ROZDZIAŁ VIII

Niestety, przerwano mi krótką, ale jakże sympatyczną rozmowę z Torem. Od razu też powróciły strach i niepewność, spotęgowane przez nieustanne trąbienie klaksonu.

Z okien auta wystawały głowy: z jednego Erika, z drugiego głowa Terjego. Drugi, jadący z tyłu samochód, nie był nam znany. Gdy oba zatrzymały się gwałtownie, zorientowaliśmy się, że stojący z tyłu wóz pochodził z zupełnie innej części kraju.

– Nareszcie! – krzyknął lensmann. – Kari, wydzwaniam do ciebie od kilku godzin, a ty jak na złość znikasz bez wieści Chwała Bogu, że tylko spacerujecie, bo bałem się już, że poszliście do lasu i zgubiliście drogę. Wskakujcie szybko do samochodu. Mam tu dla was niespodziankę! Właśnie zgłosili się państwo, których poszukiwałem za pośrednictwem prasy. Wybieramy się razem na miejsce wypadku.

Tor udał się pieszo do moich rodziców po swój samochód, ja zaś zajęłam miejsce w aucie lensmanna, sadowiąc się z tyłu pomiędzy Erikiem i Terjem. Obaj chłopcy byli tak podekscytowani, że prawie od razu mnie zakrzyczeli.

– Tylko poczekaj, Kari! Nawet się nie spodziewasz, co odkryliśmy!

Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie zostałam potrącona przez nieznany samochód. Gdy wysiadłam, od strony miasteczka właśnie nadjeżdżał Tor. Drogę do domu moich rodziców musiał pokonać w iście sprinterskim tempie, gdyż od rozstania minęło zaledwie kilka minut.

Dopiero teraz mogłam przyjrzeć się pasażerom drugiego auta.

Była to dość dziwna para. Mężczyzna prezentował się nienagannie: był wysoki i postawny, ubrany w elegancki garnitur w ciemnobrązową krateczkę, gustowny krawat w kropki i skórzane, brązowe buty. Jego uśmiechnięte, żywe oczy z ciekawością spoglądały na obecnych. Policzki i dłonie miał usiane piegami, co zdecydowanie dodawało mu uroku. Na głowie mierzwiła się ruda czupryna. Pierwsza rzecz, na którą zwróciłam uwagę u jego partnerki, to paznokcie pomalowane łuszczącym się, krwistoczerwonym lakierem. Kobieta miała pomarszczoną cerę, z bezbarwnych ust wyzierały poszarzałe zęby, a niekorzystne wrażenie pogłębiała czarna garsonka, która nie mogła ukryć zbyt przysadzistej figury. Cienkie włosy kobiety opadały w nieładzie na ramiona.

Oboje od razu grzecznie się przywitali. Sprawiali wrażenie sympatycznych ludzi.

Lensmann bez zbędnych wstępów zwrócił się do mnie z pytaniem:

– Kari, czy poznajesz tych państwa?

– Nie – powiedziałam bez wahania.

Kobieta uniosła ze zdumieniem brwi.

– Coś takiego! Słyszałeś, kochanie? Ta młoda dama nas nie poznaje!

W głosie kobiety zabrzmiała jakby nutka pretensji.

– Panie lensmannie, to bez wątpienia ta sama dziewczyna – stwierdził stanowczo mężczyzna.

Magnussen przyglądał się nam przez chwilę, po czym rozpoczął prezentację. Jednak nazwisko, które nosiło małżeństwo – Gressvik – nic mi nie mówiło.

– Pani Gressvik, czy może pani raz jeszcze szczegółowo opowiedzieć, co wydarzyło się w tym miejscu ósmego kwietnia? Tak jak przypuszczaliśmy, panna Land niczego sobie nie przypomina.

– Panno Land, to właśnie my wyciągnęliśmy panią z rowu…

– Bardzo proszę od samego początku – nakazał Magnussen.

– No właśnie. Tego dnia przyjechaliśmy do szpitala, gdyż czekała mnie tu poważna operacja. Trochę się tu pogubiliśmy i utknęliśmy w tym paskudnym wykopie. Przez chwilę zastanawialiśmy się, jak się z niego wydostać. Wreszcie udało się nam wypchnąć auto z piachu. Błądziliśmy po okolicy, szukając drogi do szpitala, i wtedy spostrzegliśmy tę panienkę na rowerze. Jechała przed nami. Zdecydowałam, że spytamy ją o drogę. Nacisnęliśmy na hamulec, ale dziewczyna się nie zatrzymała, a ponieważ było bardzo ślisko, również i nasze auto potoczyło się dalej. Nie mogliśmy nic zrobić, choć w dobrych warunkach Lasse jest doskonałym kierowcą. Niestety, panienka, lekko przez nas potrącona, wylądowała w rowie. Natychmiast wyskoczyliśmy z auta, żeby sprawdzić, czy nic się jej nie stało. Nie należymy, broń Boże, do tych, co uciekają z miejsca wypadku. Pomogliśmy się jej podnieść, ale wyglądało na to, że bez trudu trzyma się na nogach. Była zupełnie przytomna i normalnie z nami rozmawiała. Nabiła sobie tylko potężnego guza. Zresztą twierdziła, że czuje się całkiem dobrze.

– Wtedy zapytaliście ją państwo o drogę do szpitala, czy tak?

– No właśnie!

– I co było dalej?

– Wskazała nam drogę, która wiodła stromo pod górę, ale nie byliśmy pewni, czy znowu się nie pogubimy. Całe zbocze porośnięte jest gęsto sosnami. Poza tym panna Land nadmieniła, że kilkaset metrów dalej spotyka się aż pięć różnych dróżek. Zaproponowała, że może nam towarzyszyć i wskaże właściwą. Byliśmy jej ogromnie wdzięczni. Dziwiło mnie wprawdzie, że zabrała ze sobą rower i targała go pod górę. Mogła go z powodzeniem zostawić na dole, w krzakach. No, ale to jej sprawa. Gdy dotarliśmy do rozwidlenia, już wiedzieliśmy, którą drogą mamy się udać, podziękowaliśmy więc tej młodej osobie i ruszyliśmy w swoją stronę. Zauważyłam, że panna Land stoi jeszcze przez chwilę przy rozwidleniu, jakby zastanawiała się, dokąd ma się skierować.

– Dziękuję pani bardzo, pani Gressvik. To było bardzo dobre sprawozdanie.

Pani Gressvik skłoniła uprzejmie głowę w kierunku lensmanna.

– Kari, czy cośkolwiek sobie z tego przypominasz?

– Zupełnie nic. Chociaż przez chwilę miałam wrażenie, jakby coś mi się gdzieś kołatało, ale teraz znowu mam pustkę w głowie.

Magnussen zamyślił się, po czym zaproponował:

– A gdybyśmy tak przeprowadzili mały eksperyment? Może Kari była tamtego dnia na tyle oszołomiona, że po raz drugi wpadła do rowu? Nie wątpię też, że znajdowała się i w tym wskazanym przez nią samą miejscu, i w tym drugim, gdzie znaleźli ją pastor i Grim. Mogę się też domyślać, że Kari, zjeżdżając od strony szpitala po odprowadzeniu państwa Gressvik, po prostu ponownie wylądowała w rowie. Jeszcze w szpitalu, gdzie otrzymałem pierwsze informacje o jej obrażeniach, doszedłem do wniosku, że musiała uderzyć się dwukrotnie. No bo w jaki sposób nabiłaby sobie guzy i na lewej, i na prawej skroni jednocześnie? No, dobrze, na czym to ja skończyłem? Aha, otóż uważam, że drugi upadek nie był spowodowany wyłącznie nieuwagą. Wczoraj dowiedziałem się, że Kari w trakcie pobytu w szpitalu kilkakrotnie krzyczała we śnie, i to o mrówkach!

Tor przytaknął, a ja, ni stąd, ni zowąd poczułam, że robi mi się niedobrze.

– Wygląda na to, że nie mrówki tak ją wystraszyły, ale coś znacznie gorszego. Nic sobie nie przypominasz?

Starałam się, jak mogłam. Wiedziałam, że musiało się wydarzyć coś ważnego, ale co?

W tym momencie do rozmowy wtrącił się Tor:

– Kari wypowiadała przez sen również imię. Bała się czegoś okropnie…

– Czyje imię? – zapytał Magnussen.

Delikatnym mrugnięciem usiłowałam dać Torowi znać, żeby milczał, ale on nie pojął moich sygnałów.

– Grim… – odparł z wahaniem Tor.

Zmarszczone czoło lensmanna dowodziło, że urzędnik intensywnie analizuje wszystkie fakty,

– Grim? – powtórzył ze zdziwieniem. – To przecież właśnie on opowiedział mi o nagłej antypatii Kari do mrówek. Nie wspominał natomiast, że go przywoływałaś we śnie – rzekł, zwracając się do mnie.

– Bo o tym nie wiedział. To zdarzyło się podczas jego nieobecności – dodałam szybko.

– No dobrze. Ale Grim także próbuje uporządkować zdarzenia. Doszedł do wniosku, i chyba słusznie, że twój dziwny strach przed mrówkami musiał zrodzić się w czasie pomiędzy pierwszym a drugim upadkiem. Ty sama nadal nie znasz powodu tego strachu, przedtem nigdy nie bałaś się mrówek. Panie Bråthen, czy pierwszy upadek mógł spowodować słabszy wstrząs mózgu, podczas gdy drugi miał już poważniejsze konsekwencje?

– To całkiem prawdopodobne – odparł lekarz.

– Czy jest możliwe, aby Kari zapomniała o wszystkim, co wydarzyło się przed drugim upadkiem?

Tor wyraźnie się ożywił.

– Owszem – powiedział. – Ale może być również inaczej, mam na myśli świadomą utratę pamięci. Kari może wiedzieć, co się wydarzyło…

W tym momencie stanowczo zaprotestowałam.

– Ależ ja wcale nie chcę powiedzieć, że usiłujesz coś przemilczeć – uspokajał mnie Tor. – To, co widziałaś, mogło wywołać u ciebie szok i twoja świadomość celowo wymazała zdarzenie z pamięci. Natomiast tkwi ono gdzieś głęboko w podświadomości i co jakiś czas wywołuje pozornie niczym nieuzasadniony strach. Prawdopodobnie wstrząs mózgu przyczynił się dodatkowo do zatarcia tego nieprzyjemnego wspomnienia.

Magnussen po raz kolejny zwrócił się do mnie z zapytaniem:

– Na pewno nie przypominasz sobie, co cię tak przeraziło?

Pokręciłam przecząco głową. Miałam takie wrażenie, jakbym przez kilka ostatnich godzin bez przerwy siedziała na karuzeli.

– Kari, jesteś okropnie blada – zauważył Tor. – Panie Magnussen, może na dziś wystarczy tych przesłuchań? Kari jest wciąż osłabiona.

Lensmann nie dawał jednak za wygraną.

– Muszę się wszystkiego dowiedzieć – powiedział stanowczo. Uważam, że i dla niej byłoby lepiej, gdyby jak najprędzej pozbyła się tej przypadłości. Musi sobie koniecznie przypomnieć, co jest jej przyczyną.

– Też tak myślę, chociaż czasami wolałabym schować głowę w piasek jak struś – poparłam Magnussena. – Jaki eksperyment miał pan wcześniej na myśli?

– Zamierzam krok po kroku zrekonstruować wydarzenia. Może wtedy coś ci się przypomni.

– A ccco ma… ma się jej… przy… przypomnieć? – zapytał jąkając się ze zdenerwowania Erik. – Szczerze mówiąc, zaczyna to być zabawne. Chce pan rekonstruować wydarzenia tylko dlatego, że Kari boi się mrówek? Jeśli chcecie znać moje zdanie, to uważam, że szukacie dziury w całym.

– To nie potrwa długo – odparł wyraźnie urażony Magnussen. – Ale zapewne i ty, młody człowieku, zauważyłeś, że dzieje się tu coś niepokojącego. Być może się mylę, przywiązując zbyt dużą wagę do koszmarów Kari, ale chcesz chyba, żeby dziewczyna pozbyła się tego dziwnego strachu? Na ten temat mam swoją teorię i pozwól, że będę ją sprawdzał. Podejrzewam, że ktoś czyhał na życie Kari. Raczej nie był to kierowca, bo o tym przekonali nas Gressvikowie. Ten ktoś nie chciał dopuścić do jej spotkania ze mną. A Kari chciała powiedzieć mi coś ważnego. Przypomnijcie sobie truciznę, którą jej podsunięto. Myślę, że wydarzenia mogły potoczyć się w następujący sposób: ktoś usiłował pozbawić Kari życia. Ona widziała tę osobę, ale podejrzany sądził, że dziewczyna zabiła się podczas upadku. Gdy Kari w miesiąc później oprzytomniała, oprawca znowu zaatakował. No, ale i tym razem mu się nie udało. Dlatego uważam, że wasza przyjaciółka nadal jest w wielkim niebezpieczeństwie. Morderca obawia się, że w każdej chwili dziewczyna może przypomnieć sobie wydarzenia kwietniowego popołudnia. Dlatego musimy zrobić wszystko, żebyś je odtworzyła. Chcę dokładnie wiedzieć, co się z tobą działo od momentu, gdy państwo Gressvikowie cię pożegnali – zakończył, zwracając się do mnie.

– No tak – wtrącił się Tor. – Teraz wydaje mi się, że pan lensmann jest na właściwym tropie.

– Jeśli się mylę, jeśli tylko zawróciłaś i wjechałaś prosto do rowu, nikomu nie stanie się krzywda. A poza tym to ja zamieściłem ogłoszenie i również ja, z własnej kieszeni, pokrywam wszelkie koszty podróży i pobytu tutaj państwa Gressvików. Zwłaszcza Erik powinien to wiedzieć.

– Ależ, panie lensmannie! Ja nie miałem nic złego na myśli!

Zniecierpliwiony Terje wzruszył ramionami.

– Może nas łaskawie poinformujecie, kiedy skończy się ta jałowa wymiana zdań, a zacznie prawdziwa praca? O, właśnie jedzie Inger! Słuchaj, nie mogłem się ciebie doczekać!

– Ależ tu zgromadzenie! Tylko dlaczego na środku drogi? – krzyknęła uradowana widokiem przyjaciół Inger. – Któż to się tak za mną stęsknił, Terje?

– A kto tu mówi o tobie? Nam potrzebny jest twój rower, dziewczyno!

Inger zahamowała gwałtownie kilkanaście centymetrów od stopy złośliwego kolegi.

– Ja za to szukam Grima. Mam tu jego fajkę, którą zostawił u Arnsteina.

– Inger, jesteś nam potrzebna – rzekł zadowolony Magnussen. – No, wracajmy do naszych obowiązków. Pani Gressvik, zaczniemy od momentu, w którym pomagacie Kari podnieść się po pechowym upadku. Darujemy sobie widok naszej panny w rowie. Czy mogliby państwo ustawić samochód dokładnie tam, gdzie się wtedy zatrzymaliście? A ty, Kari, spróbuj w ten sam sposób ustawić rower.

Gdy samochód i rower były już na swoich miejscach przystanęłam na poboczu, a tuż obok mnie stanęli państwo Gressvik, którzy po chwili zaczęli mnie dotykać i oglądać, tak jakby sprawdzali, czy coś mi się nie stało.

– Kari, powiedz coś!

– Trochę boli mnie głowa – odparłam zupełnie obojętnie.

– Ależ, dziecko – przerwał lensmann. – Trochę więcej życia! Wyobraź sobie, że jesteś na scenie, musisz się wczuć w sytuację. Pani Gressvik, proszę dalej!

– Ale teraz odezwał się Lasse…

– No dobrze, pan Gressvik!

Gressvik zwilżył usta.

– No tak, ale co ja wtedy robiłem?

Znowu włączyła się do akcji jego żona, wypowiadając kwestię męża:

– Nic dziwnego. Na głowie wyskoczył pani guz wielki jak śliwka. Czy ma pani zawroty, a może jest pani niedobrze?

Odwróciłam się do pani Gressvik, która, zdaje się, lepiej zapamiętała wydarzenia tamtego popołudnia.

– Co ja wtedy odpowiedziałam?

– Powiedziała pani: „Nie, raczej nie”.

– Nie, raczej nie – powtórzyłam już z większym zaangażowaniem, pamiętając o prośbie Magnussena.

– Chwała Bogu – ciągnęła pani Gressvik z przejęciem. – Czy panienka nie wie czasem, jak stąd dostać się do szpitala?

– Pewnie, że wiem – odparłam bez namysłu. – To niedaleko. Trzeba jechać drogą pod górę.

– Tak właśnie wtedy odpowiedziała! – krzyknęła zdumiona pani Gressvik.

– To akurat nic nie znaczy – wtrącił się milczący dotąd Tor. – Każdy na jej miejscu odpowiedziałby w ten sam sposób.

Niespodziewanie włączył się pan Gressvik.

– Dziękujemy za pomoc – powiedział, po czym skierował się w stronę swojego samochodu, ale zaraz się zatrzymał. – Wtedy panienka sama dodała, że dość trudno wybrać właściwą ścieżkę przy rozwidleniu w lesie.

Powtórzyliśmy każdy szczegół sceny, po czym ruszyłam w stronę szpitala, z niemałym trudem prowadząc pod górę rower Inger. Przyglądający się podążali za mną krok w krok. Po dłuższej chwili minął nas samochód państwa Gressvików, a z okna wyjrzał Gressvik i krzyknął:

– Poczekamy na panią na górze.

– Czy tak było faktycznie? – zapytał Tor.

Pokiwałam głową, a wtedy lensmann schwycił mnie za ramię.

– Kari, naprawdę to pamiętasz?

– Tak, nie… Właściwie nie wiem. Odnoszę wrażenie, jakby to mi się kiedyś przyśniło, ale nie mam zielonego pojęcia, co się dalej wydarzy. Wydaje mi się, że przypominam sobie o faktach już po ich odegraniu.

– Déjà vu – stwierdził autorytatywnie Tor.

– Co takiego? Aha, wrażenie, że coś już raz się zdarzyło. Każdy z nas spotyka się prędzej czy później z podobnym zjawiskiem – mruknął lensmann. – Może coś z tego będzie. Zobaczymy.

Tymczasem nieco niżej zatrzymał się samochód, z którego wysiedli Terje oraz Grim. W chwilę potem obaj byli już przy nas.

– Widzę, że przybywa nam widzów.

Kiedy ujrzałam Grima, uspokoiłam się i jednocześnie ucieszyłam. Podczas gdy na widok Tora serce zaczynało walić mi jak oszalałe, to obecność Grima zawsze dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Grim musiał niedawno skończyć pracę, gdyż miał na sobie gumiaki. Zawsze podobał mi się w takim swojskim stroju, mimo że jego kalosze były zużyte i często ubłocone. Wydawał mi się w nich bardzo męski A do tego poruszał się w szczególny sposób, trochę przypominał skradającą się pumę. Niespodziewanie poczułam, że dostaję gęsiej skórki i się czerwienię. Znam Grima tyle lat, a na jego widok reaguję jak nastolatka! pomyślałam zaskoczona.

Pan Gressvik był już na górze i oczekiwał na nas przy rozwidleniu.

– Panno Land, w którym kierunku mamy się teraz udać? Wydaje nam się, że to droga numer cztery.

– Nie, ta prowadzi do samotnej zagrody na samym szczycie. Państwo musicie jechać drogą oznaczoną numerem trzy – odparłam.

– Czy ona tak właśnie odpowiedziała? – zapytał podekscytowany Terje.

Gressvik podrapał się zakłopotany po głowie.

– Niezupełnie. Wtedy panienka powiedziała tylko: „Nie, droga z numerem trzy prowadzi do szpitala”.

– No dobrze, i co dalej?

Gressvikowie podeszli do mnie i uścisnęli serdecznie.

– Bardzo pani dziękujemy za pomoc. Jeśli miałaby pani jakieś problemy, proszę się koniecznie z nami skontaktować. Ja zostanę jakiś czas w szpitalu. Moje nazwisko Gressvik.

Powtórzyłam podane mi nazwisko.

– Pani Gressvik, zapamiętam je bez trudu. Ale na pewno wszystko będzie w porządku.

Poczułam na sobie zdumiony wzrok Gressvików. W tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że przypomniałam sobie ten fragment wydarzeń!

– To ten zapach. Przypomniał mi się zapach perfum pani Gressvik w połączeniu z zapachem sosnowego igliwia – wyjaśniłam.

– Zapach pozostawia na ogół najtrwalsze wspomnienia – potwierdził Tor. – Czy pamiętasz, co było dalej?

– Na razie jeszcze nie. Ale przypomnę sobie, jestem tego pewna.

Przylgnęłam rozpaloną z emocji twarzą do zimnej kierownicy. W skroniach poczułam dudniące pulsowanie. Byłam coraz bliższa przypomnienia sobie wszystkich wydarzeń tamtego dnia, ale wciąż narastał we mnie strach.

Lensmann odetchnął z ulgą.

– No, nieźle nam idzie. Kujmy żelazo póki gorące. Możecie państwo zakończyć scenę?

– Do widzenia, jeszcze raz dziękujemy! – krzyknęli, po czym zapalili samochód.

– Ja też państwu dziękuję. Może poczekacie państwo na mnie na dole? – zaproponował Magnussen.

Lensmann doskonale odnajdywał się w roli reżysera. Z powodzeniem mógłby nakręcić film.

– Nie, nie, na nas już czas. Cieszymy się, że okazaliśmy się pomocni. Teraz już się tu nie pogubimy. Do widzenia.

Pożegnaliśmy się wszyscy, a po chwili jasnoszary samochód Gressvików zniknął za drzewami.

– Proszę was teraz o ciszę. Muszę się skupić – powiedziałam, stojąc z rowerem przy rozwidleniu dróg. – Czasem coś mi się przypomina, ale zaraz potem te pojedyncze obrazy znikają.

Wokół mnie zaległa grobowa cisza, przyjaciele niemal wstrzymali oddech.

Dzień był ciepły i słoneczny. Z miejsca, w którym stałam, roztaczał się cudowny widok na porośniętą sosnami okolicę. Mech okrywał jasnozieloną kołderką brunatne runo, wiewiórka przeskakiwała w pośpiechu z gałęzi na gałąź. Starałam się całkowicie rozluźnić, przestać myśleć o czymkolwiek. Miałam nadzieję, że to odniesie rezultat.

Podświadomie czułam, że to coś, co mam sobie przypomnieć, nie jest przyjemne, ale nie chciałam zawieść lensmanna.

Zawróciłam rower i spojrzałam z góry na ścieżkę prowadzącą prosto do wykopu.

– Tam chyba coś leżało, coś niewielkiego – powiedziałam wyraźnie. – Ale jeszcze nie wiem, co. To było jak ostrzeżenie: nie ruszać!

Odstawiłam rower i ostrożnie zrobiłam kilka kroków w kierunku wykopu. Miałam wrażenie, jakbym znalazła się na nieznanej plaży i po raz pierwszy wchodziła do wody, badając ostrożnie grunt. Krok za krokiem, żeby nie trafić bosą stopą na coś nieprzyjemnego, żeby się nie poślizgnąć…

Ale tu nie było wody, tylko twardy, ubity piasek. Już raz znalazłam się w tym miejscu, tylko że nie mogłam lub nie chciałam sobie o tym przypomnieć.

Nagle poczułam, że prowadzi mnie jakiś wewnętrzny głos. Skierowałam się na ścieżkę, która wiodła na mokradła.

Lensmann i przyjaciele podążali za mną w najwyższym skupieniu.

Poruszałam się teraz bardzo wolno. Po zrobieniu każdego kroku wiedziałam, że byłam tu już wcześniej, ale wciąż nie potrafiłam przewidzieć, co czeka mnie zaraz potem. Zagubione wspomnienia wciąż spowijał gęsty mrok. Raz po raz pochylałam się, by z ziemi podnieść coś, czego teraz tu nie odnajdywałam, a co na pewno leżało przedtem.

Nagle poczułam ogarniające mnie mdłości.

– Nie mogę, dalej już nie pójdę – oznajmiłam zduszonym głosem.

Tor w mgnieniu oka był przy mnie.

– Coś sobie przypomniałaś?

Pokręciłam przecząco głową.

– Nie wiem, ale znowu jakiś wewnętrzny głos zabrania mi iść dalej. Chcę do domu…

– Kari, weź się w garść i spróbuj jeszcze raz – prosił lensmann. – Przecież wiemy, że jesteś na właściwym tropie.

– Właśnie, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

– Ale czy to konieczne? – bronił mnie Tor. – Może ktoś ją chciał zgwałcić, a ona nie chce sobie tego przypominać?

Magnussen pokręcił przecząco głową.

– Niewątpliwie ktoś chciał wyrządzić jej krzywdę i tu czekał na swoją ofiarę. Dlatego, przerażona, rzuciła się do ucieczki. Ktokolwiek to był, znajdę go, zanim zaatakuje po raz kolejny.

Загрузка...