ROZDZIAŁ 18

Cal nie wiedział, o której poszli spać, ale kiedy otworzył oczy, pokój rozjaśniało blade światło zimowego poranka. Zobaczył, że śnieg wciąż pada idealnymi, grubymi płatkami jak z hollywoodzkiego filmu.

W ciszy, jaka panowała tylko podczas śnieżycy, słyszał miarowe, pełne satysfakcji chrapanie. Klusek leżał rozciągnięty w nogach łóżka niczym futrzasty koc. Zwykle Cal nie pozwalał mu spać w łóżku, ale w tej chwili psie pochrapywanie, ciężar i ciepło wydawały się jak najbardziej na miejscu.

Od tej chwili, postanowił, nie puści tego zwierzaka samego ani na krok.

Stopę i kostkę miał uwięzioną przez psa, więc uniósł się na łokciach, próbując się uwolnić. Quinn poruszyła się, westchnęła, przytuliła mocniej do niego i wcisnęła mu nogę między kolana. Miała na sobie flanelową piżamę, która zwykle nie dodawała kobietom seksapilu, i w nocy przygwoździła mu ramię tak, że teraz czuł mrówki w całym ręku, powinien więc być przynajmniej lekko poirytowany.

Jednak z tym także czuł się dobrze.

Za oknem padał śnieg rodem z filmu, a oni leżeli razem w ciepłym łóżku i Cal nie potrafił znaleźć żadnego powodu, dla którego miałby nie wykorzystać sytuacji.

Uśmiechając się, wsunął rękę pod piżamę Quinn i dotknął ciepłej, gładkiej skóry. Ujął pierś dziewczyny i poczuł pod palcami bicie serca, powolne i rytmiczne jak chrapanie Kluska. Patrząc na twarz Quinn, pogłaskał leniwie jej pierś palcami, podrażnił lekko sutek, podniecony na myśl o tym, jak bierze go w usta i pieści językiem.

Znowu westchnęła.

Zsunął rękę, czubkami palców dotykając brzucha, a potem uda Quinn i znowu powrócił do piersi. I dalej, w dół i w górę, delikatne muśnięcia zbliżające się coraz bardziej do celu.

Wydała przez sen miękki i bezradny dźwięk.

Była wilgotna, gdy ją musnął, gorąca, kiedy wsunął w nią palce. Przycisnął i przykrył jej usta swoimi, chwytając kolejne westchnienie.

Doszła, jednocześnie się budząc, jej ciało po prostu eksplodowało, gdy umysł przeskoczył ze snu prosto w pełną zdumienia rozkosz.

– Och, Boże!

– Ciii. – Roześmiał się z wargami na jej ustach. – Obudzisz psa. Ściągnął z niej spodnie i zanim zdążyła się otrząsnąć, wszedł w nią.

– Och. No dobrze – wyrzucała z siebie drżącym, urywanym głosem. – Dzień dobry.

Znów się roześmiał i zaczął poruszać bezlitośnie powoli. Próbowała dostosować się do jego tempa, powstrzymać, ale znowu przeszyła ją rozkosz, zapierając dech w piersi.

– Boże, Boże, Boże. Ja już chyba nie mogę…

– Cii, cii – powtórzył i skubnął wargami jej usta. – Nie śpieszę się – wyszeptał. – Nie hamuj się.

Nic innego nie mogła zrobić. Już była gotowa, jej ciało należało do niego. Bez reszty. Gdy znów zabrał ją na szczyt, zabrakło jej tchu, żeby choćby jęknąć.

Quinn leżała absolutnie usatysfakcjonowana i wyczerpana, czując na sobie ciężar Cala. Oparł głowę między jej piersiami, tak że mogła bawić się jego włosami. Wyobraziła sobie, że jest niedzielny poranek, a oni nie mają żadnych innych zmartwień oprócz tego, czy kochać się jeszcze raz przed śniadaniem, czy już po.

– Bierzesz jakieś witaminy? – zapytała.

– Hmm?

– Chciałam powiedzieć, że masz niezłą parę. Poczuła, że się uśmiechnął.

– Higieniczny tryb życia, Blondyneczko.

– Może to dzięki kręglom. Może kręgle… Gdzie Klusek?

– W połowie przedstawienia poczuła się zawstydzona. – Cal obrócił głowę i machnął ręką. – Tam jest.

Quinn popatrzyła we wskazanym kierunku i zobaczyła, że pies leży na podłodze, wciskając pysk w kąt pokoju. Śmiała się tak, że aż rozbolały ją boki.

– Zawstydziliśmy psa. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Och! Czuję się wspaniale. Jak mogę czuć się tak dobrze po tym, co działo się wczoraj w nocy? – Potrząsnęła głową, przeciągnęła się i objęła Cala. – Chyba o to chodzi, prawda? Nawet jeśli świat trafi szlag, wciąż mamy to.

– Tak. – Usiadł i patrząc na nią, pogładził jej poplątane włosy. – Quinn. – Teraz wziął ją za rękę, zaczął bawić się jej palcami.

– Cal – powiedziała, naśladując jego poważny ton.

– Czołgałaś się w śniegu, żeby uratować mojego psa.

– To dobry psiak. Każdy zrobiłby to samo.

– Nie. Nie jesteś na tyle naiwna, żeby tak myśleć. Fox i Gage tak. Dla Kluska, dla mnie. Może Layla i Cybil też, może zrobiły to pod wpływem chwili, a może takie już są.

Quinn dotknęła jego twarzy, przesunęła palcami pod tymi pełnymi cierpliwości szarymi oczami.

– Nikt by go tam nie zostawił, Cal.

– W takim razie ten pies ma kupę szczęścia, że otaczają go ludzie tacy jak wy. I ja też. Czołgałaś się wprost na demona, kopałaś w śniegu gołymi rękami…

– Jeśli próbujesz zrobić ze mnie bohaterkę, to proszę bardzo. Chyba podoba mi się ta rola.

– Zagwizdałaś na palcach. Teraz wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

– Jedna z moich sztuczek. Umiem gwizdać znacznie głośniej, jeśli akurat nie zamarzam, nie brakuje mi tchu i nie trzęsę się ze strachu jak galareta.

– Kocham cię.

– Pokażę ci kiedyś… Co?

– Nigdy nie myślałem, że powiem te słowa do kobiety spoza mojej rodziny. Nigdy nie miałem takiego zamiaru.

Serce Quinn nie mogło podskoczyć gwałtowniej, nawet gdyby podłączono ją do prądu.

– Słucham cię teraz uważnie, więc czy mógłbyś je powtórzyć?

– Kocham cię. I znowu, pomyślała. Podskok i łomotanie.

– Bo umiem gwizdać na palcach?

– To mogła być kropla, która przepełniła czarę.

– Boże. – Zamknęła oczy. – Chcę, żebyś mnie kochał, i bardzo lubię dostawać to, czego chcę. Ale… – wzięła głęboki oddech. – Cal, jeśli mówisz tak z powodu tego, co wydarzyło się zeszłej nocy, bo pomogłam ci uratować Kluska…

– Mówię tak dlatego, że myślisz, że jak zjesz pół mojego kawałka pizzy, to się nie liczy.

– Cóż, technicznie rzecz biorąc, nie.

– Bo zawsze wiesz, gdzie są twoje klucze i umiesz myśleć o dziesięciu rzeczach na raz. Nie tchórzysz i masz włosy koloru słońca. Mówisz prawdę i potrafisz być dobrym przyjacielem. I z tuzina innych powodów, których jeszcze nie znam i tuzina, których nie poznam nigdy. Ale wiem, że mogę powiedzieć ci te słowa, chociaż myślałem, że nigdy ich nie wypowiem.

Objęła go za szyję, oparła czoło o jego czoło. Musiała tylko pooddychać przez chwilę, tak, jak często na widok pięknego dzieła sztuki czy przy dźwiękach piosenki, od których czuła wzbierające w gardle łzy.

– To naprawdę dobry dzień. – Pocałowała go lekko w usta. – Fantastyczny.

Siedzieli przez chwilę przytuleni, pies chrapał w kącie, a za oknem padał śnieg.

W końcu Cal zszedł na dół i ruszył za zapachem świeżej kawy do kuchni, gdzie zastał nachmurzonego Gage'a, który właśnie stawiał patelnię na gazie. Mruknęli do siebie na powitanie i Cal wyjął ze zmywarki czysty kubek.

– Już leży z dziewięćdziesiąt centymetrów śniegu, a ciągle pada.

– Mam oczy. – Gage otworzył paczkę bekonu. – Nie wydajesz się tym zmartwiony.

– Mam naprawdę dobry dzień.

– Pewnie też bym miał, gdybym go rozpoczął porannym bzykankiem.

– Boże, mężczyźni są tacy prymitywni. – Zaspana Cybil weszła do kuchni.

– To zatykaj uszy w naszym towarzystwie. Usmażę bekon i zrobię jajecznicę – obwieścił Gage. – Jak się komuś nie podoba, to musi iść do innej restauracji.

Cybil nalała sobie kawy i pijąc pierwszy łyk, spojrzała na Gage'a. Nie ogolił się ani nie uczesał tej swojej czarnej czupryny i najwyraźniej rano bywał w złym humorze, co jednak nie czyniło go ani odrobinę mniej atrakcyjnym.

Szkoda.

– Wiesz, co zauważyłam, Gage?

– Co?

– Masz świetny tyłek i gówniane podejście do życia. Daj znać, jak śniadanie będzie gotowe – dodała, wychodząc.

– Ma rację. Często mówiłem to o twoim tyłku i podejściu do życia.

– Telefony nie działają – ogłosił Fox, podchodząc do lodówki i wyjmując colę. – Dodzwoniłem się do matki przez komórkę. Nic im nie jest.

– Znając twoich rodziców, pewnie właśnie uprawiali seks – zauważył Gage.

– Hej! Prawda – dodał po chwili Fox – ale, hej.

– On myśli tylko o seksie.

– A o czym miałby myśleć? Nie jest chory ani nie ogląda sportu, a to jedyne okoliczności, w których mężczyzna nie myśli o seksie.

Gage położył bekon na podgrzanej patelni.

– Niech ktoś zrobi jakieś grzanki czy coś. I jeszcze jeden dzbanek kawy.

– Muszę wyprowadzić Kluska. Nie zamierzam wypuszczać go samego.

– Ja z nim wyjdę. – Fox pochylił się i podrapał psa za uchem. – I tak chciałem się przejść. – Odwrócił się i niemal wpadł na Laylę. – Cześć, przepraszam. Ach… idę z Kluskiem na spacer. Może masz ochotę nam towarzyszyć?

– Och. Może. Oczywiście. Tylko się ubiorę.

– Elegancko – uznał Gage, gdy Layla wyszła. – Spryciarz z ciebie, Fox.

– Co?

– Dzień dobry, bardzo atrakcyjna kobieto. Czy miałabyś ochotę przedzierać się ze mną przez metrowe zaspy i patrzeć, jak pies obsikuje drzewa? Zanim nawet napiłaś się kawy?

– To była tylko propozycja. Mogła odmówić.

– Na pewno by odmówiła, gdyby pobudziła mózg do myślenia choćby kroplą kofeiny.

– Pewnie dlatego ty masz powodzenie tylko u kobiet pozbawionych mózgu.

– Jesteś dziś wesoły jak szczygiełek – zauważył Cal, gdy Fox wyszedł.

– Zrób jeszcze jeden cholerny dzbanek kawy.

– Muszę przynieść drewna, naładować generator i odśnieżyć taras z metrowego śniegu. Daj znać, jak śniadanie będzie gotowe.

Gage został sam i zrzędząc pod nosem, przewrócił bekon. Wciąż miał marsową minę, gdy do kuchni weszła Quinn.

– Myślałam, że wszyscy tu będą. – Wzięła kubek. – Chyba potrzebujemy jeszcze jednego dzbanka kawy.

Gage nie zdążył na nią warknąć, bo Quinn od razu sięgnęła po puszkę.

– Zajmę się tym. Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? Odwrócił głowę, żeby na nią popatrzeć.

– Dlaczego?

– Doszłam do wniosku, że jak pomogę ci przy śniadaniu, to oboje będziemy mieli z głowy gotowanie na jakiś czas.

Przytaknął, doceniając jej logikę.

– Rozsądnie. Zrób kawę i grzanki.

– Tak jest. Zabrała się do pracy, a Gage rozbił tuzin jajek. Zauważył, że Quinn działa szybko i sprawnie. Gage'owi nigdy nie zależało na szybkości, ale za efektywność dał jej duży plus. Była zgrabna, inteligentna i – jak sam wczoraj widział – bardzo odważna.

– On jest z tobą szczęśliwy. Quinn zatrzymała się i popatrzyła na niego.

– Dobrze, bo ja z nim też.

– Jedna rzecz, jeśli sama jeszcze na to nie wpadłaś. On jest wrośnięty w to miasto. Cokolwiek się wydarzy, Hollow zawsze będzie dla Cala miejscem na ziemi.

– Wpadłam na to. – Złapała wyskakującego tosta, włożyła kolejne. – Mimo wszystko to ładne miasto.

– Mimo wszystko drugą patelnię. – zgodził się Gage i wlał jajka na zewnątrz, zgodnie z przewidywaniami Gage'a, Fox patrzył, jak Klusek obsikuje drzewa. Dużo ciekawszy był jednak widok psa, który brnął naprzód, tarzał się i od czasu do czasu skakał przez sięgający ludziom do pasa śnieg. To właśnie śnieg zatrzymał Foxa i Laylę na ganku. Fox zaczął przekopywać przejście szuflą, którą Cal wcisnął mu po drodze w dłoń.

Jednak i tak wspaniale było wyjść z domu, w mroźny poranek i odrzucać biały puch, który wciąż nie przestawał padać z nieba.

– Może powinnam zejść i otrząsnąć trochę krzewy Cala. Fox popatrzył na Laylę. Na głowie miała narciarską czapkę, na szyi szalik i powoli cała stawała się biała.

– Utopisz się, a my będziemy musieli rzucić ci linę, żeby cię uratować. Za jakiś czas odśnieżymy ścieżkę.

– Nie wygląda na przestraszonego. – Patrzyła uważnie na Kluska. – Myślałam, że po zeszłej nocy nie będzie chciał wyjść.

– Psia pamięć jest krótka. I dobrze.

– Ja nigdy tego nie zapomnę.

– Nie. – Nie powinien był jej prosić, żeby z nim wyszła. Zwłaszcza że nie miał pojęcia, jak zacząć rozmowę o pracy, a między innymi dlatego wyciągnął ją na dwór.

Zwykle lepiej radził sobie z ludźmi. Zwłaszcza z kobietami. Teraz odgarniał ścieżkę szerokości łopaty wiodącą przez ganek do schodków i nagle powiedział:

– Cal mówił, że szukasz pracy.

– Niezupełnie. To znaczy muszę znaleźć jakieś zajęcie, ale jeszcze niczego nie szukałam.

– Moja sekretarka… kierowniczka biura… asystentka. – Odrzucił śnieg i nabrał następną szuflę. – W sumie nigdy nie ustaliliśmy nazwy jej stanowiska. W każdym razie ona teraz się przeprowadza do Minneapolis i potrzebuję kogoś, kto przejmie jej obowiązki.

Niech cię diabli, Quinn, pomyślała Layla.

– Obowiązki? Fox pomyślał, że w sądzie uważano go za całkiem elokwentnego.

– Ewidencja dokumentów, odbieranie telefonów, pilnowanie kalendarza spotkań, rozmowy z klientami, pisanie dokumentów, korespondencja. Ona jest też notariuszem, ale na razie poradzę sobie bez tego.

– Jakiego programu używa?

– Nie wiem. Musiałbym jej zapytać. – A w ogóle używała jakiegoś programu? Skąd miałby to wiedzieć?

– Nie znam się w ogóle na pracy w sekretariacie ani na kierowaniu biurem. Nie mam zielonego pojęcia o prawie.

Fox miał wyczulone ucho i usłyszał w głosie Layli obronne nuty.

– Znasz alfabet?

– Oczywiście, że znam alfabet, ale chodzi o to…

– Wystarczy – przerwał jej. – Jeśli znasz alfabet, to pewnie będziesz umiała prowadzić kartoteki. Wiesz, jak używać telefonu, co oznacza, że umiesz go odebrać i zadzwonić. To główne kwalifikacje potrzebne na tym stanowisku. Umiesz pisać na komputerze?

– Tak, ale zależy, jakiego…

– Pokaże ci, co tam robi na tym cholernym komputerze.

– Chyba nie wiesz za dużo o jej pracy. Za to umiał rozpoznać naganę, gdy ją słyszał.

– Okej. – Wyprostował się, oparł na szufli i popatrzył Layli prosto w oczy. – Ona była ze mną od początku. Będzie mi jej brakowało, czuję się, jakbym stracił rękę, ale ludzie idą swoją drogą i musimy się z tym pogodzić. Potrzebuję kogoś, kto będzie układał papiery na miejsce i umiał je znaleźć, jak będą mi potrzebne. Kto będzie wysyłał rachunki, żebym ja mógł opłacać swoje, kto przypomni mi o wizytach w sądzie, odbierze telefon – który, mam nadzieję, będzie dzwonił, żebym miał komu wystawiać rachunki – i ogólnie rzecz biorąc, zadba o porządek w biurze, żebym ja mógł zająć się prawem. Ty potrzebujesz pracy i pensji. Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc.

– Cal poprosił cię, żebyś zaproponował mi pracę, bo Quinn go o to poprosiła?

– Masz rację. Ale to nie zmienia sytuacji. Chyba nie zmienia, pomyślała, jednak i tak poczuła się dotknięta.

– To nie byłoby na stałe. Szukam czegoś tylko do czasu, aż…

– Ruszysz dalej. – Fox skinął głową. – To mi odpowiada. W ten sposób żadne z nas nie będzie się czuło związane. Po prostu przez chwilę będziemy sobie pomagać. – Przerzucił jeszcze dwie łopaty śniegu, po czym znowu popatrzył Layli w oczy. – Poza tym wiedziałaś, że zaproponuję ci pracę, bo czujesz takie rzeczy.

– Quinn przy mnie prosiła Cala, żeby z tobą pomówił.

– Czujesz takie rzeczy – powtórzył. – To twoja rola w tym wszystkim. Wyczuwasz ludzi, sytuacje.

– Nie mam zdolności parapsychologicznych, jeśli o to ci chodzi. – Znów powróciły obronne tony.

– Przyjechałaś do Hollow, chociaż nigdy wcześniej tu nie byłaś. Wiedziałaś dokładnie, jak jechać.

– Nie wiem, co to było. – Skrzyżowała ramiona w geście nie tylko obrony, ale i uporu.

– Oczywiście, że wiesz, tylko to cię przeraża. Tamtej pierwszej nocy pojechałaś z Quinn, z kobietą, której nigdy wcześniej nie widziałaś na oczy.

– Wolałam ją od wielkiego, ohydnego ślimaka – powiedziała Layla sucho.

– Nie uciekłaś, nie zamknęłaś się na klucz w pokoju, tylko wsiadłaś z nią do samochodu i przyjechałaś tutaj – choć tu też nigdy nie byłaś – i weszłaś do domu, w którym czekało dwóch obcych mężczyzn.

– Raczej dziwnych. Byłam przerażona, oszołomiona i jechałam na adrenalinie. – Odwróciła wzrok i popatrzyła na Kluska, który tarzał się w śniegu, jakby to była łąka pełna stokrotek. – Zaufałam instynktowi.

– Możesz nazywać to instynktem, ale założę się, że jak pracowałaś w sklepie, bardzo dobrze wiedziałaś, czego szukają twoje klientki, co kupią. Dam sobie rękę uciąć, że jesteś w tym cholernie dobra.

Nic nie powiedziała, więc Fox wrócił do odśnieżania.

– Założę się, że zawsze byłaś w tym dobra. Quinn widuje obrazy z przeszłości, tak jak Cal, Cybil to, co może się wydarzyć w przyszłości. Obawiam się, że tobie i mnie, Layla, został czas teraźniejszy.

– Nie potrafię czytać w myślach i nie chcę, żeby ktokolwiek czytał w moich.

– To nie jest dokładnie tak. – Będzie musiał z nią popracować. Pomóc jej zrozumieć, jaki dar posiada i jak go używać. I dać jej trochę czasu, żeby przyzwyczaiła się do tej myśli.

– Tak czy siak pewnie utkniemy tu na cały weekend. W przyszłym tygodniu mam kilka spotkań, ale jak wrócę do miasta, będziesz mogła wpaść, żeby pani H pokazała ci, o co chodzi. Wtedy zobaczymy, jak się z tym czujesz.

– Słuchaj, jestem wdzięczna za propozycję…

– Nie, nie jesteś. – Uśmiechnął się i zrzucił z tarasu kolejną porcję śniegu. – Nie bardzo. Ja też mam instynkt.

W jego głosie brzmiał nie tylko humor, lecz także zrozumienie. Layla rozluźniła się nieco i kopnęła hałdę śniegu.

– Jestem wdzięczna, ale ukrywam to pod irytacją. Fox przechylił głowę i wyciągnął do Layli szuflę.

– Chcesz odreagować złość? Roześmiała się.

– Spróbujmy. Jeśli przyjdę do twojego biura i podejmę tę pracę, to tylko pod warunkiem, że jeżeli którekolwiek z nas uzna, że to nie był dobry pomysł, natychmiast powie o tym drugiemu. Bez żadnych pretensji.

– Umowa stoi. – Wyciągnął dłoń i uścisnął rękę Layli. Trzymał ją przez chwilę, a wokół nich wirował śnieg.

Musiała to poczuć, pomyślał, tę niespodziewaną, wręcz namacalną więź. Rozpoznanie.

Cybil uchyliła drzwi na kilka centymetrów.

– Śniadanie gotowe. Fox puścił dłoń Layli i odwrócił się. Wziął głęboki oddech i zawołał psa.

Musieli zająć się technicznymi aspektami wspólnego mieszkania. Trzeba było odgarniać śnieg, przynosić drewno, zmywać naczynia i gotować posiłki. Calowi wydawało się, że jego dotychczas przestronny dom stał się nieco ciasny z sześciorgiem lokatorów i psem, ale razem byli mniej narażeni na niebezpieczeństwo.

– Nie chodzi tylko o bezpieczeństwo. – Quinn odpracowywała swoją kolejkę z szuflą. Uznała, że przekopanie ścieżki do komórki Cala zastąpi solidny trening na siłowni. – Myślę, że tak miało być, Ta przymusowa bliskość daje nam czas, żebyśmy mogli przyzwyczaić się do siebie nawzajem, nauczyć działać w grupie.

– Daj, teraz ja poodśnieżam. – Cal odstawił butlę z gazem, którym zasilany był generator.

– Nie, widzisz, to właśnie nie jest praca zespołowa. Wy, faceci, musicie uwierzyć, że my dziewczyny, możemy wykonywać nasze obowiązki. Gage robiący dziś rano śniadanie jest doskonałym przykładem pracy w zespole, bez dyskryminacji ze względu na płeć.

Zespół bez dyskryminacji ze względu na płeć! Jak mógł nie kochać kobiety, która używała takich terminów?

– Wszyscy możemy gotować – ciągnęła. – Wszyscy możemy odśnieżać, nosić drewno, ścielić łóżka. Wszyscy możemy robić to, co do nas należy – oczywiście według naszych sił, ale dotychczas zachowywaliśmy się jak na szkolnej potańcówce.

– Czyli jak?

– Chłopcy pod jedną ścianą, dziewczynki pod drugą i nikt nie jest do końca pewny, jak zebrać się razem. Teraz jesteśmy razem. – Zatrzymała się, by rozprostować ramiona. – I musimy z tego skorzystać. Nawet my, Cal, z tym, co czujemy do siebie, wciąż się poznajemy, uczymy zaufania wobec siebie nawzajem.

– Jeśli chodzi ci o kamień, to rozumiem, możesz być zła, że nie powiedziałem ci wcześniej.

– Nie, naprawdę nie jestem zła. – Przerzuciła jeszcze trochę śniegu, ale już tylko na pokaz, bo ból ramion stał się nieznośny. – Chciałam się wkurzyć, ale nie mogłam. Bo rozumiem, że wy trzej przez całe życie tworzyliście zespół. Nie sądzę, żebyście pamiętali czasy, gdy nie byliście razem. Jeśli dodać do tego fakt, że przeszliście razem coś, co – myślę, że nie przesadzę, jeśli tak powiem – wywróciło wasz świat do góry nogami… Jesteście jak jedno ciało o trzech głowach, prawda? – oddała Calowi szuflę.

– Nie jesteśmy jakimś cholernym cyborgiem.

– Nie, ale prawie. Jesteście jak zaciśnięta pięść, razem, ale – pomachała palcami w rękawiczce – osobno. Instynktownie działacie razem. A teraz – uniosła drugą dłoń – pojawiła się druga część i musimy wykombinować, jak je połączyć. – Splotła palce obu dłoni.

– To, co mówisz, ma sens. – Cal poczuł lekkie ukłucie winy. – Sam trochę kopałem.

– I nie masz na myśli śniegu. Pewnie mówiłeś o tym Foxowi i Gage'owi.

– Chyba coś wspomniałem. Nie wiemy, gdzie Ann Hawkins spędziła kilka lat, gdzie urodziła synów i gdzie mieszkała, zanim wróciła do Hollow, do domu rodziców. Myślałem o jakiejś dalszej rodzinie. Kuzynach, ciotkach, wujach. Ciężarna kobieta nie mogła odbywać dalekich podróży, nie w tamtych czasach, więc może zamieszkała gdzieś w okolicy. W szesnastym wieku odległość dwudziestu, trzydziestu kilometrów wydawała się o wiele większą przeszkodą niż dziś.

– To dobry pomysł. Sama powinna byłam na to wpaść.

– A ja powinienem był powiedzieć o tym wcześniej.

– Tak. Teraz musisz wszystkie informacje przekazać Cyb. Ona jest królową poszukiwań. Ja jestem dobra, ale ona lepsza.

– A ja jestem zwykłym amatorem.

– Nie ma w tobie nic zwykłego. – Quinn uśmiechnęła się szeroko i skoczyła mu w ramiona. Cal pośliznął się, Quinn zaś pisnęła ze śmiechem, gdy zachwiał się do tyłu i upadł, a ona wylądowała twarzą w białym puchu.

Bez tchu nabrała dwie garście śniegu i wtarła je w twarz Cala, po czym próbowała przeturlać się na bok, ale on złapał ją wpół i pociągnął na siebie. Quinn tak się śmiała, że ledwo mogła się bronić.

– Jestem mistrzem zapasów w śniegu – ostrzegł ją Cal. – Zadzierasz nie ze swoją ligą, Blondyneczko.

Udało jej się wcisnąć mu dłoń między nogi i pogłaskać, po czym korzystając z gwałtownego spadku IQ Cala, wrzuciła mu za kołnierz kulę puszystego śniegu.

– To wbrew zasadom Związku Bokserskiego!

– Sprawdź regulamin, koleś. Rozdział dotyczący zawodników różnej płci.

Próbowała wstać, ale tylko sapnęła, gdy Cal przygniótł ją swoim ciężarem.

– I tak wygrałem – obwieścił i już miał ją pocałować, kiedy ktoś otworzył drzwi.

– Dzieci – powiedziała Cybil – na górze jest ciepłe łóżko, jeśli chcecie się bawić. A tak dla waszej informacji, właśnie włączyli prąd – spojrzała przez ramię w głąb domu. – Telefony też już działają.

– Telefony, elektryczność. Komputer. – Quinn wydostała się spod Cala. – Muszę sprawdzić pocztę.

Cybil oparła się o suszarkę, podczas gdy Layla ładowała ręczniki do pralki.

– Wyglądali jak para zakochanych yeti. Cali w śniegu, rumiani i napaleni na siebie.

– Świeża miłość nie zważa na warunki klimatyczne. Cybil zachichotała.

– Wiesz, nie musisz się zajmować tym praniem.

– W tej chwili czyste ręczniki są już tylko wspomnieniem, a zaraz może znowu zabraknąć prądu. Poza tym wolę prać ręczniki w suchej i ciepłej pralni niż odgarniać śnieg na mrozie. – Odrzuciła włosy. – Zwłaszcza, że nie czeka tam nikt napalony na mnie.

– Dobry argument. Wspomniałam o tym, bo z moich obliczeń wynika, że wieczorem jest kolejka twoja i Foxa na gotowanie.

– Quinn jeszcze nie gotowała, Cal też nie.

– Quinn pomagała przy śniadaniu, a to jest dom Cala. Pokonana Layla zamknęła bęben pralki.

– Do diabła z tym. Zajmę się kolacją.

– Możesz zrzucić to na Foxa, używając prania jako wymówki.

– Nie, nie wiemy, czy on potrafi gotować, a ja umiem. Cybil popatrzyła na nią zwężonymi oczami.

– Umiesz gotować? Nie wspominałaś o tym wcześniej.

– Utknęłabym w kuchni, gdybym powiedziała. Cybil wydęła usta i pokiwała wolno głową.

– Diaboliczna i egoistyczna logika. Podoba mi się.

– Sprawdzę zapasy i zobaczę, co mogę zrobić. Coś… – Zamilkła i postąpiła krok do przodu. – Quinn? Co się stało?

– Musimy porozmawiać. Wszyscy. – W drzwiach stanęła blada jak ściana Quinn.

– Q? Kochanie. – Cybil wyciągnęła do niej rękę. – Co się stało? – Przypomniała sobie, że przyjaciółka sprawdzała pocztę. – Wszystko w porządku? Chodzi o twoich rodziców?

– Tak, w porządku. Chcę wszystkim o tym opowiedzieć. Musimy się zebrać.

Quinn usiadła na fotelu w salonie, a Cybil przycupnęła na poręczy. Quinn miała ochotę skulić się na kolanach Cala, ale to nie był dobry moment na pieszczoty.

To nie był dobry moment na nic.

Wolałaby, żeby już nigdy nie włączyli prądu. Żałowała, że skontaktowała się z babcią i namówiła ją na badanie historii rodziny.

Nie chciała wiedzieć tego, co babcia jej przekazała.

Nie ma już odwrotu, upomniała samą siebie. A to, co ma do powiedzenia, może zmienić całą przyszłość.

Zerknęła na Cala. Wiedziała, że go zaniepokoiła. Wyciąganie tego na światło dzienne nie było fair. Co potem będzie o niej myślał?, zastanawiała się.

– Moja babcia zdobyła informacje, o które ją prosiłam. Dotarła do stron z rodzinnej Biblii i do zapisków jakiegoś rodzinnego historyka z osiemnastego wieku. Ach, Layla, mam też wiadomości na temat Clarków, może ci się przydadzą. Nikt nie badał tej gałęzi rodu, ale może tobie uda się czegoś dowiedzieć na podstawie tego, co mam.

– Dobrze.

– Wygląda na to, że moja rodzina podchodziła do badania korzeni z niemal religijną czcią. Nie tyle dziadek, ile jego siostra i paru kuzynów. Najwyraźniej byli bardzo dumni z faktu, że ich przodkowie należeli do pierwszych Pielgrzymów, którzy osiedlili się w Nowym Świecie. Dlatego mamy nie tylko Biblię, ale też profesjonalnie wykonane drzewo genealogiczne sięgające aż do Anglii i Irlandii piętnastego wieku. Interesuje nas tylko gałąź, która przyjechała do Nowego Świata. Tutaj, do Hawkins Hollow – powiedziała do Cala.

Wzięła głęboki oddech.

– Sebastian Deale przywiózł żonę i trzy córki do tutejszej osady w tysiąc sześćset pięćdziesiątym pierwszym roku. Najstarsza córka nazywała się Hester. Hester Deale.

– Staw Hester – wyszeptał Fox. – Pochodziła z twojej rodziny.

– Tak. Hester Deale, która według legendy oskarżyła Milesa Denta o uprawianie czarów siódmego lipca tysiąc sześćset pięćdziesiątego drugiego roku. I która osiem miesięcy później urodziła córkę, a gdy dziecko miało dwa tygodnie, utopiła się w stawie w lesie. Nie ma żadnych zapisków dotyczących ojca, nawet wzmianki, ale my wiemy, kto nim był. Co nim było.

– Nie mamy absolutnej pewności.

– Wiemy to, Caleb. – Bez względu na to, jak bardzo bolesna była to prawda, Quinn miała pewność. – Widzieliśmy to oboje. I Layla. Layla to czuła. Zgwałcił Hester. Nie miała nawet szesnastu lat. Rzucił na nią czar, zniewolił jej umysł i ciało i dał dziecko, w którego żyłach płynęła jego krew. – Quinn zacisnęła dłonie, żeby nie drżały. – Pół dziecko, pół demon. Hester nie mogła żyć z krzywdą, jaką jej wyrządził, ze świadomością, co sprowadziła na ten świat. Dlatego napełniła kieszenie kamieniami i utopiła się.

– Co się stało z jej córką? – zapytała Layla.

– Urodziła dwie dziewczynki i zmarła w wieku dwudziestu lat. Jedna z jej córek umarła, zanim skończyła trzy lata, druga wyszła potem za Duncana Clarka. Mieli trzech synów i córkę. Oboje wraz z najmłodszym synem zginęli w pożarze domu. Pozostałe dzieci uciekły.

– Ja muszę pochodzić od Duncana Clarka – powiedziała Layla.

– A gdzieś po drodze któreś z nich spiknęło się z Cyganem lub Cyganką ze Starego Świata – dokończyła Cybil. – To nie fair. Oni pochodzą od bohaterskiej czarodziejki, a my z nasienia demona.

– To nie żarty – warknęła Quinn.

– Nie, ale też nie tragedia. Po prostu tak jest.

– Do cholery, Cybil, nie rozumiesz, co to oznacza? To coś jest moim – a prawdopodobnie naszym – prapradziadkiem sprzed dziesiątek pokoleń. To znaczy, że mamy w sobie coś z niego!

– Będę naprawdę wkurzona, jeśli za kilka tygodni wyrosną mi rogi i ogon.

– Och, do diabła! – Quinn zerwała się i odwróciła do przyjaciółki. – Do diabła z twoimi mądrościami, Cybil! Zgwałcił tę dziewczynę, żeby się do nas dobrać, trzy i pół wieku temu, ale to, co w niej zasiał, istnieje do dzisiaj. A jeżeli nie jesteśmy tu po to, żeby położyć temu kres? Tylko mamy pomóc ich skrzywdzić?

– Gdyby twój mózg nie był zaczadziały od miłości, zobaczyłabyś, że to gówniana teoria. Reakcja histeryczna przyprawiona użalaniem się nad sobą. – Ton Cybil był bezlitośnie chłodny. – Nie jesteśmy sterowane przez żadnego demona. Nie odbije nam nagle i nie włożymy mundurów oddziału jakiejś ciemnej istoty, która próbuje dla rozrywki zabić psa. Jesteśmy dokładnie tymi samymi osobami, którymi byłyśmy pięć minut temu, więc przestań zachowywać się jak idiotka i weź się w garść.

– Ona ma rację. Nie chodzi mi o to o idiotce – dodała Layla – ale o to, że jesteśmy takie same. Musimy tylko znaleźć sposób, żeby to wykorzystać.

– Świetnie. Będę miała oczy dookoła głowy.

– Głupoty – powiedziała Cybil. – Sarkazm lepiej by ci wychodził, Q, gdybyś tak bardzo się nie martwiła, że Cal cię rzuci z powodu tego wielkiego D jak demon, które masz wypisane na czole.

– Przestań – rozkazała Layla, a Cybil tylko wzruszyła ramionami.

– Jeśli tak zrobi – powiedziała po chwili łagodniej – to i tak nie jest wart twojego czasu.

Zapadła cisza. Polano osunęło się w kominku, wyrzucając w górę snop iskier.

– Wydrukowałaś ten załącznik? – zapytał Cal.

– Nie, ja… – Quinn zamilkła i potrząsnęła głową.

– Chodźmy go wydrukować. – Wstał, złapał dziewczynę za ramię i wyciągnął z pokoju.

– Dobra robota – powiedział Gage do Cybil. Zanim zdążyła coś odwarknąć, przechylił głowę. – To nie było złośliwe. Równie dobrze mogłabyś dać jej w twarz. Werbalne ciosy są łatwiejsze, ale zostawiają gorsze ślady.

– Oba są bolesne. – Cybil wstała. – Jeśli on ją skrzywdzi, ukręcę mu jaja i nakarmię nimi jego psa. – I wypadła z pokoju.

– Jest trochę przerażająca – uznał Fox.

– Nie tylko ona. To ja usmażę jego jajka na deser. – Layla ruszyła za Cybil. – Muszę znaleźć coś na kolację.

– Dziwne, zupełnie straciłem apetyt. – Fox popatrzył na Gage'a. – A ty?

Na górze Cal poczekał, aż oboje wejdą do gabinetu, który służył teraz za męską sypialnię, i przycisnął Quinn do drzwi. Pierwszy pocałunek był agresywny, pełen złości, drugi frustracji, a ostatni czuły.

– Cokolwiek myślisz teraz o sobie i o mnie, natychmiast przestań. Już. Rozumiesz?

– Cal…

– Powiedzenie tego, co mówiłem ci dziś rano, zajęło mi całe życie. Kocham cię. I nic tego nie zmieni. Więc przestań, Quinn, albo mnie wkurzysz.

– To nie było… nie jest… – Zamknęła oczy, próbując zapanować nad lawiną emocji. – No dobrze, myślałam o tym, ale chodzi o całą sytuację. Kiedy przeczytałam te zapiski, po prostu…

– Poczułaś, że ziemia usuwa ci się spod stóp. Rozumiem. Ale wiesz, co? Jestem tutaj, żeby ci pomóc. – Uniósł dłoń, zacisnął w pięść, po czym rozprostował palce.

Walcząc ze łzami, Quinn splotła swoje palce z jego.

– Już dobrze?

– Nie jest dobrze – poprawiła go. – Raczej „dzięki Bogu”.

– Wydrukujmy to.

– Tak. – Uspokojona potoczyła wzrokiem po pokoju. Nieposłane, skotłowane łóżka, sterty ubrań na podłodze. – Twoi kumple to świnie.

– Tak. To prawda. Razem przedarli się do komputera.

Загрузка...