ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Kiedy wróciła do Los Angeles, znowu pochłonął ją wir pracy. Najpierw zajęła się ostateczną obróbką teledysku Mirage, a następnie przygotowaniami do sobotniej uroczystości. Z biciem serca czekała na spotkanie z Kyle’em i Holly.

Dopiero w piątek po południu mogła chwilę odetchnąć. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Jane wyszła, żeby wysłać listy, a Maren wyciągnęła się wygodnie w fotelu.

Po chwili sekretarka pojawiła się z napojami z pobliskiego sklepu.

– Prawdziwy anioł z ciebie – powiedziała zadowolona Maren.

Jane uśmiechnęła się.

– Jeszcze nigdy nie nazwałaś mnie aniołem.

– Będę musiała ci dać podwyżkę.

– Ciekawe, skąd weźmiesz pieniądze – westchnęła dziewczyna.

Maren mrugnęła do niej.

– Jestem w dobrych stosunkach z szefem.

Nareszcie była szczęśliwa i odprężona. Przestała myśleć o finansach firmy, kłopotach przy pracy i… Brandonie. Mogła się teraz zająć planowaniem ślubu, a to nie było męczące.

Jane wyglądała, niestety, coraz gorzej. Stała chmurna i zamyślona. Maren miała wrażenie, że chce jej o czymś powiedzieć.

– Jakieś problemy? – spytała marszcząc brwi.

Jane spuściła wzrok.

– Nic takiego – mruknęła. – Tyle że przedwczoraj trochę krwawiłam.

– Dlaczego nie zostałaś w domu? Mogłaś wziąć wolne do końca tygodnia.

Dziewczyna pokręciła głową.

– Miałam za dużo pracy.

– Przecież mógł cię ktoś wyręczyć.

– To nic groźnego… – Jane próbowała zbagatelizować problem. – Widziałam się z lekarzem. Uważa, że wszystko jest w porządku.

Maren zagryzła wargi. Być może Jane bała się, że straci posadę? Jeśli tak, to zupełnie bezpodstawnie.

– Uważaj na siebie.

Jane stała się zakłopotana. W jej oczach pojawiły się łzy.

– Naprawdę nie musisz się mną przejmować – powiedziała wycierając oczy chusteczką.

Przez chwilę wahała się. Maren patrzyła na nią z wyraźnym niepokojem.

– Jest jednak coś, o czym powinnam ci powiedzieć – ciągnęła sekretarka.

– Tak, słucham. – Maren nadstawiła uszu.

Nagle zadzwonił telefon. Jane chciała odebrać, ale Maren podziękowała jej gestem i podniosła słuchawkę.

– Festival Productions, słucham?

Po drugiej stronie coś zaskrzypiało. Po chwili usłyszała nerwowy głos Brandona.

– Co się stało? Zostałaś sekretarką?

– Nie, bynajmniej – powiedziała zimnym tonem. – Słucham, co masz mi do powiedzenia?

Jane podeszła do drzwi. Nie chciała przeszkadzać w prywatnej rozmowie.

– Do jutra – rzuciła od progu i uśmiechnęła się blado.

Maren pomachała jej dłonią na pożegnanie.

– Nic specjalnego – mruknął Brandon. – Zadzwoniłem, żeby dowiedzieć się, co słychać.

Maren zesztywniała.

– Właściwie sama chciałam się z tobą skontaktować.

Brandon chrząknął nerwowo. Miał wrażenie, że za chwilę usłyszy coś bardzo ważnego.

– Powinieneś wiedzieć, że we wrześniu wychodzę za mąż – powiedziała uroczyście.

Brandon nie pośpieszył z gratulacjami. Zresztą wcale tego nie oczekiwała.

– Znam go? – spytał krótko.

– To Kyle Sterling – wyznała niechętnie.

– Mój Boże! Ten Sterling?!

Potwierdziła.

– Chcę ci dać mój dom z kortami. Małżeństwo, które tam mieszka, i tak ma zamiar się wyprowadzić. Możesz odebrać papiery u Elise Conrad.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Maren modliła się w duchu, żeby Brandon przyjął ofertę. Pragnęła jak najszybciej się od niego uwolnić.

– Czy chcesz delikatnie zasugerować, że mam się odczepić? – spytał niepewnie.

– Najwyższy czas, żebyśmy poszli każde swoją drogą.

Brandon nie dawał za wygraną.

– Łatwo ci mówić. Ten facet ma masę forsy, a ja do końca życia zostanę kaleką.

Maren zacisnęła usta.

– Brandon, nie jesteś kaleką! – niemal krzyknęła. – Pofatygowałam się, żeby zadzwonić do twojego lekarza. Twierdzi, że możesz bez trudu chodzić! Gdybyś chciał, z łatwością znalazłbyś pracę.

– A co byś zrobiła, gdybym poprosił, żebyś ze mną została? – spytał miękko.

– Żeby z kimś zostać, trzeba z nim najpierw być – powiedziała z goryczą.

Brandon milczał.

– Teraz nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Jeśli chcesz, dom jest twój. Skontaktuj się z Elise – mruknęła i odłożyła słuchawkę.

Nie chciała już dłużej przejmować się Brandonem. Dręczyły ją wyrzuty sumienia z powodu Jane. Miała wrażenie, że dziewczyna chciała jej powiedzieć o czymś naprawdę ważnym. Pewnie o Jacobie… A może o dziecku?

Przeszła do jej pokoju, ale okazało się, że Jane już wyszła. Na jej biurku panował idealny porządek. Wszystkie papiery znajdowały się na swoim miejscu.

Maren westchnęła. Cóż, będzie musiała poczekać z rozmową aż do poniedziałku…

Tuż przed wyjściem złapał ją Ted.

– Lepiej późno niż wcale – powiedziała przyjmując od niego kasetę z gotowym teledyskiem. – Jak wyszło?

Ted przeciągnął dłonią po łysiejącej głowie.

– Zobacz sama.

Oboje weszli do jej biura i włączyli odtwarzacz. Maren widziała już wcześniej film. Uczestniczyła nawet w synchronizacji dźwięku z obrazem. Nie znała jednak końcowego produktu.

Usłyszeli pierwsze takty muzyki. Na ekranie pojawiła się brudna ulica z czasów wielkiego kryzysu. Ted uśmiechnął się triumfalnie.

– Moim zdaniem to bomba.

– Cii…

Maren gestem wskazała mu fotel.

Rzeczywiście teledysk wypadł rewelacyjnie. Nie spodziewała się nawet, że zdoła tyle osiągnąć przy pomocy tak prostych środków.

– Ciekawe, czy spodoba się Mirage – powiedziała chowając kasetę do torebki. – Mam zamiar pokazać go na jutrzejszym przyjęciu.

Ted skinął głową.

– Świetny pomysł. W ten sposób sprawdzisz reakcje innych ludzi.

– O to mi właśnie chodzi.

Zmarszczył czoło.

– Muszę ci coś wyznać – powiedział patrząc na nią z zakłopotaniem. – Po tej ostatniej eksplozji fajerwerków miałem ochotę… zrezygnować. Cieszę się, że tego nie zrobiłem.


Z powodu nalegań Kyle’a Maren zgodziła się urządzić przyjęcie na jego jachcie. Przez cały ranek oboje pływali wokół wyspy Santa Catalina. Mogli się cieszyć piękną pogodą i sobą. Koło czwartej zacumowali przy Long Beach.

Po godzinie zaczęli pojawiać się pierwsi goście. Niektórzy mieli na sobie zwykłe, plażowe stroje, inni zaś wieczorowe kreacje i biżuterię. Maren obserwowała ich z uśmiechem. W Los Angeles nie było to niczym dziwnym. Sama miała na sobie zwykłą, lecz elegancką sukienkę. Pragnęła z jednej strony podkreślić, że jest to dla niej uroczyste spotkanie, z drugiej zaś nie krępować tych, którzy zdecydowali się na dżinsy i bawełniane koszulki.

Część gości została na pokładzie. Inni przeszli do salonu, gdzie podawano drinki. Kyle i Maren witali wszystkich. Holly pojawiła się w towarzystwie nieco spłoszonej przyjaciółki.

– Mam dobrą wiadomość – szepnął Kyle patrząc na córkę.

Maren pochyliła się w jego stronę.

– O co chodzi?

– Dziś rano dzwoniła Rose…

Maren poczuła gwałtowny ucisk w żołądku. Zerknęła w stronę roześmianych dziewcząt.

– Chciała rozmawiać z Holly?

Musieli na chwilę przerwać rozmowę, bowiem na trapie pojawili się kolejni, ostatni już chyba goście.

– Wcale nie – Kyle bez wstępów podjął temat. – W ogóle nie pytała o Holly. Chciała mówić ze mną.

Maren poruszyła się niespokojnie.

– Po co?

Kyle wydawał się nie dostrzegać jej zdenerwowania. Gestem przywołał kelnera i wziął z tacy dwa kieliszki szampana.

– Chce mi przekazać opiekę nad córką – rzekł podając jej kieliszek. – Wypijmy za zdrowie Holly!

Maren potrząsnęła głową.

– Nic nie rozumiem…

Kyle na chwilę spoważniał. W jego szarych oczach pojawił się niepokój.

– Och, Rose poznała jakiegoś piosenkarza z Dallas. Nazwisko ci nic nie powie… Chce wyjść za niego i nagrać z nim płytę. Rzecz w tym, że facet nie znosi dzieci.

– Biedne dziecko! – wyrwało się Maren.

Kyle skrzywił się. Najwyraźniej starał się robić dobrą minę do złej gry.

– Przecież będzie miała mnie – zaczął ponownie unosząc kieliszek szampana.

– Nas – przerwała mu.

Pocałował delikatnie jej dłoń.

– Wiesz, chciałbym cię teraz zabrać do Las Vegas. W ten sposób załatwilibyśmy ostatecznie kwestię małżeństwa.

Maren uśmiechnęła się.

– A co z Holly?

– I tak ma zostać na weekend z Sarą – powiedział. – Tylko byśmy jej przeszkadzali.

– Nie o to mi chodzi…

Kyle spojrzał na nią z rozbawieniem.

– Nie mogłem przecież ukrywać przed nią tego, że się żenię. Zaraz, zaraz… – udawał, że się zastanawia. – Powiedziałem Holly, Lydii i… Grace. Nic nie da się ukryć przed sekretarką.

Grace uśmiechała się do nich z daleka. Maren nie zwracała jednak na nią uwagi. Miała wrażenie, że za chwilę serce wyskoczy jej z piersi.

– I jak to przyjęła?

– Grace?

– Nie wygłupiaj się, Holly.

– Bardzo dobrze. Powiedziała tylko, że ma nadzieję, że nie będziesz jej bila, jak macochy z bajek.

Kyle uśmiechnął się szeroko. Wyglądał na rozbawionego własnym dowcipem. Maren przypomniała sobie, że Holly zachowywała się dziwnie przy powitaniu. Zarzuciła jej ręce na szyję i powiedziała, że bardzo się cieszy.

Maren potrzebowała paru chwil, żeby ochłonąć. Wypiła szampana i dopiero wtedy mogła pośpieszyć do gości. Wszyscy bawili się doskonale. Brak gospodarzy najwyraźniej im nie przeszkadzał.

Zaczęło się ściemniać. Goście schodzili powoli do salonu. Wszyscy czekali na zapowiedziany teledysk „Wczorajszej miłości”. Holly kilka razy pytała o piosenkę. Chwaliła się nawet, że widziała u koleżanki wszystkie stare przeboje Mirage. J. D. Price był oczarowany.

Maren wyjęła kasetę z torebki i włączyła magnetowid. Zrobiło się cicho. Na ekranie pojawiły się ulice miasta… Maren znała już film. Starała się raczej zerkać na boki, żeby sprawdzić, jak jest przyjmowany. Ludzie czasami kłamią, ich twarze – nigdy.

Najbardziej ucieszyło ją to, że członkowie Mirage wyglądają na zadowolonych. J. D. Price gwizdnął nawet kilka razy, jakby sam siebie nie poznawał na ekranie. Po skończonym pokazie rozległy się oklaski. Maren poczuła ulgę. Tygodnie ciężkiej pracy nie poszły na marne.

Cios nadszedł z zupełnie nieoczekiwanej strony.

– Ja już widziałam ten film – usłyszała drżący głos Holly. – Wczoraj, u Jill… Razem z innymi teledyskami. Tylko zakończenie było trochę inne…

Maren poczuła, że nogi się pod nią uginają.

– Jesteś pewna? – spytał Kyle biorąc córkę za rękę.

Holly skinęła głową.

J. D. Price zmarszczył brwi.

– Co się tu dzieje? – spytał podnosząc głos. – Mówiliście, że tego jeszcze nie ma na rynku.

– Bo nie ma – powiedział Kyle zimnym głosem. – To piracka kopia.

Cały czas szukał oczami Maren. Teraz spróbował się do niej uśmiechnąć. Maren skurczyła się. Miała wrażenie, jakby cały świat zwalił się Jej na głowę.

– Wytoczę wam proces! – krzyknął J. D. Price. – Zobaczycie! Nie pozbieracie się!

Rozwścieczeni członkowie Mirage otoczyli Kyle’a, który bronił się jak mógł. Maren nie miała nawet odwagi spojrzeć w jego kierunku. Więc przez cały czas miał rację! A ona, głupia, nie chciała mu wierzyć!

Wybiegła na pokład. Miała potworne mdłości. Była pewna, że straciła Kyle’a na zawsze. Chciała tylko odejść z godnością…

Nie miała pojęcia, jak udało jej się dotrzeć do parkingu położonego nie opodal przystani. Potem, W drodze do biura, cudem uniknęła kilku wypadków. Cały czas powstrzymywała się od płaczu.

Festival Productions znajdowało się jeszcze w tym samym budynku. Nocny portier przepuścił ją bez słowa. Wjechała na piętro i otworzyła drzwi biura. Dopiero wtedy zaczęła głośno szlochać.

Cały czas zastanawiała się, kto mógł ukraść taśmy, a potem znowu je podrzucić. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy. Dopiero po kwadransie udało jej się opanować i zebrać myśli. Przypomniała sobie, że Ted zostawił w środę w jej biurze kasetę z roboczą wersją „Wczorajszej miłości”. Coś mu w niej nie odpowiadało. Prosił więc, żeby obejrzała końcówkę i zdecydowała, czy ma tak pozostać. To właśnie tę wersję musiała widzieć Holly.

Maren potarła czoło. Wciąż nie znała odpowiedzi na najważniejsze pytanie: kto skopiował kasetę w środę po południu i jak udało mu się to zrobić?

Usłyszała kroki na korytarzu. Pomyślała, że to na pewno złodziej. Chciała się gdzieś schować, ale nie mogła ruszyć się z miejsca.

Po chwili w drzwiach ukazała się znajoma sylwetka.

– Tak myślałem, że właśnie tutaj cię znajdę…

Maren zacisnęła dłonie na poręczach fotela. Chciała podbiec i przytulić się do Kyle’a. Powiedzieć mu, jak bardzo go kocha…

Zapalił światło i podszedł do niej. Maren potrząsnęła głową. Wiedziała, że przyszedł, żeby ją oskarżyć. Nie miała nic na swoją obronę.

– Chodźmy już – powiedział kładąc dłoń na jej ramieniu. – Twoja sekretarka jest w szpitalu.

Maren uniosła głowę.

– Przecież… przecież była na jachcie – wyjąkała.

– Zemdlała zaraz po twoim wyjściu. Dostała krwotoku – wyjaśnił.

Maren załamała ręce. Zbyt wiele nieszczęść spadło na nią tego wieczoru.

– Co będzie z dzieckiem? – jęknęła.

Kyle zmarszczył czoło.

– Nie miałem pojęcia, że jest w ciąży.

Spojrzeli na siebie wymownie. W samochodzie też milczeli. Po niecałych dwudziestu minutach dotarli do szpitala.

– Dziennikarze są już na miejscu – ostrzegł Kyle.

Weszli do budynku. Powitały ich błyski fleszy i mikrofony skierowane w ich stronę niczym dzioby sępów.

– Czy może nam pani coś powiedzieć o pirackich kopiach w Festival Productions?

Maren zacisnęła usta.

– Bez komentarzy! – huknął Kyle.

Z trudem udało im się przebić przez tłum. Kiedy w końcu znaleźli się na korytarzu, Maren odetchnęła z ulgą.

– Dziękuję za zaufanie – szepnęła.

Kyle machnął ręką.

– Daj spokój. Od początku wiedziałem, że nie mogłabyś tego robić.

Poczuła delikatne muśnięcie warg na policzku. Przerwała im pielęgniarka.

– Pani McClure? – Maren skinęła głową. – Jane Sommers czeka na panią w pokoju dziesiątym.

Maren bez słowa skierowała się do wskazanej sali. Tuż przed wejściem zatrzymał ją krótkowzroczny młodzieniec w lekarskim kitlu.

– Doktor Nay – przedstawił się krótko. – Pani Sommers chciała się koniecznie z panią widzieć. Proszę uważać. Jest bardzo słaba. Dałem jej środek uspokajający. Powinna zasnąć za jakiś kwadrans.

Maren chwyciła lekarza za rękę.

– A dziecko?…

Jego mina powiedziała jej wszystko, co chciała wiedzieć.

– Przykro mi… – szepnął.

Skinęła głową i bez słowa weszła do środka. Jane leżała tuż przy oknie. Oświetlała ją tylko niewielka, szpitalna lampka. Mimo to Maren zauważyła, że dziewczyna wygląda bardzo źle.

– Jestem – powiedziała siląc się na wesoły ton. – Cieszę się, że już ci lepiej. Świetnie wyglądasz…

Jane poruszyła się na poduszce.

– Maren? Poroniłam.

– Cicho, wiem. Powinnaś teraz odpocząć.

Jane zaczęta płakać.

– To on… To wszystko przez niego.

Maren natychmiast domyśliła się, o kogo chodzi. Poczuła, że jest jej niedobrze. Jane chwyciła ją za rękę.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła szeptać gorączkowo. – Te pirackie taśmy… Mitzi Danner i Mirage… To ja… Wszystko ja…

Zaczęła głośno szlochać. Maren patrzyła na przyjaciółkę z niemym zdumieniem.

– Ale… dlaczego? – wydusiła w końcu.

Palce dziewczyny jeszcze mocniej zacisnęły się na jej ręce. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby się wyrwać.

– Dla Jake’a…

– Ależ Jane! – zawołała Maren.

– Musiałam. Naprawdę musiałam. – Dziewczyna patrzyła na nią rozgorączkowanym wzrokiem. – Na początku nie chciałam, ale Jake zagroził, że zniszczy mnie i dziecko… Pobił mnie… Właśnie wtedy pojawiły się pierwsze krwawienia…

– Dlaczego nie poszłaś na policję?

Jane westchnęła głucho.

– Bałam się. Zrobiłam to wszystko, bo miałam nadzieję, że zmieni się, gdy dziecko się urodzi. – Jane zawahała się. – Byłam strasznie głupia. Potem mówił, że wyda mnie policji, że to ja pójdę do więzienia. Na koniec chciał zabić dziecko…

Jane zaniosła się płaczem. Maren zaczęła ją gładzić po głowie.

– Nie wiem, czy zdołasz mi wybaczyć…

– Daj spokój, Jane. Tu nie ma nic do wybaczania. Jutro rano zadzwonię do Elise. Zobaczymy, co się da dla ciebie zrobić.

– Wszystko mi jedno – jęknęła dziewczyna. – Nie mam już dziecka. Chcę tylko, żeby Jake zapłacił za wszystko.

Maren pokiwała uspokajająco głową.

– Już ja się o to zatroszczę – przyrzekła. – Nie wiesz, gdzie mogę go znaleźć?

– Myślę, że znajdziesz go w jego starym mieszkaniu. – Głos jej się załamał. – Sprowadził tam sobie jakąś…

Maren zacisnęła zęby.

– Nie przejmuj się teraz. Zaśnij.

Jane patrzyła na nią zamglonymi oczami. Powoli zaczynała zapadać w sen.

Kyle czekał na nią na korytarzu.

– Nic ci nie jest? – spytał patrząc uważnie na Jej białą jak kreda twarz.

Pokręciła głową.

– Muszę zadzwonić na policję.

Tego wieczoru długo nie mogła zasnąć. Dopiero kiedy koło pierwszej odebrała telefon, uspokoiła się trochę. Jacob Green został aresztowany. Przyznał się zarówno do kradzieży kaset, jak i bicia oraz szantażowania Jane. Wszystko wskazywało na to, że długo nie będzie mógł wyjść z więzienia.

Zasnęła w ramionach Kyle’a, w jego garsonierze na ostatnim piętrze budynku Sterling Recordings. Spała długo. Nie obudziła się nawet, kiedy Kyle wyszedł, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Dopiero gdy wrócił, otworzyła zaspane oczy.

– Która godzina? – spytała.

– Późna.

– Gdzie byłeś?

Usiadła starając się przykryć kołdrą. Kyle uśmiechnął się na widok jej nagiego uda.

– W wielu miejscach – powiedział. – I sporo załatwiłem – dodał po chwili.

Maren przeciągnęła się leniwie.

– Opowiedz wszystko po kolei.

Kyle usiadł tuż przy niej na materacu. Przez chwilę czuła, że wcale nie ma ochoty na opowieści, ale na coś zupełnie innego…

– Przede wszystkim ucieszy cię pewnie to, że twoja sekretarka nie stanie nawet przed sądem.

Maren odetchnęła z ulgą.

– Jacob Green przyznał się do wszystkiego. Policja uznała, że dziewczyna była jego ofiarą.

– Bo była! – Maren zacisnęła pięści.

Kyle wziął ją za rękę.

– Pewnie masz rację – powiedział. – Czy wiesz, że to Green sabotował „Wczorajszą miłość”? Przyznał się nawet do przygotowania wybuchu i kradzieży kostiumów.

Maren pokręciła z niedowierzaniem głową. Przypomniały jej się słowa Teda.

– A co z Mirage? – spytała po chwili.

– Wszystko w porządku – uśmiechnął się – J. D. Price nie wytoczy nam w końcu procesu. Zaproponowałem mu… nowe warunki.

Maren przytuliła się do niego. Cienka kołdra zsunęła się z jej piersi.

– Jesteś wspaniały – szepnęła.

Kyle objął ją i spojrzał pożądliwym wzrokiem na miejsce, gdzie kończył się materiał.

– Mam jeszcze jedną dobrą wiadomość.

Maren nadstawiła uszu.

– Lydia obiecała, że zajmie się Holly przez cały przyszły tydzień. Będziemy mogli popłynąć razem. To będzie nasza podróż poślubna.

– Poślubna? – spytała ze zdziwieniem.

– Właśnie – odparł. – Nie mam zamiaru czekać do września. Pobierzemy się jutro lub pojutrze.

– I ty to nazywasz dobrą wiadomością?! Chcesz Jak najszybciej zrobić ze mnie kurę domową?

Pocałował ją delikatnie. Początkowo opierała się, ale po chwili rozchyliła wargi. Czuła cudowny smak pocałunku i siłę jego ramion. Pragnęła tak trwać, nie licząc godzin i dni…

– No, może jest to jednak dobra wiadomość – szepnęła w końcu i zarzuciła mu ręce na szyję. – Kocham cię, Kyle…

Spojrzał w jej niebieskie oczy.

– Ja ciebie też. Już na zawsze.

Загрузка...