ROZDZIAŁ X

– Chodź, przejdziemy się trochę. – Inger ujęła mnie pod ramię i pociągnęła lekko za sobą. – Jeszcze minuta, a oszaleję!

Byłam jej wdzięczna. Spacer wśród walących się, przygarbionych szałasów przynajmniej na chwilę pozwolił nam zapomnieć o dramatycznych wydarzeniach, tym bardziej że miejscami musiałyśmy się wprost przedzierać przez bujne zarośla, których przedtem tu nie było. Zrobiłyśmy spore koło i nie wiadomo kiedy znalazłyśmy się przy naszej dawnej kryjówce. Nikt tu nie zaglądał przez siedem lat.

Dopiero dziś „Mściciele” spotkali się jak za dawnych czasów. Tym razem jednak zemsta dosięgła niewłaściwej osoby.

Docierały do nas głosy mężczyzn. Wkrótce ujrzałyśmy Arnsteina i Terjego. Najwyraźniej zniechęceni, stali oparci na łopatach.

– Doszliśmy do samych korzeni. Tu nic nie ma – zakomunikował Arnstein.

– Kopcie dalej – polecił ostro lensmann Magnussen. – Tylko ostrożnie!

Oskar tymczasem w skupieniu zagłębiał łopatę w twardą ziemię, nie myśląc już chyba o tym, że pogniótł i pobrudził spodnie. Ciemne włosy sterczały mu na wszystkie strony.

Nagle krzyknął.

– Ostrożnie! – upominał lensmann. – Odsuńcie się stąd na chwilę!

Nachylił się nad dołem i począł delikatnie przesypywać ziemię.

– Tylko nie rękami, tu potrzebne są rękawiczki! – ostrzegł Tor.

– A któżby używał rękawiczek w środku lata? – zapytał zdziwiony Terje.

Okazało się jednak, że Oskar ma przy sobie rękawiczki ze skóry. Wyciągnął je z kieszeni i bez wahania podał lensmannowi.

– Proszę. Ja sam nie czuję się na siłach.

Rękawiczki były jednak za małe i na lensmanna, i na Grima.

– Dajcie mnie – rzekł Tor. – Chyba ja najlepiej się do tego nadaję.

W wielkim skupieniu odgarniał ziemię centymetr po centymetrze. Pochyleni, śledziliśmy uważnie jego ruchy. Grim objął mnie lekko ramieniem.

– Nie ma wątpliwości – oświadczył po chwili lensmann.

Inger ukryła w dłoniach mokrą od łez twarz i przytuliła się do Arnsteina. Oskar nie mógł wyjść ze zdumienia:

– Jak to możliwe, że ciało jest tak dobrze zachowane?

– To za sprawą torfu – wyjaśnił Tor. – Nic tak dobrze nie konserwuje. To właśnie w takich miejscach archeologowie odkopują przedmioty, a nawet zwłoki sprzed tysięcy lat.

Lensmann tymczasem polecił Terjemu przynieść aparat fotograficzny z lampą błyskową i instrumenty pomiarowe. Kiedy chłopak pojawił się z powrotem, można było rozpocząć szczegółowe badania.

Ogarnęło mnie uczucie bezradności. Nie miałam ochoty dłużej być świadkiem tych przygnębiających oględzin nie chciałam z nikim rozmawiać. Czułam się wyczerpana i załamana.

Inger wciąż płakała.

– Nie wiem, kto dokonał tej strasznej zbrodni, ale winę za śmierć Grethe na pewno ponosi Lilly! To przez nią dziewczyna opuściła rodzinny dom! Ja jej tego nie daruję! – szlochała.

Nikt nie powiedział słowa. Nawet Oskar nie stanął w obronie ciotki. Jakiś czas później, choć nie wiem, czy minęło pół godziny czy też kilka godzin, spod lasu ruszył milczący korowód.

W pewnym momencie zbliżył się do mnie lensmann i zapytał:

– A więc Grethe nie przyjechała tym samym piątkowym pociągiem co ty?

– Na pewno nie. Ale w tym dniu do Åsmoen przybył po południu jeszcze jeden pociąg.

– Zatem najprawdopodobniej zjawiła się wtedy.

Nagle coś sobie przypomniałam.

– Zaraz, zaraz! Przecież w piątek po południu kręciłam się tu niedaleko. Wyszłam na spacer, chciałam pooddychać świeżym wiejskim powietrzem. Usłyszałam wtedy od strony stacji pociąg, niedługo potem minęła mnie jakaś para. Nie zauważyli mnie, bo ukryłam się za drzewami. Dotarły do mnie jednak strzępy ich rozmowy i odniosłam wrażenie, że jeden z tych głosów znam. Teraz wiem, że należał do Grethe!

– A ta druga osoba?

– Nie za dobrze słyszałam… Ten ktoś mówił wyjątkowo cicho, niemal szeptem.

– Ale chyba rozpoznałaś, czy to męski czy kobiecy głos?

– Właśnie nie bardzo, choć ze strzępów zdań wywnioskowałam, że to dwoje zakochanych. Ten głos musiał więc należeć do mężczyzny.

– No dobrze. A o czym rozmawiali? – pytał dalej lensmann.

Usiłowałam jak najdokładniej wszystko powtórzyć.

– Chyba mówili o gospodarstwie pana Moe, ale, kto wie, może chodziło o coś zupełnie innego? Wydawało mi się, że dziewczyna była wprost uradowana. Potem kilka razy słyszałam swoje własne imię, a na koniec padło słowo „korytarz”.

– W gospodarstwie kapitana Moe korytarzy jest dość sporo – wtrącił lensmann. – Może więc masz rację.

– Rozmawiali też chyba o polityce, wymienili nazwę jakiegoś rosyjskiego miasta. Odniosłam wrażenie, że ta druga osoba to obcokrajowiec.

– No, tego by jeszcze brakowało! Kari, moja lista podejrzanych jest dostatecznie długa, a ty jeszcze chcesz ją powiększyć? To niemożliwe!

– Panie lensmannie, dam sobie głowę uciąć, że on, a może ona, mówił bardzo dziwnie. Na pewno nie był to czysty norweski.

Dotarliśmy do głównej drogi i tu się rozdzieliliśmy. Grim i Arnstein skręcili do siebie, my natomiast wsiedliśmy do samochodów. Lensmann nalegał, bym pojechała razem z nim, więc Tor ofiarował się, że podwiezie Oskara i Erika.

– Powiedz, Kari, co przypominała ci mowa tego nieznajomego?

– Hm, nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że akcentował wyraźnie pierwsze sylaby.

– Ach, tak. Pomyślałem, że może mówił po rosyjsku, skoro wspominał jakieś rosyjskie miasto. Ale akcent na pierwszą sylabę wskazywałby raczej na węgierski albo fiński.

Poczułam się nieswojo. Nieraz żartowaliśmy z Grima, w którego żyłach płynęła i norweska, i fińska krew. Jego matka pochodziła z Finlandii. Gdy Grim się denerwował, od razu, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, zaczynał mówić po fińsku. Zawsze mnie to bawiło, ale nie dzisiaj. Nie wspomniałam, rzecz jasna, lensmannowi o tym przyzwyczajeniu Grima.

Ażeby skierować jego uwagę na inne tory, powiedziałam:

– Dziwi mnie, że Grethe nie miała ze sobą żadnego bagażu. Przecież nie było jej tu bardzo długo.

Lensmann wyraźnie się ożywił.

– Masz rację! Ale przypomnij sobie dobrze, czy rzeczywiście tamtego popołudnia nic ze sobą nie niosła?

– Wie pan, w ogóle nie przyszło mi wtedy do głowy, że to może być ona. Ale chyba nie miała żadnej torby.

– Dzisiaj znaleźliśmy koło niej damską torebkę, ale nic ważnego tam nie było. Muszę zasięgnąć języka na dworcu, może zostawiła jakiś bagaż w przechowalni. – Magnussen pogładził dłonią rozczochrane włosy. – W każdym razie najprawdopodobniej nie spodziewała się, że spotka ją coś złego. Mówiłaś, że sprawiała wrażenie szczęśliwej, czy tak?

– Owszem, powiedziałabym nawet, że była uradowana.

– Dziewczyna otrzymała silny cios w tył głowy. Mam nadzieję, że zginęła od razu i nie cierpiała.

– Czy już pan się domyśla, czym ją uderzono?

– Jeszcze nie. Na to pytanie najlepiej odpowiedzą specjaliści.

– Któż to mógł być? Pamiętam, że powiedziała wówczas: „Byłam taka głupia, jak mogłam podejrzewać cię o coś podobnego? Obiecaj, że mi wybaczysz”. Te słowa nasunęły mi myśl, że to dwoje zakochanych.

– No, nie byłbym tego aż taki pewien. Grethe mogła przecież rozmawiać ze swoją macochą.

– No tak – odparłam nie w pełni przekonana. – Ale także i z Oskarem.

– Albo z kimkolwiek innym – uciął lensmann. – No, jesteśmy już u ciebie. Wpadniesz jeszcze do Erika?

– Przepraszam, niech się pan nie gniewa, ale naprawdę ledwo żyję. Chyba jednak zostanę w domu.

– Rozumiem. Wiele dziś przeżyłaś. Zatem dobrej nocy.

Z oddali ujrzałam jeszcze machającego mi na pożegnanie Tora. Tak niewiele mieliśmy dziś dla siebie czasu. Pomachałam mu także i weszłam do domu.

Ale zanim się położyłam, musiałam jeszcze ze szczegółami zrelacjonować wydarzenia dzisiejszego dnia przerażonym rodzicom. Minęła więc kolejna godzina i wtedy niespodziewanie zadzwonił telefon.

W słuchawce usłyszałam ostry, nieprzyjazny głos lensmanna Magnussena.

– Na stacji w przechowalni bagażu natrafiliśmy na walizkę należącą do Grethe – powiedział. – Na samym wierzchu leżał blok papieru listowego, a obok zaklejona koperta. Erik rozpoznał, że list napisała Grethe. Przeczytam ci go, Kari.

Lodowaty ton, jakim się do mnie zwracał, nie wróżył nic dobrego.

Drogi przyjacielu!

Dziękuję za list. Nie mogę się pogodzić z tym, że jesteś daleko w obcym kraju. Chciałam ci donieść o przykrym zdarzeniu. Dzisiaj przez radio usłyszałam, że właśnie zmarł mój ojciec. Całą noc nie mogłam zasnąć i zdecydowałam, że muszę być na jego pogrzebie. Boję się panicznie tego powrotu, gdyż może mnie drogo kosztować. Niewykluczone, że w Åsmoen spotkam Kari. Pomyśl, najpierw przyjaźń, a teraz taki koszmar! Muszę jednak pożegnać ojca. Wracam. Czas najwyższy, by uporządkować sprawy rodzinne, bez względu na to, co mnie czeka. Pamiętaj: gdyby coś mi się stało, winą obarczam Kari.

Wydawało mi się, że śnię.

– Co ty na to? – zagrzmiał lensmann.

– Pierwszą moją reakcją był śmiech.

– Czy pan sobie ze mnie żartuje?

– Ani myślę!

– Ale… ale ja nie rozumiem…

– Czego? Ojczystego języka? Grethe spodziewała się, że może ją spotkać coś złego z twojej strony. A teraz dziewczyna nie żyje!

– Ależ ja tego nie zrobiłam! – jęknęłam zrozpaczona. – To jakieś nieporozumienie! Przecież sam pan chyba widzi, że to absurd!

– A kto oprócz ciebie w naszym miasteczku ma na imię Kari i przyjaźnił się z Grethe?

Kręciłam z niedowierzaniem głową i nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć.

– Daj mi do telefonu ojca – zażądał w końcu.

Tatę musiałam ściągać z łóżka. Umówili się, że lensmann za kilka minut zjawi się u mnie na przesłuchanie.

Tymczasem wybiła północ.

Magnussen zapukał po dziesięciu minutach. Tym razem nikogo ze sobą nie przyprowadził. Usiadł ciężko w fotelu naprzeciw mnie i rozpoczął przesłuchanie. Patrzył na mnie chłodno, ale bez wrogości. Zdawał się pytać: „Kari, Kari, czemu mi to zrobiłaś?”. Natomiast ton jego głosu nie pozostawiał cienia wątpliwości: pan Magnussen był najprawdopodobniej przekonany o mojej winie.

Przez ponad dwie godziny wprost zarzucał mnie pytaniami. W końcu oczami wyobraźni widziałam siebie w najbardziej niedorzecznych sytuacjach. W głowie dudniło mi i huczało.

– Kiedy po raz ostatni widziałaś Grethe? Kiedy z nią rozmawiałaś? Gdzie przebywałaś tego wieczoru, kiedy zmarł kapitan Moe?

Zeznałam, że w czwartek, na dzień przed przyjazdem do domu, byłam na wykładzie na uniwersytecie.

– A gdzie ostatnio mieszkałaś w Oslo?

I tak dalej, bez końca. Starałam się odpowiadać wyczerpująco na wszystkie pytania, wkrótce jednak odniosłam wrażenie, że lensmann powtarza się i każe mi opowiadać wciąż o tym samym.

– Dlaczego przyjechałaś z Oslo właśnie w ów piątek? Gzy nie dlatego, że po usłyszeniu wiadomości o śmierci kapitana spodziewałaś się przyjazdu Grethe?

– Ależ skąd! Nie miałam pojęcia, że kapitan nie żyje. Dowiedziałam się o tym na miejscu od Grima.

– A dlaczego wyszłaś na spacer zaraz po przyjeździe? Czy spotkałaś wtedy Grethe wracającą z dworca? Czy wcześniej zaplanowałaś atak?

– Nie, nie! To wszystko nieprawda! – łkałam bezsilnie.

– Jak to się stało, że przesiadywałaś o zmroku w lesie, skoro podobno panicznie boisz się ciemności? W jaki sposób zaciągnęłaś Grethe na bagniska?

Starałam się bronić, zaprzeczałam, ale nic to nie dało.

Według Magnussena skłamałam, opowiadając, że na bagnach widziałam dwie osoby. Pomysł z obdukcją ciała kapitana, na który rzekomo wpadłam w sobotę, był, zdaniem lensmanna, znakomitym wybiegiem. W ten sposób odwróciłam uwagę od siebie. Państwo Gressvik dzięki absolutnemu zbiegowi okoliczności zapewnili mi alibi. Po spotkaniu z nimi sprytnie ukryłam ciało Grethe w rowie który wcześniej wykopał Grim. A w szpitalu sama podrzuciłam kapsułkę z trucizną.

– Panie lensmannie, niech się pan zlituje! Skąd bym ją wzięła? – zapytałam kompletnie załamana.

Po raz pierwszy lensmann Magnussen się zawahał.

– Do tego też z czasem dojdziemy – stwierdził po chwili. Przeciwko mnie przemawiał również fakt, że trzy następne listy trafiły do adresatów po moim wyjściu ze szpitala, a więc wówczas, gdy sama mogłam je nadać. A kto uwierzyłby w rozsypane papierki po cukierkach, które rzekomo doprowadziły mnie na miejsce zbrodni?

Więcej już nie mogłam znieść. Uderzyłam dłonią w stół i poderwałam się, krzycząc.

– Ja tego nie zrobiłam! Nie zrobiłam i już!

W tej samej chwili drzwi otworzyły się z impetem i do mojego pokoju wkroczył Tor. Zanim lensmann zdążył cokolwiek powiedzieć, zagrzmiał:

– Pan chyba zupełnie postradał zmysły, panie Magnussen! Czy chce pan doprowadzić tę biedną dziewczynę do załamania nerwowego? Jest druga w nocy! Czy pan zapomniał, że ona przed dwoma dniami opuściła szpital po poważnym wstrząsie mózgu? Czy zapomniał pan, co przy pana wydatnej pomocy przeszła dzisiaj?

– Ale ten list… – stropił się lensmann.

– Cóż mnie obchodzi jakiś list! Gdyby nawet posądzono ją o najgorsze zbrodnie świata, nie ma pan prawa tak jej traktować! Koniec przesłuchania! Kari idzie natychmiast do łóżka! Jako lekarz zalecam jej absolutny spokój.

Rad nierad, lensmann Magnussen musiał się w końcu poddać. Wstał i skierował się do wyjścia.

– Pani Land, tę noc spędzi pani w tym samym pokoju co córka. Odpowiada pani za nią. Niech nie rusza się stąd na krok. Wrócę tu jutro z samego rana.

Tor nadal upierał się przy swoim.

– Oczywiście, że Kari musi być pod nadzorem, ale nie jako zabójczym, tylko jako osoba, która nadal wymaga troskliwej opieki. Proszę nie spuszczać jej z oczu ani na minutę.

Matka, która wyglądała na przestraszoną, zapewniła, że będzie nade mną czuwała.

Tor wydal mi się w tym momencie najwspanialszym człowiekiem pod słońcem. Po chwili zwrócił się do mnie.

– Spij dobrze, Karinko – powiedział ciepło. – Zabieram lensmanna. Chcę z nim zamienić kilka słów. Nic się nie martw, na pewno wszystko się wyjaśni.

Tata zdecydował, że zamieszka tymczasem w moim pokoju, a ja, razem z mamą, przeniosłam się do ich sypialni.

Po raz pierwszy od czasu, gdy jako kilkuletnia dziewczynka z upodobaniem wskakiwałam do łóżka rodziców, mogłam się wygodnie rozciągnąć w ich szerokim małżeńskim łożu. Ale chociaż mama już dawno zgasiła światło, wciąż nie mogłam zasnąć i wpatrywałam się uporczywie w okno, przez które do pokoju wkradały się pierwsze oznaki poranka.

– Mamo, śpisz?

– Nie, dziecinko.

– Jak to się stało, że Tor pojawił się właśnie wtedy, kiedy go najbardziej potrzebowałam?

Mama przez chwilę milczała, a potem uśmiechnęła się delikatnie.

– Zadzwoniłam po niego.

Podniosłam się ze zdumienia.

– Naprawdę?

– Tak. Oboje z tatą uznaliśmy, że pan Magnussen przesadza. Ale cóż mogliśmy na to poradzić? Byłam pewna, że nie zwróci uwagi na nasze prośby, ale lekarza z pewnością usłucha. Zadzwoniłam do szpitala i, wyobraź sobie, zastałam tam Tora. Mieszka w przyszpitalnym hotelu. Opowiedziałam mu o najściu lensmanna, a on zjawił się w okamgnieniu. Muszę przyznać, że doskonale się spisał.

– Mamo, jesteś aniołem. Ale powiedz mi… czy wy… czy ty i ojciec myślicie, że mogłabym…?

– Ależ, Kari! Co też ci przychodzi do głowy? Jesteś naszą córką, znamy cię na wylot! To jakieś straszne nieporozumienie, wierzę, że szybko zostanie wyjaśnione. Wiemy, że nie miałaś z tą zbrodnią nic wspólnego.

Niezłomna wiara rodziców w moją niewinność była dla mnie w tym momencie ogromnym pocieszeniem.

– Dziękuję, mamo – powiedziałam uspokojona. – Doprawdy, nie wiem, jak Grethe mogła napisać o mnie coś tak okropnego?

– Sama tego nie pojmuję. Ale nad tym będziemy zastanawiać się później. Teraz musisz przede wszystkim dobrze wypocząć.

W pokoju na chwilę zapadła cisza.

– Mamo?

– Tak, kochanie?

– Czy miałaś wielu adoratorów, gdy byłaś w moim wieku?

Mama uśmiechnęła się leciutko.

– No, pewnie podobałam się kilku chłopcom.

– A skąd wiedziałaś, który z nich…

– Który z nich to właśnie ten jedyny? Hm, po prostu to czułam – odparła.

Westchnęłam.

– Miałaś szczęście…

– A ty nie wiesz?

– W zasadzie wiem. Czasem jednak boję się, że on jest taki… taki doskonały. Przystojny, pełen uroku, z poczuciem humoru. Inteligentny, a do tego taki praktyczny zawód. Ale skąd mam wiedzieć, że to naprawdę ten jedyny? A może to tylko chwilowe zauroczenie?

Mama wciąż milczała.

Tymczasem ja ciągnęłam:

– Erik coś sobie uroił, że się pobierzemy, ale ja nic a nic do niego nie czuję. Wiele przeszedł, to prawda. Jest samotny i potrzebuje kogoś bliskiego. Tak się złożyło, że ja bylam najbliżej. Oskar Olsen też się do mnie zaleca, ale jego zamiary nie są chyba szczere. Wprawdzie krąży wokół mnie, jest szarmancki, ale to wszystko. Za to Tor… Mamo żebyś wiedziała co to za uczucie! Już sam jego widok sprawia, że całkiem tracę głowę…

– Córeczko, sama nie wiesz, czego chcesz. Najlepiej będzie, jak na razie pomyślisz nad uwolnieniem się od tego niedorzecznego oskarżenia. Potem zajmiesz się uczuciami. Kochają, to poczekają. Żebyś tylko tymczasem nie zrobiła jakiegoś głupstwa. A teraz zaśnij.

– Dobrze, mamo. Mamo?

– Co jeszcze, kochanie?

– Odnoszę wrażenie, że bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Tak mi z tobą dobrze.

– To prawda. I dlatego bardzo się o ciebie niepokoję.

– Będę ostrożna.

– Oj, Kari, tak ci się tylko wydaje. Wciąż pakujesz się w jakieś kłopoty i jeszcze nie raz trzeba cię będzie ratować z opresji. No, ale tymczasem śpij już.

Загрузка...