W jadalni Quinn położyła przed każdym wydruk listu. Zauważyła na stole miski z popcornem, butelkę wina, kieliszki i złożone w trójkąty papierowe ręczniki. Wiedziała, że to dzieło Cybil.
Tak, jak wiedziała, że Cybil zrobiła popcorn specjalnie dla niej. Nie jako gałązkę oliwną, nie potrzebowały takich gestów. Po prostu ot tak.
Zanim usiadła, dotknęła ramienia przyjaciółki.
– Przepraszam za przedstawienie… – zaczęła Quinn.
– Jeśli myślisz, że to było przedstawienie, to powinnaś wpaść do mnie na rodzinne spotkanie. – Fox uśmiechnął się do niej, gdy brała garść popcornu. – Rodzina Barrych i O'Dellów nie potrzebuje krwi demona w żyłach, żeby rozpętać piekło.
– Musimy pogodzić się z tym, że od teraz demony będą głównym tematem naszych dowcipów. – Quinn nalała sobie kieliszek wina. – Nie wiem, czy coś zrozumiecie z tego wydruku, ale widać tu bezpośredni związek między jedną a drugą linią.
– Jesteś pewna, że to Twisse zgwałcił Hester Deale? – zapytał Gage. – Że to było jego dziecko?
Quinn skinęła głową.
– Uwierz mi.
– Ja to czułam. – Layla skręcała w palcach papierową serwetkę. – To nie przypominało przebłysków, które miewają Cal i Quinn, ale… Nie wiem, może więzy krwi coś wyjaśnią. Ale wiem, co on jej zrobił. I wiem, że była dziewicą, zanim ją zgwałcił.
Fox delikatnie wyjął z rąk Layli podarte kawałki serwetki i dał jej swoją.
– No dobrze – ciągnął Gage – ale czy jesteśmy pewni, że Twisse jest demonem, jak go nazywamy z braku lepszego określenia?
– On nigdy nie lubił tej nazwy – wtrącił Cal. – Tego możemy być pewni.
– A zatem Twisse wykorzystuje Hester, by spłodzić potomka i przedłużyć ród. Jeśli istnieje od tak dawna, jak przypuszczamy – opierając się na legendach i na tym, co widział Cal – bardzo możliwe, że robił to już wcześniej.
– To prawda – przyznała Cybil. – Może stąd biorą się tacy ludzie jak Hitler czy Osama bin Laden, Kuba Rozpruwacz, pedofile i seryjni mordercy.
– Jeśli popatrzycie na drzewo genealogiczne, zobaczycie, że w tej rodzinie zdarzało się wiele samobójstw i gwałtownych śmierci, zwłaszcza w pierwszych stu, stu dwudziestu latach po śmierci Hester. Myślę – mówiła Quinn powoli – że gdybyśmy przyjrzeli się trochę bliżej poszczególnym osobom, odkrylibyśmy więcej niż w innych rodzinach przypadków szaleństwa, morderstw.
– Coś z niedawnej przeszłości? – zapytał Fox. – Jakieś rodzinne trupy w szafie?
– Nic mi na ten temat nie wiadomo. Mam kilku szalonych lub irytujących kuzynów, ale nikt nie siedział w więzieniu ani zakładzie psychiatrycznym.
– To słabnie. – Fox ze zmrużonymi oczami przeglądał wydruk. – Nie taki był jego plan ani strategia. Znam się na strategii. Pomyślcie tylko. Twisse nie wiedział, co Dent szykował tamtej nocy. Miał Hester, przejął kontrolę nad jej umysłem, spłodził bękarta – demona, ale nie wiedział, że to już koniec.
– Że Dent jest przygotowany na to spotkanie i ma własne plany – ciągnęła Layla. – Widzę, dokąd zmierzasz. Twisse miał zamiar tamtej nocy zniszczyć Denta, a przynajmniej go zranić, odstraszyć.
– Potem chciał zawładnąć miastem – mówił dalej Fox – opanować je i ruszyć dalej. Zostawić potomka i udać się na poszukiwanie następnego miejsca, w którym będzie mógł zrobić to samo.
– Ale to Dent go pokonał i uwięził, dopóki… – Cal odwrócił dłoń, pokazując bliznę na nadgarstku. – Dopóki nie uwolnili go potomkowie Denta. Dlaczego na to pozwolił?
– Może Dent doszedł do wniosku, że trzy wieki niewoli wystarczą. – Gage poczęstował się popcornem. – Albo już dłużej nie mógł go więzić i wezwał posiłki.
– Dziesięcioletnich chłopców – powiedział Cal z obrzydzeniem.
– Dzieciom łatwiej zaakceptować to, w co nie uwierzyliby dorośli – zauważyła Cybil. – I, do diabła, nikt nie twierdził, że ktoś tu postępuje fair. Dent przekazał wam, co mógł. Łatwość gojenia się ran, widzenie tego, co było lub będzie. Dał wam też trzy części kamienia.
– I czas, żebyście dorośli – dodała Layla. – Dwadzieścia jeden lat. Może to on znalazł sposób, żeby sprowadzić do miasta nas, Quinn, Cybil i mnie. Bo byłoby bez sensu, gdyby Twisse najpierw mnie tu zwabił, a potem próbował odstraszyć.
– Masz rację. – Quinn poczuła, jak ucisk w jej żołądku zelżał. – Masz cholerną rację. Po co przerażać, skoro można uwieść? Naprawdę dobry argument.
– Mogę zbadać dokładniej genealogię mojej rodziny, Q i Layli też. Ale w tej chwili to już tylko sztuka dla sztuki Znamy pień tego drzewa.
Cybil odwróciła kartkę i na dole strony narysował ołówkiem dwie poziome linie.
– Tu jest Giles Dent i Ann Hawkins, a tu Lazarus Twisse i z góry skazana Hester. Z każdego korzenia wyrosło drzewo z gałęziami – rysowała szybko prostymi kreskami – które we właściwym czasie przecięły się ze sobą. W chiromancji krzyżujące się linie oznaczają siłę. – Dokończyła rysunek trzech gałęzi przecinających się z innymi trzema. – Musimy znaleźć tę siłę i dowiedzieć się, jak ją wykorzystać.
Wieczorem Layla przygotowała dosyć smaczne danie z piersi kurczaka, gotowanych ziemniaków i białej fasoli. Za obopólną zgodą zmienili temat konwersacji na lżejszy. Normalny, pomyślała Quinn, gdy przeszli w rozmowie od najnowszych filmów przez kiepskie żarty do podróży. Wszyscy potrzebowali sporej dawki normalności.
– Gage nie może usiedzieć na miejscu – powiedział Cal. – Odbywa tę długą, samotną podróż, odkąd skończył osiemnaście lat.
– Nie zawsze jest samotna.
– Cal mówił, że byłeś w Pradze – odezwała się Quinn. – Chciałabym zobaczyć to miasto.
– Myślałam, że w Budapeszcie. Gage popatrzył na Cybil.
– Tam też. W Pradze zrobiłem ostatni przystanek przed powrotem do Stanów.
– Czy tam naprawdę jest pięknie? – chciała wiedzieć Layla. – Sztuka, architektura, jedzenie?
– Tak. Pałac, rzeka, opera. Widziałem to wszystko, ale głównie pracowałem. Przyleciałem z Budapesztu na pokera.
– Spędzałeś czas w – jak to mówią – Paryżu Europy Wschodniej, grając w pokera? – zdziwiła się Quinn.
– Nie cały czas, ale lwią jego część. Gra trwała ponad siedemdziesiąt trzy godziny.
– Trzy dni gry w pokera? – Brwi Cybil powędrowały do góry. – Czy to nie lekka przesada?
– Zależy od rozdania, prawda?
– Ale nie potrzebowałeś snu, jedzenia, toalety? – dopytywała się Layla.
– Przerwy są przewidziane. Sama gra trwała siedemdziesiąt trzy godziny. To była zamknięta rozgrywka w prywatnym domu. Duże pieniądze, poważne zabezpieczenia.
– Wygrałeś czy przegrałeś? – zapytała Quinn z szerokim uśmiechem.
– Poszło mi nieźle.
– Wykorzystujesz swoje przeczucia do tego „nieźle”? – chciała wiedzieć.
– To by było oszustwo. – Gage wziął kieliszek z winem, nie spuszczając oczu z jej twarzy. – Zająłbym się sprzedażą ubezpieczeń, gdybym musiał oszukiwać przy pokerze. Nie muszę kantować.
– Złożyliśmy przysięgę. – Fox uniósł dłoń, gdy Gage popatrzył na niego spode łba. – Teraz tkwimy w tym wszyscy razem. Powinny znać nasze podejście. Kiedy zorientowaliśmy się, że mamy coś ekstra, złożyliśmy przysięgę. Że nie użyjemy naszego daru przeciwko nikomu z ludzi, żeby kogoś skrzywdzić, czy, cóż, oszukać. Nie złamiemy raz danego sobie słowa.
– W takim razie – powiedziała Cybil do Gage'a – powinieneś grać na wyścigach.
Błysnął zębami w uśmiechu.
– Grywałem, ale wolę karty. Masz ochotę zagrać?
– Może później. Cybil popatrzyła przepraszająco na Quinn, która już wiedziała, co się święci.
– Chyba powinniśmy wrócić do sprawy – zaczęła Cybil. – Mam pytanie, to coś, od czego możemy zacząć.
– Daj nam kwadrans. – Quinn wstała. – Posprzątamy ze stołu, wyprowadzimy psa. Poruszamy się trochę. Kwadrans.
Cal wstał również i dotknął jej ramienia.
– I tak muszę sprawdzić ogień w kominku, a pewnie też przynieść więcej drewna. Spotkajmy się w salonie.
Wyglądali jak zwykli ludzie, pomyślał Cal. Grupa przyjaciół spędzająca razem zimowy wieczór. Gage przerzucił się na kawę, jak zwykle. Oprócz tamtej nocy, gdy mieli siedemnaście lat, Cal nigdy nie widział, żeby przyjaciel pozwolił sobie na więcej niż dwa drinki na raz. Fox wrócił do coli, a on sam wybrał wodę.
Muszą mieć jasne umysły, jeśli mają znaleźć odpowiedzi na pytania.
Podzielili się znowu na grupy zgodnie z płcią. Czy zrobili tak odruchowo?, zastanawiał się. Trzy kobiety na kanapie, Fox na podłodze z Kluskiem. Cal usiadł w fotelu, a Gage stanął przy kominku, jakby miał zamiar wyjść, jeśli tylko temat nie będzie mu odpowiadał.
– No dobrze. – Cybil podwinęła nogi i przesunęła po obecnych spojrzeniem ciemnych oczu. – Chciałabym wiedzieć, jaki był pierwszy sygnał, wydarzenie, chwila, która zaalarmowała was, że w mieście dzieje się coś złego. Po tej nocy na polanie, kiedy wróciliście do domów.
– Pan Guthrie i widelec. – Fox wyciągnął się i oparł głowę o brzuch Kluska. – To było pierwsze.
– Brzmi jak tytuł książki dla dzieci. – Quinn zanotowała coś w notesie. – Opowiedzcie nam o tym.
– Ty opowiedz, Cal – zaproponował Fox.
– To było w nasze urodziny, wieczorem. Byliśmy nieźle wystraszeni. Oddzielnie, każdy w swoim domu, czuliśmy się jeszcze gorzej. Namówiłem matkę, by pozwoliła mi pójść do kręgielni, żebym miał coś do roboty i mógł pogadać z Gagiem. Nie mogła się zdecydować, czy dać mi szlaban czy nie – powiedział z lekkim uśmiechem. – Pierwszy i ostatni raz widziałem, jak się wahała w tej kwestii. W końcu pozwoliła mi pójść razem z ojcem. Gage?
– Pracowałem. Pan Hawkins pozwalał mi zarobić w kręgielni na kieszonkowe, wycierałem podłogę albo zbierałem zamówienia w kafejce. Pamiętam, że poczułem się dużo lepiej, gdy przyszedł Cal. A potem Fox.
– Nie dawałem rodzicom spokoju, żeby mnie puścili. Ojciec w końcu się poddał i poszedł ze mną. Myślę, że chciał się naradzić z ojcem Foxa i Gage'a, jeśli by się dało.
– Brian – pan O'Dell – i mój ojciec usiedli na końcu baru i pili kawę. Jeszcze wtedy nie wtajemniczyli Billa, ojca Gage'a.
– Bo on w ogóle nie wiedział, że gdzieś poszedłem – dodał Gage. – Nie chcieli pakować mnie w kłopoty, póki nie podjęli decyzji, co robić dalej.
– Gdzie był twój ojciec? – zapytała Cybil.
– W kręgielni, przy torach. Przez kilka godzin był trzeźwy, więc pan Hawkins zlecił mu jakąś pracę.
– Zwrot kul, drugi tor – wyszeptał Cal. – Pamiętam. Wszystko wyglądało jak w zwykły letni wieczór. Nastolatki, kilku studentów z college'u przy grach wideo. Dymił grill, słychać było stukot kręgli. Na czwartym torze był dzieciak, trzy – może czteroletni z rodziną. Strasznie grymasił. Matka wyniosła go na kilka sekund wcześniej, zanim to się stało.
Napił się wody. Cała scena stała mu przed oczami jak żywa.
– Pan Guthrie siedział przy barze, pił piwo, jadł parówkę i frytki. Dosyć sympatyczny facet. Sprzedawał wykładziny, miał dzieci w liceum. Przychodził raz w tygodniu, gdy jego żona wychodziła z koleżankami do kina. Jak w zegarku. Zawsze zamawiał parówkę z frytkami i powoli upijał się piwem. Ojciec mawiał, że pan Guthrie pije u nas, bo może sobie wmówić, że picie w kręgielni to nie jest prawdziwe picie.
– Sprawiał kłopoty? – zapytała Quinn, robiąc kolejną notatkę.
– Absolutnie nie. Był, jak to mówił ojciec, uprzejmym pijakiem. Nigdy nie robił się agresywny ani nawet niezdarny. W każdy wtorek wieczorem pan Guthrie wchodził do kręgielni, zamawiał parówkę i frytki, wypijał cztery lub pięć piw, oglądał gry, rozmawiał z ludźmi. Około jedenastej zostawiał pięciodolarowy napiwek i wracał do domu. Z tego, co wiem, poza kręgielnią nie otworzył nawet piwa. Tylko we wtorkowe wieczory.
– Kupował od nas jajka – przypomniał sobie Fox. – Tuzin brązowych, w każdy sobotni ranek. Nieważne.
– Była już prawie dziesiąta i pan Guthrie pił kolejne piwo. Chodził z nim między stolikami – powiedział Cal. – Pewnie chciał stanąć za torami, popatrzeć, jak grają. Kilku facetów jadło kotlety, między innymi Frank Dibbs. Był świetnym graczem, trenował Małą Ligę. Siedzieliśmy przy stoliku obok i jedliśmy pizzę. Tata powiedział, że możemy zrobić sobie przerwę. Dibbs powiedział: „Hej, Guth, moja żona chce nowe linoleum do kuchni. Jaką mi dasz zniżkę?”. A Guthrie tylko się uśmiechnął, jednym z tych uśmiechów z zaciśniętymi wargami. Wziął widelec, który leżał na stole, i wbił w policzek Dibbsa, po prostu dziabnął go w twarz i poszedł dalej. Ludzie zaczęli wrzeszczeć i uciekać, Chryste, ten widelec sterczał z twarzy pana Dibbsa i krew zalewała mu twarz. A Guthrie szedł sobie spokojnie wzdłuż drugiego toru, popijając piwo. Cal popił wody, żeby się uspokoić.
– Mój tata kazał nam wyjść. Wszyscy szaleli poza Guthriem, który najwyraźniej był szalony. Twój tata zajął się Dibbsem – powiedział do Foxa. – Pamiętam, jak trzymał go za głowę. Wyrwał już widelec, a twój ojciec złapał garść serwetek i zatamował krwawienie. Miał na rękach ślady krwi, kiedy odwoził nas do domu.
Cal potrząsnął głową.
– Do rzeczy. Tata Foxa odwiózł nas do domu. Mój ojciec zadbał, żeby Gage pojechał z nami. On sam wrócił dużo później. Słyszałem, jak wchodził, matka na niego czekała. Powiedział jej, że Guthriego zamknęli w areszcie i że siedział w celi, śmiejąc się, jakby zrobił komuś naprawdę dobry kawał. Później nic nie pamiętał. Nikt nie pamiętał wiele z tego, co wydarzyło się w tamtym tygodniu. Guthrie już nigdy nie przyszedł do kręgielni. Wyprowadzili się następnej zimy.
– Czy owej nocy zdarzyło się coś jeszcze? – zapytała Cybil po chwili ciszy.
– Zgwałcono dziewczynę. – Gage odstawił pusty kubek na półkę nad kominkiem. – Całowała się z chłopakiem na Dog Street. Nie przestał, kiedy powiedziała „nie” ani gdy zaczęła płakać i wrzeszczeć. Zgwałcił ją na tylnym siedzeniu używanego samochodu, wyrzucił na pobocze i odjechał. Kilka godzin później owinął auto wokół drzewa. Wylądował w tym samym szpitalu, co ona. Tyle że nie przeżył.
– Pies zaatakował ośmiolatka – dodał Fox. – W środku nocy. Kundel spał z dzieciakiem co noc, od trzech lat. Rodziców obudził wrzask dziecka, wpadli do sypialni i pies ich też zaatakował. Ojciec musiał go ogłuszyć kijem bejsbolowym.
– Od tamtej pory robiło się coraz gorzej. Tamtej nocy, następnej. – Cal wziął głęboki oddech. – Potem nie zawsze czekał, aż zapadnie noc. Nie zawsze.
– W tym jest pewien schemat – powiedziała cicho Quinn i podniosła wzrok, bo głos Cala przerwał jej tok myślenia.
– Jaki? Poza tym, że normalni ludzie stają się agresywni i zachowują jak szaleńcy?
– Widzieliśmy, co stało się z Kluskiem. Właśnie opowiedziałeś nam o innym domowym zwierzaku. Powiedzie liście, że pierwszy incydent, którego byliście świadkami, dotyczył mężczyzny po kilku piwach. Pewnie poziom alko holu w jego krwi znacznie przekraczał dopuszczalną prawem normę, co oznacza, że był osłabiony. Po takim piciu umysł nie funkcjonuje zbyt sprawnie. Człowiek staje się bardziej podatny.
– Guthriego łatwiej było zainfekować, bo był pijany?
– Fox usiadł. – To ma sens.
– Chłopak, który zgwałcił swoją dziewczynę, a potem rozbił się na drzewie, nic nie pił. – Gage potrząsnął głową. – Więc jak pasuje do wzoru?
– Podniecenie seksualne i napięcie także osłabiają umysł.
– Quinn postukała ołówkiem w notes. – A nastoletni chłopiec pod wpływem takich emocji jest bardziej niż podatny.
– To ważny argument. – Cal przeczesał palcami włosy. Dlaczego sami na to nie wpadli? – Martwe kruki. Tamtego roku, w poranek naszych urodzin na głównej ulicy leżało z tuzin martwych kruków. I było kilka zbitych okien, w które wleciały. Zawsze sądziliśmy, że to też jego sprawka, ale nikt nie ucierpiał.
– Czy zawsze zaczyna się w ten sam sposób? – zapytała Layla. – Pamiętacie?
– Pierwszym wydarzeniem, jakie pamiętam z następnego razu było to, jak Myers znalazł w basenie utopionego psa sąsiada. I jeszcze jakaś kobieta zostawiła niemowlę zamknięte w samochodzie, poszła do salonu piękności, żeby zrobić sobie manikiur i tak dalej. To były lata dziewięćdziesiąte – dodał Fox. – Ktoś usłyszał płacz dziecka i wezwał policję. Wyciągnęli małego, ale kiedy poszli po matkę, kobieta powiedziała, że nie ma dziecka. W ogóle nie wiedziała, o czym mówią. Okazało się, że nie spała od dwóch nocy, bo dzieciak miał kolkę.
– „Brak snu” – zapisała Quinn.
– Ale wiedzieliśmy, że to znowu się zaczyna – powiedział wolno Cal – wiedzieliśmy na pewno, kiedy w wieczór naszych siedemnastych urodzin Lisa Hodges wyszła z baru na Main, rozebrała się do naga i zaczęła strzelać do przejeżdżających samochodów z dwudziestki dwójki, którą miała w torebce.
– Siedzieliśmy w jednym z tych aut – kontynuował Gage. – Dobrze dla wszystkich, że miała fatalnego cela.
– Trafiła cię w ramię – przypomniał mu Fox.
– Postrzeliła cię? Gage uśmiechnął się swobodnie do Cybil.
– Zadrasnęła, a nasze rany szybko się goją. Udało nam się zabrać jej broń, zanim trafiła kogokolwiek innego albo nim przejechał ją samochód, gdy tak stała goła jak ją Pan Bóg stworzył na środku ulicy. Potem zaproponowała, że zrobi nam laskę. Plotka głosiła, że była niezła, ale nie mieliśmy nastroju, żeby się dowiedzieć.
– No dobrze, od wzoru do teorii. – Quinn wstała. – Siła, którą będziemy nazywać Twisse, bo lepiej nadać jej jakieś imię, potrzebuje energii. Wszyscy zostaliśmy z niej stworzeni, a on jej potrzebuje, żeby się materializować, działać. Dent nie może go już kontrolować, więc Twisse szuka najpierw najłatwiej dostępnych źródeł. Ptaki i zwierzęta, ludzie, którzy są najbardziej bezbronni. Im staje się silniejszy, tym z trudniej dostępnych źródeł może czerpać.
– Chyba nie uda się go powstrzymać, eliminując wszystkie zwierzęta – zaczął Gage – ani kładąc embargo na alkohol i seks czy każąc ludziom regularnie sypiać.
– Wielka szkoda – odgryzła się Cybil. – To by mogło nam dać trochę czasu. Mów dalej, Q.
– Następne pytanie brzmi: w jaki sposób Twisse generuje energię, której potrzebuje?
– Strach, nienawiść, przemoc. – Cal skinął głową. – To wiemy. Nie odetniemy mu dostawy, bo nie można zablokować w ludziach tych emocji. Po prostu istnieją.
– Tak jak ich przeciwieństwa, więc możemy postawić hipotezę, że to one stanowią broń przeciwko demonowi. Z czasem staliście się silniejsi, on także. Może teraz potrafi magazynować energię w czasie uśpienia?
– Dlatego za każdym następnym razem może zacząć wcześniej i z większą siłą – dokończył Cal. – To ma sens.
– Teraz także korzysta z tych zapasów – wtrąciła Layla – bo nie chce, żeby cała nasza szóstka stawiła mu czoło. Próbuje rozdzielić nas przed lipcem.
– Musi być rozczarowany. – Cybil upiła łyk wina z kieliszka, który trzymała w dłoni przez całą dyskusję. – Wiedza to potęga i tak dalej i dobrze, że mamy teorie oparte na logice i nowe obszary do zbadania, ale musimy coś zrobić. Potrzebujemy strategii. Ma pan jakieś pomysły, Panie Strategu?
Fox wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Tak. Proponuję, żebyśmy poszli na polanę, jak tylko śnieg trochę stopnieje. Pójdziemy do Kamienia Pogan wszyscy razem. I rzucimy wyzwanie sukinsynowi.
W teorii brzmiało dobrze. Jednak według Cala sprawa wyglądała zupełnie inaczej, jeśli dodać czynnik ludzki. Jeśli dodać Quinn. Zabrał ją już raz na polanę i odleciał, zostawiając dziewczynę samą i bezbronną.
A wtedy jej nie kochał.
Wiedział, że nie mieli wyboru, że gra toczyła się o wyższą stawkę, ale myśl, że miałby celowo narazić Quinn na niebezpieczeństwo, specjalnie wystawić na działanie zła, nie dawała mu spać.
Snuł się po domu, sprawdzał zamki, wypatrywał przez okno najmniejszego znaku obecności tego, który ich prześladował. Wyszedł księżyc i śnieg lśnił na niebiesko w jego poświacie. Jutro będą mogli zrobić ścieżkę, pomyślał, i odkopać samochody. Za dzień lub dwa wrócą do tego, co uchodziło za normalność.
Wiedział, że jeśli poprosi Quinn, żeby została, odpowie mu, że nie może zostawić Layli i Cybil. Już wiedział, że będzie musiał pozwolić jej odejść.
Nie mógł jej chronić w każdej minucie, a gdyby próbował, zadusiliby się nawzajem.
Przechodząc przez salon, zauważył zapalone światło w kuchni. Wrócił, żeby je wyłączyć i sprawdzić zamki.
Przy blacie siedział Gage i nad kubkiem parującej czarnej kawy stawiał pasjansa.
– Facet, który pije czarną kawę o pierwszej w nocy, nie zmruży oka do rana.
– Kawa nigdy nie przeszkadza mi zasnąć. – Gage odwrócił kartę. – Jeśli chcę spać, to śpię, sam wiesz. A jaka jest twoja wymówka?
– Myślę, że wyprawa do lasu będzie długa i trudna, nawet jeśli odczekalibyśmy z miesiąc. Co chyba powinniśmy zrobić.
– Nie. Czerwona szóstka na czarną siódemkę. Próbujesz znaleźć sposób, żebyśmy poszli tam bez Quinn. Tak naprawdę bez żadnej z nich, ale szczególnie bez blondyneczki.
– Mówiłem ci, co się stało, kiedy byliśmy tam ostatnio.
– I wróciła na własnych seksownych nogach. Walet trefl na królową kier. Nie martwię się o nią. Martwię się o ciebie.
Cal wyprostował plecy.
– Czy kiedykolwiek sobie nie poradziłem?
– Dotychczas nie. Ale wpadłeś po uszy, Hawkins. Nie widzisz świata poza blondyneczką i jak cię znam, twoim pierwszym odruchem będzie chronienie jej tyłka, jeśli cokolwiek się wydarzy.
– A nie powinno tak być? – Nie miał ochoty na tę cholerną kawę, ale nalał sobie trochę, skoro i tak nie sądził, żeby mógł zasnąć. – A dlaczego miałoby być inaczej?
– Założę się, że twoja blondi potrafi sobie radzić. Co nie oznacza, że nie masz racji, Cal. Myślę, że gdybym czuł do kobiety to, co ty czujesz do niej, nie chciałbym wystawiać jej na próbę. Problem polega na tym, że będziesz musiał.
– Nigdy nie chciałem czuć się w ten sposób – powiedział Cal po chwili. – Między innymi dlatego. Dobrze nam razem, Gage.
– Sam to widzę. Nie wiem, co widzi w takim palancie jak ty, ale zależy jej na tobie.
– Mogłoby być jeszcze lepiej. Czuję, że moglibyśmy razem stworzyć coś dobrego i trwałego. Gdybyśmy dostali szansę, mieli czas, moglibyśmy razem coś stworzyć.
Gage niedbale zebrał karty i błyskawicznie je potasował.
– Myślisz, że tym razem nie wyjdziemy z tego?
– Tak. – Cal popatrzył przez okno na zimną, błękitną poświatę. – Myślę, że to koniec. A ty nie?
– Spore szanse. – Gage rozdał karty do gry w oko. – Ale, do cholery, kto chciałby żyć wiecznie?
– W tym tkwi problem. Odkąd poznałem Quinn, „wieczność” brzmi piekielnie atrakcyjnie. – Cal wziął kartę: króla pasującego do trójki, którą miał. – Dawaj.
Gage z uśmiechem wyciągnął dziewiątkę.
– Palant.