– Szybko, wskakuj! Pojedziemy moim samochodem! – ponaglała Inger.
– Dokąd chcesz jechać?
– Jak to dokąd? Po Erika. Mam zamiar go porwać.
Po tym zaskakującym wyjaśnieniu Inger puściła się biegiem w stronę pobliskiego parkingu, gdzie zostawiła auto. Pobiegłam za nią i zanim dotarłam na miejsce, Inger już zapalała silnik. Dziwiłam się, jak to możliwe, że Inger ma już własny samochód. Strasznie mnie korciło, żeby o to zapytać. W końcu nie wytrzymałam:
– Widzę, że nieźle ci się powodzi.
– Och, Kari, od dawna marzyłam o takim samochodzie – odparła szczerze. – Nie ukrywam, że to marzenie spełniło się dzięki Wernerowi. Wprawdzie nie zdobyłby się na tak kosztowny prezent, to nie w jego stylu. Ale zgodził się podżyrować mi pożyczkę. Umówiliśmy się, że resztę kredytu spłaci już po naszym ślubie. Wiesz, on nie chciał, żebym była narażona na złośliwe komentarze, i bardzo nalegał na szybkie zalegalizowanie tego związku. A propos, czy Erik już coś ci proponował?
– Chyba żartujesz! On tylko tak gada bez sensu.
Jazda samochodem sprawiła mi dużą przyjemność. Na chwilę oderwałam się od przygnębiających myśli, poczułam orzeźwiający powiew wiatru na policzkach, a rozkoszny zapach kwitnących łąk poprawił mi nastrój.
– Wygląda na to, że Erik zupełnie nie liczy się z moim zdaniem. Ani myśli zaprzątać sobie głowę tym, czy ja go chcę, czy nie – westchnęłam.
Inger umiejętnie wyminęła wkraczającą na jezdnię owieczkę, która odłączyła się od stada.
– Problem w tym, że on w ogóle nie potrafi zrozumieć, co czują inni, on skupia się tylko na sobie samym – podsumowała Inger.
– Pewnie masz rację. Na miłość boską, nie szalej tak! Przecież zaraz wylądujemy na jakimś drzewie! Ciekawa jestem, ile kur zdążyłaś dotąd rozjechać?
– Ani jednej. Wszystkie, na szczęście, uciekają w popłochu, gdy zbliża się jakiś pojazd – odparła lekko urażona dziewczyna. – Słuchaj, jutro o dziesiątej w kancelarii adwokackiej zostanie otwarty testament kapitana. Jeśli Lilly i Olsenowie chcą się pozbyć Erika, muszą go unieszkodliwić wcześniej. Dlatego uważam, że trzeba go ukryć w jakimś bezpiecznym miejscu.
– Mówisz tak, jakbyś znała treść testamentu.
– Wcale nie. Nie mam pojęcia, co w nim jest, ale nie zaszkodzi zabezpieczyć się na wszelki wypadek.
– Zastanawiałaś się już, gdzie ukryjemy Erika? – zapytałam.
– U Grima – odparła krótko Inger.
– Ależ to wykluczone! – rzuciłam spontanicznie.
– A dlaczego nie?
– Bo mam wrażenie, że oni się ostatnio nie lubią. Nie wiem, z jakiego powodu, ale Erik z pewnością się na to nie zgodzi. A poza tym czy warto tak ryzykować? Przecież Grim jest jednym z podejrzanych. Jeśli ma coś wspólnego z morderstwem, biada Erikowi – zakończyłam przekornie.
– Co ty, Kari. Powiemy mu, że bierze całkowitą odpowiedzialność za kolegę. Jeśli coś złego przytrafi się Erikowi, to on będzie wszystkiemu winien.
– Czy to aby nie za ostro?
– Owszem, ale nie mamy innego wyjścia. I żebyś nie zdradziła nikomu, gdzie znajduje się Erik. Takie informacje lotem błyskawicy docierają do niepowołanych osób. Patrz, o wilku mowa! Dam sobie głowę uciąć, że te wystające spod ciężarówki stopy należą do Grima. W każdym razie to jego auto. Sprawdź, czy to on! Ty się z nim potrafisz dogadać.
– Nie jestem tego taka pewna – wymamrotałam pod nosem, ale wysiadłam i podeszłam do starej, nieco już podrdzewiałej półciężarówki. Schyliłam się i zawołałam: – Hej, Grim, jesteś tu?
Spod podwozia powoli wysunęła się dobrze znana mi sylwetka. Na końcu ujrzałam wybrudzoną smarem twarz.
– Kari, skąd się tu wzięłaś? – zawołał uradowany, pokazując bielsze niż zwykle zęby, kontrastujące z umorusanymi policzkami. – Mam wyjątkowego pecha. Zjawiasz się zawsze wtedy, gdy wychodzę z obory albo z warsztatu, brudny i niechlujny.
– No, jeśli mam być szczera, to kiedy parę dni temu stałeś nade mną i podtrzymywałeś mi głowę, z pewnością nie wyglądałam lepiej. Ale nie o tym mowa. Nie mam teraz czasu na pogaduszki. Inger i ja wpadłyśmy na pomysł, żeby ukryć u ciebie Erika aż do jutrzejszej wizyty u adwokata. Jeśli to Lilly albo ktoś z rodziny Olsenów zamordował Grethe lub kapitana, z pewnością kolejną ofiarą może być właśnie Erik. No jak, co ty na to?
Grim przyglądał mi się w zamyśleniu.
– Hm, coś w tym jest – stwierdził na koniec. – Erik może z powodzeniem u mnie zamieszkać. Będę go pilnował.
Podczas gdy Grim wycierał ręce, przyglądałam mu się ukradkiem. Ten, kto chciałby zrobić coś złego Erikowi, miałby nie lada problem. Grim był wyjątkowo silnym mężczyzną.
Tymczasem Grim także zerkał na mnie spod oka.
– A nie boicie się zostawić go ze mną?
Uśmiechnęłam się.
– Raczej nie. Skoro decydujesz się roztoczyć nad nim opiekę, odpowiadasz za niego, nawet jeśli coś by mu się przytrafiło. Tak twierdzi Inger. Jeśli zaś o mnie chodzi, mam do ciebie pełne zaufanie.
Grim wyraźnie poweselał.
Po chwili uznałam, że powinnam mu powiedzieć o oskarżeniach, jakie na mnie ciążą.
– Słyszałeś pewnie o ostatnim liście Grethe? Wskazała mnie jako potencjalną sprawczynię zabójstwa. Znalazłam się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
Grim machnął jedynie ręką, pokazując tym samym, że nie wierzy w takie niedorzeczne teorie.
Bardzo mnie to uspokoiło i podniosło na duchu. Nagle, kiedy tak późnym wiosennym popołudniem patrzyłam na rozwiewaną wiatrem gęstą czuprynę przyjaciela i jego uśmiechniętą, życzliwą twarz, doznałam prawdziwego olśnienia. Oto zdałam sobie sprawę, że gdybym związała się z Torem, oznaczałoby to koniec wieloletniej przyjaźni z Grimem. Dopiero w tej chwili, po raz pierwszy w życiu, dotarło do mnie, jak wiele znaczy dla mnie Grim, ten silny chłopak o włosach w kolorze żyta. Ogarnęło mnie przerażenie, że jestem na najlepszej drodze, by go utracić. Ta świadomość była dla mnie nie do zniesienia.
– Grim… – zaczęłam niepewnie.
– Tak?
Naraz jego twarz spochmurniała, wokół ust pojawił się cień goryczy, a z oczu powiało chłodem. W jednej chwili zapomniałam, co chciałam powiedzieć. Zapytałam bez ogródek:
– Grim, powiedz, dlaczego już mnie nie lubisz? Chciałabym, żebyś był moim przyjacielem, tak jak dawniej.
– A dlaczego miałbym nim być? – zapytał oschle.
Jego słowa odebrałam jak cios sztyletem prosto w serce. Z trudem powstrzymywałam łzy. W tej samej chwili powietrze przeciął ostry dźwięk klaksonu, to Inger najwyraźniej się zniecierpliwiła. Bez słowa obróciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę auta.
– Co się z tobą dzieje? Miałaś mu tylko zadać jedno proste pytanie! – warknęła Inger, przekręcając kluczyk w stacyjce. – No i co, weźmie go do siebie?
– Tak – odparłam krótko.
Samochód Inger bez trudu przejechał bramę prowadzącą na posesję państwa Moe, mimo że tylko jedno jej skrzydło było otwarte. Zaparkowałyśmy na tyłach domu, od strony ogrodu. Wysiadłyśmy i od razu podeszłyśmy pod okno pokoju Erika. Inger zagwizdała na palcach, najpierw raz, potem drugi i trzeci.
W całym domu i wokół posesji panowała niczym niezmącona cisza, tylko w dwóch pomieszczeniach paliło się światło.
– Wygląda, że nikogo nie ma. Ale na wszelki wypadek sprawdźmy.
Zawróciłyśmy do drzwi frontowych. Zapukałam kilka razy, po czym nacisnęłam klamkę.
– Zobacz, nie są zamknięte – zauważyłam zdziwiona. Weszłyśmy do środka i znalazłyśmy się w przestronnym hallu.
– Ciekawa jestem, co się stało z pokojówką?
– Pewnie ma dzisiaj wolne – odparła przyciszonym głosem Inger. – Poczekaj tu, a ja skoczę na górę. Pewnie zasnął.
Podczas gdy Inger długimi susami pokonywała schody, ja z duszą na ramieniu czekałam na dole. Słyszałam, jak najpierw puka do pokoju Erika, potem niezbyt głośno go nawołuje, wreszcie wchodzi do środka.
Poczułam, że dłonie mam mokre od potu. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, choć od momentu, gdy zostałam na dole sama, upłynęło zaledwie kilka chwil. Wreszcie ujrzałam przyjaciółkę zbiegającą po schodach.
– Nie ma go – oznajmiła zaniepokojona.
– Ale… ale co się z nim stało? – zawołałam i rozłożyłam bezradnie ramiona.
W tym momencie spostrzegłam, że Inger wpatruje się we mnie z rosnącym przerażeniem. Podążyłam za jej wzrokiem i zdrętwiałam.
Po wewnętrznej stronie moich dłoni widniały wyraźne czerwone plamy. Inger pisnęła, a potem jak automat zaczęła powtarzać:
– Krew, krew…
Nogi ugięły się pode mną, tak że aż musiałam przytrzymać się balustrady.
– O Boże, nie! – jęknęłam.
Inger w jednej chwili opanowała się i z impetem wpadła do gabinetu, chwytając za słuchawkę. Po chwili usłyszałam jej głos.
– Czy mówię z lensmannem Magnussenem? Tu Inger. Dzwonię od państwa Moe. Erik gdzieś zniknął, natomiast Kari stoi przy mnie z rękami we krwi. Czy może pan do nas natychmiast przyjechać? Świetnie, czekamy!
Krótkie sprawozdanie Inger zabrzmiało naprawdę bardzo dramatycznie.
– Inger, muszę to zmyć. A ty poszukaj jakichś śladów. Dotykałam tylko klamki, krew jest chyba całkiem świeża. Poza tym trzeba znaleźć Erika. Nie może być daleko.
Najpierw uważnie obejrzałyśmy klamkę. Rzeczywiście, była ubrudzona krwią. Kilka czerwonych kropelek znalazłyśmy także na schodach, prowadzących na ganek oraz na żwirowej ścieżce. Dalej ślady się urywały.
Wreszcie na podwórze zajechały trzy policyjne auta i wyskoczyli z nich funkcjonariusze wraz z lensmannem. W okamgnieniu znaleźli się przy mnie.
Ze słów Inger lensmann najwidoczniej wywnioskował, że to właśnie ja zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Gdy Inger zdała sobie z tego sprawę, zaczęła czym prędzej wyjaśniać nieporozumienie. Tłumaczyła, że ja jedynie dotknęłam klamki, zaś krew musiał zostawić tam ktoś inny.
Lensmann wydał dyspozycje i policjanci zaczęli przeczesywać ogród.
Nagle jeden z aspirantów krzyknął:
– Przed domem znalazłem ślady opon.
– Spróbuj ustalić, dokąd prowadzą – polecił Magnussen.
– Dziewczęta, widziałyście tu jakieś auto?
– Nie… – powiedziałam.
– Nie, nie było żadnego – dodała Inger.
Lensmann Magnussen przyglądał mi się tymczasem z troską w oczach.
– Kari, lepiej wróć do domu. Źle wyglądasz, jesteś blada i roztrzęsiona – stwierdził. – Inger opowie mi potem, co się tutaj stało. Chłopcy, jesteście gotowi? Odciski zdjęte? – zwrócił się do swoich podwładnych.
– Tak jest – usłyszał w odpowiedzi.
Mężczyźni jeszcze pokrzykiwali między sobą, jeden z samochodów odjechał, a ja nadal stałam zagubiona na środku podwórza i szczękałam ze strachu zębami.
Nagle coś sobie przypomniałam:
– Panie Magnussen! – zaczęłam.
– Co takiego?
– Byłam dzisiaj w urzędzie gminy, w dziale ewidencji ludności. Odkryłam, że Oskar figuruje pod nazwiskiem Bakkelund – Olsen. Czy pan wie, dlaczego?
– Czy ty sądzisz, dziecko, że ja mam czas zajmować się takimi drobiazgami? – burknął lensmann, po chwili jednak dodał nieco łagodniej: – Oskar jest synem pani Lilly i to właśnie odkryła Grethe. Tego samego popołudnia wyjechała. Nie mogła pogodzić się z tym, że macocha ukryła ten fakt, a tym samym właściwie wyparła się własnego syna. Nie wiedział również o tym kapitan. Tego także Grethe nie potrafiła wybaczyć macosze.
– Oskar synem Lilly? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Czy pan Moe w ogóle się o tym nie dowiedział?
– A jakże, dowiedział się od Grethe, bo ona wykrzyczała tę nowinę na cały głos. Erika nie było wówczas w domu, więc najprawdopodobniej do dziś nic nie wie. Lilly uprosiła męża, żeby zachował milczenie, jak mówiła, dla dobra Olsenów. Oboje bowiem kochali Oskara i woleliby, żeby nadal uchodził za ich syna. Chcąc się odwdzięczyć przybranym rodzicom swego syna, Lilly postarała się, by Andreas dostał posadę zarządcy w zakładzie męża. Tak jednak kierowała szwagrem, żeby działał pod jej dyktando. Zawrzała z wściekłości, kiedy Grethe odkryła, kim naprawdę jest Oskar. Podejrzewam, że właśnie od tamtej pory pan Moe przestał darzyć Lilly zaufaniem.
– Wcale się nie dziwię – westchnęłam. – A kiedy pan się o tym dowiedział?
– O, kilka lat temu.
– Miał pan może ostatnio jakieś wieści ze Sztokholmu? – spytałam, zmieniając temat.
– Owszem, jestem w stałym kontakcie z tamtejszą policją. Chodzi o ustalenie, do kogo przed śmiercią pisała Grethe. Przypuszczam, że ta osoba sporo wie. Może rozmowa z tym kimś pomoże nam wyjaśnić, dlaczego Grethe wskazała na ciebie jako potencjalnego mordercę. Policja szwedzka już ustaliła, gdzie mieszkała Grethe pod koniec swojego pobytu w tym kraju. Na trop wpadli przypadkiem: w mieście zaginęła bowiem Norweżka, występująca pod nazwiskiem Margrethe Moen. Na pewno chodziło o naszą Grethe.
Niespodziewanie rozmowę przerwał nam funkcjonariusz, który odkrył, że zniknął jeden z samochodów należących do państwa Moe. Nigdzie nie było też Oskara.
Lensmann Magnussen żachnął się, ale po chwili powiedział swoim pomocnikom:
– Na dziś wystarczy. Dalsze poszukiwania na terenie posesji nie mają sensu. A ty, Kari, marsz do domu, bo mi tu zaraz zemdlejesz. Nie chciałbym mieć cię na sumieniu.
Przeprosił mnie i odszedł do swoich obowiązków, ja tymczasem ruszyłam noga za nogą w stronę domu. Nieoczekiwanie w bramie ukazała się dobrze mi znana półciężarówka. Za szybą dostrzegłam złotą czuprynę Grima. W jednej chwili odzyskałam siły i pobiegłam mu na spotkanie.
Grim wyskoczył z samochodu.
– Kari, co się stało? Skąd wzięło się tu tyle policji? Chciałem przyjechać wcześniej, ale nie mogłem uruchomić samochodu.
Rzuciłam mu się w ramiona.
– Grim! E… Erik gdzieś zniknął… – wyjąkałam przerażona. Bardzo si… się o niego boję. Na schodach znalazłyśmy ślady krwi!
– Co ty mówisz? – zawołał zdumiony i przytulił mnie mocniej do siebie.
Zrobiło mi się tak błogo i tak się rozczuliłam, że z trudem powstrzymałam łzy. Poczułam się tak, jakbym nagle znalazła się w wygodnym fotelu, otulona szczelnie grubym wełnianym kocem.
– Opowiedz spokojnie, co się stało – poprosił.
Z trudem zrelacjonowałam przebieg wydarzeń w domu państwa Moe, bo broda cały czas mi się trzęsła.
– Co my teraz zrobimy, Grim?
– Chodź, to nie pora, by się rozklejać. Musimy go poszukać!
Chwycił mnie za rękę i niemal zaciągnął do swojego auta. Po chwili już mknęliśmy główną ulicą, kierując się na drogę wylotową.
Zapadał wieczór. Jechaliśmy wzdłuż fiordu. Było naprawdę pięknie. Nad srebrzystogranatową gładką taflą wody wznosiły się porośnięte smukłymi jodłami wzgórza, przystrojone w zwiewne sukienki z mgły. Od czasu do czasu mijaliśmy samotnie pasące się konie. Żadne z nas nie odezwało się słowem. Dłonie Grima pewnie spoczywały na kierownicy, ja zaś wpatrywałam się tępo przed siebie i nie mogłam zebrać myśli.
Po drodze nie spotkaliśmy żadnego samochodu. Wkrótce w oddali poczęły wyłaniać się żółte światełka, zwiastujące sąsiednią miejscowość.
– Gdzie mamy go szukać? – spytałam.
– Nie wiem. Pojeździmy w koło, może coś zauważymy.
Poruszaliśmy się po mieście bez żadnego planu. Po chwili znowu zapytałam:
– Czy widziałeś jakiś samochód, gdy naprawiałeś swoją ciężarówkę? Nikt cię wtedy nie mijał?
Grim zastanawiał się przez chwilę, a potem rzekł:
– Wiesz co? Obok mnie rzeczywiście przejeżdżało jakieś auto ze zgaszonymi światłami, ale nie widziałem nic więcej, bo ten stary grat znowu nawalił. Nie wychodziłem spod niego. Wiem tylko, że samochód jechał dość szybko, właśnie to zwróciło moją uwagę. Trzy lub cztery minuty później wyście się zjawiły.
– Ale my nikogo po drodze nie widziałyśmy – oświadczyłam zdumiona.
– Nie? Dziwne. Przecież nie ma innej drogi.
Rozmowa z Grimem tym razem nie przyniosła mi ukojenia. Czułam wyraźny ucisk w okolicy serca i całkiem nieświadomie odwróciłam się, by sprawdzić, czy ktoś za mną nie siedzi. W samochodzie nikogo poza nami nie było.
Grim zatrzymał się przy stacji benzynowej.
– Muszę zatankować – stwierdził.
Po chwili zjawił się z tabliczką mlecznej czekolady w dłoni.
– Pomyślałem, że na pewno jesteś głodna – powiedział ciepło.
– Co za intuicja! – wykrzyknęłam z podziwem.
Nasz samochód minęło kilku mężczyzn. Nie chcieliśmy, żeby nas dostrzegli, więc skuliliśmy się i przylgnęli do siebie. Ciepło płynące od Grima było dla mnie jak forteca, chroniąca przed złem otaczającego świata. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego jasną, serdeczną twarz. Może to właśnie ja zdobyłam się pierwsza na odwagę? Przez długą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Potem Grim oparł jedno ramię na kierownicy, drugim objął mnie wpół i przyciągnął.
– Kari… – wyszeptał z drżeniem w głosie.
Moja dłoń odnalazła jego włosy. Serce tłukło mi jak szalone.
Co się ze mną dzieje? pomyślałam oszołomiona. Co my tutaj robimy? Dlaczego Tor w ogóle nie przychodzi mi na myśl?
Wargi Grima leciutko musnęły moje, w ich delikatnym dotyku wyczułam niepewność, więc bez wahania przyciągnęłam do siebie jego twarz. W tym momencie wszystko poza gorącymi pocałunkami Grima straciło dla mnie znaczenie.
Więc to prawda! Grim naprawdę zechciał mnie pocałować!
Czy ja śnię? Czy to możliwe, żebym właśnie o nim marzyła? Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście! Nie zwracałam nawet uwagi na kilkudniowy zarost, który bezlitośnie drapał moje policzki.
Grim ukrył twarz w moich włosach. Czułam, jak jego silne dłonie czule mnie obejmują.
– Karinko, Karinko… ileż ja na ciebie czekałem… ile długich lat…
W chwili gdy wypowiadał te słowa w brzmiącym z fińska dialekcie, zmartwiałam.
Rozpoznałam głos, który już raz wcześniej słyszałam. To był głos mordercy Grethe Moe.