– Pachniesz bosko… – szepnął. Jego usta wędrowały po jej szyi, ręce po plecach.
Chwyciła go za ramiona, by nie stracić równowagi, po czym opadła na materac. Przestała myśleć o czymkolwiek. Po raz pierwszy w życiu nie analizowała, nie zastanawiała się, czy słusznie postępuje. Dziś nie miało to znaczenia. Dziś po prostu chciała czuć, doznawać, doświadczać, rozkoszować się dotykiem, pieszczotą, seksem. Zbyt długo żyła jak mniszka.
Pociągnęła go za pasek od spodni. Zrozumiał. Migiem pozbył się swojego ubrania, a potem czarnego koronkowego trójkącika, który bronił mu dostępu do niej.
– Pragnę cię od pierwszego dnia…
– Ja ciebie też. – Wsunęła rękę w jego gęste włosy. – Och, Parker…
Całował ją namiętnie. Wszędzie. A ona wyginała plecy w łuk, unosiła biodra, aby być bliżej jego ust. I nagle, niespodziewanie, poczuła, jak jej ciałem wstrząsa dreszcz.
– Niesamowite – szepnął Parker, przyglądając się jej z zafascynowaniem.
– Tak, niesamowite – przyznała. Przyciągnęła go do siebie, pocałowała raz, drugi, trzeci, a potem uśmiechając się nieśmiało, oznajmiła: – Poproszę o Jeszcze.
– Dobrze, moja słodka.
Sięgnął za siebie po prezerwatywę i wyjął ją z opakowania.
– Chodź, Parker… Błagam – jęknęła Holly, obejmując go nogami w pasie.
I zapomnieli o całym świecie.
Godzinę później siedzieli na łóżku, każde z kieliszkiem w dłoni, popijając doskonałe czerwone WIllO.
– Co za noc.
– Odlotowa.
Holly uśmiechnęła się promiennie.
– Masz rację. Odlotowa.
Parker dolał wina do obu kieliszków, po czym odstawił na szafkę pustą butelkę.'
– Pamiętaj, Holly, że to, co nas łączy tu, w sypialni, nie ma wpływu na sprawy zawodowe.
Przyjrzała mu się uważnie.
– Wiem, Parker.
– To dobrze. Bo naprawdę podziwiam twój talent.
Posłała mu figlarny uśmiech.
– Talent wokalny – sprecyzował ze śmiechem. Bardzo chciałbym, żebyś śpiewała w moim klubie.
Przez dłuższą chwilę w milczeniu wpatrywała mu się w oczy, po czym odstawiła na bok kieliszek. Wcześniej, gdy złożył jej propozycję występów w Grocie, wahała się. Ale teraz nie miała już żadnych wątpliwości. Zależy jej na tej pracy. Każdy dodatkowy dolar, jaki udało się jej zarobić, szedł na specjalne konto. Może dzięki pracy u Parkera szybciej zrealizuje swoje marzenia?
– Dobrze.
– Dobrze? To znaczy, zgadzasz się?
– Dlaczego się dziwisz? – Uśmiechnęła się. – Powinnam się opierać?
– Nie. Po prostu sądziłem, że będziesz chciała przemyśleć…
– Co przemyśleć? Zaproponowałeś, żebym występowała trzy wieczory w tygodniu. Podoba mi się twój klub. Ty mi się podobasz… – Urwała. – Nie miej tak przerażonej miny Parker.
– Wcale nie…
– Nie kłam. Wszystko widzę w twoich oczach. Boisz się, że zaraz wyznam ci miłość.
– Nie. – Pociągnął łyk wina. – Nie o to chodzi. Ja…
– Nie przejmuj się.
Specjalnie mówiła lekkim tonem, by go nie wystraszyć. Od początku zdawała sobie sprawę, że pochodzą z dwóch różnych światów. To, że Parker może nie chcieć, aby jakaś nieznana wokalistka wodziła za nim rozmarzonym wzrokiem, było całkiem zrozumiałe.
– Holly… – Ujął ją za rękę. – Akurat jestem w trakcie rozwodu. Moje małżeństwo było koszmarem.
Ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Ponownie zaczęła się zastanawiać, czy zdradzić Parkerowi, czego przed laty dowiedziała się o jego żonie. Nie była jednak pewna, czy informacja ta mu pomoże, czy też sprawi przykrość.
Postanowiła milczeć na ten temat i skoncentrować się na przyszłości. Na swojej przyszłości.
Od najmłodszych lat marzyła o stworzeniu ciepłego domu dla kilkorga dzieci. Opiekowałaby się nimi, darzyła je miłością, której sarna była tak bardzo spragniona w dzieciństwie, a kiedy wychodziłaby do pracy, stery przejmowałaby zatrudniona na stałe gosposia.
W te plany nie zamierzała wtajemniczać Parkera. Bo i po co?
– Nie martw się, Parker. Naprawdę niczego od ciebie nie oczekuję – powiedziała łagodnie, splatając palce z jego palcami. – Jesteśmy dorośli. Potrafimy oddzielić przyjemność od pracy. Ty potrzebujesz wokalistki, a mnie, jak ci już wspomniałam, przyda się dodatkowa forsa.
Uśmiechnął się.
– Masz jakieś plany?
– Tak.
– Opowiesz mi o nich?
Zawahała się. Nawet Tornmy z Shaną nie do końca je znali. O swoich marzeniach opowiedziała dotąd tylko jednej osobie, Jeffowi, lecz on zdradził jej zaufanie. Oczywiście Hayesowie różnią się od Jeffa, wierzy im w stu procentach, ale kto się raz sparzył… Po prostu najpierw wolałaby zrealizować swój plan. Bała się, że inaczej może wszystko zapeszyć. Niby nie była przesądna, ale wolała nie ryzykować.
Oczami wyobraźni widziała piękny stary dom z wieloma pokojami. Dookoła ogród pełen drzew. Oraz dzieci. Mnóstwo dzieci. Tyle, ile wygodnie mogłoby się w nim pomieścić.
Sama przez wiele lat mieszkała w sierocińcu. Z doświadczenia wiedziała, jak to jest, kiedy nie ma się prawdziwego domu. Owszem, czasem dziecko ma szczęście i trafia do kochającej rodziny zastępczej, często jednak zdarza się, że zastępczy rodzice wcale się nie troszczą o dzieci przyjęte pod swój dach.
Ona zamierzała być dobrą mamą, taką, o jakiej sama marzyła, kiedy była małą dziewczynką złaknioną uczuć rodzicielskich. Teraz, dzięki pracy w Hotelu Marchand oraz dodatkowym pieniądzom zarobionym u Parkera, będzie miała szansę szybciej spełnić swoje marzenia.
– Wolisz zachować je w tajemnicy? – spytał cicho Parker, opuszkami palców obrysowując jej brodę·
Zamrugała oczami.
– Przepraszam. Zamyśliłam się.
– Nad tymi planami, o których nie chcesz mówić?
– Tak. – Popatrzyła na niego, uśmiechem próbując złagodzić następne słowa. – To, że przeżyliśmy fantastyczny seks, nie znaczy, że mamy zacząć się sobie zwierzać. Przed chwilą to uzgodniliśmy, prawda?
Pokiwał z zadumą głową.
– Jesteś wyjątkowo intrygującą kobietą, Holly.
– Cieszę się, że tak uważasz, Parker. – Wyjęła mu z ręki kieliszek, postawiła obok swojego na szafce nocnej, po czym obróciła się do Parkera przodem i usiadła na nim.
– Hm, nowy plan? – spytał, zaciskając ręce na jej biodrach.
– Zgadłeś. W dodatku taki, z którego realizacją nie ma sensu dłużej czekać. – Zaczęła delikatnie drapać go po klatce piersiowej. – I o którym mogę ci śmiało opowiedzieć. Lub – dodała z szelmowskim uśmiechem – ci go zademonstrować.
Przytrzymując Hólly jedną ręką, by przypadkiem mu nie uciekła, drugą sięgnął za siebie po kolejne opakowanie z prezerwatywą.
– Hm, na razie ten twój nowy plan bardzo mi się podoba.
– Tak? – Pochyliwszy się, przygryzła mu lekko dolną wargę. – Wiesz, mnie również.
Po chwili wyjęła mu z dłoni szeleszczące opakowanie, rozerwała je, po czym…
– Holly…
– Daj, ja to zrobię…
Wolnymi, zmysłowymi ruchami naciągnęła prezerwatywę na miejsce. Pieszcząc Parkera, obserwowała go spod zmrużonych powiek. Widziała, jak zamyka oczy, jak zaciska wargi… Zadrżała z podniecenia. Wprost nie mogła uwierzyć, że znów go pragnie. Minęło przecież zaledwie kilka minut.
Wybrała pozycję na jeźdźca. Tym razem ona nadawała tempo, ona zwalniała i przyśpieszała, sprawiała, że ogień na moment przygasał, a potem wybuchał ze wzmożoną siłą.
Nawet gdyby od tego zależało jego życie, nie zdołałby oderwać od niej oczu. Była stuprocentową kobietą. Ideałem kobiety. Piękna, namiętna, olśniewająca.
Raz po raz zalewała go fala emocji, fala nowych doznań. I gdy się im poddawał, nagle poczuł, jak coś w nim zaskakuje. Nie potrafił tego nazwać ani opisać. Ale wystraszył się. Nie chciał dziwnych, nieoczekiwanych zmian w swoim życiu.
Po chwili poczuł w głowie pustkę. Przestał myśleć, zastanawiać się i przeniósł się w inny świat. Był na skraju obłędu, na skraju szaleństwa. Jeszcze moment i poszybował daleko w przestworza, zabierając z sobą Holly.
– Możesz oddychać? – spytał, leżąc na niej. – Zaraz się z ciebie stoczę, ale na razie nie mam siły się ruszyć.
Roześmiawszy się, pogładziła go po plecach. l
Oddycham. Nie staczaj się.
– W porządku. Dobranoc.
– O nie! – Klepnęła go w pośladek.
– Co? – Uniósł głowę i wyszczerzył w uśmiechu zęby.
– Wygodnie ci?
– Mmm, super. – Okręcił wokół palca jej rudy kosmyk.
Holly westchnęła cicho i poruszyła się, zmieniając nieco pozycję. Wciąż go w sobie czuła.
– Tak jest jeszcze lepiej – zamruczał.
– Wiem.
Leżała zdyszana, lecz spełniona. Dawno z nikim nie dzieliła łóżka. Prawdę mówiąc, od czasu Jeffa z nikim się nie spotykała. Jeff wyrządził jej tak wielką krzywdę, tyle przez niego łez wylała, że straciła ochotę do wszelkich kontaktów męsko-damskich.
Ale Parker jest inny. Tak bardzo różni się od Jeffa, że gotowa była zaryzykować zbliżenie. Oczywiście zbliżenie fizyczne to nie to samo co zbliżenie psychiczne. Jeszcze z sobą walczyła, jednak coraz silniej ją kusiło, by uczynić następny krok.
Chciała, a zarazem się bała.
Marzyła o tym, żeby być nowoczesną, wyzwoloną kobietą. Kobietą, która umie oddzielić przyjemność fizyczną od uczucia. Wiedziała, że gdyby traktowała seks' tak jak mężczyźni – jako miły przerywnik, urozmaicenie – byłoby jej w życiu znacznie łatwiej.
Ale czy zdoła? Czy jej to wyjdzie?
Ze względu na Parkera zamierzała się postarać. Cieszyć się z jego bliskości, lecz nie angażować uczuciowo. Oby się udało.
– No dobra, staczam się. – Pocałowałją w szyję.
– Na pewno tego chcesz?
– Nie – przyznał z uśmiechem, po chwili jednak zsunął się z niej i położył obok.
Wydała z siebie jęk zawodu, po czym przeciągnęła się zmysłowo i obróciła na bok, twarzą do Parkera.
– Zimno mi bez mojego kocyka. Sięgnąwszy po róg kołdry, przykrył Holly.
– To ci musi wystarczyć do mojego powrotu – rzekł. Kąciki ust mu drgały.
– Wychodzisz?
– Do łazienki. A potem do kuchni. Zrobiłem się. potwornie głodny. Masz coś do jedzenia?
Wybuchnęła radosnym śmiechem.
– Owszem, w lodówce. Składniki na kanapkę.
– Świetnie. – Cmoknął ją w nos, po czym wstał z łóżka. – O, psiakość…
– Co się stało?
Oparła się na łokciu. Kołdra zsunęła się jej z piersi.
– Kiedy kupiłaś te prezerwatywy? – spytał dziwnie napiętym głosem.
– Bo co?
Serce zabiło jej mocniej. Z całej siły starała się zachować spokój.
Obejrzał się przez ramię. Nawet w przyćmionym świetle widziała w jego oczach wyraz niedowIerzama.
– Bo nie wytrzymała…