12.

W waszyngtońskim hotelu „Summit” Seth i Kate zameldowali się z samego rana. Hotel był bardzo luksusowy, bardzo duży i bardzo rojny.

– Chyba nie jest w stylu twoich dotychczasowych kryjówek – zauważyła sucho Kate, kiedy drzwi windy zasunęły się, a Seth wcisnął przycisk oznaczony liczbą 12. – Spodziewałam się czegoś mniejszego i bardziej dyskretnego.

– Skoro zamierzasz upublicznić swoją sprawę, dalsze maskowanie się traci i tak wszelki sens. Ten hotel jest prowadzony przez spółkę japońską, dumną z jakości swoich usług… które obejmują także zapewnianie bezpieczeństwa.

– I zamierzasz zdać się na ich system ochrony?

– Nie, ale na początek to już jest coś. – Winda zatrzymała się, wyszli na korytarz. – Mam też kilka innych pomysłów.

– Nie wątpię.

– Wziąłem apartament z dwiema sypialniami. Duży salon z sypialniami po bokach. Nie otwieraj drzwi nikomu z personelu hotelowego. Postaram się zapewnić ci maksimum prywatności, ale w nocy drzwi naszych sypialni muszą być otwarte. Rozumiesz?

– Oczywiście.

Apartament był obszerny i przewiewny, umeblowany ze smakiem. Kontrastuje tak dalece z przytulnym komfortem mojego domu, że trudno o większe przeciwieństwo, pomyślała Kate.

Seth odstawił torbę, w której znajdowała się cała dokumentacja RU 2.

– Tony umieści wszystko w sejfie bankowym, ale dokumenty mogą się nam przydać jeszcze dziś, kiedy będziesz rozmawiać z reporterką. – Otworzył drzwi do przyległego pokoju i sprawdził zamki. – Wiem, że chcesz przede wszystkim wziąć kąpiel i położyć się spać, ale niedługo przyniosą tu nasze bagaże. Dopiero wtedy pójdę sobie. Wzruszyła ramionami.

– Jak chcesz.

Spojrzał na nią zaskoczony.

– Musisz być bardzo zmęczona.

Tak. Była zmęczona, samotna i niespokojna. Nie zachwycała jej perspektywa spędzenia wielu tygodni w tym luksusowym hotelu, z dala od syna. Pragnęła znaleźć się znowu w swoim domu, razem z Joshuą.

– Dam sobie radę. Uśmiechnął się.

– Właśnie o to chodzi.

– Czy Tony też zatrzyma się w hotelu?

– Owszem, dla wygody, ale raczej nie będziesz widywała go zbyt często. Chyba się już zorientowałaś, że nie darzy mnie sympatią.

– Trudno tego nie zauważyć. – Usiadła na kanapie. – Nawet mnie trochę dziwi, że zgodził się nam pomagać.

– Bardzo lubił Noaha. – Seth przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciw niej. – I podoba mu się, że widzi mnie w takiej sytuacji. Wie doskonale, że nie jestem nią zachwycony. Od samego początku sprzeciwiał się temu, aby Noah zaangażował mnie w tę sprawę. Mój sposób zarabiania na życie złości go. – Umilkł na chwilę. – Skoro już o tym mowa, muszę cię o coś zapytać. Czy istnieje w twojej przeszłości lub teraźniejszości coś, co Ogden mógłby wykorzystać przeciw tobie?

Zesztywniała.

– Co takiego?

– Nie wściekaj się na mnie. Muszę wiedzieć. Wszyscy mamy swoje sekrety. Muszę się po prostu upewnić, że nikt nie ma wglądu w twoje sprawy. Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć?

Nikt się nigdy nie dowie.

– Nie. – Zerwała się na równe nogi. – Poczekaj tu na nasz bagaż. Muszę pójść do łazienki.

Ktoś zapukał do drzwi.

– Ratuje nas dzwonek – mruknął Seth. – Teraz ty nie musisz uciekać.

– Nie wiem, co masz na myśli.

Nie przejmuj się, nie zamierzam cię zmuszać do wyjawienia swoich grzeszków. Chociaż powinienem tak zrobić. – Podszedł do drzwi, zatrzymał się z dłonią na klamce. – Pamiętaj: cokolwiek uczyniłaś, ja mam więcej grzechów na sumieniu. Ilekroć zechcesz porozmawiać, będę przy tobie.

Nie odpowiedziała.

Wzruszył ramionami i otworzył drzwi, wpuszczając bagażowego.


– To stek bzdur – oświadczyła Meryl Kimbro. Wyłączyła swój magnetofon i wstała z krzesła. – A ponieważ opisuję wydarzenia w Waszyngtonie od osiemnastu lat, stałam się już ekspertem w swoim fachu. Potrafię odróżnić bzdury od prawdy.

– Chwileczkę. – Tony zerwał się na równe nogi. – Musi pani zapoznać się z…

– A jeśli tak nie jest? – wtrącił cicho Seth. – A jeśli to wszystko jest prawdą?

Spojrzała na niego.

– Nie ma żadnego dowodu. Nie możecie przygwoździć ani Ogdena, ani Longwortha, ani tego Ishmaru. Sami byśmy stanęli przed sądem.

– W takim razie można nie wspominać tych ludzi. Niech pani zajmie się po prostu sprawą RU 2.

– I w ten sposób załatwię wam bezpłatną reklamę leku, niezatwierdzonego jeszcze przez FDA?

– To mogłoby ocalić życie wielu ludziom.

– O ile wasze oceny są prawdziwe. W tym tygodniu organizacje sprzeciwiające się badaniom genetycznym przeprowadziły już cztery demonstracje. Gazeta nie powinna prowokować następnych niepokojów z powodu nieprzetestowanego leku.

– Wszystko, co powiedziałam, jest prawdą – oświadczyła cicho Kate. – Pokażę pani całą dokumentację.

– Nie zrozumiem jej.

– Więc pokaże ją pani jakiemuś specjaliście.

Reporterka zawahała się.

– Nie, nie jestem tym zainteresowana – wyznała wreszcie. – To czyste bzdury. – Pożegnała się i wyszła z pokoju.

– Z niej nie będzie pożytku – odezwał się Tony. – Przejdźmy do następnej osoby z listy.

– Nie! – zawołała Kate. – Zaczekaj.

– Na co?

– Ta kobieta to profesjonalistka. Zaintrygowaliśmy ją. Nie zrezygnuje z tej sprawy.

– Już to zrobiła.

– Spodobała mi się. Myślę, że jest uczciwa. I mam wrażenie… Dajmy jej dwadzieścia cztery godziny, zanim zwrócimy się z tym do kogoś innego.

– Nie sądzę, aby…

– Dwadzieścia cztery godziny – poparł ją Seth. Uśmiechnął się. – Zawsze wysoko ceniłem instynkt.

Tony wzruszył ramionami.

– W końcu to na was spoczywa odpowiedzialność.


Meryl Kimbro zatelefonowała nazajutrz po południu.

– W porządku, jestem do waszej dyspozycji. Chciałabym przejrzeć tę dokumentację na temat RU 2.

– Dlaczego pani zmieniła zdanie?

– Zatelefonowałam do Dandridge i sprawdziłam całą historię. Och, a propos: nie jest już pani poszukiwana za morderstwo. Chcą jednak, żeby złożyła pani zeznanie.

Kate odetchnęła z ulgą.

– Czemu zawdzięczam tę zmianę?

– Pewien detektyw, niejaki Eblund, poręczył za panią i ukręcił łeb całej sprawie. Miała zresztą dość wątpliwe podstawy.

Kochany Alan!

– Poszłam też do kostnicy i obejrzałam Johna Doe, którego przewieźli tam z hotelu „Georgetown”.

Kate wzdrygnęła się. John Doe! Nadal nie potrafiła pogodzić się z faktem tak bezdusznego potraktowania Noaha.

– Jeśli to nie jest Noah Smith, mógłby uchodzić na pewno za jego bliźniaka. Wzięli mnie za wariatkę, kiedy poprosiłam, aby porównali linie papilarne jego i tego Noaha Smitha, który zginął w wyniku eksplozji w fabryce, ale może jednak spełnią moją prośbę. Nawet gdyby reszta historii okazała się fałszywa, mam już i tak wystarczająco dużo punktów zaczepienia, aby uznać, że warto drążyć dalej. Za czterdzieści minut przyjadę po dokumentację na temat RU 2.

– Nie, jeśli chce pani to sprawdzić, pojadę z panią.

– Chodzi o to, żeby nie stracić jej z oczu? W porządku, nie ma problemu.

Kate odłożyła słuchawkę i spojrzała na Setha.

– Okazuje się, że nie jestem już poszukiwana. A Meryl zajmie się sprawą RU 2.

– Świetnie. Założę się, że znajdziemy opis naszej historii w jutrzejszej gazecie. – Po chwili dodał: – I od tej pory wszyscy będą dokładnie wiedzieli, gdzie się znajdujesz. Na pewno tego chcesz?

– Nie, ale nie ma innej rady. I na szczęście nie jest tak źle. Przynajmniej policja nie będzie mi deptać po piętach.

– W takim razie trzymaj się mocno. Czeka nas nie lada zabawa!


Duchy-stróże zniknęły!

Ishmaru omal nie zawył z rozpaczy, kiedy wszedł do jaskini. Ukląkł i gorączkowo zaczął przeszukiwać sczerniałe zgliszcza. Na próżno.

Po piętnastu minutach znalazł jedynie osmalony palik, a spod piachu wygrzebał złotą zapalniczkę.

Niestety, ani śladu po stróżach.

Kołysał się w przód i w tył, obejmując się ciasno ramionami. Przepełniony trwogą czekał na ich przybycie.

Czuł, że okrążają go, czają się dokoła, zawodząc w ciemnościach.

– Nie zbliżać się – skomlał. – Słyszycie? Ani kroku dalej!

W popłochu wybiegł z jaskini.

Przystanął dopiero na skraju lasu i tam rzucił się na ziemię, w cień wiązu. Kto to zrobił? Kto pozbawił go mocy?

Emily.

Kto inny, prócz ducha, wiedziałby, że duchy są w stanie odebrać mu siły? Rozgniewał ją i dlatego oddała cios.

Nagle ogarnęła go furia.

Pożałujesz tego, Emily. Czekają cię cierpienia! Pożałujesz, że je uwolniłaś!

Spojrzał na trzymaną w ręku złotą zapalniczkę. Metal był już zniszczony i okopcony, ale inicjały dały się odczytać. Jimenez. A więc posłużyła się Jimenezem jak bronią, aby zadać mu ów straszliwy cios. Ten tchórz nie zdobyłby się na tak zuchwały krok, gdyby nie został do tego zmuszony.

Bez względu na to, kto był bezpośrednim wykonawcą, wszystkiemu winna jest Emily!


Cała historia znalazła się w gazecie na pierwszej stronie. Autorka artykułu skoncentrowała się wyłącznie na RU 2, Kate i zwłokach Johna Doe, którego odciski palców okazały się identyczne z odciskami Noaha Smitha. Nie wspomniała ani razu o Ogdenie czy jakimkolwiek spisku.

– Nie ma choćby najmniejszej aluzji na temat Ishmaru – powiedziała Kate.

Seth wzruszył ramionami.

– Meryl jest ostrożna, ale założę się, że już zaczęła węszyć dalej. I przedstawiła nas jako ludzi normalnych, a nawet godnych szacunku. To więcej, niż uczyni prasa brukowa. Za dwa dni każdy szmatławiec zamieści na swoich łamach opowieść o fałszywym oskarżeniu, wysuniętym pod twoim adresem, i o mojej mało zaszczytnej reputacji.

Kate nie odrywała oczu od gazety.

– Jak myślisz, czy to wystarczy?

Seth pokręcił głową przecząco.

– Potrzeba nam więcej szumu. Pozwól mi pomyśleć. – Podszedł do okna, skierował wzrok na gwarną ulicę w dole. – Dla ciebie to nadal ryzykowne odsłaniać się całkowicie. Ludzie Ogdena zapewne nie odważą się zaatakować cię otwarcie, skoro będziesz osobą publiczną, ale to nie znaczy jeszcze, że on sam nie obmyśli pewnych kroków przeciw tobie.

– Nie po raz pierwszy, mam już tego dość. Co powinnam zrobić?

– Zadzwoń do Meryl Kimbro i powiedz jej, że dziś po południu złożymy wizytę senatorowi Longworthowi. Ja powiadomię o tym stacje telewizyjne.

– Longworth nie zechce spotkać się z nami.

– Zechce, jeśli zjawisz się w otoczeniu reporterów z prasy i telewizji. Politycy nie lubią prezentować się publicznie jako osoby unikające kontaktów z otoczeniem.

– Wiesz doskonale, że nie zdołam wyperswadować mu pomysłu z tą ustawą.

– Ale może zmięknie, jeśli potraktujesz go wystarczająco życzliwie i z sympatią.

– A potem?

– Potem złożymy wizytę senatorowi Ralphowi Migellinowi.

– Jeszcze jeden polityk?

– Tak, ale ten to prawdziwy biały kruk. Uczciwy i godny szacunku. Jest również idealistą. Nastawiając go przeciw Longworthowi, odwleczemy nieco sprawę tej ustawy.

Pokręciła zdumiona głową.

– Jak to się dzieje, że jesteś tak doskonale zorientowany w waszyngtońskich układach?

Nawet nie podejrzewasz, jakie to ważne w moim zawodzie, znać wszystkich graczy. – Spojrzał jej prosto w oczy. – A nazwiska Ralpha

Migellina nie znalazłem jeszcze nigdy na żadnej liście płac. – Skierował się do wyjścia. – Przebierz się. Postaraj się wyglądać profesjonalnie, inteligentnie i seksownie jak diabli.


Kiedy godzinę później otworzyła drzwi sypialni, stanęła jak wryta. Seth miał na sobie dobrze skrojony, wytworny brązowy garnitur oraz gustowny jedwabny krawat. Do tej pory widywała go wyłącznie w dżinsach lub spodniach w kolorze khaki, teraz jednak musiała przyznać w duchu, że i taki oficjalny strój nosi z niezwykłą, zaskakującą elegancją.

– Nie gap się tak – upomniał ją z przekornym grymasem. – Ja też miewam momenty, kiedy staję się człowiekiem cywilizowanym.

– Wyglądasz bardzo… ładnie.

– Wyglądam jak prawnik. Ale zapewniam cię, że to nie jest garnitur od Armaniego.

Jego poważny ton rozbawił ją.

– Od Armaniego?

– Nieważne. – Powiódł po niej wzrokiem. – Dobrze ci w czarnym kolorze, ale ten kostium jest zbyt poważny. Musisz z tym coś zrobić, złagodzić wrażenie.

– Nie staram się o nagrodę w dziedzinie mody – odparła sucho.

– Rozepnij żakiet, żeby pokazać tę jedwabną bluzkę. – Mówiąc, odpinał od razu guziki żakietu, potem rozburzył jej troszkę włosy i nasunął je na twarz. – O tak. Wspaniale. – Kate nachmurzyła się i Seth dodał natychmiast: – Odpręż się. Skoro ja jestem gotów złożyć z siebie ofiarę na ołtarzu mediów, i ty nie powinnaś mieć nic przeciw temu. – Wyprowadził ją na korytarz.

– I nie mam. – Nie zapięła z powrotem żakietu. – Dlaczego tak nagle zacząłeś się przejmować wyglądem?

– Bo media mogą rozszarpać nas na strzępy i pożreć na śniadanie. A zdjęcie bywa nieraz bardziej wymowne niż relacja.

– Najważniejsza jest nasza praca nad RU 2, nic nie może się z nią równać. Nikt nie powinien… – Urwała. Co teraz ma znaczenie na tym zwariowanym świecie? Wszystko bywa kwestionowane. – Dobrze, będę się uśmiechać do kamery.

Nie musisz się uśmiechać. Po tym, co przeszłaś, to naturalne, że jesteś poważna. Po prostu pokaż im, że nie tylko naukowiec z ciebie, ale także zwykły człowiek. To twój występ. Ja tworzę wyłącznie tło. – Ujął ją pod ramię. – I trzymaj się blisko Longwortha. To postawny facet, u jego boku będziesz robiła wrażenie drobnej i delikatnej jak diabli. Nie zaszkodzi, jeśli ludzie zobaczą go jako wielkiego byka, wdzięczącego się do dzielnej, lecz słabej kobietki.

– Całe życie walczyłam z wizerunkiem „słabej kobietki”.

– Rób, jak chcesz, ale pamiętaj, że przyda się nam każda broń, jaką możemy zdobyć.

Jasne, najpierw pozostawić jej wybór, a potem powiedzieć, że jeśli nie wybierze dobrze, przegra bitwę.

– Jesteś pewien, że nie zajmujesz się również polityką?

– Najbliżej polityka znalazłem się wtedy, gdy zostałem ochroniarzem pewnego sędziego z Kolumbii, ale to nie trwało długo.

– Czyżby i on został zabity?

– Nie. Postanowił przyjąć łapówkę proponowaną przez jakiś kartel i wtedy ja stałem się zbędny. – Nacisnął przycisk windy. – Ale utrzymałem go przy życiu aż osiem miesięcy, zanim się ugiął. Nieźle.


William Longworth czuł się nieswojo, widziała to wyraźnie. Mimo uśmiechu przyklejonego do twarzy był biały jak papier, a palce, którymi bębnił po blacie biurka, drżały nieznacznie.

Dziwne. Z tego, co słyszała na temat senatora, mogła wywnioskować, że rzadko daje się wytrącić z równowagi. Z pewnością nie zirytowali go kręcący się wokół dziennikarze; lubił przedstawicieli mediów.

Jednak ten wywiad nie odbył się po jego myśli. Odczuła nagle prawdziwą satysfakcję. Ona była w stanie przedstawić fakty, on natomiast musiał się ograniczyć jedynie do retoryki.

– Czy jeśli RU 2 okaże się takim cudem, za jaki uważa go pani doktor Denby, rozważy pan jeszcze raz swoje poparcie dla ustawy kontrolującej badania genetyczne? – zapytała senatora Meryl Kimbro.

– Z pewnością nie. Badania genetyczne stanowią duże niebezpieczeństwo. Powinny więc znajdować się pod ścisłą kontrolą. Moi wyborcy nigdy by mi nie wybaczyli, gdybym tego nie dopilnował. Gdyby się okazało, że RU 2 jest cudownym lekiem, w co bardzo wątpię, konieczne będzie objęcie go kontrolą i poddanie licznym testom, dopóki nie zostaną rozwiane ostatnie wątpliwości co do jego bezpieczeństwa.

– FDA stosuje najbardziej skrupulatny system testowania leków na świecie – zauważyła Kate. – Dlaczego więc nie możemy zostawić tej sprawy w ich rękach?

– Naturalnie ekspertyza FDA będzie miała dla nas duże znaczenie. Ale decyzja powinna spoczywać w rękach narodu amerykańskiego.

– Ma pan na myśli siebie – odparowała Kate. – Kongres słynie z nieustannych obstrukcji. Chce pan doprowadzić do sytuacji, w której śmierć zacznie dosięgać tysięcy ludzi, podczas gdy wy będziecie się bawić w niekończące się dyskusje w komisjach?

Longworth spojrzał ze smutkiem w obiektyw kamery telewizyjnej.

– No i proszę! Oto co znaczy brak rozwagi i cierpliwości. A naród amerykański zasługuje na więcej. – Obdarzył Kate uśmiechem. – Nie wątpię, że chce pani jak najlepiej, młoda damo, ale obstawia pani niewłaściwego konia. Opinia publiczna traktuje tego typu zabawy z genetyką jako niebezpieczne i sprzeczne z wolą Boga. – Wstał, bez pośpiechu podszedł do okna. – Proszę bardzo, może się pani przekonać o tym na własne oczy.

Ale Kate nie zdołała skorzystać z jego zaproszenia. Reporterzy rzucili się do okna, odpychając ją na bok. Seth podtrzymał Kate, następnie pomógł jej przecisnąć się do przodu i wyjrzeć na zewnątrz.

Na ulicy gęstniał tłum, demonstranci trzymali liczne transparenty.


POWSTRZYMAĆ ICH RATUJMY NASZE DZIECI NIE CHCEMY ICH DIABELSKIEGO RU 2 - JESTEŚMY Z TOBĄ, SENATORZE LONGWORTH


Jakim cudem udało mu się zmobilizować w tak krótkim czasie tylu ludzi? – mruknęła Kate. – Przecież skontaktowałam się z nim dopiero dziś rano.

– To tłum do wynajęcia. – Seth ujął ją pod ramię i odprowadził od okna. – Chodźmy, nic tu po nas. Dostaliśmy od Longwortha mata. Ci reporterzy będą mieli odtąd przed oczyma jedynie demonstrantów, nikogo innego.

– A więc wszystko na nic?

– Nie, nie jest aż tak źle. Część tego wywiadu znajdzie się przecież na ekranach telewizorów. – Otworzył przed nią drzwi. – Byłaś wspaniała.

– Myślałam, że przyparłam go już do muru. – Spojrzała za siebie, na Longwortha, który gawędził teraz w najlepsze z Meryl Kimbro. Poczuł na sobie jej wzrok, zerknął na nią i uśmiechnął się z triumfem, po czym całą swoją uwagę skierował z powrotem na reporterkę. – Najchętniej wypchnęłabym tego łajdaka przez okno.

– Za dużo świadków.

– Aż trudno uwierzyć, że ktoś może się znajdować pod wpływem takiego typa jak on. Ten facet jest mdły, nijaki, jest jak… jak nieudany żart.

– Spokojnie. Już po wszystkim. On wygrał mecz, ale i ty miałaś swoje dobre momenty. Teraz czeka nas następny krok. – Otworzył drzwi. – Tony czeka na dole, w limuzynie senatora Migellina. Wyjdziemy tylnymi drzwiami. W tłumie mogliby cię rozpoznać ze zdjęcia w gazecie.

Tony stał przy długiej czarnej limuzynie za sąsiednim budynkiem. Na ich widok pomachał gwałtownie ręką.

– Co się dzieje, do diabła? Ci demonstranci naprawdę zrobią wrażenie na naszym senatorze.

– Jest w aucie?

Tony przytaknął.

Seth otworzył drzwi i wszyscy troje wsiedli do samochodu.

– Kate Denby? – uśmiechnął się Ralph Migellin. – Narobiła pani sporo zamieszania. – Spojrzał na trwającą nieopodal demonstrację. – Na mój ostatni wiec przyszło mniej osób.

– Seth Drakin – przedstawił się Seth i uścisnął mu rękę. – Jesteśmy bardzo zobowiązani za przybycie.

– Tylko w ten sposób mogłem się spotkać z państwem w miarę dyskretnie. Nie jestem pewien, czy chciałbym się zaangażować w sprawę RU 2. Mogłoby to się odbić niekorzystnie na mojej karierze. Ale… – wzruszył ramionami – czasem nie ma się wyboru. Spodziewam się, że tym razem będzie inaczej.

– Czy Tony wyjaśnił już wszystko? – zapytał Seth.

Migellin przytaknął i znów skierował wzrok na demonstrantów.

– Będę miał do czynienia z tego rodzaju opozycją?

– Tak – odparł Seth.

– Cóż, przynajmniej jest pan uczciwy. – Zwrócił się do Kate: – Czy ten pani RU 2 jest tego wart? Naprawdę zasługuje na miano cudownego leku?

– Noah Smith uważał, że tak – odparła. – I zginął dla niego.

– Pytałem o pani opinię.

– Tak, to cudowny lek. Ale naraziłam dla niego życie własne i moich bliskich. Gdyby stało im się coś złego, nie wiem, czy mogłabym powiedzieć, że było warto. Nie potrafię być aż tak bezinteresowna.

– Jednak jest pani tutaj.

Dlatego że miałam już dość pozostawia pod presją. Nie przebywam tu teraz za sprawą szczególnie szlachetnych cech mego charakteru.

– Czy RU 2 może istotnie ocalić życie tak wielu osobom, jak pani twierdzi?

– Co najmniej. Nasze szacunki dotyczą tylko najpoważniejszych chorób. Jeśli badania będą kontynuowane, uzyskamy z pewnością szerszy obraz.

– Rozumiem. – Migellin wpatrywał się w nią bez słowa, wreszcie westchnął ciężko, zrezygnowany. – Chyba pani wierzę. Szkoda. Marzył mi się spokojny rok kampanii wyborczej. – Wyjął z kieszeni notes, zapisał coś i podał kartkę Kate. – Nie jestem jednak jeszcze przekonany do końca. Chciałbym, aby odwiedzili mnie państwo jutro. Oto adres. Będzie tam jeszcze parę osób, z którymi powinni państwo porozmawiać.

– Któż to taki? – zapytał Seth.

– Przede wszystkim Frank Cooper. Szef Szarych Panter. To stowarzyszenie emerytowanych obywateli jest bardzo wpływowe w Waszyngtonie. – Uśmiechnął się. – A jego członkowie troszczą się jak nikt inny o swoje zdrowie.

Kate odetchnęła z ulgą. A więc jednak senator Migellin zamierza im pomóc.

– Spróbuje pan zablokować ustawę Longwortha?

– Tego nie powiedziałem. Potrzebne jest wsparcie i musicie mi go udzielić. Proszę przyjść jutro. Wtedy podejmę decyzję.

– Nie możemy przyjść jutro – oświadczył Seth. – Umówmy się na pojutrze.

Kate spojrzała na niego zaskoczona.

– Dlaczego nie jutro?

– Po południu odbędzie się pogrzeb Noaha Smitha.

Migellin kiwnął głową.

– Rozumiem. Gdzie zostanie pochowany? Chciałbym przyjść na pogrzeb.

– Cmentarz Mount Pleasant, za miastem. Wolałbym uniknąć obecności mediów.

– Marne szanse. W tym mieście trudno zachować coś w tajemnicy. W każdym razie ja przyjdę na pewno.

– Dlaczego? – zapytała Kate. – Przecież pan go w ogóle nie znał.

– Był dzielnym człowiekiem. Żałuję, że go nie znałem. Wszystko, co mogę zrobić obecnie, to okazać mu swój szacunek. A nasze spotkanie przesuniemy w takim razie na godzinę trzecią pojutrze. Teraz, niestety, muszę już wracać do biura. Może podwieźć państwa do hotelu?

– To bardzo miłe z pana strony – odparła Kate. – Hotel „Summit”. – Patrzyła na niego, kiedy informował kierowcę, dokąd ma jechać. Był rzeczywiście bardzo miły. Różnił się od Longwortha jak dzień od nocy. Znowu poczuła się bezpieczna. Dobrze jest wiedzieć, że nie wszyscy politycy są tacy jak tamten napuszony sukinsyn.

Przeniosła wzrok na Setha. Nie przestawał jej zaskakiwać. Dziś zachowywał się układnie, z własnej inicjatywy usuwał się w cień, pozwolił, aby to ona znalazła się w świetle jupiterów. Mimo to cały czas była świadoma jego obecności, wiedziała, że jest tuż obok, czujny i opiekuńczy.

Odwrócił się nagle i napotkał jej spojrzenie.

– W porządku? Kiwnęła głową.

– Mieliśmy zwariowany dzień, nieprawdaż? Uśmiechnął się.

– Miewałem już gorsze.


Kiedy wysiedli przed hotelem, Tony ulotnił się natychmiast. Kate i Seth udali się do apartamentu, skąd Seth zamówił obiad.

– Jedzenie przyniosą dopiero za czterdzieści minut – poinformował Kate. – Możesz w tym czasie wziąć prysznic i odpocząć. Wyglądasz na zmęczoną.

Tak się też czuła. Zsunęła z nóg buty i zdjęła żakiet.

– Dlaczego nie uprzedziłeś mnie o pogrzebie Noaha?

– Załatwiłem to dziś rano. Pomyślałem sobie, że musisz się skoncentrować na osobie Longwortha.

– Nawet nie wiedziałam, że chcesz…

– Dręczyła cię świadomość, że Noah nie miał przyzwoitego pogrzebu. Spostrzegłem to, kiedy mówił nam o tym Tony.

– A ciebie to nie denerwowało?

Pokręcił głową.

– Nie. I nie sądzę, aby mógł się tym przejąć Noah. Martwy to martwy, a wszelkie formalności warte są tyle co zeszłoroczny śnieg. Jednak dla ciebie miało to znaczenie.

– Owszem, miało. – Starała się mówić spokojnie. – Dziękuję.

Nie ma za co. – Ruszył w stronę swojej sypialni. – Nie musisz się śpieszyć. Będę tu, kiedy przyjdzie kelner. Muszę tylko zadzwonić do Rimilona i upewnić się, czy wszystko w porządku.

Kate weszła do łazienki i parę minut później stała pod strugami ciepłej wody. A więc Noah spocznie w grobie. Jednak będą mogli pożegnać się z nim godnie, jak na to zasłużył. W tym koszmarnym dniu była to jedna z zaledwie dwu rzeczy pozytywnych.

Woda spływająca po ciele miała kojące działanie i Kate poczuła niebawem błogie odprężenie. Zamknęła oczy. Przywykła do pracy w laboratorium, a nie do spotkań z przedstawicielami mediów lub ochrony tego, czym się zajmowała. Tymczasem Longworth i ten cholerny tłum…

Przestań wreszcie o tym rozmyślać. Już po wszystkim. Seth ma rację, teraz pora na następny krok. Ale jemu łatwo mówić, dla niego to proste. Jest bardziej elastyczny, potrafi dostosować się do każdej sytuacji. Boże, jak bardzo się różnimy!

Stała już w dżinsach i swetrze, susząc sobie włosy, kiedy Seth zapukał do łazienki.

– Obiad.

– Już idę.

Kiedy weszła do salonu, Seth stał przy stole, układając serwetki i rozstawiając naczynia. Tak jak Noah. Podniósł wzrok i ujrzał jej minę.

– Co się stało?

– Nic. – Podeszła bliżej. – Po prostu przypomniał mi się Noah. On też krzątał się zawsze przy stole. Nie podobał mu się sposób, w jaki ja to robiłam.

– Nie myśl o tym – odparł. – Nie jestem taki jak Noah. Nie przepadam za gotowaniem, nie jestem smakoszem. Wystarcza mi obsługa kelnerska.

Powiedział to tak ostrym tonem, że w milczeniu zajęła miejsce przy stole i sięgnęła po widelec.

– Przepraszam – mruknęła.

– Za co przepraszasz? Za to, że on nie żyje? Nie przywrócisz mu życia, starając się dostrzec go w każdym mężczyźnie, jakiego masz przed sobą.

Ogarnął ją gniew.

– Nie martw się, w tobie na pewno go nie dojrzę. Noah był dla mnie bardzo uprzejmy.

– I dlatego jesteś taka szczęśliwa, wolna od trosk. Dlatego twój syn musi teraz przebywać w schronie atomowym.

Odchyliła się do tyłu, spojrzał mu prosto w oczy.

– Co cię gryzie? Myślałam, że Noah był twoim przyjacielem.

– Owszem, był, ale już nie żyje, do diabła! Nie muszę udawać, że był ideałem. Nie zamierzam… – Urwał i Kate mogłaby przysiąc, że widzi na jego twarzy miriady kłębiących się emocji. – A niech to! – Usiadł naprzeciw niej i gwałtownie nadział na widelec cząstkę pomidora z sałatki.

– Myślę, że nie jesteś teraz w porządku. Noah postępował zgodnie z tym, co uważał za właściwe. Może wplątał cię w to wszystko wbrew twej woli, ale czy nie przyszło ci do głowy, że zapisując ci w testamencie prawa do RU 2, uczynił cię prawdopodobnie milionerem?

Nie odpowiedział.

– I zginął za…

– Tak, wiem, był chodzącym ideałem – przerwał jej Seth. – Skończ z tym, dobrze?

Wcale nie jest dobrze. – Wzruszyła ramionami. – Ale zgoda. Nie będę już o tym mówić. Nie mam ochoty na sprzeczkę z nadąsanym małym chłopcem.

– Z małym chłopcem? – Podniósł na nią wzrok. – To wcale nie o to chodzi, Kate.

Wyraz jego twarzy sprawił, że znieruchomiała. Nie potrafiła odwrócić od niego spojrzenia.

– Jestem zupełnie inny niż Noah – powiedział cicho. – Jesteś teraz przewrażliwiona, czujesz się samotna, a jutro pochowamy mojego najlepszego przyjaciela. Ale to nie ma znaczenia. Gdybym myślał, że mogę zaciągnąć cię dziś do łóżka, zrobiłbym to.

Nadal wpatrywała się w niego bez ruchu. Nie była zdolna do żadnej innej reakcji. Stała się nagle świadoma jego fizycznej obecności, siły jego ramion pod koszulą, zniewalającego łuku szerokich, zmysłowych ust i jego intensywnie niebieskich oczu. Odruchowo zwilżyła wargi językiem.

– Żeby rozkoszować się chwilą?

– Właśnie. – Czekał. Pokręciła głową.

Jakaś trudna do określenia emocja przemknęła po jego twarzy.

– Wcale tak nie myślałem.

– To nie… My nie… To byłby błąd.

– Nie musisz robić takiej cholernie przerażonej miny. Przecież tak naprawdę nie masz nic przeciw pójściu ze mną do łóżka. Od dawna wiedziałem, że ciągnie nas do siebie. Nie proponowałem zobowiązań na całe życie.

Od dawna wiedział! Nie, nie powinna być zaskoczona. Przecież Seth jest człowiekiem pełnym niespodzianek.

– Wydaje mi się, że nie przywykłam korzystać z chwili. Zawsze muszę każdą sprawę zaplanować, przemyśleć. – Umilkła. – Zresztą… wszystko jest zbyt pogmatwane – dodała. – Jestem pewna, że sam byś żałował, gdybyś…

– Akurat! – Uśmiechnął się. – Tylko mi nie mów, czego bym żałował. Nie żałowałbym ani jednej minuty spędzonej z tobą. Już dawno temu przekonałem się, że żałuję tylko tego, czego nie zrobiłem, a pragnę iść z tobą do łóżka od pierwszej chwili, kiedy cię poznałem.

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.

– Nigdy nie mówiłeś… nie miałam pojęcia…

– Dlatego, że byłem pewien, iż ty i Noah tworzycie parę. Na miłość boską, spędzaliście w tym laboratorium wszystkie wolne chwile, zawsze razem, jak Barbie i Ken. On był moim przyjacielem. Nie jestem człowiekiem zupełnie pozbawionym skrupułów. Chociaż… zapewne zapomniałbym o nich, gdybym wiedział, jakim jest głupcem.

– Był po prostu rozsądny.

– Był głupcem – powtórzył Seth. Odsunął talerz i wstał. – Idę do swojego pokoju. Myślę, że zrobiłem wszystko, co możliwe, aby popsuć apetyt nam obojgu.

– Nie pozwólmy, aby ta sprawa pomieszała nam szyki. Mamy zbyt wiele do zrobienia…

– Bzdura! – przerwał jej głosem drżącym z emocji. – Na pewno to pomiesza nam szyki. I wcale nie chcę, żeby było inaczej. Chcę, abyś wiedziała, że wystarczy, jeśli wyciągniesz rękę, a ja tam będę. – Skierował się do wyjścia. – Pamiętaj: jutro o trzeciej po południu.

– Przez ciebie to się staje niemożliwe.

– Wcale nie. Tylko trudne. A to nic złego. – Zatrzasnął za sobą drzwi.

Odsunęła swój talerz na bok. Seth miał rację. Była zbyt zdenerwowana, by móc jeść. Zdenerwowana, zirytowana i poruszona. Seth wsadził kij w mrowisko, na domiar złego w momencie, kiedy sytuacja była już i tak dość trudna. Rozpaskudzony drań. Wybuchowy jak beczka prochu, zmysłowy jak lubieżne bóstwo Pan, samolubny jak…

Zmysłowy.

Wolała nie myśleć już o tym, do jakiego stopnia Seth rozbudził jej zmysły, mówiąc, że jej pragnie. Nie chciała myśleć o nim w ten sposób. Nie pociągała jej perspektywa przygody na jedną noc. Potrzebowała stabilności, pełnego zaangażowania i wzajemnego zainteresowania. Akceptując związek z tak nieokiełznanym szaleńcem jak Seth, miałaby z pewnością uczucie braku spełnienia.

Nie proponowałem zobowiązań na całe życie.

Ale ona potrzebuje właśnie tego. Nie gwałtownego płomienia, który zgaśnie równie prędko, jak wystrzelił w górę. Musi myśleć o swojej karierze, o tym, że ma syna. To by znaczyło, że brak jej poczucia odpowiedzialności, gdyby zaakceptowała to…

To, czego pragnie? Czyżby pragnęła Setha? Jak jest naprawdę?

Pamięć podsunęła jej nagle tamten dzień w lesie.

O tak, miała ochotę pójść z nim do łóżka.

Co jeszcze nie znaczy, że to zrobi. Ludzie dojrzali potrafią dokonywać wyborów; nie tak jak Seth. Nie sięgają po wszystko, co im się spodoba, nie bacząc na konsekwencje.

Może nagłe zmiany to metoda godna naśladowania.

Dlaczego właśnie teraz przyszły jej do głowy słowa Phyliss na temat metod postępowania Noaha? Zapewne dlatego, że Seth sam w sobie stanowił odmianę. Erotyczne, gwałtowne odejście od wszystkiego, co bezpieczne i dobrze znane.

A Kate nie uznawała zmian.


– Gotowa? Tony czeka w aucie na dole – oznajmił Seth nazajutrz rano, gdy tylko otworzył drzwi.

Przytaknęła.

– Jestem gotowa.

– Świetnie. – Spojrzał na nią bacznym wzrokiem. – Starasz się nie patrzeć mi w oczy. Nie przejmuj się. To dzień Noaha. Nie będę ci się naprzykrzać.

– Nie naprzykrzasz mi się – skłamała i w duchu odetchnęła z ulgą. – Ale cieszę się, że… Masz rację, to dzień Noaha.

Na cmentarz przybyła jedynie niewielka garstka ludzi: Tony, Seth, senator Migellin i jeszcze ktoś, zapewne jego doradca. Nabożeństwo odprawione przez duchownego trwało krótko.

Czuła, jak do oczu napływają piekące łzy, kiedy patrzyła na opuszczaną do grobu trumnę.

Ktoś ujął jej dłoń. Podniosła wzrok i ujrzała Setha. On również patrzył na trumnę, w jego oczach błyszczały łzy.

– Zegnaj, Noah – wyszeptał. – Jestem szczęśliwy, że byliśmy przyjaciółmi.

Ona znała Noaha zaledwie parę tygodni. Z Sethem przyjaźnił się od lat. Zacisnęła palce na jego dłoni.

– Muszę już iść. – To senator Migellin. Stanął obok niej, delikatnie położył jej dłoń na ramieniu. – Bardzo mi przykro. Obawiam się, że przeciek wiadomości nastąpił w moim biurze. Wiedzą chyba nawet, w którym momencie korzystam z łazienki.

Spojrzała na niego zaskoczona. Usłyszała, jak Seth mamrocze jakieś przekleństwo, podążyła za jego wzrokiem ku oddalonej o kilkaset jardów bramie cmentarnej.

Tuż za nią gromadził się tłum.

Demonstranci? Boże, czy nie mogą zostawić ich w spokoju nawet w takiej chwili?

Nie, to nie demonstranci, lecz reporterzy, nawet z kamerami. Przy krawężniku stał zaparkowany wóz transmisyjny jakiejś stacji telewizyjnej.

– Radzę wrócić do miasta moim autem – zaproponował Migellin, kierując się do wyjścia. – Moi ludzie spróbują ich zatrzymać, pomogą nam wsiąść do limuzyny. W takich sytuacjach mają już wprawę. – Zerknął na Setha. – Chyba że wolicie tu zostać i wydać oświadczenie. To wasza szansa, z dala od Longwortha.

Seth ujął Kate pod ramię.

– Nie dzisiaj.

Istotnie, nie dzisiaj. To jest dzień Noaha. Ze spuszczoną głową podążyła za senatorem.

Za bramą otoczył ich natychmiast tłum, natrętny jak rój os. Tuż pod sam nos podsunięto jej mikrofony. Rozdzielono ją z Sethem.

– Kate! – usłyszała jego głos. Dobiegał z tyłu.

Nie widziała go nigdzie.

Ani jego, ani senatora.

Usiłowała przedrzeć się przez tłum, ale odepchnięto ją na bok, przyparto do jednego z reporterów.

– Przepraszam. – Wyprostowała się. – Proszę pomóc mi przejść do…

Ishmaru. Uśmiechnął się.

– Witaj, Kate.

Chryste, nie!

Czym prędzej wcisnęła się z powrotem w tłum reporterów. Straciła go z oczu. Mógł jednak być tuż obok niej. Albo za nią.

Albo też zaczaił się, czekając, aż ona wyłoni się znowu z tej gęstej ciżby.

Na jej ramieniu spoczęła dłoń mężczyzny. Pisnęła przerażona i na oślep zadała cios pięścią.

– Na miłość boską, Kate! Głos Setha.

– Pomóż mi wydostać się stąd. Jak najdalej stąd…

Otoczył ją ramieniem, torował sobie drogę brutalnie, nie zważając na nic.

Czyjaś kamera, potrącona przez niego, wylądowała na ziemi.

Jakiś reporter zaklął z furią.

Gdzie on się podział?

Limuzyna senatora widniała przed nią. Tam będzie bezpiecznie.

Ale Noah też myślał wtedy, ostatniego dnia, że jest już bezpieczny.

A jednak zginął.

Wsiadła do auta.

– Co cię tak przeraziło? – zapytał Seth, zajmując miejsce obok niej. Zatrzasnął drzwiczki. Limuzyna ruszyła z miejsca i po chwili mknęła ulicą.

– Ish… Ishmaru – wyjąkała. To imię nie chciało jej przejść przez gardło. – Ishmaru – powtórzyła.

Senator Migellin zmarszczył brwi.

– W tym tłumie? Przytaknęła gwałtownie.

– Proszę zatrzymać auto – powiedział Seth.

– Nie! – Gorączkowo zacisnęła dłoń na jego ramieniu. Nie chciała, aby tam wrócił. Nie Seth. Zginąłby tak jak Noah. – Na pewno już go tam nie ma. Widziałam go tylko przez chwilę.

– Jesteś pewna, że to nie było złudzenie? – zapytał Tony. – Z pewnością nie przestajesz o nim myśleć.

– Niczego nie zmyślam, naprawdę go widziałam! – zapewniła żarliwie. – Właściwie byłam przez ułamek sekundy w jego ramionach. Uśmiechnął się do mnie i nawet wymówił moje imię:

– Już dobrze, wierzę ci – mruknął Tony pojednawczym tonem. – Po prostu wydało mi się dziwne, że zdecydował się na tak olbrzymie ryzyko, zjawiając się na pogrzebie Noaha.

– Bo ten sukinsyn zawsze działa w ten sposób – zauważył Seth. – To wariat!

– Powiem szoferowi, żeby skontaktował się przez radio z policją. Niech przeszukają tamten teren – powiedział senator. Nachylił się do przodu i zastukał w szybę oddzielającą go od kierowcy.

– Już za późno – mruknął Tony.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? – ofuknął ją Seth. – Do diabła! Trzeba było powiedzieć mi o tym, dopóki tam byliśmy. Wtedy mógłbym…

– Przestań! – zawołała Kate. – Umierałam ze strachu, myślałam tylko o tym, żeby uciec. Nie jestem jakimś zwariowanym rewolwerowcem, który… – Urwała, chcąc odzyskać kontrolę nad własnym głosem. – I nie krzycz na mnie! Nie rób tego nigdy więcej!

– Nie krzyczę na ciebie. – Ale jego głos aż drżał z emocji. Odwrócił się, wyjrzał przez okienko na zewnątrz. – Po prostu popełniłaś błąd. Mogłem go dopaść.


– W porządku, popełniłam błąd. – Kate rzuciła torebkę i żakiet na kanapę. – Powinnam była narobić krzyku albo powiadomić cię natychmiast.

– Właśnie. – Głos Setha był zimny jak lód.

– Byłam przerażona. Nie spodziewałam się tego. On mnie zaskoczył i wpadłam w panikę. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.

Seth nie odpowiedział. Wszedł do swojej sypialni i zamknął drzwi.

Nic dziwnego, że jest wściekły, pomyślała. Miał okazję dopaść Ishmaru, a ja wszystko popsułam… Boże, zachowałam się jak mazgajowaty tchórz!

Do pokoju wrócił Seth. W ręku trzymał koc i poduszkę, rzucił jedno i drugie na kanapę.

– Co robisz? – zapytała.

– Będę spał tutaj.

– Nie ma potrzeby. Powiedziałam ci przecież, że mnie zaskoczył. Ale teraz już się nie boję.

Nie zwracał najmniejszej uwagi na jej protest.

– Zadzwoń po kelnera, zamów coś na obiad. Ja skontaktuję się z Rimilonem i sprawdzę wszystko, jak zwykle.

Podczas obiadu milczał. Kiedy posiłek dobiegł końca, z ulgą schroniła się w swojej sypialni. Nie była przyzwyczajona do takiego Setha, rozgniewanego i niedostępnego. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak dalece zdała się już na jego wyważone wsparcie, pełne spokoju, a czasem nawet humoru. Wzięła natrysk, włożyła koszulkę i wybrała książkę. Położy się i przestanie zaprzątać sobie nim głowę.

Czytała nadal, mimo iż minęła już północ, kiedy zadzwonił telefon stojący przy łóżku.

– Cieszę się, że się dziś spotkaliśmy, Emily.

Ishmaru.

Jej serce zamarło, aby niemal natychmiast zacząć bić w znacznie przyśpieszonym tempie.

– Dlaczego zawsze nazywasz mnie Emily? Mam na imię Kate.

– Nadal starasz się wyprowadzić mnie w pole? Oboje wiemy, kim jesteś naprawdę. Gdzie twój synek?

Zacisnęła dłoń na słuchawce.

– Bezpieczny.

– Nikt nie jest bezpieczny. Każdemu z nas coś zagraża. Kiedy dziś uciekłaś przede mną, byłem bardzo rozczarowany. To nie w twoim stylu. Lękałem się, że nie ma już w tobie Emily.

Kim, do diabła, jest ta Emily?

– Byłam zaskoczona. A może odwiedziłbyś mnie teraz?

Roześmiał się.

– Zastawiasz na mnie sidła? Nic z tego, sam wybiorę odpowiedni moment. Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy ujrzałem ten artykuł w gazecie. Przestraszyłem się, że będę musiał szukać cię bardzo długo, ale oto się znalazłaś. Chyba zdajesz sobie sprawę, że mogłem cię dziś zabić? Ja jednak nie chcę, żeby to odbyło się tak szybko. – Jego głos przybrał ostre brzmienie. – Bardzo mnie rozgniewałaś, Emily. Wysłałaś swego człowieka, aby pozbawił mnie moich stróżów.

– Nikogo nie wysyłałam.

– Posłałaś Setha Drakina, żeby mnie zniszczył. Jimenez wyznał, że on to zrobił, ale ja wiem, że naprawdę to twoja sprawka. Nie sypiam teraz. Ale to nic, dzięki temu mam więcej czasu na obmyślanie sposobów rozprawienia się z tobą. Zamierzałem pozwolić ci umrzeć śmiercią wojownika. Nie zmieniłem zdania, teraz jednak chcę najpierw przysporzyć ci cierpień. Nie powinnaś była pozbawiać mnie stróżów.

– Nie wiem w ogóle, o czym mówisz. Boisz się przyjść do mnie?

– Nie, ale wolę, abyś ty przyszła do mnie.

– Gdzie jesteś?

– Jeszcze nie teraz. Wkrótce. Wkrótce mnie odwiedzisz. Ale najpierw ja zranię cię tak, jak ty zraniłaś mnie.

Odłożył słuchawkę.

– Seth! – Wyskoczyła z łóżka, wbiegła do salonu.

– Słyszałem wszystko. Podniosłem słuchawkę w tym samym momencie co ty.

– Czy można wykryć, skąd dzwonił? Pokręcił głową.

– To co zrobimy?

– Musimy zaczekać na niego. Przecież słyszałaś: chce, abyś go odwiedziła.

– Wiedział, gdzie jestem.

– Bo nawet nie próbowaliśmy się skryć. Wiedzieliśmy, że to niemożliwe.

– Zadzwoń do Rimilona. Chcę się upewnić, że Joshua jest cały i zdrowy.

– Ishmaru pytał, gdzie on jest, a więc nie zna jego kryjówki.

– Nieważne. Jak możemy być pewni, że on rzeczywiście nie wie? Zaczynam wierzyć, że przed nim nie ma żadnych tajemnic. Zadzwoń do Rimilona.

Seth usiadł, sięgnął po telefon cyfrowy, wystukał numer.

– Tak, wiem, że już późno – rzucił do słuchawki. – Czy wszystko w porządku?

– Rimilon siedzi cały czas przy wejściu do bunkra – poinformował Kate po zakończeniu rozmowy. – Prócz niego nie ma tam żywej duszy.

– Chcę porozmawiać z Joshuą. Spojrzał na nią.

– Naprawdę?

– Tak. Nie. – Uświadomiła sobie, że woli, aby syn pozostał tam, gdzie jest, za masywnymi, stalowymi drzwiami, mimo iż dałaby wiele, aby usłyszeć jego głos. – Nie, chyba nie.

– To dobrze.

– Ten Ishmaru to szaleniec – szepnęła. – Ciągle mówił coś o stróżach, o tym, że pozbawiłam go jego stróżów. A ja nie wiem w ogóle, o co mu chodzi.

– Nic dziwnego.

Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma.

– Ale ty wiesz?

Przytaknął.

– Wiem.

– Nazwał cię posłańcem.

– Słyszałem już gorsze określenia mojej osoby.

– Do diabła, co przede mną ukrywasz?

– Miałem nadzieję, że się o tym nie dowiesz. To nic pięknego. – Zacisnął usta. – Ale skąd miałem wiedzieć, że będzie miał o to pretensje do ciebie?

– Co mu zrobiłeś?

– Zmusiłem jego kumpla, Jimeneza, aby zaprowadził mnie do jaskini, którą Ishmaru nazwał swoim namiotem magicznym. Udawał się tam, aby zregenerować własną moc, albo gdy miewał złe sny. Wtedy siadał w kręgu stróżów, w samym środku, i palił kadzidła.

– Stróżów?

Nie odpowiedział od razu.

– To skalpy – wyjaśnił wreszcie. – Pale z nadzianymi na nie skalpami jego ofiar.

Omal nie targnęły nią mdłości.

– Boże!

– Przed wyjazdem do naszej chaty udałem się tam i spaliłem wszystko poza dowodami jego winy, które przesłałem potem do prokuratora okręgowego. Nie wiem, dlaczego ten łajdak powiązał to z tobą.

On obwinia mnie w ogóle o wszystko, pomyślała przelotnie.

– Dlaczego nazywa je stróżami? – zapytała.

– Przeczytałem o tym w książce, którą znalazłem w tej jaskini. Indianie z równin wierzyli w duchy. Byli przekonani, że jeśli skalpy ofiar będą przechowywane w pobliżu, duchy zwyciężonych zostaną pozbawione mocy, nie będą mogły wdzierać się do ich snów ani ich niszczyć. Ishmaru ubzdurał sobie, że ten krąg chroni go przynajmniej przed częścią jego ofiar.

– Chcę przejrzeć tę książkę.

– Myślę, że zmienisz zdanie. – Wszedł do swojej sypialni, a po chwili wrócił z książką, którą jej podał. – Ishmaru podkreślał pewne fragmenty. Jak sądzę, będziesz wolała pominąć te, gdzie opisane są metody skalpowania.

Ostrożnie przesunęła dłonią po wyblakłej okładce. Ishmaru też dotykał tej książki, studiował ją. Otworzyła tom na chybił trafił i wzrok jej padł na podkreślone żółtą kredką słowo.

Triumf.

Dalej następowała zajmująca wiele stron prezentacja metod i obrzędów związanych z odnoszeniem triumfu nad wrogiem.

Będę mógł się poszczycić potrójnym triumfem, kiedy już wszyscy będziecie martwi.

Zatrzasnęła książkę.

– Masz rację, nie mam ochoty na taką lekturę. Nie w tej chwili. Wyciągnął po nią rękę.

– Nie, zatrzymam ją. Muszę to przeczytać, ale nie teraz.

– A więc powiedz coś – mruknął szorstkim głosem. – Zbesztaj mnie.

– Za co? Byłeś przekonany, że postępujesz właściwie. Skąd miałeś wiedzieć, że to zadziała jak bumerang? Dobrze zrobiłeś, że wysłałeś te… rzeczy do prokuratora okręgowego.

– Bzdura. To był chyba mój pierwszy od piętnastu lat ukłon w stronę prawa. – Uśmiechnął się z goryczą. – I wyrządził ci krzywdę. Nam obojgu. Mam dobrą nauczkę.

– Czy Noah wiedział, co zrobiłeś?

– Nie, odkąd skłonił cię do zamieszkania w tej chacie, nie chciał nawet słyszeć o Ishmaru. Wolał udawać, że nie wierzy w jego istnienie. – Wzruszył ramionami. – Nie było innej rady, musiałem zachować tę wiedzę dla siebie.

– Szkoda, że nie powiedziałeś tego mnie.

Byłaś już i tak wystarczająco przerażona. Gdybym ci powiedział o tych skalpach, umarłabyś ze strachu.

– A jednak muszę wiedzieć, z czym mam do czynienia. – Umilkła na moment. Od czego zacząć? – Kto to jest ta Emily?

– Zatelefonuję tu i tam, może się dowiem. – Zawahał się. – Jak sądzę, nie zapomnisz o tym wszystkim i nie pozwolisz mnie samemu uporać się z problemem?

– Nie uporasz się z tym. To mnie Ishmaru chce zadać ból. Co ty byś mógł zrobić?

– To, na co miałem ochotę od samego początku. Odnaleźć go. I zabić.

– Zanim on znajdzie mnie… lub Joshuę?

– Do diabła! – wybuchnął. – Nie dopuszczę do tego. Nie potrafisz zaufać?

– Nie ufam już nikomu.

Przez chwilę przeszywał ją płomiennym wzrokiem.

– Świetnie. Doskonale – mruknął wreszcie. Położył się z powrotem na kanapie i zamknął oczy. – W takim razie wracaj do łóżka.

Tak po prostu! Iść do łóżka. Zapomnieć o tamtym potworze. Czekać biernie na jego następny telefon.

– Nie wydawaj mi rozkazów. – Jej głos drżał z furii i lęku. Okręciła się na pięcie. – Nigdy więcej nie wydawaj mi… Będę robić to, co uznam za stosowne. Wiem, że uważasz mnie za tchórza, ale nie pozwolę…

Chwycił ją za ramię, odwrócił twarzą do siebie. – Psiakrew! – Przyciągnął ją jeszcze bliżej. – Zamknij się, dobrze?

– Nie zamknę się.

– To chociaż przestań się trząść. – Zanurzył twarz w jej włosach. – Dlaczego drżysz? Przestań.

– Mam przestać? Tak jakbym zakręcała kran? Nie jestem podobna do ciebie. Ty mógłbyś spać spokojnie nawet po zamordowaniu papieża. Ja jestem po prostu człowiekiem.

– O tak!

– I wcale nie musisz tu spać. Potrafię zadbać o siebie.

– A jednak zostanę.

– Nie chcę, abyś tu był.

– Trudno.

– Puść mnie.

– Za chwilę. – Odsunął ją trochę od siebie i zmierzył wzrokiem. – Wcale nie uważam cię za tchórza. Myślę, że jesteś nawet zbyt odważna. Po prostu uczyniłaś z Ishmaru sprawę osobistą. Kto mógłby ci to mieć za złe?

– Dlaczego więc jesteś na mnie tak cholernie wściekły?

Ujął jej twarz w obie dłonie.

– Mało brakowało, żebyś została zamordowana. Miałem cię strzec, a nieomal pozwoliłem, aby ten łajdak cię zabił. Na domiar złego wszystko, co zrobiłem, obraca się teraz przeciw mnie.

Zesztywniała.

– Byłeś wściekły na siebie i wyżywałeś się na mnie? To zupełnie tak…

– Cicho! – Pocałował ją. Łagodnie, czule, jakby to nie był on, lecz ktoś inny. – Ćśś… – Tulił ją, kołysząc delikatnie. – Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko bądź teraz cicho i daj mi się tym nacieszyć.

Cieszyć się chwilą.

O tak, teraz cieszyła się nią naprawdę. Ciepła fala zalewała ją całą, ciało przestało dygotać. A jeśli nawet drżało, to na pewno nie ze strachu. Kiedyś przeczytała, że najbardziej intensywnym odczuciem poza strachem jest pożądanie. Teraz już w to nie wątpiła. Wdychała zapach jego wody po goleniu, napierała instynktownie na twarde, umięśnione ciało.

– Dotykam cię – wyszeptał. – Czujesz?

Czuła.

Odsunął ją od siebie.

– Ale nie za mocno. Czuję się zbyt winny. Musiałabyś i ty dotknąć mnie.

Mogła się wycofać. Wrócić do swojego pokoju, zachowując rozsądek… i nadal cierpieć z powodu własnego zimna, samotności i strachu. Mogła też zostać i cieszyć się chwilą. Postąpiła krok do przodu i zarzuciła mu ręce na szyję.

– Dotykam cię.


Nie zmieniła się, jest taka jak dawniej, pomyślał z ulgą Ishmaru. Na cmentarzu przeszyła go straszliwa myśl, że Kate jest jakby inną kobietą, ale to wrażenie minęło już po chwili. Stanowiła dla niego wyzwanie. Pragnęła bitwy tak samo gorąco jak on.

Ale do bitwy nie mogło dojść tutaj, gdzie Kate otaczali ludzie gotowi przyjść jej z pomocą. Nie wiedziała, co to takiego triumf, nie dążyłaby do jego odniesienia, a więc znajdowałaby się w korzystniejszej sytuacji. Nie musiałaby podejść do niego blisko. Nie, musi zwabić ją tam, gdzie on będzie górą. Ale najpierw należy zadać jej ból. Cierpienie, jakie obmyślał co wieczór.

Chłopiec? To chyba najlepszy wybór.

Podniósł słuchawkę i zadzwonił do Blounta.

– Wielki Boże, musisz mnie budzić w środku nocy?

– Tak. Mówiłeś, że pracujesz nad jakimś tropem, który może mnie doprowadzić do Kate Denby. Masz już coś?

– Ogden nie byłby zachwycony, że przekazuję ci jakieś informacje.

– Pieprzyć Ogdena!

Blount roześmiał się.

– Co do tego jesteśmy zgodni. Ten facet stał się nie do zniesienia, odkąd Kate ujawniła opinii publicznej sprawę RU 2.

– To już wasz problem. Ja zabiłem Smitha.

– Niewiele to nam dało, skoro zdążył przedtem wyznaczyć spadkobiercę. Musimy wzmóc presję na Waszyngton, a ten dupek Longworth żąda więcej pieniędzy.

Dlaczego Blount sądzi, że to go w ogóle interesuje?

– Masz coś dla mnie na temat Kate Denby czy nie?

W słuchawce zaległa cisza.

– Owszem – mruknął w końcu Blount – ale będziesz musiał sprawdzić ten ślad. Jest cienki jak nitka.

Nawet nitka, wystarczająco mocno zaciśnięta na szyi, może pozbawić życia wojownika, choćby nie wiadomo jak silnego i mężnego.

– A więc mów.

– Jeszcze nie teraz. Muszę najpierw ułożyć sobie to wszystko w logiczną całość. – Blount milczał przez chwilę. – I chciałbym uzyskać od ciebie coś w zamian.

Загрузка...