Zeby chociaż raz coś się wydarzyło, pomyślała buntowniczo Hope, szurając po pylistej ziemi i tak już brudnymi tenisówkami. Siostra Maria uznałaby takie myśli za grzeszne i wyznaczyłaby jej pokutę, ale skoro Hope i tak już na nią zasłużyła, uciekając z lekcji tenisa, to równie dobrze mogła do jednego grzechu dodać następny, kara będzie jedna.
Zza wysokiego żywopłotu dobiegały odgłosy gry, a głuche, regularne odbicia piłki działały niemal usypiająco. Nuda, nuda… Hope zaczęła śledzić lot trzmiela, który sprawiał wrażenie, jakby spacerował w powietrzu. Przykucnęła i pochyliła głowę, żeby mu się lepiej przyjrzeć, a wtedy pojedyncze pasmo platynowych włosów wyśliznęło się z gumki i opadło jej na czoło.
Ach, te włosy, długie, proste i śliskie, wieczny problem. llekroć prosiła o pozwolenie, żeby je obciąć, siostra Maria nieodmiennie odpowiadała, że ojciec Hope stanowczo sobie tego nie życzy. Wyglądało na to, że siostry lepiej znały jej rodzonego ojca niż ona sama. Nie widziała go od dwóch lat. A jeśli on wcale nie zamierza zabrać jej z klasztoru? Inne dziewczęta opuszczały klasztorne mury, gdy rodziny wysyłały je na dalszą naukę do ekskluzywnych szkół, albo wydawały je za mąż, oczywiście w starannie zaaranżowany sposób.
Z zazdrością myślała o tych wszystkich zwyczajnych ludziach, którzy mieli normalny dom i rodzinę. Gdy była młodsza, wyobrażała 'sobie często, że ojciec przyjeżdża po nią w towarzystwie miłej, serdecznej kobiety, która od razu zaczyna traktować Hope jak rodzoną córkę. Jednak ojciec nigdy nie ożenił się powtórnie, a matki prawie nie pamiętała, ponieważ w chwili jej śmierci miała zaledwie dwa latka.
W klasztorze przebywała od dziesięciu lat, ale nie była to zwykła szkoła przyklasztorna. Do Świętej Cecylii wysyłano dziewczęta z zamożnych i często utytułowanych rodzin, które pragnęły, by ich córki wyrosły na dystyngowane młode damy o nienagannych manierach i wysokich standardach moralnych. Właśnie te cechy w najlepszym towarzystwie uchodziły za najbardziej pożądane.
Jednak Hope przy całej swojej niewinności zdawała sobie sprawę z tego, że obraz świata, jaki przekazywały im siostry, niekoniecznie odpowiada temu, co czekało na dziewczęta poza murami. Chociaż starała się trzymać na uboczu, ponieważ irytował ją przymus ciągłego przebywania wśród innych, to przecież słyszała, co opowiadają koleżanki, które miały szczęście spędzać z rodzicami wakacje i święta. Na przykład Leonora de Silva, olśniewająca pięk-, ność z Ameryki Południowej, wróciła po feriach wielkanocnych zupełnie odmieniona: jej oczy świeciły wewnętrznym blaskiem, na ustach błąkał się melancholijny uśmiech.
– Oczywiście Rodrigo nie jest odpowiednią partią, rodzice wyraźnie dali to do zrozumienia – zakończyła ze smutkiem swoją opowieść. – Od lat jestem zaręczona z moim kuzynem.
Leonora była smutna, ale przynajmniej wiedziała, jaki los ją czeka, podczas gdy Hope gubiła się w domysłach. Przed dwoma tygodniami skończyła osiemnaście lat – który to fakt jej ojciec przeoczył zupełnie – i doprawdy nie mogła tu tkwić bez końca. Inne dziewczęta znały plany swoich rodziców, tylko ona żyła w nieświadomości. W dodatku była w klasztorze jedyną Angielką, podczas gdy koleżanki pochodziły z krajów romańskich: z Hiszpanii, Francji, Włoch, Ameryki Południowej. Jasnowłosa, wysoka i szczupła na tle ich bujnej południowej urody prezentowała się dość blado. Siostry nie były z niej zadowolone, uważały, że jest niezgrabna.
Jednak swego czasu Bianka Vincella, zanim została wydalona ze szkoły za niesubordynację, powtarzała często, że Hope robi się wprost nieprzyzwoicie seksowna. A to była ostatnia cecha; której można sobie życzyć w żeńskim klasztorze. Zywiołowa, obdarzona wybujałym temperamentem Bianka nie dała się wcisnąć w sztywne ramy klasztornego życia i musiała opuścić te mury. Wielka szkoda, bo ta cudowna dziewczyna o złotym sercu traktowała Hope jak młodszą siostrę.
Rozległ się dzwonek na obiad, więc Hope wyprostowała się i spojrzała na siebie krytycznie. Obciągnęła mundurek, który opinał się na jej biuście, choć niżej sprawiał wrażenie zbyt obszernego. Nieprzyzwoicie seksowna? A co ona w ogóle wiedziała o seksie? Tyle co siostry opowiadały na lekcji biologii i co koleżanki szeptały po kątach. Słyszała, że doznania między dwojgiem ludzi mogą być ekstatyczne, ale nie rozumiała, jak to pogodzić z usłyszanym na lekcji opisem prokreacji, który wydał jej się obrzydliwy, ani z tym, co mówiły dziewczęta. Sądząc z opowieści koleżanek, doznania erotyczne bywały żenujące dla obu stron. Gdzie w tym ekstaza, pomyślała z powątpiewaniem, wchodząc do refektarza i zajmując miejsce przy skromnie zastawionym stole.
– Jak dobrze, że już niedługo wakacje. Rodzice mają willę na Capri… – rozmarzyła się koleżanka po prawej, po czym ugryzła się w język. Naprawdę nie chciała zrobić Hope przykrości. Wszystkie wiedziały, że nie wolno jej nigdzie wyjeżdżać. Mimo pewnej powściągliwości w obejściu Hope była powszechnie lubiana i często ją zapraszano na ferie bądź nawet na całe wakacje, ale jej ojciec nigdy nie wyraził na to zgody.
– Czy on chce cię zamknąć za tym murem na zawsze? – spytała kiedyś rozżalona przyjaciółka, której zaproszenie również zostało odrzucone.
Może i tak, lecz była już pełnoletnia i powinna sama o sobie decydować, prawda? Ale czy dałaby sobie radę, gdyby wyrwała się spod klosza i spróbowała stanąć na własnych nogach? Owszem, umiała zarządzać służbą, przygotować przyjęcie na pięćdziesiąt osób, znała się na winach, biegle władała kilkoma językami, a jednocześnie nie miała najrnniejszego pojęcia, co to znaczy polegać tylko na sobie.
Zrobiła wszystko, co mogła, żeby się dowiedzieć jak najwięcej o świecie. Przeczytała wiele książek z klasztornej biblioteki, co dało jej pewną wiedzę o przeszłości, nie dostarczyło jednak żadnych wskazówek dotyczących czasów współczesnych. Telewizja, radio i świeckie gazety były surowo zakazane. Ostatnimi czasy coraz bardziej jej to przeszkadzało. Dlaczego? Skąd ten dziwny niepokój, który nagle zaczął ją nurtować?
– Hope, ty znowu myślisz o niebieskich migdałach – skarciła ją łagodnie siostra Katarzyna. – Matka przełożona chce cię widzieć. Biegnij, nie każ jej czekać.
Kazać czekać matce przełożonej? Co za myśl! Przez te wszystkie lata Hope była wzywana do niej zaledwie kilka razyzawsze w ważnej sprawie. O co mogło chodzić tym razem? Na pewno nie o jakiś kolejny zakaz ojca, gdyż, nauczona doświadczeniem, już dawno przestała go o cokolwiek prosić.
Do bocznego skrzydła prowadził ocieniony krużganek i każdego innego dnia Hope cieszyłaby się widokiem pięknie utrzymanego wirydarza, ale tym razem była zbyt wytrącona z równowagi. Czyżby popełniła jakieś poważne przewinienie, skoro ją wzywano w pilnym trybie?
Zastukała do drzwi gabinetu, poczekała na zaproszenie i weszła. Chociaż przerastała matkę przełożoną o głowę, to jednak w jej obee:;ności czuła się dziwnie malutka. Emanująca we:-vnętrznym spokojem stara zakonnica kierowała klasztorem od trzydziestu lat i znała swoje podopieczne na wylot.
– Usiądź, dziecko – poprosiła z uśmiechem matka przełożona.
Gdy sir Henry poinformował ją przed laty, jak sobie wyobraża wychowanie córki, zaskoczył ją. Nie była wcieleniem łagodności, o nie, sama uważała, że trzeba stawiać ludziom wysokie wymagania, ale nawet ona nie potraktowałaby równie surowo nowicjuszki, a co dopiero świeckiej uczennicy. Jednakże, choć w głębi duszy ubolewała nad niebywałą wprost oschłością sir Henry'ego w stosunku do jedynego dziecka, zadbała o to, by Hope została wychowana zgodnie z jego życzeniem, lecz…, nie do końca.
W obecnych czasach utrzymywanie dziewcząt w ignorancji w sprawach seksu nie byłoby ani mądre, ani pożyteczne. Matka przełożona należała do pokolenia, któremu poskąpiono edukacji w tym zakresie, jednak wiedziała, że takie podejście to przeżytek. Zadbała o wprowadzenie stosownego przedmiotu do planu zajęć, chociaż napotkała silny opór ze strony niektórych rodziców. A ponieważ wiedziała to i owo o· sir Henrym, jego dezaprobatę uznała za wyraz czystej hipokryzji.
Jak się tego spodziewała, do osiemnastych urodzin Hope ojciec niezbyt interesował się córką. Większość dziewcząt opuszczała klasztorne mury po ukońq;eniu siedemnastu lat, a matka przełożona patrzyła z żalem, jak jedna z naj zdolniej szych uczennic tkwi w nich nadal, zamiast iść na studia. Gdyby Hope była mniej inteligentna, łatwiej by się dostosowała do życia, jakie zaplanował dla niej ojciec, pomyślała ze współczuciem.
– Mam dla ciebie dobre wieści. Jutro wyjeżdżasz. Twój ojciec przebywa teraz we Francji, więc przysyła po ciebie swojego przyjaciela, hrabiego de Servivace' a. – To rzekłszy, zaczęła wertować leżące na biurku papiery, taktownie dając Hope trochę czasu na ochłonięcie.
Bardzo lubiła tę subtelną i wrażliwą Angielkę chyba nawet nazbyt wrażliwą. Szkoda, że Hope była I tak bardzo izolowana od świata zewnętrznego. Jej ojciec wyrządził jej w ten sposób krzywdę.
– Wiem, że to dla ciebie niespodziewana wiadomość, dla mnie również; twój ojciec mógł uprzedzić nas wcześniej. Jednak już najwyższy czas, byś zajęła należne ci miejsce w społeczeństwie. Pamiętaj jednak, że gdybyś kiedykolwiek znalazła się w potrzebie, te mury' przyjmą cię z otwąrtymi ramionami. – Mówiła to wszystkim odchodzącym dziewczętom, czuła jednak, że tym razem takie zapewnienie może być szczególnie pomocne.
Hope wróciła do swojego pokoju niczym lunatyczka i ciężko opadła na łóżko. Od jakiegoś czasu mieszkała sarna, ponieważ jej ·dotychczasowe trzy współlokatorki wyjechały na stałe, a teraz i ona miała w łcońcu wyfrunąć na wolność Bardzo tego pragnęła, jednak nagle ogarnęło ją dziwne uczucie pustki, niemal lęku. Nigdy nie była specjalnie religijna, lecz złapała się na tym, że żarliwie modli się w myślach, przestraszona spotkaniem z obcym jej światem.
Po kolacji spakowała rzeczy w luksusową walizkę, którą przysłał jej ojciec. Szkoda tylko, że nie pomyślał, żeby włożyć do niej jakieś ubrania, bo Hope poza szkolnym mundurkiem nie miała żadnej innej garderoby.
Hope nie powiedziała koleżankom o wyjeźdzIe.
Nie chciała, by litowano się nad nią jeszcze bardziej niż do tej pory, a nastąpiłoby to niechybnie, gdyby wyjawiła, że zabierając ją stąd po całych dziesięciu latach, ojciec nawet nie przyjeżdża sam, tylko wysyła kogoś w zastępstwie.
Tylko dlatego, że jest bardzo zajęty, usprawiedliwiła go w.myślach.
Prowadził interesy, miał udzrały w wielu firmach, również w międzynarodowej sieci' bankowej Montrachet, której siedziba mieściła się w Paryżu: W nielicznych listach ojciec wyjątkowo często wspominał rodzinę Montrachet, wpływową i potężną. Nie miała z tymi ludźmi nic wspólnego, była· ich zupełnym przeciwieństwem. Co ona wiedziała o ·życiu? Jak miała stawić czoło nieznanym wyzwaniom? Jeszcze dziś rano marzyła o wyrwaniu się z klasztoru, a teraz… Teraz ociągała się, dręczona nagłymi wątpliwościami.
Matka przełożona wezwała ją dopiero parę godzin po śniadaniu. Zdenorwowana Hope najpierw nie mogła nic przełknąć, a potem nie wiedziała, co począć z czasem, chodziła więc po ogrodzie, próbując opanować narastające napięcie. Hrabia, który prawdopodobnie zatrzymał się w pobliskiej Sewilli, pewnie dopiero nie spiesznie jadł śniadanie. Nie obchodziło go, że ona tu czeka. Poczuła do niego głęboką niechęć, chociaż zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę przrnosi na obcego człowieka swój żal do ojca.
Już trzeci raz okrążała rozległe przyklasztorne ogrody, gdy przybiegła po nią siostra~ Teresa, zdyszana i podekscytowana.
– Hope, mon petit, matka przełożona pragnie cię widzieć – wyrzuciła z siebie. Była naj młodszą i najbardziej życzliwą z ·zakonnic. Uczyła francuskiego i czasami, gdy się zapomniała, odruchowo przechodziła na ten język. Akurat w tym dniu tygodnia powinno się mówić po włosku, ale Hope automatycznie odpowiedziała po francusku, przy czym niespodziewanie oblała ją fala gorąca, która nie miała nic wspólnego z piękną pogodą i stojącym wysoko na niebie słońcem.
Gdy weszła do gabinetu, matka przełożona obdarzyła ją pełnym otuchy uśmiechem.
– Hope, moje dziecko, pozwól, że cię przedstawię panu hrabiemu, który przybył do nas w imieniu twojego ojca.
Niechętnie przeniosła spojrzenie na obecnego w pokoju mężczyznę i aż zamrugała ze zdumienia. Nie tak wyobrażała sobie przyjaciela taty. Nie sądziła, że będzie młody – mógł mieć jakieś trzydzieści lat, z całą pewnością nie więcej niż trzydzieści pięć – i tak bardzo przystojny.
Czy to dlatego, że przez lata przywykła do ciągłego widoku kobiecych rysów, ta szalenie męska twarz zrobiła na niej aż tak piorunujące wrażenie? Nie mogła od niej oderwać wzroku, co oczywiście nie umknęło uwagi hrabiego. Jego lekko zmrużone zielone oczy chłodno obserwowały jej gwałtowną reakcję, a następnie omiotły jej· figurę taksującym spojrzeniem. Hope miała wrażenie, że zaraz utonie w tym szmaragdowym morzu.
Z najwyższym trudem otrząsnęła się i zdobyła na wysiłek odpłacenia hrabiemu pięknym za nadobne, chociaż wiedziała, że nie ma szans w tej grze. Nie odważyła się zlustrować wzrokiem jego sylwetki, ale śmiało oszacowała regularne, wyraziste rysy stojącego przed nią wysokiego bruneta, które w jakiś niepojęty sposób wydawały się znajome. Hrabia uśmiechnął się leciutko i leniwym gestem odsunął mankiet koszuli, żeby spojrzeć na elegancki zegarek z matowanego złota.
W odpowiedzi na przejrzystą aluzję matka przełożona podeszła do Hope i ucałowała ją w oba policzki.
– Pamiętaj, moja droga, że zawsze możesz tu wrócić – powiedziała po włosku, a Hope podziękowała jej w tym samym języku.
– Miejmy nadzieję, że życie potraktuje ją łaskawie i nie zajdzie potrzeba powrotu – nieoczekiwanie skomentował hrabia z nienagannym włoskim akcentem, otwierając drzwi. Położył dłoń na szczupłym ramieniu Hope i łagodnie, lecz stanowczo skierował ją na zewnątrz. Jej skóra zapłonęła pod dotykiem' smagłej ręki.
Na dziedzińcu czekał na nich sportowy wóz.
Opiekun Hope schował walizkę do bagażnika, po czym otworzył drzwiczkj od strony pasażera.
– Czy nie mogłaś włożyć czegoś innego? Chyba że poczciwa matka przełożona chce mi w ten sposób przypomnieć, skąd cię zabrałem – mruknął; ironicznie unosząc brew.
Nie pojmując znaczenia ostatniej uwagi, Hope odparła chłodno, że nie posiada żadnych innych ubrań. – Czemu? Przecież twój ojciec nie jest biedny.
– Mój ojciec…, nie jest rozrzutny – odparła sztywno i z wysiłkiem odwródła wzrok, starając się nie patrzeć, jak ciemne spodnie od garnituru opinają się na udach hrabiego.
– Uważasz, że kupowanie ubrań to rozrzutność? Nie możesz jednak przez resztę życia paradować w czymś, co pasowało na ciebie, kiedy jeszcze nie miałaś… takich kształtów. – Zerknął na mundurek, który spłaszczał jej biust, a Hope spłonęła ognistym rumieńcem z oburzenia i jednocześnie ze wstydu, ponieważ jednoznaczne spojrzenie hrabiego nieoczekiwanie sprawiło jej przyjemność.
– Musisz zapiąć pas bezpieczeństwa – zauważył. – W ten sposób. – Sięgnął po klamrę, a rękaw ciemnego garnituru przesunął się delikatnie po za ciasnej części szkolnego mundurka. Hope miała wrażenie, jakby przeszył ją prąd. Odruchowo wcisnęła się głębiej w fotel, ale hrabia nie dał po sobie poznać, że spostrzegł jej gwałtowną reakcję.
Jakiś czas później, gdy zostawili już klasztor daleko za sobą, hrabia przerwał milczenie.
– Naprawdę nie możesz jechać w tym szkolnym mundurku aż do Francji. Jeszcze mnie ktoś oskarży o porwanie nieletniej.
– Tata musiał zapomnieć, że wyrosłam – odparła zmieszana. – Nic dziwnego, nigdy nie prosiłam go o przysłanie ubrań, ponieważ i tak nie…
– Ponieważ i tak nie mogłaś opuszczać klasztoru – dokończył za nią. – Ale teraz zaczynasz zupełnie nowe życie. Zajmę się wszystkim, o czym twój ojciec zapomniał.
Jakaś nuta w jego głosie spowodowała, że Hope aż zadrżała. Zapadło pełne napięcia milczenie. Intuicja podpowiedziała Hope, że nie jest to odpowiedni moment na zadawanie pytań, dlatego też poprzestała na ukradkowym obserwowaniu swojego towarzysza – jego dumnego profilu, smukłych ciemnych palców trzymających kierownicę.
Czy był opalony na całym ciele? Przestraszona tą nieoczekiwaną myślą pospiesznie odwróciła wzrok od muskularnych ud współtowarzysza podróży. Teraz już rozumiała, że męskie akty w albumach z rycinami starych mistrzów wcale nie odbiegały od prawdy. Zawsze sądziła, że artyści idealizowali urodę ciała, a tymczasem ten mężczyzna śmiało mógłby być modelem samego Michała Anioła. Do tego miał w sobie coś jeszcze, coś nieuchwytnego, jakby domieszkę innej rasy, innej krwi, ale nie sposób było odgadnąć jakiej.
Pół godziny później dojechali do Sewilli, którą Hope poznała dość dobrze podczas szkolnych wycieczek, z całą jednak pewnością nigdy nie widziała uliczki z eleganckimi sklepami, na której zaparkowali. Gdy niezdarnie próbowała odpiąć pas bezpieczeństwa, hrabia pochylił się z wyraźną niecierpliwością, żeby jej pomóo, a Hope odruchowo odsunęła się na tyle, na ile to było możliwe. Aż się skurczyła pod jego kpiącym spojrzeniem.
– Proszę, twoja niewinność ma jednak pewne granice. Gdybyś była niewinna jak dziecko, nawet byś nie drgnęła. Czy to siostrzyczki nauczyły cię ostrożności w kontaktach z mężczyznami, czy to wrodzony kobiecy instynkt?
Nie znajdując odpowiedzi, bez słowa wysiadła z samochodu, zła na hrabiego, który z jednej strony pokpiwał z jej braku doświadczenia, a z drugiej robił wszystko, żeby ją sprowokować.
Odprowadzani zaćiekawionymi spojrzeniami nielicznych przechodniów weszli do butiku, który mimo niewielkich rozmiarów onieśmielał atmosferą wykwintnej elegancji. Hope natychmiast poczuła się tam zupełnie nie na miejscu, w czym dodatkowo utwierdziła ją pełna dezaprobaty mina wyłaniającej się z zaplecza kobiety. Jednak na widok hrabiego właścicielka sklepu zmieniła się jak kameleon, w ułamku sekundy przechodząc od pogardy do uniżoności.
Hrabia poprowadził rozmowę po hiszpańsku, posługując się tym językiem równie płynnie, jak poprzednio włoskim i francuskim. Gdy Hope zrozumiała, że ma zostać wyposażona w komplet ubrań na wszystkie okazje, otworzyła usta, by zaprotestować, lecz tymczasowy opiekun uciszył ją gestem.
– Ja tylko spełniam życzenia twojego ojca, więc bądź uprzejma nie dyskutować. Zostawiam cię tutaj, mam parę spraw do załatwienia, zajmie mi to około trzech godzin. Aha, trzeba coś zrobić '? twoimi włosami. Pani z pewnością będzie mogła polecić dobrego fryzjera.
– Od dawna chciałam je obciąć – ucieszyła się Hope – ale…
– Obciąć? Mon Dieu! Czyś ty oszalała? To byłoby barbarzyństwo – zaprotestował stanowczo, po czym dodał półgłosem: – Czy nikt ci nie powiedział, że w noc poślubną twój mąż będzie pragnął cię ujrzeć osłoniętą jedynie tym jasnym welonem? – Musnął palcami luźne pasmo.
W noc poślubną! Te słowa wciąż dźwięczały jej w uszach, chociaż hrabia już dawno wyszedł. Mogło się to wydawać dziwne, ale nie zastanawiała się nad swoim zamążpójściem. Owszem, chciała mieć dzieci i z łatwością potrafiła sobie wyobrazić pulchne maluchy z ciemnymi główkami, ale mąż? Zadrżała nagle. Dlaczego ojciec musiał po nią wysłać tak dziwnego, niepokojącego człowieka? Dlaczego sam nie przyjechał?
Godzinę później patrzyła z niedowierzaniem na stos ubrań odłożonych przez właścicielkę butiku: wszystko z jedwabiu i kaszmir:u, większość rzeczy w odcieniach rozbielonych fioletów i szarości, starannie dobranych pod kolor jej oczu. Do tego komplety bielizny haftowanej w srebrne i szare motyle, tak cieniutkiej i przejrzystej, że Hope rumieniła się po uszy, przeglądając się w lustrze. Siostry nie kryłyby dezaprobaty.
Chwilowo niechęć okazywała jej dama, która ją obsługiwała, i tylko to powstrzymało Hope od ponownego włożenia taniej bawełnianej bielizny, jaką nosiła do tej pory. Co prawda gorąco pragnęła zaprotestować przeciw wciskaniu jej tych najbardziej seksownych ciuszków, ale powstrzymała ją obawa, że doniesiono by o jej protestach hrabiemu, tym samym dostarczając mu powodu do kolejnych uszczypliwych uwag.
W ogóle nie pytając jej o zdanie, kobieta podała jej popielatą bluzkę i kostium z prostą spódnicą w odcieniu przełamanej fioletem szarości. Zapiąwszy ostatni guzik, Hope spojrzała w lustro i zobaczyła wiotką kobietę, nazbyt elegancką, by ktokolwiek skojarzył ją ze skromną uczennicą w nieforemnym mundurku.
– A teraz głowa – oznajmiła złowieszczym tonem kobieta. – Parę kamienic dalej jest salon fryzjersko-kosmetyczny, moja asystentka zaprowadzi panią i poczeka, aż Rafael skończy.
Pobyt w salonie okazał się tak stresujący, jak się tego spodziewała.
– Końcówki są zniszczone, ale po co od razu ciąć? Wystarczy trochę skrócić i nałożyć odżywkę. I proszę ich tak nie związywać, to bardzo niekorzystne dla włosów. – Rafael spojrzał z wyraźną odrazą na gumkę, której używała Hope. – O cerę też pani nie dba! Czy pani nigdy nie używa kremów nawilżających? – dodał z jeszcze większą przyganą w głosie.
Jakoś nie miała ochoty wprowadzać go w tajniki klasztornych rygorów. Umyto jej włosy, podcięto, po czym oddano ją w ręce ślicznej młodej brunetki, która przedstawiła się jako Ana. Dziewczyna, chociaż zdziwiona faktem, że Hope nie wie kompletnie nic na temat kosmetyków, taktownie zachowała uwagi dla siebie i skupiła się na cierpliwym wyjaśnianiu wszystkiego od podstaw.
Biorąc pod uwagę, jak długo Ana przemywała, nawilżała i malowała jej twarz, Hope byłą święcie przekonana, że w efekcie ujrzy w lustrze nie siebie, tylko jakąś porcelanową lalkę. Jednak rezultat okazał się jeszcze bardziej wstrząsający. Była z całą pewnością sobą, tyle że teraz jej blada skóra mieniła się delikatnym kolorem na kościach policzkowych, oczy w zagadkowy sposób stały się większe, a usta nabrały zmysłowego wyglądu.
Ana szybko wypełniła kartę klientki, zaznaczając typ cery, opisując podstawową pielęgnację i dołączając listę użytych kosmetyków~ po czym wręczyła ją Hope i oddała swoją 'podopieczną w powrotem' w ręce Rafaela. Fryzjer wysuszył i ułożył podcięte włosy, wyczarowując łagodne, lśniące fale, chociaż Hope nigdy by nie przyszło do głowy, że jest to w ogóle możliwe. Zawsze sądziła, że skoro ma włosy proste jak drut, to wszelkie zabiegi pielęgnacyjne spełzną na mczym.
Gdy wróciła do butiku, jej nowe rzeczy zostały już zapakowane w czarne pudła z dyskretnym złotym logo. Przystanęła na środku sklepu, zakłopotana, niepewna siebie. Palce ją świerzbiły, miała ochotę dotykać ubrania i włosów, napawać się ich zdumiewającą gładkością, jednak zasady wpojone jej przez zakonnice kategorycznie zabraniały wykonywania takich żywiołowych, nerwowych gestów.
Na zewnątrz Hope sprawiała wrażenie osoby tak doskonale opanowanej, że właścicielka butiku musiała zrewidować swoją opinię. Ta dziewczyna wcale nie była naiwną, głupią gąską, jak jej się początkowo zdawało, lecz prawdziwą młodą damą. Dlatego też odezwała się do niej tym razem uprzejmie, zapewniając, że hrabia z pewnością nie każe jej długo na siebie czekać. Ledwo skończyła mówić, pojawił się w drzwiach.
Hope odwróciła głowę w jego stronę, nie mając pojęcia, że wygląda zjawiskowo. Cała srebrzysta, wiotka jak gałązka, którą łatwo złamać, jeśli nie zachowa się ostrożności.
Był zaszokowany. Nadawała się do realizacji jego planów znacznie lepiej, niż początkowo sądził. Tak, sir Henry wiedział, co robi, ukrywając ją przed światem. Nic dziwnego, że Alain Montrachet połknął taką przynętę. Idealna, niewinna, dziewicza narzeczona dla spadkobiercy rodu, nieskalana niczyim dotknięciem, godna matka kolejnego Montracheta.
Przyglądał się jej bez śladu współczucia, bez cienia wątpliwości, zupełnie świadomy tego, jaki los jej zgotował, zaś Hope nagle przypomniała sobie, skąd zna tę twarz. Widziała kiedyś w książce do rosyjskiego fotografię przedstawiającą gwardię przyboczną ostatniego cara. Widnieli na niej przystojni oficerowie o drapieżnych rysach, szaleńczo dumni, zuchwali i bezwzględni.
– Gotowa? – rzeczowy ton jego głósu ściągnął ją z obłoków na ziemię. Nie było cara ani oficerów, hrabia przytrzymywał otwarte drzwi, na ulicy czekało lśniące ferrari, kobieta za ladą rozpływała się w uśmiechach.
– Czy pan… Czy pan przypadkiem nie ma rosyjskich przodków? – spytała impulsywnie, gdy zapakował pudła z ubraniami do bagażnika i zajął miejsce za kierownicą.
Przez chwilę myślała, że nie odpowie. Słusznie, zasady dobrego wychowania zabraniały zadawania osobistych pytań,. ale Hope nie umiała zapanować nad ciekawością.
– Owszem, mam – przyznał, patrząc na nią nieodgadnionym wzrokiem. – Skąd wiedziałaś?
Nieco zakłopotana, opowiedziała o fotografii.
– Ach, więc uczysz się rosyjskiego? Masz zapewne talent do języków – skomentował. – Moja matka była Rosjanką. Jej rodzice uciekli z Rosji podczas Rewolucji Październikowej, a ponieważ szczęśliwie zdołali ulokować część pieniędzy w Paryżu, mogli dalej prowadzić życie na wysokiej stopie. Na tyle wysokiej, że moja matka została uznana za dobrą partię dla hrabiego de Serivace'a.
Hope, nie rozumiejąc, ściągnęła brwi, więc wyjaśnił:
– Ród mojego ojca jest bardzo stary, jego korzenie sięgają średniowiecza. Ale z pewnością siostrzyczki nauczyły cię, że pycha jest grzechem. Próżność też – dodał na poły kpiąco, jakby doskońale wiedział, że Hope jest pod dużym wrażeniem swojej zewnętrznej przemiany. – A teraz spróbuj się trochę przespać, przed nami długa droga. Nie będzie żadnych postojów, zatrzymamy się dopiero w Serivace.
– W Serivace?
– To moja posiadłość. Bardzo piękna, spodoba ci się – powiedział z uśmiechem, ale nie wspomniał ani słowem, kiedy i gdzie spotkają jej ojca. Hope czuła, że zadawanie mu pytań na ten temat mijało się z celem. Wyraźnie nie chciał ujawniać szczegółów.
– Wszystko w swoim czasie, mon petit - mruknął, gdy posłusznie zamknęła oczy i odchyliła głowę na oparcie. Odniosła wrażenie, że ten człowiek czyta w jej myślach.