ROZDZIAŁ DRUGI

Obudziła się kilka godzin później ze zdrętwiałymi mięśniami, chociaż hrabia odchylił oparcie jej fotela, żeby było jej jak najwygodniej. Gdy zobaczył, że Hope już nie śpi, zwolnił i odwrócił głowę w jej stronę.

– Lepiej ci, kiedy się przespałaś?


Zdobyła się na uśmiech, chociaż głowa pękała jej z bólu i było jej trochę niedobrze.


– Źle się czujesz? – Hrabia badawczo przyjrzał się jej pobladłej twarzy. – Co się dzieje?


– Nic takiego. Lekki ból głowy, ale to na pewno zaraz przejdzie.

– Za dużo wrażeń jak: na jeden raz – podsumował. – Zapomniałem, że wychowanie klasztorne nie przygotowało cię do zawrotnego tempa życia. – Zerknął na zegarek. – W takim razie jednak zatrzymamy się gdzieś na noc. Nie przywykłaś do tak długich podróży.


Nie miała najmniejszej ochoty spędzać w jego towarzystwie więcej czasu, niż było to konieczne, więc postanowiła zaprotestować, ale nie zdążyła.

– Przecież cię nie zjem, mon petit - wycedził, ledwie rzuciwszy na nią okiem. – Siostrzyczki i mateczki musiały cię chyba ostrzec, że nie powinno się zawsze patrzeć na mężczyznę takim wzrokiem, jakby chciał cię ugryźć, bo on może nabrać ochoty, żeby naprawdę to zrobić. – Zauważył, że zadrżała. – Aż tak się mnie boisz?

I w tym momencie Hope zbuntowała się. Wpojono jej szacunek dla starszych, a ponieważ hrabia był przyjacielem ojca i jej tymczasowym opiekunem, do tej pory starała się okazywać mu poważanie. Teraz jednak swym prowokacyjnym zachowaniem uraził jej poczucie godności.


– Nie, nie boję się ani trochę – oznajmiła zdecydowanym tonem.

– Jak gazela zamknięta w klatce z leopardem skomentował i nagle nieoczekiwanie zmienił temat. – Powiedz mi, jakie masz plany na przyszłość?

Zaskoczył ją tym pytaniem, ale i ucieszył. Wdzięczna za zainteresowanie wyjaśniła, że otrzymała ogólne wykształcenie i że szkoła klasztorna nie przyuczała wychowanek do żadnego konkretnego zawodu.

– Z wyjątkiem tego, jak być żoną doskonałą dodał z wyjątkowo zjadliwą ironią. – Czy tego właśnie chcesz, mon petit? Prosto od leżenia pod krzyżem do… leżenia pod mężem? – Aż się żachnął, gdy zauważył, że tym razem naprawdę ją zaszokował. -

Daj spokój, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś aż tak niewinna? Przecież musiałaś czasem stamtąd wychodzić, musieli kręcić się wokół ciebie jacyś mili chłopcy, gotowi nauczyć cię tego i owego.


– Nie! – zaprotestowała tak gwałtownie, że zamilkł na chwilę.


Siedziała wyprostowana, lecz nerwy miała napięte jak postronki. Dlaczego zareagowała z taką gwałtownością? Hrabia właściwie -miał dużo racji, chociaż akurat jej to nie dotyczyło. Koleżanki chętnie zbierały różne doświadczenia i chociaż nie uczestniczyła w ich nocnych zwierzeniach, wiedziała, że fizyczna strona miłości nie ogranicza się do tego, o czym siostry opowiadały na lekcjach biologii.


– Nie? – Hrabia zjechał na pobocze i zatrzymał samochód. Hope popatrzyła na pola, które ciągnęły się aż do podnóża gór. N a jednym ze wzgórz wznosił się średniowieczny zamek.


Poczuła dotyk palców pod brodą. Hrabia odwrócił jej twarz ku sobie.

– Nie? – powtórzył. – Naprawdę nic nie było? Nawet jednego skradzionego pocałunku?


Ponownie oblała się rumieńcem, ponieważ trafił w czuły punkt. Czyż nie myślała czasami, że może byłoby miło dzielić romantyczne sekrety z koleżankami, wspólnie z nimi chichotać w ciemności sypialni? Czyż nie leżała bezsennie, zastanawiając się, czemu przelotne miłostki wcale jej nie pociągają?

– Za murami klasztoru nie ma kto kraść całusów – wyznała spontanicznie. – Z mężczyzn przychodził tylko ojciec Ignatio, ale on nas spowiadał. A tata nie pozwalał mi jeździć do koleżanek i… – urwała, zła na siebie. Skąd ta nagła potrzeba, żeby się przed nim otworzyć? Niepotrzebnie mu się zwierza, on niechybnie zda raport jej ojcu, a wtedy wyjdzie na marudną niewdzięcznicę, która nie docenia darów losu.

– Ach tak! – Hrabia przeniósł spojrzenie na jej usta, spojrzenie tak niezwykle intensywne, że niemal poczuła na wargach jego żar. Nadal trzymał ją pod brodę, niespiesznie gładząc kciukiem delikatną skórę. Nagle hrabia przesunął pieszczotliwie palcem po jej dolnej wardze. Po~zuła dziwną suchość w ustach. Chciała zaprotestować, lecz on unieruchomił wolną ręką jej dłonie, jakby odgadł, że zamierza go odepchnąć, po czym pochylił się i pocałował ją.

Hope zastygła, rozdarta między sprzecznymi emocjami. Z jednej strony była zaszokowana taką nielojalnością hrabiego wobec przyjaciela, który powierzył mu opiekę nad córką. Z drugiej… Ach, z drugiej strony pragnęła otoczyć go ramionami, dotykać jego szyi, jego pleców, jego ciała, oddać się odkrywaniu tego nowego świata, który się przed nią otwierał, oddać się bez opamiętania…

Z ust Hope wydobył się okrzyk, wyrwała się hrabiemu przerażona, pobladła, z szeroko otwartymi oczami, które wydawały się nienaturalnie duże w drobnej twarzyczce, z dłonią zakrywającą usta. Jego oczy przybrały na moment dziwny wyraz, ale czy to możliwe, by to było współczucie? Raczej rozbawił go jej kompletny brak doświadczenia.

– I jak, mon petit? Czy twoja ciekawość została zaspokojona? Nie zazdrościsz już koleżankom?

Hope zmartwiała. Wyglądało na to, że nawet jej naj głębiej skrywane sekrety nie mogły się uchować pod spojrzeniem tego człowieka. Rzeczywiście miała ochotę, żeby ją pocałował.' Szybko zdusiła tę myśl w zarodku, ale on i tak trafnie odgadł jej pragnienie.

– W czym problem? Czy siostry naopowiadały ci, że takie rzeczy wolno robić jedynie po ślubie i że nikt prócz męża nie ma prawa cię pocałować?

– Nie jestem aż tak naiwna, monsieur - odparła sztywno. – I doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że bawi się pan moim kosz;tem.

Zaśmiał się bezgłośilie i uruchomił silnik.

– Niedaleko stąd jest ekskluzywny hotel, zatrzymamy się tam na noc – poinformował.

Ku zaskoczeniu Hope hotel mieścił się w zamku, który spostrzegła z szosy.

– To coś w sam raz dla ciebie – mruknął hrabia, gdy zatrzymali się na dziedzińcu. – Niewinna księżniczka powinna mieszkać na zamku w wysokiej wieży. Spytam, czy nie mają takiej komnaty.

Komnaty w wieży wprawdzie nie było, ale Hope otrzymała luksusowo urządzony pokój, którego środek zajmowało przepastne łoże z baldachimem. Pomyślała, że wyciągnie się na nim z rozkoszą, bo dosłownie padała ze zmęczenia. Jednak najpierw musi wykąpać się po podróży, żeby wygnać ból z zesztywniałych mięśni.

Po kąpieli stanęła przed lustrem. Jej skóra była rozgrzana, napięta i gotowa… na co? Zaczęło ją dziwnie ssać w dołku, gdy znowu przypomniał jej się pocałunek na skraju pól. Nie, nie wolno jęj o tym myśleć! Drżąc na całym ciele, sięgnęła po szlafrok, ale okazało się, że zapomniała go zabrać ze sobą do łazienki.

Gdy weszła do pokoju, zorientowała się, że podczas jej kąpieli musiał przyjść ktoś z obsługi, po, nieważ paliła się lampka nocna, szlafrok został starannie ułożony na kołdrze, a na stoliku czekała zastawiona taca. Hope źrobiła kilka kroków w stronę łóżka i naraz zastygła, zdając sobie sprawę z tego, że nie jest sama. Z nieoświetlonej części pokoju wyłonił się hrabia. Stała jak sparaliżowana jego intensywnym spojrzeniem, dopiero po chwili sięgnęła na oślep po szlafrok. Przez moment żałowała, że nie jest to jej skromna klasztorna podomka, tylko jakieś przejrzyste fru-fru, które w jej odczuciu niczego nie zakrywało.

– Wybacz, nie miałem pojęcia, że nie słyszałaś mojego pukania. – Hrabia po raz pierwszy zdobył się na przeprosiny, w dodatku brzmiały one naj zupełniej szczerze. – Przyniesiono kolację. Usiądź, proszę.

Zauważyła, że przebrał się po podróży. Zamiast nienagannego ciemnego garnituru miał na sobie czarne spodnie i cienką jedwabną koszulę, które' to ubranie ponownie kazało jej myśleć o kryjącym się pod nim ciele.

Hrabia przysunął jej krzesło i spytał, czy życzy sobie, by to on wystąpił w roli gospodarza. Ponieważ akurat na tym gruncie czuła się pewnie, z przyjemnością wyznaczyła hrabiemu rolę gościa. Chociaż bezustannie czuła na sobie jego spojrzenie, nie uroniła ani kropli zupy, nalewając ją z wazy do talerzy, nie zgubiła ani ziarenka ryżu, serwując paellę.

– Widzę, że siostry postawiły na dobre staroświeckie wychowanie.

– Większość dziewcząt pochodzi z krajów Ameryki Łacińskiej – wyjaśniła. – Są z bogatych rodzin, zostaną bardzo dobrze wydane za mąż. Niepotrzebny im żaden konkretny zawód, nigdy nie będą zarabiały na życie, muszą za to być idealnymi paniami domu.

– Rozumiem, że jesteś wyjątkiem od tej reguły? Ojciec nie obiecał cię nikomn?


Jej pełna odrazy mina mówiła sama za siebie. Hope nigdy nie mogła pojąć idei kojarzenia małżeństw przez rodziny, w jej odczuciu to było bezduszne, a nawet okrutne.

_ W takim razie jakie masz plany na przyszłość? Będziesz prowadzić dom twojemu ojcu?

Podejrzewała, że tak się może stać, ale chciała przekonać ojca, żeby pozwolił jej studiować.


_ Jeszcze nie wiem. A pan? Czym pan się zajmuje, hrabio? – spytała uprzejmie, zgodnie z zasadami dobrej konwersacji.

_ Całkiem nieźle, mon petit - roześmiał się· Musisz jednak okazywać trochę więcej zainteresowania, a nie recytować grzecznościowe formułki jak wyuczoną lekcję. Odpowiem ci, ponieważ sztuka konwersacji, podobnie jak i inne przyjemne zajęcia, wymaga ciągłego praktykowania.

Natychmiast przypomniała jej się niedawna lekcja pocałunku.

_ Moja rodzina ze strony ojca od niepamiętnych czasów posiada winnice niedaleko Beaune. Niektóre z produkowanych tam win należą do klasy Premier Cru – uśmiechnął się na widok jej reakcji. – O, jednak wiesz coś o świecie.

– Znam się na winach.

– W takim razie nie muszę ci dłużej tłumaczyć. Mam też posiadłość w pobliżu Cannes, jeżdzę tam na lato. Zimę spędzam w Paryżu, gdzie mam apartament. Krótko mówiąc jestem zamożnymczłowiekiem, choć nie aż tak bogatym, by kupić – sobie idealną narzeczoną z twojego klasztoru.


– To znaczy, że nie jest pan żonaty? – Gdy pokręcił głową, spytała jeszcze: – A czy ma pan jakąś rodzinę?


Albo jej się wydawało, albo przez chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć.


– Nie. Ale pewnego dnia będę miał. Mężczyźni w mojej rodzinie żenią się dość późno, mój ojciec w dniu ślubu miał czterdzieści lat.


Hope przyglądała mu się uważnie. Znów przez – chwilę wydawał się drapieżny i bezwzględny, jakby namiętna rosyjska dusza brała w nim górę nad francuskim wyrafinowaniem.


– O czym tak myślisz, moja śliczna? – zagadnął znienacka.


– O czym? O… ojcu. Wspomniał pan o swoim, więc… Od dawna go nie widziałam – wyznała.

– I obawiasz się, jak wypadnie wasze spotkanie? Nie bój się. Zapewniam cię, że spełnisz oczekiwania twojego ojca. I to z nawiązką – dodał, jakby mówił sam do siebie. – Zaskoczysz go na korzyść.

Nie wiedziała, jak ma to rozumieć. Siedziała w milczeniu, bez przekonania dziobiąc łyżeczką deser. – No, czas na ciebie – zauważył w końcu hrabia.

_ Przecież ty mi tu zaraz zaśniesz jak małe dziecko. Chcesz, żebym cię wziął na rączki, zaniósł do łóżeczka i dał buzi na dobranoc? – Zaśmiał się cicho, gdy bez przekonania uczyniła gest protestu. – Prawda, jakie to dziwne? Siostrzyczki mówiły co innego, a ciało mówi co innego. – Podniósł się zza stołu, podszedł do niej i wziął ją na ręce tak sprawnie i lekko, jakby rzeczywiście nie była cięższa od dziecka.


Bezwiednie wtuliła twarz w jego szyję, wdychając zapach ciepłej skóry i napawając się jego dotykiem. Ułożył ją wygodnie, otulił kołdrą, na koniec musnął długimi palcami ramię, z którego zsunął się szlafroczek, i… wyszedł.


– Gdy została sama, ogarnęło ją dziwne uczucie, głębokie i dojmujące. To musiała być ulga, to z całą pewnością musiała być ulga, bo przecież chyba nie rozczarowanie, prawda?


– Jeśli jesteś gotowa, to proponuję jechać dalej – powiedział, gdy zjedli śniadanie.


Hope obawiała się porannego spotkania z hrabią, dlatego przygotowała się starannie, nakładając makijaż według zasad podanych przez Anę, czesząc włosy, które w dużym stopniu zachowały kształt nadany im przez Rafaela, i wybierając garderobę. Tym razem miała na sobie sweterek i spódniczkę w odcieniach zieleni.

Okazało się jednak, że jej obawy były płonne. Uszczypliwy i prowokujący arystokrata, który chwilami ją przerażał, znikł bez śladu, a jego miejsce zajął uprzejmy, niemal czarujący człowiek.


Kilka godzin podróży upłynęło im w milczeniu, hrabia wkładał 'do odtwarzacza wciąż nowe płyty CD, za oknem zmieniały się kolejne pejzaże, a muzyka podkreślała piękno widoków. Wczesnym popołudniem zatrzymali się na posiłek w niewielkim francuskim miasteczku, gdzie znajdowała się nadspodziewanie dobra restauracja. Hrabia chciał pomóc Hope w wyborze dań, lecz podziękowała mu. Dokonany przez nią wybór oraz pozbawiona śladu wahania spokojna rzeczowość, gdy rozmawiała z kelnerem, zrobiły na jej towarzyszu wyraźne wrażenie. Pogłębiło się ono jeszcze, gdy Hope podziękowała za deser.


– Jesteś pełna niespodzianek, mon petit - powiedział z uznaniem, gdy kelner się oddalił. – Skomponowałaś idealny' zestaw dla osoby w długiej podróży. Dania lekkie, ale pożywne, a do tego nie poddałaś się pokusie sięgnięcia po słodycze.


Wyjaśniła, że w szkole miała zajęcia z dietetyki, gdzie wpojono jej zasady zdrowego odżywiania się, i podała mu kilka przykładów.


– Mówisz więc, że jesteśmy tym, co jemy? Do pewnego stopnia to prawda, ale nie do końca. Pamiętaj, że ciało to nie maszyna, ono nie tylko potrzebuje paliwa, ono również ma swoje pragnienia… Witaminy i mikroelementy nie wystarczą, trzeba też karmić zmysły. To za ich pomocą kontaktujemy się ze światem, cieszymy się nim, pragniemy go poznawać, podziwiać i dotykać… – Gdy to mówił, jego spojrzenie powoli przesunęło się po jej ciele i Hope odczuła to niemal jako fizyczną pieszczotę.


Jak by to było kochać się z takim mężczyzną? Tego rodzaju myśl przyszła jej do głowy po raz pierwszy w życiu. Hope zupełnie nie rozumiała, co się z nią dzieje. Zajęta analizowaniem swojej zdumiewającej reakcji nie spostrzegła, że hrabia przypatruje jej się z najwyższą uwagą i czyta w jej oczach jak w otwartej księdze.


Późnym popołudniem dojechali do Burgundii. Po drodze Hope widziała zapierający dech w piersiach fragment Lazurowego Wybrzeża i wspaniałą.dolinę Rodanu, pełną winnic i starych zamków. Na drogowskazach często pojawiało się słowo dos, a hrabia wyjaśnił jej, ze oznacza to zamkniętą winnicę, która w dawnych czasach należała do zakonu i była zawsze otoczona solidnymi murami.

– Pańskie winnice też są takie?

– Och, nie, włości Serivace są zbyt rozległe, by je grodzić. Ale jest jedno takie miejsce w pobliżu… domu.

Jakiś czas później skręcili w wąską boczną drogę. – To już moja posiadłość. Mój przodek, który się tu osiedlił, zapragnął mieć tyle ziemi, żeby roztaczała się wokół domu jak okiem sięgnąć. Udało mu się, a rodzina przez wieki nie utraciła nic ze stanu posiadania. – W skazał na widoczne w oddali zabudowania. – Tam rozlewamy wino do butelek i tam mieszka mój zarządca, Jules Duval.

Przed nimi pojawił się widok, którego Hope nie spodziewała się ujrzeć w tym rolniczym terenie niewielki las, mieniący się w blasku zachodzącego słońca wszystkimi od~ieniami zieleni. Pomiędzy gałęziami coś prześwitywało, lecz nie była w stanie odgadnąć, co to jest.

Hrabia jechał powoli, żeby mogła się rozejrzeć, pokazywał jej rzadkie gatunki drzew. Był to las parkowy, zaprojektowany w romantycznym stylu angielskim. Dalej znajdowały się uporządkowane ogrody francuskie, a za nimi… Hope oniemiała. Znad jeziora dosłownię wyrastał stary zamek, odbijając się w spokojnej wodzie. W najwęższym miejscu przerzucono zwodzony most z drewnianych bali.

– Ależ… Ależ to jest jak z bajki – wyjąkała wreszcie, gdy stanęli na dziedzińcu. Hrabia wspominał o domu, więc nie spodziewała się, że ujrzy olśniewający zamek z mnóstwem wieżyczek celujących w niebo.

_ Z bajki o Śpiącej Królewnie? – spytał z uśmiechem. – Chodźmy do środka, przyniosę twoje rzeczy. _ Spostrzegł jej zdziwienie. – Ach, zapewne spodziewałaś się armii służących. Nie, te czasy już dawno minęły. Tak naprawdę zamek jest wymarły, jestem tu ty łko ja i Pierre, mój… totumfacki będzie najlepszym słowem. Aha, zanim go spotkasz, powinnaś coś o nim wiedzieć. Służył jeszcze u mojego ojca i jako jedyny wyszedł cało z wypadku, w którym zginęli moi rodzice. Widzisz, ojciec był dyplomatą w Algierii akurat w czasie zamieszek antyfrancuskich. Terrorysta wrzucił bombę do samochodu… Pierre prowadził, szczęśliwie siła wybuchu wyrzuciła go na zewnątrz. Ma jednak poparzoną twarz, stracił słuch i przestał się odzywać.

_ Och, to straszne! Tak mi go żal -:- powiedziała z przeJęcIem.

Hrabia pomógł jej wysiąść z samochodu.

_ Lepiej mu tego nie okazuj, Pierre nie znosi, gdy ktoś się nad nim rozczula. – Jakby ponownie czytając w jej myślach, uprzedził jej kolejne pytanie: – Miałem wtedy czternaście lat.

Pchnął ciężkie drewniane drzwi, nabijane żelaznymi ćwiekami i Hope stanęła na progu olbrzymiego holu, wspartego na kolumnach, z podłogą ułożoną w romby z białego i czarnego marmuru. Po bokach umieszczono symetrycznie mahoniowe drzwi.

– Tędy – ujął ją pod rękę. – To główna część chdteau i tylko jej obecnie używam. Proszę, tu jest biblioteka.

Regały biblioteczne zbudowano z ciemnego drewna, przy ścianie pysznił się olbrzymi kominek, miękki dywan tłumił 'odgłos kroków. W oknach wisiały zielone aksamitne kotary, pod jednym z nich stało masywne biurko.

– Tutaj pracuję. Teraz pokażę ci pozóstałe wnętrza, a w tym czasie Pierre przygotuje dla nas kolację.

Oglądając kolejne komnaty, Hope nie mogła się nadziwić, jakim cudem jeden służący utrzymuje wszystko w porządku.

– Zatrudniamy do pomocy osoby dochodzące.

Kiedy mamy gotową kolejną partię wina, zapraszam do siebie klientów. Zamek jest wtedy pełen ludzi, ożywa. Ale widzę, że jesteś zmęczona. Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju.


Marmurowe schody wiły się spiralą wokół zwieszającego się z sufitu kryształowego żyranslola, na który właśnie padały ostatnie promienie słońca, wywołując oślepiające tęczowe błyski. Gdy weszli na piętro, Hope zauważyła, że wystrój musiał zostać niedawno odnowiony. Ściany obito połyskującą, bladozieloną tkaniną. W tych wnętrzach czuło się dotyk kobiecej ręki. Kim była kobieta, która decydowała o wystroju rodowego zamczyska i która zapewne zabawiała gości, o których wspomniał?


Tymczasem hrabia otworzył przed nią drzwi, nawet na chwilę nie spuszczając z niej oka. Wygląd komnaty przeszedł jej naj śmielsze oczekiwania. W szystkie meble były w stylu empire, białe ze złoceniami. Draperie osłaniające łoże z kolumienkami, zasłony w oknach oraz obicia krzeseł zostały uszyte z kremowo-złocistego brokatu. U stóp łoża stał wygodny szezlong, a przy kominku czekały dwa fotele.

– Łazienka i garderoba są tam. – Hrabia wskazał drzwi w głębi pokoju. – Rozgość się, a ja wyślę Pierre'a po twoje bagaże.

Gdy zostawił ją samą, podeszła do okna. Właśnie zapadał zmierzch, ale można było jeszcze zobaczyć lekki błysk na tafli jeziora, które ongiś zapewne broniło dostępu do zamku. Kontury ogrodów i parku powoli traciły na ostrości, w miarę jak pochlaniała je ciemność.

Do komnaty przylegała garderoba z pr~epastnymi szafami i wielkimi lustrami, a dalej znajdowała się nowocześnie wyposażona łazienka z kremowego marmuru. Gdy Hope nakładała świeży makijaż, usłyszała, że ktoś wszedł do pokoju. Domyśliła się, że Pierre przyniósł jej rzeczy. Nie zamierzała się przebierać do kolacji, ten zwyczaj był jej obcy, wyjęła jedynie ubranie na następny dzień. Chciała się ojcu zaprezentować z jak najlepszej strony. Miała co prawda cichą nadzieję, że zobaczy go wcześniej, gdy na przykład ojciec wyjedzie jej na spotkanie do zamku Serivace, ale widać był na to zbyt zajęty. Hrabia wiezie mnie do, niego jak paczkę, której właściciel nie miał czasu odebrać, pomyślała cierpko.


Gdy schodziła na parter, w holu pojawił się szpakowaty mężczyzna o twarzy poznaczonej szkarłatnymi bliznami. Spojrzał na nią z zaciekawieniem.


– Pierre, prawda? Jestem Hope Stanford… – zaczęła, po czym przypomniało jej się, że on jest głuchy. Poczuła się niezrę~znie, na szczęście na schodach pojawił się hrabia, wybawiając ją z opresji.


To znaczy, wybawił ją z jednej, ale wpędził w drugą, znacznie gorszą· Wyglądał jeszcze atrakcyjniej niż dotychczas, o ile w ogóle było to możliwe. Ubrał się na czarno, w elegancką koszulę ze złotymi spinkami u mankietów i jedwabne spodnie. Serce zamarło Hope w piersi na jego widok, po czym zaczęło nieznośnie łomotać. Była zbyt.oszołomiona, by zauważyć, że hrabia dał dyskretny znak służącemu, który niepostrzeżenie zniknął, zostawiając ich samych.


– Zapraszam do jadalni – powiedział hrabia, otwierając drzwi obok biblioteki. – Kolacja gotowa, przekonasz się, że Pierre wspaniale gotuje. Światło świec tańczyło na krawędziach kryształowych karafek i kieliszków, odbijało się od srebrnej zastawy i tańczyło przed oczami olśnionej Hope, która miała wrażenie, że wstępuje do świetlistego jeziora. Co za kontrast w porównaniu z ascetycznym refektarzem w klasztorze!

Kolacja przebiegała w milczeniu, do chwili gdy Hope ochłonęła już na tyle z pierwszego wrażenia, że zaczęła się rozglądać dookoła. Jej uwagę przykuł współczesny portret ciemnowłosej kobiety, której rysy zdradzały gwałtowny temperament, chociaż na pozór przeczyła temu chłodna mina światowej damy.

– Czy to pańska matka? – odważyła się zapytać. Odwrócił twarz w stronę portretu i wpatrywał się weń przez długą chwilę. Gdy się odezwał, jego głos był wyraźnie zmieniony.


– Nie. To moja siostra Tania. Nie żyje. Popełniła samobójstwo.

Przez chwilę sądziła, że się przesłyszała. Ponownie spojrzała na piękną, wyniosłą damę. Jak,to możliwe, by tak silna i dumna kobieta popełniła samobójstwo?

– Wszystko przez mężczyznę, mon petit. - Swoim zwyczajem hrabia odpowiedział na pytanie, którego nie zadała na głos. – Nie ll10gła znieść, że ją rzucił.


Hope nie odrywała wzroku od obrazu, a jej gospodarz kontynuował:

– To stało się sześć miesięcy temu. Przebywałem w Paryżu, Tania wyjechała ze swoim przyjacielem na Karaiby. Miała nadzieję, że on się oświadczy i wezmą tam ślub. Przekonywałem ją, że ten mężczyzna jedynie się nią bawi, ale ona oczywiście nie słuchała. Kiedy ją rzucił, postanowiła ze sobą skończyć. Tania była gwałtowna i bezkompromisowa, nie uznawała połowicznych rozwiązań…

– Nie rozumiem, dlaczego ją zostawił. Zakochał się w innej?

Hrabia zacisnął wargi.

– Ten człowiek nie wie, co to miłość – syknął przez zęby. – Jest przystojny, uwodzicielski i do cna zepsuty. Kobiety go uWIelbiają, zmienia je jak rękawiczki. Tania też mu się znudziła, więc pozbył się jej, jakby była śmieciem. Do końca łudziła się, że przynajmniej przez jakiś czas mu na niej naprawdę zależało. Biedna dziewczyna. Ale pomszczę ją – dokończył tak cicho, że Hope ledwie zrozumiała sens jego słów.

– Tania – powtórzyła w zamyśleniu. – To rosyjskie imię, prawda?

– Tak, mama chciała, żebyśmy nosili imiona naszych rosyjskich przodków. Ja nazywam się Aleksiej, tak jak jej ojciec.

Aleksiej… Hope odgadła, że to właśnie wschodni a, dzika część jego natury domagała się zemsty. – Ten człowiek, który ją skrzywdził… – zaczęła, choć nie miała pojęcia, czemu drąży bolesny temat. Jednak wewnętrzny przymus okazał się silniejszy niż dobre wychowanie.

Hrabia wstał bez pośpiechu, podszedł do niej, nachylił się i zajrzał jej głęboko w oczy.

– Twój ojciec.

_ Jak to? – wykrzyknęła ze zdumieniem. – On nie mógłby zrobić czegoś takiego! I to przyjacielowi!

_ Nie jestem jego przyjacielem. Twój ojciec nic o mnie nie wie, z wyjątkiem tego, że jestem bratem Tani. Za to ja zrobiłem wszystko, żeby dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Między innyIni odkryłem, że ma córkę, sprytnie ukrytą przed światem, by móc w odpowiednim momencie użyć jej jako pionka w grze o wpływy i pieniądze. Tak, jesteś pionkiem w jego rękach, Hope, czy ci się to podoba, czy nie.

Wstrząśnięta do głębi wpatrywała się przerażonym wzrokiem w jego zielone oczy. Próbowała zrozumieć, o czym on mówi, ale to wszystko nie Inieściło jej się w głowie.

_ Przysiągłem sobie, że nie spocznę, dopóki się nie zemszczę. Tak, wiem; że to śIniesznie brzmi. Mam podwójną naturę. Rosyjska jest gwałtowna, a francuska trzyma ją w ryzach. Jednak sytuacja jest zbyt poważna, żeby ironizować lub udawać dystans. Tu chodzi o śInierć i o honor: W pierwszej chwili chciałem twojego ojca zabić. Zycie za życie, krew za krew.

Hope zbladła. Nie wątpiła, że ten człowiek był zdolny do popełnienia morderstwa w afekcie.


– Po namyśle doszedłem do wniosku, że nie warto przez takiego łajdaka spędzać reszty życia w więzieniu. Znalazłem lepszy sposób, ponieważ odkryłem jego czuły punkt. Otóż podczas pewnego obiadu rozmawiano właśnie o tobie i wtedy dowiedziałem się, że mój wróg już dawno zaplanował małżeństwo jedynej córki z dziedzicem fortuny Mońtrachetów. Oni od wieków wybierają narzeczone dla synów z wyjątkową starannością. Panny muszą pochodzić z szacownych, bogatych.rodzin i cieszyć się nieskazitelną opinią. Niestety, w dzisiejszych czasach coraz trudniej o taką osobę… A Alain Montrachet potrzebuje żony, która dałaby mu syna.


Hope słuchała z rosnącą zgrozą, nie przerywając mu ani słowem.


– Twój ojciec nie mógł ci zapewnić bogactwa, ale postarał się, żebyś posiadała inne przymioty. Dlatego Isabelle.Montrachet, matka Alaina, zawarła z nim układ. Jeśli ty spełnisz wymagania tych wybrednych bogaczy, twój ojciec dostanie większe udziały w ich sieci bankowej. Przewidując, że te pieniądze już wkrótce znajdą się w jego kieszeni, twój ojciec zapożyczył się i zainwestował w hotele na Ka".,;hl'lch. Niestety, przyniosły mu straty zamiast zysków. W dodatku jest nałogowym hazardzistą, toteż jego finanse znalazły się w opłakanym stanie. Sir Henry musi więc spieniężyć swoją główną inwestycję. Ciebie. Przyszła pora, żeby cię intratnie sprzedać. Tak…

Uśmiechnął się kpiąco, podszedł do kominka i zapatrzył się w ogień, odwrócony do niej plecami. Hope próbowała pozbierać myśli. Nie należało wykluczać możliwości, że czeka ją zaaranżowane małżeństwo. Nie miała pojęcia, że to się jeszcze zdarza w tej części świata, jednak naj starsze rody mogły pozostać wierne tej tradycji. Co do innych kwestii jednakże…

– To niemożliwe! Mój ojciec by nigdy…

– Nie uwiódł młodej kobiety? A potem nie znieważałby jej publicznie, wystawiając na pośmiewisko? Była na każde jego skinienie, czym skompromitowała się w oczach ludzi ze swojej sfery. Gdy się zabiła, gazety miały używanie. Skandal w wyższych sferach to smakowity kąsek dla prasy. Brukowce zmieszały moją siostrę z błotem. Jeśli mi nie wierzysz, każę przeszukać archiwa prasowe i zrobić dla ciebie fotokopie artykułów.

– Nie trzeba – ucięła gwałtownie.

Zrobiło jej się bardzo gorąco, a potem nagle bardzo zimno. Czy to możliwe, by jej ojciec, za którym tak tęskniła, był tak podłym człowiekiem? Ajak ciebie traktował? – szeptał jakiś złośliwy głos w jej duszy. Jesteś jego jedynym dzieckiem, a czy nie potraktował cię z równym okrucieństwem? Czy troszczył się o ciebie, czy okazywał ci miłość? Wiesz, ze nie…


Ach, więc, to dlatego nie wolno jej było nigdzie wyjeżdżać, dlatego ferie i wakacje spędzała w klasztorze, podczas gdy inne dziewczęta bawiły nad morzem, zwiedzały ciekawe miejsca, nawiązywały znajomości. Przecież gdyby wyjechała, mogłaby kogoś poznać, zakochać się i stracić to, co stanowiło o jej rynkowej wartości… Ojciec pozbawił ją wielu rozrywek właściwych młodym ludziom po to tylko, by potem bezwzględnie się nią posłużyć. To wszystko było tak straszne, że aż nieprawdopodobne. Jednak intuicja podpowiadała Hope, że hrabia nie zmyślił ani jednego słowa.


– Czegoś tu nie rozumiem – odezwała się w końcu zduszonym głosem. – Skoro jest pan wrogiem mojego ojca, to czemu…


– Przyjechałem po ciebie? – dokończył gładko, odwracając się w jej stronę. – Przede wszystkim musisz wiedzieć, że nie chcę twojej krzywdy. Z mojej strony nic złego ci nie grozi. Jednak tylko przez ciebie mogę dosięgnąć twojego ojca. Jeśli jego plany spalą na panewce, będzie zrujnowany. Koniec z luksusowym życiem, do jakiego przywykł. Utraci pozycję króla Lazurowego Wybrzeża, gdzie stały przed nim otworem wszystkie kasyna, gdzie otaczał go wianuszek modelek i aktoreczek, łasych na komplementy i… kosztowne prezenty. Gdy splajtuje, wszyscy się od niego odwrócą. Bez pieniędzy nie będzie miał władzy nad ludźmi i to go załarnie, bo władza jest dla niego wszystkim. Taka zemsta mnie satysfakcjonuje.


– Ale przecież nie może mnie pan tu trzymać w nieskończoność, tylko dlatego, żebym nie mogła wyjść za mąż!


– Nie ma takiej potrzeby. Alain jest bardzo rozrywkowym człowiekiem, a przez to mocno już zblazowanym. Niewinna dziewczyna z zakonu na pewno go skusi, bo takiej rozkoszy jeszcze nie zaznał. Jednak jeśli okażesz się nieco…doświadczona, zupełnie przestaniesz go interesować.

W końcu zrozumiała jego plan. – Nie! Nie może pan!

– Tak zdecydowałem i nie ma sensu protestować _ powiedział takim tonem, jakby tłumaczył coś dziecku. – To ta atrakcyjna część planu, sama się przekonasz. Niestety, jest też druga, trochę mniej przyjemna, ale nie odstąpię od niej. Widzisz, gdy Tania poznała twojego ojca, miała dwadzieścia jeden lat, więc była niewiele starsza od ciebie i równie ufna jak ty. Oddała się twojemu ojcu z miłości, ponieważ wierzyła, że się pobiorą. Kiedy nie chciał się ożenić, zgodziła się na rolę kochanki, chociaż było to dla niej upokarzające i bolesne. Szaleńczo zakochana kobieta potrafi wiele znieść i wybaczyć. Nawet to, że kochanek traktuje ją przy ludziach jak pierwszą lepszą f‹;›zrywkową panienkę. A ja musiałem na to patrzeć… Teraz twój ojciec będzie musiał patrzeć, jak ja będę afiszował się z tobą.

Słabo mi, zaraz zemdleję, pomyślała w panice, chociaż na jej twarzy nie drgnął ani jeden' mięsień. Rozmawiali o przerażających rzeczach, a jednocześnie każde z nich prezentowało na zewnątrz doskonałe wprost opanowanie.


Powiem, że się spóźnił, że już kogoś miałam, przemknęło jej przez głowę.

– Tylko nie próbuj mnie okłamywać – uprzedził spokojnie. – Dostarczyłaś mi wystarczającą liczbę dowodów kompletnego braku doświadczenia, zdradziłaś się również ze swoimi pragnieniami. Nie ma sensu zaprzeczać, Hope. Wiem, o czym myślisz, kiedy na mnie patrzysz… ›frudno zatem powiedzieć, że wyrządzę ci swoim postępowaniem jakąkolwiek krzywdę. Co więcej, mogę cię nawet zapewnić, że otrzymasz ode mnie znacznie więcej, niż dostałabyś od Alaina Montracheta. On by się tobą nie przejmował, a ja postaram się nie zrobić niczego, co by ci się nie spodobało…

– Ale on byłby moim mężem! – wybuchnęła, nie mając pojęcia, że w ten sposób zdradza prawdziwą


. przyczynę swojej frustracji. Wbijano jej do głowy, że stosunki przedmałżeńskie są straszliwym grzechem, że nigdy, przenigdy nie wolno do tego dopuścić. Protestowała przeciw popełnieniu grzechu, a nie przeciw, przeciw…

Poczuć jego ręce na swojej skórze, bliskość jego ciała…

– Nie! – krzyknęła, chcąc odegnać niebezpieczne myśli.

Hrabia popatrzył na nią ze współczuciem.

– Naprawdę lepiej zrobisz, zdając się na moje decyzje. Zostaniemy tu przez tydzień, potem polecimy na Karaiby. Mam tam willę. O tej porze roku spotkamy wiele osób z naszej sfery. Upewniłem się, że twój ojciec też już tam będzie. Twoja obecność u mojego boku niechybnie sprawi mu wielką niespodziankę.

– Powiem mu, jak naprawdę było!

– I co? Myślisz, że to coś zmieni? Myślisz, że on cię podtrzyma na duchu, pogłaszcze po główce? Że się tobą zajmie? – Wzruszył ramionami. – Nie, mon petit, nie będziesz mu już do niczego potrzebna.

– To co się ze mną stanie? Jak długo… Jak długo mamy być razem?

– Tak długo, jak będzie trzeba.

– A potem? – spytała, starając się ukryć rozpacz.

Powtarzano jej, że kobieta, która zeszła ze śliskiej drogi cnoty, będzie się staczać coraz niżej i niżej, aż trafi na samo dno. – Przecież po czymś takim już nikt mnie nigdy nie pokocha, nikt mnie nie zechce! A mówił pan, że mnie nie skrzywdzi!


– Ależ co ty opowiadasz! Jesteś piękną dziewczyną, w dodatku inteligentną i szybko się uczysz. Jeśli umiejętnie to wykorzystasz, to nikt ci się nie oprze.


– Pan tylko tak mówi! A czy pan ożeniłby się z kobietą, która przedtem kogoś miała? – zaatakowała.


– Oczywiście. Gdybym ją kochał, nie miałoby to dla mnie najmniejszego znaczenia – odparł bez śladu wahania. – Ciebie rzeczywiście wychowano w bardzo staroświecki sposób. Wybacz, ale masz klapki na oczach. Nie wiesz nic o prawdziwym życiu, tkwisz w świecie urojeń, a to nawet nie są twoje urojenia, tylko cudze. Gdybyś chodziła do normalnej szkoły, patrzyłabyś na wszystko zupełnie inaczej.


– Ale to nie pówód, żeby mnie wprowadzać w życie w tak brutalny sposób!


– Brutalny? Przecież już ci powiedziałem, że dołożę wszelkich starań… Zresztą, zależy mi na tym, by twój ojciec widział, jak ci ze mną dobrze. On musi wiedzieć, że jesteś ze mną z własnej woli.

Posłała mu oburzone spojrzenie.

– Z własnej woli? Przecież ja pana nie kocham!

Zaśmiał się cicho.


– Jak ty mało wiesz, moja śliczna. Można być z kimś dla rozkoszy ciala, miłość nie jest do tego potrzebna. ~ Zerknął na zegarek. – Zrobiło się późno, pewnie chcesz się położyć. Niestety, ja muszę jeszcze trochę popracować, potem do ciebie przyjdę. Aha, pewnie cię nauczono, że w takim wypadku należy podjąć próbę ucieczki, ponieważ moralny upadek jest gorszy od śmierci. Proszę, nie próbuj. I tak drzwi są zamknięte, a Pierre ci nie pomoże, ponieważ uwielbiał Tanię. Zresztą, to byłaby próba ucieczki przed rzeczywistością. Możesz dostać coś na sen, jeśli chcesż.


Już miała się zgodzić w nadziei, że jeśli będzie spała, gdy on przyjdzie, to do niczego nie dojdzie. Jednak hrabia nie był człowiekiem, którego cokolwiek mogło odwieść od realizacji raz powziętego planu.

– Dziękuję, nie – odpowiedziała

W jego oczach pojawił się błysk uznania.

Загрузка...