8

Jura słusznie przypuszczała, że mąż wprowadził się do starego pokoju Thala. Gdy otworzyła drzwi, spojrzał na nią zza stołu zaskoczony.

– Skąd się tu wzięłaś? – rzucił.

– Rozkazałeś mi przyjść tutaj – odpowiedziała cierpliwie. – Kazałeś swojemu bezczelnemu Anglikowi zabrać mnie z koszar kobiecych razem z moimi rzeczami i przyprowadzić tutaj. Sądziłam, że mam podjąć obowiązki królowej. Przynajmniej, dopóki nią jestem – dodała pod nosem.

Popatrzył na nią przez dłuższą chwilę.

– Chyba będę musiał cię zatrzymać – powiedział zrezygnowany. – Idź, usiądź tam i zachowuj się cicho. – Odwrócił się z powrotem do stołu zawalonego książkami i papierami.

Jura zastanawiała się, czy przywiózł książki ze sobą czy pochodziły ze skąpej i mało używanej biblioteczki Thala. Nie miała najmniejszego zamiaru go słuchać, więc podeszła i spojrzała mu przez ramię.

Odwrócił się.

– Co robisz? – warknął.

– Patrzę – odpowiedziała i pochyliła głowę nad mapą, którą trzymał.

– Tu jest niedobrze. Granica Vatellów jest dalej na północ. Thal zagarnął spory kawał ziemi, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Mój ojciec zginął w tej walce. – Odwróciła się i siadła na skraju łóżka, żeby odwiązać rzemyki na nogach.

Rowan odwrócił się do niej.

– Co wiesz o granicach?

– Chyba więcej od ciebie.

Wstał, wziął mapę i położył na łóżku za jej plecami

– Pokaż mi, co się zmieniło. Tę mapę zrobił Feilan ponad dwadzieścia lat temu. Kogo jeszcze mój ojciec pozabijał, żeby zabrać ziemię?

Jura zsunęła buty i kręciła gołymi palcami.

– Thal zrobił to, co musiał. Połowa ziemi Vatellów leży w górach, gdzie nic nie rośnie, a oni napadali na Irialów, żeby kraść nasze ziarno.

– Więc mój ojciec położył kres tym najazdom – rzekł Rowan w zamyśleniu. – A jak Vatellowie wytrzymują zimę?

– Niezbyt dobrze – odpowiedziała Jura. – Czy masz zamiar nas nienawidzić za wszystko?

Rowan spojrzał ze zdziwieniem.

– Jak mogę nienawidzić własny lud? Chodź, pokaż mi nowe granice.

Przysunęła się bliżej do niego i palcem wskazała na zmniejszone tereny Vatellów.

– To są rozsądni ludzie, w każdym razie w miarę – mówiła. – Nie tacy jak Zernowie czy Ultenowie. Vatellowie…

– Tak, wiem – powiedział niecierpliwie. – Teraz mi pokaż, gdzie są pola uprawne Irialów.

– Jeżeli wszystko wiesz, to dlaczego tego nie wiesz?

Wskazał miejsce na mapie.

– Jeśli się nie posunęli, pola są tutaj. Osłaniane przez trzy rzeki i regularnie strzeżone przez strażników irialskich. Rośnie tam jęczmień, pszenica i żyto. Na równinach hoduje się owce. Konie są potomkami tych, które zostały skradzione Fearenom, a młodzi Irialowie ciągle jeszcze najeżdżają nocą obozy Fearenów. Przejeżdżają przez krainę Vatellów tutaj, w gęstym lesie, a potem dalej kozią ścieżką aż do…

– Skąd to wiesz? – spytała Jura.

– Kiedy inni chłopcy ganiali za piłką po podwórzu, ja siedziałem z Feilanem i uczyłem się języka Ultenów.

– Ultenów? – spytała Jura. – Nikt nie używa tego ich gardłowego bełkotu. To nie język, tylko jakieś chrząkania i jęki.

Rowan wyciągnął się na łóżku z ręką pod głową.

– Może to tak brzmi, ale jest to właśnie odmiana lankońskiego. Na przykład wy mówicie na kobietę teina, a oni te”na. Jakby prostszy sposób powiedzenia tego samego.

Jura podciągnęła nogi pod siebie.

– To sposób dla leniwych. Oni tacy są, leniwi, obleśni, Wszystkie plemiona nienawidzą Ultenów.

– Więc tym bardziej należy je wymieszać. Ultenowie siedzą wysoko w górach i krzyżują się tylko między sobą, aż im się woda z mózgów porobiła.

– Jeszcze jeden powód, dla którego twój plan zjednoczenia nie powiedzie się – powiedziała Jura. – Kto będzie chciał się ożenić z Ultenką?

Rowan spojrzał na nią z rozbawieniem w oczach.

– Zerna – odpowiedział.

Jura zaśmiała się i wyciągnęła na łóżku. Teraz leżeli na nim oboje, a rozdzielała ich mapa.

– Podczas Honorium miałem makabryczne sny, że zwycięża Mealla. Moim najgłówniejszym problemem w małżeństwach między plemionami były kobiety Zernów. Kto je zechce? Czy wszystkie wyglądają jak Mealla i te inne zawodniczki z Honorium?

Jura podparła głowę.

– Fearenom mogą się spodobać kobiety Zer- nów. Oni są niscy, drobni… Thal zawsze mówił, że martwią się swoim wzrostem. Kobiety Zernów mogłyby im odpowiadać. Ich dzieci byłyby większe.

Rowan uśmiechnął się i też się oparł na łokciu.

– A Poilenowie? Z kim ich pożenimy?

– To nie takie proste – zastanawiała się. – Poilenowie wierzą, że myślenie jest ważniejsze niż jedzenie czy inne przyjemności.

– Więc przyślemy do nich trochę tych małych fertycznych dziewczyn Fearenów. Na pewno potrafią odwrócić myśli mężczyzn od książek w kierunku bardziej ziemskich uciech.

Jura przyglądała mu się. Był bardzo przystojny, a jego złote włosy błyszczały w świetle świec. Miała ochotę ich dotknąć i już nawet podniosła rękę, ale Rowan nagle wstał z łóżka.

– Możesz spać tutaj – powiedział wskazując na wnękę w grubym murze. Ledwie się będzie mogła w niej zmieścić.

Chciała już zaprotestować przeciw temu absurdalnemu pomysłowi, żeby spali osobno, ale w końcu pomyślała, że może to i lepiej. Gdyby został zabity – a na pewno będzie – byłoby lepiej dla niej nie przywiązywać się do niego za bardzo. Byłoby też lepiej dla sukcesji, żeby nie było dziecka, które chciałoby zostać królem. Jura nie była pewna, czy odmówiłaby swojemu dziecku praw do tronu, który by mu się należał. Nie, tak będzie lepiej. Zostanie dziewicą, póki nie owdowieje, a potem Geralt zostanie królem, a ona wyjdzie za mąż za Daire i będzie miała dużo dzieci.

Wstała z łóżka.

– Mówisz, że jutro ruszamy w podróż?

Był od niej odwrócony.

– Tak, zaczynamy od krainy Vatellów, ale najpierw zatrzymamy się w wioskach irialskich, zabierzemy mężczyzn i kobiety.

– Po co? – spytała rozwiązując swe luźne spod- me i wyślizgując się z nich.

Odwrócił się do niej twarzą.

– Z powodu małżeństw – zaczął, ale przerwał na widok jej półnagiego ciała. Znów się odwrócił. – Idź spać – powiedział. – Przykryj się…

Jura się uśmiechnęła i wsunęła pod skóry owcze, rozłożone we wnęce. Obserwowała, jak Rowan się rozbiera, nie patrząc na nią. Ściągnął wysokie buty i odsłonił mocne, pokryte jasnymi włosami łydki. Następnie zdjął haf1owaną tunikę, ledwie zakrywającą kolana. Jura znów zobaczyła to potężne, umięśnione ciało, które sprawiło, że tego dnia nad rzeką, gdy spotkała go po raz pierwszy, zapomniała o wszystkim, o swej teraźniejszości i przeszłości.

Poczuła w nogach słabość, jakby się przetrenowała, a oddech jej stał się głębszy i wolniejszy. Nie patrząc na nią zdmuchnął świecę przy łóżku i pokój pogrążył się w mroku.

– Rowan – szepnęła w ciemność, po raz pierwszy używając jego imienia.

– Nie odzywaj się do mnie – powiedział głośno.

– I mów do mnie „Anglik”. Nie używaj mojego imienia.

Jura zacisnęła zęby i rzuciła przekleństwo pod adresem tego głupiego cudzoziemca. Z tym swoim wstrętnym charakterem i brakiem rozsądku zginie najpóźniej w ciągu tygodnia. Płakać nie będę, pomyślała. Dla Lankonii będzie znacznie lepiej, jak go nie będzie.

Odwróciła się na brzuch i pomyślała o Daire. Dobrze, że będzie dziewicą w swoją noc poślubną z Daire.

Wstawaj!

Jura poruszyła się leniwie w ciepłym legowisku. Było jeszcze ciemno. Rowan, kompletnie ubrany, stał w odległości dziesięciu stóp od niej.

– Czy wszyscy Irialowie są tacy leniwi jak ty? – rzucił. – Wozy już się szykują na dole.

– Czy wszyscy Anglicy mają taki okropny charakter jak ty? – spytała przeciągając się pod swymi okryciami.

Popatrzył na nią w skupieniu, a jego jasna skóra wydawała się jeszcze bledsza.

– Bierz swoje rzeczy i schodź na dół – powiedział i wyszedł z komnaty.

Zebranie paru ubrań i broni nie zajęło Jurze wiele czasu. W podwórzu słychać już było hałasy parskających koni i krzyczących ludzi. Geralt ubrany na czarno i na czarnym koniu wydawał rozkazy. Daire siedział już na swym wierzchowcu, a obok niego była Cilean.

Jura uśmiechnęła się do przyjaciółki, ale Cilean odwróciła głowę. Jura wzięła od sługi chleb i wodę z winem, ale uśmiech jej zamarł na ustach. Rowan był wśród swych ludzi na koniu gotowym do drogi i Jura musiała przyznać, że jest bardzo dobrym organizatorem wyprawy, wyraźnie uznawanym przez ludzi za przywódcę.

Wozy wyładowane były różnymi towarami, a na jednym, obok woźnicy, siedziała Lora z Filipem.

– Jura! – zawołał chłopiec, a ona uśmiechnąwszy się podeszła do niego.

– Dzień dobry! – powiedziała częstując go kawałkiem chleba.

– Czy wojownicy lankońscy jadają chleb? – zapytał poważnie.

– Zawsze – odpowiedziała równie poważnie i odwróciła się z uśmiechem do Lory, ale Angielka zadana nos i nie spojrzała na nią. Jura dosiadła swojego konia i ruszyła galopem obok Xante.

Podróż do wiosek Irialów zabrała im cały dzień. Po drodze mijali mniejsze osiedla, rozrzucone po całej krainie Irialów, ale mieszkali w nich chłopi, najniższa warstwa ludzi, którzy zwalczali się wzajemnie, a waśnie rodzinne trwały wśród nich od wieków. Ci ludzie nie mieli pojęcia, czy byli Irialami, Vatellami czy też może Anglikami.

Jednak dwadzieścia mil od Escalonu mieszkała właściwa ludność Irialów. Zony i mężowie strażników czy strażniczek pochodzili stamtąd właśnie. Strażników również wybierano spośród tych ludzi, a po przeszkoleniu odsyłano z powrotem do wioski, aby bronili Irialów przed napaścią. Owe kilka mil kwadratowych stanowiło jedyne znane Irialom spokojne miejsce. Tutaj dzieci się bawiły, kobiety śpiewały i urządzano żniwa. Tkano tu materiały, wyszywano odzież, a starzy i chorzy znajdowali spokój i wytchnienie. Tysiące strażników irialskich oddało życie, chroniąc to miejsce.

Większą część drogi Jura jechała obok Xante, ale gdy usłyszała marudzenie Filipa, odwróciła się w stronę wozu.

– Czy chciałbyś jechać ze mną? – spytała chłopca, zwracając się jednocześnie do Lory o pozwolenie. Wyglądało na to, że Lora walczy ze sobą, lecz w końcu odwróciła się i kiwnęła głową potakująco.

Filip wskoczył w ramiona Jury, a ona usadziła go na siodle przed sobą. Przez resztę drogi opowiadała mu historie o starych bogach Lankonii, bogach, którzy walczyli i nienawidzili, bogach z charakterem, a nie takich jak chrześcijański Bóg Jezus, który nigdy nawet nie odpowiedział niegrzecznie swojej matce.

– Dlaczego trzymasz tego szczeniaka? – spytał wściekły Gerait, ściągnąwszy cugle swego konia obok niej. – Już zmiękłaś dla Anglików?

– To dziecko – odparła.

– Z chłopców wyrastają mężczyźni.

Spojrzała na brata z niesmakiem.

– Nie jest dla ciebie zagrożeniem. Nie ma żadnych pretensji do twojego tronu.

Gerait popatrzył wrogo na chłopca i odjechał.

– Nie lubię go – wyszeptał Filip.

– Oczywiście, że lubisz. On będzie królem Lankonii, i to bardzo dobrym królem.

– Mój wujek Rowan jest królem I jest najlepszym królem.

– Zobaczymy.

Była już noc, gdy wędrowcy dotarli do wsi, a wozy, podobnie zresztą jak konie i pasażerowie, musiały być przeprawione przez rzekę promem.

Ludzie z pochodniami wyszli naprzeciw powitać ich i zobaczyć Anglika, który mienił się królem. Wielu krewnych Jury przybiegło ją powitać. Jej status znacznie się podwyższył od chwili, gdy wygrała Honorium i poślubiła króla.

– Jaki on jest? – szeptali. – Czy dal ci już dziecko? Czy jest taki przystojny jak Daire?

Przestali gadać, gdy Rowan stanął za nią, a Jura zobaczyła, jak kuzynkom jej zabłysły oczy. Słychać było zbiorowe wzdychanie. Jura uśmiechnęła się do nich i poczuła pewną dumę. Uśmiech przeznaczony był również dla Rowana.

– Czy mogę cię przedstawić mojej rodzinie? – zapytała uprzejmie.

Później ciotka Jury zaprowadziła ich do pokoju w swoim domu. Izba była mała, stało w niej jedno łóżko i nie było wnęki okiennej. Rowan był milczący.

– Zmęczyła cię podróż? – zapytała.

– Nie – odpowiedział łagodnie. – Miło z twojej strony, że się zajęłaś Filipem. Wydaje mi się, że ten chłopak zaczyna cię uwielbiać.

– To bardzo miłe dziecko i chętne do nauki. Chyba jest bardziej Lankonem, niż myślałam.

Siedział na brzegu łóżka, zdejmował buty i wyglądał na zmartwionego.

Już miała na końcu języka pytanie, co mu jest, ale nie spytała. Lepiej będzie trzymać się z daleka od tego mężczyzny, który jest jej mężem tylko na krótki czas.

– Rozumiem, że nie będziemy spać razem – powiedziała.

– Co takiego? Nie, chyba nie. Tu są futra. Pościelę sobie na podłodze, a ty zajmij łóżko.

Jura zmarszczyła się, zdjęła buty i spodnie i wślizgnęła się do wielkiego pustego łoża. Leżała i słuchała, jak Rowan mościł się w futrach na podłodze. Powietrze wydawało się naładowane i nie mogła zasnąć.

– Księżyc świeci – wyszeptała.

Rowan nie odezwał się słowem i myślała, że może zasnął.

– Jura – powiedział miękko.

– Co? – odpowiedziała podobnie.

– Czy ty kiedyś masz wątpliwości? Czy czasami wiesz, że masz rację, ale gdzieś głęboko w tobie jest ziarno zwątpienia?

– Tak, miewałam takie uczucia.

Nie powiedział już nic więcej i po chwili Jura słyszała jego miarowy oddech. Zastanawiała się przez dłuższą chwilę, co miał na myśli, ale nie znalazła odpowiedzi.

Następnego ranka wszyscy Irialowie obudzili się bardzo wcześnie. Chcieli zobaczyć przyjaciół i krewnych, których od dawna nie widzieli, i przy- patrzeć się temu Anglikowi, który twierdził, że jest królem.

Jura stała z boku i obserwowała, jak Rowan przechodził wśród tłumu i jak rozjaśniały się twarze, gdy zagadywał ludzi w ich języku. Nie było w nim śladu zapalczywości, jaką jej okazywał. Wręcz przeciwnie, odczuwało się jego spokój, opanowanie i inteligencję.

– Jest wymowny jak sam diabeł – powiedział Jurze Geralt. – Uważaj, żebyś miała głowę na karku. Ktoś musi go pilnować, kiedy ten głupiec będzie chciał nas wpędzić w wojnę.

Jura popijała grzane wino jabłkowe.

– On nie chce wojny, chce pokoju.

– Co się chce, a co z tego wynika, to dwie różne sprawy. Jak wjedziemy do krainy Vatellów, bądź gotowa do walki. Brita z przyjemnością go zabije ponieważ jego ojciec zabił jej męża.

– Może Brita też już ma dosyć wojny. Może chciałaby znów zobaczyć swojego syna.

Geralt był przerażony.

– Zdradzasz swój kraj dla tego Anglika?

– Nie, oczywiście, że nie. Nigdy nie zdoła zjednoczyć tych plemion, ale niech próbuje. Kto pójdzie za nim? Chce pożenić Irialów z Vatellami, a jaki Irial się na to zgodzi? Przeszkodzą mu, zanim zacznie.

Xante, stojący nieopodal, usłyszał, co mówiła do Geralta, i zwrócił się do Jury.

– Spójrz tylko! Patrzą na niego z uwielbieniem. Pójdą za nim. Cicho! Teraz przemawia.

Jura z ciekawością spojrzała na Rowana, który stanął na ławie i zaczął mówić. Cały ranek słyszała, jak szeptano o Bramie św. Heleny, więc oczywiście ludzie wiedzieli, że Rowan ją otworzył. Ale na ich twarzach malowała się również wątpliwość. Nie będą go akceptować tylko z powodu starodawnej legendy.

Glos Rowana i jego piękna, lankońska wymowa działały hipnotycznie. Powoli wśród słuchaczy milkły wszystkie dźwięki. Nikt nie kaszlał, nie kręcił się, nawet dzieci siedziały spokojnie i słuchały.

Rowan mówił o krainie pokoju i spokoju, gdzie kobiety i mężczyźni mogliby odbywać długie podróże, nie obawiając się niebezpieczeństwa zagrażającego ze strony obcych plemion. Mówił o dobrych drogach, o wymianach handlowych między plemionami. Irialowie mogliby wymieniać wyroby tkackie na biżuterię Vatellów albo konie Fearenów. Mówił o tym, że trzeba położyć kres śmierci młodych ludzi, którzy napadali inne plemiona, żeby coś skraść. Malował słowami piękny obraz Irialów podróżujących bezpiecznie poprzez krainę Vatellów i Fearenów aż do Poilenów, którzy mogliby im przekazywać swoją znajomość ziół i medycyny. W niektórych oczach pojawiły się łzy, gdy mówił, ilu śmierci można byłoby uniknąć, gdyby się miało zioła Poilenów.

– Możemy zabrać Poilenom lekarstwa – powiedział Geralt, ale umilkł, gdy ludzie zaczęli się na niego oglądać.

Rowan mówił, że jedyną drogą do osiągnięcia tego stanu szczęśliwości jest zjednoczenie plemion.

– Będziemy walczyć! – powiedział Geralt.

Ludzie zaczęli go uspokajać i patrzyli dalej na Rowana, czekającego, aż się uciszy.

– Naród Lankonów musi stać się jednością – mówił Rowan spokojnie, a ludzie pochylali się, by go lepiej słyszeć.

Opowiadał o swoim planie zjednoczenia plemion poprzez małżeństwa, a potem, zanim ktokolwiek zdołał zadać pytanie, wezwał ochotników, odważnych młodych mężczyzn i kobiety, którzy nie chcieli umierać dla swojego plemienia, ale dla niego żyć. Uśmiechnął się i zapytał, które szlachetne dusze zechciałyby poświęcić wszystko i poślubić tych wysokich, pięknych, dojrzałych do małżeństwa Vatellów?

Jura i Geralt zostali niemalże stratowani przez pędzący tłum młodzieży, deklarującej się jako ochotnicy. Jura stała na swym miejscu, zdumiona siłą perswazji Rowana.

Co innego Geralt. Przepchnął się i stanął przed tłumem.

– Czy chcecie posłać swoje dzieci na rzeź? – krzyczał. – Ten Anglik nic nie wie o naszym życiu. Zaprowadzi was na śmierć. Vatellowie wyrżną Irialów.

Jura zobaczyła z przerażeniem, jak trzej rycerze Rowana rzucają się na Geralta, przygniatając go do ziemi. Zareagowała natychmiast, podobnie jak Xante i dwóch innych strażników. Złapała Neile za włosy i przystawiła mu nóż do gardła

– Puszczaj go – powiedziała i przycisnęła nóż tak, że odrobinka krwi nakapała mu na kołnierz. Neile puścił Geralta i stanął. Pozostali też zwolnili uściski.

Tłum zatrzymał się, by oglądać to nowe widowisko.

Rowan, wściekły, zszedł ze swej ławy i stanął obok Jury.

– Puść go – powiedział.

– Zaatakował mojego brata – powiedziała Jura.

– Powinnam mu poderżnąć gardło.

Neile, trzymany przez kobietę, był zbyt upokorzony, aby się odezwać.

– To, co powiedział, było zdradą. – rzekł Watelin. Rowan ścisnął ramię Jury tak mocno, że puściła Neile, a później pociągnął ją do kamiennej przybudówki, gdzie mogli być sami.

– Dlaczego? – spytał. – Dlaczego zrujnowałaś to, co osiągnąłem. Ludzie mnie słuchali. Jesteś moją żoną, powinnaś mi pomagać, a ty mi na każdym kroku krzyżujesz plany.

– Ja? – zdziwiła się. – To twoi ludzie zaatakowali mojego brata. Miałam stać i patrzeć, jak go rozerwą na strzępy?

– Jestem waszym królem, a jeśli ktoś mnie atakuje, jest to zdrada – mówił cierpliwie.

– Zdrada? – spytała, szeroko otwierając oczy. – W Lankonii trzeba sobie zasłużyć na królestwo. Thal cię wyznaczył, ale my możemy cię obalić. Nie jesteśmy jak ci głupi Anglicy, którzy akceptują syna króla, nawet jeśli jest zupełnym idiotą. Gerait ma wszelkie prawo zabrać głos, tak jak każdy, ale Gerait szczególnie, bo jest tak samo synem Thala, jak ty. Poza tym miał rację.

– Irialowie są gotowi mnie poprzeć – powiedział Rowan. – Czy to ty i twój brat nie chcecie, żeby mi się powiodło? O to chodzi? Jeśli mi się nie uda zjednoczyć plemion, ludzie może zechcą mieć na tronie twego kochającego wojnę brata? Dlatego pracujesz na mój upadek?

– arogancki napuszony idioto – krzyknęła Jura. – Wszyscy chcą, żeby ci się powiodło, ale ci, którzy tu żyją, wiedzą, że tego nie da się zrobić. Irialowie cię słuchali, o tak! Było piękne przemówienie, sama prawie chciałam wyjść za Vatella. Ale jeśli pójdziesz z tymi młodymi cywilami do Brity ona zatrze ręce z radości i wszystkich wyrżnie. Marzy o tym, żeby osłabić wolę Irialów i móc zabrać ich tereny. Potrzebuje naszych pól uprawnych.

– Więc pojadę do niej sam – powiedział Rowan.

– Sam porozmawiam z tą Britą.

– A ona cię zatrzyma dla okupu i będziemy musieli bardzo dużo zapłacić, żeby cię odzyskać.

Rowan pochylił się tak, że niemalże się dotknęli nosami.

– Więc nie płaćcie okupu. Jeśli mnie zatrzyma jako zakładnika, uznajcie, że nie zasłużyłem na królestwo.

– I pozwolić Vatellom trzymać naszego króla? – znów krzyknęła Jura. – Zmietlibyśmy Vatellów za taką obrazę. Zrobilibyśmy to.

Przerwała, bo Rowan ją pocałował. Wydało mu się to jedynym sposobem, żeby ją uspokoić. Jura odpowiedziała z całą energią, jaka się w niej nagromadziła, gdy się na niego złościła.

Wielką ręką chwycił jej głowę i odwrócił, żeby zbliżyć do niej usta, a potem pocałował ją namiętnie.

– Nie walcz ze mną, Jura – powiedział, przytulony do jej policzka. – Bądź moją żoną. Bądź przy mnie.

Odsunęła się od niego.

– Jeśli być twoją żoną oznacza stać po twojej stronie, podczas gdy ty prowadzisz mój naród na rzeź, to prędzej umrę.

Rowan wyprostował się.

– Mój ojciec wyznaczył mi zadanie i chcę je wypełnić. Możesz uważać, że jedynym sposobem rozwiązania tego problemu jest wojna, ale są również inne. Modlę się tylko, żeby ci Irialowie mieli bardziej udane małżeństwa niż moje. – Odwrócił się do wyjścia.

– Nie! – zawołała, chwytając go za rękę. – Błagam cię, nie rób tego. Ci ludzie ci ufają. Widziałam to po ich oczach. Nie prowadź ich na śmierć.

– Jest tylko jedna rzecz, o którą chcę, abyś mnie błagała. Niezależnie od wszystkiego, jesteś moją żoną. Masz mnie ukoić po bitwie, zadbać, żebym miał ciepłą strawę, a może kiedyś urodzić moje dzieci. Nie mam zamiaru rządzić krajem według rad kobiety. – Wyszedł z przybudówki.

Jura stała dłuższą chwilę w ciemnym i chłodnym pomieszczeniu, starając się opanować rosnące wzburzenie. Tego człowieka trzeba jakoś powstrzymać. Wiedziała, że pójdą za nim, bo reagowali tak, jak ona tego pierwszego dnia nad rzeką. Wtedy też byłaby za nim poszła wszędzie, dokąd by ją poprosił, ale teraz już ochłonęła i umiała go słuchać, nie ulegając jednak urokowi jego oślepiającej urody.

Musi coś zrobić, żeby go powstrzymać. Ruszyła do wyjścia, lecz ktoś zastąpił jej drogę.

– Cilean? – wyszeptała niedowierzając.

– Tak – odpowiedziała Cilean. Czy możemy porozmawiać?

Jura słyszała hałas tłumów na zewnątrz i chciała już być z nimi. Może mogłaby powstrzymać tych ludzi od pójścia za Rowanem.

– Czy wciąż go nienawidzisz? – spytała cicho Cilean.

Złość Jury jeszcze nie przeszła.

– Podobno jesteś przekonana, że chciałam go dla siebie i dlatego zdradziłam najlepszą przyjaciółkę.

– Nie miałam racji – powiedziała Cilean. – Byłam zazdrosna. – Coś w jej tonie uspokoiło Jurę.

– Zazdrosna? Kochasz go?

– Tak. Kochałam go od początku. Jura, on ma dobre serce. Jest miły i uważający. Chce zaryzykować wszystko, żeby zjednoczyć plemiona. Wie, że może zginąć.

– I może ze sobą wziąć kilkuset Irialów – dodała Jura. – Szlachetny cel nie uratuje im życia, gdy Brita ich zaatakuje.

– Może nie zaatakuje. Może Bóg pomoże królowi Rowanowi jak wtedy, kiedy otwierał bramę.

– Co? Bóg nie pomaga słabym wodzom, tylko uśmierca ich i ich zwolenników. Cilean, przecież nie mogłaś tak kompletnie zgłupieć, żeby uwierzyć, że Brita pozwoli trzystu Irialom przekroczyć swoje granice i prześle im pozdrowienia, chyba że w formie strzał wypuszczonych z łuku.

– Jadę z nim – powiedziała Cilean. – Słyszałam, jak wykrzykiwał do ciebie, że najpierw pojedzie do niej sam. Ja pojadę z nim. Wiesz, że spędziłam trzy lata w niewoli u Vatellów i wiem, jak się przedostać do miasta Brity przez las.

– Zabiją cię – wyszeptała Jura.

– Muszę zaryzykować, bo to, co on chce zrobić, jest słuszne. Ach, Jura, pamiętaj, że on to i tak zrobi, czy z nim pojadę czy nie. Powinnaś go była zobaczyć w drodze do Escalonu. Jechał naprzeciw tym młodym Zernom, jakby Bóg okrył go jakimś ochronnym płaszczem. Rozmawiał z Brocainem bez żadnej ochrony i zażądał, żeby Brocain dal mu najstarszego syna. I Brocain go posłuchał. Jura, powinnaś go była widzieć!

Jura potrząsnęła głową.

– Widzę go codziennie i widzę też, że wcale nie stara się nauczyć naszych zwyczajów i zachowań, tylko wymaga, żebyśmy my go naśladowali.

– To nieprawda. Zna nasz język, naszą historię. Ubiera się jak my i…

– Ubiera się w stroje, które moja matka zrobiła dla Thala.

Cilean podeszła krok bliżej.

– Jura, proszę, posłuchaj, daj mu szansę. Może zdoła nas zjednoczyć. Pomyśl o tym. Pomyśl jak dobrze byłoby jeździć bezpiecznie bez ochrony. Mówi o wymianie towarów zamiast okradania się

– zniżyła głos. – Pomyśl, gdybyśmy handlowali z innymi krajami… Mogłybyśmy nosić jedwabie, jak jego siostra, Lora.

– Ta…!

– Jura, proszę – błagała Cilean.

– Jak mam pomóc? Jeśli o mnie chodzi, może sobie iść tańczyć z Britą. Nie chcę tylko, żeby zaprowadził moich ludzi na śmierć.

– Jedź z nami!

– Co? – krzyknęła Jura. – Zakradać się gdzieś, gdzie nie powinnam, i poświęcać życie dla mrzonek jakiegoś głupiego Anglika, którego nie lubię?

– Tak – odparła Cilean. – To nasza jedyna szansa. Gdyby nam się udało dostać samą Britę i dać mu możność porozmawiania z nią, może by posłuchała. Ten człowiek potrafi przekonać największego uparciucha.

Jura oparła się o kamienną ścianę. Gdyby pojechała z nim, oznaczałoby to jej pewną śmierć. Nikomu nie uda się zakraść do miasta Brity, porwać królowej Vatellów, ujść cało i nie być torturowanym.

A jeśli się uda? Gdyby jakimś dziwnym zrządzeniem losu mogły schwytać Britę i umożliwić temu złotoustemu królowi rozmowę z nią, czy Rowan zdoła ją namówić, aby przysłała młodych mężczyzn i kobiety gotowych do poślubienia Iria16w?

– Pomyśl, jacy bylibyśmy silni – powiedziała Cilean. – Gdybyśmy się zjednoczyli, tylko my, Irialowie i Vatellowie, bylibyśmy dwa razy silniejsi od każdego innego plemienia.

– Nie mów tego Geraltowi – powiedziała Jura i zaraz tego pożałowała. Zabrzmiało to trochę, jakby nie była lojalna w stosunku do brata. – Rozmawiałaś już z Anglikiem? Kto jeszcze by pojechał, oprócz nas trojga?

– Daire, oczywiście – powiedziała Cilean. – Brita nie widziała swego syna od czasu, gdy był chłopcem. Jego nie skrzywdzi.

– Chyba że uważa, że jest bardziej Irialem niż Vatellem. Kto jeszcze?

– Powinno wystarczyć. Nie chcemy tłumu. Im nas będzie mniej, tym będzie ciszej. No to co, powiemy Rowanowi? To znaczy, jeśli uda nam się go oderwać od kobiet. Może to i dobrze, że nie jest moim mężem, boby mnie zazdrość zżerała.

Jura wyjrzała za drzwi. Rowana łatwo było zauważyć, gdyż słońce rzucało blask na jego jasne włosy. Był otoczony młodymi ładnymi dziewczynami, które nie mogły się powstrzymać, żeby nie dotknąć tego jasnowłosego króla. Rowan miał niewinny wyraz twarzy, jaki zwykle przybierają mężczyźni, żeby wyglądać bezbronnie i dostać od kobiety wszystko, czego chcą.

– Zazdrosna o parę głupich dziewczyn? – powiedziała Jura pod nosem. – Muszę mieć znacznie większe powody do zazdrości. Chodź, opowiem mu o naszym planie, ostatnim planie na tym świecie, zanim znów zacznie gadać i namówi sto matek, żeby porzuciły niemowlęta i poszły za nim.

Błękitne oczy Rowana stały się prawie czarne.

– Prędzej ziemia się otworzy i odda zmarłych – mówił opanowanym głosem. – Z nieba będzie padała krew, drzewa uschną i sczernieją, a kamienie zamienią się w chleb, niż zakradnę się do obozu Brity w towarzystwie dwóch kobiet i byłego kochanka mojej żony.

Jura spojrzała na Cilean, jakby chciała powiedzieć: „A nie mówiłam”.

– Rowan, proszę – mówiła Cilean. – Posłuchaj mnie. Ja znam drogę przez las, Daire jest synem Brity, a Jura jest silna, zwinna i…

– Kobieta! – krzyczał. Byli w domu ciotki Jury, z dala od ciekawskich uszu. – Czy wy, Lankonowie, nie odróżniacie mężczyzn od kobiet? Kobieta nie potrafi walczyć.

– Ja walczyłam cholernie skutecznie, wygrywając ciebie – wypaliła Jura.

– Lepiej pilnuj języka – rzucił i popatrzył na Cilean. – Wezmę swoich ludzi. Znam ich i oni są mi posłuszni. Ty nam narysujesz mapę. Daire może również pojechać, jeśli nie będę musiał pilnować swoich pleców przed jego ostrzem.

– Czy oskarżasz Daire o… – zaczęła Jura, lecz Cilean ją powstrzymała.

– Nie narysuję żadnej mapy. Co wiem, to mam w głowie. Potajemne spotkanie Brity jest jedyną szansą, żeby cię posłuchała, a tylko ja mogę cię do niej zawieźć. Daire pojedzie, bo ona jest jego matką.

– Ale moja żona zostaje tutaj – powiedział zdecydowanie Rowan.

– Nie – powiedziała Cilean. – Jura jedzie ze mną. Tak jak tobie dobrze się współpracuje ze swoimi ludźmi, tak mnie z Jurą.

Jura przechyliła się na stołku, opierając się plecami o ścianę. Wiedziała, kto wygra. Cilean miała coś, czego chciał Rowan, i Cilean nie odda tego za darmo.

Загрузка...