7

Jura oparła się o drzewo, zdyszana od biegu. Minął tydzień od śmierci Thala, a ona, poza uczestniczeniem w ceremoniach pogrzebowych, nie opuszczała boiska dla kobiet. Nad głębokim grobem Thala uniosła oczy, by zobaczyć wpatrzonego w nią mężczyznę, który był jej mężem. On jednak zaraz się odwrócili.

Odrzucona, pomyślała ze złością. Tak mnie wszyscy traktują. Strażniczki spoglądały na nią spod przymkniętych powiek i przestawały szeptać, gdy się zbliżała. Trzy dni po Honorium uczennice przestały jej słuchać. Onora, pewna siebie i zarozumiała dziewczyna, która marzyła, żeby dowodzić oddziałem straży i ostro walczyła o Rowana, drwiła z Jury i stwierdziła pogardliwie, że skoro król ją odrzucił, one również nie muszą się do niej odnosić z szacunkiem. Dziesięć młodych ochotniczek gapiło się na nią wyzywająco, gdy tak przed nimi stała.

Kusiło ją, żeby rzucić się z nożem na Onorę, ale wiedziała, że byłoby nierozsądne wystąpić samej przeciwko tylu silnym kobietom. Z całą godnością, na jaką ją było stać, odwróciła się i opuściła boisko. Wyglądało na to, że nie ma nikogo po swojej stronie. Strażniczki sądziły, że skłamała mówiąc, że me chce wygrać i że specjalnie przewróciła Cilean. Cilean leżała w swojej komnacie, powoli dochodząc do zdrowia, ale nie chciała widzieć Jury.

Teraz Jura, oparta u pień drzewa, wiedziała na pewno, że nienawidzi tego Rowana, który się mieni królem.

Była tak zła, że nie usłyszała zbliżających się kroków. Jakiś mężczyzna stanął nad nią, zanim zdążyła wyciągnąć nóż. Był to jeden z angielskich rycerzy towarzyszących jej wrogowi z Anglii.

– Odłóż to – rzucił. Był to młody mężczyzna ubrany w długie szaty Anglików. – Mój pan każe ci przyjść.

– Nie będę go słuchać – odpowiedziała Jura z przygotowanym nożem. Mężczyzna zbliżył się do niej o krok. – No, dalej, postrasz mnie. Chętnie zedrę z ciebie kawałek skóry. Nie obchodzą mnie twoi ludzie, a już ty najmniej.

– Nieźle! – odezwał się głęboki głos na lewo od Jury.

Odwróciła się w kierunku tego głosu, z przygotowanym nożem. Stał tam następny rycerz angielski, starszy, a w każdym razie wyglądający starzej, z powodu siwych włosów okalających bliznę biegnącą przez środek głowy.

Zwrócił się do Jury:

– Pani… – Przerwał, widocznie zły na parsknięcie młodszego rycerza. – Król Rowan życzy sobie, abyś do niego przyszła.

– Mam tu jeszcze robotę – odparła.

– Ty suko! – zawołał młodszy rycerz, Neile, i zbliżył się do niej jeszcze o krok.

Starszy stanął przed nim.

– To nie jest prośba. Musisz pójść ze mną.

Jura zauważyła w jego oczach ostrzeżenie, że jeśli nie posłucha i nie pójdzie z nim, będzie to miało poważne konsekwencje. Wiedziała, że nadszedł czas, by zapłacić za przestępstwo, jakim było wygranie Honorium. Schowała nóż do pochwy.

– Jestem gotowa.

Ruszyła za starszym rycerzem na skraj lasu, a młodszy podążał ich śladem. Czekał na nią osiodłany koń, a drugi, pociągowy, obładowany był, jak zauważyła, jej skromnym dobytkiem. Nie pozwoliła sobie w tej sprawie na żaden komentarz, lecz bez słowa wsiadła i wraz z obydwoma mężczyznami ruszyła w kierunku Escalonu.

Od czasu swego ślubu Jura żyła w odosobnieniu i nie miała pojęcia, jak Irialowie zareagowali na separację jej i Rowana, ale już po chwili miała się o tym przekonać. Ludzie, koło których przejeżdżała, śmiali się i wołali za nią: „Dziewicza Królowa”. Bawiło ich, że ta piękna, młoda kobieta, budząca pożądanie tylu innych, została odrzucona przez króla.

Jura trzymała wysoko głowę, gdy wjeżdżali w mury miasta, a następnie za mury otaczające bezpośrednio zamek Thala. Wewnątrz zamku było znacznie czyściej niż wtedy, gdy ona tam mieszkała. Prychnęła pogardliwie: marnować czas na takie głupstwa.

Angielski rycerz otworzył drzwi do komnaty, którą Jura dobrze znała. Thal tu planował swe akcje wojskowe. Weszła do środka i drzwi się za nią zamknęły. Przez chwilę przyzwyczajała oczy do panującego tam półmroku.

Rowan siedział w końcu pokoju. Przy tym słabym świetle jego włosy wydawały się ciemne.

– Możesz usiąść – powiedział.

– Postoję – padła odpowiedź.

Czuła jego wściekłość, była prawie tak, silna, jak jej.

– Musimy porozmawiać – odezwał się, ledwie otwierając usta.

– Nie mam do dodania niczego, co jeszcze nie zostało powiedziane.

– Niech cię diabli – uniósł się. – To twoja wina, bo mnie kusiłaś tak, że uwierzyłem, że mnie chcesz. – Mimo że Rowan zupełnie nie był podobny do ojca, Jurze wydawało się w tej chwili, jakby usłyszała Thala. On też nigdy nie uważał, że był czemukolwiek winien – wszystko było zawsze winą kogoś innego.

– Nie należy mylić pożądania ze zgodą na małżeństwo – odpowiedziała spokojnie. – Mogę mieć ochotę na jakiegoś dobrze zbudowanego kowala, ale nie mieć zamiaru go poślubić.

– Jestem twoim królem, a nie kowalem.

Spojrzała na niego.

– Nie jesteś moim królem. Jesteś Anglikiem, który z powodu jakiegoś okrutnego żartu bogów został moim mężem. Są chyba jakieś sposoby na rozwiązanie naszego małżeństwa.

Rowan wstał i podszedł do wąskiej szpary w kształcie łuku, pełniącej funkcję okna przy końcu pokoju.

– Tak – powiedział cicho. – Badałem tę sprawę, ale obawiam się, że to nie będzie możliwe. W każdym razie jeszcze nie teraz, gdy Honorium jest tak świeże w pamięci. – Przerwał i Jura zauważyła, jak się przygarbił. – Przeklinam dzień, w którym mój ojciec poznał moją matkę. Wolałbym, żeby wyszła za chłopa pańszczyźnianego niż za Lankona. Zawsze martwiłem się, że jestem królewiczem, ale nic nie może być gorszego od tego, co się teraz stało. – Mówił tak, że go ledwo słyszała.

Odwrócił się do niej.

– Mam zamiar zjednoczyć wszystkie plemiona Lankonów. Boję się jednak, że Irialowie mnie nie poprą, jeśli odrzucę siostrę przyrodnią syna ich starego króla.

Jura uśmiechnęła się.

– Zjednoczyć plemiona Lankonii? A może jeszcze przesuniesz Tarnoyian Mountains? Może wolałbyś, żeby były trochę bardziej na południe? A może byś chciał przesunąć rzeki?

Jego oczy miotały błękitne płomienie.

– Jak mogłem pozwolić, żeby moje ciało rządziło rozumem? Dlaczego chociaż przez minutę nie porozmawiałem z tobą, zanim zwołałem Hononum?

– Ty je zwołałeś? Myślałam, że to Thal chciał wszystkim plemionom dać szansę na zdobycie angielskiego królewicza.

– Nie, to ja byłem tym głupcem. Zwołałem je, bo była to jedyna nadzieja zdobycia ciebie. Byłem pewien, że wygrasz.

Przez moment Jura stała bez ruchu, a po chwili rzuciła się na niego z pięściami.

– Zraniłeś moją przyjaciółkę Cilean tylko z powodu swych namiętności? – krzyczała. – Zerwałeś moje zaręczyny z Daire dla swojej niepohamowanej żądzy?

Chwycił ją w momencie, gdy się na niego rzuciła, i uderzył się o kamienną ścianę. Był na nią zły. tak nieprzytomnie zły, a jednak w momencie, gdy jej dotknął – gniew zmienił się w pożądanie. Otoczył ją ramionami, wpił się w jej usta, a Jura zareagowała tak jak on i wydawało się, że jej ciało chce się wtopić w niego. Ręce objęły jego szyję, przyciągając go bliżej, a usta się rozwarły pod jego ustami. Złość, rozpacz, samotność – wszystkie te uczucia zlały się w jedno – pożądanie. Była jego i mógł z nią zrobić, co zechce.

Nagle odepchnął ją od siebie i Jura upadła na kamienną podłogę.

– Musimy porozmawiać – rzekł przez zaciśnięte zęby. Patrząc na nią z góry dyszał jak koń po ostrym biegu. Promyk słońca przeszedł przez łukowatą szparę w murze i oświetlił tył jego głowy. – Przeklinam cię, Jura – powiedział twardo. – Przysięgałem przed Bogiem, że cię nie dotknę, i dotrzymam tego.

Jura usiłowała dojść do siebie.

– Przecież jesteśmy teraz małżeństwem – powiedziała. Miała pewne wątpliwości, co do jego logiki, ale żadnych co do swoich pragnień.

– Więc musisz mnie błagać – powiedział.

– Muszę co? – zapytała wstając.

– Jeśli mnie chcesz w swoim łóżku, musisz mnie poprosić.

Jura zmrużyła oczy.

– Czy to jakiś wasz angielski obyczaj? Czy zmuszacie wasze łagodne Angielki, żeby prosiły o to? Czy to jest sposób, żeby je upokorzyć, a samemu czuć się silnym? Lankonowie nie muszą swoich kobiet upokarzać. Lankońscy mężczyźni po prostu są mężczyznami.

Jego gniew znów powrócił. Zrobił krok w jej stronę i szybko się cofnął jak ktoś, kto podszedł za blisko ognia.

– Przysięgałem przed Bogiem i nie złamię tej przysięgi. A teraz musimy omówić pewne sprawy.

– Nie mam nic do omawiania z tobą – powiedziała Jura, kierując się do drzwi.

Chwycił ją za ramię i odwrócił ku sobie, lecz natychmiast puścił.

– Siadaj – rozkazał.

Wzruszyła ramionami, ale posłuchała.

Rowan odwrócił się od niej i chodził tam i z powrotem.

– Jakkolwiek się to stało, czy przez złośliwe fatum czy inaczej, jesteśmy małżeństwem. W innych okolicznościach próbowałbym rozwiązać je, gdybym nie był na wpół Anglikiem, czyli podejrzanym, albo gdybyś nie była spokrewniona z Geraltern. Nie mogę nas jednak uwolnić od tego małżeństwa, więc musimy podjąć pewne ustalenia. Jutro jadę do plemienia Vatellów, żeby porozmawiać z ich wodzem, a ty musisz pojechać ze mną.

Jura wstała.

– Absolutnie nie mam zamiaru.

Rowan stał przed nią i pochylił się tak, że nos jego niemal dotykał jej nosa.

– Nie ufam ci i nie jestem pewien, czy nie zbierzesz armii, żeby osadzić tego swojego aroganckiego braciszka na tronie. Będę cię trzymał przy sobie – was oboje – i patrzył wam na ręce.

– A może dlatego, żeby ludzie cię nie podejrzewali, że nie potrafisz się uporać ze sprawą dziewictwa twojej żony? – powiedziała łagodnie. Czuła na ustach jego oddech.

Opuścił powieki.

– Potrafię z całą pewnością, nie miej co do tego żadnych wątpliwości. – Spojrzał niżej na jej usta i znów w oczy. – Ale nie zrobię tego.

Odsunęła się od niego. Jakiekolwiek by były te głupie angielskie przyczyny, dla których ją odrzucił, fakt pozostawał faktem: odrzucał ją. Był to jeszcze jeden powód na jej długiej liście, żeby go nienawidzić. – Zostanę tutaj i…

– Nie! – powiedział głośno. – Chcesz czy nie, jesteś moją żoną i masz się odpowiednio zachowywać. Nie będziesz dzielić mojego łoża, ale moją komnatę, namiot, czy cokolwiek to będzie. Nie pozwolę, żebyś mi przeszkodziła w jednoczeniu plemion. Jeśli ludzie chcą mnie oglądać z moją dziewiczą żoną, będą to mieli, a ja przypilnuję, żebyś nic złego nie robiła za moimi plecami.

– Jeśli wbiję w ciebie mój miecz, to w serce, a nie w plecy.

– Rozumiem, że miało mnie to uspokoić – odpowiedział oschle.

– Możesz sobie rozumieć, jak chcesz. – Patrzyła na niego, a w jej spojrzeniu malowała się ciekawość. – Jak masz zamiar ich zjednoczyć? Podbić?

Rowan podszedł do okna.

– Poniekąd tak. Mam zamiar ich pożenić między sobą. Za parę pokoleń powinni być tak wymieszani, że nie będą wiedzieli, z jakiego są plemienia. Będą tylko Lankonowie.

Jura uśmiechnęła się do niego.

– A jak planujesz to zrobić? Poprosić ich, żeby poślubiali ludzi, których nienawidzą? – Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Nic o nas nie wiesz. Plemiona prędzej umrą, niż porzucą swoją tożsamość. Wróć lepiej do Anglii i zostaw nas w spokoju, zanim wywołasz wojnę, o ile, oczywiście, dożyjesz.

– A ty wrócisz ze mną?

Jura była przerażona

– Żyć w Anglii, gdzie kobiety muszą błagać mężczyzn o ich względy?

Rowan już otworzył usta, żeby jej odpowiedzieć, ale powstrzymał się.

– Nie będę się starał niczego ci wyjaśniać. Twoim obowiązkiem jest być posłuszną, i nic więcej. Masz jechać ze mną, gdy będę podróżował po Lankonii, i tyle. Nie chcę twoich rad ani żadnych komentarzy. Masz być lojalną, przyzwoitą żoną.

– To znaczy taką angielską myszką? – spytała. – Zobaczysz, że lankońska kobieta nie da się tak łatwo podporządkować, jak te blade angielskie laleczki. Pojadę z tobą. Jakie to ma znaczenie? Przy następnej pełni będę już wdową. – Odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.

Gdy szła przez skąpo oświetlone kamienne korytarze do głównej sieni, rozmyślała nad tym, co za głupiec z tego człowieka. Ma chyba zamiar maszerować od miasta do miasta i prosić, żeby się tak wzajemnie nie nienawidzili. Ktoś zabije tego idiotę w najbliższych dniach, tego była pewna.

Ale to, że nie chce z nią spać, jest naprawdę intrygujące. Czyżby jej w ogóle nie pragnął? Było to śmieszne przypuszczenie. A może wszyscy Anglicy są tacy namiętni w stosunku do swoich kobiet jak on do niej? A może po prostu nie jest zdolny skonsumować tego małżeństwa? Wzdrygnęła się. Kto może pojąć głupiego obcokrajowca?

– Ty jesteś Jura – odezwał się słaby, zadyszany głosik. – To ty wygrałaś.

Jura spojrzała na małego synka Angielki. Przypuszczała, że jest młodszy, niż wskazywał na to jego wzrost, a jego jasna skóra i włosy wyglądały, jej zdaniem, jak nie dopieczony chleb. Pochodnia na ścianie oświetlała jego twarz, jakby wyrzeźbioną z masy perłowej.

– Czego chcesz? – spytała patrząc na niego z góry. Był jeszcze młodym wrogiem, ale jednak wrogiem.

– Widziałem cię – powiedział chłopiec o oczach okrągłych i niebieskich jak polne kwiaty. – Widziałem, jak wygrałaś. Wszystkich zwyciężyłaś. Nauczysz mnie tak biegać jak ty? I zapasów? I strzelania z łuku?

Jura nie mogła się powstrzymać od śmiechu.

– Może.

Chłopczyk uśmiechnął się do niej.

– A, tu jesteś – odezwał się głos na końcu korytarza. Był to ten młody człowiek imieniem Montgomery i Jura instynktownie sięgnęła po nóż. Jednak młodzieniec patrzył na nią w taki sposób, jakby chciał wyrazić swój zachwyt. Cofnęła rękę.

– To jest Jura – powiedział dumnie chłopiec.

– Tak, wiem – odpowiedział Montgomery z uśmiechem. Jura zauważyła, że zapowiada się na niezwykle przystojnego mężczyznę, i też się uśmiechnęła.

– Co się tu dzieje? – huknął poza nimi glos Rowana. – Montgomery, nie masz nic lepszego do roboty, tylko kręcić się koło mojej żony? Żadnej zbroi do czyszczenia? Broni do ostrzenia? Lekcji do odrabiania?

– Tak, panie – odpowiedział chłopiec i odchodząc zdążył jeszcze raz uśmiechnąć się do Jury.

Mały Filip po krzyku wuja wślizgnął się między Jurę a ścianę i przytulił się do żony wuja, objąwszy za nogę. Popatrzyła na niego zdziwiona.

– Filip! -. powiedział ostro Rowan. – Co ty tu właściwie robisz?

– To jest Jura – odpowiedział malec, jakby to wyjaśniało wszystko.

– Doskonale wiem, kto to jest, a teraz odejdź od niej.

Jura uśmiechnęła się do Rowana.

– Jeżeli nie potrafisz poradzić sobie z dzieckiem, jak masz zamiar poradzić sobie z Britą I z Yaine, wodzami innych plemion? A ze starym tłustym Markiem?

Rowan wyciągnął rękę, żeby złapać chłopca, ale ten wcisnął się za Jurę, która stała teraz między nim a Rowanem.

Nagle Rowan się wyprostował.

– Masz nade mną władzę – powiedział miękko.

– Przy tobie zachowuję się, jakbym był młodszy niż mój giermek. Nie będę z tobą walczył o chłopca, bo pewnie jego też już zauroczyłaś. Ale pamiętaj, że on nie jest moim spadkobiercą. Nic na tym nie zyskasz, jeśli go skrzywdzisz.

– Skrzywdzić dziecko? – wykrzyknęła Jura z przerażeniem. – Nawet jeśli jest to angielskie dziecko, naprawdę posunąłeś się za daleko. Nie potrzebuję krzywdzić żadnego Anglika, bo wy sami zrobicie sobie największą krzywdę. My, Lanko- nowie, będziemy kiedyś mieli dosyć waszej przemądrzałości, wyższości i ktoś zamiast mnie tym się zajmie, żeby poleciało parę głów. – Przymrużyła oczy. – A ten twój Neile będzie pierwszy.

– Neile? – spytał Rowan. – Czy próbował się do ciebie zalecać?

– Przestań myśleć tylko o spodniach. Ten człowiek nas nienawidzi i wcale tego nie ukrywa. A teraz jestem głodna i czuję zapach jedzenia. Czy wolno mi jeść, czy może przysięgałeś, że mnie zagłodzisz?

Nozdrza Rowana zadrgały ze złości, ale nie odpowiedział na zaczepkę.

– Idź, jedz. Kim ja jestem, żebym miał coś do powiedzenia w twoim życiu? – Odwrócił się i ruszył przez sień.

Jura chciała pójść za nim, ale Filip próbował ją złapać za rękę.

– Wojownicy lankońscy nie trzymają się za ręce

– powiedziała. – Wyprostuj się. Jak możesz być Lankonem, taki pokrzywiony.

– Tak, pani – powiedział Filip, a Jura go nie poprawiała, gdy stanął na baczność.

Uśmiechnęła się do niego.

– Może znajdę dla ciebie jakieś ubranie, bardziej odpowiednie dla irialskiego wojownika.

– I nóż? – spytał z błyszczącymi oczami.

– Koniecznie nóż.

Długie stoły na kozłach ustawiono w głównej komnacie, a służba wnosiła półmiski mięs i jarzyn. Jura zmierzała już do swego miejsca przy końcu stołu, lecz Rowan, zmarszczywszy brwi, wskazał jej miejsce na ławie obok siebie. Mały szedł za nią jak cień.

– Filip! – Lora zawołała syna z przeciwnej strony Rowana i pokazała, żeby siadł przy niej.

– Jura mi pozwoli siedzieć przy sobie – powiedział chłopiec trzymając się prościutko.

Lora już chciała wstać, ale Rowan ją powstrzymał. Ksiądz pobłogosławił potrawy i około pięćdziesięciu stołowników rzuciło się na nie, jakby umierali z głodu. Kłócili się głośno na temat broni, wierzchowców i swojej waleczności.

Zanim. dotarli do połowy posiłku, dwaj mężczyźni rzucili się sobie do gardeł i chcieli się zadusić.

Rowan, mimo że znał już trochę lankońskie temperamenty, był wciąż nie przygotowany na takie wybuchy. Rozmawiał z Lorą i nie zareagował natychmiast.

Co innego Jura. Wskoczyła na stół, przeszła dwa kroki i rzuciła się na walczących, tak że stracili równowagę i cała trójka wylądowała na podłodze wśród poprzewracanych sprzętów i szczekających psów. Upadając, wyciągnęła nóż.

– Przebiję serce następnego, który mi przeszkodzi w jedzeniu – krzyknęła.

Mężczyźni uspokoili się i wstali z podłogi. Pozostali Lankonowie nie przerywali posiłku na widok wydarzenia, które nie było dla nich niczym niezwykłym. Co innego Anglicy, dla nich najwidoczniej nie było ono tak zwyczajne. Jura stała, otrzepując się, gdy napotkała wzrok Rowana i jego trzech rycerzy. Angielka stanęła przy nich, w przerażeniu tuląc do siebie chłopca.

Jura nie miała pojęcia, co takiego zrobiła, że ci ludzie tak na nią patrzyli. Twarz Rowana była czerwona jak zachodzące słońce. Żyły pulsowały mu na szyi, szczęki miał zaciśnięte. Jego trzej rycerze patrzyli przerażeni.

Jura schowała nóż.

– Jedzenie stygnie.

Filip oderwał się od matki i z otwartymi ramionami podbiegł do Jury, by ją objąć za nogę.

Położyła dłoń na jego delikatnych włosach, uśmiechnęła się i przykucnęła. Odsunęła go na odległość rąk i trzymając go za ramiona, popatrzyła mu w oczy.

– Co to jest? – spytała łagodnie. – Lankon się boi?

– Dziewczyny nie mogą pokonać mężczyzn – wyszeptał chłopiec.

– Racja, ale to byli tylko Raban i Sexan. Oni zawsze walczą. A teraz wstań, wyprostuj się… – Jura przerwała, gdyż Lora, która już oprzytomniała po szoku, złapała syna.

– Jak śmiesz? – powiedziała. – Jak śmiesz dotykać mojego syna i uczyć go swoich dzikich obyczajów? Nie jesteś kobietą. Nie nadajesz się, żeby być w pobliżu dziecka.

Jura wstała i podeszła krok w kierunku Lory, a spojrzenie miała twarde i zimne. Rowan stanął między obiema kobietami.

– Chodź ze mną – powiedział patrząc na Jurę z takim wyrazem twarzy, jakiego jeszcze nie widziała.

Teraz nawet Lankonowie przestali jeść, żeby obserwować tę scenę. Sama walka i skacząca po stołach Jura nie wywołały żadnego komentarza, ale zastanawiali się, o co chodzi tym dziwnym Anglikom. Złościć się, że strażniczka przerwała walkę? To jej obowiązek.

– Chodź ze mną – powtórzył Rowan, zacisnąwszy szczęki.

– Jestem głodna – odpowiedziała patrząc w kierunku stołów na znikające błyskawicznie jedzenie.

Palce Rowana wpiły się w jej ramię, gdy ją wyciągał z komnaty. Jura próbowała się wyrwać, ale trzymał ją mocno, a ona go klęła głośno, że robi jej taki wstyd przed ludźmi.

Wepchnął ją w pierwsze otwarte drzwi, do ma- lego pomieszczenia, gdzie przechowywano beczki z piwem i miodem.

– Nigdy – powiedział patrząc prosto w jej twarz, ledwo zamknęły się drzwi – nigdy więcej moja żona me będzie się tak zachowywać. – Ledwo mógł mówić ze złości. – Jakbyś była jakąś pospolitą ladacznicą, co skacze po stołach i… i… – prawie się zakrztusił – rzuca się całym ciałem na tych mężczyzn…

Czy ten człowiek zwariował?

– To mój obowiązek – tłumaczyła cierpliwie. – Strażniczki są trenowane do tego, żeby ucinać kłótnie, i to był mój obowiązek jako reprezentantki Thala. Gdyby Gerait był przy kolacji, on by się tym zajął.

Twarz Rowana spurpurowiała.

– Thal nie żyje. Ja jestem królem. Ja będę rozsądzał kłótnie między moimi ludźmi. Nie moja żona.

– Zaczynam rozumieć. Chodzi o to, że jestem kobietą. Czy myślisz, że kobiety lankońskie są takie tchórzliwe i bezużyteczne, jak ta twoja siostra? – W Jurze wzbierała złość.

– Zostaw moją siostrę w spokoju. Mówię ci, że nie będziesz się zachowywać jakbyś była moją służbą porządkową. Jesteś kobietą i masz się zachowywać jak kobieta.

Ten człowiek był szalony.

– Muszę siedzieć i szyć, żeby komuś udowodnić, że jestem kobietą? Czy wyglądam jak mężczyzna?

Rowan popatrzył bezwiednie na jej ciało: sterczące twarde piersi, długie, zaokrąglone uda i ta krótka tunika opinająca ładnie wygięty tył. Po raz tysięczny przeklinał swój wybuchowy charakter, przez który niemądrze przysiągł, że będzie się trzymał od niej z daleka.

– Albo będziesz posłuszna, albo tego pożałujesz

– powiedział.

– Co takiego możesz zrobić? Wsadzić mnie do więzienia? A kto posłucha twoich rozkazów? Myślisz, że zrobią to moi Lankonowie? Nie wyjdziesz poza bramy Escalonu żywy, jeśli spotka mnie coś złego. I będzie to koniec twoich dziecinnych planów, żeby zjednoczyć wszystkie plemiona.

Rowan zacisnął pięści. Nikt nigdy nie starał się wywierać na niego takiego wpływu, jak ona. Z głupimi synami wuja Wilhelma radził sobie świetnie, nigdy nie dając się wyprowadzić z równowagi.

A już nigdy nie udało się to kobiecie. Kobiety były to słodkie i miłe istoty, które dawały mężczyźnie ukojenie i z szeroko otwartymi, pełnymi uwielbienia oczami słuchały, co miał do powiedzenia. Gdy mężczyzna szedł na polowanie, po powrocie musiał opowiadać żonie o niebezpieczeństwach, jakie napotkał, a ona powinna była wzdychać i wykrzykiwać, jaki jest dzielny. Ale Jura mogłaby upolować jelenia większego niż on.

– Czy nie masz żadnych damskich ubrań? – spytał. – Czy musisz ciągle w tym chodzić? – pokazał na jej luźne spodnie i wysokie, obwiązane rzemykami buty.

– Zachowujesz się jak dziecko – warknęła. – A co to ma za znaczenie, co noszę? To mi pomaga w wypełnianiu moich obowiązków. – Przerwała, bo Rowan wziął ją w ramiona.

– Masz obowiązki w stosunku do mnie – powiedział ochryple. – Nie będziesz się przyciskać do innych mężczyzn.

– To znaczy wtedy, gdy przerwałam tę bójkę… – mówiła coraz wolniej i niższym głosem. Nie była w stanie myśleć normalnie, gdy jej dotykał.

– Jura, coś ty ze mną zrobiła. Nie poznaję sam siebie.

– To ja ci powiem, kim jesteś: jesteś Anglikiem w kraju, który nie jest twoim krajem. Powinieneś wrócić do Anglii, a królestwo oddać memu bratu.

Odsunął ją od siebie.

– Zostaw mnie, idź napełnić żołądek i nie wtrącaj się więcej do mnie i moich ludzi.

– To są Lankonowie, a nie twoi ludzie – powiedziała wychodząc z pokoju i szybko skierowała się do głównej komnaty. Będzie miała szczęście, jeżeli jeszcze znajdzie coś do jedzenia. Sprzątano już stoły, ale udało jej się porwać z tacy kawał dziczyzny w cieście i jadła go po drodze, gdy opuszczała mury zamku, żeby wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć trochę powietrza.

Szła w kierunku męskich koszar, gdy spotkała idącego w jej stronę Geralta.

– Nie byłeś na kolacji – powiedziała.

– Żeby siedzieć ze swoim wrogiem? – spytał szyderczo. – Słyszałem, że masz teraz z nim mieszkać.

– I podróżować. Ten głupiec myśli, że zjednoczy plemiona – powiedziała odgryzając ostatni kawałek.

Geralt zaśmiał się złośliwie.

– Zabiją go w pierwszym miejscu, do którego dotrze.

Czuła, że brat ją obserwuje.

– Powiedziałam mu to samo, ale mnie nie słucha. Zabiją go wkrótce, ale może lepiej mieć to już za sobą. Niektórzy ludzie go lubią. Xante, na przykład, jest zbyt blisko niego.

Geralt przysunął się do siostry i zniżył głos.

– Jesteś w stanie przyśpieszyć jego śmierć.

Wypluła pod nogi kawałek chrząstki.

– Nie jestem morderczynią. Sam się zabije wystarczająco szybko.

– A więc to prawda, że przeszłaś na jego stronę.

Cilean powiedziała, że chciałaś go dla siebie, i dlatego ją pokonałaś w Honorium. Powiedz mi, czy dla tego bladego cudzoziemca bardziej się w tobie krew burzy niż dla naszych?

Zatrzęsła się.

– Myślisz, że twoje obraźliwe uwagi popchną mnie do zamordowania go? Nie znasz mnie. Mówię ci, że to głupiec i sam się zniszczy, bez niczyjej pomocy. Zostaniesz królem i nie będziesz miał na rękach krwi brata.

– O ile nie będzie miał z tobą dziecka – zauważył Geralt.

– Na to nie ma szans – odpowiedziała Jura.

– Nie jest mężczyzną? – zapytał zdumiony.

– Nie wiem. Mówi, że przysiągł przed Bogiem, że… – przerwała – nie będzie dzieci w jego krótkim życiu. Czekaj cierpliwie, a będziesz królem. – Odwróciła się i powędrowała przez wewnętrzne bramy do miasta. Było teraz cicho, bo ludzie i zwierzęta układali się do snu.

Zjednoczyć plemiona, myślała. To oczywiście niemożliwe. One się za bardzo nienawidzą, żeby kiedykolwiek żyć razem, ale ten głupi Anglik nigdy tego nie zrozumie. Żeby zrozumieć Lankona, trzeba samemu być Lankonem.

A zresztą, pomyślała wzruszając ramionami, jakie to miało znaczenie, skoro ten głupiec i tak się niedługo zabije. Zatrzymała się na chwilę. Szkoda byłoby, gdyby umarł, zanim uda jej się spędzić z nim trochę czasu w łóżku. W końcu są małżeństwem.

Ziewając zawróciła w stronę starego zamku Thala. Dziś w nocy będzie z nim razem w pokoju, a może jutro nie będzie już dziewicą. Uśmiechnęła się i przyśpieszyła kroku.

Загрузка...