ROZDZIAŁ XV

– Nigdy bym nie przypuszczał – Magnussen wciąż nie mógł dojść do siebie po usłyszeniu zaskakującej nowiny. – Teraz już nic nie rozumiem. Dwa morderstwa zamiast trzech… Skąd się zatem wziął twój pomysł obdukcji, Kari? – Lensmann spoważniał. – Tym samym twoje alibi straciło wartość…

– Ależ panie Magnussen… – zaprotestowałam.

– Uspokój się, ja tylko żartowałem. Ci, ktoś nadchodzi! Ani słowa o liście!

– Inger oczywiście niczego się nie dowie? – upewniał się zaniepokojony Grim.

– Oczywiście, że nie. Nic jej nie powiemy – uspokoił go lensmann.

Donośnie stukające o posadzkę obcasy zdradziły, że właśnie nadchodzi Lilly Moe. Po chwili drzwi się otworzyły i stanęła w nich elegancka jak zwykle, choć tym razem w żałobnej czerni wdowa. Tuż za nią podążała jej siostra z mężem.

– Czy prawnik już się zjawił? – zapytała krótko Lilly.

– Prawnika nie będzie – odparł równie zwięźle Magnussen. – Rozumie chyba pani, że w tych smutnych okolicznościach musimy przesunąć odczytanie testamentu.

Źrenice Lilly Moe zwęziły się momentalnie i przypominały teraz oczy kota.

– Znowu? Jak długo jeszcze…?

– Droga Lilly – zwrócił się do szwagierki Andreas. – To rzeczywiście nie wypada! Przez wzgląd na chłopca…

– Dobrze się składa, panie Olsen, że się pan zjawił. – Magnussen popatrzył surowo na Andreasa. – Rewident przekazał mi nareszcie księgi zakładów Moe.

Andreas poczerwieniał i spuścił oczy.

– To poważna sprawa – ciągnął Magnussen. – Dlaczego pozwolił pan na to, by pański… hm… syn pobierał regularnie tak wysokie kieszonkowe?

– Jak to wysokie? – wtrąciła się Lilly Moe. – Kilkaset koron od czasu do czasu to dużo?

– Kilkaset? Dobre sobie! – wykrzyknął Andreas. – Sama wiesz, że zawsze żądał co najmniej tysiąc, a często i więcej. Mówił, że ty się zgadzasz. Podobno mu obiecałaś…

– Nigdy mu nie obiecywałam aż tyle! Więc ile mu dałeś?

Andreas Olsen otarł pot z czoła. Wyglądał teraz na bardzo zmęczonego. Wyręczył go Magnussen, mówiąc:

– Prawda jest taka, że zakłady Moe znajdują się na skraju bankructwa. Andreas Olsen słabo się starał, ale nie czas na to, by go teraz oceniać. Nie sądzę też, żebyśmy musieli winić Oskara. Chłopak uważał po prostu, że sięganie do kasy zakładu to łatwy sposób na pozyskanie gotówki.

– Bankructwo… – wyszeptała pani Moe, jakby nie słysząc tego, co mówi lensmann.

Dopiero po chwili zareagowała. Z jej gardła wydobył się przeciągły krzyk protestu. Był tak intensywny, że aż zabolały nas uszy.

Gdy Lilly ucichła, usłyszeliśmy spokojny głos Grima:

– Niesłychane, cóż to za kobieta! Kiedy umiera jej mąż, nie roni ani jednej łzy. Potem traci syna, to samo. Dopiero wieść o bankructwie wywołuje reakcję!

– Co tu się u was dzieje? – zawołała Inger, która w tej chwili razem z Arnsteinem i Terjem weszła do kancelarii. – Dzień dobry. Kari, jak ty źle wyglądasz. Strasznie mi przykro z powodu Oskara. Musiało cię to przerazić?

– Nie chciałabym teraz o tym mówić.

– Przechodziliśmy tamtędy. Policja nadal przeszukuje teren. Całe miasteczko się zbiegło. A któż to tak krzyczał? Chyba nie powiesz, że pani Moe opłakiwała Oskara?

– Nie, chociaż to jej syn, a nie pani Molly – wtrącił Grim. – Właśnie się dowiedziała, że zakłady zmarłego męża są na skraju bankructwa.

– Ach, tak, no to rozumiem.

Wolałabym, żeby choć w tym momencie zebrani powstrzymali się od złośliwych komentarzy. Zdawałam sobie wprawdzie sprawę, że Inger wreszcie mogła publicznie dać wyraz swojej, delikatnie mówiąc, niechęci do Lilly, ale nie podobał mi się jej cyniczny ton. Tymczasem pani Moe na chwilę umilkła, po czym całą swą złość wylała na szwagra. Zupełnie zdawała się nie krępować obecnością tylu obcych osób, teraz już nie liczyła się ze słowami.

Żadne z nas nie uważało Olsenów za przyjaciół, ale w tej chwili zrobiło nam się ich po prostu szkoda.

Andreas Olsen spuścił głowę, podczas gdy Lilly Moe zarzucała mu głupotę i brak męskiego zdecydowania.

Spojrzałam na lensmanna w nadziei, że może jemu uda się uspokoić rozhisteryzowaną wdowę, ale on jedynie pokręcił głową. W takiej chwili nie zamierzał się wtrącać.

Wreszcie Molly nie wytrzymała i zrobiła krok w kierunku siostry.

– Przestań wrzeszczeć! – zawołała i od razu ją uciszyła. – Andreas nie jest tu nic winien. Czy przez te wszystkie lata nie zastępował Oskarowi ojca? Nie chciałaś tego dziecka od samego początku, był dla ciebie tylko kulą u nogi! Bałaś się, że nie złapiesz przez niego bogatego męża! A jak się pojawił pan Moe, całkiem się go wyparłaś! My przyjęliśmy go z otwartymi ramionami, zaopiekowaliśmy się nim, a że nie udało się go utemperować, to już nie nasza wina. Nic dziwnego, nieodrodny synek mamusi!

– Właśnie – Andreas Olsen nagle odzyskał mowę. – Odkąd pamiętam, zawsze chciałaś się go pozbyć. A dziś, gdy przychodzi wieść o jego śmierci, kto po nim płacze? Na pewno nie ty. Nie masz za grosz uczuć, Lilly, jesteś potworem. Piękna i bestia w jednej osobie…

W tej chwili Lilly Moe z pewnością nie przypominała piękności. Przebiegła wzrokiem po twarzach wszystkich obecnych, niespodziewanie zatrzymała spojrzenie na mnie, zbliżyła się na wyciągnięcie dłoni i uderzyła mnie w twarz. Zaraz potem odwróciła się na pięcie i wyszła.

– Na miłość boską… – wyszeptał zaskoczony Terje.

– No nie, tego już za wiele! – wykrzyknął Grim i chciał za nią pobiec.

– Zostaw ją w spokoju – poprosiłam. – To bardzo nieszczęśliwa osoba.

– Ale dlaczego uderzyła właśnie ciebie? – zapytała zdezorientowana Inger.

– Chyba ją rozumiem – odparłam spokojnie. – Pani Moe zwykle spotyka się jedynie z nienawiścią, tak ze strony najbliższych, jak i obcych. W dodatku nauczyła się z tym żyć, przyzwyczaiła do tego, że wszyscy ludzie są jej wrogami, i otoczyła się niewidzialnym pancerzem obojętności. Ja jednak zdałam sobie sprawę z tego, co ona naprawdę czuje. Gdy teraz na nią patrzyłam, odniosłam wrażenie, że cierpi z powodu śmierci syna, choć nawet przed sobą nie chce się do tego przyznać. Zrobiło mi się jej szkoda i to chyba dostrzegła w moich oczach.

Przyłożyłam dłoń do pulsującego jeszcze po uderzeniu policzka i powiedziałam:

– Prawdę mówiąc, trochę mi się należało.

– Tak, tak. I mnie by się przydało – przyznała z pokorą Inger. – Przynajmniej poczułabym, że żyję.

W tym momencie drzwi otworzyły się i stanął w nich Bråthen.

– Dzień dobry, czy zastałem lensmanna Magnussena? – usłyszeliśmy dobrze znany głos.

– Tor! – zawołałam uradowana.

Wszyscy nagle się odprężyli.

– Słucham, panie Bråthen – odparł lensmann.

Zapomniałam już, jak bardzo się peszę, kiedy w pobliżu zjawia się Tor. Gdy byłam w zasięgu jego wzroku, traciłam koncept i zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Tym razem jednak bardzo się ucieszyłam z jego wizyty.

Tor jak zwykle wyglądał świetnie: bujna grzywka opadła mu zadziornie na czoło, oczy lśniły wesołym blaskiem. Z zaciekawieniem obserwował pełne powagi twarze zgromadzonych.

– Panie lensmannie, dowiedziałem się, że zarządził pan poszukiwania Erika. Jest mi z tego powodu bardzo przykro – powiedział, ale w jego głosie wyczuwało się wesołość.

– Jak to? – nie zrozumiał Magnussen.

– Bo widzi pan, Erik siedzi właśnie w moim samochodzie.

– Co takiego? – wykrzyknęliśmy zgodnym chórem.

Tor rozłożył ramiona.

– Wczoraj wieczorem Erik przyjechał do mnie swoim autem. Powiedział, że się bardzo boi. Rzeczywiście, ręce mu drżały, szczękały zęby. Wyznał mi, że nikomu już nie ufa, i zapytał, czy może u mnie przenocować. Jakże mogłem mu odmówić? Kiedy jednak dziś rano się przebudził, był tak roztrzęsiony i udręczony sennymi koszmarami, że nie miałem odwagi go puścić. Dałem mu tabletki uspokajające, po których znowu zasnął na kilka godzin. Dopiero teraz dowiedziałem się, że od wczoraj go szukacie. Wskoczyliśmy więc czym prędzej do auta, no i jesteśmy.

– Chwała Bogu! – odetchnął z ulgą lensmann Magnussen. – Wreszcie jakaś dobra wiadomość.

Podczas gdy Magnussen przesłuchiwał w swoim biurze Andreasa Olsena, a Erika transportowano do jego własnego domu, otoczyliśmy Tora i jedno przez drugie zaczęliśmy relacjonować mu wydarzenia ostatniej doby. Potem rozgorzała burzliwa dyskusja: Przerzucaliśmy się najbardziej nieprawdopodobnymi pomysłami na temat, kto mógł zamordować Oskara.

– Dam sobie głowę uciąć, że to sprawka Andreasa – stwierdził stanowczo Terje.

– No dobrze, ale przecież nie pozbawiłby życia własnego syna! – zaprotestowałam.

– Kari, zapomniałaś, że nie był ich prawdziwym synem?

To syn Lilly! I w dodatku jego własna matka nigdy się o niego nie troszczyła.

Pokręciłam bez przekonania głową, ale nie znalazłam innych argumentów, które przemawiałyby na korzyść Andreasa i Molly Olsen.

– A jaki, waszym zdaniem, miał motyw? – zapytała przytomnie Inger.

– Przecież to jasne jak słońce – stwierdził Terje. – Pieniądze kapitana oraz to, że Oskar odkryje bankructwo firmy.

– I tak szybko wyszłoby to na jaw – dodałam.

W tym momencie wymieniłam z Grimem porozumiewawcze spojrzenia. Inger nie może poznać całej prawdy o śmierci kapitana Moe. W każdym razie jeszcze nie teraz.

W drzwiach ponownie ujrzeliśmy lensmanna.

– Panie Bråthen, o której godzinie Erik przyszedł do pana do szpitala?

Tor zamyślił się.

– Dokładnie nie wiem.

– A czy było już ciemno?

– W każdym razie zaczynał zapadać zmrok.

– Czy Erik spędził u pana całą noc?

– No, raczej tak. Wczoraj miałem nocny dyżur, więc nie dam głowy, ale tak sądzę.

– No dobrze, Mogę wam teraz powiedzieć, że w skrzynce znalazłem list zaadresowany do Erika. W kopercie znajdował się fragment z listy z jego pomysłem. Ale nie mówcie nic o tym Erikowi, to nie ma sensu. Jeszcze bardziej się zdenerwuje. – Lensmann westchnął ciężko, po czym ciągnął dalej: – Chciałbym się teraz od was dowiedzieć, co jest napisane na ostatnim, siódmym skrawku papieru. Pomysłu Kari w ogóle nie biorę pod uwagę, chociaż można uznać, że i to życzenie się spełniło. Wprawdzie nie wiem, czy można nazwać nas „elitą miasteczka”, ale Lilly rzeczywiście się skompromitowała. Mówiąc serio: Co z tym pomysłem Grima, chodziło, zdaje się, o jakieś opalanie… Mam nadzieję, że to zostanie nam oszczędzone.

Powtórzyliśmy dokładnie propozycję Grima.

– Jak można wygadywać takie brednie! – rzucił zniecierpliwiony lensmann i trzasnął drzwiami.

Na moment zapadło milczenie. Przerwał je Tor.

– Wiecie co? – zaczął. – Wydaje mi się, że zaraz po swoim przyjeździe Grethe dzwoniła ze stacji do domu. Być może zamieniła wtedy kilka słów z kimś z rodziny Olsenów. Pewnie się przestraszyli, bo Grethe uchodziła za osobę dużo bardziej przedsiębiorczą niż brat. Wyszli jej zatem naprzeciw, a potem z zimną krwią zamordowali. Może też po jakimś czasie Oskara zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia i postanowił się wymigać z tej afery? A na to Olsenowie nie mogli już sobie pozwolić.

– No, chyba jednak trochę przesadziłeś. Za nic w świecie nie uwierzę, żeby Oskar czuł kiedykolwiek wyrzuty sumienia – zaprotestował Terje. – Ja mam inną hipotezę. Pamiętacie, jak dziwnie zachowywał się wczoraj, kiedy rozwiązywał krzyżówkę? Najpierw wszystko było w porządku, dopiero potem… tak jakby coś odkrył. O czym myśmy wtedy mówili? Aha, tak, o szantażu. Na pewno wpadł na pomysł, żeby szantażować swoją rodzinkę. A Olsenowie nie wytrzymali i położyli temu kres.

– To mi się podoba – pochwalił Terjego Tor, na co bratanek lensmanna się rozpromienił.

Mnie jednak nie przekonywała taka teoria.

– No dobrze, ale dlaczego Grethe wskazała w liście na mnie?

Terje zmierzył mnie srogim spojrzeniem.

– Wiesz co, Kari, ty zawsze musisz zepsuć mi każdą drobną przyjemność. Daj sobie spokój z tym listem! On w ogóle nie ma znaczenia!

– Zaraz, zaraz, a co ty o tym myślisz, Kari? – zwrócił się do mnie zaciekawiony Tor.

– Sama nie wiem – powiedziałam niepewnie. – Rzeczywiście, Oskar był wczoraj jakiś dziwny, całkiem możliwe, że wtedy przyszło mu na myśl, że mógłby spróbować szantażu. Mam jednak wrażenie, że aż do wczoraj nie wiedział, kim jest morderca. Przypomnijcie sobie, że gdy opuszczaliśmy salon, on zapatrzył się nagle przed siebie, jakby coś go olśniło albo raczej zdziwiło. Może my powiedzieliśmy coś takiego, co naprowadziło go na właściwy trop…

– Co ty gadasz! – prychnął pogardliwie Terje. – Jedyne, co mogło Oskara zafascynować, to pieniądze, które wyciągnąłby z gospodarstwa Erika. Chodźmy, Tor, opowiemy wujowi o naszej znakomitej koncepcji.

Obaj skierowali się z nowiną do biura lensmanna.

Nie zaszli jednak za daleko. Po kilku minutach donośny ryk Erlinga Magnussena z głębi korytarza uświadomił nam, że teoria Terjego wyraźnie nie przypadła mu do gustu.

– Zmykajcie mi stąd, ale to już! Nie mam czasu na wysłuchiwanie takich bredni! Wszyscy się zabierajcie i dajcie mi święty spokój! Już was tu nie ma! – wołał poirytowany. – Idźcie do swoich domów i nie wychodźcie, dopóki nie schwytam mordercy. Pod żadnym pozorem nikogo nie wpuszczajcie. A przede wszystkim przestańcie bawić się w detektywów. Żegnam was!

– Ale nam dał popalić – skomentował swoją porażkę Terje. – Chodź, bracie, nie mamy tu nic więcej do zrobienia.

– Kari, a ty? – spytał Grim.

– Zaraz przyjdę, muszę jeszcze chwilkę pomyśleć – odpowiedziałam. – Coś mi się przypomniało.

Jeden po drugim przyjaciele opuszczali pomieszczenie. Tor zszedł na dół razem ze wszystkimi, spieszył się do szpitala na dyżur. Lensmann opuścił gabinet, a za nim podążał przygaszony Andreas Olsen. Po chwili wokół zapanowała głęboka cisza.

Zostałam zupełnie sama. Zaczęłam się zastanawiać nad wydarzeniami poprzedniego wieczoru. W mojej głowie zaczynała rodzić się nowa wersja wydarzeń. Śmierć Oskara przyszła tak niespodziewanie, jakby zbrodnię popełniono w afekcie. Dlaczego Oskar mówił o szantażu? Co miał na myśli? Może właśnie wtedy zrozumiał, kto jest zabójcą, a zabójca zorientował się, że Oskar wie… Prawdopodobnie Oskar zdemaskował mordercę, a potem próbował go szantażować… Ale jak to się stało, że Oskar odkrył tę tajemnicę? Zaczęłam sobie przypominać, o czym mówiliśmy ostatniego wieczoru. O co pytał nas Oskar? O Jokastę… Czyżby ona miała posłużyć za wskazówkę i doprowadzić do wyjaśnienia sprawy? Raczej nie. Potem padło pytanie o syna nordyckiego boga, Fjørnjota. Zaraz, zaraz! Właśnie wtedy Oskar wyszedł do biblioteki, a gdy wrócił, wydawał się zupełnie zmieniony.

Wstałam i także skierowałam się do biblioteki. Cóż takiego odkrył Oskar wśród nadszarpniętych zębem czasu regałów? Rozejrzałam się dookoła i… nic. W takim razie powinnam chyba zajrzeć do encyklopedii Może tam znajdę odpowiedź.

Po kilku minutach natknęłam się na leksykon i wybrałam tom z hasłami zaczynających się na literę „F”. For… Forn… jest! „Fjørnjot, gigantycznych rozmiarów potwór w mitologii nordyckiej, ojciec…”

Na miłość boską, to niemożliwe!

Wielkie tomisko wysunęło mi się z rąk i z ciężkim łoskotem spadło na podłogę. Z przerażenia zamarłam i aby nie upaść, musiałam podtrzymać się ściany. Z trudem łapałam oddech. Słowa, które przeczytałam, wirowały z zaskakującą prędkością w mojej głowie.

W ułamku sekundy wszystko stało się dla mnie jasne. Odkryłam, kim jest morderca, odkryłam, co miała na myśli Grethe, pisząc list. Zrozumiałam, kto miał najlepszą okazję, by podłożyć mi kapsułkę z trucizną, kto wiedział, że Oskar będzie sam w domu, wreszcie dlaczego Oskar musiał umrzeć.

Ja i Oskar byliśmy jedynymi osobami, którym nie wolno było dotrzeć do tego właśnie tomu encyklopedii. Dla pozostałych informacja o synach Fjørnjota nie miałaby żadnego znaczenia. Tylko my byliśmy w stanie zdemaskować dzięki niej zabójcę. I to właśnie my natknęliśmy się na ów pechowy fragment.

Swoje odkrycie Oskar przypłacił życiem.

Teraz nadeszła pora na mnie.

W chwili gdy usłyszałam za sobą skradające się kroki, instynktownie skuliłam się i zakryłam głowę ramieniem. Dzięki temu cios chybił, trafiając w mój łokieć. Poczułam przejmujący ból i zaraz potem paraliż całej ręki. Odwróciłam się w stronę napastnika, a jednocześnie powoli cofałam się, by tylko znaleźć się jak najdalej od niego.

– Nie – powtarzałam bezwiednie, jakbym miała jakikolwiek wpływ na dalszy rozwój wydarzeń. – Nie! Nie ty! Dlaczego? Przecież nie jesteś taki!

– Może i nie. Ale czasami sytuacja zmusza człowieka do zupełnie nieoczekiwanych reakcji.

To było gorsze, niż myślałam, i wciąż nie mogłam uwierzyć, że to jawa, a nie koszmarny sen. Nawet wówczas, gdy patrzyłam na jego dłonie unoszące się do mojego gardła, nie wierzyłam. Stałam jak zahipnotyzowane zwierzę, bezradne w obliczu zbliżającego się niebezpieczeństwa.

Загрузка...