16

Boli? – Cilean delikatnie spytała Jurę.

Jura w odpowiedzi wzdrygnęła się. Prawda była taka, że ramiona i plecy naprawdę bardzo ją bolały od dzisiejszych uderzeń batem.

Znów zostały same w domku zbudowanym z kamieni, lecz tym razem straż na zewnątrz była wzmocniona ze względu na to, co wydarzyło się dzisiaj. Cilean upadła pod ciężkim workiem zboża i gdy jedna z pilnujących smagnęła ją batem, Jura skoczyła Ultence do gardła. Dostała za to tuzin uderzeń batem, a Cilean skrzyczała ją, że naraziła się na karę. Przez resztę dnia kazano im szczególnie ciężko pracować i dopiero teraz, późno wieczorem, pozwolono odpocząć.

Gniew Cilean nie pozwalał jej spać.

– Musimy uciec. Widziałam dziś dwie kobiety, które gadały przy furtce, zamiast nas pilnować. Gdyby tak znów udało się jakoś odwrócić ich uwagę…

Przerwała, spojrzawszy na wyraz twarzy Jury, i odwróciła się. W drzwiach stał oświetlony z tylu przez pochodnie… duch. Duży, zloty duch. Jura zamrugała żeby lepiej widzieć, ale duch wciąż tam był.

– Jura? – wyszeptał.

Cilean pierwsza oprzytomniała. Mimo zmęczenia skoczyła z lóżka i zarzuciła ramiona na szyję Rowana.

Czasami Rowana złościł sposób, w jaki traktowali go Lankonowie. Nie dosyć, że nie słyszał żadnych „Waszych Wysokości”, to jeszcze wciąż kwestionowali jego decyzje. Ale w tym momencie to poczucie równości bardzo go uradowało. Wolał te kobiece ramiona na szyi niż hołdy całego świata.

Uściskał Cilean tak, jakby po raz pierwszy od kilku dni miał do czynienia z czymś czystym i uczciwym. Jak dobrze będzie usłyszeć szczerą opinię kobiety zamiast uprzejmych pochlebstw Ultenek.

– Jesteś zdrowa? Nie zraniona? – wypytywał.

Zwolniła uścisk na jego szyi, lecz wciąż obejmowała go w pasie.

– Zmęczona i posiniaczona, ale nie ranna. To Jura została dziś poturbowana.

Rowan patrzył przez ciemność na żonę, wciąż siedzącą na pryczy. Cilean odsunęła się od niego.

– Nie masz mi nic do powiedzenia? – powiedział Rowan łagodnie do żony.

– Jak to się stało, że żyjesz? – spytała niegrzecznie. Serce łomotało jej w uszach.

Rowana jakoś wcale nie dotknęły te słowa; uśmiechnął się.

– Cieszysz się, że mnie widzisz?

– Zostałyśmy porwane i zrobiono z nas niewolnice – powiedziała Jura ze złością. – Używają nas jak wołów roboczych do rozładowywania wozów z kradzionymi towarami. Myślałam, że nie żyjesz, bo inaczej byś po nas przyjechał, ale ty żyjesz. – Zabrzmiało to jak wyrzut. Czuła się jakoś zdradzona. Gdy go widziała po raz ostatni, patrzył na nią z nienawiścią, a potem ona przez wiele dni płakała myśląc, że mąż nie żyje. Tymczasem on stoi tu sobie nie tylko żywy, ale i wolny.

Rowan zbliżył się do niej I położył rękę na jej ramieniu.

Jura zeskoczyła z pryczy i przytuliła się do niego z całej siły.

– Ty żyjesz, ty żyjesz – powtarzała wciąż w zachwycie.

– Tak, moje kochanie, żyję – wyszeptał gładząc delikatnie jej obolałe plecy.

Po chwili oderwał się od niej.

– Musimy porozmawiać. Chodź, Cilean. Usiądź obok nas. Chcę mieć was tutaj obie. Mamy niewiele czasu.

Objął każdą ramieniem, jakby się bal, że mogą zniknąć, I zaczął wyjaśniać, co działo się z nim i z innymi przez te kilka ostatnich dni.

– Uwierzyłeś im? – spytała Jura ze zdumieniem.

– Te kobiety zakradły się do naszego obozu, wlały nam do ust płyn odurzający, uderzyły mnie, a ty uwierzyłeś, że zostawiły nas śpiące spokojnie? Jesteś…

Rowan pocałował ją w usta.

– Tęskniłem za tobą, Jura. Skoro nas w to wpakowałem, muszę nas stąd wydostać.

– Ty? – zdziwiła się Jura. – Przecież ty jesteś przyczyną tego wszystkiego. Gdybyś nie…

– Ona myślała, że nie żyjesz – przerwała Cilean – i od czasu, jak nas porwano, bez przerwy płakała. Nigdy przedtem nie widziałam, żeby płakała, a teraz nie robi nic innego. O niczym innym nie mówi, tylko o tym, jak bardzo żałuje, że ci nie pomagała i że nigdy nie miała okazji ci powiedzieć, jak cię kocha.

– Czy to prawda, Jura? – szepnął.

Odwróciła się.

– Różne rzeczy się mówi w rozpaczy.

Ujął ją palcami pod brodę i delikatnie pocałował.

– Starałem się podjąć decyzję jako król. Pojechałem z Ultenkami, bo król Rowan chciał je zjednoczyć z innymi plemionami, ale Rowan mężczyzna żałował tej decyzji. Byłem głupcem, Jura, jak mi to powiedziałaś już tysiąc razy.

Popatrzyła mu w oczy.

– Ale chciałeś dobrze – szepnęła, a on ją znów pocałował.

– Tak jak ty tego dnia, gdy zabili Keona – dodał I zdziwił się, ujrzawszy łzy w oczach Jury. – Dałaś mi siłę, gdy chciałem już zawieść swój kraj, I nie pozwoliłaś, by ktokolwiek zobaczył moją słabość.

– Rowan! – rozległ się przy drzwiach ponaglający szept. Był to Daire. Cilean podbiegła do niego, ale dał jej znak, żeby odeszła. Natychmiast stała się znów strażniczką.

– Musimy iść – powiedział Daire. – Nawet Geralt już zawodzi.

– Zawodzi? – spytała Jura, odsuwając się od Rowana. – Cilean i ja jesteśmy gotowe. Idziemy z wami.

Rowan odchrząknął nerwowo.

– Nie możemy was wziąć. Ich jest za dużo, a nas za mało. Mogłem was odwiedzić tylko dlatego, że Fearenowie i Geralt… hm… zabawiają strażniczki. Jura, nie patrz tak na mnie. Wydostanę cię stąd, ale nie możesz oczekiwać, że wywołam wojnę z miastem kobiet, moich własnych lankońskich kobiet.

– Kobiet! – prychnęła patrząc na niego. – Te delikatne kobietki kazały Cilean i mnie wyciągać kamienie z drogi, oczyszczać młyny wodne z błota, taszczyć wielkie worki z ziarnem, naprawiać mury. Używają nas jako koni, a wy, mężczyźni, jesteście, jesteście… wykończeni, bo staracie się je zapłodnić.

– Ja nie, Jura. Przysięgam, że żadnej nawet nie dotknąłem. Jestem pewien, że pozwolą nam żyć tak długo, póki ja, król, nie dam dziecka jakiejś kobiecie.

Jura. kipiała ze złości.

– Strasznie się poświęcasz dla nas – prawie krzyknęła.

Rowan starał się ją objąć, ale się wywinęła.

– Jura, proszę, zaufaj mi.

– Tak, jak ty zaufałeś Ultenkom? Pojechałeś z tymi kobietkami, a Cilean, mnie i Britę zostawiłeś. I teraz nas zostawiasz, żebyśmy tu zgniły!

– To nieprawda – zaczął. – Ja… – Rowan był zmieszany, ale jednocześnie zadowolony. Syczała na niego jak zazdrosna kobieta, a nie jak rozsądna strażniczka. Była rozeźloną żoną, której wmawiano, że jej mąż sypia z innymi kobietami. Wyraźnie bardziej jej chodziło o niego niż o Lankonię.

– Rowan! – popędzał go Daire. – Musimy iść. Marek się o tym dowie, jeśli natychmiast nie pójdziemy. Wszystkich nas każe zabić.

Rowan z żalem odsunął się od Jury. Nigdy nie pragnął jej tak bardzo, jak teraz. Kusiło go, żeby abdykować na rzecz Geralta i wyjechać z Lanko- nil. Zabrałby Jurę ze sobą do Anglii. Wiedział oczywiście, że to niemożliwe.

– Daj mi dwa dni – szepnął. – Wydostanę was stąd za dwa dni.

Wyszedł I w ciszy, jaka zapanowała, Cilean chciała coś powiedzieć do Jury, ale ta nie słuchała.

Raz czuła się zdradzona, a po chwili rozumiała, że Rowan powinien był pojechać z Ultenkami, a Irialki zostawić. Była zbyt rozstrojona, żeby zasnąć. Gdyby wyszła za Daire, nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że szczęście jej małżeństwa może być ważniejsze od dobra Lankonii. Więc dlaczego teraz tak się złości, że Rowan wybrał dobro Lankonii?

Przed świtem podeszła do drzwi, by spojrzeć na sylwetkę wielkiego pałacu. Myśl, że być może Rowan jest tam teraz z mną kobietą, doprowadzała ją do szału. Ale to był przecież sposób myślenia Angielki, a nie Lankonki. A tak nie powinno być. Jej obowiązkiem jest myśleć przede wszystkim o Lankonii, a nie o sobie. Oparła głowę o zimne kamienne odrzwia i starała się spojrzeć na to trzeźwo. Ale nie potrafiła. Wiedziała tylko jedno: chce, by Rowan wrócił. Nie mogła czekać, aż znudzą mu się Ultenki, albo jej arogancki brat będzie miał ich dosyć. Gotowa się była założyć, że Geralt nawet nie pomyślał, co działo się z Cilean i Jurą, a tym bardziej Britą, która go upokorzyła. On nigdy nie miał zbyt wiele współczucia dla innych. Przedtem, gdy myślała, że Rowan nie żyje, żałowała, że nigdy nie miała szansy pomóc mu w sprawach związanych z Lankonią. Ale przecież właśnie teraz nadarzała się okazja.

– Jura – powiedziała łagodnie Cilean – nie spałaś całą noc?

Jura zwróciła na przyjaciółkę błyszczące oczy.

– Wydostaniemy się stąd – powiedziała. – Użyjemy angielskiej broni Rowana – słów. Nie będziemy zabijać i ranić, będziemy robić coś znacznie gorszego. Powiemy tym kobietom, co przed nimi ukrywa stary Marek: że gdzieś tam, gdzie indziej, są mężczyźni, setki mężczyzn, i że każda z nich może mieć swojego męża i tylu męskich potomków, ilu zechce.

– Ale nie mówimy po ulteńsku – zauważyła Cilean – a Rowan powiedział, że nas stąd wydostanie za dwa dni. Czy nie powinnyśmy go posłuchać?

– Chcemy mu pomóc – odpowiedziała Jura twardo.

Tylko jedna ze strażniczek mówiła po irialsku i Jura sporo się namęczyła, nim skłoniła ją do posłuchania. Strażniczka wciąż powtarzała Jurze, by wracała do pracy. Ale przed południem wszystkie kobiety w zasięgu ich wzroku zatrzymały się, chcąc obejrzeć, jak ulicą przejeżdża w powozie Marek, a cztery piękne młode dziewczyny kręciły się koło niego. Marek był stary, tłusty, brudny i bezzębny. Za nim w dwóch powozach jechali Rowan, Daire, Geralt i Fearenowie. Jura czuła, jak przez kobiety przeszedł dreszczyk emocji na widok tych silnych i zdrowych mężczyzn. Zacisnęła pięści ze złości, gdy przejeżdżał obok niej Rowan, bo śliczna, mała Ultenka siedziała mu prawie na kolanach.

– Cóż to za słabeusze – powiedziała Jura, jakby powstrzymywała ziewanie.

Mała Ultenka, która mówiła po irialsku, spojrzała na nią ze zdziwieniem.

– W moim kraju kobieta nawet nie spojrzy na takiego. Takich to odsyłamy – dodała znudzonym głosem. – Czy możemy wrócić do pracy? Wolę pracować niż na to patrzeć. – Jura czuła, że dziewczyna się zainteresowała. Gdy zobaczyła, jak szepce coś do innych, wiedziała, że pomysł był dobry.

Kiedy Jura i Cilean poszły zbierać kamienie z pola, Ultenka zaczęła je wypytywać, gdzie mieszkają i jak tam jest. A szczególnie interesowali ją mężczyźni.

Jura otarła pot z czoła, oparła się o kilof i zaczęła opowiadać o małżeństwach między jednym mężczyzną a jedną kobietą. Musiała czekać, zanim to przetłumaczono, a kobiety nie mogły się nadziwić słysząc to. O zachodzie słońca Jura i Cilean siedziały pod drzewami w cieniu i piły chłodny sok owocowy, snując opowieści o setkach wolnych mężczyzn w pozostałych krainach Lankonii. Ultenkom szczególnie przypadła do gustu informacja o silnych Zernach, którzy mieli tylko brzydkie, wielkie kobiety.

Jura odpowiadała na wszystkie pytania, nawet takie, jak to się dzieje, że mężczyznom irialskim podobają się takie wysokie kobiety, jak Jura i Cilean.

– Jakoś sobie radzą – odpowiedziała Jura z wymuszonym uśmiechem.

Tej nocy spała lepiej niż kiedykolwiek od czasu, gdy została porwana.

Rankiem czekało na nie przed budynkiem ponad sto kobiet. Przez cały dzień Cilean i Jura nic nie robiły, tylko z nimi rozmawiały. Większość zebranych stanowiły młode dziewczyny, które nie pamiętały czasów, gdy mężczyzn było u nich pod dostatkiem, więc opowiadań Jury słuchały jak jakiejś bajki.

Tego dnia Jura me mówiła o mężczyznach z innych plemion, tylko o Ultenach. Powiedziała, jakie to, jej zdaniem, niesprawiedliwe, że kobiety muszą ich słuchać i uwielbiać, wyłącznie dlatego, że jest ich tak mało. Za przykład posłużył jej własny bunt przeciwko mężowi; nie wspomniała tylko, że chodzi o Rowana. Kobiety nie wierzyły i kazały sobie niektóre fragmenty opowieści powtarzać.

– I wciąż cię kocha? – zapytała jedna przez tłumaczkę. – Nie musisz być ideałem, żeby utrzymać mężczyznę? Nie wypędzi cię, jeśli nie jesteś cały czas miła, kochająca i uległa?

– Możesz powiedzieć, co myślisz, nie obawiając się kary?

– Możesz się rozzłościć na mężczyznę?

– Tak – odpowiedziała Jura. – I mąż musi być ci wierny, bo inaczej możesz go zaskarżyć w sądzie. To ty możesz go wyrzucić.

Wieczorem Jurę bolało już gardło od tego gadania, ale sądząc po minach dziewczyn wiedziała, jakie wywarła na nich wrażenie. Gdy wracały do miasta, Ultenki pokazywały je palcem, kłaniały się i prowadziły poważne rozmowy między sobą. Jura uśmiechnęła się. Może czasami walka na sposób Rowana była skuteczna. Nawet podczas ataku całej armii irialskich strażniczek i strażników, w mieście nie doszłoby do większego zamieszania.

Ziewając potężnie, zastanawiała się, co przyniesie następny dzień.

Rowan właśnie się budził, gdy pod pałacem rozległy się jakieś hałasy. Wczorajszej nocy długo nie mógł zasnąć, gdyż rozmyślał, jak rozwiązać tę sytuację i wydostać ich wszystkich z kraju Ultenów. Pozostali mężczyźni wydawali się bardzo zadowoleni i chętni do pozostania z Ultenkami do końca życia. Rowana, ku własnemu zdziwieniu, denerwowało już to wieczne łaszenie się kobiet. Poprzedniego dnia wieczorem miał wielki problem, jak opędzić się od tych, które miały wyraźny zamiar pozostać z nim na noc. Uśmiechnął się do siebie: zainteresowanie którejś z nich mogłoby być mile, ale strach przed gniewem Jury odbierał mu ochotę, by się o tym przekonać.

– Podbicie Lankonii jest być może łatwe, za to podbicie Jury jest prawie niemożliwe – mruknął i znów pogrążył się w rozmyślaniach, jak wydostać ich wszystkich z tego jedwabnego więzienia, nie raniąc żadnej kobiety ani nie obrażając Marka.

Nie zareagował początkowo na dochodzące z zewnątrz gniewne głosy kobiece. Po tym, jak spędzał czas ze swawolnymi Irialkami, później z Britą, krzycząca ze złości kobieta nie była już dla niego nowością. Ale zaraz przypomniał sobie, że znajduje się w krainie, gdzie kobiety żyją w stanie dożywotniej walki o mężczyznę i konkurują ze sobą używając łagodnych słów i uwodzicielskich uśmiechów.

Siadł na łóżku.

– Co ona tym razem zmajstrowała? – spytał głośno, bo pewien był, że jeśli te kobiety się awanturują, jest to sprawka Jury.

Ubrał się błyskawicznie, w pośpiechu zawiązując rzemyki wokół nóg, i pobiegł korytarzem do pokojów innych mężczyzn. Każdy z nich owinięty był ciałem jednej, dwu, a w przypadku Geralta ciałami trzech kobiet. Kazał wszystkim mężczyznom stawić się natychmiast w głównym pokoju. Tylko z Geraltem był kłopot.

– Jak sam nie przyjdziesz, ja po ciebie przyjdę

– powiedział Rowan zatrzaskując drzwi. Popędził, a Daire i Fearenowie za nim.

Do pałacu przybywały kobiety, cała armia rozgniewanych kobiet uzbrojonych w co im wpadło pod rękę: grabie, łopatę, siekierę, długie kościane igły, różne kije. Były to drobne kobietki, a stan ich uzbrojenia przedstawiał dość zabawny widok. Ale Rowan się nie śmiał. Chwycił za ramię najbliżej stojącą kobietę, piękną, czarnowłosą ulicznicę.

– Co się stało? – spytał po ulteńsku.

Uśmiechnęła się szyderczo.

– Okłamywano nas! – krzyknęła. – Mówiono nam, że wszyscy mężczyźni umarli na tę zarazę, że jedyni, jacy pozostali, to ci w naszym mieście. Ale Jura mówi, że to nieprawda.

Rowan jęknął, puścił kobietę i przetłumaczył innym, co usłyszał.

– Jura! – parsknął Gerait; – Można się było spodziewać, że zrujnuje nam to rajskie życie.

Rowan złapał przyrodniego brata za tunikę.

– Twoja siostra była w niewoli, a ty sobie zajadałeś figi. Teraz musimy to przerwać, bo będziemy mieli wojnę.

Geralt wywinął się z uścisku Rowana.

– Niech zamordują starego Marka. Co mnie to obchodzi? Będę rządzić Ultenami. Zabrałeś mi Irialów, to ja wezmę Ultenów.

Jura przepchnęła się przez tłum akurat na czas, by usłyszeć słowa brata.

– Nie nadajesz się do rządzenia sam sobą, a co dopiero plemieniem krzyknęła na niego. – Myślisz tylko o sobie, a nie o ludziach ani o kraju. Nie jesteś lojalny ani w stosunku do Irialów ani nikogo innego w Lankonii. Nie potrafiłeś nawet spędzić nocy z Britą bez wszczynania wojny. Może ty się tak wysoko oceniasz i uważasz, że te kobiety z radością pójdą za tobą, ale w tej chwili są zbyt rozjuszone, żeby w ogóle myśleć.

Popatrzyła na pozostałych mężczyzn otoczonych przez gniewne Ultenki, wciąż napływające do pałacu.

– Są wściekle, że Marek okłamywał je przez tyle lat. Mogą nie poprzestać na zabiciu jego jednego, ale pozabijać wszystkich mężczyzn. Musimy was stąd wydostać. – Jura odwróciła się, żeby wyjść, ale Rowan chwycił ją za ramię.

– Nie trzymasz strony brata – zawołał do niej.

– Mój brat jest Irialem, nie Lankonem – powiedziała zdenerwowana. – Czy jest tu jakieś tajemne wyjście? Rowan, proszę, nie staraj się ich zagadywać. One są żądne krwi.

Pogładził ją po policzku, a później zwrócił się w stronę skrzydła, gdzie mieściły się sypialnie.

– Chodźcie za mną – rozkazał i tylko Geralt się zawahał. Rowan złapał go za ramię i pociągnął za sobą.

Geralt opierał się, jak uparty chłopak.

– Puść mnie, ty przybłędo. Te kobiety nie zrobią mi krzywdy. Jestem ich panem.

Spokojnie Jura wzięła wazon z najbliższego stołu i uderzyła nim Geralta w głowę. Z wdziękiem osunął się na ziemię.

Rowan popatrzył z niesmakiem.

– Jak go teraz wyprowadzimy?

– Musisz go nieść. Chodź, nie mamy wiele czasu do stracenia. Obawiam się, że te kobiety plądrują już cały pałac.

Rowan bez sprzeciwu przyjął rozkaz od kobiety, przerzucił sobie wysokiego Geralta przez ramię i poprowadził ich wzdłuż korytarza. Wprawdzie oprócz drzwi frontowych nie było innego wyjścia, ale przez ostatnie lata spokoju Ultenowie zrobili się tacy nieostrożni, że zbudowali sobie spichlerz bardzo blisko jednego z okien pałacu.

– Daire! – powiedział Rowan. – Weźcie tę płytę marmurową i umocujcie ją między budynkami.

Gruby kawał marmuru okazał się tak ciężki, że czterech mężczyzn oraz Cilean i Jura musieli go podtrzymywać od dołu kładąc pomiędzy pałacem a spichlerzem, tak że powstała jakby zjeżdżalnia. Nie była dobrze umocowana, a śliska powierzchnia stwarzała dodatkowe niebezpieczeństwo.

– Idę pierwsza – zdecydowała Jura, lecz Rowan ją odsunął.

– Ja to wypróbuję, a ty zajmij się swoim bratem. Budzi się…

Jura rzuciła okiem na Geralta, który siedział właśnie na podłodze i rozcierał bolącą głowę. Rowan zjechał po marmurowej ślizgawce i był już bezpieczny w sąsiednim budynku. Za nim, jeden po drugim, zjechała reszta. Geralt odmówił.

– Zostaję tutaj. Tu jest moje miejsce. Nie będę żyć w cieniu tego Anglika.

– Jest bardziej Lankonem niż ty – powiedziała Jura. – Thal wiedział, co robi.

– Wszyscy mnie zdradzili – ponuro stwierdził Geralt. – Idź z nim. Ja zostanę tutaj i wprowadzę jakiś porządek do tego chaosu.

Jura była już prawie na marmurowej płycie, ale nie opuściła jeszcze parapetu, gdy zobaczyła, jak brat wyprostował się i ruszył w kierunku kobiet.

– Jura, no chodź! – zawołał za nią Rowan.

Błyskawicznie podjęła decyzję.

– Muszę iść za nim – krzyknęła do Rowana i z powrotem przełożyła nogi przez parapet.

Rowan zmarnował kilka cennych chwil na rzucenie paru przekleństw, a potem rozwiązał buty i wspiął się w górę po ukośnie ustawionej płycie marmurowej, po której dawało się wejść tylko boso. Wszyscy prosili go, żeby nie szedł, ale nie słuchał i nakazał im opuścić miasto jak najprędzej.

Na korytarzu nie było śladu. Jury ani Geralta, tylko kilka Ultenek zrywało obicia ze ścian. Przerwały to zajęcie i spojrzały z nienawiścią na Rowana. Wczoraj był bogiem, dziś – demonem.

Uśmiechnął się do nich niezdecydowanie i pośpieszył dalej. Nietrudno było dostrzec Jurę i Geralta, gdyż byli o stopę wyżsi od Ultenek. Jura ochraniała brata i starała się rozmawiać z kobietami, ale nikt jej nie rozumiał.

– Marek ucieka ze złotem – zawołał po ulteńsku Rowan, ale nie słyszał odpowiedzi. – Marek zabiera dzieci! – Musiał powtórzyć to wiele razy, wskazując na komnaty królewskie w północnej części pałacu. W końcu udało mu się odwrócić uwagę tłumu od Jury i Geralta.

– Wiedziałam, że przyjdziesz. -Jura uśmiechnęła się. – Powinieneś był iść z nimi, ale wiedziałam, że tego nie zrobisz.

– Chodźcie za mną – rozkazał Rowan – tylko nie zróbcie jakiegoś głupstwa. – Spojrzał wymownie na miecz, który Jura zdjęła ze ściany. – Nie rób krzywdy żadnemu z moich ludzi.

– Ci ludzie chcieli mnie zabić – powiedział Geralt. – Myślę, że…

– Cisza! – poleciła mu Jura. – Idź za królem Rowanem.

Rowan zdziwił się, usłyszawszy te słowa. Prowadził ich przez napierający tłum kobiet, a gdy jakaś grupa zatrzymywała się i przyglądała im, Rowan wołał „Marek!” i wskazywał na wnętrze zamku.

Dotarli już prawie do bram miasta, gdy kobiety zdecydowały się w końcu ich zaatakować.

– Jest ich dwóch! – krzyknęła któraś.

– Trzymali nas jak w więzieniu. Nie miałyśmy mężów ani dzieci. Zabijemy ich, żeby się uwolnić.

Część kobiet stała przed otwartą bramą, a inne starały się zamknąć ciężkie wrota.

– Biegnijcie – rozkazał Rowan. – I nikogo nie zabijajcie.

W tym momencie tłum kobiet rzucił się na nich, starając się dosięgnąć obu mężczyzn. Jury nie atakowano, ale ona odruchowo osłaniała Rowana swym ciałem. Kobiety waliły czym popadło. Rowan przedzierał się ze spuszczoną głową i nie widział, jak Geralt ogłusza uderzeniami jedną kobietę po drugiej. Widać było, że miłość Rowana do poddanych nakazywała mu chronić ich nawet kosztem własnej skóry.

Wydostali się wreszcie za bramę. Ultenki ścigały ich jeszcze przez jakiś czas, ale w końcu udało im się ujść pogoni i dotrzeć do zbawczych gór. Po prawie godzinnym biegu zatrzymali się, by złapać tchu.

– Musimy odnaleźć resztę – powiedziała Jura i dopiero wtedy spojrzała na Rowana. Jego jasna skóra była zupełnie biała, a pod peleryną widać było powiększającą się plamę krwi. Krwawiły mu też bose stopy.

Jura po matczynemu objęła go ramieniem i kazała mu usiąść.

– Muszę…

– Nie – powiedziała delikatnie – dosyć już zrobiłeś. Teraz niech inni pomagają tobie. – Spojrzała na Geralta. – Idź i poszukaj naszych. Powiedz, że król jest ranny, i niech Daire jedzie na poszukiwanie Brity. – Popatrzyła znów na Rowana – Jeśli uważasz, że to właśnie powinniśmy zrobić. To znaczy…

Rowan pochylił się i pocałował ją.

– Tak właśnie myślę, a ponieważ „jesteśmy jedno”, nie ma znaczenia, kto to powiedział.

– Jura, ja… – zaczął Gerait.

– Idź! – przerwała mu Jura. – Już dosyć było przez ciebie kłopotów. Jutro podziękujesz naszemu królowi za uratowanie życia.

Ociągając się, Gerait ruszył ścieżką w górę.

– Jura, ja nie jestem tak ciężko ranny. Zabandażuj mnie i mogę wędrować dalej.

Delikatnie przecięła nożem Rowana jego tunikę i obejrzała ranę od siekiery na ramieniu.

Rowan dotknął jej twarzy.

– Nazwałaś mnie królem i Lankonem. Czy chcesz powiedzieć, że mnie kochasz, czy czekasz, aż umrę, żebyś mogła wyjść za mąż za Daire?

Spojrzała prosto w jego błękitne oczy i długo patrzyła.

– Byłam tak wychowana przez Thala, żeby najpierw myśleć o wojnie, a Daire kochałam dlatego, że me stwarzało to żadnych powodów do konfliktu. Mogłam przełożyć dobro Lankonii ponad dobro mojego małżeństwa. Przy tobie wszystko mi się skomplikowało. Pokazałeś mi prawdziwą miłość, miłość do mojego kraju, w której chodzi o coś więcej niż tylko wojnę, i miłość do mężczyzny, która…

– Która co?

– Która mnie całą przepełnia. – Położyła obie dłonie na jego twarzy. – Rowanie, mój mężu, gdybyś ty miał umrzeć, umarłaby też moja dusza. Każda kropla krwi, wypływająca z twojej rany, wypływa z mojego serca. Nie wiedziałam, że ten ból, jaki odczuwam będąc obok ciebie, to… miłość.

Pocałował ją delikatnie.

– Jura, tak bardzo chciałem zasłużyć na twoją miłość! Dużo przeszedłem, dużo przecierpiałem. Czy to znaczy, że naprawdę zdobyłem twoje uczucie?

– To nie tak – zaprotestowała i zaraz pojawił się na jej ustach cień uśmiechu. – No, a co, uważasz, że warto było?

– Tak. Myślałem, że chcę kobiety takiej jak… jak te Ultenki, która by mi umilała życie. Ale ty jesteś czymś więcej niż żoną. Pomogłaś mi, Jura. Pomogłaś mi zrozumieć Irialów.

Odsunęła się od niego.

– Pomogłam? Pilnowałam, żeby cię nie zabili. Beze mnie nigdy byś nie zrobił tego, co zrobiłeś. Gdyby nie to, że byłam nieprzytomna, nie pozwoliłabym ci jechać do tego miasta Ultenów. Jesteś zbyt ufny. Wierzysz, że wszyscy są pełni dobroci.

– Z wyjątkiem ciebie, Jura. Ty jesteś pełna ognia i siarki i przypisujesz wszystko sobie. To ja zjednoczyłem Lankonię, to ja…

– Z moją pomocą – dodała głośno.

Nagle Rowan uśmiechnął się.

– Myślę, że po prostu dobrze nam się razem pracuje. Powinniśmy to kontynuować. Czy teraz masz zamiar pozwolić mi się wykrwawić na śmierć i czy czekamy tutaj, aż ten twój głupi brat pojedzie za Britą i wywoła wojnę?

– Geralt nie jest głupi. Jest tylko…

– Jaki? – spytał Rowan unosząc brew.

– Może powinniśmy mu dać mały skrawek Lankonii i powiedzieć, że to jego królestwo. Mógłby narobić wiele kłopotu przy jednoczeniu innych plemion, a nie chcemy, żeby rozwścieczył Zernów, gdy ich oddamy Ultenkom. – Oderwała kawałek swojej tuniki, żeby mu zabandażować ramię.

– Co! Oddać te słodkie małe kobietki Zernom?

– Te słodkie kobietki, jak je nazywasz, prawie nas zamęczyły na śmierć, Cilean i mnie, a jedna mi przyłożyła batem.

– Tak, ale – zaprotestował. W tym momencie Jura go pocałowała i, jak zwykle, nie myślał już o niczym innym. Ani o Lankonii, ani o Irialach, ani o tym, gdzie jest Brita. Kochał Jurę od pierwszej chwili, gdy ją zobaczył, i będzie ją zawsze kochał. A teraz mieli przed sobą wiele lat, by zjednoczyć wszystkie plemiona, by się kochać i kłócić. Uśmiechnął się, trzymając usta przy jej ustach i przytulii ją. Był szczęśliwy.

Cilean i Daire schodzili właśnie ze szczytu wzgórza i zatrzymali się na dźwięk podniesionych głosów Rowana i Jury.

Cilean uśmiechnęła się.

– Myślę, że nic im nie jest.

– Jura go kocha – stwierdził Daire i była w tym stanowczość, ale pozbawiona żalu. – Myślę, że życie by za niego oddała.

Cilean spojrzała na Daire.

– Przykro ci, że ją straciłeś

– Czuję się jak opiekuńczy starszy brat, który stracił uwielbiającą go siostrzyczkę. Teraz wiem, że Jura i ja nigdy tak naprawdę nie pragnęliśmy się. Nie to, co z tymi Ultenkami. – Uśmiechnął się na samo wspomnienie.

– Aha! – powiedziała zimno Cilean. – Więc podobają ci się takie słabe kobietki, które nie odróżniają miecza od grzebienia do włosów?

Daire popatrzył na nią zdziwiony, a później oczy mu się roześmiały.

– Cilean, uwielbiam patrzeć, jak twoje piersi się poruszają, gdy rzucasz lancę. Czy zejdziemy teraz do naszego króla i królowej? Im prędzej się stąd wydostaniemy i znajdziemy Britę, tym prędzej będziemy mogli się pobrać.

Zaczął schodzić ze wzgórza, ale Cilean musiała najpierw ochłonąć. A później, uśmiechając się radośnie, pobiegła za Daire.

Загрузка...