ROZDZIAŁ ÓSMY

Z cudownie bujnej dżungli wynurzył się nagle olbrzymi betonowy hotel, co było dla Hope dość ńieprzyjemnym szokiem. Aleksiej też się skrzywił z dezaprobatą.

– Na innych wyspach nie wolno wznosić tak wysokich budynków, żeby nie szpecić krajobrazu. Dlatego kompleksy hotelowe na Karaibach to zazwyczaj drewniane chaty w otoczeniu palm albo nieduże bungalowy. Ale twój ojciec przekupił poprzednie władze, a obecne nie mogą już nic zrobić w tej sprawie. W dodatku taki rozmach był niepotrzebny, bo kiepsko to wszystko prosperuje, ledwo trzecia część miejsc jest zajęta, głównie przez znajomych twojego ojca i ludzi skuszonych obietnicami różnych promocji.

Hope słuchała go uważnie, częściowo dlatego, że pozwalało jej to choć na chwilę uwolnić się od dręczących myśli. Podjechali do bramy, przy której trzymało straż dwóch ciemnoskórych krajowców w mundurach. Brama była otwierana elektronicznie, odsunęła się bezgłośnie.

– Dawniej niewolnicy, a teraz służący – skwitował ponuro Aleksiej. – Przez wieki wykorzystywano tubylców, odebrano im godność, ziemię, perspektywy. Teraz ich jedyna szansa to turystyka. Ale i tak zarabiają marne grosze…

Zatrzymali się na podjeździe przed głównymi drzwiami. Portier pospieszył ku nim, wziął walizkę Hope i zaprowadził ich do środka, gdzie _dzięki klimatyzacji panował przyjemny chłód. Recepcjonistka oczywiście posłała wdzięczny uśmiech Aleksiejowi,' sprawdziła rezerwację, potem podała mu klucz i błyszczący folder. Gdy wjechali na piętro i weszli do apartamentu, Hope oniemiała z wrażenia.

Apartament składał się z salonu, sypialni i łazienki, luksusowo urządzonych w pastelowych odcieniach zieleni i różu. Wiklinowe meble pomalowano na te same kolory. Podłogi przykrywały niezwykle grube dywany, na których widok Aleksiej aż pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Kolejny przykład głupoty i ignorowania rzeczywistości. Tu używa się tylko mat, dywany i wykładziny w tym klimacie po prostu gniją. Albo pożerają je termity…

Hope z przestrachem spojrzała pod nogi.

– Nie bój się, chyba jeszcze nie zdążyły się zagnieździć – zaśmiał się. – Ale jak zacznie padać…

Zapukano do drzwi i po chwili Hope zorientowała

się, że Aleksiej zamówił szampana. Wyjął oszronioną butelkę z kubełka z lodem, otworzył i nalał pieniący się trunek do dwóch wysmukłych kieliszków.

– Zaczyna się ostatni akt, mon petit. Wypijesz za sukces mojej sztuki?

Opanowała się i sięgnęła po kieliszek.

– Nie wypiję za powodzenie niczyjej zemsty odezwała się cicho. – Ale wypiję za pamięć Tani i za to, żebyś odnalazł spokój ducha.

Wyraz jego oczu zmienił się nagle, po czym po dłużej chwili Aleksiej odpowiedział z trudem:

– Tak, za moją piękną i szaloną siostrę.

Wypili w milczeniu. Hope nie mogła przestać myśleć o zbliżającej się konfrontacji. Jej ojciec był absolutnie przekonany, że ona wciąż jest w szkole, semestr trwał do końca czerwca, czyli jeszcze przez kilka tygodni. Nie umiała sobie wyobrazić zbliżającej się katastrofy.

Postanowiła się czymś zająć, usiadła więc w fotelu i zaczęła przeglądać przyniesiony z recepcji folder. Wyglądało na to, że w kompleksie hotelowym jej ojca jest po prostu wszystko! Plaża z wypożyczalnią wszelkiego sprzętu wodnego, można było też latać na paralotni za łodzią motorową, uprawiać surfing, popłynąć luksusowym jachtem w romantyczny rejs po wyspach, był nawet helikopter dla tych odważnych, którzy marzyli o skokti ze spadochronem. Do tego dochodziły dwa baseny, kilka kortów tenisowych, pole golfowe, siłownie, sauna, gabinet masażu, fryzjer, kosmetyczka, trzy restauracje, kilkanaście barów, dancing, kasyno, sklepy i sala kinowa.

– Może masz ochotę na spacer?

Chętnie przystała na tę propozycję, ponieważ czuła się jak w klatce. Rozległy teren wokół hotelu był wspaniale utrzymany, wszędzie kwitły pachnące krzewy, po podporach pięły się obsypane pąkami pnącza, wśród klombów wił się sztuczny strumień, który w jednym miejscu tworzył malowniczy wodospad i wpadał do okolonego bujną roślinnością jeziorka. Nieopodal znajdował się płytki staw o regularnym kształcie. Pływały tam karpie japońskie, połyskując bajecznie kolorowymi łuskami. Hope pochyliła się nad taflą, żeby im się lepiej przyjrzeć.

– Raj na ziemi – skomentował zgryźliwie kpiącym tonem Aleksiej.

– Rozumiem, że rolę węża w tym raju pełni mój ojciec? – odparowała, prostując się. – W takim razie mnie przypadła niewdzięczna rola jabłka. Beze mnie nic nie może się wydarzyć, ale ja sama nie mam nic do powiedzenia.

W jego oczach znów mignął żal. Pewnie pomyślał o Tani.

– Teraz już za późno, żeby się wycofać. Wypadki toczą się swoim torem, jak lawina. Powiedz mi, proszę, ale szczerze, czy żałujesz wszystkiego, co się wydarzyło między nami?

– Nie – odparła tak zdecydowanie, że sama siebie zdumiała. – Co jednak nie zmienia faktu, że nie miałam żadnego wpły,wu na bieg wydarzeń.

– Będziesz jeszcze w życiu miała niezliczoną ilość okazji, żeby dokonywać wyborów i dopiero wtedy poczujesz na własnej skórze, co to naprawdę oznacza. Kiedy człowiek jest młody, myśli, że może wybrać to, na co ma ochotę. A wiesz, co następuje potem? Potem słono się płaci za wszystkie podjęte decyzje..

Chociaż wokół panował upał, Hope przebiegł nagły dreszcz. Jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za miłość do Aleksieja?

Gdy wrócili do apartamentu, Aleksiej poinformował ją, że zarezerwował dla nich miejsca w restauracji obok stolika jej ojca.

– Widzę, że pomyślałeś o wszystkim. Jakie są więc twoje żY9zenia co. do mojego stroju?

– Tę kwestię pozostawiam tobie. Chciałaś sama o sobie decydować, więc teraz masz okazję.

Hope zastanawiała się przez chwilę. Cóż, skoro wszyscy mają utwierdzić się w przekonaniu, że jest kochanką Aleksieja, to niech też zobaczą, że ona wcale się tego nie wstydzi! Wzięła długą kąpiel z dodatkiem perfumowanego olejku, a potem natarła całe ciało opalizującym balsamem. Wybrała czarną sukienkę z lejącej dzianiny, dość luźno tkanej. Pod spód włożyła koronkowe czarne body na ramiączkach. Wyszła w nim z łazienki i zobaczyła, że Aleksiej, już ubrany, leży na łóżku z dłońmi splecionymi za głową. Spojrzał na nią i spochmurniał.

– Zamierzasz się tak pokazać? Chcesz we mnie wywołać poczucie wstydu, pokazując wszystkim, kogo z ciebie zrobiłem?

– A miałabym jakieś szanse, by cię choć raz zawstydzić? – odparowała trochę bezczelnie i wskazała wiszącą na drzwiach szafy sukienkę. – To jest moja kreacja na dzisiaj.

– Wyglądasz jak ucieleśnienie pragnień milionów mężczyzn na świecie. Blondynka o anielskiej urodzie ubrana jak dziwka! – Zerwał się z łóżka i stanął przed nią, zaciskając pięści. – Zdejmij to z siebie natychmiast, zanim ktoś to z ciebie zedrze! To,jest wyuzdane! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Chcesz ać wszystkim do zrozumienia, że jesteś do wzięcia? Ze sypianie ze mną automatycznie czyni z ciebie kobietę lekkich obyczajów? A może chcesz mnie po prostu sprowokować?

– Przecież ja nawet nie wiedziałam, że tu jesteś, myślałam, że siedzisz w salonie, przyszłam po sukienkę… – wyjąkała, zdumiona tym nagłym wybuchem furii.

– Nie tłumacz się! Kto tak upojnie pachnie perfumami, komu tak cudownie opalizuje skóra, kto włożył to… to…

– Body, to się nazywa body – powiedziała z urazą. Jak miała mu wytłumaczyć, że to wszystko było swego rodzaju zbroją, sposobem na dodanie sobie odwagi? – I nie jestem wyuzdana. Jeśli to zdejmę, to nie będę miała co włożyć pod sukienkę, i… – zaczęła szlochać.

Aleksiej zaklął, najpierw po francusku, potem trochę głośniej po rosyjsku, a na koniec przygarnął ją do siebie. Natychmiast odzyskała spokój.

– Wybacz, nie powinienem był mówić tego wszystkiego. Ubierz się, jak tylko chcesz. – Delikatnie odsunął ją od -siebie, a jego wzrok zatrzymał się na jej nagim ramieniu.

– Nie myśl, że włożyłam to, by…

– Żeby mnie uwieść – dokończył, puścił ją i odwrócił się, mrucząc coś pod nosem, co zabrzmiało: – A szkoda.

Hope uznała, że musiała się przesłyszeć.

Jakiś czas później weszła do salonu już w pełni gotowa. Suknia miękko otulała jej ciało niczym druga skóra. Do tego sandały na wysokim obcasie, włosy upięte w kok, który nauczyła się upinać w Paryżu pod okiem stylistki, dyskretny makijaż, połyskliwy lakier na paznokciach, perłowe kolczyki. Nie miała pojęcia, czy Aleksiej ponownie nie zareaguje gniewem na jej wygląd. Uniosła dumnie głowę i spojrzała na niego wyczekująco.

Przez chwilę patrzył na nią tak, jakby nie wiedział, czy śni, po czym powoli wstał z fotela. Miał na sobie smoking i śnieżnobiałą jedwabną koszulę. Podszedł do Hope, uniósł jej dłoń i pocałował ją z szacunkiem.

– Jeszcze raz przepraszam i składam najszczersze gratulacje. Szkoda, że nie zamówiłem drugiej butelki szampana, bo mamy co świętować. Już nie jesteś dzieckiem, lecz wspaniałą kobietą, piękną i dumną. Weszłaś tu i spojrzałaś na mnie jak królowa. Moja matka też robiła takie wrażenie, ale ona pochodziła z rodziny książęcej. U ciebie to chyba wrodzony talent. Co za zmiana!

– Miałarn dobrego nauczyciela – odparła chłodno. – Skoro to ostatni akt i odtąd będę mogła decydować o sobie, to nie zamierzam budować mojego życia na poczuciu wstydu. Jeśli dzisiaj nie wykażę się odwagą, to już zawsze będę się bać. W dodatku nie mam powodu, żeby się wstydzić…

… moich uczuć, miała dodać, lecz Aleksiej wpadł jej w słowo.

– Nie, żadnego powodu. To ja ponoszę winę za wszystko – uciął.

W wystawnie urządzonej restauracji na ich widok szef sali zgiął się w głębokim ukłonie, zaprowadził ich do stolika i wręczył karty. Gdy Hope przeglądała menu, Aleksiej leciutko musnął jej dłoń, żeby zwrócić na siebie uwagę i zapytać, co zamawia. Natychmiast przypomniał jej się dotyk tych rąk, pieszczących całe jej ciało.aż do momentu, gdy…

– Nie wiedziałem, że tu jesteś, Aleksiej! Obrócili się oboje w stronę mężczyzny, który pochylił się ku nim, siedząc przy sąsiednim stoliku,

może dwa kroki od nich. '

– I widzę, że masz czarujące towarzystwo – zagaił nieznajomy. Był niewysoki, miał bystre ciemne oczy i krągłą twarz osoby,o wesołym usposobieniu. – A tak… Mam. – Aleksiej uśmiechnął się wymownie.

– Rozumiem i gratuluję. Ale przynajmniej mógłbyś nas sobie przedstawić, ja wyjątkowo nie stanowię konkurencji, bo jestem z Isabelle. – Z uśmiechem wskazał na elegancką kobietę pogrążoną w lekturze karty win. Nieznajoma nawet nie podniosła na nich wzroku.

– Hope, pozwól, że ci przedstawię mojego dobrego znajomego, Philippe'a Montracheta. Philippe, to jest Hope.

Montrachet? Z Isabelle? Ojciec Alaina! Na zewnątrz nic nie dała po sobie poznać.

– Co cię sprowadza na Karaiby, staruszku? – spytał z zaciekawieniem Philippe. – Oczywiście oprócz tak pięknej damy. – Z galanterią skłonił głowę przed Hope.

– Interesy. Poza tym mam tutaj dom. A wy co tu porabiacie?

Francuz wzruszył ramionami.

– To pomysł Isabelle. Jesteśmy specjalnymi gośćmi Henry'ego. Sir Henry'ego Stanforda. – Nagle zaczerwienił się lekko, jakby zdał sobie sprawę z tego, że nie powinien wymieniać przy Aleksieju tego nazwiska.

– Tak, wiem, o kim mówisz – odparł gładko Aleksiej, nie reagując na niezręczność rozmówcy. – Nie będę wam przeszkadzał przy posiłku, Czy mógłbym jednak po kolacji liczyć na taniec z prześliczną panną Hope?

– Jeśli zabawimy tu na tyle długo… – padła dwuznaczna odpowiedź Aleksieja.

Montrachet przeniósł wzrok z jednego na drugie i z powrotem..

– Obawiam się, że nie – westchnął. – Zyczę miłego wieczoru.

– To rodzice Alaina, prawda? Wiedziałeś, że tu będą? – spytała półgłosem, gdy przyniesiono im owoce morza na przystawkę.

– Nie miałem pojęcia, to czysty przypadek. Ale bardzo pomyślny. I co o nich myślisz?

– Ojciec Alaina robi bardzo miłe wrażenie.

– Aha – zgodził się zdumiewająco lakonicznie.

– Ale nie licz na żadną pomoc z jego strony. Za to chętnie zobaczyłby cię w swoim uroczym apartamencie przy Avenue Niel, gdzie' odwiedzają go… zaprzyjaźnione osoby. W domu,nie mogą, bo tam wszystkim trzęsie Isabelle.

Spróbował wina, a tymczasem Hope zauważyła kątem oka, że Philippe Montrachet obserwuje ją ukradkiem. Sięgnęła więc po swój kieliszek i p'atrząc Aleksiejowi prosto w oczy, z uśmiechem wzniosła niemy toast. Niech Montrachet wie, kogo wybrała!

– J:… to z jakiej okazji? -. zdziwił się Aleksiej.

– Zeby było wiadomo, że nie mam ochoty na wizytę w apartamencie przy Avenue Niel.

On również się uśmiechnął, jednak niemal natychmiast spoważniał, kierując wzrok ku wejściu. Hope siedziała tyłem do drzwi, ale nie miała wątpliwości, że musiał się w nich pojawić jej ojciec. Ręce zaczęły jej drżeć, splotła je więc na kolanach, a na twarz przywołała wyraz spokoju i ópanowania, wyćwiczony do perfekcji w szkole klasztornej.

– Isabelle, Philippe, moi drodzy… – Sir Henry tak nadskakiwał Montrachetom, że Hope poczuła się głęboko zawstydzona jego zachowaniem. Nie pamiętała tej jego cechy, ale może przedtem była zbyt młoda, by to zauważyć. A może ojciec bardzo się zmienił przez ostatnie lata, nie tylko fizyczne? Posiwiał, zaczął się lekko garbić i mimo szerokiego uśmiechu wyglądał na człowieka, który ma kłopoty. Poważne kłopoty.

Zaraz jeszcze się powiększą, pomyślała ponuro, przygotowując się na najgorsze. Ojciec rozejrzał się i jego spojrzenie nieuchronnie padło na osoby przy najbliższym stoliku. Na widok Aleksieja napiął mięśnie jak drapieżnik na widok śmiertelnego wroga.

– Dobry wieczór, sir Henry – przywitał się z chłodną uprzejmością Aleksiej.

Hope widżiała, że jej ojciec przeląkł się obecności brata swojej tragicznie zmarłej kochanki, chociaż robił wszystko, by ten fakt ukryć. Już to wystarczyło, by uzyskała ostateczny dowód prawdziwości słów Aleksieja. Owszem, wierzyła mu i tak, ale jednocześnie przez cały czas żywiła nadzieję, że jej ojciec wcale nie jest człowiekiem niegodziwym. Zachowanie sir Henry' ego nie pozostawiało jednak nawet cienia wątpliwości. Hope poczuła, jak ogarnia ją dojmujące poczucie zawodu. Nie rozumiała, jak Tania mogła pokochać kogoś tak podłego.

– Witam – powiedział krótko, obrażając w ten sposób Aleksieja, ponieważ nie użył jego tytułu. Następnie przeniósł wzrok na Hope, by sprawdzić, czy to ktoś ważny lub sławny.

Nie poznał jej.

Gdy to zrozumiała, omal nie dostała histerii. Po tym wszystkim, co jej zrobił, nawet jej nie poznał! Nie poznał własnej córki! Poczucie zdrady i opuszczenia zaczęło ją dławić w gardle. Naraz zmitygowała się. Chwileczkę, miał prawo jej nie poznać, przecież pamiętał nieob,ytą i trochę zahukaną nastolatkę w szkolnym mundurku…

Zerknęła na Aleksieja. Tak, on też się zorientował w sytuacji i właśnie musiał zrozumieć, że jego misternie obmyślony plan po prostu legł w gruzach. Nie przewidział takiego obrotu wydarzeń, a ponieważ działał metodycznie, nie zostawiając sobie miejsca na spontaniczność, prawdopodobnie nie miał pojęcia, jak zareagować.

– Tanieczka, wybacz… – szepnął bezradnie gdzieś w przestrzeń.

A zatem nie wymyślił na poczekaniu rozwiązania, postanowił się poddać. Gdyby zaczął na siłę wyjaśniać, kim jest towarzysząca mu kobieta, stałoby się jasne, że chodzi mu o perfidnie ukartowaną zemstę. Czy ktokolwiek uwierzyłby, że Hope jest z nim z własnej woli?

Zaraz, przecież była z nim z własnej woli… Nagle ogarnęło ją olbrzymie współczucie i to ono kazało jej wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc Aleksiejowi. Gdy jej ojciec ocenił, że nie warto się nią zajmować i już się miał odwrócić od ich stolika, odezwała się równie chłodno, jak jej towarzysz:

– A więc jednak nie odezwiesz się do mnie, tato? Mówiłam Aleksiejowi, że tak będzie, ale on wciąż cię bronił. Opowiadał, jaki to jesteś szlachetny i wspaniałomyślny. Podobno już dawno mi przebaczyłeś, że stałam się niegrzeczną dziewczynką.

Przyjęła prowokacyjny wyraz twarzy, nie spuszczając wzroku ze straszliwie pobladłej twarzy ojca. No, ale chyba, się nie dziwisz, w końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni, widocznie wdałam się w ciebie. – Przeniosła spojrzenie na Aleksieja, kątem oka zauważając, że nie tylko Montrachetowie, ale i osoby przy sąsiednich stolikach bacznie obserwują gorszącą scenę. – Miałeś rację, kochanie, tatuś się gniewa, tatuś mnie wydziedziczy. Wiesz co, wracajmy na górę, każemy sobie przysłać kolację do pokoju.

No, po takiej perorze nikt już nie uwierzy w jej cnotliwość! Tylko dlaczego Aleksiej zachowuje się tak dziwnie, czemu na nią nie patrzy, czemu wydaje. się zły? Przecież dostał to, o co mu chodziło, prawda?

– Ty podła! – wypluł z siebie sir Henry, który ciężko oparł się o blat stolika, jakby nie mógł ustać o własnych siłach. – Jesteś taka sama jak twoja matka! Jak mogłaś? Po tym, co dla ciebie zrobiłem? Byłabyś bękartem, gdyby nie ja! Ojciec kazał mi się ożenić z twoją matką, bo zaszła w ciążę z moim bratem, a on zginął podczas jakiejś operacji pokojowej, bohater przeklęty! Rozumiesz? Przez ciebie musiałem ożenić się z jakąś puszczalską! Ale nie myśl, że pan hrabia będzie równie skłonny do poświęceń jak ja. Przekonasz się, tak, jeszcze się przekonasz – gorączkowo wyrzucał z siebie pełne jadu słowa, ale nawet t~raz starał się chociaż) częściowo zachować twarz, ponieważ pamiętał, by nie podnosić głosu.

Hope widziała, że osoby siedzące w pobliżu bacznie nadstawiają uszu, nie chcąc nic uronić ~ z frapującej sceny. Dla niej było to obrzydliwe, pragnęła uciec jak naj dalej od tego człowieka, który sączył jad w jej duszę. Rzeczywistość okazała się gorsza od najkoszmarniejszych snów. Nagle wszystko stało się jasne: i widoczny na zdjęciach smutek matki, i oziębłość sir Henry' ego. I znienacka pojawiła się niebotyczna ulga. Ten człowiek nie był jej ojcem! Nie miała wobec niego żadnych zobowiązań!

– Nie rób z siebie świętego, wujku – odparła ściszonym głosem. – A ty jak potraktowałeś Tanię? I co planowałeś dla mnie? Sp6tkałam Alaina Montracheta, któremu chciałeś mnie sprzedać, co byłoby gorsze niż prostytucja. – Odważyła się rzucić krótkie spojrzenie na Isabelle, która przewiercała ją pełnym odrazy i furii wzrokiem.

– Jak pomyślę o tym, ile mnie kosztowało wychowanie cię…

– Na cnotliwą zakonnicę – dokończyła z uśmiechem, w którym nie było śladu wesołości, po czym wstała nieoczekiwanie. Oczy wszystkich obecnych zwróciły się ku olśniewająco pięknej, a zarazem zdumiewająco kruchej blondynce, która wyprostowała się dumnie, mierząc sir Henry' ego pogardliwym spojrzeniem. – Nie chcę ci nic zawdzięczać. Spłacę cię'co do grosza. Zwrócę koszty nauki i utrzymania.'

– Niby z czego? Jak na to zarobisz? Tak samo, jak na tę suknię i te perłowe kolczyki? Dziwka!

Nawet nie zauważyła, kiedy to się stało. Aleksiej w mgnieniu oka zerwał się z miejsca i jednym ciosem pięści powalił sir Henry'ego na ziemię. Ten chwycił się za zaczerwienioną szczękę i zmierzył przeciwnika nienawistnym spojrzeniem.

– Mogę pana za to podać do sądu.

– A stać pana? – odpalił Aleksiej. – Ale może pan odesłać nasze rzeczy, adres jest w recepcji. Idziemy – powiedział rozkazująco do Hope i wyszedł z restauracji tak szybko, że Hope prawie musiała za nim biec, by dotrzymać mu kroku.

Czuła, że podczas tej konfrontacji coś w niej pękło. Coś w niej umarło. Do ostatniej chwili żywiła irracjonalną nadzieję, że serce ojca odmieni się na jej widok, że on po prostu przygarnie ją jak marnotrawne dziecko i miłość zwycięży. Nie będzie miało znaczenia, co zaszło między nią a Aleksiejem, nie będzie miało znaczenia, że nici ze ślubu z dziedzicem bankierów. Tymczasem jej ojciec nie żył, a ojczym był wyrachowanym draniem. Dostała lekcję, której nigdy nie zapomni. Trudno, takie jest życie, pomyślała trzeźwo. Zadnych sentymentów. Dzieciństwo i romantyczne rprzonki zostały za nią. Stała się twarda i cyniczna. Dorosła.

– Już wyjeżdżamy? – spytała, gdy zrównała się z Aleksiejem w holu przy recepcji.

– A co, jeszcze ci mało? Masz ochotę na jakieś kolejne rewelacje? A może to nie były rewelacje, może wiedziałaś?

– Nie, o niczym nie miałam pojęcia. Jednak na pewno nie kłamał, był zbyt wściekły. Właściwie cieszę się z takiego obrotu sprawy, bo dzięki temu wiem, że nie jest moim ojcem. To jednak duża ulga. Miał taką minę… Montrachetowie też… To było prawie komiczne.

– To nie było- komiczne, raczej koszmarne. Aleksiej gwałtownie ujął ją pod ramię i z pośpiechem wyprowadził z łfotelu. – Dlaczego to zrobiłaś?

Jak to? On się jeszcze pytał?

– Dlaczego? – powtórzyła ostrym tonem, czując, że zaraz wybuchnie. – Może dlatego, że noblesse oblig e … A może głupio wierzyłam, że więzy krwi są ważniejsze od pieniędzy. Ale zmądrzałam. Masz więc dodatkową satysfakcję, bo twój cyniczny pogląd na życie okazał się jak najbardziej uzasadniony. Pełny sukces! Mam nadzieję, że to ci przywróci utracony spokój.

– Chodziło o spokój duszy mojej siostry.

– Ona nie pochwaliłaby tego, co zrobiłeś. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale ona go kochała.

– I co? To wystarczy, żeby mu wybaczyć? Zresztą, co ty możesz wiedzieć o miłości, która jest cierpieniem?

– Nic – skłamała. – A ty coś wiesz?

Nie oczekiwała odpowiedzi, lecz Aleksiej odparł:

– Aż nazbyt wiele. To częsta przypadłość w mojej rodzinie, a ja nie jestem wyjątkiem.

Ze zmartwiałym sercem wsiadła do dżipa. Wiedziała, kogo miał na myśli Aleksiej. Przepiękną paryżankę, która nie miała zamiaru poświęcić dla niego majątku. Zatem Elise gościła nieustannie w jego myślach.

Starannie ukrywając swój ból, Hope przez całą drogę zabawiała Aleksieja uprzejmą konwersacją o niczym, której nasłuchała się w paryskich salonach. Odpowiadał monosylabami, a ona dalej wytrwale budowała mur z pustych słów, za którym chciała się ukryć. Aleksiej osiągnął wymarzony cel, teraz pozbędzie się jej. Koniec. Już nigdy więcej…

– Coś nie tak? – spytał gwałtownie, gdy głos jej się podejrzanie załamał.

– Ależ skąd. Niby czemu miałoby być coś nie tak? – rzuciła lekko.

Przyszło jej na myśl, że okrążają się jak wrogowie podczas pojedynku, a ich bronią są niechęć i podejrzliwość. Wrogowie i kochankowie zarazem. Niebezpieczna kombinacja.

– Chcę dzisiaj spać sama – zakomunikowała, gdy w świetle reflektorów pojawiła się znajoma weranda. – Nic mnie nie obchodzi, co Berthe sobie pomyśli, teraz to już bez znaczenia.

– Jak sobie życzysz.

Odniosła wrażenie, że równie dobrze mogłaby mówić do ściany. Wysiadła z samochodu i poszła do domu, wyprostowana jak struna, pełna rozpaczy, lecz dzielnie nadrabiająca miną. Słyszała za sobą kroki Aleksieja, który nagle przystanął na moment, lecz ona nie odwróciła się ani nawet nie zwolniła i dlatego nie doleciały jej wypowiedziane półgłosem słowa:

– Boże, co ja zrobiłem?

Nie sądziła, że po takim stresie uda jej się zmrużyć oko, a jednak sp'ała jak kamień. Rano obudziła się z myślą: uciec! Schować się w mysią dziurę, nie musieć już nikogo oglądać, nie musieć z nikim rozmawiać. Jednak w ten sposób przyznałaby, jak bardzo cierpi, a tego nie wolno jej było zrobić. Nikt się nie dowie, jak głęboko zabolał ją fakt, że nie ma nikogo, nikogo, kto by ją kochał, dla kogo byłaby ważna. Była zupełnie sama, odtrącona zarówno przez ojczyma, jak i przez kochanka, którzy poświęcili ją dla własnych celów.

Tak, została złożona w ofierze, jej serce wypaliło się. Ale żyje, więc powstanie jak feniks z popioł?w, odporna na ogień. Nigdy więcej żadnej miłości. Zycie i miłość nie idą w parze. Kto to powiedział? Czy nie błyskotliwy i cyniczny Byron po romansie z. Lady Caroline Lamb? Biedna Caroline postawiła wszystko na jedną kartę i wszystko straciła, a Byron, który niczego nie zaryzykował, nie stracił nic. Dobra nauczka dla kobiet.

Wyszła z domu, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, ale nie poszła na plażę Aleksieja, ponieważ nie miała ochoty go spotkać. Ruszyła w przeciwną stronę i po godzinie zobaczyła zatokę, a nad nią niedużą wioskę z drewnianymi chatami i rozchybotanym pomostem, na którym kilkoro biednie ubranych dzieci łowiło ryby. Na zboczu wybudowano kilka murowanych domów, podobnych do willi Aleksieja, ~ poniżej znajdowała się przystań, gdzie łagodnie kołysały się jachty. Ze wzgórza, na którym stała, wyglądały jak białe ptaki, odpoczywające na falach.

– Cześć, skąd się tu wzięłaś? – rozległo się za jej plecami.

Odwróciła się i zobaczyła mocno opalonego chłopaka mniej więcej w jej wieku. Był wysoki, wysportowany i miał imponującą grzywę blond włosów, na których zascWy kryształki soli z morskiej wody. Pożerał Hope wzrokiem.

– Nigdy cię tu nie widziałem. Zapamiętałbym! Zbyła go niemal opryskliwie, lecz on nie dał za wygraną. Zaczął z nią flirtować, opowiadając, że jego ojciec jest kapitanem tutejszej przystani, i podając się za właściciela największego z zacumowanych w zatoczce jachtów. To był jakoby prezent z okazji osiemnastych urodzin…

Hope uprzytomniła sobie, że też ma osiemnaście lat, a przecież czuje się o wiele starsza od tego roześmianego chłopaka, który w porównaniu z nią zachowywał się jak przerośnięty dzieciak. Nagle zrozumiała, że jest za młoda na gorycz i cynizm. Chyba powinna podchodzić do życia równie bezproblemowo jak ten nieco zuchwały i pełen radości cWopak. Niestety, ojczym i Aleksiej bezpowrotnie obrabowali ją z młodości.

– Naprawdę nie chcesz zejść ze mną na dół? Ojciec i moja siostra Lucy są na przystani, mógłbym cię przedstawić, zjedlibyśmy razem lunch.

– Przykro mi, ale nie mogę zostać.

– No to może jutro? Lucy i ja płyniemy na taką jedną wyspę niedaleko stąd. Gdy byliśmy mali, bawiliśmy się tam w Robinsona i Piętaszka. Nie popłynęłabyś z nami? Siostra ucieszyłaby się, bo mogłaby pogadać z jakąś dziewczyną. Podobno ja zupełnie nie nadaję się na powiernika. To co?

Właściwie dlaczego nie miałaby spędzić beztrosko przynajmniej jednego dnia? Aleksiejowi nie była już do niczego potrzebna.

– Dobrze – zdecydowała impulsywnie. – Widzimy się tu jutro o tej samej porze.

– Fantastycznie! Jestem Hal George, a ty?

– Hope… – Zawahała się, ale potem dotarło do niej, że choć dzisiaj dowiedziała się prawdy o swym pochodzeniu, to przecież nadal nosi to samo nazwisko. – Hope Stanford.

– To jesteśmy umówieni! – Ucieszył się jak dzieoko. – Koniecznie weź kostium kąpielowy, tam są świetne warunki do surfingu.


– Gdzieś ty była, do jasnej cholery? – Aleksiej, wyraźnie zmęczony i bezgranicznie wściekły, czekał na nią przed domem..

– Na spacerze, a co myślałeś? Ze rzuciłam się ze skały? – zakpiła. – O, nie, nie jestem podobna do Tani ani do mojej matki, nie targnę się na życie, bo ktoś mnie odtrącił. Jestem silniejsza od nich. A może miałam lepszego nauczyciela? Powiedziałeś mi przecież, że emocje tylko przeszkadzają i że trzeba zawsze zachowywać dystans. Możesz więc być pewien, że nie pokocham nikogo na tyle, by mógł mnie skrzywdzić – rzuciła przez ramię i weszła do domu.

Było dla niej oczywiste, że nikogo tak mocno nie pokocha… ponieważ już się to stało.

– Kiedy wyjeżdżamy? – spytała, gdy usiedli przy zastawionym stole. Z niechęcią dziobnęła widelcem jakieś warzywo. Nie miała ochoty na jedzenie. Nie miała ochoty na nic.

– Tak ci się spieszy?

– Na co jeszcze czekać? Osiągnąłeś swój cel, nic tu po nas. – Głos Hope był absolutnie wyprany z emocji i doskonale maskował jej prawdziwy stan.

Aleksiej popatrzył na nią tak, jakby jej spokój uraził go do głębi, ale Hope nie pojmowała przyczyn jego zachowania. O co mu właściwie chodziło? Przecież postępowała zgodnie z jego zasadami,. sam jej wbijał do głowy swoją filozofię życiową. Powinien się cieszyć, że ma tak pojętną uczennicę.

– Mam nadzieję, że twój nowy pokój ci się podoba i że w nim zostaniesz ~ powiedział, gdy podniosła się od stołu, odsunąwszy pełny talerz.

Wtedy poczuła ponad wszelką wątpliwość, że to już koniec. Aleksiej przestał jej pragnąć. Widocznie jego pożądanie wypaliło się wraz z zaspokojeniem pragnienia zemsty.

Загрузка...