12

Madzie nigdy jeszcze nie czuła się tak zagubiona. Do tej pory zawsze wiedziała, co osiągnąć, teraz jednak, kiedy pojawił się ten mężczyzna, nie potrafiła powiedzieć, co się wydarzy. Co więcej, nie potrafiła też wyjaśnić tego co się dzieje. Ciągle pytała kapitana Montgomery’ego, o co tu chodzi, ale on tylko się uśmiechał. To wyraźnie jej pragnął, żeby moment później traktować ją jak powietrze – jakby w ogóle nie istniała nie była kobietą.

Pomógł jej rozpiąć guziki sukni do jazdy konnej (chociaż były z przodu), potem wyciągnął sznurówki jej gorsetu, z których zrobili wnyki na zające. Roześmiał się, kiedy w końcu nie mogła już wytrzymać i udała się za krzaki. Potem za każdym razem, kiedy szła za potrzebą, kazała mu śpiewać, choć uszy jej puchły od jego śpiewu.

Ciągle nie potrafiła go rozgryźć. Kiedy się jej wydawało, że go ostatecznie zaklasyfikowała jako przemądrzałego zarozumialca, niewartego jej czasu, ten opowiada jej o swojej siostrze, Addis. Traktował ją chłodno i obojętnie, żeby za chwilę kipieć od z trudem powstrzymywanych uczuć. To jej pragnął, to znów nawet na nią nie spojrzał.

Co to był za dzień – pomyślała Madzie, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi.

Na haczyki, które miała w spódnicy, złowili kilka dużych pstrągów, później ponad godzinę leżeli obok siebie, czekając, aż podejdzie do nich dziki indyk, którego słyszeli w pobliżu, a gdy się zbliżył. Ring złapał go w sidła zrobione z jej sznurówek od gorsetu.

Późnym popołudniem Ring w ślad za rojem pszczół ruszył do ich gniazda i choć Maddie błagała, by dał im spokój, nie ustąpił. Zapalił gałąź uschłego cedru i dymem oszołomił pszczoły, ledwie jednak zanurzył rękę w dziupli, owady się przecknęły i zaatakowały intruza. Zszedł z drzewa i zaczął uciekać, wlokąc za sobą Maddie, a kiedy nie nadążała, chwycił ją pod pachę i dalej biegł w stronę strumienia. Umknęli pszczołom, ale mokli w lodowatej wodzie. Kiedy Maddie zaczęła mu robić awanturę, Ring z szerokim uśmiechem pokazał jej plaster miodu. Niestety, na plastrze siedziały rozwścieczone pszczoły.

Chwilę potem oganiali się od owadów, Maddie próbowała utrzymać równowagę, uchylając się i opędzając, na ile pozwalał jej łańcuch, który łączył ją z Ringiem. Mimo gwałtownego ataku pszczół, Ring nie puścił plastra.

Kuląc się w mokrych ubraniach, siedzieli teraz przy dużym ognisku, które rozpalił Ring. Nie mieli się w co przebrać, nie mieli czym przykryć, gdyby zdjęli ubrania. Nie mieli też nic ciepłego do picia, żeby się rozgrzać od środka.

– Przepraszam, że cię w to wciągnąłem – przemówił Ring. – Gdybym wczoraj w nocy był czujniejszy, ten człowiek nigdy by nas…

– Stało się. Nawet mojemu…

Chciała powiedzieć, że nawet jej ojcu zdarzyło się być zaskoczonym, ale ugryzła się w język.

– Nie jest tak źle. Zresztą dobrze się dziś bawiłam. Zapomniałam na chwilę o swoich problemach.

– Laurel – powiedział cicho.

Maddie gwałtownie wciągnęła powietrze. Nie będzie go pytała, ile wie, bo wyraźnie i tak już wiedział zbyt wiele. – Jestem zmęczona i zmarznięta. Idę spać.

Chciała wstać, ale wtedy zagrzechotał łańcuch. Niemal o nim zapomniała. Ring uniósł się razem z nią.

– Gdyby nic ja, leżałabyś teraz bezpiecznie w swoim namiocie, przykryta furą koców. – Spojrzał na nią. – Chcesz wrócić jutro rano? Dotarlibyśmy na miejsce do wieczora i Sam rozkułby te kajdanki,

– N-nie wiem – odparła, bo rzeczywiście nie wiedziała, czego chce. Nie pojmowała tego człowieka. – Dlaczego nie jesteś taki jak na początku? Jakże ja nie znosiłam tamtego mężczyzny! Ta noga oparta na stołku! Ten koń, Który próbował zeżreć mój wóz! Niech cię licho porwie, czy musiałeś się zmienić?

Uśmiechnął się do niej.

– Nie zmieniłem się. Po prostu wydawało ci się, że mnie znasz, ale myliłaś się, to wszystko.

Odsunęła się od niego najdalej, jak mogła,

– Nie wiem, kim naprawdę jesteś. Czy tym człowiekiem, o którym mówi Toby, czy tym wstrętnym wojskowym, którego poznałam.

– Pewnie jednym i drugim po trochu, i pewnie jeszcze kilkoma innymi osobami. – Zniżył głos. – Zresztą, co to ma za znaczenie? Za kilka dni wrócisz na wschód i pewnie już nigdy się nie spotkamy.

Odwróciła wzrok.

– Rzeczywiście, to prawda.

Wyobraziła sobie, jak wraca do Johna, mówi mu prawdę, tłumaczy, dlaczego musiała pojechać na zachód i śpiewać, prosi, by jej wybaczył i znowu kierował jej karierą. Podniosła wzrok na Ringa i pomyślała o perłach na dnie talerzy z zupą, jedwabnych sukniach, tworzonych przez tego nowego, modnego ostatnio krawca, Wartha, i nagle życie wydało jej się dość puste. Przypomniała sobie słowa madame Branchini: „Możesz mieć albo muzykę, albo mężczyznę. Jedno z dwojga, nigdy jedno i drugie". Do jej pory wybór był łatwy- Zadrżała, czując pierwsze krople deszczu, zasłoniła się ramionami, pociągając rękę Ringa.


– Chodźmy – powiedział, chwycił ją w ramiona i zaniósł pod polkę skalną.

Maddie usiadła z boku, podczas gdy on za pomocą hubki i krzesiwa podpalał suchą trawę, którą wcześniej tam przyniósł. Po kilku minutach trawa się zajęła. Maddie siedziała, przyglądając się, jak jej towarzysz dorzuca do ognia, by zapłonął pełnym blaskiem. Wtedy Ring wreszcie usiadł i otworzył ramiona.

Nie powinnam – pomyślała – naprawdę nie powinnam.

Ale i tak schroniła się w nich, a Ring mocno ją przytulił.

– Rzeczywiście do siebie pasujemy – wymruczała.

– O czym teraz myślałaś? – spytał, pocierając brodą o czubek jej głowy.

– O tobie – przyznała szczerze.

– Cieszę się. Cieszę się, że wreszcie mnie dostrzegłaś.

– Co ty opowiadasz, przecież od dawna cię widzę. Ledwo zatrzymałam na tobie wzrok…

– Nieprawda. Ledwo mnie zobaczyłaś, uznałaś, że wiesz, z kim masz do czynienia i do tej pory nie zmieniłaś zdania. Uznałaś mnie, zaraz, żebym się nie pomylił, za pompatycznego, nieznośnego i przemądrzałego.

– Bo taki jesteś.

– Tak samo jak ty.

– Ha!

Obok nich ciężkimi, zimnymi strugami chlusnął deszcz, jednak w ich zakątku płonął ogień, ubrania Maddie zaczynały schnąć, a nawet tam, gdzie była mokra, ale dotykała Ringa, czuła ogarniające ją ciepło.

– Nie chce się wierzyć, że znam cię tak krótko – powiedziała, – Czasem mam wrażenie, że znam cię od zawsze. Pamiętam, kiedy pierwszy raz śpiewałam w La Scali. Czuję się, jakbyś tam wtedy był i przed wyjściem na scenę mówił, że na pewno sobie poradzę i pocałował mnie w czoło. -Mocniej się w niego wtuliła. – Jak myślisz, dlaczego tak czuję? Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Nawet z Johnem, a przecież spędziliśmy razem tyle lat. Zawsze doskonale pamiętam czasy, kiedy go nie znałam.

– Czy naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni?

– Nie wydaje mi się, byśmy w ogóle byli do siebie podobni. Nie potrafisz śpiewać, sam mi to udowodniłeś, a w moim życiu właściwie nie było niczego poza śpiewem.

– I właśnie na tym polega nasze podobieństwo. Twierdziłaś, że dzieciństwo spędziłem zapewne na dworze, i po części miałaś rację. Tyle że to wyglądało zupełnie inaczej: mając dwanaście lat zacząłem pracować w rodzinnej spółce. Jako czternastolatek podejmowałem już poważne decyzje.

– O – powiedziała ze smutkiem. – Bardzo byliście biedni? Czy musiałeś rzucić szkolę?

Uśmiechnął się.

– Wręcz przeciwnie. Słyszałaś kiedyś o Warbrooke Shipping?

– Chyba tak. Zdaje się, że płynęłam ich statkiem. – Obróciła głowę w jego stronę. – Warbrooke? Czy nie tak się nazywa twoja rodzinna miejscowość? Pracowałeś u nich?


– Moja, rodzina jest właścicielem Warbrooke Shipping. Całkiem się do niego odwróciła.

– Aha, w takim razie musisz być bogaty.

– Bardzo. Czy to ma na ciebie znaczenie?

– Nie, wyjaśnia po prostu, skąd się wziął twój koń i ten świetnie skrojony mundur, twoje wykształcenie i że stać cię na służącego takiego jak Toby.

Nie przyznał się, jak bardzo go ucieszyło, że jego bogactwo nie ma dla niej znaczenia. Czasem posiadanie pieniędzy było przeszkodą w kontaktach z kobietami. Czasami widziały tylko majątek, a nie człowieka.

– Ładny mi z niego służący:

– Opowiedz mi o Tobym i o tym, dlaczego uważasz, że jesteśmy do siebie podobni.

Ring zanim odpowiedział, głęboko zaczerpnął tchu. – Oboje- byliśmy samotni. Domyślałem się tego wkrótce po tym, jak się poznaliśmy, ale kiedy opowiedziałaś mi o swoim dzieciństwie, zyskałem pewność, że tak jak ja byłaś samotna.

– Alei ja nigdy nie byłam "samotna. Zawsze otaczała mnie rodzina, potem miałam Johna i setki kontaktów towarzyskich. Wręcz brakowało mi samotności.

– Nie, źle mnie zrozumiałaś. Może „samotni" nie jest dobrym słowem. Raczej „inni". Ty i ja zawsze byliśmy odmienni.

– Ja tak, ale ty? Nie rozumiem, na czym miałaby polegać twoja odmienność?

– Mój ojciec to dobry człowiek, bardzo dobry człowiek, Ma złote serce. Oddałby ostatnią koszulę, gdyby ktoś jej potrzebował. Poświęciłby życie, byle jego dzieciom nic się nie stało. Ale…

– Ale co?

– Szczerze mówiąc, nie ma głowy do interesów. Nie potrafi wysiedzieć za biurkiem i dopilnować papierkowej roboty, niezbędnej do kierowania spółką wielkości Warbrooke Shipping, a każdy słoneczny dzień to okazja, żeby wybrać się na ryby albo na piknik z moją matką.

– Chyba nic w tym szczególnie złego? Czasem chciałabym mieć więcej czasu na przyjemności.

– Ale nie można poświęcić całego życia na przyjemności, jeśli się kieruje taką spółką- W naszych rękach spoczywa los tysięcy pracowników. Z pieniędzy, które im wypłacamy, utrzymują rodziny.

– I twój ojciec o tym zapomniał?

– Chyba tak. Zapomniał albo nigdy nie zdawał sobie sprawy.

– I właśnie dlatego zajmowałeś się spółką już od dzieciństwa?

– Tak. Nie wiem, jak właściwie do tego doszło. Ciekawiło mnie prowadzenie spółki, a ojciec chwalił mnie, ilekroć w jakiś sposób mu pomogłem. To stało się niedostrzegalnie, krok po kroku. – Uśmiechnął się. – A poza tym, tak jak ty masz dar śpiewania, ja zostałem obdarzony umiejętnością kierowania firmą. Zapamiętywanie różnych niezbędnych spraw przychodziło mi bez trudu. Ojciec twierdził, że przypominam mojego dziadka, że jestem prawdziwym Montgomerym.

– Dlatego poświeciłeś dzieciństwo, żeby wykonywać prace dorosłego?

– Czy ty czułaś się, jakbyś coś poświęcała, kiedy siedziałaś w domu śpiewając, podczas gdy wszyscy bawili się na słońcu?

– Nie, uważałam, że mam szczęście, i współczułam im, bo Bóg nie obdarował ich podobnym do mego talentem.

– Tak samo było ze mną. Matka najęła dla mnie nauczyciela, wieczorami pracowałem z nim, uczyłem…

– Uczyłeś się języków.

– Tak, poznałem kilka języków. Myślałem wtedy chyba, że przydadzą mi się, kiedy wyruszę w te odległe strony, o których opowiadali marynarze, którzy pływali na naszych statkach.

– Matka wynajęła nauczyciela, a ojciec najął Toby'ego, żeby dopełnił twej edukacji na innym polu, tak?

– Właśnie.

Przez chwilę milczała zadumana.

– Ale przecież to nie Toby się tobą opiekuje, tylko ty nim, prawda?

– Mniej więcej.

Zdaje się, że nie chciał więcej mówić o Tobym.

– Czemu porzuciłeś to wszystko i zaciągnąłeś się do wojska?

– Stało się tak z dwóch powodów: jednym była podsłuchana rozmowa, drugim kobieta.

Siedziała bez słowa, bo nie była pewna, czy chce się dowiedzieć wszystkiego.

– Opowiedz mi o tym – szepnęła wreszcie,

– Pewnego dnia, miałem wtedy siedemnaście lat, byłem na pokładzie jednego z naszych statków. Sprawdzałem ładunek i rozmawiałem z marynarzami o podróży, kiedy usłyszałem rozmowę jednego z oficerów z kapitanem. Oficer nie rozumiał, czemu powierzono mi tak odpowiedzialną funkcję. Twierdził, że jestem dzieckiem i na niczym się nie znam. Odpowiedź kapitana podniosła mnie na duchu. Oświadczył on, że choć jestem młody, bardzo dużo wiem o morzu. „Nie wiesz, co mówią o dzieciach Montgomerych? – spytał kapitan. „One się nie rodzą. Kiedy ich ojciec chce kolejnego dzieciaka, idzie do najbliższej przystani, zarzuca sieć i wyciąga następnego obywatela. Dziw, że zamiast nóg nie mają płetw".

– Chyba nie było w tym nic złego. Można by to nawet uznać za komplement

– Prawda, ale słuchając ich śmiechu, zobaczyłem przed sobą przyszłość. Wiedziałem, że po kres swoich dni będę kierował Warbrooke Shipping, a kiedy skończę dwadzieścia jeden lat, ożenię się z jakąś miejscową dziewczyną – oczywiście, o ile uda mi się znaleźć taką, która nie będzie moją krewniaczka – a potem sam będę miał dzieci.

– Łowiąc je z morza?

– Gzy w inny dowolny sposób. Wyobraziłem sobie siebie jako pięćdziesięcioletniego mężczyznę, który przyuczywszy swoich synów, uczy teraz wnuki, jak należy prowadzić Warbrooke Shipping. Widziałem siebie jako osiemdziesięciolatka, który nadal zastanawia się, jak uciec od Warbrooke.

– Rozumiem. A w jaki sposób kobieta przyczyniła się do twego wstąpienia do armii?

– Mniej więcej w tym samym czasie gdy podsłuchałem rozmowę kapitana z oficerem, moją matkę odwiedziła przyjaciółka. Liczyła sobie trzydzieści kilka lat, ale mnie, siedemnastolatkowy, wydawała się staruszką. Miała spędzić u nas miesiąc i przez pierwszych kilka dni nawet chyba na nią nie spojrzałem.

– Cóż, biorąc pod uwagę, że w nocy się uczyłeś, a w dzień pracowałeś, nie miałeś pewnie czasu oglądać się za dziewczętami. Czy wspominałam ci, że ja też miałam lekcje wieczorami?

– Ten twój nauczyciel najwyraźniej zapomniał o arytmetyce.

– Uczył mnie ojciec.

– No, to wszystko wyjaśnia.

– Przestań wyrzekać na mojego ojca i opowiedz mi o swej damie.

Uśmiechnął się.

– Rzeczywiście, to była prawdziwa dama. Tak czy owak, w kilka dni po jej przyjeździe moi bracia zaczęli jeden po drugim chorować na wietrzną ospę.

– A twoje siostry?

– Carrie nie było jeszcze na świecie, a Ardis zamieszkała u Davy'ego. Matka chciała się i mnie, pozbyć z domu, żebym się nie zaraził, powiedziała też przyjaciółce, że powinna wrócić do siebie. Ale ona z jakichś powodów niej mogła, nie pamiętam czemu, remont mieszkania, czy coś takiego. W każdym razie spytała ojca, czy mogłaby się przyglądać, jak się zarządza Warbrooke Shipping.

– I ojciec posłał ją do ciebie.

– Właśnie. Naprawdę mnie to zezłościło. Obawiam się, że nawet zacząłem krzyczeć, że mam na głowie mnóstwo rzeczy, prawdziwą pracę i nie mam zamiaru tracić czasu na niańczenie jakiejś staruszki. A poza tym, to kobieta, co ona może wiedzieć o prowadzeniu, spółki? – Ring na chwilę przymknął oczy. – Usłyszała mnie i wmaszerowała do gabinetu ojca, mówiąc, że dotrzyma mi we wszystkim kroku. Wyzwała mnie, żebym spróbował znaleźć choć jedną sprawę, związaną z prowadzeniem spółki, której ona swoim kobiecym móżdżkiem nie ogarnie.

– I rzeczywiście tak się stało? Czy we wszystkim dotrzymywała ci kroku i wszystko rozumiała?

– O, tak. Udało jej się, choć nie miałem nad nią litości. Kiedy ma się siedemnaście lat i samodzielnie prowadzi spółkę wielkości Warbrooke Shipping, można stać się…

– Próżnym? Zarozumiałym? Przekonanym o własnej wielkości?

– Mniej więcej. Dopiero po tygodniu dałem spokój i przestałem ją zmuszać do czyszczenia stajni Augiasza.

– Co?

Twój ojciec najwyraźniej zapomniał też o mitach greckich. Przestałem ją zmuszać, żeby cały czas przekonywała mnie o swojej wartości i powoli się zaprzyjaźniliśmy. Nie miałem pojęcia, że na świecie są kobiety takie jak ona. W swojej wielkiej mądrości sądziłem, że wszystkie kobiety przypominają moją matkę. Matkę obchodzi wyłącznie rodzina, nic poza tym.

– A ta kobieta? Twoja przyjaciółka?

– Jej ojciec umarł, kiedy miała dwadzieścia dwa lata. Póki żył, najważniejszymi sprawami w jej życiu były falbanki u nowej sukni, czy prezencik otrzymany właśnie od kolejnego adoratora. Po śmierci ojca okazało się, że zostawił po sobie upadający sklepik z damską odzieżą oraz mnóstwo długów.

– I co zrobiła?

– Powiedziała, że miała do wyboru trzy rzeczy. Pierwsza to ubóstwo, druga – małżeństwo i pozostawienie mężowi troski o resztki majątku ojca. Stwierdziła jednak, że żaden mężczyzna, za którego ewentualnie chciałaby wyjść za mąż, nie poradziłby sobie z prowadzeniem sklepu, ona zaś nie miała ochoty wychodzić za człowieka interesów.

– A trzecie rozwiązanie?

– Samej zająć się prowadzeniem sklepu. Doszła do wniosku, że całkiem nieźle potrafiła kupować suknie, teraz więc pozostało jedynie kupić jeszcze trochę i je sprzedać.

– I tak właśnie zrobiła?

– Tak. Opowiadała, że początkowo nie było łatwo, ale jakoś sobie poradziła. Kiedy ją poznałem, miała sześć sklepów i interes kwitł.

– A jaki miała wpływ na twoją decyzję o zaciągnięciu się do wojska?

– Zakachałem się w niej. To nic była prawdziwa miłość, teraz to wiem. Ale ona, mnie fascynowała. Nigdy przedtem nie zdawałem sobie sprawy, że właściwie nie mam z kim rozmawiać. Ojca nudziły interesy i ochoczo pozostawili wszystko mnie. Matki to nie interesowało, a mój młodszy o dwa lata brat, Jamie, wiecznie był na morzu. Pozostali bracia byli za młodsi, żeby cokolwiek zrozumieć.

– Zaś Ardis cały czas spędzała z Davym.

– Tak i w ten sposób przyjaciółka matki stała się pierwszą osobą, z która mogłem się podzielić tym, co robię.] A jej ciekawość była niezaspokojona. Chciała wiedzieć wszystko, chciała, żebym jej wszystko pokazał.

– I tak się stało? Czy pokazałeś jej wszystko? – wyszeptała Maddie.

– Tak – odparł po chwili. – Dzień przed, jej wyjazdem popłynęliśmy łódką na jedną z wysp. Nie wypłynęliśmy daleko, kiedy zaskoczyła nas gwałtowna burza. Przez chwilę obawiałem się nawet, że nie dotrzemy do brzegu.

– Ale dla kogoś, kto się w morzu urodził, to nie powinno być zbyt trudne.

– Chyba nie. Dotarliśmy na wyspę kompletnie przemoczeni. Była tam stara chata, w której żył niegdyś pustelnik, ale zmarł kilka lat wcześniej i pozostała me zamieszkana.

– Umilkł. – Spędziliśmy tam noc.

– Kochałeś się z nią?

Przez chwilę nie odpowiadał.

– Tak, Właściwie to ona się ze mną kochała. Biorąc pod uwagę mój tryb życia, jako siedemnastolatek niewiele zdążyłem mieć do czynienia z dziewczętami, a w ogóle nie miałem do czynienia z kobietami.

– Nawet z pomocą Toby'ego?

– Zwłaszcza, z pomocą Toby'ego,

– A więc spędziłeś z nią noc. I co dalej?

– Rankiem wróciliśmy do domu. W drodze powrotnej snułem plany co do nasz Małżeństwa? Przecież byłeś od niej znacznie młodszy.

Nic mnie to nie obchodziło. Wyobrażałem sobie nasze życie, jak oboje kierujemy Warbrooke Shipping, rozmawiamy i… spędzamy razem czas.

– A jednak się z nią nie ożeniłeś.

– Nie. Po powrocie do domu zasnąłem, a kiedy obudziłem się wieczorem, już jej nie było. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak poczułem się zdradzony. Nie zostawiła nawet listu, nic. Ciężko to zniosłem, chodziłem odęty, wściekałem się i warczałem na wszystkich. Tylko moja matka domyślała się dlaczego. Wreszcie wyjawiłem jej swoje żale, nienawiść za to, że tamta wyjechała bez pożegnania. Matka powiedziała, że jej przyjaciółka podarowała mi coś cennego i mam to przyjąć jako dar. Trochę potrwało, nim sobie uświadomiłem, że miała rację. Czas, który spędziłem z przyjaciółką mojej matki był czymś cudownym i tak mam to zapamiętać.

– Spotkałeś ją jeszcze kiedyś?

– Tak, wiele lat później w Nowym Jorku.

– Czy wtedy znowu się kochaliście?

– Nie, wyglądało to tak, że spędziłem trzy dni sprawdzając jej księgi rachunkowe, podczas gdy ona wychodziła z mężczyzną dwa razy starszym ode mnie. Nic skuteczniej nie zabija miłostki niż trzydzieści pięć zapaskudzonych ksiąg rachunkowych pełnych źle dodanych liczb.

Słysząc to Maddie uśmiechnęła się szeroko.

– A wiec już jej nie kochałeś?

– Niezbyt.

– Nie powiedziałeś, w jaki sposób wpłynęła na twoją decyzję o wstąpieniu do wojska.

– Kiedy opuściła Warbrooke, podsłuchałem tę rozmowę o łowieniu z morza młodych potomków Montgomerych. Założę się, że matka chciałaby, by tak naprawdę było. Bardzo ciężko zniosła ostatni poród. Nieważne, dość. że kiedy zobaczyłem przed sobą swoje życie niczym otwartą księgę, zrozumiałem, że nie chcę takiego losu. Nie chciałem tego małżeństwa i przyszłego wspólnego życia, jako osiemndziesięciolatek nadal się zastanawiać, jak można by uciec od obowiązków wobec firmy. Mógłbym wskoczyć na któryś z naszych okrętów i opłynąć świat, postanowiłem jednak, że chce obejrzeć pustynię, poza tym dość miałem odpowiedzialności. Chciałem stać się członkiem załogi, nie jej kapitanem. Chciałem się przekonać, jak się człowiek czuje, kiedy coś się nie powiedzie, ale nie on ponosi za to odpowiedzialność. Dlatego zaciągnąłem się do armii jako szeregowiec i poprosiłem o przydział na zachód.

– I wysłali cię tam, gdzie chciałeś?

– To wcale nie było trudne. Wystarczyło, że potrafiłem jeździć konno.

– I pomyśleć: Toby powiedział, że twój ojciec najął go, ponieważ nie interesowały cię kobiety.

– Toby nie wie o mnie wszystkiego. Narastał, że mej interesują mnie kobiety, które mógł mieć każdy żołnierz. Na obrzeżach każdego fortu można znaleźć „świńskiej rancha". Nazwa bierze się stad, że ich mieszkanki są tak czyste, jak owe zwierzęta. Mnóstwo żołnierzy umiera na syfilis. Jedyne białe kobiety, które można spotkać w forcie! przyjechały ze wschodu i są to na ogól żony albo córki oficerów. Niech się tylko takiej coś przydarzy, człowiekowi grożą niewyobrażalne kary.

– Ale Toby mówił, że nie interesowały cię kobiety, które ci przedstawiał.

– Pierwsza kobieta, którą, mi,,przedstawił" była mieszkanka wioski niedaleko Warbrooke, zwana Wanienką McDonald.

– Wanienka? Co za dziwaczne, przezwisko. Czyżby tak dbała…?

– Wręcz przeciwnie. W życiu nie zażyła kąpieli i ogromnie się tym szczyciła. Była nawet ładna, ale kiedy zaczęła wtykać mi w usta różne części ciała. nie… nieważne, grunt, że uznałem owo doświadczenie za bardziej niż mało przyjemne. Próbowałem to wyjaśnić tak ojcu jak Toby'emu, ale obaj uznali, że grymaszę i jestem zbyt wybredny.

– A rzeczywiście jesteś?

– Tak, banko. Chcę tylko najlepszego. Naj-naj-najlepszego.

Zacisnął wokół niej ramiona i wtulił twarz w jej szyję.

– Chcesz już iść spać? – spytał po chwili.

Nie skinęła głową ani w żaden inny sposób nie przytaknęła, ale dała się położyć na zimnej, twardej ziemi i pozwoliła, by otoczył ją ramionami. Daleko jej było do snu. Myślała o tych kilkunastu dniach, od kiedy go znała. To tak krótko, a zdawać by się mogło, że całe życie.

Przekręciła się w jego ramionach, by móc na niego patrzeć, w migotliwym blasku ogniska przyglądać się grze światła na jego kościach policzkowych. Sądziła, że zasnął, wiec uniosła wolną rękę, żeby dotknąć jego dolnej wargi.

– Zaczynam cię kochać, wiesz o tym? – wyszeptała.

– Tak.

– Powoli zajmujesz w mych myślach tyle samo miejsca co muzyka.

Nic nie odpowiedział, ale wydawało jej się, że na jego ustach zagościł lekki uśmiech.

– Rzadko trafia się mężczyzna, który by kochał swego rywala.

Chciała spytać, co do niej czuje, ale bała się odpowiedzi. Jak mogła kogoś pokochać, a szczególnie kogoś takiego jak on? Mężczyznę, który potrzebował wolności, który nie miał nic wspólnego ze światem muzyki.

– Kiedy kończy się twoja służba?

– W przyszłym roku.

– I co wtedy zrobisz?

– Wrócę do Warbrooke, Jestem potrzebny ojcu.

Westchnęła.

– A ja wrócę do Paryża, Wiednia czy Florencji tam gdzie ludzie będą chcieli słuchać mojego śpiewu – powiedziała w duchu.

– Dobranoc, mój kapitanie – odezwała się na głos.

Ring otworzył oczy i długo jej się przyglądał, póki nie zmorzył go sen. Wydawało się najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem, że trzyma ją w ramionach. Pragnął tego od początku, gdy tylko ją zobaczył. Kochanie, się z nią może poczekać, dopóki Maddie nie upewni się w swoich uczuciach do niego. Nie upewni się na tyle, na ile on był pewien swoich uczuć do niej.

Pod koniec drogiego dnia Maddie wydawało się niemal naturalne, że jest przykuta do Ringa. Nauczyli się razem poruszać, wiedzieli, jak się zachować, kiedy drugie potrzebowało chwili odosobnienia, umieli rozmawiać i milczeć.

Opowieści Ringa o rodzinie pobudziły ciekawość Maddie i ciągle pytała go o jego losy, o Warbrooke i jego mieszkańców. Opowiadał jej o niesamowitych wyczynach Taggertów, którzy, wraz z Montgomerymi, składali się na niemal całą populację miasta. Snuł morskie opowieści o swych przodkach, które przekazywane z pokolenia na pokolenie stały się z czasem rodzinnymi legendami. Na sznurówkach od gorsetu pokazywał jej, jak robić marynarskie węzły, a kiedy cala się zaplątała, śmiał się i pokazywał jeszcze raz.

Maddie utkwiły w pamięci jego słowa o jej samotnym życiu i uświadomiła sobie, ze rzeczywiście tak było. Jako mała dziewczynka nigdy nie miała czasu, by znaleźć przyjaciółkę. Jej siostrę pochłaniało malowanie, w pobliżu nie mieszkały inne rodziny. Oczywiście, można liczyć synów Dobrego Ucha ale oni przyjeżdżali tylko na lato, zimą wracali do współplemieńców. Ojciec i jego przyjaciele spędzali z nią dużo czasu – ile tylko Maddie mogła im poświęcić – ale to nie zastępowało posiadania przyjaciółki.

Leżeli z wyciągniętymi skutymi ramionami na miękkiej, wilgotnej trawie nad brzegiem strumienia.

– Jako dziecko nigdy nie miałam przyjaciół,

– Ja też. Tylko braci.


Roześmiała się, ale on popatrzył na nią z powagą.

– Nadal nie chcesz mi nic o sobie powiedzieć, prawda?

Nawet o swoim ojcu, tym chodzącym wzorze cnót?

Chciała, tak bardzo chciała, bała się jednak, że jeśli zacznie, nie potrafi się powstrzymać i nim się zorientuje, będzie mu opowiadać o Laurel, a nie mogła przewidzieć, jak Ring na to zareaguje. Czy byłby tak opiekuńczy, że zabroniłby jej dalej śpiewać? Kazałby przerwać tę podróż? Powiedział, że od tej pory on się wszystkim zajmie, także jej siostrzyczką, która mogłaby przypadkowo zginąć w strzelaninie?

Kiedy milczała, odwrócił się od niej, usta zacisnął w wąską linię.

– Przepraszam – wyszeptała. – Powiedziałabym ci, gdybym mogła.

– Chciałaś powiedzieć: gdybym mogła ci zaufać?

– Czy zaufałbyś mi, gdyby od tego zaufania zależało lżycie ukochanej przez ciebie osoby?

Obrócił się i spojrzał jej w oczy.

– Tak – zabrzmiała jego odpowiedź.

Spuściła wzrok, wiedząc, że nie kłamał. Czuła, że powiedziałby jej wszystko, co chciałaby wiedzieć; o sobie, o swojej rodzinie.

– No ale ty jesteś na tyle potężny i silny, że powstrzymałbyś mnie od zrobienia czegokolwiek, czego byś sobie nie życzył.

– Jestem na tyle inteligentny, by uważać, że kobieta, którą kocham, miałaby dość rozsądku, żeby zrobić to, co powinna – odparł ostro.

Nie dał Maddie czasu, by dotarło do niej znaczenie tej odpowiedzi. Zerwał się na równe nogi i pociągnął Maddie.

– Wstawaj – powiedział gniewnie. – Musimy zebrać drwa.

– Co… co miałeś na myśli, mówiąc: „kobieta, którą kocham"?

Słyszałaś, co powiedziałem – warknął, podnosząc mokre kawałki drewna i wpychając jej w ręce.

– Chyba nie. Może powinieneś powtórzyć. Prawdę mówiąc, chętnie jeszcze raz bym usłyszała bardzo wiele rzeczy. Na przykład to, co mówiłeś o dziewicach albo o mojej lewej stopie.

Uśmiechała się, było jej lekko i radośnie na dachu.

– Jeśli coś ci nie odpowiada, potrafisz nagle ogłuchnąć, ale pamiętasz byle jakie zdanie swego ojca. Mam nadzieję, że kiedyś go spotkam. Patrzę na niego z góry i powiem: „Panie Worth, chciałbym…”

Urwał i popatrzył na Madzie szeroko otwartymi oczami.

– Worth?

Oczy Ringa stały się jeszcze okrąglejsze, trzymany w ręku kawałek drewna zawisł w powietrzu.

– Tak się nazywam.

Kiedy odezwał się ponownie, w jego głosie brzmiał głęboki namysł.

– Mówiłaś, że twoja matka powiedziała: „Jeffrey, jutro rano pojedziesz na wschód, znajdziesz nauczycielkę dla mojej córki”.

– Tak. I co z tego? – udawała niewiniątko, ale wiedziała, do czego Ring zmierza. Wspaniałe uczucie wiedzieć, że zaraz odwoła wszystkie kąśliwe uwagi na temat jej ojca.

Spojrzał na nią z lękiem.

– Twoim ojcem chyba nie jest Jefferson Worth? – spytał z rewerencją. – Sam Jefferson Worth? Ten, który napisał pamiętniki?

Uśmiechnęła się do niego słodziutko.

Tak, to mój ojciec.

Ringowi odebrało mowę. Wpatrywał się w Madzie bez słowa. Jefferson Worth był człowiekiem-legendą, tak samo jak Jerzy Waszyngton czy Daniel Borne. Wiele lat temu wraz z garstką ludzi przemierzył większość terenów Ameryki. Prowadził zapiski, rysował mapy. Częstokroć jego obserwacje stanowiły jedyne źródło informacji o plemionach, zniszczonych przez chciwość białego człowieka i przyniesione przez niego choroby. Pisał o zwierzętach ich zwyczajach, sporządzał szkice niezwykłych roślin, na które natknął się w swoich podróżach, sporządzał notatki o formacjach skalnych i gorących źródłach.

– Czytałem jego pamiętniki, kiedy byłem chłopcem, a moi młodsi bracia nadal chcą zostać Jeffersonem Worthem. To on jeszcze żyje? Musi być dość stary.

– Nie taki znowu stary i jest w świetnej formie. Jego dzienniki zostały wydane, kiedy miał zaledwie trzydzieści lat, rok po moim urodzeniu. To moja matka dopilnowała, żeby się ukazały drukiem. Gdyby to zależało od ojca, rzuciłby je w kąt i zapomniał…

– Nie do wiary Jefferson Worth.

Nie mogła się powstrzymać, żeby Ringowi nie wypomnieć niektórych stwierdzeń na temat jej ojca,

– Potężne bary. Pewnie na nich przytargał ten fortepian!

– Przypuszczam, że mógł to zrobić. – Ring zapatrzył się w przestrzeń. – Pytałaś kiedyś, gdzie nauczyłem się tak skradać. Właśnie z pamiętników Jeffersona Wortha. Razem z braćmi odgrywaliśmy jego i towarzyszy. Ja zawsze byłem

Jeffem. Jamie był Thomasem Armourem, a…

– Thomas by się ucieszył.

Ring pokręcił głową.

– Nie mogę jeszcze uwierzyć, że wszyscy oni żyją, a ja jestem tu z córką Jeffersona Wortha. Jak się nazywał ten młody Indianin? Jakoś tak dziwnie. Biliśmy się, kto ma grać jego rolę.

– Dobre Ucho.

– Rzeczywiście. Nazwał tak siebie po tym, jak twój ojciec zabrał go na wschód, żeby mu zoperowano ucho.

Maddie się uśmiechnęła. Znała tę historię tak dobrze, że miała wrażenie, że sama przy tym była.

– Był głuchy i ojciec zabrał go na wschód. Po operacji pokazał w języku migowym, że mają go nazywać Dobre Ucho. Do tej pory nazywał się Złe Ucho.

Ring uśmiechnął się, przypominając sobie tę historię.

– I była tam jakaś kobieta, prawda? Była pierwszą białą kobietą, która dotarła na tamte tereny. Miała sporządzać portrety Indian. -Tak.

– Mój ojciec kupił jedną z jej akwareli. Przedstawia plemię, o którym nigdy nie słyszałem, ale twój ojciec i jego ludzie spędzili u nich zimę,

– Prawdopodobnie chodzi ci o plemię Mandan. Dwa lata po tym, jak je namalowała, prawie całkowicie wyginęli od wietrznej ospy.

Umilkł, pogrążony we wspomnieniach.

– Jedna z moich kuzynek, Taggertówien, zawszę odgrywała rolę malarki, ale robiliśmy coś, co ją doprowadzało do pasji. Co to było? Pomysł wzięliśmy z pamiętników.

– Przypuszczam, że jeden z was odgrywał Dobre Ucho i zabierał jej różne rzeczy.

– Rzeczywiście. Jak mogłem o tym zapomnieć? Dobre Ucho był głuchy i dlatego nie potrafił jej niczego ukraść, bo za głośno się skradał. Ale kiedy odzyskał słuch, ćwiczył podkradanie na malarce. O ile dobrze pamiętam, strasznie ją to złościło.

– Ale odegrała się na nim, pamiętasz?

– Nie. Nie wiem, co zrobiła.

– Którejś nocy po dniu spędzonym w drodze, kiedy Dobre Ucho mocno zasnął – miał wtedy zaledwie dwanaście lat – wślizgnęła się i zabrała wszystko, co miał, łącznie z jego przepaską na biodra. Kiedy przebudził się rankiem, zobaczył, że jest nagusieńki, a wszystkie jego rzeczy zniknęły.

Ring się uśmiechnął.

– Zgadza się. Założę się, że moja kuzynka z rozkoszą odegrałaby tę część roli, ale nigdy do tego nie doszło. Za to moi bracia i ja nieustannie się zakradaliśmy i podbieraliśmy sobie różne rzeczy. Ale czy w końcu nie zdarzyło się coś, co sprawiło, że ta kobieta przebaczyła Dobremu Uchu?

Tak. Mój ojciec i… ta kobieta wraz z Dobrym Uchem oddzielili się od pozostałych. Mieli spędzić noc z bandą Apaczów-odstępców z południa. Mój ojciec nie ufał im, to była koszmarna noc. Wyjechali wczesnym rankiem i Apacze gonili ich, strzelając do nich.

Twarz Ringa rozjaśniła się, kiedy przypomniał sobie dalszy ciąg. – Jednak Dobre Ucho…

Maddie uśmiechnęła się do niego.

– Dobre Ucho w nocy trenował podkradanie i zabrał im wszystkie łuski. Mieli proch, ale nie mieli jak zrobić nabojów. Naszej trójce udało się zbiec tylko dzięki temu że Dobre Ucho stał się takim dobrym złodziejem.

– Podejrzewam, że w końcu te dzienniki stały się dla mnie czymś w rodzaju mitu – roześmiał się Ring. – Aż się nie chce wierzyć, że to wszystko naprawdę się wydarzyło. Gdzie oni teraz są? Co się stało z towarzyszami twojego ojca?

– Tak Bogiem a prawdą trzeba powiedzieć, że mój ojciec był jednym z ludzi, którzy towarzyszyli Thomasowi. Thomas im przewodził, jako starszy i bardziej doświadczony. Wszyscy oni mieszkają teraz z ojcem, a ja się wśród nich wychowałam.

– Jak oni się nazywali? Linknard, Szwed, który chodził zimą po śniegu i…

– Jeździł na nartach. Link od nart, tak się o nim mówiło.

– Jak go zwał, tak go zwał. A staruszek?

– Bailey.

– Niemożliwe, żeby jeszcze żył. Musiałby mieć pewnie ze sto lat?

– Prawdopodobnie. Na oko mógłby być dziadkiem Toby’ego, ale on zawsze tak wyglądał. Ojciec mawiał, że wcale by się nie zdziwił, gdyby się okazało, ze Bailey rna dwadzieścia lat, ale sam Bailey twierdzi, że kiedy pierwszy raz przeszedł Góry Skaliste, te były jeszcze młodziutkimi pagórkami.

– A Dobre Ucho? Ile teraz może mieć lat?

– Koło czterdziestu. Ale nie sądzę, żeby wiedział dokładnie ani żeby go to szczególnie obchodziło.

– Czy on też mieszka z twoją rodzina?

– Czasem. To nieudomowiony Indianin. – Widząc zdziwione spojrzenie Ringa, wyjaśniła. – Jest, jak to mawiają biali, „dzikim" Indianinem. Nie polega na białych.

Ring potaknął. Ten chłopiec, który w latach dzieciństwa był jego bohaterem, musiał wyrosnąć na „dzikiego" Indianina. Już wtedy wszystko na to wskazywało.

– Z jakiego był plemienia?

– Kri.

Dopiero po kilku sekundach Ring zareagował.

– Kri?

– Coś nie w porządku?

– Nie, tylko kilka elementów układanki wskoczyło na miejsce, to wszystko.

Rozejrzał się i wiedział już z całą pewnością, że to Dobre Ucho był owym Indianinem Kri, który pomógł mu odnaleźć Maddie.

– Pilnuje nas, wiesz o tym?

– Tak – odparła cicho. – Wiem.

– To bardzo wiele wyjaśnia. Na przykład, skąd tyle wiesz o Indianach i dlaczego się ich nie boisz.


– Boję się wtedy, kiedy powinnam. Po prostu nie podzielam poglądu, że Indianina na widok białej kobiety ogarnia żądza.

– A w jaki sposób doszłaś do tego wniosku?

– Dzięki Dobremu Uchu. Bo musisz wiedzieć, że na świecie nic nie może się równać z młodym wojownikiem Kri: wysoki, silny, przystojny, gęste, długie, czarne włosy, skóra koloru…

– Wiem. co masz na myśli.

Choć walcząc z braćmi o rolę wojownika Kri dokładnie tak wyobrażał sobie Indianina, nie podobało mu się. kiedy słyszał ten opis w ustach Maddie.

– I co zrobił Dobre Ucho?

– Ojciec i pozostali towarzysze współczuli Dobremu Uchu, bo wedle kryteriów białego człowieka, nie ma brzydszego stworzenia niż squaw z plemienia Kri, Cierpieli widząc pięknego, wspaniałego męża takiego jak Dobre Ucho w towarzystwie kobiet Kri, dlatego ojciec postanowił sprawić mu przyjemność i zabrał go do St Louis. – Przerwała. – Ojciec miał brata, który prowadził sklep w St.

Louis. Zresztą dzięki niemu moi rodzice się poznali. Wracając do rzeczy, tato i Dobre Ucho wybrali się do St. Louis. Na Dobrym Ucha miasto zrobiło ogromne wrażenie, ale, z tego, co widział ojciec, nawet nie zerknął na śliczne białe kobiety w ich pięknych strojach. Choć one wodziły za nim wzrokiem. Oczywiście żadna kobieta nie przeszłaby obojętnie obok młodego, postawnego wojownika Kri, a Dobre Ucho jest jednym z najwspanialszych mężczyzn…

– Nie musisz kończyć.

Uśmiechnęła się do niego.

– Kiedy wyjechali z St. Louis, ojciec spytał Dobre Ucho, jak mu się podobały kobiety, na co ten oświadczył, że przykro była na nie patrzeć. Uważał ich szczupłe talie za okropne, jego zdaniem wygadały jak mrówki, a nie kobiety. Poza tym jak kobieta z takim szczupłym stanem ma pracować czy rodzić dzieci? Nie podobała mu się także ich jasna cera i zgorzkniałe twarze.

Roześmiała się.

– Dobre Ucho powiedział także tacie, co sądzi o traktowania kobiet przez białych mężczyzn: nie pochwalał, że zabierają je ze sobą na zachód, pozbawi i towarzystwa. Uważał, że traktują je jak dzieci, ubierają w obcisłe suknie, zmuszają do ciężkiej pracy i…

Sam widziałem, jak Indianie zmuszają swoje kobiety to pracy. Traktują je jak zwierzęta pociągowe.

– To dlatego, że pogodzili się z faktem, że są bezwartościowi.

– Mogłabyś to wyjaśnić?

Mężczyzna musi mieć wolne ręce, żeby walczyć, a nawet umrzeć w obronie tego, co najcenniejsze: kobiety. Kobieta nosi wszystko, ale także wszystko posiada. Uwiera mi, tylko biali ludzie tak ciężko pracują. Indianie uważają nas za głupców.

– Czasem muszę im przyznać rację. Tak wiec twój Dobre Ucho wrócił do swoich współplemieńców i swoich kobiet? Rozumiem, że tych nie uważał za brzydkie?

Uśmiechnęła się.

Ojciec poprosił przyjaciela, zęby mu opisał swój wzór urody kobiecej. Otóż zdaniem Dobrego Ucha kobieta powinna być niska i krępa, o mocnej budowie, mieć szeroką, płaską twarz z szerokim, płaskim nosem, a oprócz tego długie, cienkie piersi wiszące aż do pasa.

Ring przez dłuższą chwilę mierzył Maddie wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się na piersiach, które nawet bez gorsetu były pełne i jędrne. – W tym, niestety, nie mogę się z nim zgodzić. Maddie odwróciła się, zarumieniona, lecz mile połechtana. – A co się stało z tą malarką? – spytał Ring, kiedy ruszyli w kierunku obozowiska. – Ojciec się z nią ożenił.

Popatrzyli na siebie z uśmiechem. Wydawało się naturalne, że ich losy są tak splecione: Ring jako dziecko odgrywał rolę jej ojca, a przyjaciele jej ojca byli jego bohaterami.

Resztę popołudnia spędzili przy ognisku rozmawiając, a właściwie to Ring pytał, a Maddie odpowiadała. Co za wspaniałe, przecudowne uczuciee, nie musieć udawać księżniczki! Wiele lat temu John Fairlie, jako typowy angielski snob, stwierdził, że żaden Europejczyk nie będzie chciał słuchać córki człowieka, który utrzymywał się z oprawiania zwierząt, wpadł więc na pomysł, że Maddie powinna podawać się za księżniczkę niewielkiego państewka, Lanconii. Wtedy to wydawało się rozsądne. Przepełniała ją ambicja, nade wszystko chciała śpiewać dla publiczności. Dopiero wiele lat później Maddie pożałowała swej decyzji, miała bowiem wrażenie, ze w len sposób wyparła się ojca i jego przyjaciół. Jakieś pięć lat temu jej rodzice wraz z Thomasem, Baileyem i Linkiem odwiedzili ją w Paryżu i Maddie wstydziła się, że nie używa imienia, które nadał jej ojciec. To tak jakby się go wstydziła. Ojciec się roześmiał i powiedział, ze przecież to tylko słowo, a Maddie zawsze będzie jego córką, niezależnie od tego, jakie będzie nosiła nazwisko Opowiedziała Ringowi o tej wizycie, o tym, jak Thomas i Link. a także jej ojciec nie potrafili sobie znaleźć miejsca i chcieli wrócić do domu.

– Ale ojciec naprawdę wspaniale prezentował się w stroju wieczorowym. Za to Baileyowi Paryż ogromnie się spodobał. Ojciec i Thomas dwukrotnie musieli go wykupić z aresztu, gdzie został wsadzony za niemoralne zachowanie.

Ojciec nie chciał nam powiedzieć, co właściwie Bailey takiego zrobił.

Znowu zaczęło padać, zrobiło się zimno, więc wtuliwszy się w siebie siedzieli przy ogniu, jedli indyka i królika (który zaczynał już im wychodzić uszami), a Maddie opowiadała i opowiadała o swoich rodzicach, o obrazach matki, które, co wszyscy przyznawali, stały się świadectwem czasów, które nigdy już nie powrócą.

Dopiero późno w nocy, kiedy zrobiło się tak chłodno, że aby nie zmarznąć musieli się położyć, obejmując się ramionami, Maddie poczuła się zagubiona. Nigdy przedtem nie uświadamiała sobie, że właściwie nie ma swojego miejsca. Należała do wygodnego świata opery, ale równocześnie i do twardego świata Jeffersona Wortha. A gdzie wpasować tego mężczyznę, które teraz leży przy niej?

Uniosła twarz, żeby ją ucałował, ale Ring odsunął od siebie jej brodę.

– Czemu? – spytała. – Dlaczego mówisz, że mnie kochasz, a potem odsuwasz mnie od siebie? Dlaczego patrzysz na mnie tak… tak pożądliwie, a jednak prawie wcale mnie nie dotykasz? Tak naprawdę dotykasz.

– Ach, kochanie, nie zdajesz sobie sprawy, ilu ludzi nas teraz obserwuje?

– Obserwuje?

– Co najmniej trzech. Od początku trzymali się blisko ciebie. Jadą za tobą, tylko jeden, jak mi sie wydaje, pilnuje raczej mnie niż ciebie. Wybacz, może jestem grymaśny, ale nie lubię popisywac się przed publicznością.

– Kim są dwaj pozostali?

Wiedziała o Dobrym Uchu i rozumiał teraz; dlaczego się nie pokazał tamtego wieczoru, kiedy gwizdała. Wiedzie ze Ring jest blisko. Nie potrafiła powściągnąć uśmiechu. Skoro Dobre Ucho pozostawił ją w rękach Ringa, znaczyło to, że go zaakceptował. A to już nie byle jaka pochwała.

– Jeden to ten człowiek, który zabrał mojego konia.

– Ten szuler?

– Szuler? – odsunął się nieco, żeby na nią spojrzeć.

– Bo na takiego wyglądał: gładkiego szulera, który pływa na statkach. Brakowało mu tylko złotej, brokatowej kamizelki i białego kapelusza stoiskowego. Ciekawe, czy umie śpiewać?

– Nie umie – zapewnił szybka Ring.

– Hm, hm, ciekawe. I kto jeszcze za nami jedzie?

– Jeden z mężczyzn, z którymi się spotykasz – odparł. W jego głosie brzmiała drwina. Wziął dłoń Maddie, tę, na której nosiła pierścionek Laurel. – Ten sam, który dał ci pierścionek.

Wyrwała mu rękę i przekręciła pierścionek. – Czy właśnie dlatego mnie nie dotykasz? – wyszeptała.

– Zapomniałaś, że również obiecałem tego nie robić?

– Też mi obietnice – roześmiała się. – Mówiłeś, że nasze ciała idealnie do siebie pasuje ze chciałbyś wkładać do ust moje palce i ssać jeden po drugim, że…

– Zamknij się – warknął.

Maddie spojrzała aa niego i zobaczyła na jego twarzy ogromne napięcie.

– I wspominłeś coś, zdaje się, o moich ramionach i zagięciu łokcia?

– Maddie, przestań mówić.

Na jego czole lśniły grube krople potu.

– Co jeszcze? – Otarta się o niego lekko, jakby chciała się wygodniej umościć. – Coś o mojej stopie, tak? Chciałbyś całować moją stopę. Czy nauczyłeś się tego od kogoś? Nikt nigdy nic całował mnie w stopy.

– Żaden mężczyzna jeszcze nie całował ani kawałeczka twego dała – powiedział chrapliwie, jakby coś go bolało.

– Ha! To tylko ci się wydaje! Byli tacy, którzy pili szampana z moich trzewików. A jeden chciał mi ofiarować rubinowy naszyjnik, bylebym poszła z nim do łóżka.

Mężczyźni gotowi byli dać mi wszystko, żebym została ich kochanką. Ale to prawda, żaden z nich nie powiedział, że chciałby pieścić moją stopę. Ramiona tak, ale stopę nie.

W tym momencie Ring chwycił ją pod brodę, przechylił jej głowę i pocałował. A Maddie zatraciła się w tym pocałunku. Nic ją nie obchodziło, kto ich obserwuje, w tej chwili liczył się tylko ten jeden mężczyzna.

– Ring – wyszeptała, obejmując go wolnym ramieniem.

– Mój Ring.

To on pierwszy się oderwał.

– Nie możemy, Maddie. Nie, nie zrobię tego. Nie przed publicznością. Zbyt wielu ludzi nam się w tej chwili przygląda.

Obróciła się i ocierała plecami o niego. Zapanowało między nimi takie napięcie, ze Maddie czuła, jak jej ciało drży z pragnienia. Ręce jej się trzęsły, przed oczami przesuwały się obrazy; ten dzień, kredy wyciągała mu ciernie z pleców i przeciągnęła dłońmi po jego nogach; czy owa przeprawa przez rzekę, gdy pchał powóz i zdjął koszulę; tamta noc, kiedy przyszedł do jej namiotu, mając na sobie jedynie przepaskę:

– Maddie… – powiedział ostrzegawczo. – Myśl o czymś innym.

– Skąd wiesz, o czym myślę?

Wyciągnął rękę do ognia i wtedy zobaczyła, że jego dłoń drży dokładnie tak samo jak jej.

– Dlaczego tamtego dnia, kiedy wyciągałam ci dernie, powiedziałeś „nie"?

– Dlatego, że wtedy byłem dla ciebie kapitanem Montgomerym. Byłem wyłącznie przystojnym, dobrze zbudowanym mężczyzną, byliśmy sami, a ty jesteś namiętną kobietą.

– Nawet twoje siostry przyznają, że jesteś brzydki – prychnęła.

– Brzydki w porównaniu z moimi braćmi.

– Litości – jęknęła. – Od początku wiedziałam, że jesteś próżny, ale nie miałam pojęcia, że aż do tego stopnia.

– A kto ma najwspanialszy głos na świecie?

Uśmiechnęła się w ciemnościach,

– Rozumiem, co masz na myśli. A więc teraz uważasz, że to coś innego? Sądzisz, że widzę w tobie coś więcej niż przystojnego mężczyznę?

– A ty jak sądzisz?

Trzymała jego dłoń w swojej i uważnie jej się przyglądała. Ring miał długie, szczupłe palce i piękne paznokcie. Co o nim sądziła? W tej chwili nie potrafiła sobie wyobrazić bez niego życia. Od samego początku sprawiał wrażenie, że wie o niej więcej niż ktokolwiek, kto ją do tej pory znał. Miał rację, mówiąc, że najpierw widziała w nim wyłącznie przystojnego mężczyznę, ale teraz… Teraz pamiętała, ile razy ryzykował życie, żeby ją ocalić, jak wspinał się po skale, by być blisko niej, jak przyszedł po występie, kiedy śpiewała Carmen. Myślała o wszystkich ranach, których przez nią doznał. Myślała o tym, jak dawała mu opium i oszukiwała go, a on mimo wszystko był przy niej, próbując jej pomóc. – Generał Yovington mi pomagał – przemówiła cicho.

– Jacyś ludzie porwali moją siostrzyczkę Laurel, i jeśli chcę ją odzyskać, muszę wystąpić w sześciu osadach. W każdym z tych miejsc mam się spotkać z łącznikiem i wymienić listy. Obiecali, że tym razem ją zobaczę, ale kłamali.

– Uniosła rękę. – Tamten mężczyzna na dowód, że na prawdę przetrzymują Laurel, dał mi pierścionek, który kiedyś jej przysłałam. Groził… Groził, że cię zabija, jeśli nie przestaniesz się wtrącać. Próbowała powstrzymać Izy.

– Powiedzieli, że w ostatnim mieście oddadzą mi Laurel, ale ja się boję. Zaczynam podejrzewać, że tego nie zrobią. Boję się. że ją zabiją przez tę ich głupią wojnę, którą chcą wywołać. – Nie mogła juz dłużej powstrzymać łez. – A teraz się boję, że i tobie coś zrobią.

Obrócił ją do siebie i mocno przytulił. Przełożył nawet nogę, jakby jeszcze bardziej chciał ją obronić.

– Wiem, kochanie, wiem.

Płakała przez dłuższą chwilę.

– Skąd możesz wiedzieć? Nie zdajesz sobie sprawy, jacy są niebezpieczni. Tamten człowiek powiedział…

– Nie musisz mi mówić, ja to wszystko słyszałem.

– Słyszałeś? – Pociągnęła nosem. Ring podał jej wilgotną, zabrudzoną chusteczkę. – Co słyszałeś?

– Wszystko, co tamten człowiek ci powiedział. Jesteś już bezpieczna, śpij. Jutro rano o tym porozmawiamy.

Odsunęła się od niego.

– Chcę się dowiedzieć, ile wiesz. Co słyszałeś?

W jej głosie pojawił się gniew.

– Dobrze, powiem ci. Chyba nie przypuszczałaś, że dam ci się drugi raz uśpić? Ty i Edith tak się zachowywałyście, że nawet ślepy by zauważył, że coś knujecie. Podczas gdy ty tak długo siedziałaś w wygódce, kazałem Toby'emu zastąpić twoje zatrute figi czymś innym. Sądząc po smaku włożył końskie łajno, ale przynajmniej tym razem nic zasnąłem. A przy okazji przekonałem się, że zależy ci na mnie na tyle, by powstrzymać mnie przed zjedzeniem śmiertelnej dawki. Powinniście przestać się zabawiać takimi rzeczami, jeśli nie wiecie, jak z nich korzystać.

– Oszukałeś mnie. Udawałeś, że zasypiasz. Słaniałeś się po namiocie jak umierający klown. Kiedy sobie pomyślę, jak… Doprowadzasz mnie do furii!

– Ja? Ciebie? Do furii? A co miałem zrobić? Przyznać się, że nie zjadłem zatrutych fig? Tak strasznie chciałaś się wyrwać, że bałem się, że byś mnie zastrzeliła, gdybym cię nie puścił. Zaczęta się szarpać, próbując się wydostać z jego ramion.

– A więc mnie śledziłeś, tak? Wiedziałeś, że chce pojechać sama, a mimo to, mnie śledziłeś?

Popatrzył na nią zdumiony.

– Ten twój przystojny Indianin idzie za tobą krok w krok i jesteś mu wdzięczna, ale jeśli ja za tobą jadę, wściekasz się na mnie. To bez sensu.

– Dobre Ucho mnie broni.

– A ja co robię? Myślisz, że naprawdę przepadam za przemykaniem się wśród kaktusów, przedzieraniem przez chaszcze, tak że cały jestem podrapany, nie wspominając już o moim koniu? Rzeczywiście uważasz, że mam na to taką straszną ochotę?

Chciała się od niego odsunąć, ale ponieważ, łączył ich łańcuch, a Ring się nie ruszył, nie oddaliła się zbytnio.

– Nie lubię, kiedy mnie Szpiegują.

– A ja nie lubię, kiedy kobieta, którą kocham, robi coś, co zmusza mnie do szpiegowania, więc jesteśmy kwita. Maddie – powiedział łagodniej – próbowałem cię ochronie. Czy to naprawdę coś złego?

– Tak, jeśli ja sobie togo nie życzę. Sama sobie poradzę.

– Rzeczywiście! Gdyby Dobre Ucho nie posłał strzały, tamten człowiek… -urwał, przypominając sobie, jak tamten wyciągnął do niej rękę, potem znowu przyciągnął Maddie, tuląc mocno do siebie. – Maddie, przestańmy się sprzeczać. Zrobiłem to, co uważałem za konieczne. Chciałem cię obronić i dowiedzieć się, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi. Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby cię obrazić.

Maddiee zasłoniła twarz dłońmi i znowu zaczęła płakać. Trzymał ją mocno, gładząc po włosach.

– Nie płacz, dziecino, nie ma o co. Wszystkim kochankom zdarza się pokłócić.

Ponieważ ręce miała przygwożdżone i nie mogła go uderzyć, zadowoliła się kopniakiem w goleń. Jęknął z bólu.

– A to za co?

– Mam większe powody do płaczu niż kłótnia z tobą. A zresztą nie jesteśmy kochankami tylko…

– Waśnie – powiedział cicho – czym jesteśmy?

Nie wiem. Ja już nic nie wiem. Pół roku temu wiedziałam doskonale, kim jestem i czego w życiu pragnę, ale teraz wszystko wydaje się inne. Przestałam cokolwiek wiedzieć czy rozumieć.

– To najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek słyszałem.

Może i najlepsza w moim życiu.

Dla niego to może i była najlepsza wiadomość, ale nie dla niej. Schroniła twarz w zagłębienie jego ramienia i wdychała zapach jego ciała.

– Czy przeszkadza ci, że nie jesteśmy kochankami?

– Nie, oczywiście, że nie. Prawdziwa dama powinna z tym poczekać do ślubu. Prawdziwa dama…

Umilkła, bo Ring ją pocałował, wsuwając równocześnie dłoń pod jej luźną bluzkę i dotykając gołego brzucha.

– Ring, nie sądzę…

– Ciiii. Kochanie, nie ruszaj się.

Leżała bez ruchu, kiedy jego ręka przesunęła się ku piersiom- Objął jej pierś dużą, ciepłą dłonią, kciukiem dotknął brodawki. Maddie nie mogła oddychać. Z zamkniętymi oczami odchyliła głowę, kiedy Ring dotknął wargami jej szyi.

– Czy ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, co chciałbym z tobą robić? – W jego głosie brzmiał ból. – Jesteś tak niewinna, że nie wiesz, jak bardzo cię pragnę i od jak dawna cię pragnę?

– Nie, myś…

– Tak też podejrzewałem. Pragnę cię tak bardzo, że aż Toby się ze mnie naśmiewa. Chcę cię dotykać, dotykać twojej skóry, twoich włosów. Chcę zbadać wnętrze twego ciała. Chcę cię poznać, Maddie, poznać cię tak dokładnie i całkowicie, jak mężczyzna może poznać kobietę. Przesunął głowę, żeby dotknąć jej ucha czubkiem języka. Leciutko przygryzał płatek jej ucha, a Maddie poczuła ciarki na grzbiecie.

– Ring – wyszeptała.

– Tak, kochanie, jestem. Jestem przy tobie, zawsze blisko ciebie, zawsze ciebie spragniony.

Całował teraz jej szyję, ale nie wargami; wodził językiem po skórze. Zaczęła drzeć, wtedy przestał. Przez chwilę leżała nieruchomo, zamknięta w jego ramionach. Maddie nic już nie obchodziło, nawet gdyby przyglądała im się cała armia Stanów Zjednoczonych. Wyciągnęła ku niemu rękę, chwyciła go za szyję, próbując zmusić, by się na niej położył.

– Nie – powiedział. – Nie mogę. Nie żartuję, kochanie. Nie jestem z kamienia, choć przez ostatnich kilka dni niektóre części mego ciała sprawiały takie wrażenie. Nie mogę się posunąć dalej. Teraz po prostu leż bez ruchu i zaśnij. Jutro wrócimy do obozu, tam znajdziemy miejsce, gdzie nikt nas nie będzie obserwował.

Maddie leżała nieruchomo w jego ramionach i po chwili drżenie ustąpiło, a jej mózg znowu zaczął pracować-Przypomniała sobie, jak powiedział, że od dawna jej pragnie. Skoro tak bardzo jej pragnie, dlaczego może się zatrzymać? Dlaczego nie drżał tak jak ona? Uniosła wolna rękę i powoli rozpięła guzik jego koszuli.

– Maddie, co ty wyprawiasz? Nie możesz…

Dotknęła wargami ciepłej, opalonej skóry na jego piersi otarła twarz o włosy na jego torsie, równocześnie odpinając kolejny guzik.

– Maddie, proszę, nie. Nie możemy…

Przesunęła usta niżej. Ring był cieplejszy niż ona, miał twarde mięśnie bez grama tłuszczu, a na nich ciepłą, jędrna skórę. Wsunęła mu rękę za koszulę, żeby dotknąć żeber. Wodziła po nich palcami, żeby poczuć jego siłę. Nie mówił nic, kiedy zeszła niżej, do jego brzucha, całując, potem delikatnie kąsając jego skórę. Kiedy dotarta do paska, zatrzymała się i przez chwilę leżała z twarzą na jego twardym brzuchu. Cała pokryła się potem, oddech rodził się gdzieś głęboko w jej wnętrzu. Ring – szepnęła, ale nie odpowiedział.

Uniosła się lekko, żeby na niego spojrzeć. Nigdy wcześniej nie widziała u człowieka takiego wyrazu twarzy, może tylko na renesansowych rzeźbach we Florencji. Mieszał się tam ból z pragnieniem, cierpienie z ekstazą. Wszystko to widziane na tej przystojnej, męskiej twarzy sprawiło, że na chwilę serce przestało jej bić. Było to równie boskie, jak najwspanialsza aria operowa. Wyraz jego twarzy był równie piękny jak podarowany jej przez Boga głos.

– Ring – wyszeptała i przesunęła się do góry, wracając w jego ramiona.

– Kocham cię, Maddie – powiedział wreszcie. – Szukałem ciebie. Żeby cię odnaleźć, zostawiłem dom i rodzinę, którą kocham, rodzinę, która mnie potrzebuje. Jesteś częścią mnie.

– Tak – odparła. – Myślę, że chyba rzeczywiście nią jestem.

Ułożyła się w jego ramionach i pozwoliła, by ją obejmował. Nic już nie mówili, tylko leżeli. Jej ciało drżało i tętniło życiem, ale Maddie na razie wystarczało, że Ring jest blisko niej.

Загрузка...