– Boję się – szepnęła Kate. Podsunęła Noahowi wyniki ostatniego testu. – Spójrz na to. – Tchórz. – Zaczerpnął głęboko powietrza i począł studiować dokument.
– Będziesz tak patrzył cały dzień? Powiedz coś wreszcie!
– Poczekaj chwilę. – Podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się. – Bingo.
Z radości rzuciła mu się w ramiona, nieomal przewracając go na podłogę.
– Jesteś pewien? Nie możesz się mylić?
– Przeczytaj sama. – Poderwał ją do góry i wraz z nią okręcił się wkoło. – Udało się!
– Może nam się tylko wydaje? Powinniśmy przeprowadzić jeszcze jeden test.
– To samo powiedziałaś poprzednim razem. Nie bój się, połowa laboratoriów na całym świecie przeprowadzi testy z naszym RU 2, zanim zdecyduje się na jego użycie. Właśnie dlatego musieliśmy sprawdzić go tak dokładnie.
– Wiem. – Uśmiechnęła się do niego. – A RU 2 nie jest nasz, lecz twój.
– Jest nasz – zaprzeczył. – Uprzedziłem już Tony’ego, że chcę zmienić zgłoszenie patentowe, tak aby widniały na nim oba nazwiska, moje i twoje.
Przez chwilę wpatrywała się w niego zaskoczona.
– Nie mogę się na to zgodzić. Przyłączyłam się do prac badawczych dopiero w końcowej fazie.
Uniósł brwi.
– Nie sądzisz, że twój wkład ma olbrzymie znaczenie?
– Owszem, to racja. Jestem dumna jak diabli z tego, co zrobiłam, ale nie ja jestem twórcą RU 2.
– Ta praca była dla ciebie wszystkim. I już sam ten fakt się liczy. – Nakrył jej usta dłonią, zanim zdążyła zaprotestować. – To już postanowione. Tony z pewnością zdążył do tej pory załatwić wszelkie formalności. Zawsze się wścieka, kiedy w ostatniej chwili coś zmieniam.
Odchyliła głowę, uwalniając usta od jego dłoni.
– Nie będę czerpała korzyści z czegoś, co nie jest moją zasługą. Jeśli na patencie znajdzie się moje nazwisko, złożę oświadczenie dla prasy. Podam w nim, że byłeś po prostu przesadnie wspaniałomyślny wobec koleżanki po fachu. – Uśmiechnęła się figlarnie. – Wtedy wszyscy pomyślą, że jesteś świętym Noahem. Na pewno coś takiego by ci się spodobało.
– Zniosę i to.
Umilkła, kiedy napotkała jego wzrok. Coś zaistniało między nimi, coś miłego, słodkiego i podniecającego.
Obietnica…
Delikatnie musnął dłonią jej policzek.
– Kate…
Tak, pomyślała, tak właśnie jest dobrze i miło. I tak trzeba. Bez tej zwierzęcej seksualności, jakiej zaznała wtedy, będąc z Sethem. Tak jest rozsądnie i naturalnie.
Odsunął się od niej.
– Jeszcze nie teraz – szepnął. – Nie chcę cię uwieść, wykorzystując twój nastrój. Będziemy mieli sporo czasu.
Rzeczywiście, czasu mieli dużo. Uśmiechnęła się do niego.
– Wiesz, dostarczasz materiału do mojej historyjki. Jesteś nie tylko świętym Noahem, ale również mnichem.
– Och! Nie zrobiłabyś mi tego, prawda? Poczuła falę ciepła, ogarniającą ją całą.
– Nie, możesz być tego pewien – szepnęła. Postąpił krok w jej stronę, ale nagle przystanął.
– Chyba muszę rzucić sobie parę kłód pod nogi. Wiesz co? Zatelefonujmy do Setha i reszty, podzielmy się dobrą wieścią. Potem przyrządzę dla was obiad…
Zadzwonił telefon.
– Uratowani przez dzwonek. – Podszedł do aparatu i uśmiechnął się ze skruchą. – Chryste, sam nie wierzę, że powiedziałem coś podobnego – Ja też – odparła sucho. – Jeszcze nikt nie szukał ratunku przede mną. Nie sądzę, abym była femme fatale.
– Niewiele ci do tego brakuje. – Podniósł słuchawkę. – Słucham. Rzuciła mu pytające spojrzenie.
– Tony – wyjaśnił niemal bezgłośnie.
Tony Lynski. Przeszył ją dreszczyk emocji. Wiedziała, że Noah rozmawia z nim często, ale jednak Lynski reprezentował świat zewnętrzny. Ten sam świat, z którym oni oboje zetkną się znowu już niebawem, skoro prace nad RU 2 dobiegły końca.
– Nie, nie zmieniłem zdania – powiedział Noah do słuchawki. – Przygotowałeś wszystko? To dobrze. Spotkamy się jutro po południu u ciebie w hotelu.
Zaskoczona, otworzyła szeroko oczy, patrzyła, jak Noah odkłada słuchawkę.
– Wyjeżdżasz?
– Tylko na jeden dzień. Muszę podpisać parę dokumentów.
– A on nie mógłby przyjechać tutaj?
– Mógłby. Ale ja nie chcę, żeby Tony wiedział, gdzie jesteśmy.
– Ze względu na mnie?
– Obiecałem, że zapewnię bezpieczeństwo tobie i twojej rodzinie. Nie chcę ryzykować waszego życia.
– Czy to znaczy, że ryzykujesz własne?
– Na miłość boską, co ci mam powiedzieć? Nie sądzę, aby miało mnie tam spotkać coś złego, ale nie można tego wykluczyć.
– A więc zostań. To szaleństwo wyjeżdżać stąd, jeśli nie jest to konieczne. Nie chcę, żebyś zmieniał ten cholerny patent.
– Nie chodzi tylko o patent. Także o inne dokumenty. – Ciszej dodał: – Muszę pojechać, Kate.
Uświadomiła sobie przerażona, że nie zdoła odwieść go od tego zamiaru. Nie zatrzyma go tutaj.
– W takim razie jesteś głupcem.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że nie zjesz obiadu, który przyrządzę? – Przymilnym tonem dodał: – To będzie obiad na najwyższym poziomie.
– Mam gdzieś twój obiad. Skoro nie będziesz… – Nagle przyszło jej coś do głowy. Noah jest głuchy na jej argumenty, ale może posłucha Setha. – W porządku. Zadzwoń do Setha i powiedz mu, żeby tu przyjechał.
– On nie ma w zwyczaju zmieniać zdania, Kate – mruknął Seth, stojąc w progu. Zapadał wieczór. Phyliss i Joshua schodzili już po schodkach na dół. – Przecież próbowałem. Zaproponowałem nawet, że pojadę zamiast niego i przywiozę te dokumenty.
– To szaleństwo – szepnęła gorączkowo. – Nie powinien ryzykować.
– Czasem to niezbędne. Nie możemy przecież tkwić tu wiecznie.
– W takim razie pojedź razem z nim. Ochraniaj go. Czy nie po to tu jesteś?
– Nie. Moje zadanie to ochraniać Joshuę i Phyliss. I także ciebie, kiedy nie będzie tu Noaha. – Wykrzywił usta w cierpkim uśmiechu. – Wiem, że wolałabyś, żebym to ja nadstawiał głowę, ale Noah nie wyświadczy ci tej uprzejmości.
Wcale tak nie myślała. Jakoś nie skojarzyła sobie niebezpieczeństwa z osobą Setha. Wydawał się stuprocentowo odporny na wszelkie zagrożenia. – Nie chcę w ogóle, aby ktokolwiek wyjeżdżał. Po prostu pomyślałam, że we dwójkę będzie wam…
– Wiem – przerwał jej Seth. – Ja nie jestem niezbędny. Noah tak.
– Żaden z was nie jest niezbędny. – Odruchowo położyła mu dłoń na ramieniu. – Przepraszam cię. Byłam zdenerwowana. Nie zastanawiałam się nad tym, co mówię.
– Właśnie w taki sposób mówi się prawdę. Już dobrze. Wiem, co dla ciebie liczy się najbardziej. – Spojrzał za siebie, na kuchnię, gdzie Noah układał naczynia w zmywarce. – Nie mogę go zmusić do przyjęcia pomocy ode mnie, Kate. Nie jestem nawet pewien, czy powinienem próbować. Noah potrafi zadbać o siebie sto razy lepiej niż ty. Nic mu nie będzie.
– Nie możesz tego przyrzec. – Wzdrygnęła się. – Tam gdzieś czai się Ishmaru.
– To prawda, nie mogę niczego przyrzec. – Odwrócił się, zaczął schodzić na dół. – Dobranoc. Skontaktuję się z tobą jutro.
Miała niejasne uczucie, że go zraniła. A może nie. Trudno było go przejrzeć, pod maską cynicznego twardziela dostrzec dobrego, wrażliwego człowieka. Nieraz wydawało jej się, że zna go na wylot, w następnej chwili jednak zaskakiwał ją czymś nowym. Dzięki Bogu, Noah jest inny, w tym samym stopniu solidny, co Seth nieprzewidywalny.
Nie, to nieprawda. Bywały chwile, kiedy było jej przy nim dobrze, potrafił być kojący jak ciepła bryza. Po prostu nie jest… solidny.
– Hej, nie pomożesz mi z tymi naczyniami? – zawołał Noah.
– Jasne, że pomogę – odparła. Jeszcze jedna okazja do rozmowy. Może tym razem zdoła go przekonać? Chociaż, jak wiadomo, nadzieja jest matką głupich. – Już idę.
Noah wyjechał nazajutrz o piątej rano.
Kate patrzyła na tylne czerwone światła dżipa, dopóki nie zniknął za zakrętem.
Odjechał.
Zacisnęła pięści.
Do diabła, dlaczego jej nie posłuchał?
Weszła do chaty. Żeby się czymś zająć! Może w ten sposób uda się nie myśleć? Obiecał, że zadzwoni, kiedy tylko spotka się z Lynskim w Waszyngtonie, tak aby wiedziała, że jest bezpieczny. To kwestia godzin. Zrobi sobie tymczasem kawy, potem pójdzie do laboratorium, sprawdzi jeszcze raz wyniki testów, sporządzi kopie dyskietek i dokumentacji. Zanim upora się z tym wszystkim, powinna mieć już od niego wiadomość.
Może jednak oceniała sytuację zbyt pesymistycznie. Noah nie zdecydowałby się wyjechać, gdyby wiedział, że naprawdę grozi mu niebezpieczeństwo. RU 2 znaczy dla niego zbyt wiele, żeby narażać cały sukces na szwank. Ostatecznie Lynski kontaktuje się z nim od tygodni i nic złego mu się nie stało. Zachowane zostały wszelkie środki ostrożności.
Nie ma powodu, aby myśleć, że Noah nie jest bezpieczny.
Człowiek wchodzący do hotelu to z pewnością Noah Smith.
Ishmaru nie był tego stuprocentowo pewny, kiedy ujrzał, jak tamten wysiada z dżipa. Smith okazał się człowiekiem bardzo ostrożnym. Trzykrotnie objechał pobliskie budynki, zanim zdecydował się wjechać na parking hotelowy. Ale nawet potem rozglądał się stale na boki, wypatrując ewentualnego zagrożenia. Bardzo sprytnie.
Ale nie dość sprytnie. Ishmaru zacisnął dłonie na kierownicy furgonetki, którą zaparkował na bocznej uliczce przy hotelu. Czuł, jak gwałtownie ogarnia go podniecenie. Nie miał ochoty przyznać racji temu palantowi Blountowi, ale jednak Smith właśnie wpadł w pułapkę, a śledzenie Lynskiego zajęło zaledwie parę dni.
Tam natomiast, gdzie jest Smith, może znajdować się także Kate.
Radość, która owładnęła nim w jednej chwili, graniczyła niemal z ekstazą.
Wychodź, Smith. Wracaj do niej.
Będę cały czas tuż za tobą.
Noah podpisał ostatni dokument i oddał pióro Tony’emu.
– To już wszystko?
– Jeszcze ci mało? – odburknął Tony. – I tak za dużo. Popełniasz olbrzymi, cholerny błąd. – Złożył papiery i wsunął je do aktówki.
– Będą bezpieczne?
– Jak diabli. Złożę je w sejfie bankowym First United w Georgetown.
– Zrób to jak najprędzej.
– Jak tylko się pożegnamy.
– Nie zwlekaj. Muszę jeszcze zadzwonić do Kate. Powiem, że już wracam. A ty idź.
– Po co ten pośpiech? Mówiłem ci przecież, że nie dostrzegłem nigdzie nikogo podejrzanego. Nikt mnie nie śledził. Może pójdziemy na drinka?
– Innym razem. – Noah uśmiechnął się. – Dzięki, Tony.
– Robię tylko, co do mnie należy. Co u Setha?
– W tej chwili czuje się trochę jakby w klatce. Boi się, że zaciągniesz go siłą do swojego klubu tenisowego.
– Nic z tego. Gdyby się tam zjawił, rzuciłbym grę w tenisa już na zawsze. – Tony ruszył do wyjścia. – Będziesz tu jeszcze, kiedy wrócę?
– Nie, muszę natychmiast wracać do Kate.
– Hmm… to ciekawe. – Niemal od razu uśmiech zniknął mu z twarzy. – Jest coś, co może uznasz za interesujące. Wczoraj Longworth przedłożył projekt ustawy dającej rządowi prawo do kontrolowania badań i eksperymentów genetycznych.
– Cholera!
– Dołączył to do pakietu ustaw socjalnych, których tak głośno domaga się prezydent.
– Ile nam czasu zostało?
Tony wzruszył ramionami.
– To zależy od nagłośnienia ustawy, od siły popierającego ją lobby. Powiadomiłem już największe laboratoria genetyczne. Może uda im się zrobić wystarczająco dużo szumu.
– Nie liczyłbym na to.
– W takim razie działaj jak najszybciej. – Otworzył drzwi. – Będziemy w kontakcie.
Po jego wyjściu Noah stał jeszcze parę chwil bez ruchu. Rzeczywiście, trzeba się pośpieszyć.
Wziął cyfrowy telefon Tony’ego, wystukał numer. Prawie natychmiast odezwała się Kate.
– Wracam do domu – powiedział.
– Wszystko w porządku?
– Mogłoby być lepiej. Longworth próbuje przepchnąć ustawę, która zablokuje wszelkie badania genetyczne.
– Niech to diabli. Trudno, będziemy musieli znaleźć jakieś wyjście. – Zawahała się. – Ale pytałam o ciebie. Jesteś bezpieczny?
– Tak, całkowicie. Załatwiłem wszystko i wyruszam w drogę do domu. Powinienem być około północy.
– Jedź ostrożnie, tu leje jak z cebra. Nie widać nawet drogi.
– O północy.
– Dobrze. – Jej głos przybrał nieco chropowate brzmienie, kiedy dodała: – Może nawet zdobędę się na to, aby przyrządzić ci coś do jedzenia.
– Nic z tego. Wiesz, że jeszcze nigdy nie świętowaliśmy we dwoje? Najwyższa pora. Przywiozę szampana.
Po drugiej stronie przewodu zaległa cisza. Potem Kate szepnęła:
– Przede wszystkim przywieź siebie!
Odłożyła słuchawkę.
Noah uśmiechnął się. Dom, Kate i… Plecy przeszył mu straszliwy ból.
– Chryste, co…
Coś uderzyło go w tył głowy. Zatoczył się i runął na podłogę. Boże, ten ból… Instynktownie przeturlał się na plecy, aby spojrzeć na napastnika. Ishmaru. Stał uśmiechnięty, z zakrwawionym nożem w dłoni. Ten sukinsyn dźgnął mnie nożem, pomyślał Noah resztkami świadomości. Ishmaru nachylił się, z marynarki Noaha wyciągnął rewolwer.
– Teraz sobie pogadamy. A jeśli powiesz mi od razu, gdzie znajdę Kate, może nie będziesz musiał cierpieć długo.
– Idź… do diabła.
Ishmaru kucnął obok niego.
– Początkowo chciałem jechać za tobą, ale na ulicach jest tak duży ruch, że mógłbym cię zgubić. Nie mogłem ryzykować. Kiedy ujrzałem, że Lynski wychodzi, uznałem to za dobry omen. Tak jest pewniej. Po prostu powiesz mi, gdzie jest Kate.
Broczył krwią, umierał.
Wszystko na nic…
Nie, nieprawda. Czy RU 2 to nic?
Ishmaru wbił ostrze noża w jego ramię. Zacisnął zęby, aby powstrzymać krzyk.
– Powiedz – szepnął Ishmaru. Wyszarpnął nóż z ciała.
Czuł, że traci przytomność. Nie, musi podjąć walkę z tym łajdakiem…
– Powiedz.
Mobilizując wszystkie siły, zerwał się z podłogi, trafił tamtego w podbródek. Ishmaru padł na wznak, jego oczy zmętniały. Boże, ten sukinsyn ma słabą szczękę. Na szczęście…
Dźwignął się na kolana, zdołał wstać. Musi uciec stąd, zanim Ishmaru…
Chryste, ten ból…
Na chwiejnych nogach ruszył do wyjścia, znalazł się na korytarzu. Przed sobą ujrzał drzwi od wind. Musi dotrzeć do Kate… musi dotrzeć do Setha.
RU 2… Zginęło już zbyt wielu ludzi… Jego ludzi.
RU2…
Nie widział Ishmaru, który stanął za nim w progu.
Nie usłyszał świstu kuli, która przeszyła mu serce.
Ishmaru biegł przed siebie, klnąc co sił.
Dlaczego ten Noah nie mógł zrozumieć, że mu nie umknie? Przecież on to Ishmaru, prawdziwy wojownik. Cios oszołomił go, ale tylko na krótki moment. Potem musiał zakończyć sprawę – szybciej, niż zamierzał. Na domiar złego za pomocą broni, pomyślał z niesmakiem. A więc nie ma mowy o triumfie.
Drzwi windy rozsunęły się, sprzątaczka zaczęła wypychać na korytarz swój wózek.
Najpierw dostrzegła ciało Noaha. Potem Ishmaru, który zbliżał się do niej z bronią w ręku.
Krzyknęła przeraźliwie. Gorączkowo wcisnęła któryś z przycisków, drzwi zasunęły się z powrotem.
Ta suka zaalarmuje cały hotel!
Ukląkł i sprawnie przeszukał kieszenie Noaha. Kluczyki do auta, portfel, jakieś kartki. Zgarnął je i wepchnął sobie do kieszeni kurtki.
Nikt nie spodziewa się własnej śmierci. Ludzie zawsze mają przy sobie coś, co ma związek z ich życiem. Wątpił, aby Smith różnił się od innych.
Puścił się pędem w stronę drzwi wyjściowych na końcu korytarza.
– Gdzie Seth? Muszę porozmawiać z Sethem.
– Kto mówi?
– Lynski. – Chwila milczenia. – Czy to Kate? – Tak.
– Muszę porozmawiać z Sethem. Jaki ma numer?
– Co się stało?
– Jest bardzo źle. Wszystko na tym cholernym świecie poszło do diabła.
Poczuła, jak ogarnia ją panika.
– Gdzie Noah? Jedzie już z powrotem?
– Jaki jest numer telefonu Setha?
Wyjąkała poszczególne cyfry.
– Do diabła, niech mi pan powie, co się stało? – krzyknęła wreszcie. – Czy Noah został ranny?
– Noah nie żyje.
Przerwał połączenie.
Słuchawka wypadła jej z ręki. To nie może być prawda. Przecież jeszcze parę godzin temu rozmawiała z nim. Powiedział, że jest bezpieczny. Wracał do domu. Mieli razem świętować sukces. Obietnica miała stać się rzeczywistością.
Obietnica…
Łzy ciekły jej po policzkach. Nie, nie powinna płakać. To przecież nie może być prawda. Noah żyje. Niemożliwe, aby zniknęły całe to oddanie i talent.
I także sam człowiek – silny, miły, troskliwy…
Michael, Benny…
A teraz jeszcze Noah?
Nie, tego już za wiele. To nie może być prawda! Kate opadła na kanapę, zwinęła się niemal w kłębek. Nie ruszy się stąd. Pozostanie tak skulona, aż przyjdzie Seth i powie, że to tylko nieporozumienie, że wiadomość okazała się fałszywa.
Aż przyjdzie Seth…
Ishmaru niecierpliwie cisnął portfel Smitha na podłogę samochodu.
Nadal nic, co mogłoby stać się jakąś wskazówką.
Podobny los spotkał kluczyki od auta.
Pozostały już tylko kawałek gumy i wąski arkusik papieru.
Paragon ze stacji benzynowej, dowód zapłaty kartą kredytową. Wydany w Pine Mountain Gulf. A w górnym rogu adres i telefon w Zachodniej Wirginii.
– Mam cię, Smith – mruknął Ishmaru. To zdumiewające, że nawet najbardziej ostrożni ludzie popełniają błędy, choćby dotyczące drobiazgów. A takie paragony są zawsze przydatne. Ci, którzy płacą kartą kredytową, chowają je odruchowo do kieszeni lub torebki, ponieważ boją się oszustwa.
Smith zatankował widocznie na samym początku podróży, żeby uniknąć konieczności zatrzymywania się po drodze. Dzięki temu Ishmaru wiedział teraz, gdzie wszcząć poszukiwania, a to przeważnie wystarczało. Zacznie wypytywać tu i tam i wkrótce wpadnie na trop Kate.
Zapuścił silnik i wyjechał na autostradę.
Jadę do ciebie, Kate.
– Dlaczego, do diabła, nie odłożyłaś słuchawki? – zapytał Seth, wchodząc do chaty. – Już myślałem, że… – Spojrzał na nią i urwał. – Chryste! – szepnął. Ukląkł przy kanapie, wziął Kate w ramiona. Jest cały mokry, dotarło nieoczekiwanie do jej świadomości. Widocznie dalej leje. Nie szkodzi. Nareszcie przyjechał. Zaraz jej powie, że wszystko jest w porządku.
Nie wypuszczając Kate z objęć, kołysał ją miarowo w jedną i drugą stronę, jakby była małą dziewczynką. A ona naprawdę czuła się jak mała dziewczynka, wytrącona z równowagi, zagubiona.
– Jesteś sztywna jak kij – mruknął.
– On żyje – szepnęła. – Nie zginął, prawda? Przyszedłeś, aby mi powiedzieć, że to fałszywa wiadomość, czyż nie, Seth?
– Nie, to nie jest fałszywa wiadomość. – Mówił cichym głosem, jego oczy błyszczały od łez. – Noah nie żyje. Zabił go Ishmaru.
Ishmaru. Powinna się była domyślić, że to on. Ishmaru stanowił jej koszmar, nemezis.
– On zabił ich wszystkich, Michaela, Benny… pracowników Noaha. Ale nie sądziłam, że… Nie myślałam, że dosięgnie też jego. Miałam nadzieję, że nie odnajdzie Noaha.
– Musiał go zaskoczyć. – Seth objął ją mocniej, tak aby mogła ukryć twarz na jego piersi. Głos miał nabrzmiały od bólu. – Kiedy o tym myślę… – Urwał, odsunął ją od siebie. – Kate, nie wolno poddawać się rozpaczy. Opłakiwać Noaha możemy później. Teraz mamy na głowie zbyt wiele spraw. I nadal jest tam Ishmaru.
To prawda, Ishmaru istniał w dalszym ciągu. Zaczynała już wierzyć, że nikt go nie zdoła powstrzymać. Będzie kontynuował to, co zaczął, dopóki…
– Kate. – Seth potrząsnął nią energicznie. – Tony nie jest pewien, ile Noah wyznał przed śmiercią. Na jego ciele znaleziono ślady po nożu… – Urwał, kiedy Kate wzdrygnęła się gwałtownie. – Nie sądzę, aby powiedział cokolwiek temu sukinsynowi, ale należy się liczyć z każdą ewentualnością. Musimy być ostrożni.
– Tak, oczywiście – odparła głucho.
Mruknął coś pod nosem.
– Joshua – powiedział wyraźniej. – Ishmaru może wpaść na wasz trop. Twój i Joshuy. – Jego głos przybrał twarde brzmienie. – Chyba nie chcesz czekać tu biernie i rozpamiętywać, co się stało, pozwalając mu, aby podszedł twojego syna, tak jak zrobił to z Noahem?
Jego słowa wyrwały ją ze stanu odrętwienia.
– Joshua! – zawołała. – Jednym ruchem uwolniła się z jego objęć. – Ishmaru zjawi się tutaj?
– Nie wiadomo.
– Joshua może się znajdować w niebezpieczeństwie. Trzeba coś postanowić. No tak, łatwo powiedzieć, skoro w głowie panuje absolutna pustka.
– Przykro mi, ale będziesz musiał mi pomóc. Mój umysł przestał funkcjonować.
– Nic dziwnego. Ja też nie mogę zebrać myśli. – Skierował się do kuchni. – Przyda ci się trochę kawy. Zajmę się tym, a ty umyj sobie twarz i zacznij się pakować.
– Joshua… Powinieneś wrócić do niego.
– On i Phyliss już się pakują. Zaraz ich stamtąd zabierzemy. Pośpiesz się.
– Trzeba pojechać po nich jak najprędzej. Ishmaru…
– Nawet jeśli wie, gdzie jesteśmy, upłyną co najmniej cztery godziny, zanim tu dotrze. – Rzucił jej przez ramię zimne spojrzenie. – Rusz się!
Ostatnie słowa zabrzmiały jak trzask bicza, mobilizując ją do działania. Jak on się zmienił, pomyślała, biegnąc do sypialni. Ten łagodny Seth, który kołysał ją łagodnie niby małe dziecko i pocieszał czule, zniknął nagle, jakby nigdy go tu nie było. Wszystko w nim stało się w jednej chwili ostre i bezwzględne. Nawet poruszał się inaczej niż przedtem. Nonszalancki krok, który przypominał jej sposób, w jaki chodził Joshua, emanował obecnie niezwykłym napięciem i energią.
Znowu był tamtym człowiekiem, którego poznała na podjeździe przed swoim domem w Dandridge. Który skojarzył jej się wtedy z Kubą Rozpruwaczem, co rozśmieszyło Noaha.
Noah…
Nie, nie wolno jej teraz zaprzątać sobie głowy tak bolesnymi wspomnieniami, musi wziąć się w garść, myśleć wyłącznie o swoim synu i Phyliss. Wyjęła z szafy walizkę i zaczęła wrzucać do niej części garderoby.
– Gotowa? – zapytał Seth, kiedy weszła do kuchni dziesięć minut później. Podał jej filiżankę kawy i zakręcił pokaźnych rozmiarów termos. – A gdzie materiały na temat RU 2?
– Spakowałam je już wcześniej. – Odstawiła walizkę i upiła łyk kawy. – Chciałam się czymś zająć podczas nieobecności Noaha. Leżą teraz w laboratorium, w kącie.
– Zaraz je zabiorę. A ty zanieś tymczasem walizkę i termos do dżipa.
– Wolałabym wziąć swój wóz.
– Nie. Tylko jeden samochód. Muszę mieć was wszystkich tuż przy sobie, widzieć was cały czas. – Udał się do laboratorium.
Upiła jeszcze trochę kawy, potem wzięła termos i walizkę. Była ciężka, ale wysiłek, jakiego wymagało przetaszczenie jej do dżipa i ułożenie w tyle samochodu, pomógł Kate dojść do siebie. Zanim zajęła miejsce na siedzeniu, deszcz, który nie ustawał ani na chwilę, przemoczył ją do suchej nitki. Wszystko trwało nie więcej niż parę minut, ale dzięki temu mogła przestać myśleć o…
Dlaczego Seth nie wraca tak długo? Przecież cała dokumentacja znajduje się w rogu, starannie poskładana. A może jej się tylko zdaje, że minęło już tak dużo czasu?
Nareszcie ujrzała go na schodach. Schodził z pełnym naręczem pudełek i skoroszytów. Umieścił je na przednim siedzeniu.
– Sprawdź, czy niczego nie brakuje.
Przejrzała spiesznie pudełka, skoroszyty i dyskietki.
– Jest wszystko.
Seth siadł za kierownicą i ruszył.
– Dokąd jedziemy? – zapytała Kate.
– W stronę White Sulphur Springs. Umówiłem się z Tonym w tamtejszym motelu.
– Po co?
– Powiedział, że musi się z nami spotkać.
– A jeśli Ishmaru go śledzi?
– Wtedy zabiję sukinsyna.
– Lynskiego czy Ishmaru?
– Może jednego i drugiego. – Zatrzymał samochód tuż przed skrzyżowaniem z główną drogą. – Czy na pewno masz wszystko?
– Powiedziałam już, że tak.
– Zapytałem na wszelki wypadek. – Wyjął coś z kieszeni kurtki. – Za chwilę jedziemy dalej.
Samochód zadygotał silnie, kiedy za nimi rozległ się huk eksplozji. Patrzyła zaszokowana na płonącą chatę.
– Co się stało?
– Odrobina materiału wybuchowego w odpowiednim miejscu. – Wsunął pilota z powrotem do kieszeni i zapuścił silnik.
– Wysadziłeś chatę w powietrze? – zapytała szeptem.
– Jakiś geniusz komputerowy mógłby odzyskać informacje z dysku. Noah zginął właśnie przez ten pieprzony RU 2. Myślisz, że pozwoliłbym teraz komuś przejąć te dane?
Odblask płomieni wyostrzył rysy jego twarzy, odbijał się w niebieskich oczach. Nigdy przedtem nie widziała człowieka o surowszym wyglądzie.
– Nie, nie sądzę, żebyś na to pozwolił – odparła. Wzdrygnęła się i czym prędzej odwróciła wzrok.
Straciła Noaha.
Straciła także tego Setha, którego zdążyła poznać.
Wystarczyło zaledwie trzydzieści minut, aby zabrać z leśniczówki Phyliss i Joshuę oraz przenieść bagaże do samochodu. Oboje w milczeniu zajęli miejsca z tyłu, wstrząśnięci jeszcze tym, co się wydarzyło.
– Chata się pali – odezwał się wreszcie Joshua. – Widziałem przez okno. Nie powinniśmy powiadomić Lyle’a?
– Już to zrobiłem, zanim zamknąłem drzwi leśniczówki na klucz – odparł Seth. – Poprosiłem, żeby przyjechał i przejął z powrotem swój posterunek.
– A nie zapali się od tego las?
– Nie ma obawy. Pada tak obficie, że ogień zgaśnie, zanim oddalimy się stąd o dziesięć mil.
Joshua oblizał sobie wargi.
– Czy to on zrobił?
– Nie. To ja. Ishmaru jest daleko od nas.
– To dlaczego tak się śpieszymy?
– Żeby nie mógł zanadto się do nas zbliżyć. – Seth zapuścił silnik i ruszył. – Wszystko będzie w porządku.
– Na pewno? – szepnął chłopiec. – A jednak on zabił Noaha.
– Skoro Seth twierdzi, że wszystko będzie w porządku, możesz mu zaufać. – Phyliss objęła chude ramiona wnuka. – On nigdy nie kłamie.
Joshua siedział sztywny, wyprostowany. Mokre od deszczu włosy kleiły się do twarzy, oświetlenie tablicy rozdzielczej wydobywało go z mroku tylko częściowo, sprawiając, że wyglądał na wymizerowanego. Twarz jak u dorosłego, pomyślała Kate. Boże, to przeze mnie!
– Seth? – szepnęła.
Spojrzał na nią.
– Na razie nic nam nie grozi, jednak to jeszcze nie koniec. Ale ja… damy sobie radę, czyż nie, Joshua?
Chłopiec powoli kiwnął głową i wsunął się głębiej na siedzenie.
– Jasne.
Słowa brutalnej prawdy zamiast pocieszenia. Kate próbowałaby odegnać lęk syna inaczej, ale może sposób Setha był lepszy. W każdym razie chyba osiągnął cel, a teraz liczyło się wszystko, co skuteczne.
Jechali w niemal całkowitym milczeniu. Do motelu „Dinmore”, znajdującego się na peryferiach White Sulphur Springs, dotarli nazajutrz o świcie. Seth, nie tracąc czasu, załatwił pokój dla Phyliss i Joshuy, oraz osobny dla Kate. Następnie przekazał klucze Phyliss.
– Zamknij starannie drzwi. Możesz wziąć prysznic i zmienić ubranie, ale nie kładź się do łóżka. Niewykluczone, że natychmiast po rozmowie z Tonym ruszymy dalej.
– Dobrze. Ale może wstąpię do tego sklepu na rogu i kupię coś do jedzenia?
Pokręcił głową.
– Zostań w pokoju, dopóki nie przyjdę. – Zwrócił się do Kate: – Pójdziesz ze mną. – Nie czekając na odpowiedź, wyszedł.
– Postaram się wrócić jak najprędzej – obiecała Kate.
– Nie przejmuj się nami. Powinnaś się zatroszczyć o siebie. Wyglądasz, jakby przejechał po tobie walec – mruknęła Phyliss.
I tak też się czuję, pomyślała Kate.
– Idź już, mamo – odezwał się Joshua, wchodząc do łazienki. – Seth na pewno cię potrzebuje.
Uśmiechnęła się blado.
– A Seth wie wszystko najlepiej?.
Spojrzał na nią z powagą.
– Jest świetny. Zna się na takich sprawach jak ta. – Zamknął za sobą drzwi.
– Joshua ma rację – poparła wnuka Phyliss. – Moim zdaniem, powinniśmy zdać się całkowicie na Setha.
– Chyba tak. – Nachyliła się, pocałowała Phyliss w policzek. – Dziękuję.
– Za co?
– Za to, że znosisz to bagno, w jakie wepchnęłam nas wszystkich.
– Nie bądź niemądra. Obwiniasz siebie za coś, czemu nie mogłaś zapobiec. Czy to ty zabiłaś Michaela, twoją przyjaciółkę Benny lub Noaha? Nie sposób nie reagować na pewne rzeczy. I tak się właśnie działo w twoim wypadku. Reagowałaś w sposób, jaki uznałaś za najkorzystniejszy dla każdego z nas. – Uśmiechnęła się. – A teraz już idź. Chcę przebrać się w coś suchego.
Seth czekał na zewnątrz.
– Postaram się nie zająć ci wiele czasu, potem będziesz mogła się umyć i wypocząć. – Ujął ją pod ramię i poprowadził pasażem. – Według informacji recepcjonisty Tony jest pod numerem 34. Załatwimy to szybko.
– A potem?
– Potem zobaczymy. – Zatrzymał się przed drzwiami z numerem 34 i zapukał. – Mam już parę pomysłów.
A ja żadnych, pomyślała. Rzeczywiście: działała teraz czysto instynktownie. Jadąc tu, miała aż nazbyt wiele czasu na rozmyślania o Noahu. Noah…
Drzwi otworzył wysoki, potężny mężczyzna w spodniach koloru khaki i pasiastej koszuli.
– Najwyższa pora – powitał ich zwięźle.
– Tony, to jest Kate Denby. – Seth wepchnął ją do środka. – Wrócę za chwilę. Muszę się rozejrzeć.
– Nikt mnie nie śledził. Myślisz, że popełnię po raz drugi ten sam błąd? – zapytał Tony Lynski głosem, w którym zabrzmiało wyraźnie rozgoryczenie.
– Wolę przekonać się na własne oczy. Gdybyś był tak samo czujny w Waszyngtonie, Noah nie zostałby zabity.
– Sukinsyn – mruknął Tony, kiedy drzwi zamknęły się za Sethem. Odwrócił się do Kate, twarz miał ściągniętą w bolesnym grymasie. – Ale ma rację. Nie byłem wystarczająco ostrożny. Powinienem był przewidzieć, że Ishmaru mnie śledzi.
Czyżby oczekiwał od niej przykrych słów? Nie była pewna, co teraz czuje wobec niego, ale nie miała ochoty go pocieszać.
– Jak to się stało?
– Ishmaru zabił Noaha w moim hotelu. Znaleziono go koło wind przed pokojem, który zajmowałem.
– Tak, tyle wiem. A co z… – Urwała, aby móc zapanować nad głosem. – Co z jego ciałem?
– Jest w kostnicy. Nie mogli go zidentyfikować. Ishmaru musiał zabrać wszystko. Zarejestrują go pod nazwiskiem John Doe.
Wzdrygnęła się. Takie bezduszne potraktowanie zwłok wydało jej się nagle prawie równie okropne, jak samo morderstwo.
– I pozwolił pan, aby go zabrali?
– Kiedy wróciłem do hotelu, przenosili go właśnie do samochodu koronera. Nie wiedziałem, co robić. Jakiś gliniarz zadawał pytania każdemu, kogo zobaczył, a ja zbierałem informacje.
– John Doe!
– Myśli pani, że byłem tym zachwycony? Ale przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji musiałem się skontaktować z Sethem. – Po chwili milczenia dodał: – Noah bardzo panią lubił. Nie mógł się doczekać powrotu.
– Dlaczego nie było pana przy nim, kiedy to się stało?
– Bo wysłał mnie do banku, żebym złożył w sejfie podpisane przez mego dokumenty.
Patent. A więc śmierć Noaha to również jej wina.
– To znaczy, że nie mógł pan mu pomóc. Nie było przy nim nikogo, kto mógłby mu pomóc.
– Nie mogłem wiedzieć, że…
Do pokoju wszedł Seth.
– Wszędzie czysto. Nikogo podejrzanego. Tym razem spisałeś się dobrze, Tony.
Lynski odetchnął z ulgą.
– Czy to było konieczne?
– Może nie, ale teraz czuję się lepiej. – Seth rozejrzał się dokoła, dostrzegł maszynkę do kawy i ruszył w tę stronę. – Dlaczego, do diabła, nie dałeś jej do picia czegoś gorącego? Nie widzisz, że jest jeszcze w szoku?
– Dopiero co wyszedłeś… Och, niech to szlag! – Opadł na krzesło. – Musisz się zachowywać w ten sposób?
Muszę. – Seth napełnił dwie filiżanki kawą, podał jedną Kate, siłą posadził ją na wolnym krześle. Następnie wziął swoją filiżankę, upił łyk i zapytał: – Jak myślisz, dlaczego tu teraz jesteśmy?
– Bo tego by pragnął Noah – odparł Tony. – A przyjechał do Waszyngtonu, bo miałem dla niego parę dokumentów do podpisania.
– Patent – wyjaśniła Kate. – Mówiłam mu, że nie chcę, aby go zmieniał. Powiedziałam…
– Jednym z dokumentów był patent. – Tony przeniósł wzrok na Setha. – Drugi stanowił zmianę testamentu. Cały swój majątek, łącznie z RU 2, Noah zapisał tobie, Seth.
Seth zamarł w bezruchu.
– Co takiego?
– Słyszałeś, co powiedziałem. Uznał, że nie poczynił odpowiednich zabezpieczeń RU 2 na wypadek, gdyby jemu samemu przytrafiło się coś złego. Dlatego przekazał to w twoje ręce.
– W moje ręce?
– Powiedziałem mu, że oszalał. Że jesteś ostatnią osobą, której można powierzyć cokolwiek ważnego. – Uśmiechnął się krzywo. – Ale on mnie nie posłuchał. Nigdy mnie nie słuchał.
– Niech go szlag!
Kate, zaszokowana, spojrzała na Setha.
– Nie przyjmę tego! – Cisnął filiżanką o ścianę. – Może się wypchać tym swoim RU 2. Nie schwytał mnie w sidła za życia i nie dam się złapać teraz.
– Wspaniały, dojrzały pokaz wdzięczności – mruknął kwaśno Tony. – Nie lepiej od razu wyciągnąć broń i zastrzelić kogoś?
– Nie kuś losu!
– Cóż, ja w każdym razie postąpiłem zgodnie z życzeniem Noaha. – Tony rozsiadł się wygodniej. – A co ty zamierzasz?
– Powiem ci co. Zamierzam odnaleźć Ishmaru i wypatroszyć go jak prosiaka.
– A co z RU 2?
– Nie chcę go. Nie przyjmuję oferty.
– Nie chcesz tej odpowiedzialności, czy tak?
– Masz mu to za złe? – zapytała Kate. – Na miłość boską, znajdź jakiś sposób, żeby go z tego wyplątać. Nie musi ginąć w ślad za Noahem.
– Testament to rzecz święta. Dostanie to, czy chce, czy też nie. – Tony uśmiechnął się. – Gdybym wiedział, że będziesz tak wściekły, nie sprzeczałbym się z Noahem.
– Przepiszę to na Kate.
– Nie możesz. RU 2 należy do ciebie już na zawsze. – Tony najwidoczniej zaczynał się delektować zaistniałą sytuacją. – Jak sądzę, odziedziczyłeś także mnie. Jakie masz dla mnie instrukcje? Mam zorganizować naradę zarządu, aby…
– Idź do diabła! – Seth otworzył z rozmachem drzwi, a potem zatrzasnął je za sobą.
– Proszę wypić kawę – zwrócił się Tony do Kate. – On wróci, gdy tylko ochłonie. Chryste, cóż to za rozkosz podrażnić go choć raz. – W następnej chwili spoważniał. – Nie, to nie w porządku. Noah nie żyje. Nie powinienem był… – Wzruszył ramionami. – Cóż mogę powiedzieć? Jestem tylko człowiekiem.
– To prawda. – Podniosła filiżankę do ust i zauważyła, jak mocno drży jej ręka. Ostrożnie odstawiła filiżankę na stolik. – Dlaczego Seth? Dlaczego Noah zapisał wszystko właśnie jemu?
– Zapytałem go o to samo. Wyjaśnił, że Seth poradzi sobie ze wszystkimi przeszkodami. – Uśmiechnął się przekornie. – O ile nie zdecyduje się sprzedać RU 2 jakiemuś kolumbijskiemu bossowi narkotykowemu.
– Na pewno by tego nie zrobił. Wysadził w powietrze chatę po to tylko, aby nikt inny nie dostał się do środka.
– Nikt nie wie, co może mu strzelić do głowy. Zawsze był nieobliczalny. – Pokiwał głową. – Wszystko potoczyło się na opak. Noah nie żyje, a my jesteśmy bezradni. RU 2 wyląduje na wysypisku śmieci.
Skoczyła na równe nogi. Uświadomiła sobie, że nie zniesie tego dłużej. Że nie powinna tak siedzieć bezczynnie. Może podziałała na nią gorzka wymowa jego słów?
– Muszę wyjść na powietrze. Proszę powiedzieć Sethowi, że poszłam się przejść.
– Przykro mi, jeśli nie okazałem się zbyt taktowny. Nie potrafię obcować z…
Nie czekając na dalszy ciąg, wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Łapczywie nabrała w płuca haust chłodnego powietrza, ale to nie pomogło. Nadal nie potrafiła sobie poradzić z ciążącym coraz bardziej przygnębieniem. Wsunęła dłonie do kieszeni kurtki i ruszyła w stronę drogi, starając się uporządkować jakoś bezładne myśli.
Noah nie żyje.
RU2 wyląduje na wysypisku śmieci.
Ishmaru.
Joshua.
Seth był zawsze nieobliczalny. Jesteśmy bezradni. Bezradni…
Dwie godziny później, kiedy wracała do motelu, ujrzała Setha. Na jej widok odetchnął z ulgą.
– Potrafię zrozumieć, że nie chciałaś przebywać dłużej w towarzystwie Tony’ego, ale czy nie mogłaś przynajmniej powiedzieć, gdzie będziesz?
– Nie, bo jeszcze tego nie wiedziałam. – Rzuciła mu chłodne spojrzenie. – Ty też nie rozgłaszałeś na prawo i lewo, dokąd się wybierasz, kiedy wypadłeś stamtąd w napadzie furii.
– Jakiej tam furii! Byłem… – Wzruszył ramionami. – No dobrze, przegrałem. Wet za wet. Ale ty powinnaś była…
– Mówiłeś, że jesteśmy bezpieczni. Kłamałeś?
– Nie, ale nigdy… – Urwał, nie odrywając od niej wzroku. Jeszcze dwie godziny temu wyglądała jak osoba uśpiona, znajdująca się w letargu. Teraz uległa przemianie. Oczy jej błyszczały, tryskała energią, poruszała się i mówiła zdecydowanie. Tak jakby powiał wiatr i przegnał wszystkie chmury.
Czy jednak wiadomo, co zostawił za sobą?
– Na jak długo? – zapytała.
– Co? – Był do tego stopnia zaabsorbowany zmianą, jaka się w niej dokonała, że zgubił wątek rozmowy. Bezpieczeństwo. No tak, ona pyta, jak długo będą bezpieczni. – Nie sądzę, abyśmy zostawili za sobą jakieś ślady, ale zazwyczaj trudno się tego ustrzec. Pewnie mamy jeszcze parę dni czasu.
– A potem następna ucieczka? – Demonstracyjnie pokręciła głową. – Nie ma mowy. Mam dość tego ciągłego bycia w drodze, ukrywania się i biernego patrzenia, jak Ishmaru zabija bliskich mi ludzi. Mam dość tego sukinsyna, który zagraża mojej rodzinie, mam dość bezsilności.
Uśmiechnął się lekko.
– Jesteś zirytowana. Odkąd zamieszkałaś w tamtej chacie, nie widziałem cię w takim stanie.
Wtedy jeszcze nie byłam aż tak rozeźlona jak teraz. – Szła szybkim krokiem, jej głos dygotał z nadmiaru emocji. – Nie chcę być bezsilna. Tony powiedział, że tacy właśnie jesteśmy, ale to nieprawda. Bezradny staje się ten, kto daje za wygraną. Ja się nie poddam. Ani ty. Słyszysz, co mówię? Nie sprzedasz RU 2 jakiemuś łajdakowi handlującemu narkotykami ani nie pozbędziesz się go w inny sposób. Zaskoczony uniósł brwi.
– Co byś zrobiła, gdybym jednak postąpił w taki właśnie sposób?
Wbiła w niego surowe spojrzenie.
– Nie dałabym ci spokoju, nękałabym cię na wszelkie sposoby. Nie pozwoliłabym ci odejść. Jesteś mi potrzebny. Nie dopuszczę do tego, aby stać się znowu ofiarą.
– Nawet gdybyś miała ciągnąć mnie za sobą siłą?
– Nie stanę się kolejną ofiarą – powtórzyła.
Rozmyślał nad czymś przez chwilę.
– Powinnaś wziąć prysznic i wypocząć porządnie. Porozmawiamy potem, kiedy już ochłoniesz i dojdziesz do siebie.
– Czuję się świetnie. Po raz pierwszy, odkąd się to wszystko zaczęło, widzę wszystko jasno i wyraźnie.
– Porozmawiamy potem.
Wzruszyła ramionami.
– To niczego nie zmieni. – Weszła na teren motelowego parkingu. Szedł za nią, patrząc na jej zdecydowane ruchy, wyprostowane plecy, sprężysty krok.
Mocny, solidny i jasny.
Tak, odkładanie rozmowy na potem niczego nie zmieni. Nie w oczach Kate, którą miał teraz przed sobą. Nie dostrzegał w niej żadnego wahania, żadnej niepewności, jedynie gniew i determinację.
A Seth wiedział z własnego doświadczenia, że nie istnieje bardziej zabójcza mikstura niż właśnie taka.