Minęło kilka dni; rozmowa z Frannie wciąż nie dawała Parkerowi spokoju. Zadręczał się, przypominając sobie jej fragmenty.
Jakim prawem powątpiewał w szczerość uczuć Holly?
To on chciał się wycofać. Kiedy powiedziała mu, że go kocha, to on schował pod siebie ogon. To on się wystraszył; uciekł od ryzyka, od niebezpieczeństwa.
Dlaczego tak bardzo cierpi? Jeśli Hollygo nie kocha, jeśli jest zainteresowana wyłącznie forsą, a chyba tak, skoro przyjęła ofertę Frannie, to powinien się cieszyć.
Siedząc w samochodzie przed starym, zniszczonym domem, który zwiedzał razem z Hollymniej więcej przed tygodniem, wpatrywał się tępo w tabliczkę "Sprzedane" wiszącą na bramie.
Wczoraj się jeszcze łudził. Miał nadzieję, że Frannie go okłamała. Ale dziś dowód kłuł go w oczy. Dom już nie był na sprzedaż, został sprzedany. Hollydokonała wyboru. Miłość, jakim go darzyła, okazała się równie fałszywa jak obietnice, które kiedyś Frannie mu składała.
Uderzając ręką o kierownicę, powtarzał w myślach, że dobrze się stało. Powinien się cieszyć, skakać z radości, że wyszedł z tego wszystkiego bez _ szwanku. Ale to nie była prawda. Cierpiał. Nawet bardziej niż wtedy, kiedy rozpadło się jego małżeństwo.
Zacisnął zęby. Ciemne okt!lary skrywały rozpacz i gniew w jego oczach. Wiedział, że musi porozmawiać z Holly, inaczej nigdy nie odzyska równowagi psychicznej.
– Cholera jasna! Chcę, żeby patrząc mi w oczy, przyznała, że wszystko było kłamstwem.
Wrzuciwszy pierwszy bieg, nacisnął nogą pedał gazu i włączył się w ruch. Był piątek; w piątki Holly śpiewała w Hotelu Marchand. W porządku, poczeka kilka godzin. Ale podczas półgodzinnej przerwy w występie zaciągnie ją do garderoby. Nikt i nic go nie powstrzyma.
Zbyt długo czekał. Dziś muszą odbyć poważną rozmowę·
– Kwiatuszku, dobrze się czujesz? – spytał z niepokojem w głosie Tommy, odprowadzając Holly do garderoby. – Na pewno dasz radę wystąpić po przerwie?
– Nic mi nie jest. Słowo. – Uśmiechnęła się, by rozproszyć obawy przyjaciela. – Po prostu kiepsko ostatnio sypiam. Chcę chwilę odpocząć, a potem mogę szaleć do rana.
– Nie bardzo mi się to podoba.
– Wiem.
Tommy z Shaną wpadli w popłoch, kiedy kilka dni temu powiedziała im o swojej ciąży. Ale kiedy minął pierwszy szok, postanowili się o nią zatroszczyć. Jeszcze ani razu się na nich nie zawiodła. Wiedziała, że w każdej sytuacji może być pewna ich lojalności i poparcia.
– Nie przepadam za Parkerem Jamesem oznajmił Tommy, nie spuszczając z Holly wzroku. – Uważam, że popełniłaś duży błąd, zadając się z tego rodzaju człowiekiem.
– Tego rodzaju? – spytała Holly, siadając w fotelu.
– Wiesz, o co mi chodzi. Facet jest bogaty. Pochodzi z zamożnego domu. Tacy ludzie inaczej postrzegają rzeczywistość. Mają zupełnie inny punkt widzenia.
– Parker taki nie jest – zaoponowała Holly, chociaż nie do końca była o tym przekonana.
Może się myliła? Może Parker jest taki,jak mówi T ommy? Odsunął się od niej, kiedy wyznała mu miłość. Potem przysłał swoją żonę, kobietę, z którą się rozwodzi, aby ją zaszantażowała, a jeśli to nic nie da, przekupiła. Jaki mężczyzna by tak postąpił?
Na pewno nie ten, którego znała, a przynajmniej sądziła, że zna.
– Tak naprawdę to nie ma żadnego znaczenia – powiedział cicho Tommy. – Chodzi mi jedynie o to, że każdy facet, bez względu na to, czy jest bogatym dupkiem, czy nędzarzem, ma prawo wiedzieć, że zostanie ojcem.
– Tommy…
– Mówię poważnie, kwiatuszku. Dowiadując się o dziecku, mężczyźni różnie reagują. – Pochyliwszy się, ujął brodę Hollyw palce i popatrzył jej w oczy. – Może Parker wpadnie w panikę, a może nic nie zrobi. Może wiadomość go w ogóle nie poruszy. Jeśli tak, to jest jeszcze bardziej żałosnym idiotą, niż sądziłem.
Hollywestchnęła ciężko.
– Tak czy inaczej… – Tommy nie dawał za wygraną – facet ma prawo wiedzieć. A ty masz obowiązek go poinformować.
– Przemyślę to. Obiecuję.
Pokiwał głową i wyprostował się.
– Dobrze. O nic więcej nie mogę cię prosić. – Skierował się ku drzwiom. – Odpocznij sobie. A ja każę Leowi przysłać ci herbatę.
Pięć minut później Hollysiedziała, pijąc herbatę i zastanawiając się nad słowami Tommy'ego.
Może faktycznie powinna spotkać się z Parkerem. Choćby po to, by podziękować mu za dziecko, które zdążyła już pokochać całym sercem.
Potem może zapomnieć o tym, co było, i zacząć myśleć o tym, co ją czeka.
Ponownie zbliżyła filiżankę do ust i wypiła łyk. Odkąd dowiedziała się, że jest w ciąży, dokuczały jej mdłości – nie tylko poranne; cały dzień się z nimi zmagała. Po prostu organizm nieustannie ją informował, że jej życie się zmienia. Że nic już nie będzie takie jak dawniej.
Przepełniała ją bezmierna radość.
To niesamowite, że dziecko niewiele większe od ziarenka grochu może w tak istotny sposób wpłynąć na nasze postrzeganie świata. Ni stąd, ni zowąd niebo ma bardziej niebieski odcień, przyszłość wydaje się promienna, a teraźniejszość niesie z sobą różne możliwości.
Hollywestchnęła cicho, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze toaletki.
– Nie martw się, maleństwo – szepnęła, gładząc się po brzuchu. – Zobaczysz, będzie dobrze. Damy sobie radę. Będę cię kochać tak mocno, że nawet nie odczujesz braku ojca.
Przełknąwszy łzy, które podeszły jej do gardła, odstawiła filiżankę, po czym poprawiła włosy i sprawdziła makijaż. Do końca przerwy zostało jej piętnaście minut.
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, z góry założyła, że to Tommy.
– Wejdź! – zawołała.
Nagle ujrzała w lustrze Parkera, a tuż za nim Tommy'ego, który spoglądał na nią z niepokojem w oczach. Po chwili drzwi się zamknęły.
Parker. Zastanawiała się, jak to możliwe, by z jednej strony cieszyć się z jego obecności, a z drugiej mieć ochotę dać mu w zęby.
– Parker? Co tu robisz?
– Musimy porozmawiać.
– Musimy? Nie sądzę. – Obróciła się na fotelu. i popatrzyła mu prosto w twarz. – Wydaje mi się, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy.
– Chcę to usłyszeć od ciebie – rzekł przez zaciśnięte zęby.
– Tylko dlatego, że ty coś chcesz, nie znaczy, że…
– Holly, do jasnej cholery…
– Nie przeklinaj, z łaski swojej! – warknęła, podrywając się z fotela. Gwałtowny ruch sprawił, że zakręciło się jej w głowie. – Nie rozumiem cię, Parker. Mogłeś mi sam powiedzieć, że nie chcesz mieć ze mną do czynienia. Przecież nie jestem ślepa. Kiedy wyznałam, że cię kocham… Myślisz, że nie widziałam przerażenia w twoich oczach?
– A po jaką cholerę to mówiłaś?
– Też się nad tym zastanawiąm – odparowała.
– Wystarczy zaskarbić sobie zaufanie drugiej osoby, prawda? – spytał ironicznie.
– Co? – Znów miała ochotę dać mu w zęby. – Ty mi mówisz o zaufaniu?
– PrzeCież zdobyłaś wszystko, czego pragnęłaś. Więc dlaczego się wściekasz?
– Naprawdę tego nie rozumiesz? – Nie posiadała się z oburzenia.
– O czym ty, do licha, mówisz?
– O twoim tupecie! – Przeszła trzy kroki, bo na więcej powierzchnia garderoby nie pozwalała, zawróciła i stanęła na wprost Parkera. – Jakim prawem wysyłasz do mnie do domu swoją żonę?
– Co?
Ściągnął brwi. Na jego twarzy odmalował się wyraz zmieszania.
Brawo, pomyślała Holly; za takie aktorstwo dostaje się nagrody. Wyglądał na autentycznie zdumionego. Gdyby nie znała prawdy, może uwierzyłaby, że Parker o niczym nie ma pojęcia. Ale wizyta Frannie przecież jej się nie przyśniła.
– Twoja żona wyńajęła detektywa. Zapłaciła obcemu człowiekowi za to, żeby grzebał w mojej przeszłości. Żeby grzebał tak długo, aż się doszuka brudów.
Przymknęła na moment oczy. Nie mogła znieść myśli, że Frannie o wszystkim opowiedziała Parkerowi.
– Dobrze się bawiliście, czytając o moim aresztowaniu? Czuliście się lepsi, prawda? Coś ci zdradzę, Parker. Nie wstydzę się swojej przeszłości i nie zamierzam się z niej nikomu tłumaczyć. Ani tobie, ani twoim bogatym przyjaciołom.
– Nikt ci nie każe. – Chwycił Hollyza przegub dłoni. – Nie obchodzi mnie goły biust podczas Mardi Gras, tym bardziej nie obchodzi mnie kradzież chleba. Interesuje mnie teraźniejszość, nie przeszłość. To, że dałaś się kupić. Że wybrałaś forsę zamiast mnie.
– Forsę? Jaką forsę?
– Frannie o wszystkim mi opowiedziała. – Puścił jej rękę i potrząsnął głową. – O tym, jak zaproponowała, że kupi ci tamten stary dom, jeżeli odczepisz się ode mnie. lo tym, jak ochoczo się na to przystałaś.
– Oszalałeś?
Co tu się, do licha, dzieje? Nic z tego nie rozumiała.
– Bynajmniej – odparł Parker. – Naj śmieszniejsze jest to, że nie uwierzyłem Frannie. Byłem pewien, że mnie okłamuje. Ale dziś przejeżdżałem koło tego domu. Na bramie wisi tabliczka "Sprzedane".
– Nic dziwnego. Kupiłam ten dom.
– Skoro tak bardzo potrzebowałaś pieniędzy, najzwyczajniej w świecie mogłaś mnie o nie poprosić. Nie musiałaś chodzić ze mną do łóżka i udawać zakochanej. A tym bardziej nie musiałaś robić interesów z moją żoną.
Spojrzenie miał równie lodowate jak Frannie, głos identycznie ostry i nieprzyjemny.
– Boże, ja zaraz zwariuję! – Holly powoli traciła cierpliwość. – Przecież mówiłam ci, że niczego od ciebie nie chcę. Ani pieniędzy, ani nic.
– Ale gotowa byłaś przyjąć je od Frannie?
– Od tej kobiety nie przyjęłabym szklanki wody, nawet gdybym usychała z pragnienia!
Obróciwszy się, zaczęła szukać czegoś w stosie rzeczy na fotelu. Wreszcie znalazła torebkę. Otworzyła ją i po chwili wyciągnęła ze środka książeczkę czekową.
– Masz. – Podała ją Parkerowi. – Przekonaj się na własne oczy. Wczoraj wypisałam czek. Wpłaciłam pieniądze na specjalny rachunek depozytowy.
Przez dobrą minutę Parker wpatrywał się w czarne cyfry na białym tle. Wreszcie podniósł wzrok.
– Nie rozumiem – mruknął.
– Spójrz, ile mi zostało na koncie. Wydałam na ten dom wszystkie swoje oszczędności. Myślisz, że byłam z tobą z powodu twoich pieniędzy? Że dałabym się przekupić ·twojej żonie? Że wzięłabym od niej łapówkę?
Zdegustowana pokręciła głową, po czym schowała książeczkę z powrotem do torebki.
– Coś ci powiem, Parker – kontynuowała lodowatym tonem. – Do wszystkiego doszłam w życiu sama. Dzięki pracy. Nie mam zwyczaju się prostytuować. Od dziesięciu lat haruję jak wół, odkładając do banku każdy zarobiony grosz. Wczoraj wpłaciłam pierwszą ratę. Ledwo mi starczyło pieniędzy, ale starczyło. I to były moje pieniądze, nie twoje i nie twojej żony. – Nagle uszła z niej wola walki. – Potrzebowałam ciebie, nie twojej forsy – dokończyła cicho.
Przez moment Parker milczał.
– Mówisz prawdę… – oznajmił wreszcie. – Nie oszukujesz mnie.
Uśmiechnęła się smutno. – W końcu uwierzyłeś?
– Boże. – Przeczesał ręką włosy. – Ale ze mnie idiota.
– Nie przeczę.
Wsunął ręce do kieszeni. Stał zgarbiony, ze zwieszoną głową; wyglądał jak zbity pies.
– Uciekałem od ciebie, Holly- przyznał cicho. – Ilekroć próbowałaś się do mnie zbliżyć, emocjonalnie, nie fizycznie, wycofywałem się. Zamykałem się w swojej skorupie. Mówiłem sobie, że nie mogę się angażować uczuciowo. Okropnie się bałem.
– Wiem – szepnęła. – Ale nie rozumiem dlaczego.
– Dlatego, że jestem idiotą – powiedział smętnie. – Moje małżeństwo z Frannie od początku było nieudane. Nawzajem się unieszczęśliwialiśmy. Nie chciałem wchodzić w kolejny związek. Człowiek zaangażewany uczuciowo jest narażony na rozczarowanie i cierpienie. Zbyt długo z tym żyłem, żeby…
– Och, Parker. – Wzdychając ciężko, Hollyprzyłożyła rękę do jego piersi. Pomyślała sobie, że czas najwyższy wyznać Parkerowi, co widziała tamtego dnia przed dziesięciu laty. – Wiesz – zaczęła niepewnie – często się zastanawiałam, czy nie powinnam była powiedzieć ci o czymś, zanim się z Frannie ożeniłeś. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.
– O czym? – Zmarszczył czoło. Bony wzięła głęboki oddech.
– W przeddzień waszego ślubu przyjechałam do rezydencji, w której miały się odbyć uroczystości weselne. Chciałam zostawić muzykom nuty i… – Wzruszyła ramionami. – Mniejsza o to. W każdym razie zobaczyłam coś, czego nie powinnam była widzieć.
– To znaczy?
– Frannie kochającą się na ogrodowym stole.
Parker zamrugał oczami.
– W przeddzień ślubu moja przyszła żona mnie zdradzała? – Roześmiał s.ię gorzko. – To wiele tłumaczy, prawda? – Pokręcił ze zdumieniem głową. – Kim był ten facet?
– Właśnie o to chodzi, Parker. To nie był facet. To była kobieta. Frannie kochała się ze swoją druhną. Z Justine DuBois.
– Z Justine?
Spodziewała się ujrzeć znacznie większe zdziwienie na jego twarzy.
– Nie podejrzewałem… A powinienem był. Te parodniowe wyjazdy na zakupy, te ciągnące się godzinami rozmowy telefoniczne,.te czułe powitania…
– Parker, nie obwiniaj się. Chciałeś ratować wasz związek – przypomniała mu Holly. – Starałeś się. Ale trafiłeś na kobietę, która nie potrafiła cię kochać tak, jak na to zasługiwałeś.
– Dlaczego wyszła za mnie za mąż? – spytał sam siebie. – Dla pieniędzy? Dla prestiżu?
– Nie mam pojęcia – odparła Holly. – Przypuszczam, że nawet ona tego nie wie.
– Boże, czuję się jak ostatni kretyn. – Po jego wargach przemknął zakłopotany uśmiech.
– Powinnam ci była o wszystkim powiedzieć…
– Teraz nie ma to już znaczenia. Zresztą pewnie bym ci nie uwierzył. W owym czasie byłem przekonany, że stworzymy z Frannie udany związek. – Wyciągnął ręce z kieszeni i objął nimi twarz Holly. – Dziś jestem innym człowiekiem. Po raz pierwszy w życiu wszystko widzę ostrzej, wyraźme]…
Tak bardzo pragnął, by mu uwierzyła. Niczego już nie ukrywał. Miał jedynie nadzieję, że nie jest za późno. Że z powodu własnej głupoty i lęków nie stracił szansy na szczęście.
– Przepraszam, Holly- kontynuował cicho. – Okazałem się tchórzem. Bałem się uczuć, jakie we mnie wzbudzasz. Bałem się ryzyka.
Przycisnęła dłonie do jego rąk. W jej szarych oczach lśniły łzy, ale nie spływały po policzkach. – Parker, ja też się balam. Nie chciałam się w tobie zakochać, bo nie wierżyłam, że kiedykolwiek mogłoby ci na mnie zależeć.
– Boże, Holly…
– Kiedy ostatni raz się widzieliśmy, wszystko zrozumiałam. Tamtego dnia zobaczyłeś, że w twoim świecie nie ma dla mnie miejsca. Że zawsze byłabym tam obca. – Mówiła szybko, nie dopuszczając go do głosu. – Jestem nikim. Według nowoorleańskich standardów ty jesteś królem, a ja żebrakiem. – N a j ej ustach zadrżał uśmiech. – Mnie osobiście stan żebraczy w niczym nie przeszkadza. Ale oczywiś~ie mężczyzna twojego pokroju potrzebuje kobiety z odpowiednim rodowodem.
– Dobrana z nas para, Holly. Dwoje idiotów.
– Słucham?
Zgarnął ją w ramiona i przytulił tak mocno, że omal nie połamał jej żeber, następnie przywarł ustami do jej ust..
– Nie rozumiesz? – spytał, unosząc głowę. Gdybym chciał kogoś z rodowodem, kupiłbym sobie psa. A ja chcę ciebie. W głębi duszy od początku wiedziałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Że jesteś kobietą, na którą czekałem całe życie. Po prostu bałem się to powiedzieć.
– Parker…
– Kocham cię, Holly. Kocham na śmierć i życie. Kocham do szaleństwa. Kocham tak bardzo, że codziennie do końca życia zamierzam ci to udowadniać.
Przełknęła ślinę. – Ale…
– Proszę cię o rękę, Bony. Wyjdź za mnie. Jak tylko uzyskam rozwód, chcę zacząć nowe życie. Z tobą.
Otworzyła usta, zamknęła je, ponownie otworzyła i ponownie zamknęła, ale nie powiedziała ani jednego słowa. Parker roześmiał się wesoło.
– Zaniemówiłaś? Dlaczego?
Potrząsnęła głową; po chwili odzyskała głos.
– Kocham cię, Parker. Przysięgam.
– Wierzę·
– Ale…
– Żadnych ale.
– To ważne, Parker. Chcę, żebyś się dobrze zastanowił, zanim mi odpowiesz.
– Dobrze – odparł z powagą, nie wypuszczając jej z objęć.
– Nawet jeśli za ciebie wyjdę, wciąż będę chciała mieszkać w tym starym domu, który kupiłam. Będę chciała przyjąć pod swój dach kilkoro dzieci i stworzyć im rodzinę zastępczą. Z tego marzenia nie zrezygnuję…
– Nie musisz. – Oczami wyobraźni zobaczył tętniący życiem dom pełen roześmianych twarzyczek. – Jak tylko wszystkie dokumenty zostaną podpisane, wynajmiemy ekipę remontową. A nazajutrz po ślubie zgłosimy się do odpowiednich urzędów jako potencjalni rodzice zastępczy. Weźmiemy tyle dzieciaków, ile nam przyznają. Ale muszę cię ostrzec: jedno, a może nawet dwójkę własnych też tym chciał..
Twarz Holly się rozpromieniła. Patrząc na nią, Parker miał wrażenie, jakby wspiął się na najwyższy szczyt i z góry podziwiał zapierający dech w piersi widok.
– Powiedz "tak" – poprosił cicho. – Powiedz, że zostaniesz moją żoną.
– Nigdy nie będę wytworną, elegancką damą, jaką może powinna być twoja żona. – Objęła go mocno za szyję. – Ale przysięgam, że będę cię kochać do grobowej deski.
– Holly, tylko tego pragnę. Ciebie i twojej miłości.
Odchyliwszy głowę, popatrzyła na niego w uśmiechem.
– I tamtego starego domu.
– I domu – zgodził się.
– I psa.
– Psa? – Uśmiechnął się szeroko. – W porządku. Niech będzie pies.
– I dzieciaków z domu dziecka.
– I dzieciaków z domu dziecka. – Cmoknął Holly w czoło.
– I maleństwo, które na razie przypomina ziarenko grochu.
– I maleństwo…
Parker urwał i lekko otworzył usta. W oczach Holly malował się cały wachlarz emocji: miłość, durna, radość. -
– Jesteś w ciąży?
– Tak. – Ująwszy jego dłoń, przyłożyła ją do swojego brzucha. – To jest nasze dziecko.
Z trudem przełknął ślinę. Uświadomił sobie, jak niewiele brakowało, by zaprzepaścił wszystko: swoją szansę na wspaniałą przyszłość. Gdyby uniósł się honorem i nie przyszedł do Hotelu Marchand, straciłby Holly. Gdyby stracił Holly, straciłby również swoje dziecko. I być może nigdy by się o tym nie dowiedział. Przeszył go dreszcz.
Spoglądając w szare oczy tak pełne miłości, zrozumiał, że wygrał los na loterii.
Był naj szczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Za drzwiami rozległy się dźwięki pianina. Holly nadstawiła uszu. Tak, Tommy sygnalizuje, że pora wracać na scenę.
– Przepraszam, Parker. Głupio mi cię porzucać, zwłaszcza w takim momencie, ale muszę…
– Leć, nie przejmuj się. – Pocałował ją w usta. – Jesteś artystką, Holly. Piosenkarką. Nigdy nie będę próbował cię zmienić. W takiej kobiecie się zakochałem i z taką pragnę dzielić życie. Idź, olśnij wszystkich, a potem udamy się do domu. Razem.
Podszedł do drzwi, otworzył je i stanął z boku, by przepuścić Hollyprzodem. Kiedy go mijała, dodał szeptem:
– Ale jutro do garderoby w Grocie każę wstawić duże łóżko. Na te przerwy między występami…
– Duże? Nie… – zamruczała cicho. – Jak najwęższe.
Holly ma rację. Pokiwał z uśmiechem głową, po czym odprowadził ją wzrokiem na środek jasno oświetlonej sceny. Przez godzinę będzie śpiewała dla zasłuchanej publiczności, ale resztę życia spędzi z nim.