11

Przez dłuższą chwilę trzymała jego głowę wtuloną w swoją szyję. A więc tak wyglądał chłodny, idealny kapitan Montgomery. Tak wyglądał mężczyzna, który zawsze wszystko wiedział. Który rozkazywał innym, mówiła co i jak powinni robić.

Gładziła go po włosach, tuląc do siebie i nagle uświadomiła sobie, że nigdy do żadnego mężczyzny nie zbliżyła się tak jak do niego. Przez wszystkie te lata kiedy w towarzystwie Johna podróżowała po świecie, potrafiła trzymać ludzi na dystans. Łatwo było zachować fasadę księżniczki, ale z Ringiem nie udawały się żadne sztuczki.

– Co to jest? – spytał, odsuwając głowę i biorąc jej dłoń do ręki.

Chodziło mu o pierścionek Laurel, który wsunęła na mały palec.

– Nic – odparła, wyrywając rękę.

– Więc to tak? Ja mogę ci się zwierzyć, ale ty w zamian nic mi o sobie nie powiesz!

Chciała się bronić, że jest wobec niej nieuczciwy, że widać ona ma powody, dla których nie może mu o sobie opowiedzieć, ale milczała. Pamiętała słowa łącznika, że porywacze Laurel byli niezadowoleni z obecności kapitana. Zsunęła mu się z kolan.

Tysiąc razy powtarzałam panu, kapitanie, że ani pana nie chcę, ani nie potrzebuję. A teraz, jeśli pan pozwoli, wrócę do obozu.

Podniósł się i chwycił ja za ramię.

– Może nie zauważyłaś, ale jest noc, poza tym jesteś zmęczona i potrzebujesz odpoczynku. Przenocujemy tutaj.

Spędzić z nim noc? Co innego dzielić z nim namiot, a co innego spać pod gołym niebem, gdzie dzielić ich będzie jedynie górskie powietrze.

– Wracam do osady. Znowu chwycił ją za ramię.

– Nie, nigdzie nie wracasz. Wyrwała mu się.

– A właśnie, że tak. Wracam do obozu. Jeśli jest pan zmęczony, może pan tu pozostać, pańska sprawa. Ja nie narzucam innym swojej wolłi. Mógłby pan łaskawie zejść mi z drogi?

Nie ruszył się.

– Nadal nic mi nie powiesz, prawda? – spytał cicho.

– Nie mam nic do powiedzenia.

Patrzyła na niego, w ciemnościach z trudem dostrzegając jego sylwetkę.

– Kiedy znowu masz się z nim spotkać?

– Za trzy dni – odparła bez namysłu.

Sprawiał wrażenie, że myśli o czymś innym.

– Nie chcę wracać do obozu dziś wieczorem. Tam się dzieje coś złego. Nie podoba mi się ktoś z twoich. Ludzi, ale nie wiem jeszcze kto.

– Edith – powiedziała szybko Maddie. – Uważam, że jeśli dzieje się coś złego, to na pewno ona musiała maczać w tym palce.

– Toby próbuje się czegoś dowiedzieć, ale na razie wolałbym, żebyś się tam nie pokazywała.

– A wiec chce pan, żebym spędziła z nim tutaj noc Samotnie. Tylko my dwoje. Niech mi pan powie, kapitanie, czy koce też mamy dzielić?

– Ależ, panno Worth, nawet mi to nie przyszło do głowy. Niech mi pani powie, czy zawsze ma pani takie nieprzyzwoite myśli, czy tylko wtedy, gdy chodzi o mnie?

– Obyś zczezł – powiedziała i ruszyła w dół.

Słyszała, jak Ring idzie po konia. Nic próbował jej powstrzymać, więc -zrobiła kilka kroków, zanim ją zatrzymał. Niech, go licho, naprawdę potrafił się skradać! Ciekawiło ją, gdzie jest Dobre Ucho i czy zrobiły na nim wrażenie umiejętności tego młodzieńca. Uznała, że pewnie nie. Na Dobrym Uchu właściwie nic, co robił biały człowiek, nie wywierało wrażenia.

– O, kapitan Montgomery, cóż za niespodziewane spotkanie. Co prawda powinnam się była spodziewać, że się pan znowu pojawi. Od kiedy pan wkroczył w moje życie, niewiele chwil samotności było mi danych.

– Chcę ci coś pokazać.

Ujął jej prawą rękę i poczuła, jak coś ciężkiego zapina się wokół jej nadgarstka. Bransoletka? Dawał jej bransoletkę? Teraz, w środku nocy?

Kiedy opuściła rękę, przekonała się, że bransoletka jest cięższa, niż jej się początkowo wydawało i grzechocze,

– Co to, u licha… – mruknęła i w tej samej chwili zrozumiała, co Ring zrobił.

Kajdanki! Przykuł ją do siebie kajdankami! Szarpnęła ręka i przekonała się, że łączy ich prawie metrowy łańcuch.

– Puść mnie – wysyczała przez zaciśnięte zęby.

– Uwolnię cię rano, ale teraz muszę się przespać. A biorąc pod uwagę, jak chętnie się wyślizgujesz mógłbym przespać twoje odejście,

Wściekłość odebrała jej mowę.

– No, chodź – powiedziały jak gdyby nigdy nic, a kiedy ruszyli, jej ręka się wyciągnęła, choć Maddie stała w miejscu.

– Dajże spokój. Przecież nie będziesz się dąsać. Sama chyba. rozumiesz, że to jedyny sposób, w jaki mogę cię obronić w czasie snu. A nie puszczę cię samej. Nawet ty musisz to zrozumieć.

Z trudem przełknęła ślinę. Miała wrazenie, jakby w gardle wyrosła jej kula.

– Puść mnie – tylko tyle potrafiła wydusić.

– Do diabła?

W jego głosie brzmiała desperacja człowieka doprowadzonego do ostateczności. Podniósł ją i zaniósł z powrotem tam, gdzie stał jego koń. Nie wyrywała mu się. Przekonała się już, że to na nic. Leżała nieruchomo jak kłoda. Kiedy zatrzymali się przy koniu, postawił ją na ziemi i rozkulbaczył konia. Przy każdym ruchu łańcuch brzęczał, a jej ręka podnosiła się do góry.

– Ta sytuacja jest nie do zniesienia – przemówiła najspokojniejszym głosem, na jaki mogła się zdobyć.- Nie zamierzam się z tym pogodzić.

Zdjął siodło i poszedł, żeby je położyć na pniu, pociągając przy tym Maddie za sobą.

– Przyzwyczaisz się. – Odwrócił się do niej. – Słuchaj, nie chciałem tego robić. Długo się zastanawiałem, zanim się zdecydowałem na ten krok. Gdybyś była rozsądna, może dałoby ci się przemówić do rozumu, ale mówić do ciebie, to jak tłumaczyć coś mojemu koniowi. Uśmiechasz się, kłamiesz i śpiewasz tak pięknie, że – tak jak jemu – uchodzą ci płazem rzeczy, na które nie powinienem pozwolić.

Rozsądna? Ten człowiek mówi o rozsądku? Uważa, że j jego koń i kobieta, która z pewnością nie stanowi jego i własności, to jedno i to samo. I on będzie jej mówił | o rozsądku?

– Nie jestem pańskim koniem – oświadczyła. – Nie może mnie pan wiązać jak jego.

Wytarł garścią trawy spocony grzbiet wierzchowca.

– Wierz mi, nie chcę tego robić, ale nie widzę innego rozwiązania. Dojrzałaś już do tego, żeby się przespać? Bo ja padam na nos. Nie wiem, jak ty to robisz, że tak wytrzymujesz po nocach. Może to zasługa lat spędzonych w Europie?

Wolisz spać po prawej czy po lewej strome łóżka?

– Sama – odparła ostro.

– Zrobię, co w mojej mocy, żeby ci to zapewnić. Pociągnął ją w stronę jej konia i zaczął go rozkulbaczać.


– Muszę…muszę udać się w ustronne miejsce. Niech mnie pan na moment uwolini potrzebuję chwili samotności. – Starała się, żeby to zabrzmiało szczerze.

– A zaraz potem wrócisz i pozwolisz, żebym ci z powrotem nałożył kajdanki?

– Oczywiście.

Nawet w ciemnościach widziała błysk jego białych zębów, kiedy uśmiechnął się szeroko.

– Czasem może i wygląda na to, że się wczoraj urodziłem ale jednego nauczyłem się na pewno: że tobie, śliczna ptaszyno, nie można ufać. Możesz pójść za te krzaki.

Obiecuję, że nie będę patrzył,

Maddie zacisnęła wargi.

– Rozmyśliłam się.

– Jak sobie życzysz, ale przed nami długa noc. Dobrze, który koc wybierasz?

Wyrwała pierwszy, jaki jej wpadł pod rękę. I pomyśleć, że jeszcze niedawno się nad nim litowała! Chciała odejść, ale po kilku krokach musiała się zatrzymać. Miała wrażenie, że jest przykuta do drzewa. Jeśli Ring nie chciał się ruszyć, ona też musiała pozostać w miejscu.

– Och, zechce pan wybaczyć – powiedziała z największą ironią, na jaką się mogła zdobyć. – Na chwilę zapomniałam, że moja wolność została jeszcze bardziej ograniczona. Teraz nie mogę nawet pójść, dokąd chcę, ani spać, gdzie zechcę.

– Może ty nie musisz iść za potrzebą, ale ja owszem.

– Odczekam na pana przy koniu – przystała nieco zbyt ochoczo.

Parsknął śmiechem.

– Nie sądzę. Obawiam się, że twoje wrażliwe zmysły zostaną narażone na kolejny szok.

Odwróciła się do niego plecami Założyłaby ramiona na piersiach, gdyby nie to, że Ring potrzebował obu dłoni i pociągnął jej uwięzioną rękę za sobą. Zauważyła, że skuł kajdankami jej prawa a swoją lewą rękę, dzięki czemu sprawniejszą miał wolną. – Od razu lepiej – powiedział.

– Nie życzę sobie tego słuchać.

– Będziesz się obrażać całą noc?

– Całą noc? Kapitanie Montgomery, pragnę pana poinformować, że zamierzam być na pana obrażona całe życie. Czy naprawdę nie dociera do pana, że jestem wolną istotą ludzką i mam swoje przywileje i pragnienia? Że tak samo jak pan mam prawo do wolności?

– Nie ma pani prawa dać się zabić, a o ile zdążyłem się zorientować, dokładnie do tego pani zmierza.

– Mnie nic nie grozi.


– Świetnie. To w takim razie komuś coś grozi?

– Panu! – Zasłoniła usta rękami.

– Ciekawe. Bardzo ciekawe. Rozumiem więc, że podejmowałaś te samotne wycieczki tylko po to, żeby mnie bronić. Jestem ci tak bliski, że ryzykowałaś dla mnie własne życie.

– Nie, nic takiego nie powiedziałam. Chodziło mi tylko o to… – Zabrakło jej słów.

– Lepiej idźmy spać. Jesteś taka zmęczona, że mylą ci się kłamstwa.

Stała z boku, bezskutecznie starając się, żeby Ring nie mógł jej szarpać przy każdym ruchu, kiedy ścielił na ziemi dwie derki.

– Przykro mi, ale nie da się ich dalej od siebie położyć. Będziemy musieli spać z wyciągniętymi rękami.

– To naprawdę niedopuszczalne. Uwolni mnie pan, jeśli przysięgnę, że nie ucieknę? Będę spała tuż obok pana, tak blisko, że będzie pan słyszał, kiedy się przewracam na drugi bok. tylko błagam, niech pan mi zdejmie te kajdanki. Są ciężkie, wrzynają mi się w skórę.

Obrócił się do niej i przez chwilę wydawało jej się, że Ring ustąpi, ale wtedy westchnął.

– Chętnie bym to zrobił, ale nie mogę. Którą stronę pani wybiera?

Szarpnęła łańcuchem, podciągając w ten sposób ramię Ranga i wybrała postanie po lewej stronie. Ułożyła się, jej wyprostowana ręka była skierowana na niego.

– Sądzę… – zaczął. – To znaczy…

Nie zaszczyciła go spojrzeniem, wpatrywała się w gwiazdy. Położył się na derce metr od niej i Maddie natychmiast zrozumiała, w czym problem. Kiedy Ring leżał na plecach, tak jak ona, ramię, musiał przełożyć przez pierś, tak samo jak ona, a ponieważ leżeli od siebie daleko, mięśnie naciągały się do ostateczności. Oprócz tego pozycja była dość bolesna. Mimo to Maddie zawzięła się, że zniesie wszystko, ale nie odezwie się do Ringa.

– Nie, uważasz, że moglibyśmy… hmm, zamienić się miejscami? Gdybym ja leżał na twoim miejscu, a ty na moim, może wygodniej by nam się spało

– Ja nie narzekam, bo czyż więzień może się skarżyć, kapitalne?

– Rozumiem. To znaczy, że nie zamierzasz się ruszyć, choćbyś miała przez całą noc się męczyć?

Nie odpowiedziała, patrzyła na gwiazdy, czując wyłącznie rozsadzający ją gniew. W następnej chwili poczuła na sobie ciężar ciała kapitana. Instynktowi zaczną się szarpać i wierzgać.

– Nie możesz chwilę spokojnie poleżeć? – spytał rozdrażniony. – Próbuje tylko się położyć drugiej strony.

Zdaje się, że to jedyny sposób, skoro nie chcesz się ruszyć i nieustannie wyrzekasz, że tobą pomiatam.

Stoczył się z niej i przez moment leżał po drugiej stronie,

– O, przepraszam – powiedział, sięgając przez nią po swoją derkę. Jego ręka spoczęła na jej piersiach i przez chwilę przyglądał się Maddie. Wstrzymała oddech, sądziła że ją pocałuje. Ale on tylko szepnął: – Jeszcze raz przepraszam – i odsunął się tak, że więcej już jej nie dotykał.

Maddie wymyślała sobie w kilku językach, spróbowała skrzyżować ręce na piersiach, ale w ten sposób ręka kapitana Montgomery'ego wylądowała ponownie na jej biuście. Odrzuciła ją, jakby to był grzechotnik.

Mogłabyś się wreszcie zdecydować? To w końcu jesieni gwałcicielem, czy też kobiety w ogóle mnie nie obchodzą? Dobranoc pani.

Maddie już otwierała usta, żeby spytać, co miał na myśli, ale zmieniła zdanie. O nic go nie będzie pytać! Przykryła się cienkim kocem i zamknęła oczy. Jak tu zasnąć? Martwiła się o Laurel, poza tym leży przykuta do tego idioty, nęka ją chłód i głód, gorset wrzyna się w ciało, a pęcherz ma pełny. Słysząc głęboki oddech kapitana Montgomery'ego, odwróciła się w jego stronę i syknęła. Jak on może spać? Choćby się paliło, waliło, mężczyźni nigdy nie tracili apetytu ani nie mieli kłopotów z zasypianiem. Postawić takiemu talerz przed nos – będzie jadł. Położyć go – będzie spał, albo próbował rozpiąć kobiecie suknię.

Odwróciła się i przyjrzała się leżącemu na plecach, głęboko uśpionemu mężczyźnie. Obok niego był rozłożony cały arsenał, wszystko przygotowane do walki. Zastanawiała się, czy udałoby się jej zabrać pistolet. Może przy jego pomocy mogłaby zaszantażować Ringa, żeby ją uwolnił. Powolutku zaczęła się przesuwać w jego kierunku.

– Uspokój się, spróbuj zasnąć i przestań się bawić w Indianina.

Jego głos tak ją przestraszył, że podskoczyła.

– Myślałam, że pan śpi.

– To jasne. Co się stało? Oprócz tego, ze nie jesteś zachwycona moim towarzystwem – dodał, nim zdążyć wyliczyć swe pretensje.

– Nie lubię być przykuta, to wszystko.

– Już o rym wspominałaś. A teraz śpij. Niedługo nadejdzie ranek i uwolnię cię z kajdanków. Mnie też nie jest z tym najwygodniej. Może nie zauważyłaś, że mamy tylko trzy derki. Zdaje się, że leżę na jakimś kaktusie.

– Doskonale, bardzo ci tak dobrze. Mam nadzieję, ze nie spadziowa się pan, że ja wyciągnę mu, kotce.

– Chcesz, żebym opowiedział ci jakąś historię na dobranoc? Albo zaśpiewał?

– Z pańskim głosem? Wolałabym słuchać stada, żab.

– Mogłabyś ty dla mnie zaśpiewać – powiedział cicho. – To by mi odpowiadało.

– Pieśń za klucz – odparta szybko.

Milczał tak długo, że odwróciła się, żeby na niego spojrzeć, – Trudny wybór. Ryzykowałbym wtedy twoje życie dla mojej przyjemności. Mogłabyś niczym syreny kusić mnie śpiewem i stać się przyczyną, mojej śmierci. Albo swojej śmierci, gdybyś pojechała beze mnie. Och, Maddie, postawiłaś mnie przed trudnym wyborem. Jej gniew nagle znacznie ustąpił, zaczęła się odprężać.

– Naprawdę podoba się panu mój śpiew? Już nie uważa mnie pan za…wędrowną śpiewaczkę"?

– Obawiam się, że za to stwierdzenie pójdę do piekła i, co gorsza, zasłużyłem na to. Maddie, swoim głosem potrafiłabyś umarłego przywrócić do życia.

Przekręciła się na bok w jego stronę.

– Naprawdę? Przestał pan. nienawidzić operę?

– Cóż, chyba nie. – Obrócił się nieco w jej kierunku. -Nadal nie lubię opery jako takiej. To twój głos pokochałem. Jeśli chodzi o mnie, mogłabyś śpiewać teksty traktatu pokojowego, a i tak bym słuchał z przyjemnością.

– Śpiewałam trochę popularnych piosenek i mówiono, że nieźle mi to szło.

– Nieźle! – prychnął. – Śpiewasz tak cudownie, że boję się czy Bóg wkrótce nie weźmie cię z tej ziemi, żebyś poprowadziła chóry anielskie.

– Naprawdę? Ależ kapitanie, jak pan może mówić takie rzeczy? Oprócz mnie są inne śpiewaczki. W tym tygodniu Adelina Patti śpiewa – jej głos opadł o oktawę – w Nowym Jorku. – Mówiłem już, słyszałem jej głos. – Rzeczywiście, przypominam sobie niejasno, że coś pan o tym wspominał.

– Mogę cię zapewnić, że jej śpiew nie sprawiał, że płonąłem z pragnienia, by ją mieć.

Maddie uśmiechnęła się w mroku, potem jej uśmiech zgasł,

– Pragnienia, by ją mieć? Jak to rozumieć? Że mój głos sprawia, że pragnie pan… mnie mieć?

– No chyba wiesz, że lubię być blisko ciebie. Nie tracę nadziei, że wreszcie trafię na tego smoka i zaśpiewasz tylko dla mnie.

– Aha.

– Zdaje się, że jesteś rozczarowana. Sądziłaś, że coś innego miałem na myśli?

– Nie… Nie oczywiście, że nie. Przecież nie mógł pan mieć niczego innego na myśli. Więc jak mogłabym pomyśleć, że chodzi panu o coś innego? Nie można było tego inaczej zrozumieć, więc oczywiście odebrałam to tak, jak powinnam.

Zamknęła się.

– Dobrze, cieszę się, że choć raz mnie zrozumiałaś. I choć bardzo bym chciał zamienić klucz na piosenkę, nie mogę. Żadna rozkosz nie jest warta ryzykowania twego bezpieczeństwa. – Ziewnął. – I choć chętnie bym dalej z tobą rozmawiał, sądzę, że lepiej, byśmy poszli spać.

Dobranoc, mój aniele.

Maddie chciała zaprotestować, że nie życzy sobie, by ją tak nazywał, ale nie zrobiła tego. Nadal była na niego zła, ale to, co mówił o jej śpiewie, sprawiło, że znacznie się uspokoiła. Zamknęła oczy i po chwili już spała. Ring obrócił się na bok nie ruszając łańcucha, który leżał między nimi i przyjrzał się dziewczynie. Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Naprawdę, niemożliwa z niej kobieta. Niemożliwa, ale i najwspanialsza, jaką kiedykolwiek widział. Pragnienie, by ją mieć – pomyślał. Nikt nikogo jeszcze tak nie pragnął jak on jej. Ale jeszcze nie była gotowa. Na razie dopiero zaczyna dostrzegać w nim człowieka. Jego samego, a nie po prostu mężczyznę. Jego. I właśnie tego chciał najbardziej w świecie. Nigdy niczego nie chciał tak gorąco, jak tego, by ona zapragnęła go tak mocno, jak on pragnął jej. Chwał posiąść ją na wszelki możliwy sposób

– Ale najpierw ona musi poczuć to samo.

Uśmiechnął się do niej w mroku.

Musze sprawić, żebyś mnie bardziej zauważała, ot co – mówił do niej w duchu. Muszę sprawić, żebyś dostrzegła, we mnie mężczyznę. Chcę, byś przelała na mnie część tej namiętności, jaką darzysz muzykę.

Wyciągnął wolną rękę i dotknął jej palców. Jak dziecko zacisnęła je wokół jego dłoni. Zasnął z uśmiechem na twarzy.

Maddie – powiedział cicho Ring – obudź się. Wolno uchyliła powieki i uśmiechnęła się, widząc Ringa tak blisko siebie.

– Dzień do…- zaczęła, ale on nie pozwolił jej dokończyć, przykrywając jej usta wargami. Przez moment była zaskoczona, potem zamknęła oczy. Wtedy poczuła, że jego wargi się poruszają, ale Ring jej nie całował, on do niej mówił.

– Ktoś się zbliża. Proszę cię, bądź posłuszna. Proszę, nie rób głupstw. Rób to, co ja.

Skinęła głowa… Chciała dalej go całować, czuła jednak, że całą uwagę skupił na odgłosach dochodzących z lasu. Dopiero świtało, ranek był szary i chłodny.

Błyskawicznie, jednym ruchem, Ring chwycił Maddie w ramiona i wciągnął pod siebie. Wiedziała, że robi to przede wszystkim, by ją osłonić, bo równocześnie podsunął pod nią pistolet Drugą rękę trzymał na nożu. ale Maddie to nie przeszkadzało. Wolną ręką objęła go za szyję, a kiedy znowu ją pocałował, rozchyliła usta.

– Nie mogę się skupić, kiedy tak robisz – powiedział.

Maddie czuła bicie jego serca. – Spróbuję odpiąć te kajdanki. Maddie, przysięgnij, że jeśli każę ci biec, pobiegniesz.

Zaczęła się zastanawiać nad jego słowami. Człowiekiem, którego usłyszał (jej serce waliło zbyt mocno, by mogła cokolwiek usłyszeć), nie mógł być Dobre Ucho, bo gdyby Indianin chciał kogoś zaskoczyć, nie dopuściłby, żeby go usłyszano.

Ring nie zdążył rozkuć ich kajdanków, nagle znieruchomiał, rękę zacisnął na pistolecie, na którym leżała Maddie. Stoczył się z niej, odsunął najdalej jak mógł i usiadł. Był jednak zbyt powolny. Nad nimi stanął mężczyzna. Opierał się o drzewo, w ręku trzymał pistolet wymierzony w głowę Ringa.

– Cóż my tu mamy? – odezwał się mężczyzna. – Gniazdko kochanków złączonych łańcuchem. A co to, szanowny panie, nie potrafisz zatrzymać dziewczyny, że ją do siebie przykuwasz?

Ruchem ręki kazał Ringowi odrzucić pistolet. Ring usłuchał. Maddie patrzyła na Ringa, dostrzegła wzrok, jakim mierzył mężczyznę, choć nic nie powiedział.

– Czego chcesz? – spytała Maddie.

Napastnik nie wyglądał na rabusia ani okrutnika. Przywodził raczej na myśl karciarza albo szulera. Może dotarł tu z Jeffersfon Territory i oszukując w karty, wzbogaci się kosztem poszukiwaczy złota?

– A widzę, że pani zabrała glos, bo jej towarzyszowi odjęło mowę. – Spojrzał znowu na Ringa. – No i jak, odezwiesz się?

– Co ty tu robisz?

– Rozglądam się to tu, to tam. Macie jakieś pieniądze? Ponieważ Ring milczał, Maddie wciągnęła powietrze. Miała nadzieję, że kapitan nie zamierza odgrywać bohatera. Ten człowiek cały czas w nich mierzył.

Tak w mojej torbie przy siodle. Mam trochę złotego piasku – powiedziała szybko.

– Nie dawaj mu – odezwał się Ring.

Maddie zaczęła się bać. Bywało, że kiedy ofiary nic chciały odgrywać roli ofiar, zwykły rabunek kończył się morderstwem.

– Możesz sobie wziąć wszystko – dodała. – Zabierz wszystko.

– Widzę, że rozsądna z pani kobietka.

Mężczyzna postąpił ku niej o krok.

– Mogę zabrać to razem z panią? Mogę sobie panią wziąć?

Maddie instynktownie przysunęła się do Ringa, ale on utkwił wzrok w rabusiu i nie zwracał na nią uwagi.

– Zdaje się, że ta pani cię lubi. – Mężczyzna uśmiechnął się i Maddie omal nie odpowiedziała uśmiechem. Niewątpliwie był przystojny, a kiedy się uśmiechał jak teraz, coś dziwnego działo się z włoskami na jej karku. Ring zauważył jej reakcję i zerknął na nią gniewnie. Mężczyzna parsknął śmiechem. – Zazdrosny, co? Na twoim miejscu ja też bym był zazdrosny. Całkiem niezła ślicznotka. A ta figura…

– Lufą odsunął kapelusz, odsłaniając ciemne, kręcone włosy. – No i co ja mam z wami zrobić?

– Damy ci złoto i zostaw nas w spokoju – zasugerowała Maddie.

Nie rozumiała, co się siało Ringowi. Zwykle miał mnóstwo do powiedzenia, a teraz tylko siedział bez słowa. Ukradkowe spojrzenie za plecy przekonało ją, że próbował rozkuć kajdanki.

O, nie – pomyślała. Próbuje się uwolnić, żeby rzucić się na tego rabusia,

Nie była pewna, co powinna zrobić, ale wiedziała, że nie warto ryzykować życia dla odrobiny złota. Napastnik oszczędził jej konieczności zrobienia czegokolwiek.

– Daj mi te klucze – powiedział cicho, uśmiechając się do Ringa. – Jak na mnie jesteś trochę za duży i wolę cię widzieć w kajdankach niż bez.

Maddie odetchnęła, kiedy Ring podał mężczyźnie kluczyk od kajdanków, a gdy wydawało jej się, że Ring chce się zerwać na nogi i zaatakować uzbrojonego przeciwnika przetoczyła się na niego.

– Zdaje się, że ta pani nie chce, żebyś próbował jakichś sztuczek. A mnie w to graj.

Wyprostował się na całą wysokość. Był dość wysoki, choć nie dorównywał wzrostem Ringowi.

– Dobra, przejdźmy do rzeczy. Zabiorę wszystko, co macie.

– To się jeszcze okaże – powiedział Ring.

– Proszę, nie wdawaj się w awantury – odezwała się Maddie.

– Słyszałeś? Ta pani nie życzy sobie żadnych awantur. Mnie w to graj. Nie chciałbym musieć wychłostać cię po zadku.

Maddie wiedziała, że musi jakoś powstrzymać mężczyzn od bójki.

– Zabierz wszystko – przerwała. – Niczego nie potrzebujemy. Zabierz wszystko.

– I tego dużego czarnego też?

– Diabła? – spytała Maddie. – Oczywiście. Weź go, ale ostrzegam, że to istny szatan. Niewielu pozwoli się dosiąść. Nie sposób się na nim utrzymać.

– Diabeł? Dobre imię dla takiego wierzchowca.

Mężczyzna podszedł do konia, a kiedy częściowo się od nich odwrócił, Maddie poczuła, jak Ring pręży się do skoku. Rzuciła mu się na plecy.

– Proszę, nie. On ma pistolet. Mógłby cię zranić.

– Poradzę z nim sobie – odszepnął Ring.

– Nie wtedy, gdy jesteś ze mną skuty. Ring, proszę, nie próbuj. To tylko rzeczy. One nic nie znaczą. Wrócimy do obozu, kupimy inne konie. Dam ci pieniądze, jeśli nie masz swoich.

Odwrócił głowę, żeby na nią spojrzeć. – Boisz się, że mi się coś stanie? Przecież w ten sposób byś się mnie pozbyła.

Oparła mu głowę na ramieniu. – Proszę, nie odgrywaj bohatera. Pocałował ją w czoło.

– Zgoda.

Mężczyzna odwrócił się w ich stronę.

– Skończyliście już pogwarki?

– Weź, co chcesz – przemówiła Maddie. – Oddaj nam tylko klucze od kajdanek i zastaw nas w spokoju.

Mężczyzna uśmiechnął się do niej i znowu oczarował ja ten uśmiech. Czuła, że Ring się odwraca i bacznie jej przygląda, ale nic jej to nie obchodziło. Rabuś znowu się uśmiechnął i zaczął siodłać konie. Z całych sił przytrzymała Ringa, kiedy tamten Zbierał rozrzuconą wokół nich broń.

– Derki też sobie wezmę.

I znowu musiała przytrzymywać Ringa, który chciał zaatakować mężczyznę. Podała mu koce. Milczała, kiedy wsiadał na Karego.

– Klucze – odezwała się.

Sięgnął do kieszeni, wyciągnął kluczyki i chwilę im się przyglądał.

– Cholernie chciałbym wiedzieć, czemu oboje jesteście do siebie przykuci. Zdaje się, że któreś nie chce, żeby drugie uciekło. – Wbił bezczelne spojrzenie w Ringa. – Ja nie musiałbym przykuwać do siebie kobiety.

Spojrzał na klucze, uśmiechnął się i schował je z powrotem do kieszeni.

– Chyba jednak pozwolę wam zostać razem.

i odjechał, zabierając ze sobą także konia Maddie. Jeszcze nie zniknął im z oczu, kiedy Ring zerwał się na nogi i ruszył za rabusiem. Maddie, jako że była doń przykuta, dreptała za Ringiem.

– Stójże! – zawołała, kiedy potknęła się o jakiś pniak.

– Już pojechał, nie dogonisz go. A na pewno nie pieszo i nie przykuty do mnie. Dlaczego nie oddał nam kluczy?

Odwrócił się do niej.

– Wyglądało na to, że masz ochotę się z nim zabrać. Może chciałaś, żeby nas rozkół, tobyś mogła z nim pojechać?

– Że co? Ja, pojechać z nim? Czyś ty zmysły postradał?

– Widziałem, jak się do niego uśmiechałaś.

Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.

– Nie do wiary! Prawdopodobnie ocaliłam ci życie, nie pozwalając ci się rzucić na uzbrojonego rabusia, a ty odstawiasz sceny zazdrości.

– Zazdrości? Po prostu mówię, co widziałem. Niewiele brakowało, a rzuciłabyś mu się na szyję. Istny cud, że nie poprosiłaś, by oprócz koni zabrał i ciebie.

Madzie już chciała się na niego wydrzeć, ale uspokoiła się i uśmiechnęła. Jego zazdrość była dość przyjemna.

– To był najprzystojniejszy rabuś, jakiego kiedykolwiek widziałam. Nie sądzę, żeby musiał grozić pistoletem kobietom, które napada. Wystarczyłby jego jeden uśmiech, a założę się, że wszystko by mu oddały.

Ring przez chwilę stał bez ruchu, wpatrując się w nią, wreszcie się odprężył. Uśmiechnął się i Madzie pomyślała, że nie tylko rabuś potrafiłby namówić kobietę do wszystkiego.

– Tak więc zostaliśmy sami, przykuci do siebie łańcuchem, bez koni, bez derek, bez niczego. Jedyne, co mamy, to trzy dni do twojej następnej podróży. Może byśmy zostali i urządzili sobie małe wakacje?

Madzie stała najdalej, jak mogła się odsunąć

– Zostać? Nie możemy tu zostać

– A dlaczego? Potrzebny ci odpoczynek, odpoczynek sama mówiłaś, że dopiero za trzy dni masz się z kimś spotkać. Rozumiem więc, że masz trzy dni do następnego występu. W takim razie czemu by tu nie zostać? Nie masz już dość obozu i mieszkania w namiocie?

– Owszem, ma, ale nie mogę tu zostać z tobą

– Czemu to?

Przymknęła na chwilę oczy. Jak można być takim tępym?

– Dlatego, kapitanie, że ty jesteś mężczyzną, a ja kobietą. A do tego jesteśmy skuci kajdankami. Czy to nie wystarczy?

Stal przez chwilę, wpatrując się w nią, jakby usiłował pojąć, co miała na myśli.

– Aha, rozumiem – odezwał się wreszcie. – Obawiasz się, że będę… Rozumiem. Zdaje się, że jednak zaklasyfikowałaś mnie jako gwałciciela. A jeśli obiecam, że nie będę robił żadnych nieprzystojnych propozycji? Jeśli przysięgnę, że cię nie dotknę? Czy to coś pomoże?

Maddie popatrzyła na niego. Trzy dni sam na sam w puszczy z mężczyzną, i to takim jak kapitan Montgomery? Nie powinna się na to zgodzić. Pod żadnym pozorem. Oczywiście, że nie powinna. Powinna za to wrócić do obozu, kazać Samowi ich rozkuć, potem spędzić te dni spokojnie w namiocie. Samotnie. Czytając. Martwiąc się o Laurel. Samotnie.

– Musiałbyś mi dać słowo honoru – usłyszała swój glos.

– Nie mam ochoty co chwila się z tobą zmagać, kapitanie.

Na samą myśl o zmaganiu się z nim przeszedł ją dreszcz. A jeśli przegra? Patrzył na nią ze śmiertelną powagą.

– Przysięgam, że cię nie dotknę. Przysiągłbym na grób mojej matki, ale na szczęście ciągle jeszcze żyje, obawiam się więc, że musi ci wystarczyć moje słowo. Przysięgam, że cię nie tknę, niezależnie od wszystkiego.

– Niezależnie od czego?

Przysunął się do niej, a kiedy odpowiedział, niemal szeptał.

– Nie dotknę cię, niezależnie jak bardzo bym tego pragnął. Niezależnie od tego, jak pachną twoje nagrzane słońcem włosy. Niezależnie do tego, że oddałbym dziesięć lat życia, byle trzymać cię nagą w objęciach. Niezależnie od tego, jak bardzo prześladuje mnie wspomnienie, kiedy jechałaś przede mną na koniu, wspomnienie dotyku twoich ud. Niezależnie od tego, że noce w górach są chłodne. a ponieważ jesteśmy do siebie przykuci, będziemy musieli spać razem, wtuleni w siebie, a nasze ciała będą idealnie do siebie dopasowane. Choćby nie wiem co, nie tknę cię.

Maddie zamknęła oczy. Mówił tak cicho, że choć stał tuż obok i czuła na twarzy jego oddech, z trudem go słyszała. Przytulił dłoń do jej policzka, palce zanurzył w jej włosach kciukiem rozchylił kącik ust.

– Przysięgam, że nie pocałuję twej szyi. oczu ani tej żyłki na skroni. Nie będę całował twoich krągłych, białych ramion ani talii, ani ud, ani podbicia twojej lewej stopy. Nie będę muskał językiem twojej miękkiej skóry w zgięciu łokcia ani nie będę wkładał sobie do ust twoich palców i ssał jednego po drugim. Zgłodniałaś?

Maddie chwiała się, kolana się pod nią uginały, ciało miała nagle jakby pozbawione kości.

– Co? – udało jej się wyszeptać.

Wolno uchyliła powieki. Widziała jego pełną dolną wargę i wręcz rozpaczliwie zapragnęła przeciągnąć palcem pod jego wąsem i poczuć zarys jego górnej wargi. Koszulę miał rozpiętą, chciała wbić zęby w porośnięty włosami tors.

– Pytałem, czy nie zgłodniałaś? Dobrze się czujesz? Pobladłaś trochę.

Maddie nieco szerzej otworzyła oczy i wpatrzyła się w Ringa. Czy naprawdę powiedział to, co słyszała?

– Co mówiłeś?

Wziął ją pod pachy i podciągnął do pozycji stojącej.

– Może jednak powinniśmy wrócić, choć moim zdaniem przydałby ci się wypoczynek. Widać po tobie przeżycia ostatnich kilku dni.

Maddie potrząsnęła głową, jakby chciała oprzytomnieć.

– Żądam, żebyś powtórzył to, co mówiłeś o… o niedotykaniu mnie.

– Przysięgałem, że pod żadnym pozorem cię nie dotknę. Czy nie to cię niepokoiło? Mówiłaś, że się obawiasz, co ci mogę zrobić, biorąc pod uwagę, że ja jestem mężczyzną, a ty kobietą. Próbowałem cię tylko uspokoić.

– Spojrzał w niebo. – Wiesz, chyba może popadać. Jeśli mamy tu pozostać, pora się rozejrzeć za jakimś schronieniem i chrustem.

Maddie zastanawiała się, czy przypadkiem nie traci zmysłów. Czyżby sobie wyobraziła to wszystko, co powiedział?

Ring ruszył w drogę, a ponieważ była do niego przykuta, nie miała innego wyjścia, jak iść za nim.

– Co mówiłoś o… o naszym spaniu razem?

– Mówiłem, że noce w górach są zimne i będziemy musieli spać razem, żeby się ogrzać. Spójrz, tam jest odpowiednia skała, pod nią będziemy mogli rozbić obóz. Chyba starczy miejsca dla nas i na ognisko. Zaraz, a jak rozpalimy ognisko? Nie masz zapałek, prawda?

– Nie – odparła cicho, idąc za nim i wpatrując się w jego plecy. Nagle się zatrzymała. – Stawaj natychmiast. Żądam, żebyś powtórzył, co tmi mówiłeś. To o moich włosach i… i o stopie.

Okręcił się wolno i uśmiechnął po ojcowsku,.

– Masz dwie stopy, lewą i prawą, oprócz tego dość ładne włosy. Coś jeszcze?

Maddie już miała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język. W tę grę można się bawić we dwoje. W takim razie może i ona potrafi? Nie wyobrażała sobie, by mogła mu powiedzieć, że chciałaby się przekonać, jak wygląda jego górna warga. Minęła go, ze wszystkich sił starając się zachowywać wyniośle.

– Nie potrzebuję zapałek, by rozpalić ognisko. Mój ojciec…

Gwałtowne szarpniecie zmusiło ją, by się zatrzymała. Ring stał w miejscu.

– Twój ojciec – mruknął.

Uśmiechnęła się słodko.

– Tak, mój ojciec. Otóż mój ojciec nauczył mnie kilka sztuczek, dzięki którym można przeżyć w ekstremalnych warunkach.

– Na przykład jak rozpalić ognisko bez zapałek? Pocierając drewienko o drewienko? Masz pojęcie, ile to trwa i jakie jest trudne?

Wiem dokładnie, ile to trwa, i gdybyś robił to tak często jak ja, przekonałbyś się, że wcale nie jest trudne. Może i nie noszę przy sobie zapałek, które zawsze mogą się zmoczyć, ale noszę zawsze krzesiwo i hubkę. Ojciec powtarzał, że każdy – także i kobieta – może przeżyć, jeśli będzie miał przy sobie coś do rozpalenia ognia, wnyki, kilka haczyków na ryby i nóż.

– A ty to wszystko oczywiście masz przy sobie.

– Oczywiście – odparła z wyższością, – A czy ty nie nosisz tego przy sobie, ile razy opuszczasz obóz? Przecież nigdy nie wiadomo, co się stanie, kiedy człowiek będzie daleko od konia. Niech mi pan nie mówi, kapitanie Montgomery, że zostawił pan wszystko przy koniu.

Nie mogła stwierdzić tego z całą pewnością, bo kapitan szybko odwrócił głowę, ale wydawało jej się, że nieco poczerwieniał ze wstydu. I kto teraz czuł się niezręcznie?

Ojciec nauczył ją, co ze sobą brać, a także jak to zabrać. W czasie długiej podróży ze wschodu. Maddie siedząc w trzęsącym powozie, znalazła kilka godzin, żeby wszyć parę kieszeni pod spód obszernej spódnicy dojazdy konnej. Kieszenie były jak najmniejsze i wszyła je w połowie wysokości spódnicy, żeby nie odznaczały się przy talii. Teraz, patrząc na plecy Ringa, Maddie zdała sobie sprawę, że, aby dostać się do kieszeni, będzie musiała unieść spódnicę, i nagle przypomniała sobie, jak kiedyś znalazła się w sypialni z francuską sopranistką. Nie przypominała sobie jej nazwiska, pamiętała jedynie, że jej G było okropne, ale tamtego wieczoru Maddie zobaczyła przerzucone przez krzesło pantalony owej śpiewaczki – o ile w ogóle zasługiwała na to miano. Pantalony były zrobione z delikatnego, mięciusieńkiego batystu, tak delikatnego, że prawie przezroczystego, w rozkosznym odcieniu różu, przypominającym dziewczęcy rumieniec. Maddie wyśmiała je i stwierdziła, że to wyrzucanie pieniędzy, bo pantalony natychmiast się rozlecą. Sopranistka spojrzała w lustro na Maddie i powiedziała:

– I dość łatwo je rozedrzeć.

W owym czasie Maddie nie miała pojęcia, o co tamtej chodziło.

Teraz, zdając sobie sprawę, ze ma na sobie niezdzieralne, praktyczne, bawełniane pantalony, żałowała, że jej bielizna nie jest z różowego batystu. King powiedział, że oddałby dziesięć lat życia, byle móc trzymać ją nagą w ramionach. Ona mogłaby oddać pięć lat życia – oczywiście nie z tych, kiedy mogła śpiewać, ale tych, które nastąpią po zakończeniu jej kariery – żeby dać mu się objąć.

Uniosła spódnicę i z ukrytej kieszeni wyjęła hubkę oraz krzesiwo, ale Ring na nią nie spojrzał. Potem ciągnąc za sobą przykutego Ringa, wyskubała nieco suchej kory z drzewa cedrowego, a z krzaku bawełny niedaleko rzeki zerwała suchy kwiat. Ojciec nauczył ją, jak pocierać krzesiwem o hubkę. Robiła to wielokrotnie, ale teraz, kiedy Ring stał tak blisko, obserwując każdy jej ruch, wcale jej to nie wychodziło.

– Nie tak, delikatnie – powiedział i wyjął jej z rąk krzesiwo. – Nie dmuchaj w to jak huragan, masz ją całować. O tak.

Stali tak blisko, że niemal się stykali głowami. Spojrzał na nią z ustami złożonymi jak do pocałunku. Leciutko, pieszczotliwie dmuchnął między jej wargi.

– Delikatny pocałunek – mówił, spoglądając na hubkę. – Jakbyś całowała dziewicę. – Podniósł wzrok, a napięcie, jakie dostrzegła w jego oczach, sprawiło, że zaschło jej w gardle. – Albo kobietę, która jest niemal dziewicą.

– Jak? – spytała i ku swemu przerażeniu stwierdziła, że głos jej się załamał.

Ring popatrzył na bawełniany puch i kawałki drewna.

– Mężczyzna, a przynajmniej taki mężczyzna, któremu zależy, by wszystko odbyło się jak powinno, nie może się spodziewać, że dziewica będzie taka jak inne kobiety. Nie może wziąć jej i jaszcze tego samego dnia spodziewać się, że ona też będzie go pragnęła. Musi jej uświadomić, czego można oczekiwać.

– Doprawdy? – odezwała się Maddie. Głos już jej się nie załamał, ale był nienaturalnie wysoki. – A czego można oczekiwać?

– Miłości. Namiętności. Delikatności. Uczuć. Czasem trudno jest dziewicę… przebudzić, jeśli można to tak określić. Zdarza się, że kobiety, które długo są dziewicami grzebią swoje uczucia albo zapominają o nich lub zastępują innymi. Takie kobiety wymagają szczególnego traktowania.

– Szczególnego?

Maddie poczuła cieniutką strużkę potu, spływającą po plecach.

– Trzeba im uświadomić, że w ich… powiedzmy, życiu jest jeszcze coś innego. Muszą nauczyć się patrzeć na mężczyzn… Ale to samo może równie dobrze odnosić się do prawiczków, czyż nie tak?

– Tak, oczywiście. Więc cóż kobieta powinna zobaczyć w mężczyźnie?

– Powinna się przekonać, jak się czuje, kiedy on jej dotyka, całuje ją, obejmuje. – Zniżył głos, tak ze musiała się nachylić, żeby go słyszeć. – Jak się czuje, kiedy on się z nią kocha i ją pieści. Mężczyzna musi najpierw sprawić, by zapragnęła tego wszystkiego, a wtedy będzie umiała czerpać z tego przyjemność. Czasem dziewice nawet sobie nie zdają sprawy z istnienia takiej miłości: dojrzałej, zdrowej, dorosłej. Sama wiesz, tej spotniałej, pełnej pożądliwości, twardej, dudniącej w skroniach miłości, takiej miłości, kiedy pod koniec myślisz, że cię rozsadzi, a kiedy już wybuchnie, wiotczejesz i czujesz takie spełnienie, jakiego nic dać nie może.

Górną wargę Maddie pokrył pot.

– Oczywiście – powiedziała lekko załamującym się głosem. – Właśnie takiej miłości.

– Kiedy ma się do czynienia z dziewicą, trzeba ją do tego doprowadzić.

– J-jak?

Po pierwsze mówić. Dziewice uwielbiają słowa. Po- wiedz jej, że chciałbyś całować jej uszy i włosy. Dotykaj jej piersi. Nie za mocno, na to przyjdzie pora później, ale na początku delikatnie muskaj. Całuj jej zamknięte powieki. Dziewice za tym przepadają. Pieść jej ręce. – Uniósł rękę Maddie, zacisnął palce wokół jej palców, kciukiem drapiąc wnętrze jej dłoni. – Niektórzy nie zdają sobie, sprawy, jak. wrażliwe potrafią być dłonie, jak wiele mogą czuć opuszki palców czy inne części ciała, których można dotykać, gładzić i pieścić palcami. Ale przecież ty to wszystko wiesz, prawda? Nawet nie próbowała odpowiadać, tylko skinęła głową, wpatrzona w jego wielką rękę, zaciśniętą wokół jej drobnej dłoni,

– Tak, do dziewic trzeba się zalecać. Trzeba na nie zwracać uwagę. Musi im zależeć na mężczyźnie, inaczej się nie rozluźnią i nie odpowiedzą miłością na jego miłość.

Nagle wypuścił jej rękę i odsunął się od niej.

– No i widzisz? Tak się rozfilozofowałem, że zapomniałem o ognisku.

Maddie popatrzyła na Ringa nad wątłym płomieniem. W gardle miała sucho, drżała od stóp aż po koniuszki włosów. Bała się wstać, bo nie była pewna, czy nogi ją utrzymają. Ring usiadł i uśmiechnął się do niej szeroko.

– Co za dziwaczny temat do rozmowy.

– Tak – wydusiła.

– Zresztą, co ja mogę wiedzieć o kobietach? Wiesz, czemu mój ojciec najął Toby'ego, a Toby ci powiedział, że kobiety mnie nie interesują, więc skąd miałbym się znać na dziewicach czy innych rodzajach kobiet? I od czego w ogóle zaczęła się ta rozmowa? A, tak, pamiętam, od rozdmuchiwania ognia – Wiesz, właściwie najpierw powinniśmy byli skorzystać z tych wnyków, co to je ponoć masz, a potem rozpalać ogień. – Uśmiechnął się do niej. – Ale może z ogniem jest jak z dziewicami: można go znowu pobudzić, jeśli zna się odpowiednie pocałunki. Podniósł się i wstając pociągnął za sobą Maddie. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa, więc chwycił ją pod rękę.

– Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej. Jesteś Wada jak widmo, cała spocona. Chyba nie chcesz się rozchorować?

– Zabierz, te ręce – szepnęła.

Nim zrobię z siebie idiotkę i rzucę ci się na szyję – dodała w ducha

– Och, przepraszam – odparł, puszczając ją tak gwałtownie, że omal nie upadła. Żeby nie osunąć się na ziemię, przytrzymała się jego paska. Ring zaś z obojętną, spokojną miną stał, patrząc na nią- Ręce trzymał przy bokach, żeby udowodnić, że jej nie dotyka. Zapanowała nad sobą. Wyprostowała się i odsunęła najdalej, jak na to pozwalał łańcuch.

– Cho-chodźmy…

Głos – ten do tej pory niezawodny instrument – znowu ją zawiódł.

– Może nie powinniśmy się nigdzie ruszać – powiedział z niepokojem. – Nie jestem przekonany, czy dobrze się czujesz.

– Królik – udało jej się wreszcie wydusić. – Chodźmy złapać królika.

Ruszyła pierwsza, pociągając za sobą Ringa, tak że nie widziała, jak wyciągnął z kieszeni chusteczkę, osuszył pot z czoła, potem wytarł dłonie i znowu twarz, włożył rękę w spodnie, poprawił coś, ponownie otarł twarz, przez chwilę wpatrywał się w ruch jej bioder, aż wreszcie zacisnął powieki tak mocno, że w kącikach oczu zalśniły łzy. Kiedy Maddie się odwróciła, uśmiechał się do niej beztrosko, jakby w ogóle nic go nie gnębiło.

Загрузка...