Przez następne trzy dni Maddie przeżywała istne piekło. Nie umiała czekać. Przyzwyczaiła się, że panuje nad swoim życiem, a teraz, kiedy porwano Laurel, a Ring zniknął, czuła, że straciła nad nim kontrolę.
Gdyby nie poszukiwacze złota, chybaby oszalała. Na nich wyładowywała nagromadzoną złość. Ci samotni mężczyźni usłyszeli o jej śpiewie i chcieli, by ich zabawiła. Najpierw po prostu powiedziała, że nie będzie śpiewać, mamrotała coś o chorym gardle i podobne bzdury, ale wreszcie ich skomlenia zaczęły działać jej na nerwy. Wreszcie przy kolejnej grupie proszących nie wytrzymała i wybuchneła. Wrzasnęła z całych sił, że nie chce i nie będzie dla nich śpiewać! Mężczyźni przyglądali się jej z lękiem. Maddie, jeśli chciała, potrafiła krzyczeć naprawdę głośno. Jeden z nich, ciągle mrugając powiekami, jakby nie całkiem się otrząsnął z szoku, powiedział cicho: – Zdaje się, że ból gardła już pani przeszedł? Maddie odwróciła się od nich, ale to nie przeszkodziło im dalej się napraszać. Nie mogła się nigdzie ruszyć, żeby nie szedł za nią jakiś poszukiwacz, prosząc, by zechciała dla nich zaśpiewać. Wymyślali najróżniejsze powody, jeden twierdził, że jego rodzina byłaby uszczęśliwiona, wiedząc, że słyszał La Reinę. Inny zapewniał, że jeśli usłyszy jej głos będzie wiedziała, że nie zmarnował życia. Pochlebiali jej na wszelkie możliwe sposoby, ale Maddie pozostała niewzruszona. Większość dnia spędzała w zagajniku na skraju obozowiska, wyglądając na drogę. Edith czasem przyniosła jej jedzenie, ale najczęściej robił to Toby. – Ringa ani widu, ani słychu? – pytał.
– Nie. Czemu nie powiedział, dokąd jedzie? Przynajmniej w którą stronę. Skąd mógł wiedzieć, dokąd się udać?
– Może pojechał za tamtym, którego miała pani spotkać?
Maddie głęboko zaczerpnęła tchu.
– Właśnie tego się obawiam. – Powiodła wzrokiem po drzewach. – Chociaż podejrzewam, że mógł kogoś ze sobą wziąć.
– Tego paninego Indiańca?
Spojrzała na niego ostro, ale nie odpowiedziała.
– Chłopiec niewiele mi powiedział, nie miał czasu, ale nim wyjechał, wspomniał coś o jakichś pamiętnikach i jakimś Indianinie z uchem.
– Myślę, że Dobre Ucho pojechał z Ringiem. Dobre Ucho się nim zaopiekuje.
Oby – dodała w duchu.
Toby o nic już więcej nie pytał, odwrócił się, żeby odejść, ale jeszcze się obejrzał.
– Aha, przyszli ci poszukiwacze, którym pożyczyła pani pieniędzy na narzędzia. Znaleźli te kamienie.
Wyciągnął rękę. W dłoni trzymał cztery czarne kamienie.
– Co to jest?
– Głównie ołów.
– Warte coś?
– Niewiele.
Maddie znowu skupiła całą uwagę na obserwacji drogi. Nie obchodziło jej, czy mężczyźni znaleźli złoto czy nie. Chciała tylko znowu zobaczyć siostrę i Ringa.
Trzeciego dnia mężczyźni z miasteczka dali jej spokój i przestali prób namawiania do śpiewu. Nie kusili jej obietnicami, że dostarczą fortepian, a nawet postawia go pod krytym dachem. Przechodzili obok niej, dotykali kapeluszy, ale niewiele mówili.
Maddie nie wiedziała, dlaczego wreszcie zostawili ją w spokoju i niewiele ją to obchodziło, ale była z tego zadowolona. Nie zdawała sobie sprawy, że za nią na wzgórzu niczym dwaj aniołowie stróże – albo szakale, jak woleli inni – ustawili się Sam i Toby. Toby miał przy sobie tyle broni, że wyglądał jak pirat, a gabaryty Sama wystarczały, żeby odstraszyć każdego, kto chciałby przeszkodzić Maddie,
Wieczorem trzeciego dnia Maddie zaczęła tracić nadzieję. Wiedziała, że teraz Ringa opuściło szczęście. Tym razem nie udało mu się ocalić siebie – ani kompanii wojska – od nieszczęścia. Maddie próbowała się na niego rozgniewać. Przecież tłumaczyła mu, że porywacze Laurel to niebezpieczni judzie, ale on nie słuchał. Nie, uważał, że wie lepiej. Sądził, że ze wszystkim sobie poradzi, że jest wszechmocny, Myślał, że nikogo nie potrzebuje, że sam da sobie radę.
Próbowała wzbudzić w sobie prawdziwą złość, ale na próżno. Powtarzała sobie, że przeżyła bez niego tyle lat, to i teraz będzie bez niego szczęśliwa, ale nie udało się jej siebie przekonać. Jeszcze niedawno myśląc o swoim życiu, nie uważała go za samotne, ale teraz odczuwała pustkę. Pamiętała, że jako dziecko była samotna i jako dorosła kobieta, też. Kiedy porwali ją rosyjscy studenci, wydawało jej się zupełnie naturalne, że John pozostawił ją własnemu losowi; teraz jednak bolało ją, że nikt nie przyszedł jej z pomocą.
Pociągnęła nosem i otarta łzę, która zakręciła się w kąciku oka. Nie będzie nad nim płakała! Sam podjął tę decyzję, zrobił, co chciał.
Próbowała myśleć racjonalnie, co ma teraz robić. Jeśli Ring nie wróci do jutra, wyruszy do ojca, żeby wraz ze swoimi towarzyszami odszukał Laurel… i Ringa. A raczej to, co z niego zostało, poprawiła się w duchu. Jeśli Ring do jutra nie wróci, będzie wiedziała, że nie żyje. Może ojcu udałoby się trafić na jego ślad i go odszukać. Może tamci wzięli Ringa na zakładnika, a nie zabili, tak jak grozili, Może…
Nie mogła dłużej myśleć, bo miała wrażenie, że wokół piersi zaciska jej się twarda obręcz.
– O, Ring – wyszeptała.
Oparła się o drzewo i zamknęła oczy. Na nic próby pogodzenia się z jego śmiercią, nie będzie mogła jej przyjąć spokojnie.
Nie zwróciła uwagi na Toby' ego, który stanął na wzgórzu i zmrużonymi starymi oczami wpatrywał się w długą, wyboistą drogę. Nie widziała, jak Sam podążył za wzrokiem Toby'ego i też się podniósł. Zbyt była pogrążona we własnym bólu, żeby cokolwiek zauważyć.
Poczuła jego obecność, zanim jeszcze zdążyła go zobaczyć. Odwróciła się powoli i oto stał przed nią Ring! Brudny, w podartym ubraniu, w ramionach trzymał owinięty w derkę tobołek. Ale Maddie widziała tylko jego. Podeszła, uniosła rękę do jego policzka. Był podrapany, z jednej strony biegła długa szrama, niektóre rany pokrywała zaschnięta krew.
Maddie stała, dotykając go bez słowa i wpatrując się w niego, póki w jej oczach nie zalśniły łzy. Uśmiechnął się do niej.
– Walczyłem dla ciebie ze smokami.
W pierwszej chwili go nie usłyszała. Zbyt się cieszyła, że widzi go żywego, żeby słuchać.
– Trzymaj – powiedział, rzucając jej w ramiona ciężki tłumok.
Ugięła się pod jego ciężarem, ale Ring przytrzymał ją, nim upadła. Dopiero po dobrej chwili Maddie uświadomiła sobie, co jest w tobołku.
Ring odsłonił koc i Maddie zobaczyła uśpioną twarz swojej ślicznej, dwunastoletniej siostry. Nie widziała jej od lat, ale rozpoznałaby Laurel na końcu świata, poza tym dziewczynka miała broszkę wysadzaną brylantami i perłami którą podarowała Maddie jej babka. Maddie popatrzyła na Ringa, ze zdumieniem i uwielbieniem.
– To diabeł wcielony – odezwał się, trąc policzek. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie odważyłby się jej porwać. Osobiście wolałbym stawić czoło kilku niedźwiedziom grizzly niż tej jednej dziewczynce.
Maddie wodziła wzrokiem od siostry do Ringa. Ciągle nie potrafiła uwierzyć, że żadnemu z nich nic się nie stało!
– To… to ona cię podrapała?
– Omal nie wydrapała mi oczu. Powtarzałem, że to ty mnie przysyłasz, ale zdaje się, że to samo mówili porywacze. Ugryzła Jamiego.
– Pomóż mi ją przytrzymać – powiedziała Maddie.
– Nic jej nie jest? Nikt jej nie skrzywdził? Czy nikt nie próbował jej zranić? Jak ją znalazłeś? Och, Ring, myślałam…
Nie dokończyła, bo łzy okazały się silniejsze.
Ring chwycił Maddie i Laurel pomógł im usiąść: Maddie na jego kolanach, a na jej kolanach śpiąca Laurel. Maddie oparła się o niego i mocno przytuliła siostrę.
– Musi być strasznie zmęczona.
– Terroryzowanie dwóch dorosłych mężczyzn to rzeczywiście ciężka praca.
– Naprawdę nie dala ci się zabrać? – Oparta mu głowę na ramieniu.
– Podrapała mnie do krwi w kilkunastu miejscach.
– Opowiedz, jak to było.
– Nie, nie teraz. Teraz chcę jeść i spać, a ty będziesz pewnie chciałaś porozmawiać z tą twoja, siostrą-diablicą. Znajdzie się miejsce i jedzenie dla dwóch mężczyzn?
– Choćbym miała sama upolować bawołu.
– Roześmiałbym się, gdyby nie to, że wcale nie żartujesz.
– Kto ci pomógł?
Ring ruchem głowy pokazał na drogę. Maddie uniosła głowę i zobaczyła nadchodzącego ku nim lekko kulejącego mężczyznę. Natychmiast go rozpoznała. To był ten sam człowiek, który ich obrabował i zostawił bez niczego w górach. Ledwo się zbliżył, wyciągnął pistolet i wymierzył w Maddie i Ringa. Zesztywniała.
– Schowaj natychmiast ten pistolet – warknął ostro
Ring i mężczyzna z uśmiechem włożył broń do olstra.
– Poprosiłeś o pomoc rabusia? Młodzieniec uśmiechnął się do Maddie.
– Rozbójnik bardziej mi odpowiada.
– Ha! – parsknął Ring. – To mój młodszy brat, Jamie. Uwielbia się przebierać i straszyć kobiety.
– Zdaje się, że to dziedziczne.
Maddie przyglądała mu się, a w głowie kłębiło jej się od nadmiaru myśli i wrażeń. Najpierw ogarnął ją gniew na niego i Ringa, że tak z niej zakpili w górach. Ta zabawa w rabusia i ofiarę przy jej uczestnictwie w charakterze niewinnego świadka, a później to przedstawienie, kiedy udawali, że się biją. Z pewnością właśnie wtedy szykowali plan ocalenia Laurel.
Równocześnie zaś przyglądając mu się, nie mogła zapomnieć słów Toby'ego, że Ring był najbrzydszy w rodzinie. Jamie miał ciemne, kręcone włosy, a gęste czarne rzęsy ocieniały jasnoniebieskie oczy. Do tego zgrabny nos i pełne, ładnie wykrojone usta nad kwadratową szczęką. I jeszcze dołek w brodzie. Nie dorównywał wzrostem Ringowi, mógł mieć „zaledwie" metr osiemdziesiąt pięć, ale był równie potężnie zbudowany jak starszy brat.
Maddie odwróciła się do Ringa.
– Rzeczywiście, jesteś brzydki.
Jamie zaniósł się dźwięcznym, głębokim śmiechem.
– Nie tylko piękna, ale i mądra. Gratulacje, braciszku.
Ring w ogóle nie był poruszony oświadczeniem Maddie, że uważa jego młodszego brata za przystojniejszego. Co więcej, słysząc to, ucałował ją w karczek.
– Tak, na tej szyjce jest mądra głowa – oświadczył z dumą, choć w jego głosie brzmiało również lekkie zdziwienie.
Jamie ziewnął szeroko.
– Tobie, Ring, miłość może i zastapi sen, ale nie mnie.
Jeśli to nikomu nie będzie przeszkadzać, chętnie skorzystał bym z tego namiotu. Czy jest tam łóżko? – z tym pytaniem zwrócił się do Toby'ego, który schodził ze wzgórza.
– Powinienem się był domyśle, ze któryś z was się tu pokaże – wyrzekał. – Chodź, poszukam czegoś do żarcia i dopilnuję, żebyś dostał łóżko.
Przechodząc obok Maddie, Jamie mrugnął porozumiewawczo. Siedziała nieruchomo, trzymając Laurel, z głową opartą o Ringa.
– Żadnego kazania? Żadnych wyrzutów, że cię zostawiłem?
– Żadnych – odparła. – Po prostu cieszę się, że jesteś bezpieczny.
– I żadnych pytań, skąd się tu wziął mój brat? Nic? Ułożyła wygodniej Laurel.
– Jutro zaśpiewam dla ciebie. Tylko dla ciebie. Zacisnął mocniej wokół niej ramiona i przez chwilę siedzieli bez słowa w zapadającym mroku.
– Czy czekałaś tutaj, przy tym zagajniku, kiedy zniknąłem?
– Cały czas, kiedy cię nie było, bałam się.
Pocałował ją w szyję.
– Ta mała diablica, twoja siostra, była zupełnie bezpieczna. Porywacze zostawili ją w górach, w rozpadającej się chacie, pod opieką jakiejś staruchy- Sądzili, że to miejskie dziecko, które będzie się bało puszczy.
Maddie prychneła pogardliwie.
– Nie córka Jeffersona Wortha.
– Racja. Kiedy dotarliśmy tam z Jamiem, uciekła kobiecie i szukali jej dwaj mężczyźni. Trudno było ją znaleźć.
– W to nie wątpię – odparła z dumą Maddie. – Czy Dobre Ucho ruszył za wami?
– Chyba tak. Ani razu go nie widzieliśmy, ale kilka razy zdawało mi się, że go słyszę.
– W takim razie chciał, żebyś go usłyszał.
– Możliwe. Tak czy owak Jamie i ja znaleźliśmy ją.
– I nic chciała z wami jechać.
Wiedząc, że i Ring, i Laurel są bezpieczni, Maddie mogła zacząć się uśmiechać.
– Istna diablica. – W głosie Ringa brzmiała lekka trwoga. – Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto by walczył tak zawzięcie jak ona. Chwilami miałem wielką ochotę skręcić ten mały karczek.
– Cieszę się, ze tego nie zrobiłeś. A teraz powinniśmy ją położyć do łóżka. Przypuszczam, że oboje jesteście wyczerpani.
Ring chciał już powiedzieć, że on nie potrzebuje wypoczynku, ale oczy same mu się zamykały, kiedy tak siedział oparty o Maddie. Przez ostatnie parę dni ani on, ani Jamie nie spali zbyt wiele.
– Może i masz rację.
Trochę musieli się poszamotać, zanim wstali i ruszyli w stronę namiotu. Ring chciał wziąć Laurel, ale Maddie uparła się, żeby nieść siostrę, więc objął ją ramieniem i razem szli do namiotu. Toby już wcześniej kazał Edith rozłożyć na podłodze derki, żeby Laurel i Ring mieli gdzie spać. Jamie już leżał na za małym dla niego łóżku, tak samo jak kilka dni temu King.
– Wywalę go stąd – powiedział Ring.
– Nie, niech śpi- Może zająć łóżko. Żałuję tylko, że nie mam nic porządnego dla ciebie i Laurel.
Ring był zbyt zmęczony, żeby się spierać. Popatrzył na koce rozłożone na podłodze i chwilę potem leżał na ziemi pogrążony we śnie. Maddie położyła Laurel na drugim posianiu i długo wpatrywała się w jej uśpioną buzię. Tylko dziecka mogło spać mimo wstrząsów i niewygody. Pocałowała siostrę w czoło, owinęła dokładnie kocem, zdmuchnęła latarnię I wyszła.
Przed namiotem czekał na nią Toby.
– Wszystko w porządku?
Uśmiechnęła się.
– Tak. Są tylko zmęczeni. Zostało trochę kawy? Toby nalał kawy do kubka i podał Maddie.
– Dowiedziała się pani, jak to wyglądało?
Usiadła przy ognisko i zrelacjonowała mu, czego się dowiedziała od Ringa. Toby zapatrzył się w płomienie i kiwał głową.
– Z tego wisusa też niewiele dało się wyciągnąć.
Maddie uśmiechnęła się, słysząc jego ton. Wyraźnie Ring był zdecydowanym ulubieńcem staruszka.
– Skąd Jamie się tu wziął?
Toby pokręcił głową.
– Powiadam pani, to dziwna rodzina. Ich ojciec mówił mi kiedyś, że mają w rodzinie dziewczynkę, która widzi rzeczy, co to jeszcze się nie wydarzyły. Nie to, co już było, ale co się dopiero stanie,
Maddie trzymała w dłoniach ciepły kubek i potakiwała.
– Słyszałam o tym, Czasem określa się to jasnowidzeniem. Nie potrafię sobie wyobrazić jasnowidza w rodzinie Ringa.
– No, nie chwalą się tym na lewo i prawo. Ale każdą taką dziewczynkę nazywają Christiana. Teraz jest jedna taka, mieszka na wybrzeżu, nie w Maine, ale na zachodzie, To dopiero dziewuszka, młodsza od paninej siostry, ale kiedyś ocaliła kościół pełen ludzi. Pożar tam był, czy coś takiego, więc na pewno już, wiadomo, że ma to „widzenie".
– Wiedziała, że cos jest źle?
– Zdaje się, że parę miesięcy temu bawiła się lalkami i powiedziała matce, że wujek Ring znajdzie się w opałach, – Toby się uśmiechnął. – Tamta z drugiego końca kraju wysłała człowieka, żeby ostrzegł ojca chłopaka, a staruszek przysłał tu jednego ze smarkaczy, żeby pomógł Ringowi.
Maddie powoli piła kawę.
– Więc Jamie znalazł brata i śledził go.
– Kiedy pani pilnowalim, Ring wypatrzył porywaczy, potem tego Indiańca i jeszcze kogoś, ale nijak nie mógł go dopasować do tej układanki.
– I to był Jamie.
– No.
Pokręciła głową.
– I Jamie zobaczył nas dwoje skutych kajdankami i postanowił odegrać rabusia, przepraszam, rozbójnika, zabrał Ringowi konia i wszystkie nasze rzeczy.
Milczała przez chwilę, myśląc o wszystkim-, co Ring wiedział, a ona nie. Nic dziwnego, że tak spokojnie zareagował, kiedy mężczyzna zabrał mu konia. Nic dziwnego, że nie chciał biec za swoim ukochanym zwierzęciem. Wiedział, że w rękach brata Kary jest bezpieczny. Wiedział też, że przez te trzy dni nic im nie grozi, ponieważ jego brat ich pilnował. A poza tym przez cały czas Ring miał klucze od kajdanek. Przypomniała sobie ten jego głupkowaty uśmieszek, kiedy ona tak się o niego niepokoiła, gdy chciał ruszyć za złodziejem. Albo odgłosy walki, którą odgrywali na jej benefis; Ring zdawał sobie sprawę, że ona jest niedaleko i słucha. Przecież zdziwiło ją, że później nie znalazła na ciele Ringa żadnych obrażeń.
Wstała i popatrzyła na siedzącego Toby'ego. Może powinna czuć gniew, ale nie czuła. Nieważne, co Ring zrobił. Oddał jej siostrę, to najważniejsze. – Idę spać – oświadczyła.
Odwróciła się i poszła do namiotu. Wsunęła się w ramiona Ringa, a on przez sen przygarnął ją do siebie. Maddie przytuliła do siebie Laurel i zasnęła.
Nic ci nie jest? – spytała Maddie siostrę następnego ranka. Były same w namiocie, siedziały na łóżku. – I nie kłam. Chcę usłyszeć prawdę.
Laurel opowiedziała o swoich przeżyciach. W jej opowieści roiło się od przekleństw i wykrzykników, które zapewne zgorszyłyby i przeraziły Maddie, gdyby była kimś innym. Ona jednak zdawała sobie sprawę, w jakim otoczeniu dorastała Laurel. Sama Maddie dopiero wtedy, gdy lepiej poznała środowisko operowe, uświadomiła sobie, jak niezwykłe było jej dzieciństwo. Jej rodzina mieszkała na odludziu, jej przyjaciele byli starymi mieszkańcami gór. Zamiast zagłębiać tajniki haftu i sztuki podawania herbaty, uczyła się, jak oprawić bawołu, chwycić bobra, ozdobić spodnie z koźlej skóry. Kiedy zaczęła występować, uświadomiła sobie, że oprócz arii operowych zna wyłącznie świńskie piosenki, których nauczył jej Bailey. Potrafiłaby przeżyć w puszczy, ale nie umiała odróżnić jedwabiu od płótna.
Maddie uśmiechnęła się do siostrzyczki i odgarnęli jej włosy z czoła.
– Martwiłam się o ciebie.
Laurel przyglądała się jej z lekkim strachem. Nie zapamiętała zbyt dobrze swojej starszej, sławnej siostry z tych kilku krótkich lat, które spędziły razem, dopóki Maddie nie opuściła domu, ale przechowywała każdy drobiazg związany z Maddie. Miała plakaty, wycinki, zasuszone kwiaty i wszystkie listy, które od niej dostała.
– Powiedzieli, że mnie potrzebujesz – mruknęła Laurel.
– Pojechałam z nimi, bo twierdzili, żeś wpadła po uszy, Maddie uśmiechnęła się, bo określenie zabrzmiało jak zgrzyt.
– Trzęsłam się o ciebie i dlatego z nim pojechałam – mówiła cicho Laurel, a w jej oczach malowało się oddanie.
Maddie z uśmiechem ujęła dłonie dziewczynki,
– Ja też się o, ciebie trzęsłam, ale nie mogłam tam przyjechać.
Pogładziła siostrę po potoczku i uświadomiła sobie, jak bardzo „cywilizacja" ją zmieniła. W cywilizowanym świecie ludzie nie przyznawali się, że brak im kogoś albo że się o kogoś „trzęsą", jak to po wiedziała Laurel Nie, w cywilizowanym świecie ludzie ukrywali uczucia albo je udawali. A kiedy dowiadywali się, że ktoś ich potrzebuje albo, jak to określiła Laurel, „wpadł po uszy", i coś złego mu się przydarzyło, nie rzucali wszystkiego, by ruszyć mu z pomocą.
– Pojechałam z nimi – podjęła Laurel z zaciśniętymi wargami. – Jeden odgrywał ksieżula, ale spoił mnie jakimś świństwem i zasnęłam. – Popatrzyła na Maddie. – Ale dostało mu się za swoje. Zarobił kulkę i odwalił kitę.
Maddie otworzyła oczy z przerażenia. Laurel porwał mężczyzna przebrany za pastora, dał jej jakiś środek usypiający. Wyglądało jednak na to, że został zabity i umarł.
– Ty go zabiłaś?
– Niee, jeden z tych drani.
Maddie uspokoiła się, słysząc, że zrobił to jeden z porywaczy, a nie jej siostra. Objęła dziewczynkę.
– Tak się cieszę, że jesteś bezpieczna. Ring mówił, że nieźle mu się dałaś we znaki.
Laurel odsunęła się, żeby spojrzeć na siostrę.
– Myślał, że mu uwierzę, kiedy się pokazał w tamtej chałupie. Spodziewał się, że natychmiast z nim pojadę, jakby był samym Panem Bogiem.
Maddie musiała ją przyciągnąć do siebie, żeby Laurel nie widziała jej uśmiechu. Potrafiła sobie wyobrazić, jak King rozkazuje Laurel, co i jak ma zrobić, dokładnie tak samo, jak na początku próbował dyrygować nią.
– Ma skłonności do takiego zachowania – wyjaśniła -ale są szanse, że się oduczy. Jak cię traktowali porywacze? Nie zrobili ci krzywdy?
– Chcieli mnie nastraszyć, ale wlałam im do jedzenia bawolej herbatki i to ich uspokoiło.
Maddie zmarszczyła brwi. Co innego odwaga, a co innego głupota. Zaś nalanie moczu do jedzenia porywaczy z pewnością było głupotą. – Laurel, moim zdaniem… Laurel potrafiła rozpoznać, kiedy zanosiło się na kazanie.
– Skoro o bawolej herbatce mowa, masz coś do jedzenia?
Jestem głodna jak wilk.
Maddie parsknęła śmiechem. Jej siostrze nic nie dolegało, a po tym, co zdążyła usłyszeć, zaczynała współczuć biednym porywaczom. Zapewne byli to zwykli najemnicy, tak samo jak ten, z którym się spotykała w górach, i nie mieli pojęcia, jak sobie poradzić z dwunastoletnią diablicą. Która wlewa im mocz do jedzenia. – Dobrze, idź zjeść – powiedziała Maddie, a kiedy Laurel wstawała, chwyciła ją za rękę. – Kiedy rozstawiasz z innymi, postaraj się mówić, jak należy. Inaczej nie zrozumieją i będą zgorszeni. Laurel wykrzywiła buzię.
– Ten… Ten twój…
– Co znowu Ring zrobił?
– Przełożył mnie przez kolano, ot co.
Maddie musiała przygryźć w środku wargę, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechom. Ilekroć przeklinały, ojciec zawsze groził im laniem, ale miał zbyt miękkie serce i nigdy nie zrealizował tej groźby. Ich matka też nigdy nie lubiła bicia.
– Po prostu wyobraź sobie, że rozmawiasz z mamą.
– Też na to wpadłam – odparła Laurel. – Co to za ludzie, ci ze wschodu? Czy to w ogóle mężczyźni?
– Tak – odparła Maddie. – To prawdziwi mężczyzni. Idź już, zjedz coś.
Przyglądając się wychodzącej z namiotu siostrze pomyślała, że może dlatego nigdy nie interesowali jej Europejczycy, bo nie wydawali jej się prawdziwymi mężczyznami.
Wstała i otrzepała spódnicę. Tak, ci mieszkańcy wschodu byli mężczyznami, innymi niż ci, z którymi się wychowała, ale na pewno mężczyznami.
Nieco później Laurel oświadczyła Maddie, że nie chce jechać na wschód, tytko wrócić do rodziców. Ring spojrzał na dziewczynkę i stwierdził:
– Nie będę mógł cię odwieźć natychmiast, ale obiecuję, że zrobię to, kiedy tylko będę mógł.
Nim Maddie zdążyła otworzyć usta, Laurel wyskoczyła na Ringa.
– Ty? A po co masz mnie brać? Sama pojadę!
Maddie już chciała się wtrącić do sporu, ale uświadomiła sobie, że automatycznie chciała bronić Ringa. Zamknęła usta. Ring wyglądał na zaskoczonego atakiem Laurel.
– Chciałem tylko…
– Chciałeś dokładnie to, co mówiłeś. Ty… – urwała, widząc ostrzegawcze spojrzenie starszej siostry. – Nie potrzebujemy cię, prawda, Maddie? Możemy same pojechać. – Uniosła dumnie główkę. – Poza tym mamy Dobre Ucho.
– Phi, on tylko się przygląda – prychnął Ring. – Nigdy bezpośrednio nie pomaga. A tak w ogóle to zaczynam podejrzewać, że w ogóle nie istnieje, że to wytwór waszej wyobraźni.
Laurel wyglądała tak, jakby miała zamiar gryźć paznokcie i Maddie musiała zasłonić usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Jej siostrzyczka nie miała pojęcia, że Ring z niej żartuje i bawi go jej wściekłość.
Dziewczynka popatrzyła na drzewa. – Potrzebuję cię – powiedziała głośno.
Maddie była ciekawa, czy Dobre Ucho pokaże się na tak bezpośrednie wezwanie. Nie wątpiła, że kryje się w pobliżu i ich słyszy, zawsze bowiem był ogromnie ciekawy i niezmiennie fascynowały go kłótnie białych ludzi.
Laurel stała z założonymi rękami, tupiąc nogą, podczas gdy Ring ostentacyjnie rozglądał się wokoło, szukając Indianina.
– I gdzie ten wasz wyimaginowany przyjaciel?
Maddie widziała, że Laurel opuszcza pewność siebie i boi się, że Dobre Ucho się nie pokaże. Ona też chciała go zobaczyć. Świsnęła i czekała.
Kiedy ostatecznie zwątpiła, że Indianin się pokaże, wyszedł z lasu – i wszyscy utkwili w nim wzrok.
Nie ma nic, po prostu nic równie wspaniałego jak nadzwyczajnej urody wojownik z plemienia Kri – a właśnie taki był Dobre Ucho: wysoki, proporcjonalnie zbudowany, tak jak powinien być zbudowany mężczyzna, o brązowej skórze. Nosił się dumnie, świadom swego wyglądu. Kiedy występował jako wojownik, Maddie nie podchodziła do niego, nie dotykała go ani z nim nie rozmawiała. W dzieciństwie ona, jej siostra i jego dzieci łaziły po nim, żartowały z nim, platały mu figle – ale nie wtedy, kiedy przeobrażał się w wojownika: wtedy stawały i przyglądały mu się z czcią – tak jak teraz Ring, Jamie i Toby.
Dobre Ucho zniknął w lesie równie szybko, jak się pojawił.
– No i masz – odezwała się po obwili Laurel. – Czy to cię przekonuje? Sądzisz, że on może mnie odwieźć do domu?
Ring nie słuchał. Odwrócił się do brata i uśmiechnęli się; do siebie. To tak, jakby zobaczyli człowieka-legendę z ich dzieciństwa i ciągle nie wierzyli własnym oczom. Jamie podszedł do brata i objął go ramieniem.
– Następnym razem ja będę Dobrym Uchem – powiedział, powtarzając zdanie, które zapewne nieraz padało w ich zabawach.
– Pod warunkiem, że ja będę Jeffersonem Worthem -brzmiała odpowiedź Ringa.
Laurel popatrzyła na Maddie.
– O czym oni gadają? – Maddie się roześmiała.
– Chłopcy – powiedziała. – To wieczni chłopcy.
Nadal ją wypytują? – spytał Toby, kucając przy ognisku i biorąc kolejną dokładkę boczku.
Maddie ziewnęła, potakując. Zaraz po scenie z Dobrym Uchem Ring i jego brat zawołali Laurel do namiotu. Chcieli się dowiedzieć, gdzie ją przetrzymywano i dlaczego. Początkowo Maddie chciała bronić siostrzyczki, ale szybko zdała sobie sprawę, że Laurel jest zadowolona, że stanowi ośrodek zainteresowania dwóch dorosłych przystojnych mężczyzn – nawet jeśli Ringa traktowała bardziej niż chłodno. Maddie zauważyła, że dziewczynka szczególną sympatią darzy niebieskookiego Jamiego, który posyłał jej bardzo dorosłe spojrzenia. Kiedy Maddie wychodziła z namiotu, mijając Jamiego szepnęła:
– Skrzywdź ją, a złamię coś więcej niż twe serce.
Jamie tylko się roześmiał.
Teraz zaś Maddie chciało się śpiewać. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że przez ostatnie trzy dni pierwszy raz w życiu nie miała na to ochoty. Ale teraz pragnęła śpiewać. I to śpiewać dla Ringa!
– Mieszkańcy, zdaje się. wspominali coś, że przytransportowali tu fortepian i postawili chatę? – spytała Toby'ego.
– Tak, jest na górce. Stała tam wiata, dorobili do niej byle jaki dach i ścianę frontową.
– Dobrze – oświadczyła i ruszyła zboczem w górę.
Pomieszczenie było niewielkie, mieścił się tam jedynie fortepian i krzesło, ale tyle Maddie wystarczyło. Uśmiechnęła się. myśląc o czekającej Ringa niespodziance. Co innego bowiem słyszeć śpiew operowy ze sceny, a co innego słyszeć go w niewielkim pomieszczeniu.
Bez trudu namówiła Franka, żeby akompaniował jej po południu. Edith przygotowała lunch, który składał się z pieczonej szynki i sucharów. Maddie chciała porozmawiać z Laurel, lecz siostra całą uwagę poświęcała Jamiemu i nieustannie go obserwowała. Maddie przymrużyła oczy i popatrzyła groźnie na Jamiego, ale on uniósł tylko ręce w geście niewinności. Wreszcie Maddie wstała.
– Idę poćwiczyć – oświadczyła, jakby to nic nie znaczyło.
– Ring, może chciałbyś się przyłączyć?
Uśmiechnął się.
– Myślę, że chętnie skorzystam z zaproszenia – odparł i wraz z Maddie ruszył do chaty.
Kiedy doszli na miejsce, zamknął drzwi, a Maddie podeszła do fortepianu, zwracając się do Franka, który już siedział przy klawiaturze.
– Ah,fors'e lui, proszę – powiedziała cicho.
Ring usiadł na krześle, które postawiła naprzeciwko instrumentu i uśmiechnął się do Maddie. Śliczna aria z Trviaty i tak należała do jego ulubionych, słyszał ją już dwukrotnie. Jednak choć był na koncertach Maddie, nigdy nie słyszał jej śpiewu w niewielkim pomieszczeniu. Słuchając występów na scenie, łatwo sobie uświadomić, jak potężnego trzeba głosu, żeby dotarł do ostatnich rzędów, kiedy jednak siedzi się na widowni złożonej z setek ludzi, trudno docenić jego głębię i prawdziwą siłę.
Początkowo Ring po prostu rozkoszował się melodią, podczas gdy Maddie jako Violetta zastanawiała się, czy powinna czy też nie powinna pokochać Alfreda. Kiedy jednak przeszła do miejsca, w którym śpiewała, ze może ich dusze są dla siebie przeznaczone, Ring otworzył szerzej oczy. Głos Maddie – po części zasługa talentu, po części efekt ćwiczeń – dobywał się z głębi jej piersi, rodził się gdzieś głęboko, głęboko w niej. Kiedy zaśpiewała follia, co po włosku oznacza szaleństwo, od siły jej głosu zaczęło drżeć krzesło, a wraz z nim całe ciało Ringa.
Śpiewała o płonącym ogniu miłości, o miłości, która jest tajemnicza i nieosiągalna, o zagubieniu i radości jej serca.
A kiedy wspaniałym trelem wyśpiewała gioir, „raduję się". Ring wyprostował się na krześle i spojrzał na Maddie. Nigdy nie widział nic równie pięknego jak ta kobieta. Wiedział, że ją kocha, kochał ją już od jakiegoś czasu, ale w tej chwili patrzył na nią inaczej, nie jak na osobę, lecz na niewiarygodnie upragnioną kobietę.
Frank zaskoczył Ringa, włączając się jako Alfredo, który stał pod oknem Violetty i śpiewał, że miłość stanowi tętno całego świata.
Trele Maddie w jej pierwszej odpowiedzi Alfredowi sprawiły, że Ring zaczął dygotać. Było to powolne drżenie, które rodziło się gdzieś w środku, rozchodziło się po całym ciele, aż dotarło do nóg. Ring trzymał się mocno krzesła, jakby się bał, że inaczej się rozpadnie.
Maddie widziała pobladłą twarz Ringa i uświadomiła sobie, że ma wyjątkowego słuchacza. Kryształowo czystym głosem śpiewała nutę za nuta, jej A z bemolem były doskonałe.
Przy drugiej serii treli Ring zaczął się pocić. Jej głos go otaczał, przenikał, a kiedy śpiewała o przefruwaniu od przyjemności do przyjemności, czuł i jej słowa, i głos. Dopiero na samym końcu, przy tym wspaniałym wysokim C popatrzył na Maddie. Najpierw na stopy, potem wzrokiem powędrował w górę. Kiedy Maddie poczuta na sobie jego spojrzenie, ona także zaczęła drżeć, bo nie trzeba było wiele doświadczenia, by odgadnąć, że to, co płonęło w jego oczach, to pożądanie. W tej chwili nie było ważne, czy to ona je wzbudziła czy jej głos. Ważne było jego istnienie.
Nim ostatnia nuta umilkła w powietrzu. Ringowi udało się wsiać i wyjść z chaty. Zatrzasnął za sobą drzwi, oparł się o ścianę i próbował wyciągnąć cygaro z wewnętrznej kieszeni kurtki;
– A, tu jesteś – odezwał się Toby. – Szukałem ciebie, gdy usłyszałem te wycia i wiedziałem, że cię tu znajdę. Dobrze się czujesz?
– Wła… – szepnął Ring.
Toby natychmiast przeszedł do akcji. Podtrzymał Ringa i podprowadził do zwalonego pnia, i tam posadził. Kiedy tamten dalej grzebał w kieszeni. Toby wyjął cygaro, zapalił i podał mu, ale Ring tak się trząsł, że z trudem je trzymał w dłoni.
– Co ci się stało? – dopytywał się Toby.
– Mam wrażenie, że właśnie wróciłem z Edenu – odparł Ring.
– Zakosztowałem owocu z drzewa poznania dobra i zła.
Toby nadal nie pojmował, więc kiedy zbliżył się Jamie, chwycił go za klapy.
– Może ty zrozumiesz, co on bredzi.
Stali patrząc na Ringa, który siedział na pniu, ciągle drżąc i usiłując palić cygaro, żeby się uspokoić.
– Powiada, że był u jakiegoś Edena i zjadł jakiś owoc.
W tej samej chwili Maddie otworzyła drzwi. Zmierzyła wzrokiem Ringa i uśmiechnęła się pogardliwie.
– Jak śmiesz wychodzić, kiedy ja jeszcze śpiewam – powiedziała, zatrzasnęła drzwi, potem gniewnym krokiem ruszyła w dół, kierując się do namiotu.
Ring wychylił się zza Toby'go i przyglądał się idącej Maddie: pełne biodra, szczupła, ściągnięta gorsetem talia. Odwróciła się i dostrzegł zarys jej piersi, krągłą linię pośladków.
Toby powiódł wzrokiem od Ringa do Maddie, potem spojrzał na Jamiego.
– Niech mnie kule biją – wyszeptał. – Wreszcie i jego rąbnęło.
Uśmiechając się radośnie poderwał Ringa na nogi i popchnął w stronę Maddie.
– Idź ją udobruchać – powiedział ze śmiechem. – Przyprowadź tutaj. Już ja dopilnuję, żebyście mieli spokój.
Ringowi udało się zmusić nogi do pracy na tyle, że dotarł do namiotu Maddie, jednak ręka tak mu się trzęsła, że z trudem uchylił płachtę namiotu. Ledwo wsunął głowę, a w jego stronę poleciało coś co wyglądało na zdjęcie w ramce. Wślizgnął się do namiotu.
– Jak śmiałeś? – wrzasnęła Maddie. – Jak śmiałeś wyjść, zanim skończyłam?
Chwyciła mały słoiczek z kremem i cisnęła nim w Ringa. Ring złapał pojemniczek i ruszył w jej kierunku.
– Czekam na wyjaśnienie.
Kiedy bez słowa szedł dalej w jej stronę, złapała buteleczkę perfum, która stała na kufrze, i rzuciła. Ring chwycił ją prawą ręką. Doszedłszy do Maddie, wyciągnął ręce po obu jej stronach, ustawił na kuferku słoiczek i butelkę, potem chwilę stał bez ruchu, przyglądając się kobiecie. Dopiero kiedy spojrzała mu w oczy, zrozumiała, co czuł, i serce podeszło jej do gardła. Widywała taki wzrok u wielu mężczyzn, lecz nigdy o takiej sile i natężeniu. Nigdy jeszcze nie bała się Ringa, ale ten mężczyzna o dzikim spojrzeniu ją przerażał;
– Ring, muszę… – zaczęła, ale nie odpowiedział.
Gdzie się podział tamten cywilizowany, opanowany mężczyzna, z którymś. Nim zdążyła zareagować, przerzucił ją sobie przez ramię i wyniósł z namiotu. Na zewnątrz stali Jamie Toby, Edith. Frank, Sam i Laurel, nie wspominając już o jakiejś dwudziestce mieszkańców miasteczka. Zamknęła oczy, żeby ich nie widzieć, czuła bowiem, że próby przemówienia do rozsądku temu obcemu człowiekowi, który ją niósł, są z góry skazano na przegraną. Zaniósł ją do chaty na zboczu, zamknął drzwi, postawił ją na nogi i popatrzył na nią wzrokiem, w którym płonili ogień.
– Ring, wiesz, chyba czegoś zapomniałam. Może powinnam…
Chwycił ją za ramię, kiedy próbowała ruszyć do drzwi. Trzymając ją wodził dłońmi po jej ciele, wreszcie natrafiwszy na pośladki, zacisnął palce na ich krągłych kształtach. Maddie chwilę się nie ruszała, stała z szeroko otwartymi oczami, wreszcie podniosła na niego wzrok. Oczy jeszcze bardziej mu pociemniały, oddychał inaczej. Wolno pochylił się nad nią i lekko pocałował w usta.
Już wcześniej ją całował, ale nie tak jak teraz. Teraz czuła w jego pocałunkach gwałtowność, której przedtem w nich nie było. Zamrugała oczami, przełknęła ślinę, potem wycofała się z jego ramion.
– Myślę, że… eee… muszę porozmawiać z Laurel. Zrobił krok do przodu, Maddie oparła rękę na klamce.
– Zdaje się, że ktoś mnie wolał.
Ring sięgnął nad nią i opuścił rygiel, tak że nikt nie mógł dostać się do środka. Maddie cofała się w stronę fortepianu. Ring szedł za nią.
– Czy ktoś dogląda twojego konia? Wiesz, że on potrafi jeść wszystko. Zmartwiłabym się, gdyby coś mu się…
Zagonił ją w róg, oparł dłonie po obu stronach jej głowy, pochylił się i pocałował, miękko i długo. Kiedy Maddie zaczęła osuwać się na podłogę, chwycił ją w pasie i przyciągnął blisko do siebie. Wreszcie cofnął głowę. Maddie odwróciła wzrok, oddychała szybko i płytko. Nigdy jeszcze nie czuła nic podobnego. Popatrzyła na niego, od samego jego spojrzenia bił na nią war.
– Nie… nic wiem, co robić – wyszeptała.
– Ja też tak znowu dużo nie wiem – odszepnąl. – Ale chętnie się nauczę.
Posłała mu wątły uśmiech.
– Może powinniśmy nająć profesorów.
Zaczął się zmagać z licznymi guziczkami z tyłu jej sukni, delikatnie ucałował ją w szyję, policzek, oczy.
– Nauczę ciebie, jeśli ty nauczysz mnie.
– Tak – szepnęła. Strach powoli znikał. – O, tak.
– Maddie, ja… – zaczął i poczuła, jak drżą mu palce.
Nie była pewna, co wydarzyło się potem. Guziki nie dawały się łatwo rozpiąć, więc szarpnął, materiał się rozdarł i suknia opadła wokół stóp Maddie.
Znowu ją pocałował, tym razem nie tak delikatnie. Jedną ręką przechylił jej głowę i Maddie otworzyła usta pod dotykiem jego warg. Nie wiedziała, które z nich jęknęło, ale było to B z bemolem.
Nie wiedziała nawet, kiedy opadła z niej reszta ubrania, ale po kilku minutach wszystko leżało u jej stóp, ona sama zaś stała w objęciach Ringa, ubrana jedynie w pończochy, podtrzymywane w kolanach przez koronkowe podwiązki, i w trzewikach. Wziął ją za ręce, odsunął się i przyjrzał. W chacie panował półmrok, przez jedyne okno wpadały promienie słońca, w ich świetle wszystko nabierało złocistej barwy, Maddie poczuła, jak pod spojrzeniem Ringa cała oblewa się rumieńcem, ale on palcami ujął ją pod brodę i uniósł jej twarz.
– Jesteś równie piękna jak twój głos – powiedział.
Nie byle jaka to pochwała – pomyślała Maddie. Bardzo nie byle jaka.
– Chcę cię zobaczyć – wyszeptała.
Ring drżącą dłonią przeciągnął po jej ramieniu, przez pełną pierś, ku talii, wodząc palcami po płaskim, delikatnym brzuchu. Wreszcie znowu popatrzył jej w oczy i uśmiechnął się krzywo.
– Mężczyźni nawet w połowie nie są tak interesujący jak kobiety.
Uniosła dłoń do jego piersi, rozpięła jeden guzik i wsunęła rękę do środka, dotykając włosków na torsie, ciepłej skóry, mocnych, twardych mięśni. Wolno rozpinała guzik po guziku, schowała obie ręce pod koszulą, zsuwając mu ją z ramion. Spojrzała na jego twarz i dostrzegła w niej nie tylko namiętność, ale i coś innego. Coś, co przypominało zdumienie. Z tego, co zdążyła się dowiedzieć, w jego życiu nie było wiele kobiet i zdawała sobie sprawę, że dla niego, tak samo jak dla niej to wszystko jest nowe. Ta świadomość wywołała kolejny rozkoszny dreszcz. Maddie zawsze sądziła, że pewnego dnia pokocha mężczyznę, który zgłębił wszelkie tajniki sztuki miłości, mężczyznę, który weźmie ją do łóżka i wszystkiego nauczy – zwłaszcza że niejeden ofiarował się to uczynić. Czuła jednak, że Ring tak samo jak ona jest uczniem w tej szkole, i nie wiedziała czemu, ale ogromnie jej się to podobało. Może właśnie na tym polega różnica w otrzymaniu w darze nowej pary butów zamiast zużytych przez innych pantofli?
Objęła go ramionami, dotykając piersiami jego skóry. Ring mocno ją przytrzymał.
– Nigdy nie sądziłem… – wyszeptał jej we włosy. – Nigdy nie wiedziałem, o co im właściwie chodzi. Toby twierdził, że mężczyzna po prostu musi to przeżyć.
Znowu zaczął drżeć, potem odsunął Maddie od siebie i popatrzył na nią pociemniałymi oczami.
– Nie chciałbym cię skrzywdzić, ale, jak to powiedzieć, czuję narastającą potrzebę.
Roześmiała się.
– Skrzywdzić? – powiedziała i ugryzła go w pierś. – Mnie? Tylko spróbuj.
Jeszcze kilka razy lekko go ugryzła, aż wreszcie Ring poddał się ogarniającemu go pożądaniu. Wybuchły w nim lata powstrzymywanej namiętności. Lata, kiedy patrzył, ale nie widział; pragnął, ale sobie odmawiał; lata samotności; wszystko to teraz wydostało się na powierzchnię.
Początkowo Maddie uśmiechała się, kiedy niecierpliwie całował jej ciało, pochylając się nad nią, dłońmi przytrzymując jej pośladki, przyciskając jej gołe nogi do szorstkiej wełny swoich spodni, a jego pasek wrzynał się w jej miękki brzuch. Kiedy jednak przywarł ustami do jej piersi, uśmiech zniknął z jej twarzy. Szeroko otworzyła oczy, potem cicho jęknęła i odchyliła się w jego ramionach, zwisając na nich całym ciężarem.
Popchnął ją na ścianę, opasując jedną ręką jej ramiona, podczas gdy drugą ręką i ustami penetrował jej ciało.
– Jakaś ty piękna – mówił niewyraźnie z ustami na jej udzie. – Jaka niewiarygodnie piękna.
– Miło mi, że jesteś zadowolony – udało jej się odszepnąć.
Przytrzymywał ją dłonią, położoną na brzuchu, podczas gdy ustami wędrował w dół jej nóg, ściągając podwiązki, odrzucając buty. Wreszcie wrócił do jej warg.
– Masz małe, delikatne włoski na nogach – stwierdził tonem naukowca, który bada jakieś nieznane żyjątko.
Mogła tylko zamrugać powiekami i objąć go za szyję.
– Och, Ring, kochaj mnie- szepnęła.
– Gdy tylko skończę uwerturę – odpowiedział z ustami na jej wargach.
Uśmiechnęła się. Ring obrócił ją plecami do siebie.
– Zobaczmy, jak wyglądasz z tyłu.
Stała oparta o ścianę, a on wodził dłońmi po jej plecach, całował linie kręgosłupa, pośladki i tył nóg. Kiedy doszedł do pięt, lekko ją ugryzł. Zapiszczała z rozkoszy i podniosła najpierw jedną stopę, potem drugą.
Odwróciła się do niego. Płonęła z pragnienia i dość już miała jego władzy. Teraz ona chciała się z nim podrażnić. Wysunęła się z jego uścisku.
– Maddie.
W jego głosie zabrzmiało błaganie, stal z wyciągniętymi rękami. Wiedziała, ze kiedy tak na nią patrzy, niczego mu nie odmówi.
– Precz z tym – oświadczyła, pokazując na jego spodnie.
Uśmiechnął się.
– Damie nie można odmówić.
Przyglądała się, jak siada na podłodze, ściąga wysokie buty, potem znowu wstał, zsunął spodnie i bieliznę do kostek i bez trudu z nich wychodzi.
Maddie stała oparta o ścianę i spokojnie, niespiesznie go oglądała. Wychowana wśród traperów i Indian, często widziała mężczyzn ubranych wyłącznie w przepaskę na biodrach, ale mimo to Ring wydał jej się o wiele piękniej zbudowany niż oni. A poza tym, jeśli opuściła nieco wzrok, widziała niezaprzeczalny dowód, ze jej pragnie. Wróciła spojrzeniem do jego twarzy.
– I to wszystko dla mnie jednej, maleńkiej? – spytała i z dużą przyjemnością dostrzegła, jak Ring aż po ramiona oblewa się rumieńcem.
– Chodź tu – mruknął, wyciągając po nią ręce, ale Maddie mu umknęła.
Ring stał w miejscu, z rozchylonymi ustami przyglądając się kołysaniu jej piersi i bioder. Maddie nagle poczuła się wszechwładna, to ona bowiem panowała nad tym wspaniałym mężczyzną. Rozchyliła usta i zaśpiewała drugą partię treli z Ah,fors'e lui.
W ułamku sekundy Ring był już na niej. Przygniótł ją całym ciężarem swoich stu kilogramów i zwalił na podłogę – a cel miał doskonały. Ustami trafił prosto w jej usta, a jego członek jednym gładkim ruchem wsunął się w jej wnętrze. Kiedy zaczął się w niej poruszać, instynktownie nogami oplotła po w pasie. Początkowo robił to wolno, długimi suwami, ale po kilku sekundach, gdy uniosła ku niemu biodra, jego mchy stały się głębsze i szybsze w a Maddie odpowiadała na każdy ruch. Nie zdawała sobie sprawy, ze przesuwają się po podłodze, dopóki głową nie uderzyła w ścianę. Wydęła kark, jej ramiona zaczęły się unosić. Wtedy Ring ustami dosięgnął jej piersi. W zapamiętaniu ssał je odrobinę za mocno, nieco boleśnie i Maddie głośno krzyknęła. Jeszcze mocniej zaplotła nogi wokół jego bioder.
Kiedy już niemal zupełnie wgniótł ją w ścianę, Ring zacisnął ręce wokół jej talii i uniósł Maddie, nawet na chwilę nie przerywając ich zjednoczenia, potem wstał, trzymając ją przy sobie. Postąpił ku fortepianowi, zawahał się. Otworzyła oczy i dostrzegła, że Ring nad czymś się zastanawia. Zaczęła się wiercić, przymknął oczy i chwilę potem Maddie poczuła, ze jest przygwożdżona do ściany. Znowu zaczął się w niej poruszać, a w Maddie coraz bardziej narastało podniecenie, aż wbiła mu paznokcie w plecy, mocniej zaplotła nogi i przywarła do niego.
– Tak – powiedziała, biorąc w usta płatek jego ucha. – Tak.
Wsunęła mu język do ucha. Wtedy pchnął ją z taką siłą, że przez chwilę widziała przed oczami oślepiającą biel, a przez jej ciało przebiegał dreszcz za dreszczem. Dopiero do dłuższym czasie odzyskała oddech. Przy piersi czuła dudnienie serca Ringa.
Nie wypuszczając jej z objęć, cofnął się o kilka kroków, potem klęknął i zdjął sobie z bioder jej nogi. Uśmiechnął się, kiedy Maddie mruknęła z niezadowoleniem, gdy się rozłączyli. Położył się na ziemi, trzymając Maddie na sobie.
– Nie wiedziałam – wyszeptała, leżąc z głową na jego ramieniu, palcami bawiąc się włoskami na jego torsie.
Ring milczał, więc uniosła się na łokciu i spojrzała na niego. Przeciągnęła palcem po zmarszczce na jego czule.
– Dlaczego się marszczysz?
Ucałował jej palec i popatrzył na nią.
– Rozumiem teraz, co rządzi mężczyzną. Rozumiem, o co chodzi mojemu ojcu.
– Ojciec rozmawiał z tobą o kobietach?
Wtuliła głowę w jego ramię, myśląc, jak świetnie ich ciała do siebie pasują.
– Próbował. – Nagle objął ją tak mocno, że omal głośno nie krzyknęła. – Maddie, moja piękna La Reino, chciałbym ofiarować ci równie wiele, jak ty mi dałaś. Najpierw swój głos, a teraz to.
Pociągnął dłonią po jej ramieniu. Przeciągnęła się rozkosznie, ocierając się o niego nogą. – Dałeś mi Laurel.
– To nie dość, by się wypłacić za to. Roześmiała się.
– A gdybym zażądała gwiazdki z nieba?
– Dałbym ci.
Uniosła się na łokciu i przyjrzała Ringowi.
– A czego byś chciał w zamian?
– Ciebie całej. Każdego kawałeczka – odparł, całując ją.
– Mnie jest bardzo dużo. Popatrzył na jej biust.
– Myślę, że poradzę sobie z tym wszystkim.
– Z czym? – spytała, spoglądając w dół, ku jego nogom.
– Nauczę cię… – odpowiedział, chwytając Maddie, która pisnęła i próbowała mu się wyrwać.
Bezskutecznie.
Laurel siedziała przy ognisku obok Toby'ego. Słońce zachodziło, robiło się chłodno. Zerknęła przez ramię na zbocze, gdzie w starej chacie już od trzech dni siedziała jej siostra wraz… wraz z tym człowiekiem. Nagle Laurel szeroko otworzyła oczy.
– Toby, zdaje się, że chata się trzęsie.
Toby obejrzał się za siebie, uważnym wzrokiem zmierzył chatę i mądrze pokiwał głową.
– Kto obstawiał, że będzie się trząść? – zwrócił się do stojących wokół poszukiwaczy złota.
Od kilku dni poszukiwacze stopniowo porzucali swe działki, aż wreszcie nie został ani jeden, który by pracował przy strumieniu. Całą ich uwagę pochłonęła ta śpiewaczka operowa i jej życie prywatce. Najpierw zaciekawiła ich, kiedy nie chciała śpiewać, a całe dnie spędzała stojąc pod drzewem i wyglądając na droge. Przypominała wdowę po marynarzu, oczekującą tego, który już nie powróci.
Ich ciekawość wzrosła, kiedy pojawił się Ring z bratem i śpiącą dziewczynką. Poszukiwacze zgromadzili się wokół Toby'ego i zasypali go gradem pytań. Skoro owa La Reina nie zamierza dla nich śpiewać, to przynajmniej posłuchają sobie opowieści.
Toby raczył właśnie mężczyzn niewiarygodnymi historiami o wspaniałych wyczynach Ringa (któremu odrobinę pomagał jego młodszy brat), kiedy z chaty dobiegł śpiew Maddie. Stali w milczeniu słuchając, potem ze zdumieniem zobaczyli, jak kapitan Montgomery wychodzi z chaty, a za nim ta śpiewaczka. Później dobiegły ich odgłosy kłótni – co za głos miała ta kobieta! Pewnie było ją słychać w promieniu kilkunastu kilometrów – wreszcie kapitan przerzucił sobie La Reinę przez ramię i zaniósł z powrotem do chaty. Żaden z mężczyzn nie przemówił ani słowem, stali tylko, przyglądając się chacie.
Dopiero kiedy dotarł do nich kobiecy pisk, a wkrótce po nim huk, jakby coś upadło na podłogę, jeden z nich powiedział:
– Stawiam dwadzieścia dolarów, że nie wyjdą stamtąd do rana.
– Przyjmuję – odezwał się inny.
Początkowo traktowali to jak zabawę, ale kiedy rankiem
Edith zaniosła śpiewaczce i jej kochankowi śniadanie, a tamci zażądali przyniesienia z kufra Maddie różanego olejku, zakłady zaczęły się na poważnie
Zakładano się, jak drago Maddie i Ring będą przebywać w chacie. Ponieważ chętnych było wielu, musieli określić dokładną godzinę pojawienia się kochanków. Toby przekonał się, że młodziutka Laurel, nauczona przez niejakiego Baileya, posiądą fachowe przygotowanie i doskonale zna się na nakładach, Jamie protestował, mówiąc, ze nic wolno mieszać tak młodej i niedoświadczonej istoty do zakładów tyczących seksualnych wyczynów jej siostry. Powtarzał to nawet wtedy, kiedy sam postawił dwadzieścia dolarów, że jego brat nie wytrzyma dłużej niż czterdzieści osiem godzin. Minio swego młodego wieku Laurel wiedziała to i owo o mężczyznach. Zdawała sobie sprawę, że Jamie chciał ją odciągnąć, żeby zasypać ją setkami pytań o porywaczy. Zagroziła, że jeśli nie pozwoli jej trzymać zakładów, nie odpowie na żadne z nich. Wtedy Toby roześmiał się i stwierdził, że Laurel pobiła Montgomery'ego, a dziewczynka rozpoczęła negocjacje, ile będzie dostawała za przeprowadzanie transakcji. Toby zaoferował jej pięć centów od każdego zakładu. Laurel wyśmiała go i zaczęte rozmowy od pięćdziesięciu procent. Po dłuższych targach przysłali, że Laurel dostanie trzydzieści procent od każdego zarobku Toby'ego. Przyjmując zakłady, odpowiadała na pytania Jamiego.
– Trzęsąca się chata – odczytała Laurel z notatnika. – Tim Sullivan.
Otworzyła pudełko (przejęła także troskę o worki ze złotonośnym piaskiem) i zapłaciła mężczyźnie.
– Mówiłam ci, żebyś nie przyjmował tego zakładu – szepnęła do Toby'ego. – Wiadomo było, że przegrasz.
– Co ty tam możesz wiedzieć? – warknął. – To ty przyjęłaś ten zakład o świece. Pięćset dolarów! I o miód. I o kąpiel.
– Tak, ale odrobiliśmy to, kiedy do cebrzyka zażądali mleka. Nikt nie obstawił kąpieli w mleku.
Jamie oparł się o siodło, długie nogi wyciągnął przed siebie i kręcąc głową przyglądał się staremu Toby'emu i młodziutkiej, ślicznej Laurel. Już od dwóch dni nie wspominał ani słowem, że nie wypada Laurel uczestniczyć w tego rodzaju zakładach, że to tylko dziecko. Zaczynał dochodzić do wniosku, że owo „dziecko" jest starsze od niego.
– Żadnych zakładów, Jamie? – spytała Laurel licząc worki ze złotym piaskiem. Zdobyła skądś wagę, żeby dokładnie ważyć złoto, które ona i Toby przyjmowali. Jamie nasunął kapelusz na oczy.
– Największa nagrodą jest duma z wyczynów mojego brata.
– Ciii – przerwała Laurel, a wszyscy mężczyźni znieruchomieli ze wzrokiem utkwionym w chatę.
– Co to jest? – wyszeptał Toby. Laurel się uśmiechnęła.
– To z Carmen.
Zrobiło się zamieszanie, kiedy mężczyźni zaczęli się domagać wypłacenia ich wygranych. Nie odróżniali melodii poszczególnych oper, ale Laurel znała je wszystkie i zrobiła listę arii, wykonywanych przez Maddie. Mężczyźni ciągnęli losy z tytułami i rzucali się natychmiast, kiedy zdawało im się, że Maddie zaśpiewała fragment właśnie przez nich wylosowany.
Z chaty dobiegł łomot, któremu towarzyszył triumfalny okrzyk poszukiwaczy złota. Laurel zerknęła do notesu.
– Szósty upadek z pianina – odczytała. – Caleb Rice.
Caleb uśmiechał się szeroko, kiedy Laurel odważała złoty piasek, przesypywała do worka i podała mu wygraną.
– To był twój zakład – zwróciła się do Toby'ego. -Mówiłam ci, żebyś go nie przyjmował.
– Kto by pomyślał, że będą na tyle głupie, żeby spadać z fortepianu aż sześć razy – odwarknął.
– Caleb Rice – odparła spokojnie.
Jamie wstał i odszedł, przysięgając sobie, że jeśli kiedykolwiek by coś takiego robił, będzie się temu oddawać w najgłębszym ukryciu. Skierował kroki do jednego z licznych namiotów, które służyły poszukiwaczom złota jako bary. Oczywiście przez ostatnie trzy dni namioty były puste. Mężczyźni nie przestali pić, ale teraz kupowali butelki rozcieńczonej whisky i zabierali je do obozu, gdzie Laurel z Tobym przyjmowali zakłady.
Mężczyzna, z którym Jamie chciał porozmawiać, siedział w namiocie. W końcu Jamie powiedział, żeby dawać mu tyle whisky, ile sobie zażyczy. Dzięki wieloletniej praktyce Sleb potrafił wypić naprawdę dużo. Właśnie zaczynał trzecią butelkę.
– Jak im idzie? – spytał, spoglądając na Jamiego. Mówił wyraźnie, ale jego oczu prawie nie było widać.
– Dobrze – odparł Jamie, siadając. – Właśnie szósty raz Spadli z fortepianu.
Sleb z powagą kiwał głową.
– Pamiętam pewnego razu w Filadelfii, kiedy za kulisami igrałem z jedną ślicznotką mezzosopranistką…
Umilkł, zamykając oczy i wspominając Przez chwilę Jamiemu wydawało się, że Sleb zasnął.
– Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? – spytał cicho.
Sleb otworzył przekrwione oczy.
– Nic Powiedziałem ci wszystko, co wiedziałem. – Wziął butelkę i utkwił w niej wzrok. – Co więcej, obawiam się, że po tym, co ci powiedziałem, moje życie będzie niewiele warte. – Parsknął pogardliwie. – Ale przedtem też nie było warte wiele więcej. – Podniósł butelkę. – Napijesz się?
– Nie, dziękuję. – Jamie wstał. – Chyba powinienem wracać. W każdej chwili mogą wyjść wreszcie z tej chaty, a ja chcę tam wtedy być, żeby porozmawiać z moim bratem. Oczywiście, będą jeszcze musieli się przespać.
Sleb uśmiechnął się z rozmarzeniem.
– Wtedy w Filadelfii nie spałem cztery dni. Ale byłem młodszy i wierzyłem, że zostanę najwspanialszym śpiewakiem operowym, jakiego widział świat.
Znowu sięgnął po butelkę.
Jamie ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć, że każdy pijak uważa siebie za jedynego skrzywdzonego przez los.
Od pijackiego użalania się nad sobą zachowaj mnie, Panie – pomyślał i wyszedł z namiotu.
Ring leniwie przeciągnął ręką po nagim brzuchu Maddie. Od trzech i pół dnia rządziło nim wyłącznie ciało i jego zachcianki. To tak, jakby nie miał rozumu, jakby był zwierzęciem, którym kieruje żądza i pragnienie. Uśmiechnął się.
– Czemu się uśmiechasz? – spytała Maddie, próbując ułożyć się tak, żeby nie urazić kręgosłupa. Parę ładnych razy dość twardo lądowali na podłodze,
– Myślałem o moim ojcu. Byłby ze mnie dumny,
– Z ciebie? Ha! A co takiego ty żeś zrobił? To ja najciężej tu pracowałam. Gdyby nie ja… – Urwała. Nie miała sił nawet się kłócić. – Taak, chyba rzeczywiście byłby z ciebie dumny. Choć nie jestem pewna, czy to samo można powiedzieć o moim ojca. – Ziewnęła i położyła mu rękę na piersi. – To było wspaniałe, ale…
– Ale co? Chyba się nie poddajesz? Przecież dopiero co zaczęliśmy. Chciałbym wypróbować jeszcze tyle rzeczy -zapewniał, ale nawet się nie ruszył, żeby na nią wskoczyć, jakby to zrobił kilka dni temu.
– Ciekawe, czy Jamie wyciągnął coś z twojej siostrzyczki – odezwał się, patrząc w sufit.
Maddie się uśmiechnęła.
– Skoro myślisz już o bracie, to pewnie oznacza koniec miodowego miesiąca. A szkoda, bo chciałam wypróbować jeszcze kilka podejść do tego fortepianu.
Wystarczyło, że o tym wspomniała, a już bolały ją plecy.
Żadne nie zareagowało na podpuszczanie drugiego. Leżeli objęci, czując się dobrze i znajomo, przyzwyczajeni do dotyku swoich nagich skór, poznawszy dokładnie najintymniejsze zakątki swych ciał.
– Sądzisz, że powinniśmy się ubrać? – spytała Madzie po chwili. – Może rzeczywiście powinnam się zatroszczyć o Laurel. Może naprawdę powinieneś porozmawiać z Jamim, Może…
Przetoczył się nad nią. żeby na nią spojrzeć.
– Tak, myślę, że już pora, byśmy wrócili. Dobrze się czujesz? Nie jesteś za bardzo potłuczona i posiniaczona ani obolała?
– Boli mnie dosłownie wszystko – powiedziała patrząc na Ringa. – Nie ma miejsca, gdzie bym nic była potłuczoną ale to było wspaniałe. – Jej oczy lśniły. – Wydaje mi się, że przez te trzy dni nauczyłam się tyle samo, co po trzech latach spędzonych u madame Branchini. – Przeciągnęła palcem po jego nie ogolonym policzku. – No i wreszcie zobaczyłam twoją górną wargę.
Pocałował ją delikatnie.
– Maddie…
Nie pozwoliła mu dokończyć. Uważała, że nie pora teraz na słowa. Byli dwojgiem ludzi, którzy nawzajem siebie potrzebowali – potrzebowali tak fizycznie, jak i duchowo – i wreszcie się odnaleźli.
– Wiem, co czujesz. Ja czuję to samo. Miałeś rację, kiedy mówiłeś, że siebie szukaliśmy.
Spojrzał na jej odsłonięte piersi.
– Ja z całą pewnością ciebie szukałem – powiedział z uśmieszkiem.
Roześmiała się i zepchnęła go z siebie.
– Pomóż mi się ubrać – o ile oczywiście cokolwiek zostało z mojej biednej sukni – i sprawdźmy, co słychać u reszty.
Kiedy wstała, tak trzęsły jej się nogi, że Ring musiał ją przytrzymać. Teraz, kiedy znowu zaczęła myśleć, patrząc na niego i przypominając sobie, co przez ostatnie kilka dni robili, odczuwała lekkie zażenowanie. Ale wtedy oboje oszaleli i nic nie mogło ich powstrzymać.
Ucałował ją w czubek nosa.
– Nie patrz tak na mnie. To dopiero pierwszy z wielu, wielu razy. Odwróć się, niech ci zasznuruję to urządzenie.
Z uśmiechem odwróciła się do ściany, kiedy Ring ściągał mocno sznurówki jej gorsetu.
Godzinę później Maddie i Ring siedzieli przy ognisku z Tobym. Laurel i Jamiem. Kiedy mieli wyjść z chaty, Maddie poczuła wstyd, uświadomiwszy sobie, że wszyscy mieszkańcy obozu będą wiedzieli, jak ona z Ringiem spędziła ostatnich kilka dni. Jednak otworzywszy drzwi, przekonała się, ze wszystko wygląda normalnie: Edith stała pochylona nad ogniskiem, mieszając coś w kociołku. Toby i Jamie leżeli rozciągnięci przy ogniu, a Laurel zapisywała coś w niewielkim zeszyciku. Maddie się uśmiechnęła. Ona była śpiewaczką. Gemma malarką, a Laurel zapewne zostanie pisarką.
– Dobry wieczór – powiedziała cicho i wszyscy podnieśli na nią spojrzenia.
– O, witaj – odezwała się Laurel, rozpromieniając się na widok starszej siostry. – Dobrze wam się odpoczywało?
Maddie cieszyła się, że zapadający zmrok ukrył jej rumieniec.
– Tak, dziękuję. A ty jak spędziłaś czas? Nie brakowało ci niczego?
– Och – odparła dziewczynka, niewinnie otwierając oczy.
– Toby pomagał mi zrywać dzikie kwiaty. Robię z nich książkę.
– A potem sprzedam je po tysiąc dolarów za sztukę – mruknął Jamie.
– Że co? – spytał Ring. Laurel popatrzyła na Jamiego.
– Uważa, że powinnam sprzedać moje rysunki.
– Albo przejąć prowadzenie Warbrooke Shipping – po-wiedział pod nosem Jamie i krzyknął, kiedy Laurel przechyliła się i uszczypnęła go.
Dziewczynka uśmiechnęła się do siostry.
– Chcesz kawy?
Maddie wzięła kubek, który podał jej Toby, dając go z kolei Ringowi, ale on całą uwagę skupił na bracie.
– Gadaj – powiedział, siadając na pniu, ustawionym; koło ogniska. Nie zauważył, że drewno niemal świeci, wytarte przez licznych kibiców, którzy przesiadywali na nim przez ostatnie kilka dni. Maddie zajęła miejsce obok Ringa, starając się nie skrzywić z bólu. Pewne części jej ciała, o których nie mówi się na głos, były ogromnie ogromnie obolałe. Ring poczuł, jak Maddie się napina, odwrócił się do niej i posłał jej porozumiewawczy uśmiech. Nie zwróciła na niego uwagi i spojrzała na Jamiego.
– Czemu uważasz, że twój brat ma coś do powiedzenia? – zwróciła się do Ringa, nie patrząc na niego.
– Wiem, że ledwo wytrzymuje, żeby nie powiedzieć. Nie widzisz tego? – odparł Ring. – No więc?
Jamie nie potrafił dłużej powstrzymać uśmiechu. Chciał – i zamierzał powiedzieć bratu o zakładach, które robiono przez ostatnie kilka dni, ale teraz miał ważniejsze wiadomości.
– Dowiedziałem się wszystkiego.
Maddie wciągnęła powietrze. Czego on mógł się dowiedzieć? Jamie popatrzył na nią, jakby go bawiło jej zawstydzenie.
– Dowiedziałem się wszystkiego o listach i tym generale Yovingtonie.
Maddie zatrzymała się w pół ruchu, z kubeczkiem uniesionym do ust. Laurel była bezpieczna, a przez ostatnich kilka dni pochłaniały ją tak odmienne sprawy, że omal nie zapomniała o porwaniu. Teraz zaś chciała tylko wyrwać się z tych okolic i wrócić na wschód, gdzie będzie mogła śpiewać. Zamierzała to zrobić zaraz po tym, jak odwiedzi rodzinę i zostawi u nich Laurel.
– Co z nim? – spytał Ring. – Jak się dowiedziałeś? A przede wszystkim czego się dowiedziałeś?
– Podczas gdy wy… hmm… zajmowaliście się czymś innym, miałem okazję porozmawiać z tą oto zmorką.
– Posłał Laurel spojrzenie, którego Ring nie potrafił zrozumieć. – Jej odpowiedzi doprowadziły mnie do pewnego człowieka, imieniem Sleb.
– To ten, który z tobą śpiewał – zauważył Ring, patrząc na Maddie.
Zgadza się – odparł Jamie. – Ów Sleb w swoim czasie był niezłym tenorem, oczywiście, o ile wierzyć temu, co mówił. Ale od kilku lat przestało mu się układać.
– Butelczyna.
– Tak jest.
– A co wspólnego z Maddie i Laurel ma ten stary pijak? Ring uśmiechnął sie do Laurel. Co za śliczne, rozkoszne dziecko. Wyglądała jak anioł, ale Ring aż nadto dobrze wiedział, jakie słowa potrafią padać z tych usteczek. Mógł tylko żywić nadzieję, że Maddie tego nie słyszała.
– Sleb pracował u generała Yovingtona w mieścinie zwanej Desperate.
– Słyszałem o tym miejscu – odezwał się Toby, a ton jego głosu sprawił, że Ring spojrzał nań uważnie.
– Tak samo jak wszystkie najgorsze szumowiny – stwierdził Jamie. -Większość miasta i wielka kopalnia złota na jego obrzeżach należy do dwóch braci Yovingtonów.
Maddie do tej pory milczała, ale teraz zabrała głos.
– Generał Yovington pomógł mi odnaleźć Laurel.
– A mógł to zrobić dlatego, że sam zaaranżował to porwanie.
Maddie odstawiła kubek i utkwiła wzrok w Jamiem.
– O ile zdołałem zrozumieć, bracia Yovington całe swoje oszczędności zainwestowali w tę kopalnię, niczego jednak tam nie znaleziono.
– Może właśnie dlatego nazwano tę miejscowość Desperate – wtrąciła Laurel; a Toby potaknął.
– Może. Podejrzewam, że rzeczywiście ogarnęła ich czarna rozpacz. Obaj mają po pięćdziesiąt lat, nie mieli nic, co by im osłodziło starość. Dlatego parę miesięcy temu bracia spotkali się… – popatrzył na Maddie. – Twój generał przyjechał tu na inspekcję fortów, skontaktował się z bratem i dowiedział, że w kopalni nie ma złota. Postanowili, że skoro nie mogą zdobyć pieniędzy legalnie, zdobędą je bezprawnie. W ciągu ostatnich kilku lat w tych górach znaleziono sporo złota i postanowili, że je wywiozą.
– Kradzież! – zawołała Maddie. – Chcieli zabrać złoto tym biedakom, którzy z takim trudem je wydobyli?
– Właśnie. Jedynym problemem było wywiezienie z gór bez wzbudzenia niczyich podejrzeń. Złoto jest ciężkie i poszukiwacze mogliby, hmmm, zwrócić uwagę na kogoś kto jeździ po okolicy z dwoma wielkimi worami u siodła
– Dlatego wykorzystali mnie, żebym jeździła od miasta do miasta.
– Właśnie. Ten twój masywny, stary Concord mnóstwo udźwignie, szczególnie jeśli zaopatrzy się go w podwójne dno.
Jamie urwał, podczas gdy reszta przetrawiała usłyszane informacje. Uważał, że całkiem nieźle się spisał, odkrywając to wszystko.
– A listy? – zapytał Ring.
– To fortel. Nic w nich nie było. Chodziło o to, żeby odciągnąć Maddie od wozu, to wszystko.
– Pieniądze – odezwała się z gniewem Maddie. – Chodziło wyłącznie o pieniądze. Myślałam, że jestem zamieszana w coś, nie wiem, związanego z polityką. Sądziłam, że wykorzystano mnie przynajmniej jako narzędzie w walce o coś, w co się chociaż wierzy. A okazuje się, że byłam zwyczajną, prymitywną złodziejką.
Ring spojrzał na brata.
– Który z ludzi Maddie był w to zamieszany? Musieli tu kogoś mieć.
– Frank – odparł cicho Jamie. – Ale on już nigdy nam nie przeszkodzi.
Ring skinął głową, ale nie spytał, co się stało z Frankiem.
– Czemu wybrali Maddie? – spytał. – Równie dobrze mogli wykorzystać inną śpiewaczkę czy chociażby magika. Potrzebowali tylko kogoś, kto mógłby się poruszać swobodnie od miasta do miasta, nie wzbudzając przy tym podejrzeń.
Jamie uśmiechnął się szeroko.
– Wygląda na to, że brat generała przepada za operą. To największa namiętność jego życia.
Popatrzył z ciekawością na Maddie. Skinęła głową. Często spotykała ludzi podobnych do brata generała. Mężczyzn, których oczy lśniły, kiedy na nią spoglądali.
Jamie z niedowierzaniem pokręcił głową. – Szkoda, że nie słyszeliście o tamtym mieście. Roi się w nim od kryminalistów. Przylega do góry, przebiega przez nie tylko jedna droga, wiodąca po wąskiej krawędzi. Brat Yovingtona rządzi tym miejscem jakby był księciem feudalnym, wiesza każdego, kto tamtędy przejeżdża. Ludzie mówią, że woleliby, żeby ich zawiesili…
– Powiesili – poprawili jednym głosem Ring i Maddie.
Jamie wzniósł oczy ku niebu, jakby chciał powiedzieć: i strzeż mnie. Boże. przed kochankami.
– Nieważne. Grunt, że nikt o zdrowych zmysłach nie będzie chciał tam jechać. Jednak najdziwniejszą rzeczą – uśmiechnął się Jamie – jest miłość generalskiego brata do opery. Yovington dowiedział się, że Sleb, nim się rozpił, występował na scenie, wiec upił go i ściągnął do siebie, żeby kształcił mu śpiewaczki. Płacił mu whisky.
– Nigdy nie słyszałam o żadnej śpiewaczce w tej części kraju.
– A przynajmniej nie o takiej, której nazwisko byś zapamiętała – dodał Ring cicho, żeby tylko ona słyszała. Jamie się roześmiał.
– Bo i nie ma żadnej, ale Yovington najął starego Sleba, żeby kształcił… – zerknął na Laurel. – Sleb uczy dziewczęta z domu pod czerwoną latarnią.
– Aha, dziwki – stwierdziła Laurel, kiwając głową.
Trzej mężczyźni spojrzeli na Maddie potępiająco. Wzruszyła ramionami.
– Bailey.
Wróciła spojrzeniem do Jamiego.
– Te kobiety nie mogły być dobre.
– Były okropne. Po prostu straszne. Sleb twierdził, że kotki lepiej wyją niż one.
Maddie nie zwróciła uwagi na przemądrzały uśmieszek Ringa.
– Ale Yovington twierdził, że ma naprawdę sporą wyobraźni?. – podjął Jamie – więc wszędzie brał je ze sobą. Sleb, mówił; że mężczyźni mogli się pogodzić z egzekucjami Yovingtona, mogli znieść chłód i samotność, ale śpiewu tamtych kobiet nie mogli wytrzymać. Co trzy miesiące załatwiali jedną z nich, dzięki czemu mieli odrobinę spokoju, dopóki Sleb nie przygotował następnej.
– I dlatego porwali Laurel?
– Przypuszczam, że Yovington uważał, że w ten sposób upiecze dwie pieczenie, dwie złote pieczenie przy jednym ogniu. Według Sleba, gdybyś zaśpiewała we wszystkich sześciu miastach, a porywacze nie oddaliby ci siostry, Yovington zamierzał przesłać ci wiadomość, że ją znalazł, i prosić, byś zechciała przyjechać po nią do Desperate. – James spojrzał na Maddie. – Nie jestem pewien, czy chciałby cię potem wypuścić. Sleb podejrzewał, że Yoving-ton oddałby ci siostrę jedynie pod warunkiem, że wyszłabyś za niego za mąż.
– Małżeństwo? – spytała z przerażeniem w głosie Maddie.
Ring uśmiechnął się do niej.
– Słyszałem o gorszych rzeczach, Maddie odwróciła wzrok, ukrywając spłonioną twarz.
– Wyjedziemy rano – zwrócił się Ring do brata, a Jamie skinął głową.
– A dokąd? – dociekała Laurel.
– Założę się, że chcą zrobić z siebie wielkich bohatyrów – stwierdził Toby tonem, który wyraźnie sugerował, co sądzi o tym pomyśle.
Jamie i Ring milczeli.
– Ring – odezwała się cicho Maddie. – Dokąd jedziecie?
– Do Desperate, a dokąd?
Serce zaczęło jej łomotać, ale próbowała się uspokoić. Matka zawsze powtarzała, że nie ma nic bardziej upartego niż mężczyzna, który ostatecznie podjął decyzję. Nie sposób takiemu przemówić do rozsądku.
– Ale po co tam jedziecie?
– Wyrównać porachunki.
Próbowała unieść kubek do ust, ale za bardzo trzęsły jej się ręce.
– Broń – szepnęła. – Pójdziecie tam uzbrojeni. Chcesz kogoś tam zabić. Chcesz sam zginąć.
– Nie mam takiego zamiaru – oświadczył dotknięty. – Chcę zabrać Yovingtona z jego górskiej twierdzy i dopilnować, żeby osądzono go za jego czyny.
– To nie twoja sprawa. Powinieneś pozostawić to odpowiednim…odpowiednim władzom.
– Czyli komu?
– Nie wiem. Wojsku? Tak, właśnie, ściągnij tam wojsko.
Posłał jej jeden z tych swoich pełnych wyższości uśmieszków, które mężczyźni znają i stosują od urodzenia.
– To nie ma nic wspólnego wojskiem, zresztą to właśnie wojsko wydało mi rozkaz troszczenia się o ciebie, a to ty zostałaś najbardziej skrzywdzona przez Yovingtona.
Wstała i spojrzała na Ringa.
– Tak, to mnie ten człowiek najbardziej skrzywdził i zdaje się, że mam prawo powiedzieć, czego chcę. Odzyskałam Laurel, a tylko tego chciałam. Jutro możesz mnie odwieźć do ojca i zostawimy tam Laurel.
Podniósł na nią wzrok.
– Muszę jechać do Desperate.
– Musisz szukać zemsty, ot co. Tylko o to ci chodzi, o zemstę, nic więcej.
Uwięził jej dłoń w swojej ręce.
– Nie, nie chodzi o zemstę, po prostu muszę to zrobić.
Popatrzyła na siedzącego mężczyznę i wiedziała, że cokolwiek by powiedziała, on i tak nie zmieni zdania. Nagle zrozumiała, na czym polega miłość: że akceptuje się człowieka takim, jakim jest. Nie próbuje się go zmienić na takiego, jakim by się go chciało mieć, ale przyjmuje takim, jakim jest. Ring traktował swoje obowiązki poważnie, był człowiekiem honoru, który jeśli uważa, że coś powinno zostać zrobione, dokona tego, nie zważając na grożące mu niebezpieczeństwa.
Mrugała powiekami, by odgonić łzy lękuv kiedy patrzyła na niego i ściskała dłońmi jego rękę. Uśmiechnął się do niej i pociągnął, zmuszając, by usiadła obok.
– A was co ugryzło? – spytał Jamie, usiłując rozluźnić atmosferę. Spytał, jakby odpowiedź była już przesądzona. Kobiety nie znosiły rozmów o sprawiedliwości, ale przeko-nał się już, że uwielbiały za to rozmowy o małżeństwie,
– Och, tak już bywa między kochankami – uśmiechnął się Ring. – Pojedziemy zobaczyć, co się da zrobić z porywaczami, a kiedy wrócę, pobierzemy się z Maddie w torcie,
– Spojrzał na nią. – Sądzę, że zechcesz zrobić ze mnie uczciwego mężczyznę, prawda? Nie wykorzystywałaś mnie tylko przez ostatnich kilka dni?
Maddie zbyt przygnębiła jego decyzja, że rusza wywołać lokalną wojnę, żeby uważnie słuchać, co mówi. Spojrzała na swój kubek z kawą. Nie o takich oświadczynach marzyła, ale po tym, co robili ostatnio, spodziewała się, że Ring się z nią ożeni. W końcu to człowiek honoru – pomyślała z rozdrażnieniem i odgoniła następnych parę łez.
Toby wodził wzrokiem od jednego Montgomery'ego do drugiego, potem zatrzymał spojrzenie na Maddie,
– Gdzie zamieszkacie? – spytał cicho.
– W Paryżu – powiedziała z zadumą Laurel. – Bailey opowiadał mi mnóstwo o Paryżu.
Maddie otworzyła usta, by odpowiedzieć. Dla śpiewaczki operowej świat byt domem. Ale nim zdążyła przemówić, odezwał się Ring.
– Zamieszkamy w Warbrooke, to oczywiste. – Mrugnął do Laurel. – Odwiedzimy Paryż, może nawet będziesz mogła z nami pojechać, ale mam do prowadzenia firmę, więc musimy zamieszkać w Warbrooke. – Zwrócił się do
Maddie. – Na pewno ci się tam spodoba. Warbrooke leży nad samym morzem, jest piękne.
Maddie przez chwilę milczała.
– A gdzie będę śpiewać?
Wyciągnął rękę, uścisnął jej dłoń i wypuścił.
– Wybuduję ci najwspanialszą operę, jaką kiedykolwiek widziałaś.
– Z pluszowymi fotelami? – spytała bardzo cicho.
– Co zechcesz. Jeśli zażyczysz sobie jedwabnego brokatu i to ci kupię.
– A złocony sufit?
– Oczywiście. Najmę rzemieślników z Włoch, żeby wyrzeźbili na nim amorki. Kochanie, to będzie najpiękniejsza – sala koncertowa Ameryki. – Spojrzał na Jamiego. – Niech mnie licho, wybudujemy najwspanialszą salę koncertową świata.
– A kto mnie będzie słuchał? – zapytała Maddie. Uśmiechnął się do niej.
– Każdy, kogo sobie zażyczysz. Podejrzewam; że nie zdajesz sobie sprawy, do jakiej rodziny wchodzisz. Będziesz chciała prezydenta? Ściągniemy go. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Możemy także zaprosić twojego krewniaka, króla Lanconii.
Maddie się nic uśmiechała. Jej oczy były bardzo poważne.
– Czy zapłacisz im, żeby mnie oklaskiwali? Czy kupisz im kwiaty, żeby rzucali mi je do nóg? Czy będziesz kupował mi brylanty po każdym przedstawieniu? A może po prostu rzucisz mi smakowity kąsek jak tresowanemu psu?
Uśmiech zniknął z twarzy Ringa.
– Chwileczkę. Źle mnie zrozumiałaś. Nie uważam cię za tresowanego psa. Jesteś kobietą, którą kocham i chcę dać ci szczęście.
– Kupując mnie?
Ring powiódł wzrokiem po Tobym, Jamiem i Laurel, która przypatrywała im się szeroko otwartymi oczami.
– Może powinniśmy porozmawiać o tym na osobności?
Po co? Żebyś mógł mnie dotykać tak, bym zapomniała o przyrodzonym mi zdrowym rozsądku? Nie, uważam, że powinniśmy porozmawiać o tym teraz i przy świadkach. Nie zamierzam spędzić reszty życia w jakimś zamkniętym światku i śpiewać wyłącznie dla ciebie i twojej rodziny. A tak, i tych wszystkich, którym zapłacisz, żeby mnie słuchali. – Zupełnie co innego miałem na myśli. Nie słuchałaś mnie. Odstawiła kubek i podniosła się.
– Nie, to ty nic słuchałeś. Albo nie słuchałeś, albo po prostu nie rozumiesz, o co chodzi. Jestem jedną z najlepszych śpiewaczek na świecie. Jestem jedną z najlepszych śpiewaczek, jakie kiedykolwiek żyły!
Ring zapomniał o otaczających ich ludziach.
– Twoja próżność czasami przekracza wszelkie granice.
Odwróciła się i popatrzyła na niego z powagą.
– Nie, ty nie rozumiesz. Nie rozumiesz w czym rzecz. Nie uważam siebie za najpiękniejszą kobietę świata. Jestem dość przeciętna. Nie jestem najmądrzejsza ani – czego nie omieszkałeś mi często wytknąć – najlepiej wykształcona. Nie należę do kobiet, które wzbudzają miłość w męskich sercach. To prawda, wielu z nich mnie pożądało, a właściwie mego głosu, ale nigdy – przynajmniej do chwili, kiedy ciebie spotkałam – nie pokochał mnie nikt, kto nie był członkiem bądź przyjacielem mojej rodziny. I nigdy nie miałam przyjaciółki.
– Co to ma wspólnego z nami… i tym, gdzie będziesz śpiewać?
– Może nic, ale chodzi o mój głos. Głos to jedyne, co naprawdę posiadam. Nie mam inteligencji ani urody, ani szczególnie miłego charakteru, ale mam największy glos spośród wszystkich śpiewaczek, jeden z najwspanialszych, jakie w ogóle istniały. Nie rozumiesz tego? Muszę robić użytek z tego, co mam. Twoim obowiązkiem jest wrócić do Maine i pomagać ojcu w prowadzeniu tej waszej spółki, ponieważ masz głowę do interesów. Moim obowiązkiem jest dzielić się z innymi moim głosem.
Posłał jej pełen wyższości uśmiech.
– Istnieje ogromna różnica między prowadzeniem „spółki" wielkości Warbrooke Shipping, a występowaniem w salach koncertowych. Chyba nie zdajesz sobie sprawy jak ogromne jest Warbrooke Shipping. Przewozimy świat Omal na niego nie prychneła.
– Czy drukujecie to na swoim papierze listowym?
Odwrócił wzrok. Motto nie znajdowało się na papierze listowym, ale można je było znaleźć na licznych tabliczkach w biurach.
Maddie głęboko wciągnęła oddech, próbując się uspokoić. On musi zrozumieć.
– Jestem pewna, że pomagacie wielu ludziom. Ale mówiąc prawdę, gdyby twoja rodzina nie posiadała statków, na których inni by pływali, byłaby inna rodzina, która by je miała. Ja zaś wraz z moim głosem, jestem niezastąpiona. Nikt nie może zająć mojego miejsca. Nikt na świecie nie umie robić tego tak doskonale jak ja.
– Mylisz się, jeśli sądzisz, że byle kto może zarządzać firmą wielkości Warbrooke Shipping. Firma pozostaje w rękach rodziny od ponad stu lat. Od dziecka jesteśmy przygotowywani do kierowania nią. Każdy syn… dokąd idziesz?
– Nawet nie próbujesz mnie wysłuchać. Uznałeś już, że to, co ja robię, jest nieważne, a ważne jest tylko to, co ty robisz, i nie słuchasz tego, co mówię. Nie widzę sensu dalszej dyskusji.
W jednej chwili był na nogach. Chwycił Maddie za ramię.
– Nie możesz tak po prostu odejść. Nie rozumiesz, że mówisz leż o swoim życiu? Co będzie z nami, jeśli nie zamieszkasz ze mną w Warbrooke?
Kiedy się odezwała, jej głos i twarz były bardzo spokojne.
– A co zrobimy, jeśli ja nie zechcę zrobić tego, co ty chcesz? – Wyrwała ramię z jego uścisku. – Spójrz na siebie -ciągnęła. – Kiedy tylko cię zobaczyłam, czułam, że masz pieniądze. To widać, chodzisz po świecie z miną człowieka który zawsze mógł kupić, co tylko zechciał. Tym razem postanowiłeś kupić śpiewaczkę operową. Chciałeś kupić jej śliczną klatkę w postaci teatru z pluszem i złoceniami, pełnym sław. Chciałeś kupić jej brylanty i jedwabie. A w zamian, kiedy tylko naszłaby cię ochota, żeby jej posłuchać, wystarczyłoby, żebyś powiedział: „Śpiewaj, ptaszku", a ona by śpiewała. W końcu kupiłeś ją i płaciłeś, prawda? Byłaby na każde twoje skinienie, tak jak twoi pracownicy są na twoje zawołanie.
– Nie rozumiesz.
– To ty nie rozumiesz.
– A cóż ja mam robić, skoro chcesz nadal występować? – W jego ustach brzmiało to, jakby była girlsą. – Mam jeździć za tobą od miasta do miasta? Podawać ci futro? Może pozwolisz mi doglądać ustawienia sali? Może powinienem sobie wydrukować wizytówki z napisem pan La Reina. Czy dostanę tytuł książęcy?
Kiedy na niego popatrzyła, w jej oczach malował się smutek.
– Nigdy ci nie kłamałam, co jest dla mnie ważne. Zawsze ci powtarzałam, że mój głos jest dla mnie najważniejszy.
– Nie każę ci przestać śpiewać! – ryknął. – Jeśli o mnie chodzi, możesz śpiewać od świtu do zmroku. Chcę, żebyś śpiewała. – Przestał krzyczeć. – Maddie, nie mogę zrobić lego, czego żądasz. Wiem, że uważasz Warbrooke Shipping za zwykłą spółkę, ale to coś więcej. To… to tradycja. Nie | potrafię tego wytłumaczyć. Tradycja jest ważna dla mojej; rodziny, a moja rodzina jest ważna dla mnie. Ród Montgomerych jest dla mnie równie ważny jak dla ciebie twoje śpiewanie.
Doskonale rozumiała, co mówi. To koniec. Mimo to że zdawała sobie z tego sprawę, wiedziała, ze nie potrafi oddać tego, co dla niej stanowi istotę życia, po to by stać się jego zabawką.
– Nic mogę tego zrobić – wyszeptała. – Umarłabym. Sczezłabym i umarła, gdybym musiała poświęcić moje życie, aby zyskać twoją miłość.
– Nie każę ci… Och, do licha! Jamie, ty z nią porozmawiaj. Spróbuj jej przemówić do rozsądku.
Jamie milczał, wiec Ring odwrócił się i spojrzał na brata. W jego oczach dostrzegł naganę.
– Nie mów, że się z nią zgadzasz! – prawie wydarł się na niego Ring.
Jamie zacisnął usta.
– Przecież nie jesteś jedynakiem. Masz sześciu braci. Wiadomo, żaden z nas nie dorównuje ci, jeśli chodzi o prowadzenie Warbrooke Shipping, ale jakoś sobie radzimy. Co więcej, radzimy sobie zupełnie nieźle.
– Widziałem ostatnie raporty. Widziałem, jak świetnie w sześciu radzicie sobie beze mnie.
Na te słowa Jamie wstał. Jego twarz wykrzywiał gniew i przez chwilę wyglądało na to, że mężczyźni rzucą się na siebie, ale Jamie pierwszy się odwrócił. Spojrzał na Maddie.
– Lepiej ci będzie bez niego. Nie jest ciebie wart. Maddie ruszyła za Jamiem, ale Ring chwycił ją za ramię.
– Nie możesz teraz odejść. Musimy coś ustalić. Próbowała powstrzymać łzy.
– To już ustalone. – Popatrzyła na niego. Łzy niepowstrzymanie płynęły jej po policzkach. – Madame Branchini miała rację. Powiedziała, że mogę być albo śpiewaczką, albo stać się kobietą jak każda inna.
– Jesteś jak każda inna kobieta – powiedział cicho. -Potrzebujesz i pragniesz miłości, Maddie, tak jak każda kobieta, a ja ci ją ofiarowuję. Proszę, nie odrzucaj mnie. Proszę, nie myśl, że każę ci porzucić śpiewanie.
– Ale przecież to właśnie robisz i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. – Wyrwała mu ramię. – Nie rozumiesz, że nikt mnie nigdy nie pytał, czy tego chcę? Nie siedziałam na chmurce i nikt nie podszedł do mnie z książeczką w ręku, pytając: „Maddie, właśnie planujemy twoje życie. Czy chcesz zostać śpiewaczką, czy też wolisz wieść normalne życie, mieć męża, dzieci i przyjaciół?" Nikt mnie nie pytał czego chcę.
– A co byś wybrała? – spytał cicho.
Z oczu popłynęły jej łzy.
– Nie wiem. Nie wiem. Co się stało, to się nie odstanie. Nie mogę siebie zmienić.
– Ani ja.
Nie mogła więcej mówić, w gardle dławiły ją łzy. Zasłoniła usta dłonią i uciekła.
Ring stał, patrząc za nią.
Przecież musi być jakiś sposób przemówienia jej do rozsądku – myślał. Musi być jakiś sposób wytłumaczenia jej.
– Au! – zawołał i chwycił się za goleń, potem spojrzał zdumiony na Laurel, która właśnie go kopnęła. – Za co to było?
– Przez ciebie moja siostra płacze, a Jamie jest wściekły. Nienawidzę cię.
Po czym odwróciła się i pobiegła za siostrą. Ring odwrócił się do ognia i Toby'ego. który nadal tam siedział. Drżącą ręką Ring nalał sobie kawy i usiadł.
– Nie wygląda na to, żeby cię tu kochano – stwierdził Toby.
– Przejdzie jej – odparł Ring. – Do rana otrzeźwieje i…
– I co? – spytał Toby.
Ring nie odpowiedział. Wpatrywał się w kubek.
– Zresztą nieważne – pocieszał Toby. – Kobiet jest na pęczki. Zawsze jakaś się znajdzie. Wiecznie się kręcą w pobliżu. Założę się, że za tydzień znajdziesz sobie inną. Córka pułkownika Harrisona świata za tobą nie widzi. Założę się, że z ochotą wróci z tobą do Warbrooke. Cieszyłaby się, gdybyś kupował jej brylanty i jedwabne suknie. Czasem wydaje mi się nawet, że to, co najbardziej u ciebie lubi, to Warbrooke Shipping. Prawdę mówiąc, to nieraz myślę, że to się kobietom u was najbardziej podoba. Trochę by mnie to gnębiło, gdybym chciał się żenić.
Rozumiesz, gdybym był tak bogaty i oddany tradycji, jak wy, Montgomery'owie, a kobieta chciała za mnie wyjść tylko dlatego, że mam tyli Torsy. Ale tobie to widać nie przeszkadza. Co więcej, jeśli kobita nawet nie chce twoich pieniędzy, ty i tak próbujesz jej dawać. To dobrze, dzięki temu wiesz, jak sprawy stoją. Ring wylał kawę na ziemię i wstał.
– Toby, za dużo gadasz i nic nie rozumiesz.
Odszedł od ogniska.
– Racja – zawołał za nim Toby. – Nie jestem taki mundry jak ty. – Spojrzał w płomienie i prychnął. – Byle kamień jest mundrzejszy niż on.