Tego dnia, gdy każdy krok przybliżał ich do terytorium Fearenów, byli szczególnie czujni. Droga była coraz bardziej stroma i miejscami wiła się tak wysoko, że konie bały się nią jechać. Kierowali się na wschód, w stronę wstającego słońca, a po lewej, na północy, mieli góry zakrywające wioski Poilenów i Ultenów.
Nie odzywali się do siebie, nasłuchując każdego obcego dźwięku. Dwa razy Jura widziała, jak Brita spogląda głodnym okiem na Geralta, i z niesmakiem pomyślała o jej apetytach. Jednego dnia Brita chciała Rowana, a następnego Geralta.
Może sprawiły to słowa Rowana, ale Jura zaczynała nieco wątpić w brata; w każdym razie obserwowała go. Siedział sztywno na koniu, nie oglądając się na królową, lecz coś w jego ruchach mówiło Jurze, że doskonale zdaje sobie sprawę, jak Brita na niego popatruje.
Jura podniosła oczy i napotkała wzrok Rowana. Patrzył na nią tak, że się zawstydziła i odwróciła głowę. Ten człowiek jest przewrotny! Zauważył, że pod wpływem jego słów zaczęła uważnie przyglądać się bratu, i wiedział, że zasiał w niej ziarno wątpliwości.
Tej nocy zatrzymali się w zakolu rzeki, stanowiącej granicę Fearenów. Nie zapalali ogniska, lecz zjedli coś zimnego, rozścielili koce na kamienistym gruncie i ułożyli się do spania. Geralt miał pierwszą wartę.
Zaledwie Jura zasnęła, gdy nagle coś ją obudziło. Rzeka szumiała i zagłuszała hałasy, ale dziewczyna czuła, że nie wszystko jest w porządku. Ułożyła się na łokciu i popatrzyła. Brita i Cilean spały
– przynajmniej tak to wyglądało – więc spojrzała w kierunku cieni w skałach, gdzie ukryty był Geralt trzymający straż.
Rowan ułożył swoje koce z dala od nich i nie widziała go. Spojrzała na Daire i zorientowała się, że nie śpi.
Daire zrozumiał jej niepokój i wskazał na miejsce wśród drzew, gdzie było legowisko Rowana, a później na wąską ścieżkę prowadzącą na tereny Fearenów. Jura czuła, jak serce zaczęło jej bić szybciej. Z jakichś powodów Anglik wjechał sam na teren wroga.
Wygrzebała się z koców, dała znak Daire, żeby został z Britą i Cilean, i poczołgała się do koni. Czuła, że Rowan pojedzie prosto do miasta Yaine. Wskoczyła na konia bez siodła i pojechała najpierw cichutko, bardzo powoli, a im dalej od obozu, tym prędzej.
Nie ujechała daleko, gdy z krzaków wyskoczył na swym koniu Rowan czerwony ze złości.
– Niech cię diabli, Jura! – krzyknął. – Jesteś gorsza niż zwariowana niańka. Wracaj zaraz do innych!
– Wyjechałeś bez ochrony – powiedziała kręcąc się w miejscu na swym tańczącym koniu. – A jesteś w kraju wroga. Ludzie Yaine cię zabiją i nie będą pytać, czy jesteś królem i czy masz szlachetne zamiary czy nie.
Rowan próbował się uspokoić.
– Szukam posłańca, którego wysłałem. Miał jechać tą drogą, drogą, którą Irialowie prowadzili skradzione Fearenom konie, i powinien już do nas dotrzeć.
– Fearenowie nie puszczą go żywym, jeśli, oczywiście, w ogóle dotarł do króla.
– Ja jestem królem, Yaine jest… do diabła, Jura, nie mam czasu się z tobą kłócić. Wiem, że nie wrócisz, więc jedź ze mną. I osłaniaj mnie z tyłu – dorzucił.
Uśmiechnęła się w ciemności, ruszając za nim. Może jednak w końcu nauczy się lankońskiego stylu życia.
Jechali kamienistą ścieżką przez godzinę i tylko księżyc oświetlał im drogę, gdy nagle Rowan podniósł rękę, dając znak do zatrzymania. Zszedł z konia, ona za nim i najciszej, jak mogli, sprowadzili konie z pochyłego stoku, po czym przywiązali je do drzewa.
– Zobaczyłem z daleka ognisko – wyszeptał Rowan. – Trzymaj się mnie i nie rób nic głupiego.
– To ty wjechałeś sam na terytorium wroga – przypomniała. Nawet w ciemności zauważyła jego ostrzegawcze spojrzenie.
Jak na tak potężnego mężczyznę porusza się niezwykle cicho, pomyślała, idąc za nim wzdłuż zbocza. I ma świetny wzrok, bo zobaczył płonące ognisko, gdy byli jeszcze od niego w znacznej odległości.
Jura i Rowan ukryli się za drzewami i przez chwilę, nim ruszyli, obserwowali scenę, którą mieli przed sobą. Wokół ogniska rozsiedli się trzej mężczyźni, obgryzając resztki królika. Wyglądali na zmęczonych, ubrania mieli podarte i połatane, jakby je nosili latami.
Jura rozpoznała w nich Fearenów. Byli niewysocy, o pół stopy niżsi niż Irialowie, ale wszyscy, którzy z nimi walczyli, wiedzieli, że ich sprężystość i siła były w walce niezwykle. Ciemnowłosi, o prawie zrośniętych brwiach, mieli charakterystyczne, trochę krzywe nogi. Mówiono, że Fearena sadzano na konia w wieku trzech lat i już nigdy nie wolno mu było z niego zejść. Mówiono również, że kochali swe konie bardziej niż ludzi i że jeśli pieszy Irial spotka Fearena na koniu, powinien się modlić o szybką śmierć.
Jura spojrzała tam, gdzie ukrył się Rowan. Popatrzył na nią i wskazał głową w kierunku odległych drzew za ogniskiem Fearenów. Z trudem wyłowiła z ciemności sylwetkę jeszcze jednej osoby i gdy bardziej wytężyła wzrok, wydało jej się, że jest ona przywiązana do drzewa. Spojrzała pytają- co na Rowana, a ten pokiwał głową. Więc tu jest jego posłaniec, związany jak świąteczna gęś przed pieczeniem. Trudno było rozpoznać, czy człowiek ten jest żywy czy umarły.
Choć Rowan był Anglikiem, Jura zaczynała go rozumieć całkiem nieźle. Bez słowa skierował ją na drugą stronę obozu Fearenów, a sam zaczął się skradać wśród zarośli w stronę drzewa, gdzie przywiązany był jeniec.
Jurze wydawało się, że nie było go strasznie długo, i aż podskoczyła, gdy w końcu znalazł się w cieniu obok niej.
– Mają Keona – wyszeptał.
Nie dostrzegła jego twarzy, ale wiedziała, co musi przeżywać. Keon był synem Brocaina, księciem Zernów, któremu Rowan darował życie. Pomyślała, że wysyłanie tego cennego młodzieńca do Fearenów jako posłańca było co najmniej nierozsądne, ale nie powiedziała tego Rowanowi. Postanowiła na razie trzymać język za zębami.
Rowan pokazał jej na migi, że chce wziąć trzech Fearenów, żeby uratować młodego Zernę, i przez chwilę Jura myślała, że zamierza sam ich pokonać. Obdarzyła go spojrzeniem, które mówiło wszystko, co sądzi na temat tego planu. Zrobił zrezygnowaną minę, powiedział pod nosem – żadnego zabijania – i znikł między drzewami.
Siedziała zupełnie nieruchomo i czekała na sygnał, kiedy mają zacząć. Serce jej waliło jak przed każdymi zawodami, ale teraz był jeszcze dodatkowy powód. Martwiła się, czy Rowanowi nic się nie stanie. Modliła się, bo przecież to nie był właściwy czas, żeby zginął. Pomodliła się najpierw do Boga chrześcijańskiego, a potem, na wszelki wypadek, poprosiła jeszcze lankońskiego boga wojny, Naosa, by uważał na tego porządnego Anglika.
Rowan nie zaatakował z użyciem jakiejkolwiek taktyki, lecz po prostu wszedł w krąg światła z mieczem w lewej ręce i powiedział:
– Jestem królem Lankonii, odłóżcie broń.
Troje zmęczonych Fearenów natychmiast podskoczyło i rzuciło się w stronę Rowana, w tym momencie Jura wybiegła zza drzew i najbliższemu Fearenowi przyłożyła w głowę trzonkiem od swego wojennego topora. Mężczyzna rozłożył się u jej stóp, lecz nim się zdołała odwrócić, drugi Fearen trzymał już ją w pasie.
Był silny, bardzo silny, musiała przyznać Jura próbując się wyzwolić z tego uchwytu. Ściskał ją tak, że brakowało jej tchu. Wykręciła się i waliła go łokciami w żebra, ale nie zwolnił uścisku. Z lewej strony słyszała dźwięki uderzenia stali o stal, gdy Rowan walczył z trzecim Fearenem.
Człowiek, który ją trzymał, wzmocnił uścisk. Jura próbowała jakoś oddychać, ale nie mogła. Traciła silę i czuła coraz większą bezwładność w miarę, jak zacieśniał chwyt. Zamknęła oczy i nic już nie czuła.
– Jura! Jura!
Obudziła się leżąc na ziemi, przytrzymywana za ramiona przez Rowana, który krzyczał i klepał ją po twarzy. Poruszyła się w jego ramionach i starała się usiąść, ale przytrzymał ją mocno.
– Jura, jesteś cała?
– Tak – odpowiedziała zniecierpliwiona – jeśli mnie teraz nie zgnieciesz. – Pomasowała obolałe żebra. – Nie mogłam oddychać.
– Dlaczego pozwoliłem kobiecie pomagać mi w walce? – powiedział przygnębiony, wciąż ją mocno trzymając.
Odepchnęła go i usiadła.
– Bo załatwiłam jednego i zajmowałam się drugim, gdy ty wciąż nie mogłeś się uporać z trzecim.
– Potarła szyję. – Gdybyśmy tak po prostu posłali im strzały…
Rowan stał i patrzył na trzech nieprzytomnych Fearenów rozciągniętych na ziemi.
– Oni są moim ludem, tak samo jak Irialowie. – Ruszył do drzewa, gdzie był przywiązany Keon, a Jura poszła za nim.
Z początku chłopiec wydawał się martwy, ale przy bliższych oględzinach okazało się, że śpi tak głęboko, że nie zbudziły go odgłosy walki. Rowan przykląkł przy nim. Chłopiec nie był przywiązany, jak sądziła Jura. Ona również przyklękła i poczuła odurzającą woń.
– Jest pijany – powiedziała z niesmakiem. – Nie jest jeńcem, jest po prostu pijany.
Rowan potrząsnął nim.
Keon przewrócił oczami, oblizał wyschnięte usta i uśmiechnął się głupkowato do Rowana.
– Mój ojciec będzie ze mnie dumny – wybełkotał. – Pojechałem do Yaine.
– I Yaine cię nie zabił? – spytała Jura zdumiona. Chłopak uśmiechnął się i na chwilę przymknął oczy.
– Pochwalił mnie, że jestem odważny. Powiedziałem mu o Bricie. – Zarysował ręką w powietrzu sylwetkę kobiety. – Yaine mówi, że się z nią ożeni. – Pochylił się do Jury, aż się cofnęła przed jego pijackim oddechem. – To będzie śmieszna para. On jest bardzo niski, no ale Brita też nie jest taka młoda i ładna jak ty, Jura. Gdybyś miała siostrę, ożeniłbym się z nią. Byłbym spokrewniony z moim królem.
Jura uniosła w zdziwieniu brwi, spojrzawszy na Rowana.
– Twoim królem? To znaczy twoim ojcem, Brocainem?
Chłopiec odpowiedział krzywym uśmiechem.
– Z królem Rowanem. Królem całej Lankonii.
Królem…:
– Gdzie jest Siomun? – spytał niecierpliwie Rowan, nie zwracając uwagi na spojrzenie Jury zaskoczonej słowami Keona.
– Posłałem Siomuna, żeby zawiózł wiadomość do Yaine.
– Związałem go. Nie mogłem tam zostać z tymi wszystkimi Irialami. Mój ojciec oczekuje, że będę mężczyzną, jak ty. Miałem trzech starszych braci, których zabito, gdy posłano ich na zwiady. – Znów nachylił się do Jury. – Zaatakowałem tego irialskiego króla, ale przeżyłem. Teraz muszę zrobić więcej. Muszę udowodnić, że potrafię być takim dobrym człowiekiem, jak mój ojciec, i muszę sprawdzić się przed królem Rowanem. Czy udało mi się?
Rowan położył mu rękę na ramieniu.
– Jestem z ciebie bardzo zadowolony i wierzę, że jesteś mężczyzną – powiedział miękko.
– Więc pojechałeś sam na tereny Fearenów? – zdziwiła się Jura i spojrzała na Rowana. – Twoja prostoduszność wzrusza nas wszystkich. – Zwróciła się znów do Keona. – Dlaczego Yaine cię nie zabił?
Twarz Keona posmutniała.
– Oni są bardzo biedni. Yaine mówi, że wszyscy kradną im konie, więc muszą wciąż być w ruchu. Nie mogą uprawiać zbóż, a w zeszłym roku byli bardzo chorzy. Wielu zmarło. Potrzebują kobiet. – Jego młoda twarz rozjaśniła się. – Mój ojciec da im wszystkie nasze kobiety, jeśli zechcą. My weźmiemy Irialki.
– Więc Yaine nas przyjmie.? – upewnił się Rowan.
Głowa Keona opadła i prawie zasypiał.
– Ci trzej mają was zabrać do Yaine. Zabiliście ich? Jeden jest bratem Yaine. Jak na takich małych, umieją zdrowo pić. – Zamknął oczy, głowa mu się kiwnęła i znów zasnął.
Jura położyła go delikatnie na ziemi.
– Nie zauważyłam nigdy, jaki to przystojny młodzieniec – stwierdziła.
– Nie taki bezbarwny, jak niektórzy z nas? – nie wytrzymał Rowan. – A teraz przestań mu matkować, tylko zabierzmy się za tych Fearenów. Dzięki Bogu, nie musiałem żadnego z nich zabijać.
Jura uśmiechnęła się, poklepując Keona po policzku.
– Jest prawie w moim wieku, więc chyba nie jest już chłopcem. I naprawdę był bardzo dzielny, że pojechał do Yaine sam.
– On jest odważny, gdy jedzie sam, a ja jestem głupi – mruknął Rowan i zostawił ją, by się zająć Fearenami.
Jura promieniała, bo uwielbiała, jak był zazdrosny. Mimo wielu wad ten angielski mąż miał pewną zaletę: czuła się przy nim…, piękna. Nie żeby uroda była akurat taka potrzebna, ale to było miłe uczucie.
Jeden z Fearenów zaczął się poruszać, pocierając obolałą głowę. Rowan posłał Jurę po wodę, a sam ich pilnował. Gdy wróciła, zobaczyła, że Rowan trzyma nad nimi miecz, a oni wpatrują się w niego. Nie zdziwiła się wcale, widząc, jak zmienia się wyraz ich twarzy w miarę, jak Rowan im coś tłumaczył. Jura pomyślała, że jego słowa mogłyby spędzić muchy z padliny.
Gdy weszła w krąg światła, mężczyźni spojrzeli na nią, a jeden przypatrywał jej się szczególnie. Wiedziała, że to ten, który niemalże ją zabił, więc wymienili spojrzenia, wdzięczni sobie nawzajem, że jeszcze żyją.
Siadła przy ognisku z Fearenami, ale w takim miejscu, że mogłaby widzieć, gdyby sięgnęli po broń, i słuchała, co mówi Rowan. Odłamała nogę pieczonego królika i obgryzła, a potem oderwała kawałek starego chleba. Ciepło, wysiłek, poczucie bezpieczeństwa, a przede wszystkim głos Rowana uśpiły ją. Wyciągnęła się na ziemi i zarzuciła na siebie owczą skórę używaną przez Fearenów do przykrycia koni i zasnęła.
Była jeszcze niezupełnie rozbudzona, gdy Rowan wziął ją w ramiona. Przez chwilę walczyła z nim, ale szybko przestała i ułożywszy głowę na jego szerokiej piersi znów zapadła w sen. Nie była tego w pełni świadoma, ale gdzieś w głębi tkwiło w niej przekonanie, że jest bezpieczna. Zrobił parę głupich rzeczy, ale – o dziwo! – przyniosło to pozytywny rezultat. Zaprzyjaźnił się z Brocainem od Zernów, namówił królową Vatellów, by jej ludzie poślubili Irialów, a teraz słuchali go Fearenowie.
Otworzyła oczy.
Czy naprawdę rozmawiasz z Bogiem? Rowan spojrzał na nią zdziwiony.
– Jestem tylko człowiekiem i staram się o pomoc zewsząd, skąd tylko to możliwe.
Znów zamknęła oczy i z powrotem zasnęła. Obudziła się dopiero, gdy dniało. Rowan leżał obok niej, śpiąc smacznie, otoczywszy ją potężnymi ramionami, jakby była zabawką. Ostrożnie, żeby go nie obudzić, starała się wydostać z jego objęć.
– Nie oddalaj się zanadto – powiedział, nie otwierając oczu i przyciskając ją mocniej.
– Ale muszę – powiedziała dobitnie.
Wciąż nie otwierał oczu.
– Do tego drzewa i nie dalej. Nie chcę dzisiaj z nikim o ciebie walczyć.
Zamknęła usta, zamiast ostro odpowiedzieć, i poszła za drzewo. Gdy wróciła, wciąż tam leżał i wyglądał, jakby spał.
– Musimy wracać – powiedziała. – Daire i Cilea będą się martwili. A gdzie są ci Fearenowie i syn Brocaina? Czy masz zamiar tu sterczeć cały dzień?
Wyciągnął rękę i chwycił ją za kostkę.
– Jura, czy nie chciałabyś kiedyś poleżeć cały dzień nad brzegiem pięknego strumienia i obserwować motyle?
Uśmiechnęła się.
– Może, ale na pewno nie dzisiaj. Gerait będzie…
– Do licha! – zaklął Rowan, wstając na nogi. – Zapomniałem o tym twoim bracie. Zabije Fearenów, zanim będą mogli coś. wyjaśnić. Wsiadaj na konia i jedziemy!
Jura miała kłopoty z odnalezieniem swoich rzeczy, porozrzucanych zeszłej nocy, kiedy ją Rowan na wpół śpiącą wyniósł z obozu. Kiedy w końcu udało jej się zebrać skromny dobytek, wskoczyła na konia, żeby męża dogonić.
Po kilku minutach wiedziała już, że obawy Rowana były uzasadnione. A niech to! – nawet przed sobą samą wstyd jej było przyznać, że miał rację.
Geralt był zawsze doskonałym wojownikiem, ale gdy ponosił go gniew, był nieustraszony. Zdołał uwięzić trzech Fearenów, z pewnością podkradając się do nich, gdy spali, a teraz groził im śmiercią, jeśli nie powiedzą, jak zamordowali jego siostrę.
Jura dojechała na polankę akurat wtedy, gdy Rowan rzucił nożem, który wbił się w ziemię między stopami Geralta. Jura wiedziała, że dojdzie do walki. Popędziła konia, ale było już za późno. Nawet po latach nie była pewna, co się właściwie wydarzyło dalej. Fearenowie, którzy przybyli w pokojowych zamiarach, zostali zaatakowani już po raz drugi w ciągu kilku godzin. Ich złość skierowała się na Geralta. Gdy zorientowali się, że mają szansę, skoczyli z wyciągniętą bronią. Młody Keon, obudzony z pijackiego snu, spojrzał i zobaczył zamieszanie, nie bardzo rozumiejąc, kto kogo atakuje. Sądząc pewnie, że jego ukochany król jest w niebezpieczeństwie podbiegł z wyciągniętym mieczem i zasłonił swoim ciałem Rowana. Jeden z Fearenów rzucił się na Geralta, lecz nie trafił, gdyż ten uskoczył, a miecz Fearena przebił serce Keona. Gdyby go tam nie było, z pewnością zginąłby Rowan.
Przez chwilę wydawało się, że czas się zatrzymał. Keon bezgłośnie padł na ziemię, a wszyscy stali jak zamarli. Rowan zareagował pierwszy. Ukląkł i wziął chłopca w ramiona.
– Powiedz mojemu ojcu, że nie umarłem na próżno – wyszeptał umierając.
– Powiem mu – cicho rzeki Rowan.
Powoli, z wielkim trudem, Keon położył rękę na ramieniu Rowana.
– Nie żyłem na darmo. Umarłem za mojego króla. – Jego martwe ciało osunęło się w ramiona Rowana.
– To będzie znaczyło wojnę – powiedział beztrosko Gerait i schował miecz do pochwy.
Jura obróciła się, spojrzała na brata i zobaczyła w jego oczach radość. Cieszył się ze śmierci tego chłopca, cieszył się, że będzie wojna, cieszył się, że Brocain zabije Rowana. I w tym momencie nagle zrozumiała, że Geraltowi wcale nie chodziło o Lankonię, lecz tylko o siebie i o władzę.
Popatrzyła na męża, który wciąż trzymał w ramionach chłopca, lecz nie potrafiła nic odczytać z jego twarzy. Była martwa, jak wyrzeźbiona z marmuru. Na pewno zadręcza się myślą o wojnie, pomyślała.
Bardzo powoli i delikatnie Rowan podniósł chłopca i trzymając go w ramionach, poszedł do lasu.
– Lepiej jedźmy – powiedział Geralt. – Brocain będzie…
Jura spojrzała zimno na brata.
– Zostaniesz tu i będziesz na niego czekał, a jeśli komukolwiek stanie się krzywda, zabiję cię – powiedziała przez zęby.
– Ale Jura… – zaczął Geralt.
Odeszła od niego i ruszyła za Rowanem. Cilean zawołała, żeby go zostawić w spokoju, ale Jura chciała odnaleźć męża. Muszą porozmawiać o tym, co należy zrobić teraz, skoro chłopiec Zernów nie żyje.
Szła kawałek, nim go znalazła, ale gdy go zobaczyła, zatrzymała się. Ujrzała dziwną scenę. Rowan położył ciało Keona na skale, jak na ołtarzu, a sam ukląkł przed nim.
Jura stała bez ruchu. Rowan klęczał z twarzą w dłoniach. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że płacze. Gdy tak na niego patrzyła, poczuła się jak sparaliżowana. Nigdy nie widziała płaczącego mężczyzny, bardzo niewiele płaczących kobiet, lecz szloch, który wydobywał się z gardła Rowana nie pozostawiał wątpliwości. Nie zbliżyła się do niego, bo nie miała pojęcia, co się robi z płaczącym mężczyzną.
Stanęła za drzewem, czekała i patrzyła. Nie chciała go zostawiać, ale nie rozumiała reakcji na śmierć chłopaka Zernów. Czy bał się śmierci, jaką zagroził mu Brocain? Czy jego płacz spowodowała perspektywa wojny?
Podniosła głowę, gdy usłyszała, że Rowan coś mówi. Rozmawiał z tym Bogiem, którego uważał za swego przyjaciela. Nadstawiła uszu.
– Zawiodłem, Boże – mówił Rowan miękko. – Zawiodłem mego ojca, mój kraj, a nawet moją żonę.
Jura zmarszczyła się i słuchała dalej.
– Błagałem o zwolnienie mnie z tego zadania – mówił Rowan. – Powiedziałem ci, że nie jestem go godny. Jestem tchórzliwy i leniwy, jak powiedział mój stary nauczyciel. Nie mogę zjednoczyć tego kraju. Nie jest mi dane, żebym tego dokonał.
Wsadził głowę w ręce i znów zapłakał.
– Jura mnie przejrzała. Wiedziała, że zawiodę. Och, Boże, ja nie powinienem być do tego wybrany. Lepiej, żeby ktoś inny byl synem Thala. A teraz jeszcze ten chłopiec umarł za mnie, ratując takie nic jak ja. Nie mogę tak dalej. Wrócę do Anglii i zostawię Lankonię prawdziwym Lankonom. Przebacz mi, Ojcze, że cię zawiodłem. – Znów zaczął płakać.
Jura oparła się o drzewo i poczuła, że i w jej oczach pojawiły się łzy. Nigdy nie przypuszczała, że on może w siebie wątpić. Jak mógł się uważać za tchórza? Poszedł sam naprzeciw Zernom. Jak mógł wątpić w to, że jest prawdziwym królem, skoro tyle zdziałał w tak krótkim czasie?
I jak ona mogła w niego wątpić? – pytała sama siebie. Co jeszcze powinien był zrobić, żeby w niego uwierzono? Dlaczego od początku nie stanęła po jego stronie? Dumna była ze swego logicznego umysłu, ale nigdy nie była wobec Rowana bezstronna. Walczyła z nim na każdym kroku.
Znów poczuła Izy w oczach. Czy to dlatego, że – jak powiedział Rowan – bała się go pokochać? A może walczyła z nim wcale nie z logicznych powodów, lecz by zagłuszyć obezwładniające uczucie, jakim jest miłość? A może kochała go już od pierwszego burzliwego spotkania tam, nad rzeką? Może już wtedy wiedziała, że on ma siłę zdolną zabrać jej duszę?
Rowan wciąż płakał, a Jura nagle zrozumiała, że musi coś zrobić, żeby nie wyjeżdżał. Wyobraziła sobie, co by się stało z Lankonią, jeśli zabraknie Rowana, pragnącego ją zjednoczyć. Gdyby Geralt został królem, pogrążyłby kraj w wojnie.
A Jura byłaby… Pomyślała, że chybaby bez niego umarła. Tak się przyzwyczaiła do tego delikatnego sposobu bycia. Do jego siły. Chociaż go wyśmiewała, walczyła z nim, zawsze wierzył w siebie. To było jego silą. Teraz dopiero zobaczyła, że cały czas w siebie wątpił. Dlaczego mu me pomogła?
Spojrzała zza drzewa na Rowana, zobaczyła jego pochylone ramiona; cała sylwetka męża wyrażała rezygnację. Musi mu teraz pomóc.
Ale jak? Angielka na pewno by go przytuliła i popieściła. Ku swemu zdumieniu, Jura stwierdziła, że też ma ochotę to zrobić. Chciała go objąć, żeby mógł się wypłakać na jej ramieniu, gdy ona będzie gładzić te delikatne włosy.
Ale to by mu nie pomogło, pomyślała. Współczucie-byłoby w tej sytuacji najgorszą rzeczą. Musiała zrobić coś, żeby znów w siebie uwierzył.
Rowan stal teraz i patrzył na ciało Keona. Jura znów poczuła łzy w oczach, gdy widziała zgnębioną twarz męża. On naprawdę myśli o Lankonii, a skoro tak cierpi z powodu chłopaka Zernów, to znaczy, że obchodzą go nie tylko Irialowie, ale cała Lankonia; Thal miał rację, że pozwolił wychowywać Rowana poza krajem. Thal miał rację, a ona bardzo się myliła.
I teraz musi coś zrobić, musi naprawić swój błąd.
Wysunęła się zza drzew, z dala od Rowana, udając, że dopiero teraz nadchodzi. Robiła dużo hałasu, ale nie odwrócił się, stał do niej tyłem, wpatrzony w martwą twarz Keona.
Wyprostowała się.
– Co ty tu robisz? – spytała dziarsko. – Musimy jechać do Fearenów.
Rowan się nie odwrócił i już chciała wyciągnąć rękę, żeby dotknąć jego włosów, ale powstrzymała się.
– Co to jest? – spytała głośno, wskazując na ciało Keona. – Żałujesz chłopaka Zernów? A może to strach przed Brocainem? Jeśli dojdzie do wojny, my, Irialowie ją wygramy.
– Nie będzie wojny – odparł Rowan. – Oddam się w ręce Brocaina. Mam nadzieję, że go ułagodzę.
Jura przemogła się i powiedziała.
– Świetnie! Wtedy nareszcie Gerait zostanie królem.
Rowan nie zareagował.
– Tak, już dawno powinien być królem – dodała. Ale Rowan wciąż nie reagował. – 1ylko powiedz, zanim złożysz z siebie tę ofiarę, czy jedziemy do Fearenów czy nie? A Yaine może sobie dalej czekać na Britę?
– To już nie moja sprawa. Nie jestem Lankonem.
Całe współczucie zaczynało ją opuszczać.
Zmarszczyła brwi.
– To prawda, Lankon nigdy by nie rozpoczął takiej bzdury, jak to jednoczenie plemion. To się nigdy nie uda.
– Może ktoś inny to zrobi. Nie byłem odpowiednią osobą – powiedział smutno.
– Masz rację, nie byłeś. Geralt zrobi to znacznie lepiej niż ty. Nie będzie miał takich kłopotów. Nie spowoduje śmierci niewinnych chłopców. – Patrzyła na twarz Rowana i wydawało jej się, że zapaliła się w niej iskierka życia.
Spojrzał na nią.
– Geralt miałby zjednoczyć plemiona?
– Oczywiście. Zrobi to wspaniale, nie uważasz? Brita już doceniła jego siłę. Teraz tylko Yaine musi ją zobaczyć.
– Myślisz, że Brita docenia siłę Geralta? – spytał Rowan. – Ale Brita…
– O tak, widzę to po jej oczach. Boi się mojego brata.
– Chce, żeby go jej podać na srebrnym talerzu. Wyjdzie za tego głuptasa i będzie rządzić całą Lankonią. – W oczach Rowana zaczynało się już pojawiać światełko.
– Ale co cię to obchodzi? Ciebie już nie będzie. Poświęcisz się dla tego zmarłego chłopaka.
Rowan znów popatrzył na ciało Keona i znów zrzedła mu mina.
– Tak, to prawda, Geralt będzie wspaniałym królem, jestem pewien.
– Jeżeli wygra – dodała Jura.
– Wygra?
– Małżeństwo z królem dało mi poczucie władzy. Wyjdę za mąż za Daire i może będziemy walczyć z Britą o panowanie nad jej plemieniem. Może w końcu ja będę królową całej Lankonii. – Uśmiechnęła się. – Podoba mi się ten pomysł.
Rowan zwrócił na nią wzrok I smutek w jego oczach zaczął ustępować nienawiści, i to nienawiści skierowanej przeciwko niej.
– Wojna – wyszeptał. – Wojna i władza to wszystko, o czym wy, Lankonowie, potraficie myśleć. Walczylibyście z własnymi braćmi dla władzy. Dla swoich osobistych zachcianek spowodowalibyście śmierć tysięcy ludzi. Nie dbacie o Lankonię.
– A ty dbasz? Zostawiasz to, co rozpocząłeś, żeby się oddać Brocainowi?
– Muszę. Dałem mu swoje słowo. Słowo rycerza zobowiązuje.
– Jesteś Anglikiem – rzuciła. – Jesteś wyłącznie Anglikiem i cieszę się, że idziesz na śmierć. Nie potrzebujemy takich tchórzy jak ty, którzy nie potrafią skończyć tego, co rozpoczęli. Jedź sobie. Jedź do Brocaina, wracaj do Anglii. Jeśli o mnie chodzi, jedź sobie do diabła! – Odwróciła się na pięcie i pobiegła.
Nie odbiegła daleko, tyle tylko, żeby nie być w zasięgu jego wzroku, po czym stanęła. Zaczęło jej się zbierać na płacz i zanim sobie zdała z tego sprawę, padła na kolana i wstrząsnęło nią potężne łkanie. Jakby wszystkie łzy, które przez lata musiała powstrzymywać, napłynęły jej do oczu. Jej ramiona drgnęły, ręce miała zaciśnięte. Upadła na ziemię I płakała jeszcze mocniej. Umarłaby, gdyby Rowan poddał się Brocainowi, ale nie mogła mu tego powiedzieć. Nie potrzebował współczucia, więc mu go nie okazała. Potrzebował jej złości, ale nie była przygotowana na nienawiść w jego oczach.
Po jakimś czasie podniosła się i poszła do obozu. Wszyscy siedzieli spokojnie i spojrzeli z nadzieją w oczach, gdy usłyszeli, że ktoś nadchodzi.
Kiedy się okazało, że to nie Rowan, odwrócili wzrok. Potrzebują go, tak jak ja, pomyślała Jura.
Cilean podeszła do niej, ale Jura odwróciła głowę.
– Ty… płakałaś? – spytała Cilean z niedowierzaniem. – Co mu zrobiłaś?
Jura nie mogła powiedzieć nikomu, nawet tak bliskiej przyjaciółce jak Cilean, co widziała.
Czyż Lankon może zrozumieć mężczyznę płaczącego jak niemowlę? Ale Jura zrozumiała. Czy to znaczy, że nie jest w pełni Lankonką?
– To od dymu – wyjaśniła Jura. – Myślę, że on zaraz wróci.
Rzeczywiście niedługo potem wrócił. Włosy miał mokre jak po kąpieli.
Rozkazał wszystkim przygotować się do wyjazdu. Fearenowie stali osobno, a Rowan podszedł do nich i rozmawiał dłuższą chwilę, wskazując na różne osoby w grupie. Jura domyśliła się, że gwarantował im bezpieczeństwo własnym życiem.
Przypatrzyła mu się uważnie i zauważyła w jego oczach coś innego, pustkę, jakiej dawniej nie było. Ale wyglądało na to, że gotów jest znowu objąć przywództwo. Czekała, aż na nią spojrzy – chciała się do niego uśmiechnąć, ale Rowan nie patrzył.
Jechali cały dzień i ani razu na nią nie spojrzał. Czy nie zrozumiał, że specjalnie tak powiedziała, żeby go rozzłościć, że chciała, by się otrząsnął z załamania? Dzisiaj wieczorem, pomyślała, dzisiaj wieczorem postara się być z nim sama, on jej dotknie, a może nawet będą się kochać.
Nie było jej to pisane. Rozłożyli obóz, ale Rowan unikał żony. Poprosiła, by się z nią przeszedł do lasu, ale powiedział, że musi zostać z Fearenami.
– Nie mogę ich zostawić z twoim bratem. – Spojrzał na nią zimnym wzrokiem. – A może powinienem powiedzieć z ‚„prawowitym królem”? – Zanim Jura zdążyła się odezwać, Rowan zostawił ją samą.
Cilean zobaczyła stojącą przyjaciółkę i kazała jej rozsiodłać konie, a ona automatycznie zabrała się do tej codziennej czynności.
– Zraniłaś go – powiedziała Cilean.
– Pomogłam mu, ale on o tym nie wie. – Jura popatrzyła ponad ogniskiem na Rowana ostrzącego miecz. – Jestem…
– … głupia – dokończyła Cilean i zabrawszy swoje siodło odeszła, wściekła.
Teraz Jura zaczęła się nad sobą rozczulać. Czy nikt nie może uwierzyć, że ona nareszcie zrozumiała? Siedziała tej nocy cicho przy ognisku wraz z innymi i przed świtem przejęła wartę, ale Rowan nawet nie próbował porozmawiać z nią na osobności. Wydawał jej rozkazy, jak wszystkim innym.
Chyba nikt oprócz Cilean nie zauważył tej różnicy, bo przecież Rowan traktował ją tak, jak Lankonowie normalnie traktują swoje kobiety, jak równe sobie. Ale Jura przyzwyczaiła się już do opiekuńczości Rowana, do tego, że uważa ją za słabą i delikatną istotę. Brakowało jej jego miłości.
Rankiem trzeciego dnia, tuż przed świtem, zobaczyła, że Rowan wymyka się z obozu w kierunku lasku. Mimo że nie była pewna, czy dobrze robi, poszła za nim. Obawiała się trochę, że wyskoczy nagle zza drzew i nawymyśla jej, że zostawiła obóz bez straży. Zobaczyła go, jak się myje, obnażony do pasa i przycupnięty nad strumieniem.
– Czego chcesz, Jura? – spytał lodowatym głosem nie odwracając się.
Chciała zawrócić do obozu, ale opanowała się, podeszła, uklękła obok niego i napiła się wody. Niebo zaczynało różowieć.
– Nie rozmawialiśmy od kilku dni i myślałam…
– Wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć, ale spojrzał na nią tak, że ją cofnęła.
– Nie wiedziałem, że lankońscy mężczyźni i kobiety rozmawiają ze sobą. Myślałem, że twoim zadaniem jest ochraniać mnie z tyłu.
Zmarszczyła się, zupełnie zmieszana.
– Ale jesteśmy przecież małżeństwem.
– Rozumiem. Więc chodzi ci o moje obowiązki małżeńskie, i to wszystko.
– Jeśli tak o mnie myślisz, to niech ci będzie – powiedziała ze złością i zostawiła go. Czy będzie mu wyjaśniać, dlaczego zrobiła to, co zrobiła? Czy naprawdę wierzy, że chciała, by umarł?
Znów napłynęły jej łzy do oczu; mrugała, by je powstrzymać. Do diabła z nim! Dlaczego kochała człowieka, przez którego płacze?