Czy wszystko już spakowałaś? – zapytała Phyliss. – Prawie. – Kate wyjęła z komody jeszcze jedno naręcze ubrań i położyła je na łóżku obok walizki. – A ty i Joshua?
– Joshua już się spakował. – Po chwili milczenia dodała: – Ja jeszcze nie zaczęłam.
– Lepiej się pośpiesz. Seth udziela teraz Tony’emu ostatnich instrukcji, ale niedługo wróci.
– Jakich instrukcji?
– Chyba nie sądzisz, że zrezygnowałam z forsowania testów RU 2? To nie będzie proste, mimo że Longworth zdecydował się nas wesprzeć.
– Wszystko poszłoby sprawniej, gdybyś została tu i osobiście czuwała nad całą sprawą – uśmiechnęła się Phyliss. – Jesteś w tym niezastąpiona.
– Muszę być w Amsterdamie. Prawdopodobnie uda mi się rozpocząć tam pracę nad testowaniem leku w ciągu trzech miesięcy. Są ludzie, którzy nie mogą już dłużej czekać.
– Na przykład twój ojciec.
Przytaknęła.
– Ale nie tylko on. Nie jestem aż tak samolubna. – Zamknęła walizkę. – Idź już. Musisz się spakować, najwyższy czas.
– Ja nie wyjeżdżam.
Kate odwróciła się w jej stronę.
– Co takiego?
– Zostaję tutaj.
– Dlaczego?
– Będę czuwać nad sprawą RU 2 i usuwać kłody, które ci idioci rzucają nam pod nogi. Ja też potrafię sforsować to i owo, jeśli mi na tym zależy.
– Dlaczego mówisz o tym dopiero teraz?
– Sama nie wiedziałam, że mam takie plany, dopóki nie zaczęłam się zastanawiać. W pewnym sensie Michael też zginął z powodu RU 2. Może uda mi się nadać temu wszystkiemu jakiś sens, jeśli przekonam ludzi, że to istotnie dobry lek.
– Ale Joshua…
– Joshua będzie za mną tęsknił. Tak jak i ty. Stęskni się za mną nawet ten urwis Seth. Ale trudno, musicie pocierpieć. Bo ja powinnam zrobić coś wreszcie ze swoim życiem.
Kate spojrzała na nią skonsternowana.
– Nigdy cię nie powstrzymywałam przed robieniem niczego, na co miałaś ochotę.
– Wiem. Rzeczywiście nie powstrzymywałaś mnie przed robieniem czegokolwiek. Ale łatwo popaść w rutynę, jeśli przebywa się wśród ludzi, których się kocha. Najwyższa pora, abym się z niej wyzwoliła. – Uśmiechnęła się. – Dlatego zamierzam znaleźć sobie pole działania i przysporzyć Tony’emu tyle pracy, żeby zaczął cię błagać o powrót do kraju.
– Nie wiem, co będę robiła bez ciebie.
– Przecież masz Joshuę. I myślę, że możesz mieć Setha. – Zastanawiała się chwilę. – Jeśli oczywiście chcesz go mieć. Więc jak, chcesz?
– To skomplikowana sprawa.
– Chcesz go czy nie?
Seth opiekuńczo trzymający jej ojca w ramionach. Seth przekomarzający się z Joshuą. Seth obejmujący ją czule podczas rozmowy. Seth w łóżku. Spójrz prawdzie w oczy. Przestań udawać, że tego nie ma. Bądź uczciwa wobec samej siebie i wobec Phyliss.
– O tak. Chcę. Jestem tego pewna.
– On nie będzie łatwy. Ale jest tego wart. Zresztą nic, co łatwe, nie przypada ci do gustu.
– Co masz na myśli? Byłam bardzo zadowolona z życia, jakie wiodłam przedtem, zanim to wszystko się wydarzyło.
– Po prostu dostosowałaś się do okoliczności, gdyż byłaś związana z Dandridge przez swego ojca. Ludzie o silnej woli potrafią wmówić sobie wszystko. Powiedziałam ci kiedyś, że dla nas nic już nie będzie takie, jakie było. To wcale nie znaczy, że nie może być dobre. – Objęła Kate, uściskała serdecznie. – No, nie rób już takiej żałosnej miny. Dla mnie najwyższy czas, abym postąpiła właśnie w ten sposób.
Kate, nie wypuszczając jej z objęć, przytaknęła.
– Wiem. Po prostu… – Nie, nie zachowuje się jak należy. Cofnęła się o krok siląc się na rzeczowy ton, dodała: – Kiedy już wróci Seth, powiadomimy cię, co i jak. A potem powinniśmy być w kontakcie telefonicznym i raz na tydzień przeprowadzać coś w rodzaju narady, aby omówić wszelkie problemy.
– W pierwszym miesiącu dwie rozmowy. Potem będzie łatwiej. – Phylis skierowała się do wyjścia. – Pójdę do Joshuy, przekażę mu nowiny.
Kiedy kilkanaście minut później Seth wszedł do pokoju, Kate siedziała na łóżku, wpatrując się w walizkę. Stanął jak wryty.
– Co się stało? Czyżby Longworth znowu…
– Phyliss nie jedzie z nami. Uznała, że jej miejsce jest tutaj i że będzie czuwała nad naszą sprawą. Powinieneś się cieszyć z takiej decyzji. Czy nie tego zawsze chciałeś?
– Co masz na myśli?
– Jeśli Phyliss dopnie swego, RU 2 uzyska rejestrację w Stanach wcześniej niż w Amsterdamie.
– Jeśli ktokolwiek jest w stanie tego dokonać, to tylko ona. Masz jakieś zastrzeżenia?
– Tylko takie, że będzie mi jej brakować. Jesteśmy przecież rodziną.
– Mówisz tak, jakbyś miała jej już nigdy nie zobaczyć.
– Na pewno upłynie sporo czasu, zanim się znowu spotkamy. – Przeniosła wzrok na niego. Cygan. Piotruś Pan. Machiavelli. Opiekun. Miał w sobie cechy każdej z tych osób i Phyliss oceniła go właściwie: nigdy nie będzie łatwy w pożyciu. No to co? Zazwyczaj nic, co dobre, nie jest łatwe. Wstała, rozprostowała ramiona. Śmiało, powiedz to wreszcie. – Tak więc doszłam do przekonania, że odtąd ty masz trzymać wszystko w garści.
Spojrzał na nią czujnie. – Co?
– To, co słyszałeś. Moja rodzina idzie w rozsypkę. Phyliss odchodzi. Nadejdzie dzień, kiedy odejdzie też Joshua. Tata… – Westchnęła głęboko. – A więc ty musisz być moją rodziną. I jeśli nie wykręcisz jakiegoś głupiego numeru, możemy być razem przez co najmniej pięćdziesiąt najbliższych lat.
– Fascynujące. Czuję się już jak jedna z części wymiennych w zmywarce do naczyń.
– Przestań. Czy myślisz, że to takie proste? Co będzie, jeśli się mną zmęczysz? Jeśli ci się znudzę? Albo jeśli ja postanowię odejść od ciebie? – Przytuliła się do niego, oparła głowę na jego piersi. – Nie, nie pozwolę ci odejść. Poszłabym za tobą wszędzie, gdyby nie było innego wyjścia. Ty też powinieneś wreszcie mieć rodzinę. Zżyjesz się z nami.
– Możliwe.
– I mógłbyś przestać być taki sztywny. Wiem, że mnie kochasz. I na pewno wiesz, że ja cię kocham.
– Jasne, że wiem. Nie byłem tylko pewien, czy się do tego przyznasz. Wydawało mi się, że muszę cię dopiero nakłonić do wyznania uczuć i że zajmie mi to przynajmniej pół roku. – Przygarnął ją do siebie. – Nie o takiego mężczyznę ci chodziło, wiem o tym. Ale to nic. Oswoisz się z tym. Jesteś skazana na mnie. I to na długo. A ja już się nie zmienię. Będziesz musiała zaakceptować mnie takim, jaki jestem.
– Już cię zaakceptowałam. Jesteś właśnie takim mężczyzną, jakiego pragnęłam.
– Kiedy dokonałaś tego doniosłego odkrycia?
– Kiedy ujrzałam, jak trzymasz mego ojca w ramionach – odparła krótko.
Odsunął ją od siebie, ujął jej twarz w obie dłonie.
– A jeśli zmienisz potem zdanie? – zapytał zdławionym głosem. – Mówiłem ci już, że nie lubię być odtrącany. Nie zachowywałbym się wtedy grzecznie ani układnie. Zacząłbym kombinować, knuć intrygi i uciekać się do najrozmaitszych podstępów i sposobów, byle tylko zostać przy tobie.
– Do diabła, nie zamierzam zmieniać zdania. Podziwiam cię. Szanuję. Kocham. I na pewno nie pozwolę ci odejść. Więc jak, ożenisz się ze mną?
– Czy to warunek naszego układu?
– Tak. Chcę, żeby istnienie naszej rodziny zostało oficjalnie potwierdzone.
Uśmiechnął się lekko.
– Muszę się nad tym zastanowić.
Poczuła, jak przepełniają uczucie szczęścia. A więc to się stanie!
– Dobrze, dam ci czas do namysłu. Ale musisz mi odpowiedzieć, kiedy znajdziemy się w Amsterdamie. Potem znajdę sobie jakiegoś Holendra.
– Och, nie muszę się zastanawiać aż tak długo. W porządku, ożenię się z tobą. – Pocałował ją. – Pod jednym warunkiem. – W jego oczach zabłysły figlarne iskierki.
– Mów prędko, płonę cała z ciekawości – ponagliła go.
– Chodzi o mego psa. Będziesz musiała przyjąć mnie razem z nim. Biedny kundel! Aż boję się myśleć o tym piekle, które będzie zmuszony przejść jeszcze raz. Nie znasz przypadkiem holenderskich przepisów dotyczących kwarantanny dla psów?