13

Ty nieodpowiedzialny głupcze – krzyknął Rowan, nim Gerait zdołał się odezwać. Rowan przytrzymał konia za uzdę i zdjął Britę z siodła. Oczy królowej Vatellów płonęły z wściekłości.

– Co ona zrobiła? – spytała brata Jura.

– Nieważne, co zrobiła! – wykrzyknął Rowan. – Zniszczyłeś nas przez swoją głupotę. Zachowałeś się jak mały chłopiec! – Geralt chwycił za miecz zsiadając z konia, a Jura szybko stanęła między mężem a bratem.

– Nie będziecie walczyć – powiedziała. – Porozmawiamy i pomyślimy, co się da zrobić.

Rowan trzymał Britę na rękach. Wściekłość na jej twarzy oznaczała koniec marzeń o zjednoczonej Lankonii. A wszystko z powodu dziecinnego zachowania jego przyrodniego brata. Gerait chciał stosować siłę dla samej siły, a nie po to, by służyła jakiemuś mądremu celowi.

– Słyszałem, jak planowała atak na Irialów – powiedział Geralt głosem pełnym nienawiści. – Wymknęła się z łóżka, kiedy byliśmy razem ostatniej nocy. Ta głupia kobieta myślała, że śpię. – Spojrzał na Britę. – Żebym mocno spał, potrzeba mi znacznie więcej niż to, co może dać taka stara baba. – Parsknął. – Śledziłem ją. Poszła do jednego ze swych strażników, kazała mu znaleźć twój namiot i zabić was oboje. Zabiłem strażnika a później, gdy ta jędza znów zasnęła, zabrałem ją ze sobą.

Jura popatrzyła na Rowana.

– Mój brat uratował nie tylko twoje, ale i moje życie. Nie powinieneś był w niego wątpić.

Rowan osłupiał.

– Spowodował wojnę, bo nie mógł utrzymać kobiety w łóżku, a ja nie powinienem w niego wątpić?

– Ty! – krzyknął Geralt i natarł na Rowana z mieczem.

Rowan chciał już postawić Britę i ruszyć na Geralta, ale znów Jura stanęła między nimi.

– Musimy zapobiec wojnie! – krzyknęła. – Jeśli Vatellowie odkryją, że ich królowa zniknęła, wymordują Irialów we śnie. Musimy zaradzić temu, co się już stało, i to szybko.

Rowan trzymał mocno Britę, nie zważając na jej szarpaninę ani na głos dochodzący z zakneblowanych ust, i wpatrywał się w przyrodniego brata. Widział swoje marzenia i nadzieje w gruzach z powodu nieopanowania tego chłopaka. Oczywiście, że Geralt był wściekły. Fakt, że Brita opuściła łóżko, stanowił obrazę jego męskości.

– Rowan! – krzyknęła Jura, starając się zwrócić na siebie uwagę męża, który wciąż jeszcze, zamiast działać, wpatrywał się z nienawiścią w Geralta. – Musimy coś wymyśleć!

Ale Rowan nie mógł myśleć o niczym, tak był ogarnięty złością. Odwrócił się powoli do Jury.

– Trzymasz jego stronę.

– Nie ma tu żadnych stron. Geralt myślał, że ratuje ci życie, i chyba tak było. – Zwróciła się do brata. – Co zrobiłeś z ciałem strażnika?

– Zrzuciłem ze skały Forana.

– Przywieź je – rozkazała, ale Gerait się nie ruszył. – Weź je i przywiąż na koniu w pozycji siedzącej. Zabierzemy królową do wsi, a ona powie wszystkim, że jedzie z nami do Yaine.

– Ha! – odezwała się Brita przez zakneblowane usta.

– Jedź! – wrzasnęła Jura na Geralta. – Musimy działać, zanim ktoś zacznie coś podejrzewać.

Gerait odjechał w kierunku wsi, a Jura weszła do namiotu.

– Musimy się ubrać i położyć ją.

Rowan wszedł za nią trzymając wciąż Britę.

– Do licha, Jura, nie zaczynaj znowu wydawać rozkazów.

Obwiązywała nogi rzemykami od butów.

– Miałam tu stać i pozwolić wam walczyć o nią?

– Popatrzyła na męża. – Tak ci miło ją trzymać?

Rowan rzucił ciasno związaną Britę na łóżko i położył ręce na ramionach Jury.

– Czy nie możemy żyć w zgodzie? Czy musisz zawsze być po przeciwnej stronie niż ja?

– Powiedziałam ci, że nie wybieram żadnych stron. Co się stało, to się stało, a teraz musimy to jakoś rozwiązać. Trzeba coś zrobić, żeby Vatellowie się nie zorientowali, że ich królowa jest uwięziona. – Uniosła nogi Brity i zdjęła jej pas.

Rowan się wyprostował.

– Dobrze, wezmę ją do wsi, a ona powie swoim ludziom, że jedzie z nami do wioski Fearenów. Wrócimy z Fearenami, żeby poślubili Vatellów i Irialów. – Znów dał się słyszeć protest Brity.

Jura nachyliła się nad nią, przybliżyła twarz do jej twarzy i powiedziała jedwabistym głosem:

– Będziemy mieli luki wymierzone w ciebie, a jeśli w jakiś sposób uda ci się uciec, dopadnę cię, zakradnę się do twojej sypialni, gdy będziesz spała, i odetnę ci czubek nosa. Wtedy już nie oczarujesz pięknego młodego księcia. – Uśmiechnęła się lodowato i dotknęła jej nosa koniuszkiem palca.

Rowan rozłożył ręce w geście rozpaczy.

– Jedź po Daire – powiedział. – Jeśli syn będzie obok niej, Vatellowie. prędzej uwierzą, że jedzie z własnej woli. Powiemy, że Yaine zgodził się z nami spotkać i za dwie godziny ruszamy w stronę Fearenów. Oby Bóg nam dopomógł!

Jura ubrała się, wyszła z namiotu i poszła do swego konia. Rowan pośpieszył za nią i chwycił ją za rękę.

– Niedługo trwał nasz pokój, prawda?

– Mój brat prawdopodobnie uratował ci życie – tłumaczyła. – Zajmował się tą twoją złośliwą, zakłamaną królową, żeby nie miała czasu pomyśleć, jak ją oszukałeś obiecując małżeństwo. Zabił strażnika, którego wysłała, żeby zabił ciebie. Gdyby ktoś go zobaczył, już by był martwy, ty I ja najprawdopodobniej też, i zaczęłaby się wojna. Tyle dla ciebie zaryzykował, a ty go potępiasz.

– Zabijanie jest dla was jedynym rozwiązaniem. Wy, Lankonowie, spędzacie całe życie na trenowaniu się w walce. Zastanawiam się, czy w ogóle potraficie żyć w pokoju. Ciągle coś knujecie, spiskujecie przeciwko sobie…

– Jeśli tak nami pogardzasz, dlaczego nie wrócisz do tej swojej wspaniałej Anglii? – odparowała.

– Nie potrzebujemy, żebyś nam wciąż powtarzał, że nie mamy racji, że wszystko, co robimy, jest niezgodne z twoimi rycerskimi obyczajami. Przetrwaliśmy wieki bez ciebie i możemy żyć dalej.

– Potraficie tylko przetrwać – powiedział ze złością. – Wszystkie plemiona Lankonii żyją jak w więzieniu. Nie macie dróg, wędrownych kupców, nie handlujecie między sobą. Macie tylko broń i sprzęt wojenny. I walczycie ze mną, swoim królem, na każdym kroku. Mieliśmy dwa dni spokoju, a teraz królowa Vatellów leży tu związana i zakneblowana.

– Geralt powinien był pozwolić strażnikowi przyjść po ciebie – powiedziała, a oczy pociemniały jej ze złości. Ten człowiek jest Anglikiem, myśli jak Anglik, mówi jak Anglik, rozumuje jak Anglik.

Rowan cofnął się o krok.

– Nie mówisz tego naprawdę – wyszeptał.

– Posłuchaj mnie, Angliku, zawsze ważniejszy dla mnie będzie mój kraj niż czyjeś życie. Umarłabym bez wahania, gdyby to miało uratować mój kraj. Mój brat, którego obrażasz, jest taki sam. Zabrałeś mu tron, a on zabił, żeby ci uratować życie, bo też chce pokoju między plemionami. Wiemy lepiej od ciebie, że to jest niemożliwe, ale ryzykujemy życiem, żeby ci pomóc, a ty nas potępiasz.

– Potępiam wasze zachowanie. Wy myślicie z toporem wojennym w ręku. Geralt był wściekły, że królowa Vatellów zagraża Irialowi. Myśli tylko o Irialach, a nie o tym, co jest dobre dla całej Lankonii. Byłby dobrym królem jednego plemienia, ale nie bierze pod uwagę tego, że jest cząstką całego kraju. Powinien był przyjść i ostrzec mnie, a nie porywać królowej Vatellów i ryzykować wojnę. – Rowan nachylił się do Jury. – A może twój brat wolałby, żeby nie było pokoju. Gdyby Vatellowie, których tu przyprowadziłem, zaatakowali, ludzie zwróciliby się przeciwko mnie i zabili, a Geralt zostałby wtedy królem.

Złapał ją za rękę, nim go uderzyła.

– Jedź – powiedział. – Jedź po Daire i Cilean. Pojedziemy do Fearenów jak najprędzej.

Rowan popatrzył, jak Jura odjeżdża, a potem wrócił do namiotu. Brita leżała na łóżku, obserwując każdy jego krok. Wychylił spory łyk wina, żeby się pokrzepić. Przeklinał głupotę Geralta. Rowan miał zamiar namówić Britę, aby spokojnie pojechała do kraju Yaine, a co ważniejsze, czekał na powrót posłańca z wiadomością, czy Yaine przyjmie nowego króla. Tymczasem Geralt zmusił go, żeby wszystko przyśpieszyć. Rowan miał teraz na głowie rozwścieczoną królową. I żonę, pomyślał z żalem, która go znowu nienawidziła. Niczego jej nie udowodnił, nie przekonał do swojego sposobu myślenia. Wciąż wierzyła, że jej zazdrosny brat robi to, co najlepsze dla Lankonii, a jej mąż jest obcym, który niczego nie rozumie.

Rowan klął, odstawiając pusty kielich. Będzie musiał wziąć z sobą Geralta do Fearenów. Jura może sobie wierzyć, że brat dba o dobro kraju, ale on mu nie ufa. Rowan widział w oczach Geralta coś więcej niż złość, jakąś zachłanność i niechęć. Intuicja mówiła mu, że Geralt chce, by rozejm między Irialami a Vatellami został złamany. Zastanawiał się cynicznie, czy nie próbował namówić Brity na zjednoczenie sił przeciw niemu, a ona odmówiła. Brita nie poprzestałaby na młodym księciu, ona musiała mieć króla równego sobie potęgą.

Jeśli Rowan miał rację co do Geralta, nie mógł sobie pozwolić na zlekceważenie tego, bo groziłoby to zniszczeniem wątłego pokoju między plemionami. Rowan spodziewał się, że pozostanie w wiosce Irialów co najmniej miesiąc lub dłużej i dopilnuje, by jego ludzie żyli w zgodzie i spokoju, a w jego małżeństwie również zapanowała harmonia, ale teraz będzie musiał ich pozostawić samym sobie.

– Niech go diabli! – wymamrotał. Geralt wszystko zniszczył, a teraz jeszcze trzeba będzie tego wariata zabierać ze sobą. Jeśli się nie myli co do niego, będzie musiał dobrze uważać na swoje plecy. Plecy, pomyślał z goryczą. Jura nigdy nie broniłaby męża przed strzałami brata.

Zwrócił się do Brity.

– Czas jechać. – Wyciągnął jej knebel z ust.

Splunęła mu w twarz.

– Moi strażnicy cię za to zabiją. Nigdzie z tobą nie pojadę, a moi ludzie nigdy nie uwierzą temu mojemu irialskiemu synowi. Skoro taki był głupi, że dał się zabrać Thalowi, niech sobie zostaje z wami! Po co mi taki tchórz?

– O ile wiem, Daire był chłopcem, gdy go zabrano, i sam zaatakował Thala.

– Ale przegrał – powiedziała. – Nie był prawdziwym synem swego ojca. Mój mąż był wspaniałym mężczyzną, Vatellem, a nie Irialem, jak ten cherlawy chłopaczek, którego mi przysłałeś do łóżka.

Rowan rozwiązywał jej ręce.

– Cokolwiek o nas sądzisz, teraz musisz nam pomóc.

– Myślisz, że przestraszyłam się gróźb tej głupiej dziwki, z którą się ożeniłeś?

Rowan zacisnął ręką kołnierz jej sukni.

– Jest więcej warta niż ty kiedykolwiek – powiedział. – A skoro nie wystarczyły ci jej pogróżki, to mogę cię zapewnić, że jeśli nie będziesz przekonująco kłamać swoim ludziom, żeby uwierzyli w twój dobrowolny wyjazd do Yaine, odetnę ci nie tylko nos, ale całą głowę.

Patrzyła na niego, ale już się nie odzywała, gdy ją rozwiązywał.

– Co ma Yaine do mnie?

– Chcę, żebyś za niego wyszła – wyjaśnił Rowan, ściągając ją z łóżka.

Brita zaczęła się śmiać.

– Jesteś większym głupcem, niż myślałam. Ja mam wyjść za tego bandytę? Gdybym to zrobiła, rządziłabym Fearenami i Vatellami, a ciebie bym zniszczyła.

Rowan wyciągnął ją z namiotu, wlókł do konia.

– Może Yaine uważa, że to on będzie rządził Vatellami.

– Zabiję go, jeśli odważy się odebrać mi władzę – zasyczała.

Rowan podniósł ją i wrzucił na siodło.

– Świetnie, wy będziecie z sobą walczyć o władzę, a ja wygram. Słyszałem, że Yaine ma piękną córkę, może ona wyjdzie za Daire.

– Ty bękarcie!

Usiadł za nią na koniu i ujął wodze.

– Moje pochodzenie jest udokumentowane, więc „głupiec” byłby słuszniejszym określeniem. Niewykluczone, że naprawdę nim jestem.

Popędził konia. Miał nadzieję, że Brita nie wyczuje walenia jego serca. Jeśli ta kobieta zrobi jeden fałszywy krok, będzie musiał ją zabić, a wtedy wszelkie nadzieje na pokój zostaną pogrzebane.

Jura wyjechała im naprzeciw. Cilean i Daire podążali tuż za nią.

– Jesteśmy gotowi – powiedziała chłodno.

– Gdzie Gerait? – spytał Rowan.

Jura wskazała wzgórze za nimi. Geralt siedział na koniu za strażnikiem Vatellów – martwym strażnikiem – który z tej odległości wyglądał na żywego.

Wyjaśnienie Brity, że wyjeżdża z Rowanem do krainy Fearenów, spotkało się z niedowierzaniem i protestem jej strażników. Właśnie ten protest uratował Rowana. Była zła na strażników, którzy nie wierzyli, że sama sobie da radę.

– Nauczyłam cię, jak walczyć – powiedziała do jednego z nich. – Czy powiesz mi teraz, że nie znam się na broni?

– Jesteś naszą królową i bardzo cię szanujemy

– powiedział młody człowiek – ale droga do wsi Yame jest daleka…

– Czy chcesz powiedzieć, że jestem za stara, żeby znieść tę podróż? – wyszeptała prawie. – Jestem za stara?

– Przebacz mi, królowo, nie chciałem.

Brita zwróciła się do Rowana.

– Jedziemy. Spotkam się z tym Yaine i zobaczymy, kto tu jest stary. – Wypadła z pokoju, zostawiając strażnika w osłupieniu.

Jura jechała trzecia po wąskiej, skalistej ścieżce. Pierwszy był Rowan, dalej Brita, za Jurą Geralt, a Cilean i Daire na końcu. Jura patrzyła na plecy Rowana, obserwując jednocześnie Britę, w obawie, żeby znów czegoś nie wymyśliła. Godziny, jakie upłynęły od momentu, gdy Gerait przywiózł związaną i zakneblowaną Britę, były dosyć denerwujące.

Jura uśmiechnęła się na wspomnienie namiotu i dwóch spędzonych tam nocy. Szybko jednak uśmiech znikł z jej twarzy; nie mogła sobie pozwolić na to, żeby rozkosze loża wpływały na jej decyzje dotyczące losów kraju.

Rzeczywiście, Gerait działał pośpiesznie i nierozważnie porywając Britę, ale nie bardzo wiedziała, co innego mógłby zrobić, prócz tego, co powiedział Rowan: ostrzec go. Jura potrząsnęła głową, żeby uporządkować myśli. Nie wiedziała już, któremu wierzyć. Ale to Geralt był Lankonem, a nie Rowan.

Jechali godzinami, starając się jak najbardziej oddalić od wioski Irialów. Nie rozmawiali, bo jechali gęsiego. Mieli przed sobą dwa dni na terytorium Vatellów, nim dotrą do terenów Fearenów. Starali się raczej nie pokazywać, bo wszyscy, z wyjątkiem Brity, ubrani byli w stroje Irialów. Vatellowie z południowej części kraju nie słyszeli o zawartym pokoju i Rowan nie chciał ryzykować, by strzelali do nich jak do intruzów.

Zapadała już noc, gdy się zatrzymali, ale tylko Brita wyglądała na zmęczoną. Przez ostatnie lata prowadziła bardzo unormowane życie i teraz brak wygód dał jej się dotkliwie we znaki.

Brita ruszyła sama w ciemność, ale Rowan złapał ją za ramię.

– Musimy cię mieć w zasięgu wzroku.

– Jestem królową i… – Przerwała, a wyraz jej twarzy z wyniosłego stał się uwodzicielski. – Pójdziesz ze mną?

Puścił jej ramię.

– Jura, idź z nią i pilnuj.

Jura przestała rozładowywać konia i poszła z Britą.

– Nie odda mnie Yaine – szepnęła Brita, gdy tylko inni nie mogli ich usłyszeć. – Chce mieć obok siebie królową, a ty jesteś…

– Młoda, zdrowa i zdolna mu dać dzieci – powiedziała Jura zmęczonym głosem. – Możesz sobie knuć gdzie indziej. Gdyby mój mąż cię chciał, to by cię wziął. Czy nie widzisz, że najważniejsze jest dla niego zaprowadzenie pokoju w Łankonii?

Brita przez chwilę milczała, jakby oceniając przeciwnika.

– Rządzić całą Lankonią… Nawet nie planowałam na taką wielką skalę. Jak pozbędzie się nas, którzy rządziliśmy przed nim?

– O ile wiem, nie ma zamiaru nikogo zabijać. Ten człowiek ma niezrozumiałą niechęć do zadawania śmierci. Nie zabije nawet Zerny.

Ta wiadomość tak zaskoczyła Britę, że z jej głosu zniknęła przymilna nuta.

– Zamierza mnie połączyć z Yaine i uważa, że obejdzie się bez ofiar?

Przez moment Jura poczuła jakąś więź z Britą.

– Jest Anglikiem i ma głowę twardą jak z kamienia. Poza tym wierzy, że Bóg do niego przemawia. Ja go nie rozumiem,. ale Thal go uczynił królem, i będzie miał władzę, dopóki… dopóki…

– Dopóki go ktoś nie zabije. Niedługo pożyje na tym świecie – podsumowała Brita. – Dobrze, że za niego nie wyszłam.

Znów stała się wrogiem Jury.

– Wcale nie chciał się z tobą ożenić. A teraz wracajmy. Tej nocy będziesz pilnowana. Wprawdzie mój mąż nienawidzi zabijania, a mój brat kobiety tylko związuje, to ja mam ochotę wypróbować na tobie nową sztuczkę z nożem, której się właśnie nauczyłam. Zabiję cię, jeśli będziesz próbowała uciekać.

Gdy wracały do obozu, Brita już się nie odezwała Siadła z jednej strony ogniska, podczas gdy pozostali z drugiej strony usiłowali przyrządzić skromny posiłek. Obserwowała Rowana, który ogłosił się królem Lankonii, a w rzeczywistości był tylko królem Irialów. On z kolei patrzył cały czas na Jurę i Brita uznała, że jest głupcem. Zakochał się w tej dziewczynie i w ten sposób się osłabił. Jeśli chce się być silnym, nie można kochać. Wiedziała o tym aż nazbyt dobrze. Ojciec Daire dał jej nauczkę. Kochała pewnego młodego człowieka, kochała z całego serca, a ojciec Daire kazał go zabić. Najbardziej doprowadziło ją do wściekłości to, że nie zrobił tego z zazdrości, lecz tylko po to, by dać jej nauczkę. Ktoś, kto kocha, jest słabszy. Brita nauczyła się tego i odtąd nigdy już nie kochała nikogo, ani męża, ani syna, którego jej zabrano, nikogo.

Teraz widziała, jak Rowan śledzi wzrokiem Jurę, i odkryła jego słaby punkt. Nigdy nie osiągnie celu, bo jest słaby. Patrzyła teraz na innych. Kobieta imieniem Cilean nie zainteresowała jej. Była to „poczciwa” kobieta, sprawiedliwa, łagodna, kochająca – nie zasługująca na uwagę. Kobieta zwana Jurą stanowiła potencjalne źródło konfliktów. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że kocha tego Rowana, więc mogła jaśniej myśleć. I nie miała żadnych zahamowań, jeśli idzie o zabijanie, bo nauczono ją to robić. Brita czuła, że Jury musi się strzec.

Przez dłuższą chwilę obserwowała swego syna, Daire. W tym przystojnym młodzieńcu można się było dopatrzeć fizycznego podobieństwa do ojca, lecz był całkowicie pozbawiony zdolności do samodzielnego myślenia. Nie miał też zupełnie ambicji matki. Nie sądziła, żeby udało jej się pozyskać syna do wspólnego wystąpienia przeciwko Anglikowi. Nie, Daire jest Irialem w tym samym stopniu, co Vatellem. W końcu jej oczy spoczęły na Geralcie i nareszcie znalazła to, czego szukała

– człowieka przepełnionego nienawiścią.

Brita musiała ukryć uśmiech na myśl o tym nieskomplikowanym chłopcu, bo tym w istocie był

– chłopcem. Przyszedł do niej tego wieczoru, gdy odbywały się uroczystości zaślubin. Wyglądał jak szczeniaczek, który koniecznie chce, żeby go polubić. Trochę się pysznił i przechwalał, ale widać było, że nie chce zostać odrzucony.

Z początku była wściekła, że Rowan przysłał jej tego chłopaka, jakby była niezaspokojoną klaczą, której wystarczy jakikolwiek ogier. Później jednak popatrzyła na Geralta, zobaczyła w jego oczach pożądanie i pomyślała, że może od niego wydobyć jakieś informacje.

Pozwoliła mu uwierzyć, że to on ją uwiódł. Nie był zbyt pomysłowym, ale za to energicznym kochankiem, i później dopiero Brita uświadomiła sobie, że bardziej potrzebował matki niż kochanki. Gdy okazała mu czułość i współczucie, Gerait zaczął jej się zwierzać. Opowiedział o swojej nienawiści do Rowana, którego Thal zawsze mu stawiał za wzór do naśladowania.

– A nigdy go nawet nie widział! – krzyknął Gerait. – Porównywał mnie z chłopakiem, którego nigdy nie widział! Ten Rowan był lepszy ode mnie z powodu swojej słabowitej angielskiej matki. Ale to ja byłem prawowitym królem Lankonii i byłbym wybrany, gdyby nie… – Odwrócił głowę.

– Wypij jeszcze trochę wina. – Brita podała mu kielich.

– Dlaczego właśnie Anglik został wybrany?

Słuchała ze zdumieniem, gdy jej mówił, jak Rowan otworzył Bramę św. Heleny.

Gerait opowiadał jej to wszystko przez większą część nocy, aż wreszcie zasnął. Słuchała jednym uchem, rozmyślając, że gdyby Rowan zginął, ten gniewny młodzieniec zostałby królem. Jak łatwo byłoby wyjść za niego i być królową. Byłaby królową Vatellów i Irialów i mogliby zniszczyć Zernów i Fearenów. Pozostałe dwa plemiona, Poilenów i Ultenów, mogliby wyprzeć siłą z Lankonii, a ona byłaby królową wszystkich.

Niestety chłopak się obudził, poszedł za nią, zabił jednego z jej najlepszych strażników i zrujnował jej zamiary. W tej swojej złości, gdy ją związywał, był nawet sympatyczny. Gdyby tylko pozwolił jej się odezwać, na pewno namówiłaby go, żeby ją wysłuchał, ale zachowywał się jak dziecko zdradzone przez matkę. Tyle że to dziecko było dużym, silnym mężczyzną.

Popełnił błąd, że zabrał ją do Rowana. Niech go diabli, tego Rowana! Może jest dziwakiem, wierzy w swoje związki z Bogiem, ale na pewno nie brak mu sprytu. Brita chciała w jakiś sposób dać znać swoim strażnikom, że zabierają ją wbrew jej woli, ale niestety zgubiła ją próżność. Gdy wróci, pokaże temu strażnikowi, kto tu jest stary. Uśmiechnęła się na samą myśl.

Teraz musi coś zrobić, żeby znów przeciągnąć Geralta na swoją stronę. Gdyby użyła odpowiednich argumentów, mogliby rządzić Lankonią razem. Może udałoby się wziąć starego Yaine albo też ona mogłaby wyjść za Yaine, przejąć władzę, zaludnić kraj Vatellami, a jego się później pozbyć?

Ale najpierw potrzebowała pomocy, żeby pozbyć się Rowana i tej cholernej Jury – pomocy Geralta.

Jura obudziła się godzinę przed świtem, kiwnęła głową Cilean, która trzymała wartę i po cichutku zeszła ze stromego wzgórza w dół, do strumienia. Chciała zmyć z siebie trudy podróży, nim zacznie się dzień. Rozebrała się, umyła w skąpym świetle i ledwo włożyła z powrotem tunikę, gdy usłyszała za sobą jakiś szelest.

Sięgnęła po nóż.

– Nie rzucaj nim, proszę – odezwał się z ciemności Rowan. Z tonu odgadła jego myśli i natychmiast zaczęło jej się robić ciepło. Puściła nóż i patrzyła, jak Rowan powoli wstaje ze swego miejsca na brzegu. Musiał siedzieć tam już od dłuższego czasu w absolutnej ciszy i obserwować, jak się kąpała. Coś ją w tym podniecało.

Podchodził do niej wolno, a jego duże ciało i płowe włosy przypominały jej opowieści o lwach, jakie kiedyś słyszała od człowieka podróżującego daleko na południe. Gdy się zbliżał, wyraźnie rysowały się jego mięśnie na barkach. Oczy mu pociemniały, ale w tym wątłym świetle Jura widziała połyskujące w nich iskierki. Czuła, że jej oddech staje się głębszy, a mięśnie jakby się rozciągają.

Gdy był od niej na odległość ręki, otworzyła ramiona, a on ją przytulił. Ręce wsunął na jej gołe pośladki i uniósł ją tak, że nogi Jury obejmowały go w pasie. Przylgnęła do niego i pozwoliła się tak nieść, póki nie doszli do drzewa, o które mógł ją oprzeć i się w nią wsunąć.

W tej pozycji miała niewielkie możliwości ruchu, więc poruszał nią jak lalką. Rękami ściskał jej talię i unosił ją w górę i w dół. Plecami uderzała o chropowaty pień drzewa, głowę miała odchyloną, a ręce trzymała na jego ramionach, wpijając się w nie palcami. Ich kochanie się było gwałtowne, gdy tak wchodził w nią całą mocą, a ona przyjmowała go z rozkoszą, obejmując całą siłą swych mocnych nóg.

Kiedy skończyli – razem – opadł na nią, wciskając Jurę między drzewo a swoje ciężkie, osłabłe ciało, lecz ona nie zwolniła uścisku. Po kilku minutach uniósł głowę z jej szyi, by ją pocałować w usta.

– Dzień dobry – wyszeptał.

Uśmiechnęła się.

– Dzień dobry.

Wciąż trzymał ją przy drzewie, głaskając jej gołe nogi.

– Przyglądałeś mi się? – spytała. – Nie słyszałam cię. Gdybyś był… – Pocałował ją i więcej nic już nie powiedziała.

– Nie byłem. Powiedziałem Cilean, żeby nikogo nie wypuszczała z obozu, najwyżej tutaj, gdzie mogłem obserwować.

– Potrafiłabym się sama obronić… – zaczęła, ale przerwał jej pocałunkiem.

– Czy wykąpiemy się znowu? Chciałbym być z tobą w wodzie.

Jura poczuła, że się rumieni. Dziwna była dla niej taka zażyłość z\ tym obcym. Gdy zdjął ją z drzewa, wyprostowała nogi, ale trzymał ją jeszcze przez chwilę i głaskał jej gole uda i plecy pod tuniką. Później odsunął głowę i uśmiechnął się, a jego uśmiech był bardziej intymny niż to, co robili przed chwilą.

– Ach, te wizyty oficjalne – powiedział smutno.

– Inni się zaraz obudzą. – Postawił ją i delikatnie popchnął w stronę wody. Zdjęła tunikę i jeszcze raz się zanurzyła. Usłyszała za sobą westchnienie Rowana, jakby mu serce pękło, i uśmiechnęła się z satysfakcją. Wszedł za nią do wody i zanurkował. Słońce zaczynało wschodzić i jak zwykle pierwsze promienie wydobyły blask z włosów Rowana.

– Ty… – zaczęła niepewnie – ty chyba znasz wiele sposobów na… na połączenie mężczyzny i kobiety. Miałeś dużo nauczycielek?

Rowan uśmiechnął się do niej szczęśliwy, że mówi o czymś innym niż wojna czy polityka.

– Kilka – odparł z fałszywą skromnością. – Królewicz, nawet z tak odległego kraju jak Lankonia, jest w Anglii bardzo poszukiwany.

– I kobiety cię chciały, bo jesteś królewiczem.

– Byłem, teraz jestem królem. Ale nie, one chciały mnie ze względu na mnie samego.

– Rozumiem. Podziwiały twoje umiejętności na boisku. Tutaj też tak jest. Daire jest wspaniałym wojownikiem.

– Nie – powiedział z pewną irytacją w głosie. -Te kobiety podziwiały mnie z powodu… – Zawahał się.

– Z powodu czego? – nalegała.

– Mojego wyglądu – powiedział szybko. – Jura, niektórym kobietom naprawdę się podobam.

– Jesteś tak wysoki, jak Lankonowie, ale trudno się przyzwyczaić do twojej bladości. Może wszyscy Anglicy są tacy bezbarwni.

– Nie jestem bezbarwny. – Potrząsnął głową. – Jura, czy zawsze będziesz mnie uważała za gorszy gatunek mężczyzny? Czy zawsze inni będą twoim zdaniem przystojniejsi, lepsi jako wojownicy i nie tacy głupi jak ja? Czy pójdziesz kiedyś za mną bez wahania, po prostu dlatego, że we mnie wierzysz?

– Nie sądzę – odpowiedziała po chwili. – Zawsze trzeba mieć własne zdanie. My, Irialowie, jesteśmy nauczeni myśleć za siebie. Czy ty poszedłbyś za mną wszędzie bez wahania? Na razie tego nigdy nie zrobiłeś.

– Oczywiście, że nie, ale ty jesteś kobietą – odpowiedział ze złością.

– Czy mam gorszy umysł od twojego? – odparowała. – Pójdę za tobą, gdy uwierzę, że masz rację. Nie będę za tobą szła tylko dlatego, że słońce ładnie się odbija w twoich włosach.

Rowan spojrzał tak, jakby już chciał coś złośliwego odpowiedzieć, ale zmienił zamiar i uśmiechnął się.

– Więc jednak uważasz, że jestem przystojny?

– To nie o to chodzi, czy przystojny.

– Tak? To dlaczego pozwoliłaś mi się pieścić tego pierwszego dnia, gdy się spotkaliśmy? Nie sądzę, że kiedyś pozwoliłaś innemu mężczyźnie tak się dotykać. Nawet swojemu drogiemu Daire. Widzę, jak na ciebie patrzy. Wybrał cię niewątpliwie dlatego, że walczysz lepiej niż inne.

– No i dlatego cię wygrałam – powiedziała ruszając do brzegu.

Chwycił ją za ramię i stali razem na skraju wody, nie ubrani.

– Boisz się pozwolić sobie na to, żeby mnie kochać, prawda, Jura? – spytał miękko.

Próbowała się wyrwać.

– To śmieszne. Lepiej wracajmy. Inni się zaraz obudzą i musimy jechać.

Wciąż trzymał jej ramię.

– Dlaczego boisz się mnie kochać? Boisz się, że się we mnie zagubisz?

Odwróciła się i popatrzyła na niego.

– Jakie masz romantyczne myśli, Angliku. Czy to wpływ twego rycerskiego treningu? Masz rację, nie chcę cię kochać, ale to dlatego, że nie pożyjesz długo. Pchasz się w sytuacje, których twój angielski umysł nie pojmuje i, jak na razie, albo twoja ignorancja, albo może Bóg cię strzegł, ale to długo nie potrwa. Jeśli nie Yaine, to kto inny cię wkrótce zabije.

Rowan popatrzył na nią tak, jakby go spoliczkowała, ale potem się uśmiechnął.

– Nigdy się nie przyzwyczaję do twojego bezpośredniego sposobu wysławiania. – Puścił ją, żeby mogła się ubrać. – Zadziwię cię, Jura, ale mam zamiar dokonać tego, co postanowiłem. Zanim umrę, zjednoczę plemiona Lankonii.

Ledwie wsunęła tunikę przez głowę, a już wziął ją w ramiona.

– Możesz zaprzeczać, że coś do mnie czujesz, ale to na próżno. Twoje ciało zawsze we mnie odnajdywało partnera, bo jest mądrzejsze od twojego umysłu. – Zaczął ją całować, trzymając ręce na jej plecach. – Miałaś wyjść za Daire, którego tak cenisz, ale nie wierzę, żebyś kiedyś przy nim czuła to, co przy mnie. Ale i twój umysł mnie przyjmie, to tylko kwestia czasu.

Odwróciła głowę od jego pocałunków, ale nie miała dość sił, by wydostać się z jego ramion.

– Nie powinieneś być królem – wyszeptała. – Jesteś tylko pół-Lankonem. Nie rozumiesz nas, a żadne z nas nie rozumie ciebie. Powinieneś wrócić do swojego kraju, nim te twoje kombinacje nie wywołają wojny.

– I wziąć cię z sobą do Anglii? – spytał. – Zabrać do kraju, gdzie kobietę ceni się za umiejętności w gospodarstwie domowym, a nie za to, że pokona inną kobietę w zapasach?

Odepchnęła go i odsunęła się.

– Ja zostanę tutaj. Jestem Lankonką. – Już w momencie, gdy to mówiła, odczuła nagły ból. Nigdy go więcej nie widzieć, nie zobaczyć jego uśmiechu, nie napotkać tego spojrzenia, mówiącego, że zrobiła coś dlań niezrozumiałego…

Zerknęła na Rowana. Miał na sobie tylko przepaskę angielskiego rycerza i na widok tego muskularnego ciała pokrytego jasnymi włoskami miała ochotę go dotknąć. Nagle się wyprostowała. Musi się kontrolować. Powinna zmusić swój umysł, by rządził ciałem. Jest strażniczką, a nie głupiutką pasterką, która zakochuje się w pierwszych szerokich barach, jakie zobaczy. Nie może sobie na to pozwolić, by ślepo iść za tym człowiekiem. Tu nie chodzi tylko o nią, ale o cały kraj. To, czego ona, Cilean, Daire i Gerait dokonają w czasie tej wyprawy, będzie miało wpływ na przyszłość całej Lankonii. Jeśli będą działać głupio czy pośpiesznie, mogą spowodować śmierć wielu ludzi. Cokolwiek by robiła, musi mieć sprawny umysł. Może pokochać tego Rowana, ale nie taką ślepą miłością, o jakiej on mówi. Nigdy nie poszłaby za nim tylko dlatego, że on powiedział „Chodź!”. Musi czekać, zobaczyć, co planuje, i nigdy, przenigdy nie pozwolić, by to, co robili nocą, miało wpływ na to, co będzie myślała w dzień. Pokonała chęć dotknięcia go.

– Musimy wracać – powiedziała miękko i kończyła się ubierać.

Pocałował ją jeszcze raz, nim wrócili do tamtych, ale udało jej się zapanować nad sobą i zachować zimną krew.

– Łatwiej będzie podbić Lankonię niż ciebie. – Westchnął. – A teraz chodź, wejdź na ten pagórek. Boję się zostawić naszego brata zbyt długo z Britą, bo ona może go przekonać, żeby mi podciął nożem gardło, gdy będę spał.

– Źle go oceniasz – zawołała Jura wdrapując się na wzgórek. – Uczono go od małego, tak jak mnie, dbać o interesy Lankonii.

– Potrafię z oczu wyczytać nienawiść. Czy będziesz osłaniała moje plecy przed ciosem swojego brata? Którego wybierzesz, jeśli będziesz musiała wybrać między nami dwoma?

Jura zamilkła, bo nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Rowan dalej się wspinał i po chwili ją wyprzedził. Oczywiście do takiego wyboru nie dojdzie, bo Rowan pozwoli siebie albo i całą ich grupę zabić, nim dojadą do miasta Fearenów. Znów poczuła w sercu ból na myśl o utracie Rowana, ale się opanowała. Musi być zahartowana, gdy nadejdzie czas, kiedy go nie będzie.

Загрузка...