14.

Do hotelu dotarli dopiero o trzeciej nad ranem. Mimo usilnych starań Setha policjanci nie opuścili domu Migellina, dopóki Kate nie wstała. Czekali na jej zeznania. Okazywali jej wprawdzie wiele współczucia, pytania jednak, jakie zadawali, były bezlitosne.

– Jesteś bardzo milczący. – Cisnęła torebkę na kanapę w salonie, zsunęła z nóg pantofle na wysokich obcasach.

– Rozmyślałem.

– Wezmę prysznic, a potem pójdę do łóżka. – Skierowała się do sypialni. – Kto by się spodziewał, że po tylu godzinach snu nie będę jeszcze…

– Zaczekaj.

Zerknęła na niego przez ramię. Wyraz jego twarzy sprawił, że odwróciła się powoli i spojrzała bacznie.

– O co chodzi?

– Przeczucie. Po prostu przeczucie. Ale może nieprędko położymy się spać.

Zamarła.

– Jakie przeczucie?

– Pomyślałem sobie, że to trochę dziwne: dlaczego Ishmaru wystawił swój ostatni dramat na scenie u Migellina zamiast w hotelu? Przecież aby dostarczyć paczkę na wieś, a nie na adres w mieście, trzeba więcej zachodu.

– Do czego zmierzasz?

– On wiedział, jakie to zrobi na tobie wrażenie. I że będę musiał dzwonić do Joshuy.

– Co z tego?

– Chodzi o telefon. Połączenie z użyciem aparatów cyfrowych trudno namierzyć, jeśli ma miejsce w terenie gęsto zaludnionym. Co innego na wsi.

– Mówiłeś przecież, że trzeba by całej ciężarówki sprzętu specjalistycznego, żeby zlokalizować takie połączenie.

– Rozmawiałem w tej sprawie z Josephem. Niemal przez cały dzień przy słupie telefonicznym w pobliżu domu Migellina stał zaparkowany duży samochód telekomunikacyjny jakiejś firmy. – Urwał. – Zadzwoniłem tam, ale zaprzeczyli, jakoby wysyłali ostatnio swoich ludzi w te okolice.

Znowu dała o sobie znać uśpiona już panika. A już myślała, że koszmar zniknął.

– Chcesz powiedzieć, że Ishmaru zna teraz miejsce, gdzie ukrył się Joshua? – szepnęła.

– Nie, rozmowa trwała za krótko. Wątpię, aby ktoś mógł ją namierzyć, nawet gdyby dysponował najnowocześniejszym sprzętem.

– Ale nie możesz tego zagwarantować.

– Zaalarmowałem już Rimilona. – Wytrzymał jej spojrzenie. – I pojadę tam jeszcze dziś.

– Jadę z tobą. – Włożyła z powrotem pantofle. – Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej?

– Bo może jedziemy tam niepotrzebnie.

– To nieistotne.

– A jeśli jedziemy, ryzykujemy, że ktoś może nas śledzić. Kryjówka przestanie być bezpieczna.

– Co za różnica? I tak nie czułabym się nigdy pewnie, kontaktując się z Joshuą i Phyliss. A jednak musimy to sprawdzić, w przeciwnym razie najbliższe dni byłyby dla mnie nie do zniesienia. Wolę już mieć syna tu, przy sobie, gdzie mogę go ochraniać. Nie zniosłabym dłużej tej niepewności.

– Ani ja. W porządku, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy, zadzwoń do obsługi parkingu i każ podstawić samochód. Ja tymczasem zobaczę, czy uda się wynająć helikopter. – Uśmiechnął się. – Jedziemy po twego syna.


– Zagramy w ping-ponga? – zapytała Phyliss. Wstała od stołu i zebrała tekturowe talerze.

Joshua apatycznie pokręcił głową.

– W warcaby?

– I tak zawsze wygrywasz. Uśmiechnęła się.

– Właśnie dlatego lubię grać.

Joshua wstał, przeszedł do salonu i rzucił się na kanapę.

Phyliss obserwowała go, marszcząc brwi. Coś wydawało jej się nie w porządku. Chłopiec był cały dzień wyjątkowo milczący, nawet jeszcze przed rozmową z Kate, a teraz leżał zupełnie osowiały. Nigdy przedtem nie zachowywał się w ten sposób. Z pewnością pobyt w schronie nie mógł wpływać dodatnio na jego nastrój, ale chłopiec był z natury bardzo pogodny i kontaktowy.

Phyliss wrzuciła talerze do kosza i wróciła do salonu.

– Co byś powiedział na partię pokera? – zapytała, siadając obok niego. – Nie bądź taki, nie pozwól mi się zanudzić.

Nie odpowiedział.

– Jak myślisz, co teraz robi mama? – zapytał wreszcie.

– To, czym się musi zajmować.

– Wydawało mi się, że jest przerażona. A jeżeli Ishmaru trafił na jej trop?

– Przecież Seth mówił, że wszystko w porządku.

– Może kłamał.

Jej niepokój wzrósł. Do tej pory Joshua nie pozwalał powiedzieć złego słowa o tamtym.

– Dlaczego miałby kłamać?

– Nie wiem. Powinienem mu pomóc zamiast siedzieć w tym schronie.

– I zostawić mnie samą? Ja też potrzebuje twojej pomocy.

– Nie powinienem tu siedzieć… – powtórzył.

Zachowywał się jakoś dziwnie, ospale.

Nie, nie wolno wyciągać pochopnych wniosków. Oby jej się to wszystko tylko wydawało. Miała taką nadzieję. Przytuliła go mocno.

– Może wkrótce stąd wyjdziemy… – Boże! Jego głowa, wsparta o jej ramię, jest rozpalona jak piec!

– Babciu, powinienem pomóc Sethowi…

– Później – szepnęła. – Teraz odpocznij.


Japoński odźwierny uśmiechnął się szeroko, kiedy Seth i Kate wyszli z hotelu.

– Taksówka?

– Nie, czekamy na… O, już jest. – Seth machnął ręką na młodego parkingowego, który podjechał ich autem.

O, samochód państwa. – Odźwierny odebrał od Kate neseser i podszedł z nią do auta. Otworzył tylne drzwiczki i wsunął neseser do środka, na podłogę, po czym skłonił się nisko. – Mam nadzieję, że zawitacie państwo znowu do „Summit”. Gościć państwa to prawdziwa przyjemność.

Seth wcisnął mu banknot do ręki, następnie usiadł za kierownicą. Odźwierny kłaniał się nadal z przymilnym uśmiechem, mimo iż samochód wyjechał już na ulicę.

– Kiedy zajedziemy na miejsce? – zapytała Kate.

– Za kilka godzin. Dobrze, że będziemy mogli wylądować potem gdzieś na polu, nie bezpośrednio przy schronie.

– Czy oni będą w stanie śledzić nasz lot?

– Może tak, może nie. Przedstawię fałszywy plan lotu. Może to poskutkuje.


Chang Yokomoto przezornie starał się nie dotknąć automatu telefonicznego białym galonem na rękawie swojego uniformu odźwiernego.

– Odbierasz ich?

– Nawet bardzo wyraźnie i głośno. Przyczepiłeś pluskwę do auta?

– Nie, do nesesera. Nie zgub ich.

– Nie ma obawy. Przekaźnik ma wyjątkowo dużą moc.

Kto by pomyślał! Takie malutkie urządzenie! Dobra technologia to naprawdę wspaniała rzecz.

– Nie zapomnisz wspomnieć o mnie panu Blountowi?

– Dostaniesz swoją forsę.

Tak ewidentny brak taktu upoważniał do powstrzymania się od odpowiedzi. Yokomoto odwiesił słuchawkę.


– Od dłuższego czasu próbuję się z tobą skontaktować – powiedział Rimilon, kiedy Seth zeskoczył z helikoptera na ziemię.

– Nie mogliśmy używać telefonu. Co się stało?

– Nic poza tym, że dzieciak się rozchorował. To było najłatwiejsze zadanie, jakie otrzymałem kiedykolwiek od ciebie.

– Joshua zachorował? – Kate nie ukrywała przerażenia. – Co mu jest?

– Nie mam pojęcia. Pani Denby wyszła do mnie na górę i poprosiła, abym do was zadzwonił. Wyglądała na przestraszoną.

Kate biegła już w stronę ukrytego wejścia. Usłyszała jeszcze głos Setha:

– Sprawdź helikopter, zobacz, czy nie ma czegoś podejrzanego.


Może jakieś pluskwy, urządzenia naprowadzające czy coś w tym rodzaju.

– Myślisz, że ktoś was śledził? – zapytał Rimilon.

– Sprawdź. Nie chcę ryzykować! – zawołał Seth w biegu. Dogonił Kate. – Nie przejmuj się. Dzieci często chorują.

– Joshua był zawsze zdrów jak ryba. Dlaczego miałby zachorować właśnie teraz? Dziwny zbieg okoliczności. A jeśli Ishmaru…

– Kate, bądź rozsądna. Ishmaru nie ma z tym nic wspólnego, chyba że potrafiłby przerzucić zarazki przez stalowe drzwi.

– Nie chcę być rozsądna! – zawołała zrozpaczona. – Mój syn jest chory.

Phyliss czekała już na nich przy drzwiach.

– Dzięki Bogu! Nie czuje się gorzej, tylko nadal ma wysoką temperaturę. Nie chciałam was niepokoić, ale naprawdę nie wiedziałam, co robić. Nie mogę zbić gorączki. Od pięciu godzin robię mu chłodne okłady.

– Przynieś mi moją torbę lekarską. – Kate pobiegła do sypialni chłopca.

Był bardzo blady, ale ciało miał rozpalone. Usiadła obok niego na łóżku.

– Jak się czujesz, kochanie? – szepnęła.

– Niedobrze – odparł chrypliwie.

– To przejdzie. Wyleczymy cię szybko. Chłopiec spojrzał na stojącego za nią Setha.

– Byłem tu cały czas. Opiekowałem się babcią.

– Wiem. – Seth podszedł bliżej. – Teraz my zajmiemy się tobą. Trzymaj się, chłopie.

– Boli mnie głowa…

– Mam coś na to. – Kate otworzyła swoją torbę lekarską, którą Phyliss postawiła na łóżku. – Ale najpierw cię zbadam, dobrze?

Skinął głową i zamknął oczy.

– Boli mnie kark…

– Co to może być? – zapytała Phyliss, kiedy Kate wyszła z sypialni.

Nie wiem. Niepokoi mnie ten ból w karku. Ale bez badań trudno coś powiedzieć – Szpital? – zapytał Seth.

Przytaknęła.

– Jak najszybciej. Pobrałam próbki krwi. Gdzie jest najbliższy szpital?

– W White Sulphur Springs. Piętnaście minut helikopterem.

– Musimy tam polecieć.

– Wezmę chłopca. – Seth skierował się z powrotem do sypialni. – Pojedziesz z nami, Phyliss. Nie chcę zostawiać cię tu samej.

– I tak bym się na to nie zgodziła. Ale co się zmieniło? Przecież siedzę tu od tygodni.

– Rzeczywiście coś się zmieniło.

– O czym on mówi? – zwróciła się do Kate Phyliss.

– Byliśmy śledzeni. Może nawet ktoś podążał za nami.

– Boże! – Phyliss potrząsnęła głową. – Tak mi przykro z powodu Joshuy.

– To nie twoja wina. – Kate podała jej płaszcz. – Opuszczacie to miejsce już na dobre.

Phyliss odetchnęła z ulgą.

– Dzięki Bogu! Czułam się jak żywcem pogrzebana. Ale Joshua był wspaniały.

– Ty też.

Seth wyniósł z sypialni Joshuę opatulonego kocem.

– Idziemy. Otwórz drzwi, Phyliss.

Rimilon czekał na nich przed helikopterem. W ręku trzymał mały metalowy przedmiot.

– Ktoś przyczepił to do nesesera. Przekaźnik dużej mocy.

– Nie zauważyłeś nikogo?

Rimilon pokręcił głową.

– Jak dotąd, nikogo. Tunel jest chyba bezpieczny. Dokąd się wybieracie?

– Do szpitala w White Sulphur Springs. – Podał chłopca Kate. – Zostań tu parę godzin. Miej oczy szeroko otwarte. Potem spotkasz się z nami.

Rimilon stał, czekając na start. Po chwili helikopter wzbił się w górę. Silny wiatr wzniecony przez wirujące śmigła zwichrzył mu przerzedzone już włosy, czyniąc z nich istne ptasie gniazdo.


– To zapalenie opon mózgowych – powiedziała Kate, wchodząc do poczekalni. – Będzie dostawał antybiotyki. Niedługo wyzdrowieje.

– Jak, u diabła, nabawił się zapalenia opon mózgowych? – zdziwił się Seth.

Kto wie? Okres wylęgania wirusa jest zmienny. Może trwać dni, tygodnie, nawet miesiące. – Dopiero teraz poczuła, że nogi ma jak z waty. Opadła bezwładnie na krzesło. – Mieliśmy i tak wiele szczęścia. Choroba mogła przybrać znacznie groźniejszą formę.

– Jak myślisz, ile to potrwa? – zapytała Phyliss.

– Przypadek wydaje się dość lekki… Parę tygodni… Ale za dzień lub dwa będzie już chyba mógł wyjść ze szpitala. – Ręka drżała jej silnie. – Tak bardzo się bałam…

– Dzieci chorują czasem – zauważyła Phyliss.

To samo powiedział przedtem Seth. Tak jakby ona o tym nie wiedziała.

– Ale myślałam… Nic nie idzie tak jak trzeba. Wszyscy wokół mnie…

Nie, nie wypowie tego słowa. Nie mogłaby, żeby nie kojarzyć tego z Joshuą. Odwróciła się do Setha.

– I co robimy? W jaki sposób zapewnimy im teraz bezpieczeństwo?

– Będę musiał nad tym popracować.

– Działaj szybko. – Zamknęła oczy. Boże, zachowuje się jak jędza, a przecież Seth jest naprawdę wspaniały. – Przepraszam. Wiem, że robisz, co tylko możliwe. Po prostu panicznie się boję, że…

– Potrzebujesz trochę snu – przerwał jej Seth. – Nikt z nas nie opuści tego szpitala. Postaram się, aby dali tu wam pokój, tobie i Phyliss. Rimilon zostanie w holu na straży.

– A ty?

– Ja będę z Joshuą.

– Nie, to zadanie dla mnie – sprzeciwiła się.

– Będziesz mu potrzebna trochę później.

– Oszalałeś? Nie widziałam go od tygodni, poza tym jest chory. Zrezygnowany podniósł ręce do góry.

– Dobrze, niech będzie. W takim razie pójdę z tobą.

– To zbyteczne. On będzie spał.

– Może tak, może nie. W każdym razie wolę być przy tobie.


Dopiero o świcie Seth zdołał przekonać Kate, że może już odejść od łóżka syna – i to tylko dzięki temu, że postanowiła wstąpić do laboratorium, aby sprawdzić, dlaczego nie otrzymała jeszcze wyników ostatnich badań krwi.

– Powinnaś wziąć prysznic i przebrać się. Będę przy nim cały czas – obiecał.

– Zobaczę. Może.

Nie zrobi tego, pomyślał, kiedy wyszła, zamykając za sobą drzwi. Siedziała przy łóżku Joshuy całą noc i postara się wrócić tam jak najszybciej.

Mnie też przydałby się prysznic, pomyślał znużony i usiadł wygodniej na krześle. Ostatnie dwadzieścia cztery godziny to było prawdziwe piekło!

– Seth… – Joshua otworzył oczy. – Narobiłem kłopotu, prawda?

– To nie twoja wina. Taka choroba jest niczym strzał z zasadzki.

– Nie jesteś na mnie zły?

– Skądże znowu! Damy sobie radę.

– Na pewno?

Seth uśmiechnął się.

– Na pewno.

– Jeszcze trochę i będę mógł stąd wyjść.

– Nie sądzę, aby pośpiech był konieczny, chociaż niebezpieczeństwo nie jest już tak duże. Co byś powiedział na to, żeby zamieszkać z mamą i ze mną w hotelu? Może nawet w tym samym apartamencie, w drugim pokoju?

Joshua rozpromienił się.

– Naprawdę?

– Nadal nie mógłbyś wychodzić na ulicę, ale przynajmniej nie mieszkałbyś już pod ziemią.

Chłopiec ziewnął.

– I widywałbym mamę?

– Codziennie.

– To dobrze. – Zamknął oczy. – Tęskniłem za nią. Widać było, że lada chwila zmorzy go sen.

– Ona też tęskniła za tobą – powiedział Seth.

– Czy babcia będzie…

Usnął. Seth odchylił się wygodniej na krześle. Dziwne. Widział w tym dzieciaku tak wiele z samego siebie. Chociaż nie, on nigdy nie był tak zrównoważony jak Joshua. Chłopiec ma to pewnie po Kate. Albo po prostu jest już taki. Seth wierzył od dawna, że ludzie przychodzą na świat ze skończenie ukształtowaną duszą. Jeśli to prawda, Joshua jest wielkim szczęściarzem. Wygrał najlepszy los na loterii.

Pójdzie do Kate, powie jej, że Joshua się obudził.

Albo nie, nie popsuje sobie tej przyjemnej chwili. Posiedzi tu trochę, popatrzy na chłopca.

– Pan Drakin?

Podniósł wzrok i ujrzał w drzwiach młodego, dość korpulentnego, ciemnowłosego mężczyznę, który patrzył na niego z uśmiechem. Za nim czaił się w pogotowiu Rimilon.

– Nazywam się William Blount. Czy mogę prosić o chwilę rozmowy?

– Jestem zajęty.

Blount zerknął na chłopca.

– On śpi. A ja nie zajmę panu dużo czasu.

– Kim pan jest?

– Obecnie pracuję u Raymonda Ogdena.

Seth wpatrywał się w niego dłuższą chwilę, wreszcie wstał.

– Dziesięć minut. W holu, za drzwiami.

– Jak pan sobie życzy. – Blount uśmiechnął się szerzej. – Chociaż nie stanowię żadnego zagrożenia. Ani dla pana, ani dla chłopca. Za kogo pan mnie bierze? Za jakiegoś potwora?

– Wygląda na to, że włóczy się ich tu kilku.

Blount zerknął na Rimilona.

– Czy moglibyśmy obyć się bez tego dżentelmena? Potrzebna mi odrobina dyskrecji.

Seth skinął głową i Rimilon natychmiast powrócił na swoje poprzednie miejsce na korytarzu.

– Dziękuję – powiedział Blount.

Seth zamknął drzwi, oparł się o nie plecami.

– Co pan załatwia dla Ogdena?

– Och, różnie, to i owo. Moje stanowisko nazywa się oficjalnie: asystent osobisty. Mogę pana zapewnić, że cieszę się pełnym zaufaniem mego szefa.

Seth czekał.

– A jednak obawia się pan zagrożenia z mojej strony! – Blount pokręcił głową. – Czy poczuje się pan trochę pewniej, jeśli poinformuję, że Ogden nie ma najmniejszego pojęcia o miejscu waszego obecnego pobytu? Mój człowiek przekazuje meldunki wyłącznie mnie.

– Jak pan nas znalazł?

– Podsłuch. Byliśmy tuż za wami, kiedy wylądowaliście na tamtym polu. My wylądowaliśmy parę mil dalej i przybyliśmy na miejsce w tej samej chwili, kiedy wystartowaliście z powrotem, już bez urządzenia podsłuchowego. Byliśmy bardzo rozczarowani, ale na szczęście parę godzin później pański przyjaciel, Rimilon, wyświadczył nam wspaniałą przysługę, gdyż wyruszył za wami. A my za nim. Proszę się na niego nie gniewać. Mam dobrych ludzi i byliśmy niezwykle ostrożni.

Bardziej niż Rimilon, pomyślał Seth, starając się powściągnąć gniew. Zgoda, ludzie Blounta okazali się prawdziwymi profesjonalistami, ale dlaczego Rimilon nie upewnił się, czy jest śledzony? Zazwyczaj nie popełniał tak kardynalnych błędów, a Seth postanowił zadbać o to, aby nie popełnił ich już nigdy więcej. Nawet gdyby miał skręcić temu palantowi kark.

– I nie przekazał pan tych informacji Ogdenowi?

– Ogden i ja nie zgadzamy się w wielu sprawach.

– Na przykład?

– On chce zniszczyć RU 2.

– A pan nie?

– Po co zabijać kurę znoszącą złote jaja? Ludzie byliby skłonni zapłacić majątek, aby tylko móc skorzystać z tego leku. Choroba nie wybiera, dotyka bogatych i biednych. Na szczęście człowiek bogaty jest w stanie sfinansować taką kurację.

– Czego pan oczekuje ode mnie?

– Jest pan obecnie prawnym dysponentem RU 2. Co by pan powiedział na pomysł otwarcia dużej kliniki w Szwajcarii? W grę wchodziłyby wtedy miliony dolarów.

– Doprawdy?

– Przeanalizowałem dokładnie pańską przeszłość. Ta bezowocna walka o rejestrację RU 2 nie jest dla pana, musi panu działać na nerwy. Pan potrzebuje ruchu, rozmachu. Proszę tylko dostarczyć mi RU 2. Ja zajmę się całą resztą. Nie będzie pan nawet musiał pokazywać się w klinice.

– Mógłbym przecież zatrudnić do tego obrotnego menedżera. Dlaczego miałbym współpracować właśnie z panem?

– Obaj wiemy, że kiedy sukces RU 2 stanie się faktem, trudno będzie zapobiec kradzieżom próbek. Sprzedaż leku na czarnym rynku byłaby z pewnością bardziej lukratywna niż handel narkotykami. Potrzebna panu silna organizacja, która skutecznie odstraszałaby ewentualnych amatorów tego typu kradzieży.

– A pan dysponuje taką organizacją?

– Moim ojcem jest Marco Giandello.

Seth nie dał poznać po sobie, jak interesująca jest dla niego ta wiadomość.

– I on aprobuje ten plan?

– Przedyskutowałem z nim wszystkie szczegóły. Nie jest to dokładnie pole jego działalności, ale zgodził się udzielić mi wsparcia. Jesteśmy zgodną rodziną.

– Słyszałem o tym – mruknął sucho Seth.

– Proszę nie zrozumieć mnie źle. Mój ojciec trzymałby się daleko w tyle. To byłaby firma całkowicie legalna. – Umilkł na chwilę. – Jest pan zainteresowany?

– Trudno, żebym nie był. A co z Ogdenem?

– Rozstanę się z nim natychmiast, kiedy my obaj uznamy taki krok za korzystny. Na razie jestem przy nim. Nie zaszkodzi korzystać jeszcze jakiś czas z jego zaufania.

– Może go pan nakłonić do odwołania Ishmaru?

– Obawiam się, że Ishmaru wymknął się spod kontroli. Całkiem oszalał. Szkoda.

– Szkoda to za mało powiedziane. Moim zdaniem, stał się… niewygodny. Chcę, aby zniknął.

– Mogę to zaaranżować.

– Niech mi pan powie, gdzie on jest, a zaaranżuję to sam.

Blount pokręcił głową.

– Ishmaru jest nam na razie potrzebny. – Uśmiechnął się chytrze. – Ale udało mi się go zmylić. Zawarliśmy pewien układ.

– Czy częścią tej umowy ma być informacja o tym, gdzie jesteśmy?

– O tak, ale pana nie ruszy. On chce dostać tę Kate Denby. – Zmarszczył brwi. – A może jej syna. Nie jestem pewien.

Seth z trudem ukrył furię.

– To pocieszające – mruknął.

– Obiecał mi też, że w ciągu paru dni opuści Waszyngton.

– Dokąd zamierza się udać?

– Nie mogę wyjawić wszystkiego. Powiedzmy, że pozbycie się Ishmaru to z mojej strony gest dobrej woli. Czy rozważy pan moją propozycję?

Seth skinął powoli głową.

Na twarzy Blounta pojawił się cień satysfakcji.

– Wiedziałem, że człowiek z pańskim charakterem zdoła dostrzec płynące z takiego układu korzyści.

– Chciał pan pewnie powiedzieć: człowiek bez charakteru, nieprawdaż? – Seth wzruszył ramionami. – Jeszcze niczego nie obiecuję. Muszę mieć czas do namysłu. Jak się z panem skontaktować?

Blount podał mu wizytówkę.

– Oto numer mojego prywatnego telefonu w biurze Ogdena.

– To nie jest numer w Seattle.

– Nie. Ogden wynajmuje dom w Wirginii. Chciał w tak krytycznej sytuacji pozostać blisko Waszyngtonu.

Seth wsunął wizytówkę do kieszeni dżinsów i otworzył drzwi do pokoju Joshuy.

– Ufam, że dopóki nie podejmę decyzji, nie zdarzą się następne incydenty w rodzaju tego z Noahem Smithem?

– To była sprawka Ishmaru. Prawdę mówiąc, Ogden nie był niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Przynajmniej do czasu, kiedy zorientował się, że śmierć Smitha nie przyniosła mu żadnych korzyści. Zwłaszcza teraz, gdy staliście się osobami publicznymi, Ogden nie chce dalszych męczenników. To by mu przysporzyło zbyt wiele szkodliwej reklamy.

– A czego pan chce?

– Chcę mieć klinikę w Szwajcarii. Myśli pan, że działałbym na własną szkodę?

– Musiałem się upewnić. – Seth uśmiechnął się. – Z pewnością jeszcze się z panem skontaktuję, mister Blount.

– Będę czekał. – Blount odwrócił się i ruszył korytarzem w stronę wind.

Kiedy drzwi windy zasunęły się za nim, uśmiech zniknął z twarzy Setha.

– Sukinsyn! – Szybkim krokiem podszedł do Rimilona, który stał oparty plecami o ścianę. – Zostań tu. Nie wpuszczaj nikogo do chłopca.

– Nikogo? A co z pielęgniarkami albo…

– Nikogo – powtórzył Seth. Już biegł przez hol. Kate. Ishmaru wie, gdzie oni są. Może zakradł się już do szpitala?

Kate poszła do laboratorium. Gdzie ono się mieści, do diabła?!

Kate nie była w laboratorium. Stała w pokoju pielęgniarek, rozmawiając z przełożoną.

Zwróciła na Setha spłoszony wzrok.

– Obudził się? Właśnie…

– Ishmaru wie, gdzie jesteśmy. Krew odpłynęła jej z twarzy.

– Skąd wiesz?

– Powiem ci później. Nie kręć się już po szpitalu, wracaj natychmiast do pokoju Joshuy.

A dokąd, twoim zdaniem, miałabym iść? – Wybiegła na korytarz. Boże, tyle tu ludzi, wchodzą i wychodzą… Czy w pokoju Joshuy są okna? Nie mogła sobie przypomnieć. Tak, jedno okno. I nie ma wyjścia awaryjnego na wypadek pożaru. Rimilon powitał ją uśmiechem.

– Wszystko w porządku, nie ma powodów do obaw. Przed chwilą tam zajrzałem.

Muszę mieć bardzo wystraszoną minę, pomyślała.

Joshua spał.

Czy to na pewno sen?

Odetchnęła z ulgą, widząc miarowe falowanie kołdry.

– Zostań przy nim – szepnął Seth. Stał tuż za nią. – Wyjdę na chwilę. Powiadomię strażników i spróbuję znaleźć…

Telefon na nocnym stoliku zadzwonił. Drgnęła gwałtownie.

– Chryste! – Seth wyciągnął rękę do aparatu.

– Nie! – Ubiegła go, gorączkowo chwyciła słuchawkę.

– Jak on się czuje, Emily? Jest ciężko chory?

Strach wziął w niej górę nad wszystkimi innymi uczuciami.

– Niech cię diabli! – krzyknęła. – Zostaw mego syna w spokoju!

– Czy ubawił cię mój drobny żarcik w domu Migellina? Przyznasz chyba, że ten kosmyk włosów dobrałem bez zarzutu. Czy wiesz, że spędziłem aż trzy dni przed szkołą podstawową, zanim udało mi się znaleźć chłopca o takim samym kolorze włosów? Do złudzenia podobne, czyż nie?

– Zostaw… go… w spokoju.

– Tak, oczywiście, zostawię go w spokoju… na razie. Chciałem, abyś cierpiała. I osiągnąłem swój cel. Myślę, że nasza walka okaże się znacznie przyjemniejsza, jeśli umierając będziesz wiedziała, iż nie możesz uchronić swego syna przed śmiercią. To spotęguje twój ból, a także wolę życia. Nie, najpierw umrzesz ty, potem on. Tak właśnie to zaplanowałem. – Umilkł na chwilę. – Ale przed naszą walką muszę przeżyć jeszcze jedną chwilę triumfu. To będzie człowiek, który coś dla ciebie znaczy. Wpędziłaś mnie w zbyt wiele kłopotów.

– A więc przyjdź po mnie!

– Najpierw muszę ułożyć dokładny plan. Pozbawiłaś mnie moich stróżów, ale jeśli cię zniszczę, i tak będę w stanie powstrzymać sny. Wiem, że pomagasz im dotrzeć do mnie.

– Jesteś szalony.

Na tyle szalony, że zdołałem cię zmusić, abyś tańczyła tak, jak ci zagram. Było mi nawet przyjemnie, ale nadeszła wreszcie pora na przeżycie triumfu. Zgadnij, kogo wybrałem? Odłożył słuchawkę.

– Co powiedział? – zapytał Seth.

– Chce przeżyć chwilę triumfu, ale nie chodzi mu jeszcze o Joshuę.

– Nerwowo oblizała wargi. – Bo nie nadeszła jeszcze jego pora. Kazał mi zgadnąć, kogo… – Spojrzała na niego i nagle szepnęła przerażona:

– O Boże, Phyliss!

– Niech to szlag! – Seth wybiegł z pokoju.

Pobiegła za nim co sił.

Phyliss leży tam sama, śpi, jest zupełnie bezbronna.

Byli do tego stopnia zaabsorbowani sprawą bezpieczeństwa Joshuy, że zapomnieli, do czego zdolny jest Ishmaru.

Obyśmy nie zjawili się tam za późno, modliła się w duchu. Nie Phyliss…

Korytarz zakręcał. Jeszcze dwa pokoje.

Seth pierwszy wpadł do środka, zapalił światło.

– Phyliss!

Otworzyła oczy i ziewnęła.

– Już pora wstawać? Jak Joshua?

Kate oddychała tak szybko, że z trudem wykrztusiła jedno słowo:

– Lepiej.

– To dobrze. Teraz moja kolej. Posiedzę przy nim, ale najpierw wezmę prysznic. – Usiadła na łóżku, opuściła nogi na podłogę i nagle zmarszczyła brwi. – Seth, dlaczego patrzysz na mnie tak dziwnie?

Odchrząknął.

– Właśnie pomyślałem sobie, że wspaniale wyglądasz.

– Bzdura! Żadna kobieta w moim wieku nie wygląda wspaniale z rana. Wiesz, dobrze się składa, że jesteśmy w szpitalu. Bo ty nie czujesz się chyba najlepiej. – Drzwi łazienki zamknęły się za nią.

Seth otrząsnął się.

– Cholera, zląkłem się tak bardzo, że nie byłem w stanie zebrać myśli… – Urwał, widząc, że Kate sięga po coś ręką do poduszki Phyliss.

W odległości zaledwie kilku cali od miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą spoczywała głowa Phyliss, leżała teraz kartka papieru. Nie ona, Emily. Nie tym razem. Zgaduj dalej.


W poczekalni Seth podał Kate filiżankę kawy, po czym usiadł naprzeciw niej.

– Jak się czujesz?

– A jak myślisz? – Zadrżała i czym prędzej upiła łyk gorącego napoju. Wyglądało na to, że nie może się pozbyć uczucia chłodu. – Umierałam ze strachu.

– Ja też.

– Skąd wiedziałeś, że był tu Ishmaru?

– Miałem gościa. – Opowiedział o wizycie Blounta, nie opuszczając żadnego szczegółu. – Nieźle, co? – zakończył z uśmiechem.

Jego podniecenie wywołało w niej jakieś nieprzyjemne uczucie.

– Nie, do diabła! Nie zrobisz tego!

Uśmiech na jego twarzy zgasł.

– Chodziło mi o to, że może Blount nie kłamał, mówiąc, iż na razie Ishmaru zostanie wyłączony z gry. Nie miałem na myśli tej kliniki Blounta. Obiecałem ci przecież, że w sprawie RU 2 możesz na mnie liczyć.

– Tak, wiem, ale…

– Ale myślałaś, że ułożę się z mordercami Noaha? – Jego dłoń na filiżance zacisnęła się kurczowo. – Na miłość boską, naprawdę masz o mnie tak złe zdanie?

– Czasem trudno cię rozgryźć – szepnęła. A jednak zdołała już rozgryźć go na tyle, że wiedziała, iż czuje się teraz zraniony.

– Podobno każdy człowiek daje się poznać najlepiej tej osobie, z którą sypia – mruknął Seth z goryczą w głosie. – Może powinienem wejrzeć głębiej w motywy swojego działania. Niewykluczone, że jestem gorszy, niż przypuszczałem.

– Przestań! – Nie mogła już znieść jego bólu. Wyciągnęła rękę, położyła ją na jego dłoni. – Wybacz mi. Nie powinnam tego mówić. To było głupie z mojej strony.

– Rzeczywiście, to było głupie. – Cofnął dłoń. – Ale skoro takie jest twoje zdanie, postąpiłaś słusznie, wypowiadając je na głos.

– Mówiłam bez zastanowienia. Przeżyłam dziś piekło. A poza tym nie zapomniałam jeszcze tego ataku szału, jakiego dostałeś na wieść o odziedziczeniu RU 2.

– Razem pracujemy i razem sypiamy. Miałem nadzieję, że będziesz pamiętała także o tym. – Przechylił głowę. – Ale może nie chcesz o tym pamiętać. Kate, czy uważasz mnie za człowieka niebezpiecznego?

– Niebezpiecznego? Nie sądzę, abyś… Machnął niecierpliwie ręką.

Nieważne. Nie chodziło mi o to, żebyś się tłumaczyła. W każdym razie sądzę, że Blount nie kłamał o Ishmaru. Jest przekonany, że ma nad nim kontrolę. Ale Ishmaru jest na to zbyt przewrotny. Tak więc musimy nadal zachować czujność.

Zmienił temat rozmowy. To dobrze. Odetchnęła z ulgą. Zaczynała już czuć się winna, niespokojna i trochę wystraszona.

Wystraszona?

– A co z Blountem? – zapytała szybko. – Czy on może nam zagrażać?

Przytaknął.

– Wprawdzie nie zna się na ludziach, ale jest z pewnością bardziej przebiegły niż Ogden i nie mniej szujowaty. Wciągnął do gry swego drogiego ojczulka. – Wzruszył ramionami. – Ale udało mi się go zwieść, przynajmniej na jakiś czas. Podobnie jak ty, uwierzył, że jego oferta jest dla mnie nie do odrzucenia.

Cios był celny. Bolesny. Wszystko, co mówił dzisiaj, sprawiało jej ból.

– Jak myślisz, ile mamy czasu do chwili, kiedy Blount zacznie coś podejrzewać?

– Mniej więcej tydzień. Może dwa, jeśli uda mi się to i owo zdziałać. – Spojrzał na nią. – Ale w tym, co zaplanował Blount, tkwią pewne możliwości dla mnie.

– Jakie możliwości?

– Nie pochwaliłabyś tego. Na razie zachowam pomysł dla siebie. Zanim powiem ci, o co chodzi, muszę się najpierw przekonać, jak poskutkowałby twój sposób rozgrywania tej sprawy.

– Idzie nam dobrze. Senator Migellin był wspaniały.

– Tak. Powiedziałbym, że nasze szanse kształtują się teraz na poziomie pięćdziesięciu procent.

– Tylko tyle?

– Na początku dawałem nam najwyżej dwadzieścia pięć.

– Według mnie, mamy więcej niż pięćdziesiąt. I sądzę, że wygrywamy. – Wytrzymała jego spojrzenie. – Wygramy, Seth.

Uśmiechnął się.

– Bo nie uznałabyś innego wyniku.

– Żebyś wiedział, że tak!

– Pójdę teraz do Joshuy. – Dopił swoją kawę. – Zabierzemy ich ze sobą do Waszyngtonu, jego i Phyliss.

Omal nie podskoczyła z radości.

– Czy to bezpieczne? – zapytała przezornie.

– Nie mniej niż przebywanie tutaj. To miejsce przestało być bezpieczne, ale niewykluczone też, że Ishmaru da nam chwilowo spokój. – Wstał. – Zachowamy wszelkie środki ostrożności. Wynajmę dla nich sąsiedni apartament i umieszczę w nim także Rimilona.

Skrzywiła się.

– Phyliss będzie zachwycona.

– Będzie zadowolona, jeśli w ten sposób zapewnimy chłopcu ochronę. Rimilon potrafi być taktowny i dyskretny, jeśli chce. – Zacisnął usta. – Na pewno się postara. Zwłaszcza teraz zależy mu na tym, aby mnie nie rozczarować.

Z mieszanymi uczuciami odprowadzała go wzrokiem, kiedy wychodził z poczekalni. Nikt do tej pory nie wprowadził do jej umysłu tyle zamętu, co Seth. Był niczym tornado, wdzierał się głęboko w jej duszę i zburzył jej spokój na dobre. W czasie tej jednej rozmowy wyzwolił w niej wiele emocji, od gniewu po skruchę, a nawet poczucie winy, współczucie i Bóg wie co jeszcze.

Strach.

Ta myśl zaskoczyła ją.

Seth zasugerował jej, że czuje się zagrożona przez niego. Ale to nieprawda. Seth nigdy by jej nie skrzywdził.

Chyba że po prostu będąc sobą. Chyba że zakłócając jej zorganizowane już, spokojne życie.

Chyba że opuszczając ją. O Boże, tak, bardzo by ją zranił, odchodząc. Uświadomienie sobie tego faktu wywołało w niej głęboki szok. Ale tylko dlatego, że już się przyzwyczaiła do jego obecności w swoim łóżku. Jest tak cholernie dobry…

Zachowuje się również wspaniale wobec Joshuy i Phyliss.

I świetny z niego kompan. Potrafi być duszą towarzystwa. Powiedziała mu o tym już tamtego ranka, po pierwszej wspólnie spędzonej nocy.

Ale na tym koniec.

Nie może dopuścić do tego, aby było coś więcej. Sethowi nigdy nie zabraknie wiary we własną wartość, w przeciwieństwie do Michaela, nie będzie jednak nigdy tak solidny i ustabilizowany jak on.

Jednak… dlaczego w ogóle porównuje ich obu, tak jakby mogła wybierać?

Seth z pewnością odejdzie od niej. To jedynie kwestia czasu. Kiedy tylko zarejestrują RU 2, on ją opuści i ruszy swoją drogą.

Widzisz, jak to boli? A więc przyznaj, że on stanowi dla ciebie niebezpieczeństwo. Uważaj na siebie. Nie pozwól mu zbliżyć się do siebie bardziej niż dotychczas.

Odsunęła talerz i wstała.

Idź do Joshuy. On i Phyliss to twoje życie.

Nie pozwól Sethowi zbliżyć się do siebie bardziej niż dotychczas.


Do hotelu w Waszyngtonie dotarli trzy dni później.

– Wszystko w porządku? – zapytał Seth, kiedy Kate wróciła z sąsiedniego apartamentu, gdzie pomogła rozpakować się synowi i Phyliss.

Kiwnęła głową.

– Tak. Tylko Rimilon czuje się trochę zdominowany przez Phyliss.

– Tak jak my wszyscy. – Seth zdjął marynarkę i cisnął ją na kanapę. – Zadzwoniłem do Migellina. Chce spotkać się z nami u siebie, jutro po południu. Urządza jedno z tych swoich spotkań.

Uśmiechnęła się blado.

– Po tym, co wydarzyło się tam ostatnim razem, zdołał jeszcze namówić kogoś do odwiedzin? Jestem zaskoczona.

– A ja jestem przekonany, że nawet pobiją się o to, kto pierwszy przyjdzie tam, żeby cię zobaczyć. A ci, którzy widzieli, jak otwierasz tę cholerną paczkę, będą rozprawiać o tym wszystkim miesiącami.

– Nie wierzę. – Wzdrygnęła się. – Ja nie potrafię o tym mówić.

– Więc nie mów. – Wziął swoją walizkę i skierował się do sypialni.

– Poczekaj.

Stanął jak wryty, następnie odwrócił się do niej. Odetchnęła głęboko.

– Nie chcę więcej z tobą sypiać.

Uśmiechnął się ironicznie.

– A jednak cię przestraszyłem? Zmusiłem do myślenia. Szkoda, że nie trzymałem języka za zębami.

– To wszystko zaczyna się komplikować.

– A ty nie lubisz komplikować sobie życia.

– Ty też nie chcesz komplikacji.

Ale różnica między nami polega na tym, że ja nie mogę się skryć przed nimi. – Zbliżył się do niej o krok. – Dlaczego postanowiłaś mnie spławić? Za bardzo polubiłaś seks? To wciąga jak narkotyk, nieprawdaż? Tracisz kontrolę nad sobą i właśnie tego nie lubisz? Wolisz, aby wszystko było uporządkowane i spokojne. Albo może nie byłem tak dobrze ułożony i solidny jak Noah czy twój ojciec?

Poczuła się niepewnie, patrząc na jego skrzące się oczy i zaciśnięte usta.

– Bądź rozsądny. Nie ma powodu, żeby się gniewać.

– Jestem rozgniewany. Nie lubię dostawać kopniaka w tyłek, jeśli nie wiem za co. Do diabła, zachowywałem się jak jakiś święty. Niemal jak święty Noah. – Pochwycił ją za ramiona. – To nie w porządku!

– Wiem, przyznaję ci rację – szepnęła bezradnie. – Ale nic na to nie mogę poradzić.

Mienił się na twarzy pod wpływem nawału emocji, milczał przez chwilę.

– Ja też – mruknął wreszcie. – Powiedziałem ci już, że nie znoszę, jak się mnie odrzuca. Robię wtedy wszystko, co tylko możliwe, aby do tego nie dopuścić. – Zdjął ręce z jej ramion, skierował się do swojej sypialni. – Zgoda, będę grzeczny i posłuszny. Pójdę do swojego pustego łóżka i pozwolę ci spać w twoim. Będę się uśmiechać i udawać, że nic złego się nie stało. Ale na tym nie koniec, nie łudź się. Nie pozwolę na to. Za miesiąc znajdę się znowu w twoim łóżku.

Zaprzeczyła ruchem głowy.

– To nie miało trwać wiecznie. Też tego nie chciałeś.

– Nie mów mi, czego ja chcę. – Zatrzasnął za sobą drzwi. Drgnęła silnie, jakby ją uderzył. Ta burzliwa reakcja przeraziła ją.

Do tej pory nie miała okazji zetknąć się tak bezpośrednio z mrocznym, pełnym furii zachowaniem.

Czuła się nie tylko przerażona, ale także winna i samotna.

Bardzo samotna.


Przed snem zmusiła się do przeczytania książki o wojownikach. Nie mogła zwlekać dłużej. Ishmaru zbliża się nieubłaganie, a więc trzeba zwalczyć lęk i znaleźć dzięki tej lekturze coś, co mogłoby się okazać jego słabym punktem.

I po raz pierwszy, odkąd ona i Seth zostali kochankami, koszmar powrócił.

Obudziła się zadyszana, zlana potem, zapłakana.

Seth!

Ale Setha nie było przy niej.

Był za to Ishmaru. Wtargnął w jej sen, tak jak już wcześniej wtargnął w jej życie.

Jednak nie chodziło mu o nią.

Tropił Setha.

Ktoś, kto znaczy dla ciebie wiele. Zgadnij, kogo wybrałem?

Jakoś nie przyszło jej dotąd na myśl, że niebezpieczeństwo mogłoby zagrażać Sethowi. Seth jest silny, sprytny, groźny dla przeciwnika.

Ale Noah też był silny i bystry.

Zapragnęła nagle wbiec do sypialni Setha, być przy nim, osłonić go w razie potrzeby.

Nie pozwól mu zbliżyć się do siebie bardziej niż dotychczas.

Przestań się trząść. Seth potrafi skuteczniej zadbać o swoje bezpieczeństwo niż Noah. Spij wreszcie.

Zgadnij, kogo wybrałem…


Blount był z siebie bardzo zadowolony.

Dobrze ocenił tego Drakina. To tylko kwestia czasu, kiedy ten facet znajdzie się po jego stronie.

A razem z nim napłyną pieniądze i władza.

Nucąc coś pod nosem, otworzył drzwi biura i wszedł do środka. Zawsze przychodził dwie godziny wcześniej niż Ogden, który zjawiał się dopiero około dziesiątej. Taka taktyka miała podwójną zaletę: jego pilność robiła duże wrażenie na szefie, a poza tym miał dwie godziny na swobodne przeglądanie dokumentów przechowywanych w szufladzie Ogdena.

Wszystko wskazywało jednak na to, że tego typu wybiegi wkrótce przestaną być mu potrzebne. Zbliżał się do celu. Będzie miał Drakina i również współpraca z Ishmaru układa się pomyślnie.

Tak, był bardzo zadowolony z rozwoju sytuacji. Podniósł słuchawkę. Nadeszła pora, aby sprawdzić jeden, ostatni już szczegół…

Загрузка...