się zastanowić – szepnęła. – Poza tym chciałabym mieć wszystko na papierze. Warunki, płace, propozycje budżetowe i tak dalej…

Kyle patrzył na nią z podziwem. Maren pozbierała się niezwykle szybko po szoku, jakim musiała być dla niej jego propozycja.

– Jest jeszcze coś… Chciałabym, żeby część należności stanowiły akcje Sterling Recordings.

Kyle podniósł brwi i skrzywił się, jakby jadł cytrynę.

– Po co ci akcje?

– Chcę przecież mieć jakiś wpływ na to, co się dzieje w firmie.

– Myślisz, że to dobry sposób?

– Zobaczymy. Wszystko przed nami.

Bała się, że Kyle się wycofa. Właściwie bez przerwy blefowała. Nie miała mu nic do zaoferowania. Życzenia piosenkarzy? Cóż, tacy ludzie szybko zapominają o dawnych sympatiach.

Kyle patrzył na nią przez chwilę, nie bardzo wiedząc, jak zareagować. W końcu wybuchnął szczerym, gromkim śmiechem. Maren odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że mogłaby polubić tego mężczyznę.

– Czuję się tak, jakby mnie obrabowano w biały dzień – powiedział wreszcie.

– Ja też – westchnęła Maren i natychmiast uświadomiła sobie, jak boleśnie prawdziwe są te słowa.

Kyle podniósł kieliszek w górę.

– Rozchmurz się. Zapewniam, że nie będziesz się ze mną nudzić.

Maren uśmiechnęła się i spojrzała w stalowoniebieskie oczy nowego szefa. Pomyślała, że Kyle Sterling rzeczywiście nie wygląda na mężczyznę, z którym można się nudzić.

Загрузка...