7

W obozie wszyscy na nich czekali, choć jedynie Toby okazywał niepokój z powodu ich nieobecności. Maddie pozwoliła Samowi zdjąć się z konia i kapitan odjechał do swojego obozowiska na grani.

Maddie weszła do namiotu, za nią Edith.

– Przyszedł, kiedy cię nie było.

– Kto?

– Czyżbyś się lak dobrze bawiła z kapitanem, że zapomniałaś o swojej siostrzyczce?

Maddie natychmiast się zaniepokoiła.

– Po co przyszedł? Przecież miałam się z nim spotkać dopiero po jutrzejszym występie. Nic nie mówił o ubiegłej nocy. Dał mi mapę.

– Tak, wszystko to powiedział. Chciał się tylko upewnić, że przyjedziesz. I kazał, żebyś włożyła coś ładnego. Coś błyszczącego. Chyba zaczyna go niepokoić ten twój przyjaciel kapitan.

Maddie przysiadła na leżance.

– A co powiedział o kapitanie Montgomerym?

– Że trzeba by nie lada strzelby, żeby zabić takiego potężnego skurczybyka jak on.

Maddie ukryła twarz w dłoniach.

– I co ja mam zrobić? Jutro powinnam pojechać w góry żeby się z nim spotkać. Mam zobaczyć Laurel. Nie mogę, po prostu nie mogę go rozdrażnić. Rozdrażnić! – powtórzyła z goryczą. – I tak już powiedział, że Laurel… że Laurel została… Nie mogę o tym myśleć. Muszę zrobić, co mi każe.

– W takim razie lepiej, żebyś nie jechała tam z tym twoim wojskowym przyjacielem w charakterze ogona. Ten mały też coś za dużo pyta.

– Mały?

– Toby. Węszy wokół Franka i Sama, i mnie, próbując się wszystkiego o tobie dowiedzieć.

Maddie wstała i przeszła się po namiocie. Co powinna zrobić? Co może zrobić?

Muszę się pozbyć kapitana Montgomery'ego – pomyślała. Nie mogę mu powiedzieć, co się dzieje, bo zapewne próbowałby coś przedsięwziąć. A po niepowodzeniach ostatnich kilku dni jutro będzie jeszcze czujniejszy niż zwykle.

Przecież nikt nie widział, jak porwali ją poszukiwacze złota, a jednak on jakoś ją znalazł. Skoro już raz to mu się udało, może się udać znowu, jednak tym razem porywacze nie będą chcieli jedynie słuchać jej śpiewu. Ci ludzie będą mieli Laurel!

– I co zrobisz? – spytała Edith.

– Nie wiem. Jakoś go zmuszę, żeby został, kiedy ja pojutrze opuszczę obóz.

– Mam jeszcze trochę opium.

– Nie przyjmie ode mnie nic do jedzenia ani żadnego picia.

– Cios w głowę?

– Nie chcę, żeby mu się stała krzywda. Przypomniała sobie, jak oddał jej swoje koce i przesiedział w chłodzie całą noc. On naprawdę jedynie próbował ją obronić.

– A kobiety? Skrzyknęłabym kilka dziewcząt i razem mogłybyśmy…

– Nie!

Edith przyglądała jej się przez chwilę.

– Jaka szkoda, że sama me możesz spędzić z nim nocy;

– Mam ważniejsze sprawy na głowie niż uwodzenie jakiegoś mężczyzny. Chociaż…- Pomyślała, że nie zaszkodzi, jeśli Ring bardziej jej zaufa. – Mówiłaś, że Toby wypytuje? Może w zamian teraz ja postawię mu kilka pytań. Idź i nakryj stół. Z pełnym żołądkiem lepiej mi się myśli.

Edith kupiła kilka kurczaków, sparzyła je, oskubała i upiekła w gorącym tłuszczu. Maddie zaprosiła Toby'ego, żeby przyłączył się do posiłku, zażyczywszy sobie przy tym wyraźnie, żeby usiadł z nią do stołu.

– Znasz kapitana od dawna, prawda Toby? Proszę, poczęstuj się kurczakiem.

– Będzie dziesięć lat. Chętnie.

Posłała mu wypróbowany wdzięczny uśmiech.

– Opowiedz mi o nim.

Toby nawet na nią nie zerknął. Przyzwyczaił się, że kobiety wypytują go o Ringa. Gdyby miał skłonności do tycia, dawno by zaczął przypominać tucznika po tych wszystkich pysznościach, którymi raczyły go kobiety, chcąc się dowiedzieć czegoś o Ringu. Początkowo Toby był rozdwojony, bo z jednej strony wiedział, że jeśli chodzi o Ringa, powinien trzymać buzie na kłódkę, z drugiej zaś nie chciał tracić darmowych posiłków.

– Niewiele tu do mówienia. Właściwie nie różni się od innych.

– Ale ojcowie na ogół nie wynajmują dla swoich synów kogoś, kto by ich zapoznał z bardziej przyziemną stroną życia.

Toby nie ukrywał zaskoczenia.

– Powiedział pani o tym?

– Tak. Proszę, nałóż sobie jeszcze masła na bułkę. Zastanawiałam się, dlaczego go nie interesują,… Chciałam powiedzieć, nie zwraca uwagi na kobiety.

– A żebym to ja wiedział – odparł Toby.

– Może przeżył nieszczęśliwą miłość? Kochał jakąś kobietę, ale nie mógł jej mieć?

– Aha, tak jak w tych pieśniach, co je pani śpiewa. Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu nie zwraca uwagi na dziewczęta. Sam widziałem, jak wyłaziły ze skóry, byle na nie spojrzał, a on nic.

– Proszę, zjedz jeszcze pomidora. Może ten brak zainteresowania kobietami jest rodzinny.

– Nie, psze pani. Tak naprawdę, to właśnie niepokoiło jego ojca. Wszyscy jego bracia, cała szóstka, baaardzo interesują się dziewczętami, nawet ci najmłodsi. Oczywiście, może on jest taki dlatego, że w rodzinie uważają go za brzydkiego.

Zatrzymała się w pół ruchu, z widelcem uniesionym do ust

– Kapitan Montgomery, ten kapitan Montgomery jest uważany za brzydkiego?

– Tak, psze pani. Młodsi bracia ani na chwilę nie pozwalali mu o tym zapomnieć. Twierdzili, że ich psy są od niego przystojniejsze.

W tym momencie Maddie zdała sobie sprawę, że mimo swej poważnej miny Toby z niej żartuje. Uśmiechnęła się do niego pobłażliwie.

– Skoro nie obchodzą go kobiety, to co się dla niego liczy?

– Obowiązek, honor, te rzeczy – powiedział, jakby chodziło o jakieś straszne przewinienia. Przyjrzał jej się, biorąc do ust bułkę. – Spodobał się pani?

– Nie, skądże. Zastanawiałam się po prostu, na ile jest godny zaufania.

Toby odłożył chleb, a kiedy spojrzał na Maddie, w jego starych oczach malowała się powaga.

– Jest godny zaufania. Może mu pani bez obawy powierzyć swoje życie. Jeśli mówi, że panią ochroni, to ochroni. Pierwej oddałby własne życie,, niżby pani miało się coś stać. Zmarszczyła brwi.

– Przypuszczam, że nigdy nie wdałby się w coś niezgodnego z prawem?

Na przykład próbę wpływania na obywateli w kwestii zniesienia niewolnictwa – dodała w duchu.

– Niech mnie licho, nie! O, przepraszam panią. Dalby się torturować, ale nie zrobiłby nic złego. – Wykrzywił się. – Powiadam pani, człowiek może się przy nim załamać: chłopak nie kłamie, nic oszukuje, nie zrobi niczego, co by było wbrew prawu albo przykazaniom.

Maddie posiała mu wątły uśmiech. Dokładnie tak, jak przypuszczała. Gdyby kapitan. Montgomery dowiedział się o listach, czy oddałby ją w ręce wojska? Albo odwiózł do stolicy i oskarżył o zdradę? Czy powiedziałby, że dobro kraju jest ważniejsze niż życie dziecka?

– Coś musi panią porządnie gnębić, prawda?

– Chyba tak.

– To dobry chłopak – powiedział Toby. -Może mu pani powierzyć swoje życie. Ale czy mogę mu powierzyć moją tajemnicę?

– Co teraz robi? – spytała na głos.

– Pilnuje.

– Pilnuje czego?

Pani. Jadą za panią jacyś ludzie i Ring siada na wzgórzu i ich obserwuje, a przynajmniej się stara. Dwóch całkiem nieźle się ukrywa, ale pozostała para to miernoty. Przestała jeść.

– To znaczy, że no prostu siedzi i patrzy? Obserwuje wszystko, co robię?

Toby posłał jej słaby uśmieszek.

– Próbuje się dowiedzieć, co pani ukrywa. Powinna mu pani powiedzieć, wreszcie by się wyspał. Poza tym nie chce jeść nic poza suchym prowiantem, ale, dzięki Bogu, już nam się kończy.

– Powiedzieć – myślała Maddie. Powiedziałaby, gdyby to nie była tak poważna sprawa.

– Edith, włóż do koszyka resztę kurczaka i kilka pomidorów.

– Idzie pani do niego?

Postaram się, żeby zaczął myśleć o czymś innym, niż jadący za mną mężczyźni – obiecała w duchu Maddie.

– Tak. Może stęsknił się za towarzystwem.

– Woli czytać, niż rozmawiać z kobietą – stwierdził Toby, z trudem powstrzymując śmiech.

Mówił to już setce kobiet i każda uznała to za osobiste wyzwanie. Cieszył się, że ta śpiewaczka nie różni się od innych.

– Doprawdy? Może sprawię, że zmieni zdanie.

Wzięła od Edith torbę z kurczakiem oraz pomidorami i ruszyła w górę zbocza.

Kapitanie? – odezwała się.

Siedział na ziemi oparty o drzewo, udając pogrążonego we śnie. Ale Maddie nie dała się zmylić. Oddychał zbyt równo, zbyt głęboko. Usiadła obok niego. – Może pan przestać udawać. Za stary z pana wyjadacz, żeby pozwolić komukolwiek tak blisko podejść bez pańskiej wiedzy.

Powoli uchylił powieki, ale nie uśmiechnął się do niej.

– Co pani tu robi?

– Przyniosłam trochę pieczonego kurczaka.

– Dziękuję, już jadłem.

– Toby powiedział mi, z czego się składał pański posiłek. Co takiego zrobiłam, że się pan obraził?

– Oprócz tego, że pani kłamała i dała się porwać?

– I powiedziałam, że nie umie pan śpiewać? Wiem co prawda, że nie ma pan za grosz poczucia humoru, ale chyba nie zraniłam pańskich uczuć?

– Nie, nie zraniła pani moich uczuć. Czy mogłaby już pani wrócić do swojego namiotu?

– I zostawić tu pana samego, żeby mnie pan dalej szpiegował?

I nim zdążył zareagować, wyciągnęła mu zza pleców lunetę. Rzucił się, żeby ją odzyskać, ale Maddie schowała ją za plecami. Znowu oparł się o drzewo.

– Stara robota – powiedziała, przyglądając się pięknej, zużytej mosiężnej lunecie. – Czy nie z takich korzystają marynarze?

– Może.

Wciągnęła ją na pełną długość.

– A, tak, teraz sobie przypominam. Związał pan Franka i Sama marynarskimi węzłami. Zgaduję, że miał pan coś wspólnego z morzem, kapitanie. Czy dobrze?

Wyrwał jej lunetę z rąk, nie odpowiadając na pytanie.

– Co pan taki obraźliwy?

– Mam sporo zajęć i wolałbym, żeby pani wróciła do swego obozowiska.

Otworzyła torbę, którą dała jej Edith, i wyjęła skąpą porcję kurczęcej piersi.

Przyniosłam panu coś dobrego do zjedzenia.

– Czyżby? Czy to zatrute? Nie przyjmę od pani żadnego jedzenia.

– Pił pan porto, które mu dałam.

– Nalała pani do obu kieliszków z tej samej butelki i wypiła pierwsza.

– Zgoda – westchnęła z rezygnacją, oderwała kawałek mięsa i zjadła połowę. Drugą podała Ringowi.

– Dziękuję, ale już jadłem.

– Ależ to pyszne – mówiła, podsuwając mu pod nos mięso. – Nigdy nie jadłam nic równie smacznego. Mniam, mniam.

Uśmiechnął się przelotnie i próbował zębami chwycić kurczaka, ale Maddie ze śmiechem cofnęła rękę.

Rzucił się w jej stronę, złapał w pasie, przewrócił na ziemię, chwytając w usta kurczaka wraz z jej palcami.

Najpierw się śmiała, ale nagle zdała sobie sprawę, że Ring na niej leży, a jej palce są uwięzione w jego ciepłych ustach. Przestała się śmiać i spojrzała na mężczyznę. Nie cofnęła palców.

– Ring – wyszeptała.

Przez moment sądziła, że czuł to samo, co ona, ale chwila minęła, a Ring chwycił ją za nadgarstek i wyciągnął jej palce ze swoich ust.

– Kurczak bardzo chętnie, ale za ludzkie palce dziękuję.

Miała wrażenie, że specjalnie ją odrzucał przy każdej okazji. Najchętniej cisnęłaby w niego torbą z kurczakiem i wróciła do namiotu. Przypomniała sobie jednak, że przez wzgląd na Laurel musi być dla niego miła. Jeśli ma się spotkać z porywaczami po jutrzejszym przedstawieniu, musi zdobyć zaufanie kapitana Montgomery'ego. Zmusiła się, żeby się do niego uśmiechnąć.

– Jeśli skończył już pan rozgniatać mnie tym swoim olbrzymim cielskiem, to chętnie wstanę.

– Jasne – odparł pogodnie, staczając się z niej. – Przypuszczam, że kurczak jest nieszkodliwy, ale wolę, żeby pani za każdym razem skosztowała kęs, nim ja to zrobię.

– Doprawdy, kapitanie, można by pomyśleć, że jestem zawodową trucicielką.

– Drugą Lukrecją Borgią?

– A kto to?

Spojrzał na nią znad resztek kurczaka.

– Iloma językami pani włada?

– Łącznie z amerykańskimi?

Z zadowoleniem spostrzegła jego rozszerzone ze zdziwienia oczy.

– Łącznie z tym, w którym używa się określeń typu mydłek i wyjadacz. A przy okazji, co to znaczy wyjadacz?

Rzeczywiście, kapitan był najbardziej spostrzegawczym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek widziała. Podejrzewała, że wiedział też, jak szybko bije jej puls.

– Wyjadacz oznacza przywódcę albo doświadczonego trapera. Mówiłam panu, że znałam kilku mieszkańców gór.

– A, tak, w Lanconii. Czy kiedykolwiek była pani w Lanconii?

– Jak tam pański kurczak? Poczęstuje się pan pomidorem?

Wziął pomidora i ugryzł.

– To dziwne, że wie pani tyle o muzyce, zna tyle języków, a historia jest jej zupełnie obca. I z tego, co zauważyłem, nie ma pani bladego pojęcia o arytmetyce.

– Przeszłam taki kawał drogi pod górę, żeby przynieść panu kurczaka, a pan mi jeszcze ubliża. Nie wiem, dlaczego w ogóle staram się traktować pana jak przyjaciela.

– Ja też. Jestem przekonany, że nie przyszła tu pani wyłącznie po to, żeby dać mi kurczaka. Co czekało na panią w namiocie, kiedy wróciliśmy?

Odwróciła wzrok. Nie mogła mu spojrzeć w oczy.

– Mam nadzieje, panno Worth, że nadejdzie dzień, kiedy zrozumie pani, ze można mi zaufać.

– Ojciec nauczył mnie, że ludzie muszą sobie zasłużyć na zaufanie.

– A wszystko, co mówi tatuś, jest święte, prawda?

– O co panu tym razem chodzi?

– Wspominała już pani o swoim ojcu… i to dość często. – Włożył do ust kurczaka. – Czy zdaje sobie pani sprawę, że kiedy pani o nim mówi, ma się wrażenie, jakby mówiła o Bogu? Myślę, że pani ojciec to niezły wyjadacz.

– Mój ojciec jest najlepszy? Absolutnie najlepszy. Jest uczciwy, dobry, wyrozumiały i… – Działał jej na nerwy ten jego pogardliwy uśmieszek. – A poza tym ma poczucie humoru.

– Tylko człowiek obdarzony poczuciem humoru mógł przejść przez to, co ja przeszedłem przez ostatnie kilka dni, i nie postradać zmysłów,

– Sam pan to sobie ściągnął na głowę. – Mimo dobrych chęci poczuła, że ogarnia ją gniew. – Dlaczego pan nie wróci tam, skąd przyszedł i nie zostawi mnie w spokoju?

– I wyda panią na pastwę tych ludzi, którzy parną śledzą?

– Jedyną osobą, która mnie śledzi i która mi przeszkadza, jest pan.

Wstała i ruszyła w dół zbocza, ale chwycił ją za spódnicę.

– Co się stało? Nie ma pani poczucia humoru? Co pani taka obraźliwa?

Spojrzała na niego, nie wiedząc, czy mówi poważnie, czy sobie z niej żartuje.

– Już zgoda, przecież nie chce pani odejść i doskonale zdaje sobie pani z tego sprawę. Wie pani, co myślę, panno Worth?

– Nie i nic mnie to nie obchodzi.

– Myślę, że od lat traktowano panią jak żywą legendę, a nie jak człowieka. Przypuszczam, że nikogo pani nie dopuściła do siebie na tyle blisko, żeby podważył tę historyjkę o księżniczce z Lanconii. Miała pani tylko śpiewać, a taki głos jak pani wystarczy, żeby człowieka opuścił zdrowy rozsądek.

– Czyżby? – spytała, bezskutecznie próbując nadać głosowi wyniosłe brzmienie.

– Mówiła pani o tym swoim agencie, ale moim zdaniem jego obchodziły jedynie pieniądze, które pani przynosiła.

Niech mi pani powie, kiedy ostatni raz widziała się pani z rodziną?

Ku swemu zdumieniu Maddie poczuła, że łzy napływają jej do oczu.

– Niech mnie pan puści – powiedziała cicho, szarpiąc spódnicę. – Nie muszę tego wysłuchiwać.

– Nie, nie musi pani – odparł spokojnie i w jego głosie zabrzmiała nutka przeprosin. – Nie chciałem…

Urwał. Oboje w tej samej chwili usłyszeli szelest. Dobiegł z krzaków po przeciwnej stronie obozu. To coś musiało nadejść z dołu.

Maddie nigdy jeszcze nie widziała, żeby ktoś reagował tak szybko. W ułamku sekundy kapitan Montgomery znalazł się na ziemi, w następnej leżał na Maddie, pociągając ją za sobą w dół. Objął ją ramionami, jedną nogą oplótł jej nogi, drugą wysunął, sterując, kiedy oboje staczali się w dół zbocza, dalej od obozu, dalej od tajemniczego szelestu w krzakach.

Spadali tak przez jakiś czas. Maddie prawie nie dotykała ziemi, otoczona, chroniona przez silne ciało kapitana. Zatrzymali się po kilkunastu metrach i skryli wśród rozłożystych dębów. Maddie chciała coś powiedzieć, ale Ring położył jej dłoń na głowie i przycisnął jej twarz do karku. Osłaniał ją całkowicie, tak że gdyby do nich strzelono, to jego, nie Maddie przeszyłaby kula lub strzała.

Trzask gałęzi stał się wyraźniejszy. Rozpoznała ten dźwięk w tej samej chwili, co kapitan.

– Łoś – wyszeptała mu w kark. Potaknął.

Nadał leżąc na Maddie i osłaniając ją, odwrócił głowę, dzięki czemu i ona mogła to zrobić. Zobaczyli nie łosia, ale jelenia, który pojawił się na zboczu w miejscu, gdzie siedzieli jeszcze przed chwilą. Jeleń stał nieruchomo i przez chwilę im się przyglądał, nie wiedząc, z kim ma do czynienia; potem, kiedy Ring uniósł rękę, kilkoma susami schronił się w lesie.

– Nic pani nie jest? – spytał Ring, opierając się na łokciu, żeby przyjrzeć się Maddie.

– Zupełnie nic.

Zaczęła się spod niego wysuwać, ale zatrzymała się, czując, że coś ją kłuję:

– Chyba wbił mi się kolec w ramię.

Zsunął się z niej, usiadł i obrócił Maddie do siebie. Wyciągnął jej z ramienia dwa ciernie kaktusa.

– Już. Jeszcze gdzieś? Usiadła i poruszyła ramionami.

– Nie, to chyba wszystkie.

Popatrzyła na strome zbocze i dostrzegła, że jest porośnięte kaktusami. Była zadowolona z ochrony przed ich cierniami, jaką dawały jej spódnica i halki, gorset i stanik sukni. Spojrzała na Ringa.

– Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak błyskawicznie zareagował. Dziękuję panu.

– To drobiazg dla dobrego wyjadacza… albo pani ojca.

Już chciała mu powiedzieć, co sądzi o słabych dowcipach, ale tylko się uśmiechnęła.

– Czy naprawdę mówię o ojcu z takim uwielbieniem? Uśmiechnął się do mej i skinął głową.

– Gotowa, żeby wrócić do namiotu?

– Tak – odparła.

Zerknęła na spódnicę, chcąc ją strzepnąć. W materiale wszędzie tkwiły ciernie. Znowu spojrzała na wzgórze |i ścieżkę, jaką zrobili spadając w dół, na kaktusy, po których się przetoczyli, i jeszcze raz na Ringa.

– Niech się pan odwróci – rozkazała.

– Chyba powinna już pani odejść. Ma pani za sobą dwa ciężkie dni, a jutro występ i…

– Niech się pan odwróci, powiedziałam.

– Panna Edith będzie pani szukać.

– Edith nic by nie obeszło, gdybym się stoczyła na sam dół tego zbocza. – Nadal nie mogła mu darować uwag o braku jej wykształcenia. – Jeśli nie rozumie pan, jak do pana mówię w jego języku, może spróbujemy włoskiego? Distogliere il viso. Francuskiego? Traiter avec dedain. A może zrozumie pan, kiedy powiem po hiszpańsku: Dejar libre?

Z ogromnym zadowoleniem dostrzegła jego niepewne spojrzenie. Chyba już więcej nie będzie jej zarzucał nieuctwa.

– Więc co właściwie mam zrobić? Odwrócić się? Obrócić? Okręcić wokół ramienia? Czy też może wykręcić i uwolnić?

Z wszystkich trzech języków przetłumaczył doskonale.

– Naprawdę, może pan doprowadzić człowieka do szału.

Chwyciła go za ramię i pociągnęła. Był dla niej za duży i nie, obróciłaby go, gdyby nie chciał, ale ustąpił i wreszcie zobaczyła jego plecy – Wszędzie wystawały ciernie kaktusów, część była ukryta w bawełnianej kurtce munduru, wszystkie jednak utkwiły w skórze. Ze spodni sterczało ich jeszcze więcej, ale dzięki grubej, zbitej wełnie nie przedostały się do ciała,

– Już raz pani wspominała, że doprowadzam ludzi do szału. Obawiam się. że pani znajomość obcych języków nie robi na mnie wrażenia. Natomiast zrobiłoby na mnie wrażenie, gdyby potrafiła mi pani powiedzieć, co się siało z wszystkimi zarobionymi przez, nią pieniędzmi. Palcami wyciągnęła cierń.

– Czyżby zależało panu na moich pieniądzach?

– Nie wiem, czy pani w ogóle jakieś posiada. Jeśli w przeszłości równie mało obchodziły panią zarobki, wątpię, żeby posiadała pani jakikolwiek majątek. Zresztą jest tradycją w mojej rodzinie, że potrafimy robić pieniądze Od kiedy skończyłem trzy lata, ojciec pilnował, żebym inwestował dwadzieścia procent mojego kieszonkowego.

Wyciągnęła jeszcze trzy ciernie, ale przeszkadzała jej jego kurtka, która bardziej zasłaniała, niż odsłaniała ciernie. Chwyciła Ringa w pasie i popchnęła.

– Marsz na górę i zdejmować tę kurtkę. Pieniądze nigdy mnie nie interesowały. Chcę śpiewać. I tylko śpiew się liczy, pieniądze mnie nie obchodzą. Najważniejsze są dźwięki muzyki i uznanie publiczności.

Wspinał się na górę, Maddie za nim.

– Mówiła pani, że pani głos nie będzie trwać wiecznie.

Z czego będzie pani żyła, kiedy już nie będzie mogła śpiewać?

– Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

Może wyjdę za jakiegoś starego bogatego grubasa i dam się utrzymywać.

Byli już na wierzchołku wzgórza. Ring przystanął i odwrócił się do Maddie.

– A co z dziećmi?

– Niech pan ściąga tę kurtkę, da mi tę pańską wielgachną wykałaczkę i kładzie się na ziemi. Chcę wyjąć te ciernie.

Zaczął rozpinać kurtkę.

– Nigdy pani nie myślała o dzieciach?

Choć po jego zachowaniu można by sądzić, że ciernie mu nic prze sz kadzają, Maddie wiedziała, że muszą mu. sprawiać ogromny ból. Stanęła za nim i pomogła zdjąć koszulę, starając się jak najmniej go urazić.

– Czy to oświadczyny, kapitanie? Jeśli tak, to nie jestem zainteresowana. Żeby śpiewać, muszę wiele podróżować Nie mam czasu ani ochoty wiązać się z mężczyzną. A tym bardziej…

Urwała widząc na jego szerokich, muskularnych plecach cienkie, białe szramy.

– Niech się pan położy na trawie – powiedziała cicho a kiedy usłuchał, przeciągnęła palcem po jednej z blizn, – Jak to się stało?

– Wpadłem na coś.

– Pod drugi koniec bicza? Wydawało mi się, że oficerowie nie dostają batogów. A zresztą nie wyobrażam sobie, żeby zrobił pan coś, za co mógłby zostać wychłostany. Należałoby się raczej spodziewać, że wojsko ozdobi pana medalami, nie bliznami.

– Nie zawsze byłem oficerem – odparł, przyglądając się, jak Maddie podchodzi do siodła i wyjmuje z torby duży nóż do oprawiania. – Zamierza pani obedrzeć kogoś ze skóry?

Roześmiała się słysząc lekki niepokój w jego głosie, potem z torby, w której przyniosła kurczaka, odcięła zapuszczony kawałek płótna i owinęła go sobie wokół palca.

– Niech się pan nie rusza – powiedziała, klękając przy nim i przygniatając jego ramię. – Nie pierwszy raz wyjmuję ciernie, wiem, co robię.

Za pomocą kciuka owiniętego w materiał i tępego końca noża wyjęła pierwszy cierń, a po nim wiele innych, Kiedy oczyściła już cześć jego pleców, tak że mogła na nich położyć dłoń, dotknęła blizn.

– Mimo pańskiej nonszalanckiej pozy domyślam się, jak bolesna musiała być taka chłosta. Wiem coś o cierpieniu.

Słyszał łzy w jej głosie.

– Niech mi pani nie mówi, że się nad sobą użala. Cóż pani może wiedzieć o cierpieniu czy choćby wysiłku? Nie sadzę, żeby śpiewaczka operowa doświadczała w swoim życiu śmiertelnego bólu. Jak pani zwykle spędza swój dzień? Na śpiewaniu? A może raczej na wizytach u krawcowej?

– Nic pan nie wie o życiu śpiewaczki mego kalibru. Jeśli pan będzie grzeczny, powiem my, jak nią zostałam. Miałam wtedy chyba jakieś siedem 1at. Mój ojciec pomagał grupce osadników. Przyjechali na zachód, żeby otworzyć sklep i…

– W Lanconii?

– Wystarczy, że pokręcę jednym z tych cierni, a porządnie pana zaboli, więc niech pan leży spokojnie i słucha.Wśród nich była chora kobieta. Jej maż zginał w drodze, zaś ona…

– Indianie?

– Nie, o ile dobrze pamiętam, ugryzł go grzechotnik, choć nie jestem pewna, ponieważ, jak już wspomniałam byłam wtedy mała. Jej towarzysze byli niezadowoleni, że mają wśród siebie samotną, a do tego chorą kobietę, i z tego, co mówił mój ojciec, wynikało, że dawali je] odczuć, że jest dla nich ciężarem. Ojciec nie współczuł im, bo uważał osadników za zmorę i istną plagę. Jego zdaniem…

– Ale przecież pani ojciec też był osadnikiem, prawda?

– Chce pan słuchać, czy gadać?

– Nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć więcej o pani idealnym ojcu.

– Powinien, pan się czuć zaszczycony. Na czym to ja stanęłam?

– Że pani ojciec, osadnik, był niezadowolony z przybycia jeszcze większej grupy osadników.

– Och, przepraszam – powiedziała, leciutko kręcąc jednym z cierni. – Czyżby pana zabolało? Postaram się być ostrożniejsza, ale jeśli nie przestanie mi pan przerywać, mogę zapomnieć o delikatności – Zaraz… aha, mówiłam o pani Benson. Ojciec pomyślał, że matce przydałoby się towarzystwo, więc zabrał kobietę do nas do domu, zamierzając wiosną wysłać ją na wschód. Skończyło się na tym, że mieszkała z nami cztery lata, potem zakochała się w jakimś podróżniku ze wschodu i wyszła za niego za mąż No, ale wtedy miałam już madame Branchini.

– I ona uczyła panią śpiewu operowego?

– Za bardzo wybiegam naprzód. Pani Benson na wschodzie uczyła śpiewu i gry na fortepianie, więc matka pomyślała, że byłoby dobrze, gdyby spróbowała mnie trochę nauczyć, bo byłam straszliwie zazdrosna o moją starszą siostrę. Gemmę. Musi pan wiedzieć, że moja matka to artystka, a Gemma odziedziczyła jej talent. Już jako pięciolatka umiała dobrze rysować i malować, podczas gdy ja tego w ogóle nie potrafiłam. Zazdrościłam, że matka spędza tyle czasu z Gemmą.

– I dlatego matka przekazała panią w ręce nauczycielki śpiewu, a pani natychmiast zaczęła wyśpiewywać arie.

– Nie, śpiewałam zabawne ludowe piosenki, piosenki, których nauczył mnie ojciec i jego przyjaciele, a także…

– Pieśni o uwięzionej królewnie i tak dalej w tym stylu? Czy przyjaciele pani ojca także noszą książęce tytuły?

Zignorowała to pytanie.

– Przez lata nikt właściwie nie zwracał uwagi na moje śpiewanie, aż pewnego dnia pani Benson przejrzała zawartość kufra znalezionego przez ojca. Został wyrzucony z wozu jakiegoś osadnika; te półgłówki biorą ze sobą wszystko, a potem, kiedy droga robi się cięższa, połowę muszą wyrzucić.

Ring widział już takie „cięższe" drogi: jary głębokie na trzydzieści metrów.

– I co było w kufrze?

– Nuty. Ojciec przywiózł je do domu, bo pomyślał, że przydadzą się na coś mnie i pani Benson. – Maddie wyciągnęła kolejny cierń i uśmiechnęła się. – Na samym dnie leżały nuty muzyki, z jaką nigdy do tej pory nie miałam do czynienia. Była to Air des bijouxt wie pan, z Fausta.

– Aria klejnotów – przetłumaczył cicho.

– Tak, dokładnie.

– Nie znam tego, ale gdyby mi to pani zaśpiewała, może rozpoznałbym melodię.

Chciałby pan! Tak czy owak, pani Benson pomogła mi z tekstem, a ponieważ zbliżały się urodziny mojego ojca, pomyślałam, że nauczę się i zaśpiewam dla niego ten fragment

– I tak też się stało.

– Nie, nie tak łatwo. Pani Benson to Amerykanka.

– Nigdy nie słyszałem, żeby to było czymś strasznym.

– Nie rozumie pan. Amerykanie panicznie boją się opery. Uważają, że opera jest dla bogaczy, snobów. Gdyby Amerykanin przyznał się, że kiedykolwiek widział operę, prawdopodobnie by go wyśmiano. Kiedy spytałam panią Benson o nuty, które znalazłyśmy w kufrze, machnęła ręką, stwierdziła, ze to opera i nie nadaje się dla takich dziewczynek jak ja. Miałam wtedy jakieś dziesięć lat.

– I podziałało to na panią jak czerwona płachta na byka? Przecież pani nie można powiedzieć, ze czegoś nie wolno robić.

– Chce pan, żebym przysłała tu Edith, by się uporała z resztą cierni? Jestem pewna, że z rozkoszą by pana rozebrała.

Nic nie odpowiedział, ale odwrócił głowę i popatrzył na nią dziwnym spojrzeniem, którego nie umiała sobie wytłumaczyć. Podjęła swoją opowieść.

– Rzeczywiście, jej uwagę potraktowałam jak wyzwanie.

Byłam bardzo ciekawa, wiec zaniosłam nuty do Thomasa,

Nim Ring zdążył spytać, kim był ów Thomas, wyjaśniła.

– Mieszkało z nami wielu mężczyzn, przyjaciół mojego ojca. Thomas był jednym z nich. Grał trochę na fortepianie, znał się nieco na śpiewie. Oczywiście nie tak dobrze jak mój ojciec, ale…

– Jasne, że nie tak dobrze jak kochany tatuś…-mruknął Ring pod nosem.

– Thomas grał i znał się nieco na śpiewie – powtórzyła z naciskiem – wiec pokazałam mu nuty. Potrafiłam już wtedy dość dobrze czytać nuty, no i zawsze miałam doskonały słuch.

– Zdarza się w najlepszej rodzinie.

Uśmiechnęła się.

Razem z Thomasem odczytaliśmy melodię i nauczyłam się ją śpiewać. W dniu urodzin ojca, kiedy już wszyscy zjedli i dali mu prezenty, Thomas zagrał ją na flecie, a ja zaśpiewałam. – I od tej pory została pani śpiewaczką operową, Prychnęła zupełnie nie jak dama. – Nie tak prosto. Kiedy skończyłam, nikt się nie odezwał, Wszyscy siedzieli, wpatrując się we mnie. Zdawałam sobie sprawę, że źle wymawiałam włoskie wyrazy, ale sądziłam, że zaśpiewałam to nie najgorzej, wiec poczułam się zraniona, gdy nie zareagowali.

Umilkła na chwilę, przypominając sobie przełomowy moment swego życia.

– Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, matka odwróciła się do ojca i oznajmiła: „Jeffrey, jutro rano pojedziesz na wschód i znajdziesz dla mojej córki nauczycielkę z prawdziwego zdarzenia. Najlepszą nauczycielkę śpiewu, na jaka nas stać. Nasza córka zostanie śpiewaczką operową". Kiedy to powiedziała, rozpętało się istne szaleństwo. Wszyscy wiwatowali, a ojciec posadził mnie sobie na ramiona

– Te niewiarygodnie potężne bary?

– A i owszem, zgadł pan. To była najwspanialsza noc w moim życiu,

– Naprawdę? I żadnemu z tych setek wielbicieli nie udało się zapewnić pani równie wspaniałej nocy?

– Nawet w znikomej części.

– Domyślam się, że pani ojciec znalazł nauczycielkę. Nie wyobrażam sobie, żeby coś mu się nie powiodło. MadameJak jej tam było?

Wyjechał na wiele miesięcy, a kiedy wrócił, przywiózł ze sobą chuda, wyniosłą kobietę. Znielubiłam ją od pierwszego wejrzenia, a zaczęłam prawie nienawidzić w chwili, Kiedy zignorowała powitanie mojej matki. Madame Branchini oświadczyła: „Chcę posłuchać tego dziecka i przekonać się, czy jest warte tych trudów, które musiałam przejść. Ojciec, stojący za jej placami, skrzywi się i wiedziałam, że musiała porządnie mu się dać we znaki.

– Ale usłyszała pani śpiew i zgodziła się zostać z panią na zawsze i przekazać pani całą swoja wiedzę.

– Niezupełnie tak. Naprawdę to wyglądało całkiem inaczej. Kazała mi zagrać na fortepianie – ojciec wcześniej już przywiózł mi je ze wschodu – i…

– Czy przywlókł je na własnym grzbiecie?

– Wiec zagrałam na fortepianie, zaśpiewałam kilka piosenek. – Urwała i pokręciła głową – Byłam rozpuszczoną smarkulą. Rodzina podziwiała mnie, ciągle słyszałam, że jestem najlepszą śpiewaczką na świecie. Oczekiwałam chyba, że madame Braochim powinna czuć się zaszczycona, że dla niej śpiewam.

– Cieszę się, że od tamtej pory tak bardzo się pani zmieniła. Nikt już nie usłyszy z pani ust, że to dla niego prawdziwy zaszczyt słyszeć śpiewaczkę „tego kalibru".

– Teraz zasłużyłam na tę opinię. Ale wtedy byłam próżnym dzieckiem, które nie miało żadnych podstaw, by być z siebie dumne. A dziś to stwierdzenie jest prawdą. Słyszał pan mój śpiew. Czy kiedykolwiek skłamałam albo przesadziłam mówiąc o moich umiejętnościach i głosie?

– Nie – przyznał uczciwie. – To jedyna rzecz, w której pani nie skłamała.

– Ale wtedy sama siebie oszukiwałam. Kiedy wspominam tamte czasy, wiem, że byłam straszna, naprawdę okropna. Oczywiście, miałam talent, tego nie dało się ukryć.

– Oczywiście.

– Ale tamtego dnia nie usłyszałam zachwytów, jakimi zwykle obsypywała mnie rodzina. Skończyłam śpiewać i spojrzałam na madame Branchini z oczekiwaniem. Spodziewałam się pochwały, nawet uścisków. Prawdę mówiąc, oczekiwałam, że padnie na kolana z wdzięczności, że pozwolono jej słuchać mego śpiewu. Ona zaś nic nie powiedziała. Wykręciła się na pięcie i wyszła z pokoju.

Oczywiście rodzice i reszta rodziny czekali tuż za drzwiami. Przypuszczam, że i oni spodziewali się zachwytów nad ich wspaniałą córeczką. Podejrzewam, że ojciec, aby namówić madame Branchini do podróży na zachód, przesadził opisując mój talent.

– To do niego podobne.

– Tak. Ale madame Branchini mnie nie pochwaliła. Oświadczyła za to, że jestem leniwa, rozpuszczona i zbyt zarozumiała, żeby dało się coś z tego zrobić. Powiedziała ojcu, że ma ją natychmiast odwieść do Nowego Jorku, że zmarnował swój i jej czas dla bezwartościowego dziecka.

Ring aż odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Maddie.

– Rzeczywiście, aż nie chce się w to wierzyć, prawda?

Ale ona wiedziała, co robi. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać, ojciec mówił, ze mogłaby przynajmniej zostać na zimę, inni twierdzili, że nie ma za grosz słuchu. Stałam w drzwiach, przysłuchując się. Ich słowa były jak miód dla mojego serca. Jak ta stara krowa śmiała twierdzić, że nie mam talentu? Jeszcze zobaczy, będę największą śpiewaczką na świecie. Wyobraziłam Sobie, jak po przedstawieniu przychodzi za kulisy i błaga o przebaczenie, że zwątpiła w mój talent.

Maddie wyciągnęła kolejny cierń i zachichotała.

– Chwała niebiosom, że nie byłam zupełnie pozbawiona rozsądku. Nagle zaczęłam się zastanawiać, jak mam się stać tą wielką śpiewaczką. Czy pani Benson będzie mnie dalej uczyć? Czy będę musiała uczyć się sama? Czy mam czekać, aż dorosnę, żeby pojechać na wschód i zacząć właściwą, naukę? Przez te kilka lat, kiedy pani Benson mnie uczyła, uświadomiłam sobie, że najbardziej lubię śpiewać. Niezależnie od tego, gdzie byłam i co robiłam, bez przerwy śpiewałam.

Maddie zaczerpnęła tchu.

– I wtedy podjęłam najważniejszą decyzję w swoim życiu. Nagle uświadomiłam sobie, że madame Branchini ma rację, rzeczywiście byłam leniwa. Podeszłam i poprosiłam, żeby zechciała mnie uczyć. Odmówiła. Klęknęłam przed nią i błagałam, żeby zechciała mnie uczyć. Zapatrzyła się przed siebie pustym wzrokiem. – Rodzina nie mogła patrzeć, jak błagam. Wszyscy nienawidzili madame. Ojciec próbował mnie podnieść, ale kiedy ona nadal odmawiała, usiłowałam całować jej stopy. Ring spojrzał na nią. Nie potrafił sobie wyobrazić Maddie czołgającej się przed kimkolwiek. Uśmiechnęła się do niego.

– Zrobiłabym wszystko, byle móc śpiewać, a ta kobieta miała klucz do tego. Co pragnęłam zdobyć.

– Ustąpiła – powiedział cicho.

– O, tak, ale dopiero, kiedy obiecałam, że będę jej niewolnicą. Rodzinie to się nie spodobało, ale ja chyba czułam, co trzeba zrobić. Madame Branchini mieszkała z nami siedem lat i nauczyła mnie wszystkiego, co potrafię.

To była ciężka praca.

– Śpiewanie przez cały dzień?

– Co pan może o tym wiedzieć? Zapewne dzieciństwo spędził pan biegając po dworze. Ja nie. Słońce czy słota, dobra pogoda czy deszcz, siedziałam w domu z madame i ćwiczyłam. Raz za razem ta sama nuta. Ta sama sylaba. Lekcje włoskiego, francuskiego. Słyszałam, Jak na zewnątrz inni się śmieją, bawią, aleja nieustannie siedziałam w domu i ćwiczyłam.

– Przecież musiała pani mieć trochę wolnego czasu?

– Bardzo mało. Tylko jeden jedyny raz zachwiałam się w swoich postanowieniach. Zakochałam się po uszy w pewnym młodzieńcu, którego ojciec najął do pomocy. Chęć przebywania z nim były niemal tak silna, jak potrzeba śpiewania.

– I cóż powiedziała na to nasza droga madami.

– Powiedziała, że mogę zostać śpiewaczką albo na całe życie poddać się tyranii mężczyzn. Wybór należy do mnie

– Odezwała się prawdziwa stara panna.

Maddie wykrzywiła się do niego.

– Czemu mężczyźni uważają, że najgorsze, co może kobietę spotkać, to życie bez nich? Rzeczywiście, madame była starą panną. I tylko dlatego mogła przyjechać do… – zawahała się… – Nieważne, do nas, żeby mnie uczyć.

Rozumiem, że przedłożyła pani śpiew nad młodego kowboja?

– To chyba jasne. Spotkałam go kilka lat później i zastanawiałam się, co ja takiego w nim widziałam.

– Ale nadrobiła pani stracony czas w towarzystwie setek kochanków.

– Setek kogo? A, tak, moi mężczyźni. To prawda, że mężczyźni kochają utalentowane kobiety.

– Nie wspominając już o kobietach z pani figurą.

Roześmiała się.

– Przypuszczam, że to tylko… hmmm… dodatkowa atrakcja. Śpiewaczki operowe mają rzeczywiście skłonności do nadmiernej tuszy, dlatego zawsze się starałam nie ulec kej szczególnej modzie. Nie sądziłam jednak, że pan to zauważy.

– O ile wiem, jeszcze nie umarłem i jestem mężczyzną. Wie pani, to są te kreatury, które rujnują życie kobiet, nie pozwalając im zostać starymi pannami.

Kiedy ponownie się roześmiała, odwrócił się i spojrzał na nią. – Za grosz poczucia humoru, co?

– Za grosz. Jestem pewna, że mówił pan poważnie, Teraz, skoro ja panu opowiedziałam swoją historie, niech pan mi coś opowie.

– Na przykład?

– Dlaczego pan to robi? Dlaczego się mną opiekuje?

– Taki miałem rozkaz, zapomniała pani? Pani ukochany generał Yovington wysłał mnie tu z misją i spełniam tylko swój obowiązek.

– Nie, generał Yovington wysłał porucznika…

– Surreya.

– Właśnie, porucznika Surreya. A pan, kapitanie Montgomery, jest tu przez pomyłkę. Dlaczego pański zwierzchnik wybrał właśnie pana?

– O, ten to dopiero miał poczucie humoru. Zdaję się, że uważał za świetny dowcip wysłanie mnie do niańczenia jakiejś śpiewaczki operowej.

– Ile cierni tkwi w panu od pasa w dół

– Nie aż tyle, żebym się rozebrał przed damą.

– Niech pan nie będzie śmieszny. Zwłaszcza po tym, jak tamtej nocy, kiedy próbował mnie pan przestraszyć, wślizgnął się do mojego namiotu praktycznie bez ubrania.

– A skąd miałem wiedzieć, że nie przestraszy się pani napadu Czarnych Stóp?

– I tu się pan myli. Boję się ich śmiertelnie. Niech pan ściąga te spodnie. Obiecuje, że nie będę zszokowana na widok pańskich obnażonych pośladków.

Wstał i uśmiechnął się do niej.

– Z bólem muszę panią rozczarować, ale nosze bieliznę. I dobrze, bo inaczej mógłbym zamarznąć na śmierć, uganiając się za panią po górach.

Rozpiął spodnie, ściągnął buty. Spodnie opadły, ukazując drogie, czerwone letnie kalesony. Kiedy Ring się odwrócił, Maddie zobaczyła liczne Ciernie, tkwiące w jego nogach.

Uklękła i zaczęła wyciągać kolce. Stał spokojnie i Maddie nagle popatrzyła na dłonie, którymi dotykała jego nóg, Ring powiedział, że nigdy nikogo do siebie nie dopuszczała, Gdzieś w głębi tkwiła świadomość, że gdyby pozwoliła, sobie kochać coś poza muzyką, musiałaby zbyt wiele poświęcić. Przez te dziesięć lat, kiedy występowała publicznie, widziała zbyt wiele dobrych śpiewaczek, które porzucały karierę, wychodziły za mąż i miały dzieci Maddie nigdy nie chciała stanąć przed koniecznością takiego wyboru i dlatego skazała się na samotność, John Fairlie zaś bardzo jej w tym pomagał, tak zapełniajac jej czas lekcjami, próbami i występami, że niewiele go zostawało na życie towarzyskie. A zresztą i ono było kierowane przez

Johna, a on dbał o to, by spotykała się z bogatymi, wpływowymi ludźmi, którzy mogli jej pomóc w dalszej karierze.

Ale teraz, w górach, w których dorastała, w tych pięknych, dzikich stronach, salony Europy i wschodniej części kraju zdawały się takie odlegle! Wmawiała kapitanowi Montgomery'emu, że miała setki romansów, choć naprawdę nie miała atu jednego. Nieświadomie zacisnęła palce na mięśniach jego nóg.

Koniec – oświadczyła wreszcie i pociągnęła dłońmi po nogach Ringa, chcąc się upewnić, czy nie został jakiś cierń. Nigdy przedtem nie dotykała w ten sposób mężczyzny i, szczerze mówiąc, nigdy nie miała na to ochoty, może z wyjątkiem tej jednej wiosny, kiedy skończyła szesnaście lat i zakochała się w kowboju. Wtedy jednak madame Branchini tak jasno uświadomiła jej, że ma do wyboru śpiew albo mężczyzn, że podjęła decyzję i nigdy jej nie żałowała.

Teraz, dotykając Ringa, była jak w transie. Nie potrafiła się powstrzymać. Mężczyzna stał bez ruchu, a ona wiodła dłońmi po jego twardych, umięśnionych udach, łydkach, kostkach. Żałowała, że ma na sobie kalesony, bo chciała poczuć dotyk jego skóry. Nagle wróciło wspomnienie tamtej nocy, kiedy pojawił się w jej namiocie ubrany wyłącznie w przepaskę na biodrach. Wtedy nie zwróciła na niego uwagi, ale teraz przypomniała sobie kolor jego skóry.

Nadal milcząc wstała, muskając palcami pośladki i docierając do nagiego pasa. Obiema dłońmi dotknęła gładkiej, ciepłej skóry jego pleców, wyszukiwała ledwo widoczne białe blizny i zaczerwienione ślady po cierniach.

Zachowywała się, jakby nigdy przedtem nie widziała obnażonego mężczyzny, a przecież spędziła dzieciństwo wśród mężczyzn, którzy latem chodzili tylko w przepaskach na biodrach. Wtedy jednak muzyka znaczyła dla niej więcej niż jakiś dobrze zbudowany mężczyzna. Jej dłonie zatrzymały się na jego silnych, umięśnionych barkach. Przeciągnęła palcami po jego prawym ramieniu, po ręce, wróciła do barku. Nie patrzyła na twarz Ringa. Równie dobrze mógłby być żywą, ciepłą rzeźbą. Kiedy znowu dotarła do barku, przesunęła dłonie na jego pierś. Poczuła twardy, muskularny tors człowieka, który dużo ćwiczył, spędzał czas na powietrzu. Jej palce bawiły się włoskami porastającymi jego pierś, potem zsunęły się ku twardemu, płaskiemu brzuchowi. Kiedy zbliżyły się do pasa. Ring chwycił Maddie za nadgarstki. – Nie – szepnął. Spojrzała mu w oczy. To przerwało trans. Odsunęła się od niego, straszliwie zawstydzona. Odwróciła się.

– S-sprawdzałam, czy nie ma więcej cierni.

– Nie ma już żadnych cierni – odparł spokojnie.

– Mu-muszę już iść – powiedziała i popędziła w dół zbocza. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię i nigdy więcej go nie oglądała na oczy.

Загрузка...