11.

– Możesz wejść. – Kate wycierała włosy ręcznikiem, kiedy sześć godzin później Seth zapukał do jej pokoju. Miałaś zamykać drzwi na klucz – zganił ją, wchodząc do środka.

– Były zamknięte, dopóki spałam. Potem otworzyłam, bo chciałam wejść pod natrysk, a wiedziałam, że zaraz przyjdziesz.

– To nie jest rozsądne tłumaczenie.

– „W porządku. – Odrzuciła ręcznik, przeczesała wilgotne jeszcze włosy dłonią. – Następnym razem będę rozsądniejsza.

– Stajesz się bardzo potulna.

– Staję się roztropna. Pod tym względem jesteś lepszy ode mnie. Uczę się właśnie od ciebie. Powiedziałam już, że jesteś mi potrzebny. – Usiadła na brzegu łóżka, otuliła się szczelniej szlafrokiem. – Z pewnością zrobię wszystko, co możliwe, aby nie dać się zabić. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Ale nie zamierzam się dłużej ukrywać.

– A co z Joshuą i Phyliss? Chyba nie chcesz narazić ich na niebezpieczeństwo?

– Jasne że nie. Przyszło mi do głowy… Noah powiedział, że grozi im coś złego, kiedy są przy mnie.

– To prawda.

– Z tego wynika, że nie powinni się znajdować blisko mnie, gdybym została wytropiona.

Pokręcił głową.

– O ile cię znam, nie zgodzisz się spuścić z oczu swego syna. Jej dłoń zacisnęła się kurczowo na pasku od szlafroka.

– Zgodzę się, jeśli to miałoby ocalić mu życie.

– To nie jest konieczne – odparł szorstko. – Dopadnę Ishmaru.

– A kiedy go zabijesz, Ogden wyśle za nami kogoś innego. Chcę, aby to się wreszcie skończyło. Musimy upowszechnić sprawę RU 2.

– Ty się tym zajmij. Ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego.

– Właśnie. Po prostu chcesz załatwić Ishmaru, a potem odejść w siną dal. Nie pozwolę na to.

– A w jaki sposób zamierzasz mnie powstrzymać?

– Nie muszę cię powstrzymywać. Lubisz Joshuę, wiem o tym. Nie pozwolisz mu zginąć. Nie jesteś aż tak bezduszny.

– Pozwoliłem, aby zginął Noah. Mój najbliższy przyjaciel.

– I dlatego jesteś teraz tak wściekły na samego siebie, że najchętniej kopałbyś wszystkich na prawo i lewo.

– Możliwe.

– Na pewno tak. – Znużona pokręciła głową. – Posłuchaj, nie obchodzi mnie, co zrobisz, kiedy RU 2 uzyska już atest, a moja rodzina znajdzie się w bezpiecznym miejscu. Możesz wtedy wyjechać do Tybetu albo do Ameryki Południowej lub nawet dać się oskalpować przez łowców głów. Decyzja będzie należała do ciebie. Ja chcę po prostu, żebyś nam pomógł. Mogę na ciebie liczyć?

– Byłem już w Tybecie. Wcale mnie tam nie ciągnie.

– Pomożesz?

Spoglądał w dół, jakby interesowała go w tej chwili wyłącznie podłoga.

– Nie wiem, jak mógłbym ci odmówić, skoro prosisz tak gorąco. Odetchnęła z ulgą. Nie wierzyła wprawdzie, by Seth pozostawił ich na łasce losu, ale nie miała pewności. Jak powiedział Tony, Seth zawsze był nieobliczalny.

– Ale Ishmaru jest mój. I nie będzie żadnych pytań, żadnych dyskusji. Zajmę się nim.

– Zgoda, nie będzie dyskusji. – Wzdrygnęła się. – Już raz cię powstrzymałam, kiedy miałeś okazję go zabić. Żałuję teraz, że tak się nie stało.

– To moja wina. Wiedziałem, że robię źle. – Wzruszył ramionami. – Ale czułem, że budzę w tobie lęk, wiedziałem też, że bardziej niż samego Ishmaru Noah boi się, iż nie uzyska od ciebie tego, na czym mu zależało.

– Tak ci powiedział? – szepnęła.

Przytaknął.

– Powiedział mi o wszystkim, co dotyczyło RU 2. I mądrze zrobił. Utrzymywanie swoich sprzymierzeńców w niewiedzy nie przynosi z pewnością nic dobrego. – Podszedł do komody, na której stała maszynka do kawy. – Napijesz się?

Odruchowo kiwnęła głową.

– A więc wiesz wszystko, o czym wiedział Noah. – Jakby tknięta nagłą myślą, uniosła wyżej głowę. – Czy także na mój temat?

– Nie wszystko, ale większość. O twoim wykształceniu, o twoich poglądach. – Napełnił filiżankę, nie patrząc na nią. – Ale nie przejmuj się, nie mówił mi, jaka jesteś w łóżku.

Znieruchomiała z wrażenia.

– Powiedział ci, że poszłam z nim do łóżka?

– Właściwie nie mówił tego wprost. Ale takie odniosłem wrażenie…

– Wzruszył ramionami. – Pasowaliście do siebie. Wystarczy zetknąć ze sobą mężczyznę i kobietę, aby doprowadzić do właściwej reakcji.

– Tylko że ta reakcja nigdy nie nastąpiła. Byliśmy oboje zbyt zaabsorbowani pracą. To by nam przeszkadzało.

– A więc znowu RU 2. Jakie to beznamiętne i jednocześnie praktyczne z waszej strony. – Uśmiechnął się. – Wiesz, trzeba przyznać, że Noah był cholernym głupcem.

Uczciwość kazała jej wziąć go w obronę.

– Oboje zadecydowaliśmy, że tak będzie najlepiej.

– Ale ty byłaś samotna, mało odporna i nie zaabsorbowana bez reszty tym RU 2. Założę się, że wystarczyłoby zakręcić się koło ciebie.

– To nie twoja sprawa, Seth.

– Na jego miejscu zakręciłbym się, bez względu na konsekwencje.

– Podszedł bliżej i podał jej filiżankę. – Ale, z drugiej strony, z zasady jestem przeciwny zaprzeczaniu samemu sobie.

– Cieszysz się chwilą?

– Właśnie.

– No cóż, Noah miał inne priorytety.

– Wiem. Na przykład zbawienie ludzkości. – Uniósł dłonie, jakby równoważąc szalę wagi. – Zbawianie ludzkości? Seks? – Klęknął nagle, podpierając się lewą ręką. – Przykro mi, Kate – westchnął ciężko. – Ale seks zwycięża każdorazowo.

Uśmiechnęła się mimo woli, po raz pierwszy od dłuższego czasu.

– Nie wygłupiaj się.

– Chciałem tylko unaocznić ci fakt, że nie jestem taki jak Noah. Nigdy nie będę mnichem ani świętym. I z pewnością nie jestem dżentelmenem. Nie jestem też czarnym charakterem, ale może kimś pośrednim. – Usiadł na podłodze, krzyżując nogi. – Nie będę próbował oszczędzać cię ani wykorzystywać. I zachowam się wobec ciebie tak uczciwie, jak tylko potrafię. Więc oferuję ci więcej, niż uzyskałaś od Noaha.

Zmarszczyła brwi.

– Co masz na myśli?

– Nie powiedział ci, że jesteś poszukiwana przez policję jako domniemana sprawczyni morderstwa popełnionego w Dandridge.

– Co takiego?

– Chodzi o tego policjanta z radiowozu. Uznano, że zabiłaś go, gdyż byłaś wytrącona z równowagi, a ponadto rozeźlona na policję z powodu śmierci twego eksmęża.

Pokręciła gwałtownie głową.

– To szaleństwo!

– Nie, to bardzo sprytny sposób trzymania cię na uwięzi i zdyskredytowania na wypadek, gdyby przyszło ci do głowy upublicznić RU 2. W tym celu jakieś pokaźne kwoty musiały przejść z ręki do ręki.

– Ale przecież nikt nie mógł… Alan na pewno próbował wyjaśnić… To wszystko nie ma najmniejszego sensu!

– Oskarżenie upadłoby jako bezpodstawne, ale zawsze to jakaś przeszkoda. I pod tym względem ma sens.

Słusznie, pomyślała oszołomiona. To samo zrobiono przecież z Noahem po wysadzeniu jego fabryki w powietrze. Obciążyć dodatkowo ofiarę, oto ich strategia.

– Od jak dawna Noah wiedział, że jestem poszukiwana?

– Odkąd zamieszkaliście w tamtej chacie. Byłaś mu potrzebna do prac nad RU 2, a bał się, że w tej sytuacji zechcesz wrócić natychmiast do Dandridge, aby oczyścić się z zarzutów.

– Może rzeczywiście postąpiłabym w ten sposób. – Oblizała spieczone wargi. – Ale on nie miał prawa ukrywać tego przede mną. To nie w porządku.

– Byłaś mu potrzebna. Oboje kochaliśmy tego sukinsyna i nie ma potrzeby obwiniać go teraz o cokolwiek. Po prostu dał się wciągnąć w coś, co pochłonęło go bez reszty. – Zacisnął usta. – Próbuje chronić to nawet po śmierci.

– Tak, masz rację. – Zmieniony patent, testament. Pozornie zachowanie świadczące o uczciwości i wspaniałomyślności, ale tak naprawdę oboje będą przez to przykuci już na zawsze do RU 2. A przynajmniej ona. Wątpliwe, czy Seth pozwoli się przykuć do czegokolwiek na dłuższy czas. W każdym razie okres ten musi potrwać przynajmniej do chwili, kiedy okaże się, że Joshua i Phyliss są bezpieczni. – Ale ja nie obwiniam go o nic. Miał dobre intencje.

– Święty Noah.

Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Tak właśnie ona nazwała go, zanim wyjechał.

– Był dobrym człowiekiem.

– Trudno o lepszego. – Uciekł wzrokiem gdzieś w bok. – Ale wcale nie był świętym, lecz zwykłym człowiekiem, jak każdy z nas. I popełniał błędy.

– Jakiego rodzaju?

– Na przykład czekał biernie, aż Ogden wyśle swoich siepaczy. W tym trudniejszej sytuacji znaleźliśmy się teraz my wszyscy.

– Musieliśmy opracować ostateczny wzór RU 2.

– A ja mogłem pojechać do Waszyngtonu i policzyć się z Ogdenem.

– Musiałeś ochraniać Joshuę.

– Istniały inne rozwiązania problemu, bezpieczniejsze. Noah chciał po prostu, abyś czuła się szczęśliwa. Był przekonany, że wtedy będziesz pracowała z większym zapałem. Stąd pomysł, żebyś miała Joshuę blisko siebie.

– A te bezpieczniejsze rozwiązania?

– Bezpieczniejsze od tego, na jakie on się zdecydował. Znajdowaliśmy się w samym sercu lasu. Trudno w takich warunkach czuwać nad czyimś bezpieczeństwem.

– A jednak ty czuwałeś.

– Bo jestem cholernie dobry. Jeśli o mnie chodzi, zorganizowałbym to wszystko zupełnie inaczej, ale tu dyrygentem był Noah. Już nim nie jest. – Skierował wzrok z powrotem na nią. – Ani ty, Kate. Jeśli chcesz, abym ci pomagał, musisz zaakceptować mój sposób działania.

Zesztywniała.

– Ani myślę.

– Nie mówię, że nie będę cię pytać o zdanie. Jesteś bystra i wszystko na temat RU 2 masz w małym palcu. Chodzi mi po prostu o to, że nie dam się zepchnąć po raz drugi na dalszy plan.

On to mówi serio, uświadomiła sobie zaniepokojona.

– Ja też nie lubię, kiedy ktoś myśli za mnie. Pozwoliłam Noahowi decydować o wszystkim, a teraz się dowiaduję, że jestem podejrzana o popełnienie morderstwa i…

– Wybór należy do ciebie, Kate.

Wpatrywała się w niego parę chwil, wreszcie niechętnie kiwnęła głową.

– Zgoda. Podporządkuję się twoim planom i tak pozostanie, dopóki będę widziała sens w tym, co robisz, a moja rodzina będzie bezpieczna.

– Doskonale. – Wstał. – Teraz ubierz się, a ja pójdę po Tony’ego. Musimy opracować strategię, skoro masz się ujawnić. To nie będzie proste.

– Apokalipsa – szepnęła.

– Co takiego?

– Tak nazwał to Noah.

– On w ogóle stał się pesymistą po tej eksplozji w fabryce. – Seth podszedł do drzwi. – Ale nie miał racji. To nie jest jeszcze apokalipsa.

– A co?

– Po prostu wojna – odparł znużonym tonem. – Jeszcze jedna wojna.

– Zamierzasz się ujawnić? – powtórzył Tony. – Bez Noaha? – Spojrzał wilkiem na Setha. – Z nim?

– Zgadza się – odparła. – I potrzebujemy twojej pomocy.

– Popełniasz błąd, obdarzając go zaufaniem.

– Nie sądzę.

– Obiecałem jej, że nie sprzedam RU 2 zaprzyjaźnionemu kartelowi narkotykowemu – odezwał się Seth. – Zastanawiam się, skąd w ogóle przyszło jej do głowy coś tak bzdurnego? Jakoś czuję w tym twoją rękę, Tony. Ty jej podsunąłeś ten pomysł, czyż nie?

– Istotnie. – Tony spojrzał odważnie na Setha. – Z tobą były zawsze kłopoty.

– No cóż, teraz ty będziesz miał tego rodzaju kłopot. Musisz ze mną współpracować.

– Wypchaj się, dobra?

– Wolisz, aby się okazało, że śmierć Noaha poszła na marne? Chcesz, żeby temu Ishmaru uszło wszystko na sucho?

Tony nie odpowiedział.

– Daj spokój – dodał ciszej Seth. – Noah był twoim przyjacielem. Możesz nie wierzyć, że nadaję się na miejsce Noaha, ale wiesz dobrze, że potrafię dopaść Ishmaru.

– Może.

Seth przeszywał go wzrokiem.

– No, dobrze, jesteś świetny w tym, co robisz. – Tony pokręcił głową. – A niech tam! Gorzej już być nie może.

– Traktuję twoje słowa jako wyraz aprobaty.

– Czego ode mnie chcesz?

– Całego mnóstwa rzeczy. Przede wszystkim informacji. Co się dzieje z Longworthem?

– Już mówiłem Noahowi o ustawie, którą chce przepchnąć.

– I nic poza tym?

– Skąd, u diabła, miałbym to wiedzieć? Przez dwie ostatnie doby byłem zajęty czymś innym.

– Wprowadź mnie w sprawę tego patentu. Zarejestrowałeś go?

– Jeszcze nie. Noah przedłużył procedurę. Kazał zmienić patent w taki sposób, aby widniało na nim także nazwisko Kate. Dokumenty znajdują się w depozycie bankowym.

– Pojedź do Waszyngtonu i zarejestruj wszystkie dokumenty. Masz kogoś zaufanego w urzędzie patentowym?

– Jasne. Mam dobrych znajomych we wszystkich urzędach patentowych w kraju i w kilku najważniejszych miejscach w Europie. Noah wysyłał mnie od sześciu miesięcy to tu, to tam.

– A dlaczego również do Europy?

– Wiedział, że tu, w Stanach, może sobie nie dać rady z przeciwnikami. Łatwiej zarejestrować lek za granicą.

– W takim razie dlaczego nie pomyślał o opatentowaniu go w innym kraju?

– Znasz Noaha. Niepoprawny patriota. Chciał, aby największe korzyści przypadły w udziale Stanom Zjednoczonym. W FDA trwa latami, zanim dopuszczą zagraniczny lek.

– A my załatwimy to w Europie – zaproponował Seth. – Jaki kraj byłby najlepszy?

– Holandia. W Amsterdamie dopuszczenie leku trwa przeciętnie trzy miesiące, podczas gdy FDA potrzebuje na to trzech lat.

– Poza tym firmy farmaceutyczne w Europie nie miały jeszcze powodu, aby mobilizować się przeciw RU 2. Dobrze, tak właśnie zrobimy.

– Nie – odezwała się Kate.

Obaj spojrzeli na nią.

– Najpierw musimy spróbować pójść drogą, jaką szedł Noah. Musimy myśleć o jego ludziach. O naszych ludziach.

– To nierozsądne – mruknął Seth. – Znacznie bezpieczniejsi będziemy w Holandii.

– Mówiłeś, że zapewnisz bezpieczeństwo memu synowi i Phyliss.

– Ale ty się odsłonisz. Będziesz wyraźnym celem. To nierozsądne.

Nie obchodzi mnie, czy to rozsądne, czy nie. Mordercy Noaha nie chcą dopuścić na rynek RU 2. A ja nie chcę, aby osiągnęli swój cel. – Uśmiechnęła się z goryczą. – A więc nie pozwól im trafić do celu, oto twoje zadanie. Noah zginął w obronie RU 2. Spróbujmy poprowadzić dalej sprawę na jego sposób.

Seth wpatrywał się w nią długą chwilę.

– Cztery miesiące. Jeśli w tym czasie nie posuniemy się do przodu, nie pozwolę ci dłużej walić głową o mur. Noah nie był głupcem. Nie uruchamiałby tego całego mechanizmu, gdyby się nie obawiał, że RU 2 nie zostanie tu dopuszczone na rynek.

Pokiwała głową.

– Sądzisz, że nie znam tego problemu? Chcę, aby testy rozpoczęły się jak najszybciej. Nawet jeśli zdołamy zapobiec uchwaleniu tamtej ustawy, FDA może zacząć działać z nadmierną ostrożnością. Możemy jednak usunąć z drogi przynajmniej te kłody, które rzuca nam pod nogi Ogden.

Seth spojrzał na Tony’ego.

– Jedź zarejestrować dokumenty w Waszyngtonie.

– Zamierzasz utrzymać to w tajemnicy?

– Tylko przez jedną dobę. Nie chcę, aby jakiś przypadkowy pożar zniszczył akta przed upublicznieniem sprawy.

– A jak to przeprowadzimy? – zapytała Kate.

– Przez „Washington Post”. – Zwrócił się do Tony’ego: – Kto w redakcji jest bystry i zachłanny na dobre tematy?

– Zack Taylor, Meryl Kimbro… wszystko jedno. Nie ma tam dziennikarza, który nie marzy o tym, by zostać gwiazdą.

– W takim razie wybieraj.

– Meryl Kimbro. Jest bardziej otwarta niż Taylor.

– Zorganizuj spotkanie ze mną i Kate na jutro, na dziewiątą wieczór.

– Gdzie?

– W jakimś hotelu. – Uniósł brwi. – Rozczarowany? A czegoś się spodziewał? Garaże są zbyt wilgotne i posępne.

– Ale zrobiłyby na niej większe wrażenie.

– Będzie pod wystarczająco dużym wrażeniem, kiedy Kate zapozna ją ze swoją sprawą. – Ujął ją pod ramię. – Ruszaj już, Tony. A kiedy zarejestrujesz wszystkie dokumenty, zadzwoń ze swojej cyfrowej komórki.

– Gdzie będziecie?

– W pobliżu. Musimy przedsięwziąć pewne środki ostrożności.

– I słusznie. Żadne miejsce nie będzie bezpieczne, kiedy już otworzymy tę puszkę Pandory.

– Te środki ostrożności nie mają dotyczyć nas, lecz Joshuy i Phyliss. – Otworzył drzwi przed Kate. – Poza tym mylisz się. Znam miejsce, które pozostanie bezpieczne.

– Gdzie ono jest? – zapytała Kate, idąc z nim w stronę pokoju syna i teściowej.

– To trudno opisać. Wolę ci je pokazać. – Przystanął przed drzwiami. – Chciałbym zamienić parę słów z Joshuą. Sam na sam.

– Dlaczego?

– Nie spodoba mu się, że go zostawiasz. Ale wydaje mi się, że zniesie to łatwiej, jeśli otrzyma tę wiadomość ode mnie. Weź Phyliss na spacer i wyjaśnij jej, o co chodzi.

– Myślę, że ja powinnam mu o tym powiedzieć.

– Ta sprawa nie ma nic wspólnego z obowiązkami matki wobec dziecka. Możesz porozmawiać z nim później.

Skapitulowała. Może rzeczywiście Seth ma rację? Joshua darzy go pełnym zaufaniem.

– Ile czasu potrzebujesz?

– Dwadzieścia minut. Kiwnęła głową.

– Zgoda.


– Nie. – Joshua zacisnął pięści u boków. – Jadę z wami.

Seth odchylił się na krześle do tyłu. Czekał. Niech chłopiec wyrzuci z siebie wszystko, co go boli.

– Ona mnie potrzebuje.

– To prawda.

– A więc powiedz jej, że musi mnie wziąć ze sobą.

– Nie posłucha. Jest przekonana, że tylko w taki sposób można zapewnić wam bezpieczeństwo.

– A co z nią? Przecież nie jest… Mało brakowało, a on by ją zabił!

– Ale nie zabił. Okazała się zbyt trudnym przeciwnikiem.

– Zranił ją!

– To się nie powtórzy.

– Zabił mego tatę. I Noaha.

– Już nigdy nie skrzywdzi twojej mamy. Nie pozwolę mu na to.

– Muszę być razem z nią. Pomagać wam. Powiedz jej o tym.

– Nie.

Joshua otworzył szeroko oczy.

– Nie zrobię tego, bo twoja mama ma rację. Powinieneś znaleźć się tak daleko od niej, jak to tylko możliwe. Jeśli będzie musiała myśleć o twoim bezpieczeństwie, zaniedba swoje. Wtedy ty stanowiłbyś zagrożenie dla niej.

– Zaopiekowałbym się nią.

– Przemyśl to sobie, Joshua.

– Nie chcę myśleć. Chcę być przy was.

– Nawet gdyby twoja matka miała przez to zginąć?

Zaległa cisza. Seth zdawał sobie sprawę z głębokiej rozterki, jaką przeżywa w tej chwili chłopiec, wiedział jednak, że nie może mu pomóc.

– Mówisz prawdę?

– Czy oszukałem cię choć jeden raz?

Znowu długa chwila ciszy.

– Zatroszczysz się o nią? Obiecujesz, że nie pozwolisz, aby spotkało ją coś złego?

– Obiecuję.

Joshua kiwnął nerwowo głową.

– Zgoda.

Seth siedział bez ruchu, nie odrywając od chłopca wzroku. Domyślał się, jak trudno przyszła mu ta decyzja. Nie miał wcale pewności, czy sam zdołałby uporać się z tak koszmarną sytuacją, będąc w wieku Joshuy. Dzieciak był mocno zraniony, ale z każdym dniem stawał się silniejszy i bardziej odporny. Seth zapragnął wyciągnąć rękę i…

Nie uczynił tego. Joshua nie szukał pocieszenia. Chciał tylko, aby Kate była bezpieczna. Oraz obietnicy Setha, że tego dopilnuje. Joshua podjął decyzję godną dorosłego mężczyzny i Seth nie zamierzał traktować go teraz jak małego dzieciaka.

Boże, jakże był dumny z tego chłopca!


Kate spoglądała sceptycznym wzrokiem na olbrzymią, zdobioną wysokimi kolumnami rezydencję w stylu kolonialnym.

– To ma być bezpieczne miejsce, o którym mówiłeś?

– Tak jakby. Masz przed sobą hotel „Greenbriar”, główną atrakcję miejscowości. Jest tu także wspaniałe pole golfowe.

– Nie grywam w golfa – odezwała się z tylnego siedzenia Phyliss. – A kort tenisowy?

– Owszem, jest i kort, ale obawiam się, że nie będziesz grała w tenisa. Co byś powiedziała na ping-ponga?

– Cóż, skoro zadowolił się tym Forrest Gump… – Objęła ramieniem Joshuę. – Co ty na to?

– Dlaczego tu jesteśmy? – szepnął. – Ten dom nie jest… wygląda inaczej niż leśniczówka.

Pewnie chodzi mu o to, że nie wydaje się bezpieczny, domyśliła się Kate. I chyba ma rację.

– Co my tu właściwie robimy? – zapytała.

– Zobaczysz. – Skręcili w boczną alejkę i wkrótce hotel zniknął z pola widzenia. Trzy mile dalej Seth zatrzymał auto w miejscu osłoniętym przez gęste krzewy.

– Mówiłeś przedtem, że w lesie trudno zapewnić bezpieczeństwo.

– To tylko drobna mistyfikacja, dla zamydlenia oczu. – Wysiadł z dżipa i podszedł do skupiska dużych głazów.

– Popatrzcie.

Kate wysiadła powoli z auta, Phyliss i Joshua poszli w jej ślady.

– Dla zamydlenia oczu?

Seth podniósł jeden z mniejszych głazów, odsłaniając panel z klawiaturą. Wystukał kod i dwa duże głazy rozsunęły się na boki.

– Sezamie, otwórz się! – zawołał.

– Całkiem jak jaskinia Ali Baby – ucieszył się Joshua. – Fajnie!

– Ale nie znajdziesz tu butelki z uwięzionym w niej dżinnem. – Seth począł schodzić niżej. – Poczekajcie, zaraz wrócę.

Phyliss z obawą wpatrywała się w ciemność.

– Nie musisz się śpieszyć. Mamy sporo czasu.

W czeluści rozbłysło nagle światło, a w chwilę później Seth stanął z powrotem na górze, obok nich.

– Musiałem uruchomić generator. Idźcie powoli. Do głównych pomieszczeń doprowadzany jest tlen, ale zanim dotrze wszędzie, gdzie to konieczne, upłynie jeszcze pięć minut.

Dno tunelu było szerokie i kręte, ściany wzmocnione gładką warstwą betonu.

– Zupełnie jak w bunkrze – szepnęła Kate.

– Trafiłaś w dziesiątkę. – Za ostatnim zakrętem czekała ich niespodzianka: masywne stalowe drzwi, podobne do bankowego skarbca. – Takie było pierwotne przeznaczenie tego tunelu.

– Bunkier?

W okresie zimnej wojny Kongres zaniepokoił się perspektywą ataku jądrowego, po którym nic by nie pozostało. Dlatego potajemnie wybudowano schron, który umożliwiłby bezpieczne przeczekanie takiego ataku, a potem powrót na powierzchnię.

– Rzeczywiście, kiedyś pokazywano coś takiego w wiadomościach telewizyjnych – przypomniała sobie Phyliss. – Do opinii publicznej ta wiadomość dotarła dopiero parę lat temu.

– Wcale mnie to nie dziwi – mruknęła Kate. – Wyborcy z pewnością nie pochwaliliby takiego rozwiązania: oto elity ratują własne głowy, podczas gdy reszta narodu ginie w płomieniach.

Phyliss zmarszczyła brwi.

– To jeszcze nie wszystko… – Skierowała wzrok na Setha. – Hotel, jak słyszałam, miał udostępnić ten schron zwiedzającym, może nawet organizować wycieczki.

– Jeszcze tego brakowało, aby zrobili tam wesołe miasteczko i sprzedawali bilety wstępu. Ale „Greenbriar” to chyba zbyt wysokiej klasy hotel, by bawić się w podobne przedsięwzięcia.

Kate zaczerpnęła głęboko powietrza.

– Chcesz umieścić Phyliss i Joshuę w samym środku trasy wycieczkowej? – zapytała.

Seth uśmiechnął się.

– To może być niezły pomysł. Chyba wiesz, że najciemniej jest zawsze pod latarnią?

– To kiepski pomysł i nie pozwolę…

– Spokojnie. – Wystukał jakiś kod na panelu przy drzwiach. – Domyślałem się, że będziesz temu przeciwna. Ale to nie jest jeszcze to miejsce. Bunkier Kongresu znajduje się w odległości co najmniej jednej mili stąd. Istnieje tunel łączący oba schrony, ale nikt o tym nie wie. Dlatego nikt się tu nie zjawi i nikt nie będzie oprowadzał wycieczek. – Stalowe drzwi otworzyły się cicho. – Światło zapala się automatycznie po otwarciu drzwi, a panel sterujący jest zainstalowany po lewej stronie wejścia. – Wszedł głębiej i odwrócił się do Phyliss. – Nie ma tu żadnych naczyń, tylko tekturowe talerze jednorazowego użytku, tak więc nie marnuje się wody.

– Z pewnością jest ci to na rękę. Zrobisz wszystko, aby tylko wykręcić się od takich czynności jak zmywanie naczyń.

Joshua rozejrzał się dokoła.

– Tu jest jak w domu.

Raczej jak w kawalerskiej garsonierze, pomyślała Kate. Same nowoczesne meble w białym i czarnym kolorze oraz mnóstwo luster.

Wszystko zbyt zimne jak na jej gust, ale stojąca pod przeciwległą ścianą kanapa obita białym pluszem wyglądała zachęcająco. Podobne wrażenie odniósł widocznie także Joshua, gdyż z rozmachem opadł na poduszki.

– Ile tu jest pomieszczeń?

– Kuchnia, pakamera, dwie sypialnie i pokój do ćwiczeń gimnastycznych. – Seth uśmiechnął się do chłopca. – Ze stołem ping-pongowym.

– Bomba! – Joshua zeskoczył z kanapy i wyruszył na zwiedzanie.

– Dlaczego nikt nie wie o tym tunelu?

– Bo Jackson zatroszczył się o to, aby nie uwzględniał go żaden z projektów. Wynajął ludzi, którym ufał… nie, niezupełnie tak. Wynajął ludzi, których z tych lub innych powodów trzymał w garści, i właśnie oni wybudowali mu ten rajski zakątek.

– Jackson?

– Lionel Jackson, senator zaangażowany w ten projekt. Bał się, że w głównym schronie mogłoby w razie ataku zabraknąć po pewnym czasie powietrza i żywności, bo znajdowałoby się tam za dużo ludzi. Dlatego wybudował sobie schronienie awaryjne, gdzie mógłby spędzić bezpiecznie najgorsze chwile, podczas gdy jego koledzy kongresmani ginęliby z głodu lub braku tlenu.

– Urocze – mruknęła Phyliss.

– O tak, Jackson był uroczym facetem. Zasiadał w Senacie dwadzieścia cztery lata.

– A nie pojawi się tutaj? – zapytała Kate.

– Umarł osiem lat temu.

– I nie powiedział nikomu o istnieniu tego miejsca?

– Owszem, swojemu synowi, Randolphowi. Nadszedł taki moment, kiedy jego pierworodny musiał się dobrze ukryć. Randolph był równie uroczy jak jego ojciec, ale znacznie mniej sprytny. Wpędził w ciążę córkę nowojorskiego mafiosa, a potem w napadzie szału zatłukł ją na śmierć. Lionel uznał, że syn musi zniknąć z pola widzenia, przynajmniej dopóki on nie załagodzi jakoś sytuacji. Wynajął mnie, abym przywiózł tu Randolpha i czuwał nad nim. – Wzruszył ramionami. – Starałem się wykonać to zadanie jak najlepiej.

– Znaleźli go tutaj?

Nie, on zaczął się nudzić. Pewnego dnia, kiedy wróciłem z zakupami, jego już tu nie było. Ten skretyniały sukinsyn pojechał sobie do Nowego Jorku. Ale wielkomiejskim życiem mógł się cieszyć tylko jeden dzień. Wpadli na jego trop. – Powiódł ręką dokoła. – I w ten sposób odziedziczyłem to miejsce.

– Skorzystałeś już kiedyś z niego?

– Raz czy dwa razy. – Uśmiechnął się. – Ale nigdy nie przyprowadziłem tu innej osoby. Żadnych wycieczek. Żadnych nieoczekiwanych gości. Będziecie się tu czuli jak w Fort Knox*. [* miejscowość w USA, w stanie Kentucky, w której mieści się dobrze strzeżony skarbiec Stanów Zjednoczonych]

– O tym właśnie marzyłam od dawna – zapewniła Phyliss ironicznie.

– Nie mogę zaoferować nic lepszego – odparował Seth. Spojrzał na Joshuę, który krążył tam i z powrotem po salonie. – Będziesz miała pełne ręce roboty. Już teraz jest podekscytowany, ale za parę dni nie utrzymasz go na miejscu.

– Nie możemy w ogóle wychodzić na zewnątrz?

– Nie. – Głos Kate zabrzmiał wyjątkowo ostro. – Proszę cię, Phyliss. Muszę mieć pewność, że nic wam nie grozi.

– Też bym chciała być tego pewna. – Phyliss zwróciła się do Setha. – Dobrze ci radzę: pilnuj jej skuteczniej niż synalka tamtego senatora, bo w przeciwnym razie poderżnę ci gardło.

– Tak jest, proszę pani. Wyślę Rimilona, aby przywiózł tu prowiant i inne niezbędne zapasy. Wyjdziecie na powierzchnię tylko raz, aby odebrać je od niego, a potem zostaniecie już do mego powrotu za tymi drzwiami.

– Chwileczkę – wtrąciła się Kate. – Co to za Rimilon?

– Byłem jego dowódcą w Ameryce Południowej i Tanzanii. Wczoraj, kiedy spaliście, zatelefonowałem do niego i umówiliśmy się na czwartą przy rozwidleniu dróg. – Zerknął na zegarek. – Czyli za czterdzieści minut. Nie mamy zbyt wiele czasu.

– Nie podoba mi się, że on wie, gdzie jesteśmy.

– A mnie się nie podoba, że ich jedyną ochroną mają być te stalowe drzwi. Rimilon to odpowiedni człowiek.

Uśmiechnęła się kpiąco.

– Podobnie jak ty?

– Ależ skąd! On jest dobry, nie wspaniały. Ludzi wspaniałych nie spotyka się co krok. – W jednej chwili spoważniał. – Naprawdę można mu zaufać, Kate.

– Jesteś tego pewny? Jeśli chodzi o mnie, wydaje mi się, że nikomu już nie potrafię wierzyć.

– Mnie też nie rozpieszczano nadmiarem dobroci. Ale na Rimilona mam duży wpływ. A to przekłada się na zaufanie.

– Co to za wpływ?

– Wie, że go zabiję, jeśli mnie zdradzi – odparł po prostu. Odprowadzała go wzrokiem, kiedy szedł przez pokój w stronę, gdzie stał Joshua. Twardy, z poczuciem humoru, czasem nieposkromiony i bezwzględny. Nadal stanowił zagadkę, ale nie czuła się już przy nim zagrożona, jak za pierwszym razem, gdy dostrzegła w nim coś niebezpiecznego. Teraz widziała także inne cechy jego charakteru; po prostu osobowość Setha była bardziej złożona, niż zaprezentował to na początku ich znajomości.

– Uważajcie na siebie – powiedziała Phyliss.

– Zostawię wam apteczkę, na wypadek, gdyby był wam potrzebny jakiś lek – zwróciła się do niej Kate. – Mam wyrzuty sumienia, ale nie widzę innego wyjścia. Będę się o was martwić.

– Wcale mnie nie dziwi, że czujesz się winna. Należysz przecież do grona ludzi święcie przekonanych, że cały świat spoczywa na ich barkach.

– Ponoszę odpowiedzialność za mego syna.

– Słusznie. Ale ja też. Obrażasz mnie, zakładając, że wyłącznie ty jesteś w stanie zapewnić mu bezpieczeństwo.

– Przepraszam. – Uściskała gorąco teściową. – Mam nadzieję, że ten koszmar wkrótce się zakończy.

– Kto wie? – Phyliss wzruszyła ramionami. – Początkowo sądziłam, że to tylko kwestia czasu, aby wszystko wróciło do normy. Teraz nie jestem już taka pewna. Może nigdy już nie będzie jak przedtem. Muszę po prostu się z tym oswoić.

Kate spojrzała na nią ze skruchą.

– Nie miałam pojęcia…

– Wiem – przerwała jej Phyliss. – Wydaje mi się, że działasz teraz raczej instynktownie niż pod wpływem namysłu. Podczas gdy ty i Noah pracowaliście w laboratorium, ja miałam wiele czasu, aby przemyśleć sobie wszystko. Nawet kiedy minie pierwsze niebezpieczeństwo, nie obejdzie się bez reperkusji. – Uśmiechnęła się niewesoło. – Jesteśmy tu jak w zaklętym dworze. Już nigdy nie wrócimy do Kansas.

– To nieprawda. Znajdę jakiś sposób, aby…

– Chodźmy już. – Phyliss ujęła ją pod ramię. – Muszę jeszcze porozmawiać z Sethem, zanim odjedziecie. Są pewne sprawy, o których powinnam się dowiedzieć.

Kate posłusznie podeszła z nią do Setha i Joshuy. Nie ulegało wątpliwości, że Phyliss się zmieniła. To prawda, zawsze była silna. Tylko że do tej pory podporządkowywała się zazwyczaj decyzjom Kate, a teraz sama zaczęła przejmować inicjatywę. Ale dlaczego się dziwię, pomyślała ze znużeniem Kate. Przecież wszystko się zmienia.

– Chcę poznać zasadę działania tych mechanizmów – poprosiła Phyliss.

– To zbyteczne. Po prostu wciska się guziki, a reszta dokonuje się automatycznie – odparł Seth.

– Widziałam już za dużo zepsutych urządzeń, aby wierzyć automatyzacji, a pompy tlenowe mają o wiele większe znaczenie niż maszynki do kawy. Chcę wiedzieć, jak w razie potrzeby doprowadzić wszystko do porządku. – Oparła dłoń na ramieniu wnuka. – Chcę także, aby nauczył się tego Joshua.

Uśmiech Setha wyrażał ciepłe uczucie i zarazem dumę.

– Dobry pomysł. – Odwrócił się do Kate. – Zgłębienie tajników tej aparatury potrwa trochę.

Kiwnęła głową.

– Pójdę do dżipa i zacznę znosić ich rzeczy.

Odprowadził ją do wyjścia.

– Zadowolona? – zapytał cicho. – Nie jestem w stanie wymyślić nic lepszego.

– W tej chwili nic nie może mnie zadowolić, ale przypuszczam, że schron atomowy jest azylem wystarczająco bezpiecznym. – Zdobyła się na uśmiech. – Mimo to będę się niepokoić.

Objęła syna, przytuliła go do siebie.

– Niedługo wrócę – wyszeptała.

Pokiwał głową.

– Wiem. – Żarliwie objął ją ramionami. – Słuchaj Setha, mamo. Słyszysz? Słuchaj Setha. On się o ciebie zatroszczy.

Do oczu napływały jej piekące łzy.

– Nic mi nie będzie. – Musnęła wargami jego czoło i uwolniła go z objęć. – A ty zaopiekuj się Phyliss.

– Jasne. To moje zadanie, Tak powiedział Seth. – Odwrócił się do Setha, wyciągnął rękę. – Do widzenia.

Seth potrząsnął nią z powagą.

– Do widzenia, Joshua.

Jaki on już dorosły, pomyślała Kate z nieokreślonym żalem. Wpadł w zgubną sieć utkaną przez Ogdena, a w rezultacie utracił swoje dzieciństwo.

Do diabła z tymi, którzy to sprawili!

Odwróciła się i szybkim krokiem weszła do tunelu.

Usłyszała szmer ciężkich, zasuwających się za nią drzwi i w tej samej chwili dogonił ją Seth.

– Wszystko w porządku?

– Nie – odparła. – Przynajmniej ja nie jestem w porządku. Boję się, jestem głodna i chciałabym odzyskać swoje dawne życie. – Wyszli już na powierzchnię. Patrzyła przez chwilę, jak Seth zamyka wejście do schronu, a kiedy głazy przesunęły się z powrotem na miejsce, pokręciła głową. – Nie do wiary! Nigdy bym nie pomyślała, że tu coś jest.

– To ci powinno poprawić samopoczucie. – Podszedł do dżipa, usiadł za kierownicą. – Jedźmy już. Mamy się spotkać z Rimilonem.

Rimilon czekał już przy rozwidleniu dróg. Nie wygląda na najemnika, pomyślała Kate, kiedy wysiadł z volkswagena i ruszył im na spotkanie. A może jednak? Skąd miałaby to wiedzieć? Był krępy, potężnie zbudowany, czterdziestkę przekroczył zapewne niedawno. Miał lekko przerzedzone włosy, nosił spodnie w kolorze khaki, sportową koszulkę z napisem Ralph Lauren oraz tenisówki firmy Nike. Pasowałby znakomicie do bractwa golfiarzy z klubu, którego siedziba znajdowała się parę mil dalej.

Uprzejmie kiwnął głową, kiedy Seth dokonał wzajemnej prezentacji.

– Nie sądzę, abym mógł ci się przydać – powiedział do Setha. – Boże, przekazałeś mi wszystkie namiary, a ja i tak z trudem odnalazłem wejście do tunelu.

– Odrobina przezorności nigdy jeszcze nie zaszkodziła. – Seth podał mu kartkę. – Skontaktuj się ze mną, gdybyś zauważył coś podejrzanego.

– Jak sobie życzysz – uśmiechnął się Rimilon.

– Właśnie. – Seth przeszywał go wzrokiem. – Byłbym bardzo zirytowany, gdyby zdarzyło się tu coś złego. Odpowiadasz za to osobiście.

Uśmiech zniknął z twarzy Rimilona.

– Dobrze już, dobrze. Nie bądź taki poważny. Powiedziałem, że nie wiem, czy się przydam, a nie, że nie będę ostrożny. Wiesz dobrze, że nie popełniam błędów.

I niech tak pozostanie. – Seth skinął głową i zapuścił silnik. – Kiedy zjawisz się tu z zakupami, przedstaw się Phyliss i chłopcu, żeby wiedzieli, kim jesteś. Twoje zadanie to pilnować tego wejścia.

– Rozumiem. – Rimilon cofnął się od dżipa. – Dobrze. Niebawem dojechali do autostrady. Kate milczała jeszcze parę minut.

– On się ciebie bał – zauważyła wreszcie.

– Naprawdę?

– Wiesz, że tak.

– To dobrze. A więc mam na niego wpływ.

Rimilon zdawał sobie sprawę, że Seth jest zdolny go zabić; wiedziała o tym, a jednak jego nieskrywany lęk zaskoczył ją trochę.

– Myślałam, że skoro obaj byliście kompanami w jednym oddziale, nie musi teraz bać się ciebie. Skąd ten strach?

– Zapewne pamięta jeszcze, co spotkało Namireza.

– Jakiego Namireza?

– Naszego wspólnego znajomego. – Spojrzał na zegarek. – Czeka nas długa droga. Lepiej utnij sobie drzemkę.

A więc temat został zamknięty. Seth nie zamierza opowiedzieć o Rimilonie ani tym Namirezie. Nie szkodzi. Niech ma swoje sekrety. Nie interesowała jej jego przeszłość, liczyła się wyłącznie teraźniejszość.

Zamknęła oczy.

– Obudź mnie, kiedy poczujesz się senny. Zamienimy się miejscami.


Laboratorium.

Ishmaru przełaził przez jakieś drewniane szczątki, zwęglone i trudne do zidentyfikowania, nogi zapadały się w błotnistej mazi. Nie pozostało tu wiele, jakkolwiek był pewien, że chata była czymś więcej niż zwykłym azylem na weekend.

Zirytowany uświadomił sobie jednak, że nie znajdzie nic, co pomogłoby odnaleźć trop Kate.

Lynski?

Na pewno zaszył się w mysiej dziurze, kiedy wrócił i znalazł ciało Noaha Smitha.

Ślepa uliczka.

A może jednak nie? Blount powiedział, że rozpracowuje jeszcze jeden ślad.

Z pewnością wyśpiewa wszystko, czego się dowiedział.

Mimo to ogarniała go wściekłość. Tyle zmarnowanego czasu! I to na próżno! Musi ją znaleźć. Musi przeżyć triumf, aby móc wrócić do jaskini. Od chwili, gdy dwa dni temu zabił Smitha, koszmary zaczęły nawiedzać go znowu, bardziej przerażające niż kiedykolwiek przedtem. Dusza, którą zabrał, musiała dysponować dużą mocą.

Nie, nie zniesie jeszcze jednej nocy. Musi znaleźć się jak najszybciej w jaskini.

Tam odda się pod opiekę duchów-stróżów.

Загрузка...