Rozmowa, którą przypadkiem podsłuchałam w dniu, w którym zamordowano Grethe Moe, wciąż nie dawała mi spokoju. W czasie tej rozmowy padła nazwa rosyjskiego miasta: Archangielsk. Jedyną znaną mi osobą, która mogła mieć z tą miejscowością coś wspólnego, był Grim. Chłopak pochodził z Laponii, położonej daleko na północy. Wprawdzie nie musiało to nic oznaczać, ale mimo to chciałam rzucić okiem na książkę Verne’a „Ucieczka z Archangielska”. Wiedziałam, że znajdę ją na półce u Arnsteina.
Toteż do jego domu skierowałam kroki. Pani Magnussen przyjęła mnie ciepło, ale poinformowała, że starszego syna, niestety, nie ma w domu. Terje rozłożył się na sofie w salonie i zdążył zapaść w głęboki sen, więc pani Magnussen nie wiedziała, czy zechcę sama czekać na Arnsteina.
Zapewniłam, że nie obudzę Terjego i chętnie poczekam na Arnsteina w jego pokoju.
W ten sposób nadarzyła mi się niepowtarzalna okazja – mogłam przejrzeć lektury Arnsteina bez świadków. Bez trudu znalazłam poszukiwany tytuł i otworzyłam go na pierwszej stronie. Widniała tam dedykacja: „Dla Arnsteina na piętnaste urodziny z uściskami od Grethe i Erika”,
W pośpiechu zaczęłam kartkować książkę, mając nadzieję na odnalezienie jakichś podejrzanych notatek. Jednak na nic podobnego się nie natknęłam. Zaczęłam czytać i wkrótce lektura całkowicie mnie pochłonęła.
Gdy przeczytałam już kilkanaście stron, usłyszałam kroki na schodach, a w chwilę potem spokojny głos Arnsteina. Zanim pomyślałam, co dalej robić, odruchowo wsunęłam książkę pod sweter. Rogi twardej okładki odznaczały się pod ubraniem, więc czym prędzej skrzyżowałam dłonie na piersiach i przybrałam niewinną minkę.
– Cześć, Kari. Czym sobie zasłużyłem na twoje odwiedziny? – powitał mnie serdecznie Arnstein.
Zdębiałam. Na to pytanie zupełnie nie byłam przygotowana. Co ja mu teraz powiem? Tymczasem chłopak czekał, lekko rozbawiony moim zaskoczeniem, podczas gdy ja w myślach gorączkowo poszukiwałam sensownego wytłumaczenia. Książka, którą ukryłam pod swetrem, niespodziewanie zaczęła mi przeszkadzać.
– Tak po prostu… chciałam z kimś trochę pogadać – zaczęłam. – Sama nie wiem, co robić. Wszystko wydaje mi się takie skomplikowane.
– Masz rację. Ostatnio dzieją się u nas niepokojące rzeczy – przyznał Arnstein.
Powoli usiadł na kanapie. Był przystojnym mężczyzną. Niemal czarne włosy, takie same oczy, ciemna karnacja – wszystko to w połączeniu z ujmującym wyrazem twarzy sprawiało, że trudno było przejść obok niego obojętnie. Nic dziwnego, że zagubiona i spontaniczna z natury Inger dobrze czuła się u jego boku. Arnstein należał bowiem do mężczyzn trzeźwo myślących i zrównoważonych.
Chłopak bez trudu odgadł, o czym myślę, bo rzekł:
– Wuj Erling nie jest zachwycony moim związkiem z Inger. Sama dobrze wiesz, dlaczego… Jako lensmann uważa, że w ten sposób miałbym powód do popełnienia zbrodni.
– Ale on chyba ciebie nie podejrzewa?
Arnstein wzruszył ramionami:
– No wiesz, jestem jego bratankiem, więc raczej wykluczył mnie z kręgu podejrzanych. Ale ludzie zawsze szukają dziury w całym. Żebyś wiedziała, co wygadują na nasz temat! No, ale chciałaś, zdaje się, porozmawiać o czym innym?
Och, jaki on dociekliwy! Na dodatek zaczął przyglądać mi się z uwagą.
– Kari, czy ty się źle czujesz? Wyglądasz nie najlepiej…
– Naprawdę? Sama nie wiem. Ostatnio denerwuję się z byle powodu. Mam w głowie kompletny chaos, a oprócz tego odnoszę wrażenie, że wszyscy coś przede mną ukrywają. Nie wiem już, kto mówi prawdę, a kto kłamie i gra, kto jest mi życzliwy, a kto tylko udaje. Gdy się spotykamy na co dzień, nie potrafię powstrzymać pytania: „Czy to Grim, a może Inger?” Przyjechałam do domu, żeby odpocząć, a tymczasem…
Arnstein uśmiechnął się wyrozumiale.
– Jeśli to dla ciebie jakieś pocieszenie, mogę cię zapewnić, że ani ja, ani Inger nie zabiliśmy kapitana Moe, Terje i Grethe też są niewinni.
– Nie ja, nie Erik i również nie Grim. Więc kto?
– Pewnie Lilly albo któreś z Olsenów – podsumował Arnstein. – Czy to nie ulga zwalić na nich całą winę? No jak, nie czujesz się teraz lepiej, Kari? Nie ma to jak znaleźć kozła ofiarnego! – wyraźnie żartował chłopak.
– Ależ Arnstein! Chyba nie mówisz tego poważnie?
– Mówiąc serio, tu rzeczywiście nic się nie zgadza. Wiem, że Olsenowie są chciwi i wyjątkowo samolubni, ale żeby zaraz mordować człowieka… Trudno mi w to uwierzyć.
– Więc kto pozostaje?
– Nie pytaj, Kari, bo naprawdę nie wiem – odpowiedział zmęczonym głosem. – Nikt z nas nie byłby do tego zdolny! Bo my nie szukamy jakiegoś desperata, który dopuścił się zbrodni w afekcie. Wszystko to jest wykalkulowane z zimną krwią. Aż mnie ciarki przechodzą, gdy o tym myślę. Ten morderca drwi sobie z nas w najlepsze.
– Mów, co chcesz, ale to chyba niemożliwe.
– Kari, przecież to jasne jak słońce! Choćby sam pomysł z wykorzystaniem listy sprzed siedmiu lat! Przecież nikt z naszej paczki nie mógłby zrobić czegoś podobnego! A jednak wszystko na to wskazuje.
– Nie, to niemożliwe. Dobrze pamiętam, dlaczego wtedy chcieliśmy się zemścić, i po części mogę usprawiedliwić nasze postępowanie. Ale żadne z nas nie brało tych pomysłów na serio! Życzyliśmy Lilly wszystkiego najgorszego, jak to dzieci. Pamiętasz, jak bardzo jej nienawidziliśmy? Dlatego wygląda mi to na jakieś nieporozumienie.
– No, nie wiem. Siedem lat to długo. Człowiek potrafi w takim czasie zmienić się nie do poznania.
Pomyślałam o Grimie. On rzeczywiście zmienił się w ciągu ostatnich lat, i to bardzo. Z milczącego, ale zawsze życzliwego chłopca wyrósł mężczyzna pełen tajemnic i głęboko skrywanych uczuć. Dzisiaj nie potrafiłabym już ocenić, jaki jest naprawdę, co lubi, a co mu nie odpowiada. Nie raz dostrzegałam w jego twarzy niepokojący wyraz, ale nigdy nie umiałam go prawidłowo odczytać.
– Wiem przynajmniej, że Lilly Moe to zimna i wyrachowana osoba – powiedziałam bez namysłu.
Jeszcze przez jakiś czas rozmawialiśmy o tym i owym, po czym pożegnałam się z Arnsteinem i wycofałam z pokoju, ani na chwilę nie odrywając przyciśniętych do piersi rąk.
Gdy znalazłam się poza zasięgiem wzroku przyjaciela, odetchnęłam z ulgą. Mimo to nadal nie opuszczał mnie niepokój. Arnsteina, podobnie zresztą jak Grima, trudno było zrozumieć. Zawsze odnosił się do mnie z życzliwością, ale w jego zachowaniu wyraźnie wyczuwałam chłód. Zaczęłam się zastanawiać, co może być tego przyczyną.
Po bezsennej nocy Inger wróciła do domu, aby nieco wypocząć, obiecała jednak, że spotkamy się po południu. Udałam się więc do kawiarenki „Słodki Przystanek”. Na początku prowadził ją ojciec Inger, ale po jego śmierci rodzinny interes musiały przejąć pani Nilsen wraz z córką. Obie panie nie były zgodne co do stylu kawiarenki, toteż wiecznie toczyły boje o przeróżne szczegóły. Mama Inger była zdania, że „Słodki Przystanek” powinien być miejscem przyciągającym poważnych, dostojnych mieszkańców Åsmoen. Córka nie mogła pojąć, dlaczego kawiarnia nie może łączyć w sobie elementów nowoczesności i prostej elegancji. Inger nie znosiła dwóch kelnerek zatrudnionych przez swoją matkę, więc zawsze gdy tylko dyżurowała przy barze, bez namysłu rozdawała przyjaciołom za darmo ciastka, nadwerężając skutecznie firmowe finanse. Ku uciesze dziewczyny, kelnerki donosiły o tym jej matce.
Gdy wkroczyłam do kawiarenki, zastałam tam państwa Olsenów, Molly wraz z mężem Andreasem. Ukłoniłam się i odpowiadając na zaproszenie, przysiadłam się do ich stolika.
Rozmowa wyraźnie nam się nie kleiła. Olsenowie z rzadka zadawali jakieś pytanie, a ja, ukrywając niechęć, odpowiadałam. W momencie gdy podawano moją kawę, pani Olsen rzekła z westchnieniem:
– Biedną Grethe spotkało wyjątkowe nieszczęście. Taka straszna śmierć!
– Tak, to prawda – przytaknęłam. – No a słyszeliście państwo zapewne o znalezisku lensmanna Magnussena?
Odniosłam wrażenie, że Olsenowie na moment zmartwieli. Po chwili Andreas zapytał niepewnym głosem:
– Tak? A co takiego znalazł?
Spod stołu doszedł mnie jakiś odgłos; widocznie żona dyskretnym kopnięciem przywoływała męża do porządku. Dobrze wiedziała, że Andreas nie należy do szczególnie bystrych mężczyzn i często za dużo mówi.
– Nic państwo nie wiecie o liście, który napisała przed śmiercią Grethe?
Andreas Olsen opadł na fotel.
– Ach, mówisz o tym! Przecież to nonsens. Nikt nie uwierzy, że to ty mogłaś ją zamordować. Sama przecież byłaś zagrożona. Tym się w ogóle nie przejmuj, Kari.
Czegoś się jednak obawiali. Wskazywało na to ich nienaturalne zachowanie i dziwna gestykulacja. Wyraźnie oczekiwali, że dowiedzą się ode mnie czegoś więcej.
Wreszcie pani Olsen wstała.
– Cóż, chyba czas na nas, prawda, kochanie? Właśnie wybieramy się do miasta po sprawunki. Umówiliśmy się tam z moją siostrą. Zaraz mamy autobus. Do widzenia!
– Do widzenia państwu. Życzę udanych zakupów.
Kiedy Olsenowie opuścili kawiarnię, pozostałam w niej jedynym gościem. Aby skrócić oczekiwanie na Inger, zaczęłam przekładać leżące na stole papierowe serwetki. Sięgnęłam po długopis i na jednej z nich kilka razy napisałam swoje imię. Dopisałam do niego nazwisko Bråthen, żeby sprawdzić, czy pasuje. Prezentowało się całkiem nieźle. Następnie dopisałam imię i nazwisko Tora, po czym skreśliłam litery, które się powtarzają. Potem wybrałam wróżbę „kocha, lubi, szanuje”. Okazało się, że mogę liczyć na miłość ze strony Tora, ja odwzajemnię się tylko przyjaźnią. Wyliczankę powtórzyłam na Eriku i Oskarze. W pierwszym przypadku z identycznym rezultatem jak u Tora, do Oskara zaś – mówiła wróżba – powinnam żywić nienawiść. Wszystko się zgadza! Z bijącym sercem umieściłam na serwetce nazwisko Grima: Karlsen, a tuż obok swoje własne. Na nic się to jednak nie zdało. Wedle wróżby, oboje pałaliśmy do siebie nienawiścią. Rozzłościłam się na siebie, że daję wiarę dziecinnej zabawie, zgniotłam papier i wyrzuciłam do stojącego obok kosza.
– Widzę, że masz trudności z wyborem – usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam Inger.
– No wiesz, musiałam się czymś zająć.
Inger podeszła do szafy grającej, wrzuciła żeton i nastawiła swoją ulubioną melodię.
– Dlaczego w tym towarzystwie znalazł się Oskar?
– Hm, no bo… trochę się do mnie zaleca.
– Ach, tak. Czyżby Lilly i Olsenowie obawiali się ciebie?
Nie zrozumiałam, co Inger ma na myśli.
– Obawiali? Co chcesz przez to powiedzieć?
Inger wróciła i usiadła koło mnie.
– Erik chodzi i rozpowiada w koło, że zamierzacie się pobrać. Wdowa po kapitanie i Olsenowie nie życzą sobie jakiejkolwiek konkurencji do spadku. Dlatego wystawiają tego idiotę Oskara jako przynętę dla naiwnych dziewczątek. Jakiś czas temu Oskar także mnie nadskakiwał. Ale ponieważ go nie cierpię, szybko chłopaka spławiłam.
– Ach, tak. Czy Olsenowie nie nazywają tego przypadkiem „swoją specjalną metodą”?
Inger wpatrywała się we mnie ze zdumieniem.
– Dokładnie tak, Kari. A skąd o tym wiesz?
– O tym opowiem ci innym razem. Swoją drogą, co to za typek! Pomyśleć, jak łatwo dałam się nabrać. Naprawdę uwierzyłam, że czuje się osamotniony i odsunięty.
Inger wzruszyła ramionami.
– Dobre sobie, Oskar osamotniony. Dziewczyno, on mógłby wydać podręcznik „Jak w każdej sytuacji zdobyć przyjaciół”, a właściwie przyjaciółki. A propos, widziałam tego twojego praktykanta, Bråthena. Facet niczego sobie. Jeśli ci się kiedyś znudzi, daj mi znać. Wracając do poważniejszych spraw, sądziłam, że cię zatrzymano.
– Co ty, Inger! Hałasowałam tak niemiłosiernie, że Magnussen musiał mnie zwolnić. Nie, nie, żartuję. Okazało się, że nie potwierdziła się koncepcja, według której to ja miałam podać kapitanowi środki nasenne. No i puścili mnie.
– To dość ryzykowne. Przecież ktoś mógł ci w tym pomagać.
– No co ty, kto na przykład?
– Choćby i twój nieodłączny przyjaciel Grim.
– Chyba oszalałaś! On mógłby przegonić myśliwego albo kogoś, kto męczy zwierzęta, ale nie zabiłby człowieka. Kogo ty tak wypatrujesz, Arnsteina? Pewnie szykuje ci się randka?
– Więc wiesz…
– Jasne, a kto by nie wiedział? Może tylko kapitan…
– Werner nie miał pojęcia o tym związku. Widzieliśmy się ostatniego wieczoru. Gdy się żegnaliśmy, był w dobrym humorze. Miałam nadzieję, że…
Inger umilkła, ja natomiast dokończyłam za nią:
– Miałaś nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, gdy za niego wyjdziesz. Jak ty to sobie wyobrażałaś?
Dziewczyna zagryzła wargi, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Chcesz mi się zwierzyć? Cała ta historia musi być dla siebie nie lada obciążeniem.
Przez chwilę Inger wahała się, zaraz jednak uśmiechnęła się lekko. Mimo że nie była oszałamiająco piękna, z jej twarzy promieniował niezwykły urok.
– Jakiś czas temu zauważyłam, że Werner Moe dyskretnie mi się przygląda. Nie nachalnie, lecz z sympatią i ojcowskim podziwem. Pewnego wieczoru, gdy pani Moe była dla nas szczególnie złośliwa i niemiła, wstąpił we mnie diabeł i zaczęłam, niby na żarty, flirtować z kapitanem. Nie musiałam czekać długo na efekty moich zabiegów. Coraz częściej Werner szukał okazji, by wpaść do kawiarenki na krótką pogawędkę. Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko i równie szybko wymknęło spod naszej kontroli Jego żona pojęła, co się święci, i wpadła we wściekłość. Zaczęła się mścić, a wierz mi, to nic przyjemnego Być jej wrogiem. Mimo że nienawidziłam Lilly, naprawdę ogromnie polubiłam Wernera, stał mi się bardzo bliski. Erik robił wszystko, żeby nam pomóc; aranżował tajemne spotkania, przekazywał wiadomości. Może nie zależało mu na tym, abym została jego macochą, ale za wszelką cenę chciał pozbyć się Lilly. Wszystko już sobie z Wernerem zaplanowaliśmy, a ja nareszcie poczułam się szczęśliwa, bezpieczna. Wydawało mi się, że odnalazłam swoją przystań. I wtedy…
– Wtedy pojawił się Arnstein.
– No właśnie. Ukończył studia i wrócił w rodzinne strony, aby tu podjąć pracę. I znowu wszystko zaczęło się toczyć w niezwykłym tempie. Minęło zaledwie kilka dni, a już wiedzieliśmy na pewno, że jesteśmy stworzeni dla siebie. Co miałam zrobić? Po kilku tygodniach od przyjazdu Arnsteina nadszedł ten tragiczny wieczór. Planowałam, że porozmawiam z Wernerem poważnie i powiem, że to koniec. Tymczasem on sam zjawił się u mnie wyraźnie zgaszony, więc nie miałam serca podejmować tego tematu Zapytałam, co się stało. Odparł, że znowu pokłócił się z żoną, ale spór tym razem nie dotyczył jego romansu ze mną, ale pieniędzy. Werner zwrócił żonie uwagę, że Oskar Olsen przepuszcza ogromne sumy i awantura gotowa. Kapitan od dawna podejrzewał, że Oskar wyciąga od swojego ojca zbyt wysokie kieszonkowe. A przecież właśnie Andreas zarządzał fabryką Wernera. Dzisiaj rozmawiałam o tym z lensmannem.
– No i czego się dowiedziałaś?
– Magnussen potwierdził, że z majątku Moe niewiele pozostało. Adwokat dopatrzył się wielu nieprawidłowości w prowadzeniu ksiąg. Wprawdzie nie wiadomo jeszcze, kto przede wszystkim jest winien tej niegospodarności, ale wszystko wskazuje na Andreasa, bo to on był dyrektorem zakładu. Tamtego wieczoru Werner powiedział mi jeszcze, że ma za sobą ważną rozmowę i jest zmęczony. „Ale nie martw się, wszystko się jakoś ułoży, i to po mojej myśli”, twierdził. Nie dałam niczego po sobie poznać, więc i on nie mógł się domyślać. Widziałam, że wychodzi ode mnie uspokojony i uśmiechnięty. Cieszę się, że nic mu nie powiedziałam. Odszedł, wierząc, iż wkrótce będziemy razem.
– Może rzeczywiście dobrze się stało – rzekłam w zamyśleniu.
Ta ważna rozmowa, o której wspominała Inger, na pewno dotyczyła Grima. Tylko o czym oni obaj mogli ze sobą dyskutować? Skierowałam rozmowę na inne tory.
– Jak sądzisz, dlaczego Grethe podejrzewała mnie o takie niecne zamiary? Jakoś nie mogę przestać o tym myśleć.
– Na to pytanie nie potrafię ci odpowiedzieć. Sama przez moment zastanawiałam się, czy to możliwe, żebyś posunęła się do takiego kroku, ale stwierdziłam, że to absurd. – Inger sięgnęła po papierosa. – Chciałabym cię jednak ostrzec. Lensmann nadal ma na ciebie oko, więc dobrze się zastanów, zanim coś zrobisz.
Opadłam ciężko na fotel i rozejrzałam się po lokalu w obawie, że ktoś mnie śledzi. Inger pokręciła głową i posłała mi uśmiech.
– Skąd masz takie informacje? – zapytałam przygnębiona.
– Może każdy z nas powinien mieć się na baczności w twoim towarzystwie? Już ja dobrze pilnowałam swojej kawy…
– Ależ, Inger! – zawołałam bliska płaczu. – Jak możesz tak sobie żartować!
Dziewczyna pochyliła się nad stolikiem i cicho spytała:
– A może ja wcale nie żartuję, Kari? Ja się po prostu boję i nie mam już zaufania do nikogo, nawet do ciebie.
– Co mogłoby ci zagrażać z mojej strony?
– Z listy, którą sporządziliśmy przed laty, zostały trzy kawałki. Nie chcę stać się kolejną ofiarą.
Energicznym ruchem zgasiła papierosa. Wstałyśmy i jednocześnie skierowałyśmy się w stronę drzwi. Inger objęła mnie po przyjacielsku.
– Niepewność nakazuje mi mieć się na baczności, ale tak naprawdę wierzę, że jesteś niewinna. No, nie martw się już, Kari. Zauważ, że w momencie, gdy sprawa twojego wypadku została wyjaśniona, Olsenowie stracili alibi.
– Rzeczywiście! – zawołałam uradowana. – Inger, w takim razie to na pewno ktoś z nich! Któż inny miałby powód, żeby pozbyć się obojga, i Grethe, i kapitana Moe?
W tej samej chwili spojrzałam przerażona na przyjaciółkę.
– Na miłość boską, Erik jest w niebezpieczeństwie! – wykrztusiła Inger, która jakby czytała w moich myślach. – Skoro Lilly i Olsenowie mają chrapkę na cały majątek kapitana, tylko on staje im teraz na drodze!