9

Jura spala tej nocy sama w małej sypialni. Przewracała się i kręciła nasłuchując, czy nie otworzą się drzwi i nie wejdzie Rowan, ale nie przyszedł. Godzinę przed świtem wstała i wyszła cichutko z domu. Była już zła. Anglik może z nią nie spać, jeśli ma jakieś swoje dziwne powody, ale jeżeli ją tak upokorzy, żeby spać z inną, to go zabije.

Wszędzie leżeli pokotem jacyś ludzie, ale Rowana nigdzie nie było widać. Obudziła Cilean i obie wybrały się na poszukiwania; każda poszła w innym kierunku.

Słońce było już wysoko na niebie, gdy się spotkały. Cilean potrząsnęła głową. Jura zmarszczyła brwi i poszła szukać giermka Rowana, Montgomery’ego. Wysoki, ciemny chłopak splatał grzywę wielkiego konia bojowego Rowana.

– Gdzie on jest? – spytała.

Montgomery był zdziwiony.

– To król nie jest z tobą?

Jura zaczęła coś podejrzewać.

– Kiedy go ostatnio widziałeś?

– Zanim poszedłem spać. Ziewnął i powiedział, że czeka go poważna jazda. I pomyślałem… – Chłopiec przerwał, zawstydzony.

– Gdzie jest jego koń do jazdy? Ten duży deresz?

– Jest… – Montgomery przerwał. – Myślałem, że jest tam. – Popatrzył na Jurę. – Jeśli ktoś porwał mojego pana, jestem gotów walczyć.

Jura westchnęła.

– Ten głupiec pojechał sam do krainy Vatellów. Na pewno to zrobił.

Montgomery popatrzył na nią z wściekłością.

– Mój pan nie jest głupcem.

Jura nie zwracała na giermka większej uwagi.

– To musi mi dopiero udowodnić. Zachowaj tajemnicę. Jeśli ludzie się dowiedzą, że udał się sam na teren wroga, pojadą za nim. Trzeba powiedzieć, że… że poluje. No tak, ale ty musiałbyś wtedy mu towarzyszyć. Nie pojechałby bez giermka.

– Nie mogę kłamać – powiedział Montgomery twardo.

Jura jęknęła.

– Znowu ten honor rycerski! Możesz skłamać, jeśli dzięki temu unikniemy wojny, do wszystkich diabłów. Daj mi cztery dni. Jeśli go nie przyprowadzę z powrotem za cztery dni, nie trzeba już będzie nikogo za nami posyłać. Czy nie możesz tego zrobić, chłopcze? Nie jesteś na tyle mężczyzną?

– Na tyle, żeby kłamać? – spytał Montgomery.

– Na tyle, żeby wziąć na siebie odpowiedzialność. Będziesz musiał przeciwstawić się tym jego zarozumiałym rycerzom, a nie wiem, czy potrafisz.

– Potrafię wszystko, co konieczne.

– Dobrze – powiedziała Jura. – Musimy to trzymać w sekrecie, jak długo się da. Osiodłaj mojego konia, a ja wezmę torbę z jedzeniem. Zaczekaj!

Powiedz ludziom, że pojechałam z Rowanem, bo chcieliśmy być sami. Powiedz, że byłam wczoraj zazdrosna o te wszystkie kobiety i żeby mnie udobruchać, zabrał mnie ze sobą. Z taką wymówką możesz tu siedzieć i chronić nas przed ludźmi tak długo, jak będzie trzeba.

Ten przystojny, śniady chłopiec, wysoki jak Jura i tylko dwa lata od niej młodszy, od początku jej się podobał.

– To będzie znacznie mniejsze kłamstwo. Twój pan i ja rzeczywiście pojedziemy razem, a ty nie będziesz wiedział, dokąd.

Montgomery nie uważał, żeby dzieliła ich duża różnica wieku i, ku zdumieniu Jury, wziął jej palce i pocałował ich koniuszki.

– Mój pan jest wielkim szczęściarzem.

Nieco zmieszana, wyrwała palce.

– Zachowuj się przyzwoicie z moimi Irialkami. Nie chcę tu widzieć półanielskich bękartów za dziewięć miesięcy. A teraz osiodłaj mi konia, żebym mogła już jechać.

Montgomery śmiał się do niej, gdy opuszczała stajnie.

– Bezczelny angielski szczeniak – zamruczała.

Jej pierwszym zadaniem było przekonanie Cilean. Przyjaciółka chciała z nią jechać i Jura musiała tracić cenne minuty, tłumacząc, że jej nieobecności nie dałoby się wytłumaczyć.

– Muszę jechać sama. Narysuj mi tę mapę jak najszybciej, bo muszę ruszać natychmiast.

Cilean zaczęła rysować, ale cały czas się spierała.

– Jak go znajdziesz? Ma tyle godzin przewagi.

– Będę myśleć jak jasnowłosy Anglik. Uważasz, że ma na sobie kolczugę I trzyma angielską flagę?

Och, Cilean, módl się za mnie. Jeśli go zabiją, rozpęta się wojna. Irialowie będą czcić jego pamięć po tej wczorajszej złotoustej przemowie.

– Tu masz mapę – powiedziała Cilean i uściskała Jurę serdecznie. – Przepraszam, że w ciebie wątpiłam. Jedź i znajdź tego naszego króla, błędnego rycerza, i przywieź go całego. – Puściła ją. – A jak ty się ubierzesz?

Jura się uśmiechnęła.

– Jak Ultenka. Ludzie będą się ode mnie trzymali z daleka. Moja ciotka ma schowane jakieś szmaty Ultenów i mam zamiar je wziąć.

Cilean pocałowała przyjaciółkę w policzek.

– Jedź z Bogiem i wracaj prędko.

Jura wjeżdżała na tereny Vatellów bardzo ostrożnie. Stare łachy Ultenów cuchnęły tak okropnie, że jej koń parsknął, gdy do niego podeszła. Nie miała mu tego za złe, bo sama nie mogła siebie znieść. Porwała z domu ciotki wypłowiały, niegdyś wspaniały strój, umoczyła go w gnojówce i wytarzała w popiele, żeby osiągnąć właściwy zapach i kolor stroju Ultenów. Czując, jak śmierdzi, zrozumiała, dlaczego Ultenowie byli jedynym plemieniem, które mogło swobodnie wędrować. Nikt od nich nic nie chciał, choć wieszano ich z byle powodu. Pod tymi brudnymi łachami Jura miała swój strój myśliwski i cały arsenał.

Jechała na zachód, trzymając się wąskich ścieżek, którymi nie mogły przecisnąć się wozy ani większe grupy ludzi. Skomląc, błagała o jedzenie i wodę, gdy napotykała ludzi przed nędznymi lepiankami i wysuszonymi zagonkami z warzywami. Po całym dniu podróży zaczynała rozumieć, dlaczego Brita atakowała bogatsze ziemie Irialów na południu.

Późnym wieczorem dotarła do karczmy. Ze środka lepianki z gałęzi i gliny przebłyskiwało światło świec i dochodził ochrypły śmiech i pobrzękiwanie stali. Przywiązała konia w lasku otaczającym chatę, podeszła do drzwi. Bójka oznaczała, że znalazła swego angielskiego męża, i miała tylko nadzieję, że zdąży go uratować.

Weszła, ale nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, gdyż wszyscy obserwowali dwóch strażników Vatellów zabawiających się walką na pałasze. Czując się trochę niewyraźnie, Jura nasunęła głębiej na twarz brudny kaptur i siadła na wolnym miejscu przy stole. Nagle wszyscy dookoła spojrzeli na nią i odsunęli się, przerażeni okropnym zapachem. Chuda kobieta spytała Jurę, co chce do picia, i kazała jej dać w zamian miedziany wisiorek.

Spoglądając spod kaptura rozejrzała się po małej gospodzie, ale nie było śladu Anglika. Wzdłuż ściany stało kilku Vatellów, prawie tak brudnych, jak ona.

Jura wypiła piwo; walka się zakończyła, zaczęto wymieniać towary, odzież i zwierzęta jako wygraną w zakładach.

– Co to za smród? – zawołał pijany głos.

Jura odłożyła kubek i chciała wstać. Miała zamiar wyjść jak najszybciej, ale ktoś położył ciężkie łapsko na jej ramieniu.

– Chłopak Ultenów – krzyknął ktoś inny. – Damy mu nauczkę.

Jakaś ręka ściągnęła jej kaptur, gdy Jura się odsunęła. Miała teraz odkrytą twarz.

– To dziewczyna – odezwał się inny.

– I jaka ładna!

– To damy jej inną nauczkę – powiedział, śmiejąc się następny.

Pod okrywającym ją strojem Jura trzymała w każdej ręce nóż. Zbliżało się do niej około dwudziestu mężczyzn.

– Chodź no tu! – odezwał się głęboki głos spoza tłumu. Mówił po lankońsku, ale jakimś dziwnym dialektem, którego Jura nigdy nie słyszała, jakby ze wsi.

Przygarbiony, krzepki mężczyzna z tłustymi czarnymi włosami i przepaską na oku, okryty szmatami, przepchnął się do przodu.

– Nie róbcie krzywdy mojej córce – powiedział i przysunął się do Jury

Instynktownie odsunęła się od niego.

– Chodź za mną, bo cię zabiją – powiedział jej do ucha i Jura poznała głos Rowana.

Była tak zdumiona, że poszła za nim bez słowa. Ludzie byli wystarczająco pijani i mieli już dosyć rozrywki, więc wypuścili Jurę i przygarbionego mężczyznę z karczmy.

– To ty! – zasyczała Jura, gdy tylko znaleźli się na zewnątrz. – Przyjechałam, żeby cię zabrać do bezpiecznej okolicy.

– Bezpiecznej! – warknął na nią Rowan. – Co ty wiesz o bezpieczeństwie? Właśnie uratowałem twoją cnotę, a pewnie i życie.

– Sama bym się obroniła.

Rowan w odpowiedzi zaklął.

– Masz konia? Musimy stąd natychmiast uciekać. A może zostawiłaś konia w takim widocznym miejscu, że któryś z tych wandali go ukradł? Rany, jak ty cuchniesz.

– Mój koń jest dobrze ukryty.

– Dobrze, więc wsiadaj na niego i jedź na północny zachód przez godzinę, a później się zatrzymaj. Spotkam cię tam.

– Nie możesz tam znowu iść. Musisz wracać do Irialów i…

– Jedź – rozkazał. – Ktoś nadchodzi, a ja jeszcze nie skończyłem.

Jura zniknęła w ciemnościach, znalazła konia i ruszyła. Pozostawienie go samego było niezgodne z jej zamiarami, ale pamiętała, jak bardzo w głębi serca się przeraziła, gdy dotykali ją tamci mężczyźni. Zadziwiło ją również przebranie Rowana i jego umiejętność wmieszania się w tłum. Po godzinie dojechała do zakrętu na rzece, gdzie mieli się spotkać.

Nakarmiła konia, spętała go w gęstwinie krzewów, ściągnęła cuchnącą szatę Ultenów, a potem wdrapała się na drzewo i czekała na Rowana. Nie trwało to długo. Widziała, jak zszedł z konia, stanął bez ruchu i rozejrzał się. Obrócił się i spojrzał na drzewo, choć Jura wiedziała, że nie mógł jej tam zobaczyć.

– Schodź – powiedział.

Zsunęła się po gałęzi i upadła tuż przed nim. Przepaskę z oka miał przesuniętą na czoło.

– No dobrze, więc co tu robisz?

– Powiedziałam ci, przyjechałam zabrać cię w bezpieczne miejsce.

– Ty? Mnie w bezpieczne miejsce? Jutro rano wracasz do Irialów.

– A co ty planujesz?

– Mam zamiar znaleźć Britę i porozmawiać z nią.

– A jak ją znajdziesz? – spytała.

– Gdybyś mi dziś wieczorem nie przeszkodziła, może już bym się dowiedział, gdzie jest. Ci dwaj strażnicy byli już odpowiednio pijani i może po bójce byliby gotowi, żeby się wygadać, ale musiałem wyjść, żeby ratować tę twoją brudną szyję. Nawet bez tego, co miałaś na sobie – wciąż cuchniesz.

Jura oparła się o drzewo i zaczęła rozwiązywać buty

– Gdyby Irialowie domyślili się, że pojechałeś sam do Vatellów, zaatakowaliby.

– Co ty wyprawiasz?

– Rozbieram się. Idę się wykąpać. Twoja samotna misja mogła stać się początkiem wojny. – Zsunęła spodnie.

Rowan patrzył na nią wytrzeszczonymi oczami, tak że w świetle księżyca widziała jego białka.

– Nie chcę się kłócić – rzucił krótko. – Zrobiłem, co musiałem. 0, Boże! – powiedział to, gdy Jura zrzuciła ostatnią część swej garderoby i stała przed nim naga, pięknie zbudowana, lśniąca w blasku księżyca.

– Jura, dręczysz mnie – wyszeptał, macając rękami drzewo za swymi plecami, żeby się na nim wesprzeć.

– Jestem twoją żoną – powiedziała łagodnie, a potem nagle zadarła głowę. – Ktoś idzie. – Przylgnęła do niego. – Schowaj mnie przed nim.

Rowan, zamiast okryć ją swoją obszarpaną peleryną, trzymał ją jak odrętwiały. Stał, przyciskając swoje ciało do jej ciała, lekko ją obejmując. Mieli twarze na tej samej wysokości i Jura czekała, aż ją pocałuje, ale skoro się nie poruszył, sama dotknęła ustami jego ust. Tego było trzeba, żeby teraz on przejął inicjatywę. Ręce Rowana nagle były wszędzie i wydawało się, że ma sto ust, co sprawiało jej wielką przyjemność. Całował ją, pieścił i było jej tak cudownie. To wspaniale czuć, że jest się pożądaną kobietą, uwielbianą i upragnioną. Teraz ona go pocałowała, z całą mocą swych pragnień.

– Błagaj mnie, Jura – powiedział proszącym głosem.

Z początku go nie słyszała.

– Błagaj mnie, proszę – powtórzył.

Jura nareszcie go usłyszała i odepchnęła. Był w jej rękach zupełnie jak z wosku.

– Niedoczekanie twoje, Angliku, żeby Irialka cię błagała – rzuciła.

Odwróciła się od niego i powędrowała do rzeki szczęśliwa, że może ochłodzić gorące ciało. Przeklinała go na wszystkie znane sobie sposoby. Co z niego za zwierzę, żeby mieć przyjemność w tym, że kobieta go blaga o względy. Powinno się go zamknąć, zanim komuś zrobi krzywdę. A Thal myślał, że ten idiota może być królem.

Po kąpieli, osuszona i ubrana, wróciła do niego. Siedział przy ognisku, na którym piekły się już dwa króliki.

– Jest kolacja – powiedział łagodnie.

– I co mam zrobić, żeby na nią zasłużyć? Paść na kolana i błagać? A może błaganie dotyczy tylko małżeńskiego loża? Może żeby dostać jedzenie, muszę ryczeć jak osioł? Wybacz, że nie znam waszych angielskich obyczajów życia małżeńskiego.

– Jura – powiedział zgnębionym głosem – proszę, skończ z tą goryczą. Przecież ci tłumaczyłem, że jestem rycerzem. Złożyłem przysięgę, głupią przysięgę, która mnie bardziej krzywdzi niż ciebie, ale przysięgałem Bogu i muszę dotrzymać. Gdybyś tylko…

– Dokąd masz zamiar jechać jutro? – spytała. Nie chciała z nim mówić o tym, jak okropnie się przez niego czuje. Raz pożądana i upragniona, a za chwilę odrzucona z pogardą, z jaką ona odrzuciła szatę Ultenów.

– Ty wracasz do Irialów, ja będę szukał Brity.

Popatrzyła na niego złośliwie znad ogniska.

– Ja mam mapę. Nie, nie znajdziesz jej przy mnie, nawet gdybyś się zmusił do tego, by mnie dotknąć. Zapamiętałam ją. Jadę z tobą. Razem będziemy szukać Brity i razem z nią porozmawiamy.

– Dlaczego nie ożeniłem się z jakąś słodką, posłuszną Angielką? – mamrotał Rowan. – Hej, bierz to! – Wręczył jej królicze udo.

– Czy nie składałeś jakichś tajemniczych rycerskich przysiąg w sprawie ud króliczych?

– Nie, tylko jędzowatych bab. Teraz jedz, żebyśmy mogli iść spać i jutro wcześnie wyruszyć. Mamy wiele mil do przejechania.

– Może – powiedziała Jura i uśmiechnęła się, gdy na nią popatrzył.

Spała tej nocy zupełnie nieźle, mimo że dwa razy się budziła, gdy Rowan wstawał.

– Obudź się – powiedział przed świtem, rzucając jej obrzydliwą szatę Ultenów. – To powinno ochłodzić mój zapał do ciebie. – Podał jej chleb i ser. – Przygotuj się do szybkiej jazdy.

– Tak jest, o panie – zażartowała.

Jechali dwie godziny, zanim Jura kazała mu się zatrzymać i jechać za sobą wąską drogą prowadzącą do lasu. Była to droga dla pieszych i dwa razy Rowan musiał ścinać gałęzie, żeby zrobić miejsce dla koni.

W południe zatrzymali się, żeby zjeść zimne mięso w cieście, które Jura zabrała z sobą.

– Powinniśmy się przebrać – powiedziała. Spojrzała na jego tłuste włosy. – Ultenka i ty, kim tam jesteś, każde z nas osobno, jeszcze jest w porządku, ale razem tworzymy bardzo nieapetyczną parę. Nie dostaniemy się w pobliże miasta Brity w takich strojach.

– Co masz na myśli?

– Dziesięć mil stąd jest dwór bogatych krewnych Brity. Myślę, że gospodarzom nic by się nie stało, jak by im ubyło parę szmatek.

Jura obserwowała twarz Rowana i ku swemu zdumieniu stwierdziła, że jego uroda traci przez te sztucznie przyciemnione włosy. Teraz, gdy się zmarszczył, zastanawiała się, czy mu się spodobał ten plan ułożony przez kobietę.

– Musiałbym wiedzieć, gdzie trzymają te ubrania, a poza tym, czy łatwo tam wejść i wyjść. Musisz przysiąc, że wrócisz natychmiast do Irialów.

– Ja nie przysięgam tak łatwo jak ty. Cilean odwiedzała ten dom parę razy, gdy była jeńcem Vatel16w, i coś niecoś o mm wiem. Pójdziesz za mną i…

– Nie pójdę za tobą – powiedział. – Ty zostaniesz w lesie.

– Zobaczymy – odparła uśmiechając się.

Sylwetka wielkiego kamiennego dworu majaczyła w świetle księżyca i słychać było tylko ciche stąpanie koni i brzęknięcie stali miecza, gdy przejeżdżał strażnik Vatellów.

Rowan i Jura przykleili się do ściany i czekali, a gdy strażnik przejechał, Jura dała Rowanowi znak, żeby wszedł za nią przez małe boczne drzwi do spiżarni. Wisiały tu kaczki i gęsi, połcie dziczyzny, świeżo upieczone kurczęta i mięso w cieście – wszystko na jutrzejszą wieczerzę.

Jura ostrożnie otworzyła drzwi i wślizgnęła się do wąskiego korytarza, przy którego końcu widać było światło i skąd dochodziły ludzkie glosy. Ruszyła w tym kierunku, ale Rowan złapał ją za tunikę i wskazał głową strome, wąskie schodki o kilka stóp od nich. Trzymając miecz przed sobą, zaczął się po nich wspinać. Tam musiała się znajdować sypialnia gospodarzy. Gdy przechodziła służąca, schowali się w cieniu, a później wkradli się do pokoju i natychmiast rzucili do skrzyni z odzieżą.

Vatellowie ubierali się podobnie jak Irialowie, mieli wysokie, obwiązane rzemieniem buty i gołe kolana pod grubą tuniką. Rowan wyciągnął ze skrzyni niebieską wełnianą tunikę.

– Nie – wyszeptała Jura. – W tym będziesz miał jeszcze bardziej niebieskie oczy. I tak już je za bardzo widać.

– 0! – zainteresował się Rowan, zbliżywszy do niej twarz tak, że ich nosy prawie się stykały. – Nie wiedziałem, że zauważyłaś moje oczy.

– Miałam parę okazji – zamruczała.

Już chciał ją pocałować, gdy poruszył się zamek w drzwiach. Z szybkością błyskawicy Jura wskoczyła do skrzyni, Rowan poszedł w jej ślady i prędko przymknęli nad głowami wieko. Siedzieli ściśnięci, ciepłe ciało przy ciele, i niestety, broń przy broni. Coś się wbijało Jurze w żebra i była pewna, że to berdysz Rowana. Bała się ruszyć, żeby ich nie odkryto.

Siedziała bez ruchu i słuchała kroków. Po pokoju ktoś się kręcił. Służąca, pomyślała Jura i wstrzymała oddech, gdy kroki się przybliżyły. Była gotowa do skoku.

Gdy służąca uniosła wieko olbrzymiej, dębowej skrzyni, wyskoczyło z niej dwoje groźnie wyglądających ludzi, którzy chwycili ją za gardło. Kobieta, nie wydając żadnego dźwięku, zemdlała. Rowan i Jura, nastawieni na walkę, popatrzyli na postać zwiniętą u ich stóp i wybuchli śmiechem. Po raz pierwszy razem się śmiali.

Wciąż zwijając się ze śmiechu, Jura wyciągnęła ubrania ze skrzyni.

– Bierz to, a ją lepiej zwiążmy i ułóżmy tu, żebyśmy mieli czas uciec.

Zawinęli służącą w jedną z sukien jej pani, wetknęli w usta pończochę i Rowan ułożył ją w skrzyni. Kobieta otworzyła oczy i spojrzała na niego wystraszona.

– Nie martw się, ślicznotko – powiedział. – Tu jest dużo powietrza i ktoś cię szybko odnajdzie. Zauważą brak kogoś tak ładnego jak ty. Po prostu odpocznij, jesteś bezpieczna. – Pochyliwszy się pocałował ją w czoło i o mało nie oberwał w głowę wiekiem, które w tym momencie Jura opuściła. W ostatniej chwili cofnął palce.

– Przepraszam – powiedziała. – Wypadło mi z rąk. Idziesz, czy masz zamiar tu zostać służącym?

– Idę – odpowiedział, uśmiechając się do niej. – Jestem pewien, że chcesz prowadzić?

– Prowadzić powinien najlepszy. – Prychnęła i podeszła do drzwi.

Bez przeszkód dotarli do spiżarni, gdzie Rowan porwał coś do jedzenia. Dobrze mu zrobił ten mały wybuch Jury, tam na górze. Już prawie stracił nadzieję, że się kiedyś nim zainteresuje.

Przeszli w pobliżu strażników, przebiegli do lasu, wskoczyli na konie i popędzili je do galopu. Po godzinie Rowan skręcił z drogi do lasu, kierując konia w gęstwinę. Schowali się tam, zakrywając rękami końskie nozdrza i czekali w ciszy. Niedługo usłyszeli hałas wielu koni i przejeżdżających obok nich ludzi.

Gdy ich minęli, Rowan dal znak Jurze, żeby jechała za nim. Wspięli się po stromym grzbiecie na szczyt wzgórza.

– Możemy tu spać – powiedział i zdjął koce z konia. Zanim się położyli, przebrali się w ubrania Vatellów, wiedząc że ścigający na pewno poszukują Ultenki i żebraka.

– Będziesz się jutro musiała umyć – powiedział Rowan, patrząc w gwiazdy – bo inaczej po zapachu wyczują Ultenkę.

– Może powinieneś był zabrać ze sobą tę służącą, a mnie tam zostawić. Była taka ładna i słodko pachniała.

Rowan uśmiechnął się szeroko w ciemności.

– Jura, żadna kobieta nie jest ładniejsza od ciebie i nawet z tym okropnym zapachem jesteś słodsza niż sto księżniczek razem wziętych.

Jura otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Nie wiedziała, dlaczego tak ją zezłościły komplementy Rowana pod adresem tej wystraszonej małej służącej ani dlaczego tak mu dogadywała jak głupia, wdzięcząca się panienka, ale to, co usłyszała, było zadziwiająco miłe. Daire chwalił ją, gdy trafiała do celu dwunastoma strzałami pod rząd, a Geralt i Thal nigdy jej nie prawili komplementów. Oczywiście, mężczyźni mówili jej, że jest ładna, ale nigdy w taki sposób. Gdyby spróbowali, pewnie przyłożyłaby każdemu nóż do garda, ale dzisiaj jej się to podobało. Prawdę rzekłszy, chętnie usłyszałaby więcej;

– Ty… ty bardzo dobrze sobie dziś wieczorem radziłeś – powiedziała ostrożnie. – I udało ci się dostać na teren Vatellów, tak że nikt cię nie rozpoznał. Dobrze, że sobie przyciemniłeś włosy.

– Myślałaś, że na to nie wpadnę? – rzucił. Typowo kobiece, pomyślał. Powiesz jej komplement, to cię obraża. Odwrócił się na drugi bok, dalej od niej. Dosyć miał jej insynuacji, że jest nieudolny. Ta kobieta działała deprymująco! – Jutro wracasz do Irialów – powiedział twardo.

Jura skrzywiła się i nie odpowiedziała. Ten Anglik jest jednak bardzo dziwny.

Następnego ranka nie mieli jednak czasu się kłócić. Jura obudziła się czujna, ze świadomością, że coś jest nie w porządku. Wolniutko wyciągnęła rękę do Rowana, śpiącego kilka stóp dalej. Obudził się, gdy go tylko dotknęła, i wyczytał ostrzeżenie w jej oczach. Ku jej zdumieniu skoczył na równe nogi i zaczął krzyczeć.

– Do licha, kobieto, wciąż za mną latasz, człowiek nie może się wyspać.

Jura zauważyła, że wstając złapał za miecz. Ona też porwała za swój i przyłożyła mu do gardła.

– Ja za tobą? – wrzeszczała. – Też bym miała po co latać! Miałam kochanków dwa razy starszych od ciebie, którzy byli lepsi.

– Pokażę ci, kto jest lepszym kochankiem – powiedział i rzucił się na nią. – Przekręć się na prawo – szepnął jej do ucha. – Schowaj się w lesie i czekaj. Jest ich dwóch.

Gdy Rowan się poruszył, Jura rzeczywiście poturlała się w prawo, ale natychmiast wstała i trzymając mocno miecz w obu rękach ustawiła się za jego plecami tak, jak ją uczono.

Dwaj mężczyźni – sądząc z wyglądu, złodzieje – podeszli do Rowana z wyciągniętymi nożami. Wyglądali na głodnych i gotowych na wszystko, byle zabrać choćby tylko tę odrobinę, którą Rowan i Jura mieli z sobą.

– Jestem waszym królem – powiedział Rowan. – Odłóżcie broń. Podzielę się z wami tym, co mam.

– Nie dasz im mojego konia – odezwała się Jura, wciąż wypatrując w lesie następnych złodziei.

– Królem? – zaśmiał się złodziej, zanim zaatakował Rowana.

Jura słyszała za sobą odgłosy walki i trzymała głowę nieco odwróconą, żeby widzieć, czy i kiedy Rowan będzie potrzebował pomocy, ale walczył dobrze. Bardzo dobrze. Zdziwiło ją, że walczy jak Lankon.

Jeden z przeciwników upadł i Rowan szamotał się z drugim; Jura wciąż stała za nim, plecami do jego pleców. Była świetnie wyszkolona i działali wspólnie, jakby tańczyli. Gdy on się ruszał, poruszała się i ona.

Usłyszała, jak drugi napastnik krzyczy z bólu, lecz nie odwróciła głowy, bo właśnie wtedy, tak jak przypuszczała, z lasu wynurzył się trzeci złodziej z mieczem uniesionym nad głową i ruszył wprost na nią. Odparowała jego cios i stal uderzyła o stal.

– Biegnij, Jura, biegnij – przykazał Rowan, ale ona tylko zaklęła – Rowan rozpraszał ją tym gadaniem. Była nauczona słuchać rozkazów, ale to był rozkaz niewłaściwy.

Walczyła ze wszystkich sił, nie wahając się, gdy stal drasnęła jej ramię. Mężczyzna podnosił i opuszczał swój miecz jak szalony, a Jura odpierała każde uderzenie. W końcu zaczęła kontratakować I pchać go do tylu, w kierunku lasu, zadając pełne wściekłości, agresywne ciosy.

Kątem oka zobaczyła Rowana, który zakończywszy walkę podszedł do niej, lecz zatrzymał się i patrzył.

Trzymała przeciwnika jak przyszpilonego do drzewa i chciała już go przebić mieczem.

– Nie! – powiedział Rowan. – On jest Lankonem.

– Jest Vatellem – odpowiedziała, ale zawahała się i nie zabiła go.

– Masz. – Rowan wyciągnął do mężczyzny kawał mięsa w cieście. – Weź to i daj swoim kompanom. Są tylko ranni. Pamiętajcie, że wasze życie to dar od króla. Króla wszystkich Lankonów.

Złodziej spojrzał na Rowana tak jak Jura – jak na wariata, od którego trzeba trzymać się z daleka. Złapał jedzenie i pognał do lasu, a pozostali dwaj jęcząc pokuśtykali za nim.

Słońce zaczynało wschodzić. Rowan popatrzył na krwawiące ramię Jury i usadził ją na pobliskim kamieniu, a sam poszedł po płótno i czystą wodę z pojemnika przy siodle. Delikatnie przemył i zabandażował ramię. Rana była płytka.

– Nigdy tego przedtem nie widziałem – odezwał się łagodnie. – Chodzi mi o to, jak stałaś za moimi plecami. Feilan nic mi nie mówił o kobietach, które strzegą mężczyznę z tyłu.

– Może uważał to za oczywiste. A co robią angielskie kobiety? Gdybyś był tu ze swoją siostrą, co by zrobiła?

– Schowałaby się w lesie, tak jak tobie kazałem zrobić.

– I zabrałby ją ten trzeci albo zabił ciebie, atakując za plecami. Razem tworzymy zwarty blok z oczami ze wszystkich stron.

Rowan zmarszczył się.

– Rozumiem, ale nie podoba mi się to. Mężczyźni powinni się nauczyć pilnować swoich pleców.

– Mężczyźni są lepszymi wojownikami, a kobieta bardzo często nie walczy, tylko pilnuje. Szkoda marnować silne ramię tylko do ochrony.

Rowan skończył bandażowanie, ale wciąż się marszczył.

– Dziękuję za ochronę tym razem, ale następnym musisz…

Jura pocałowała go. Oboje byli tym zaskoczeni. Odsunął ją od siebie. W jego oczach malowała się tęsknota.

– Jura – wyszeptał.

Wiedziała, co powie: poprosi, żeby go błagała. Wściekła, wstała i podeszła do swojego konia.

– Jeśli mamy dojechać do Brity, to musimy ruszać. – W jej głosie i ruchach, gdy wsiadała na konia i ruszyła nie oglądając się, przejawiała się cała wściekłość.

Jechali po pofałdowanym terenie, ciągle w kierunku gór, które stanowiły północne granice Lankonii. Powietrze było tam chłodniejsze i rzadsze. Dla bezpieczeństwa oddalili się od ścieżki prowadzącej do warownego grodu Brity, o której opowiadała Cilean.

Rowan jechał obok Jury, ale ona na niego nie patrzyła.

– Jak wygląda ta Brita? – spytał.

Jura podniosła głowę.

– Nigdy jej nie widziałam i nikogo nie pytałam, jak wygląda. Jest matką Daire, więc musi być stara. Prowadziła wojsko przeciwko Thalowi i Fe- arenom; Gdy byłam dzieckiem, słyszałam, że atakowała nawet Zernów, więc musi mieć blizny od walki. Nie wyobrażam sobie, żeby to była jakaś piękność, jeśli o to ci chodzi.

– Jura, czy nie możemy… – Rowan zaczął, ale Jura popędziła swojego konia.

Mogła mu wybaczyć wiele dziwactw, bo był Anglikiem, ale nie mogła zapomnieć, że najpierw flirtuje ze służącą, a za kilka godzin ją odtrąca. W południe zatrzymali się przy strumieniu, żeby coś zjeść, i Jura spojrzała na swoje odbicie w nieruchomym lustrze wody. Nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem, tylko sprawnością w walce, ale zauważała spojrzenia wszystkich męskich oczu i wiedziała, że jest ponętna. Więc dlaczego nie chciał jej ten angielski mąż? Czy dlatego, że nie jest blondynką, jak jego siostra? Czy lubi tylko kobiety o jasnej skórze?

o zmierzchu rozłożyli obóz. Nie zapalali ognia, bo byli już zbyt blisko grodu Brity.

– Nie mogę oczekiwać, że jutro pozostaniesz w ukryciu? – spytał Rowan unosząc brwi i patrząc na nią w przygasającym świetle.

– Ktoś musi osłaniać cię z tyłu – odpowiedziała.

– Myślałam, że jutro wjedziemy do miasta. Sądzę, że nie będzie z tym problemu. Dobrze, że mówisz w naszym języku. Rozpoznamy Britę i gdy tylko będzie wyjeżdżać, porwiemy ją. W drodze powrotnej, dzień drogi stąd, jest wiejska chata; możemy się tam zatrzymać, gdy będziesz z nią rozmawiał. Musimy tylko uważać, żeby nas ci wieśniacy nie wydali.

– Czy to już wszystkie decyzje, jakie podjęłaś? – spytał Rowan ponuro. – Nie zdecydowałaś przypadkiem, że mnie nie wolno brać w tym udziału? Może będę ci za bardzo przeszkadzał?

– To ty mi każesz zostawać w lesie – odpowiedziała, nie wiedząc, co tym razem zrobiła takiego, żeby go rozzłościć. – Masz inny plan, lepszy od mojego?

– Nie – powiedział przez zaciśnięte zęby – to jest taki sam plan, jaki ułożyłem, prócz tego, że miałem pojechać do miasta sam, ale… – Przerwał.

– Co za różnica, czy ja o tym mówię czy ty? Dobrze, że się w czymś zgadzamy.

Rowan kopnął nogą kamień.

– Jesteś kobietą – mruknął.

– Chyba niezbyt kobiecą – bąknęła pod nosem i odwróciła się. Pokonanie mężczyzny w zawodach było proste. Trzeba było tylko celniej strzelać, wyżej skoczyć, prędzej pobiec niż pięćdziesiąt kilka innych kobiet, ale co się na miłość boską robi, jak się go wygrab, żeby był zadowolony?

Spali oddaleni kilka stóp od siebie, ale w nocy Jura obudziła się słysząc, jak Rowan kręci się niespokojnie. Odruchowo się przysunęła, a on przez sen wyciągnął rękę i mocno ją do siebie przytulił. Było to takie mile czuć, jaki jest mocny, ciepły. Wtuliła się w niego i zasnęła.

Rano obudziła się przed nim i prędko się odsunęła. Nie mogłaby znieść znowu tego gadania:

„błagaj mnie”.

Wjechali do grodu Brity, gdy tylko otwarto bramy. Miasto nie było bogate i bardzo różniło się od Escalonu.

Były tu domy i malutkie sklepiki, ludzie biegający tu i tam, ale czuło się biedę, miasto cuchnęło nie wywiezionymi ekskrementami i psującą się padliną. Wieśniacy w łachmanach przyglądali się z ciekawością Jurze i Rowanowi, bogato ubranym.

Zatrzymali się, żeby kupić maślankę u wędrownego sprzedawcy.

– A gdzie mieszka Brita? spytał Rowan.

– Królowa Brita – dodała Jura, uśmiechając się do handlarza. – Mamy do niej sprawę.

– Tam – wskazał na kamienny dom oparty o północną ścianę muru otaczającego miasto. Był to duży, ale zwyczajny dom, nie tak obszerny ani tak bogaty jak ten, z którego Rowan i Jura ukradli ubrania.

– Dzisiaj poluje – powiedział handlarz. – I możecie zobaczyć, jak będzie przejeżdżała ze swoją strażą. 0, proszę! Drzwi się otwierają i wychodzi straż.

Mimo że plemię Vatellów nie miało własnych pól uprawnych ani dobrych pastwisk, królowa nie oszczędzała na straży. Dwudziestu mężczyzn jadących z nią było ubranych bogato w delikatną niebieską wełnę, a ich broń wykonano z bardzo dobrej stali, jakiej nie było w Lankonii. Konie, wysokie i piękne, wyglądały na dobrze odkarmione i wytrenowane.

Ale Brita zaćmiewała swą świtę. Jechała wśród dwudziestu wyprostowanych mężczyzn i wyglądała jak słońce otoczone dwudziestoma księżycami. Była wysoka, szczupła i przepiękna. Miała długą suknię w angielskim stylu, bardzo dopasowaną w talii, z grubej kremowej wełny, podkreślającej jej ciemne oczy i włosy.

Kiedy przejeżdżała, miasto zamarło, gdyż każdy mężczyzna, kobieta, dziecko – a wydawało się, że i zwierzę – zatrzymali się, by ją zobaczyć. Rozległ się szmer, gdy przejechała przez bramę.

– Stara, co? – powiedział do Jury Rowan. – Nic dziwnego, że mężczyźni za nią latają. Sam bym poleciał.

Jura spojrzała na niego, ale uśmiechnął się niewyraźnie, wpatrując się w bramę, w której właśnie znikła Brita.

– Jedziemy za nią czy nie? – zasyczała.

– To zadanie wykonam z rozkoszą – powiedział z głupim uśmieszkiem, unikając wściekłego wzroku Jury.

Wsiedli na konie i wyjechali z miasta na wysoki grzbiet, skąd widać było domy i całą równinę dookoła. Britę i jej ludzi dzieliła niewielka odległość od murów miasta, gdy wjechali w pobliski las, by tam rozpocząć polowanie.

– Pojadę za nią i…

– Pojedziemy za nią – powiedziała Jura. – Ode- tniemy ją od jej świty, a później porwiemy. Mogę zarzucić na nią pelerynę i…

– Pojedziesz za mną i zrobisz, co ci każę. A teraz ruszamy. Okrążymy ich od wschodniej strony, będziemy ją obserwować i porwiemy, kiedy będzie można.

W końcu to Jura umożliwiła Rowanowi porwanie Brity. Królowa odłączyła od większości swoich ludzi i w towarzystwie zaledwie dwóch strażników goniła wielkiego dorosłego dzika. Jurze wydawało się śmieszne, żeby na polowanie ubierać się w białą suknię, ale Rowan obserwując ją, miał dziwny wyraz twarzy.

– Odwróć ich uwagę – powiedziała Jura – a ja odciągnę dzika. Brita pojedzie za nim.

Jura widziała wyraz twarzy Brity, radość, podniecenie towarzyszące pogoni za zwierzem. Strażnicy zatrzymali się, ostrożni i nasłuchujący. Podnieśli głowy, gdy usłyszeli za sobą jakiś krzyk przerażenia i, poza jednym, wszyscy zostawili królową i pojechali sprawdzić, co się dzieje.

Brita nie słyszała nic, prócz walącego w uszach tętna, kiedy gnała za dzikiem. Jura chwyciła dzidę i zeskoczyła z konia. Mimo że Brita nie wyglądała na swoje czterdzieści parę lat, Jura wiedziała, że nie jest taka młoda, skoro zabicie tego knura zajmowało jej tyle czasu. Brita stanęła na drodze zwierzęcia, a gdy przebiegało obok, wbiła lancę w jego bok. Oszalałe z bólu zwierzę odwróciło się do niej i zaatakowało, jak się tego spodziewała. Jura uchwyciła się zwisającej gałęzi drzewa i podciągnęła na niej, a skrwawione zwierzę popędziło dalej. Niedaleko za dzikiem galopowała Brita w swej nieskazitelnie białej sukni. W mgnieniu oka Jura znalazła się na koniu i już po chwili gonił ją ostatni strażnik, którego łatwo zgubiła. Uśmiechnęła się do siebie pędząc w kierunku, w którym pojechała Brita. Żaden irialski strażnik nie dałby się tak łatwo zgubić.

Mignął jej Rowan jadący na południe, tam, gdzie ostatniej nocy rozłożyli obóz. Przed nim siedziała w siodle Brita. Nie widać było, żeby się specjalnie broniła czy wyrywała ani żeby była związana i zakneblowana.

Jura popędziła za nimi. Nie ujechała daleko, gdy dostrzegło ją z dala dwóch strażników Brity i tylko po długiej, wyczerpującej jeździe udało jej się umknąć.

Prawie zmierzchało, gdy dotarła do znanej wiejskiej chatki. Była osłabiona z wysiłku i głodu i denerwowała się, czy Rowanowi udało się ujść cało i czy zła królowa Brita nie wbiła w niego noża.

Z daleka widać było pełzające światło świec w chacie i Jura spodziewała się najgorszego. Mogła znaleźć Rowana zwisającego z sufitu i torturowanego przez Britę i jej ludzi. Ostrożnie podeszła z boku budynku, z mieczem w rękach i nożem między zębami, i zajrzała przez jedyne okienko.

Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Rowan siedział na stołku, trzymając na kolanach starą lutnię. Jego złote włosy błyszczały, a u jego stóp siedziała wspaniała Brita, wpatrując się w niego z uwielbieniem. Naprzeciw nich usadowiła się para wieśniaków z trójką dzieci, patrzących na tych dwoje, jakby to była para aniołów.

– Zagraj jeszcze coś – powiedziała do Rowana Brita głosem zachrypniętym od dymu unoszącego się z piecyka koksowego.

Uśmiechnął się do niej.

– Tak, królowo, co tylko zechcesz.

Jura była tak przerażona i zdumiona tą sceną, że nóż wypadł jej z zębów i uderzył o ścianę.

Rowan zerwał się na równe nogi, porwał miecz i wyskoczył przed chatę. Schwytał Jurę, nim doszła do swego konia.

– Gdzie byłaś? – zażądał wyjaśnienia.

– Gdzie ja byłam? – krzyknęła. – Wodziłam za sobą dwóch strażników. Chroniłam ciebie i twoją…, twoją… – Była zbyt wściekła, żeby mówić dalej.

– Brita przesłała swoim ludziom wiadomość. Myślałem, że wszystkim powiedziała, że chce zostać ze mną. Sądziłem, że może się kąpałaś przed spotkaniem z królową. – Obrzucił ją spojrzeniem od góry do dołu. – To niezły pomysł, Jura. Ociekasz potem.

Jura podniosła miecz, z zamiarem odrąbania jakiejś części jego ciała, najchętniej głowy.

Złapał ją za ramiona.

– Jura, co się z tobą dzieje? Przecież gdybym wiedział, że grozi ci niebezpieczeństwo, przyjechałbym. Nie miałem pojęcia. Brita odesłała swoich ludzi do domu. Chodź, proszę, nie złość się. Brita zgodziła się tu ze mną na jakiś czas pozostać, żebyśmy mogli porozmawiać o zjednoczeniu. Oboje tego chcemy. Nie ma powodu się złościć. Chodź, poznasz ją. Jest inteligentna, wykształcona i naprawdę bardzo mila. Polubisz ją.

– Ty niewątpliwie ją polubiłeś – powiedziała ostro.

– Nie czas na zazdrość. Co innego być zazdrosną o służącą, ale o taką królową, jak Brita… Chodź. Chociaż nie, może najpierw się jednak wykąp.

Wyszarpnęła się.

– Aha, więc nie podoba ci się mój zapach – powiedziała. – Pachnę tak, żeby móc cię skutecznie osłaniać, ale widać nie potrzebujesz obrony, w każdym razie nie przed mieczami i strzałami. Powiedz, czy mam się kłaniać tej starej królowej? Czy mam błagać o jej względy, tak jak o twoje?

– Jura, nic nie rozumiesz. Jeśli chcesz się z nią spotkać taka cuchnąca, mnie to nie przeszkadza. Myślałem tylko…

– Nic nie myślałeś! – krzyknęła i uciekła do lasu. Nienawidziła siebie za to, jak się zachowuje, nienawidziła nieznanych uczuć, które się w. niej odezwały. Dopóki ten Anglik ze swoimi dziwnymi obyczajami nie przyjechał do Lankonii, rozumiała siebie. Znała swoje miejsce w życiu, wiedziała, gdzie jest i dokąd idzie. Rozumiała też mężczyzn. Lankońscy mężczyźni cenili silne, rozsądne kobiety. Thal pokazywał jej mapy i pytał o zdanie na temat planowanych wypraw, a jeśli uznawał jej rady za dziecinne – mówił jej to, wrzeszcząc z całych sił. Daire oczekiwał, że będzie silna i odważna, a w dwóch bitwach, w których walczyli razem, spodziewał się, że będzie osłaniała go z tyłu. Ale czego chciał od niej ten Anglik? Złościł się, kiedy go osłaniała. Złościł się, kiedy go pocałowała. Nie chciał, żeby jechała obok niego, nie chciał słuchać jej planów, jak porwać Britę. Chciał żeby się ukryła w lesie, a teraz płaszczył się przed tą kobietą, która terroryzowała dwa pokolenia mężczyzn. Jura myślała, że ona też dzisiaj trochę zachowała się jak Brita, ale dowiedziała się tylko, że śmierdzi.

Skrzywiła się na myśl o Bricie w tej jej białej sukni. Mogła nabrać głupiego Anglika, ale Jura wiedziała swoje. Powiedziała, że odwołała swoich ludzi, ale dwaj z nich gonili Jurę godzinami. Jakich jeszcze kłamstw mu naopowiadała?

Na pewno kazała im zebrać armię, zaatakować i zabić tego irialskiego króla.

Jura wyszła z lasu i poszła w stronę domu. Dzisiaj będzie czuwać na zewnątrz i strzec chaty, a gdy zaatakują Vatellowie, będzie mogła ostrzec tego głupca Anglika.

Загрузка...