Jura niewiele spała tej nocy, a przed świtem obudziło ją walenie w drzwi. Wciągnęła szybko tunikę i spodnie i odsunęła zasuwę. Wpadł wściekły Geralt.
– Widziałaś go? – rzucił. – Zauroczył ojca. Skoro otworzył zardzewiałą bramę, ojciec myśli, że może wszystko. Powinienem był ja otworzyć tę bramę wiele lat temu.
Jura, jeszcze rozespana, przymrużyła oczy patrząc na brata. Gerait miał ciemną skórę, za ciemną nawet jak na ród, z którego pochodził. Czarne włosy sięgały mu ramion, grube czarne brwi miał prawie zrośnięte, a pociemniałe usta wykrzywione ze złości.
Stuknął pięścią w otwartą dłoń.
– Mówi już o drogach i o… – Przerwał jakby się zakrztusił własnymi słowami. – Mówi o jarmarkach. Co on sobie myśli, że dzięki czemu przetrwaliśmy tyle lat, odpierając najeźdźców? Nie wpuścimy nikogo, żadnych wikingów, żadnych Hunów, a już na pewno nie ich podstępnych handlarzy. Kto wie, czy nie przywiozą armii na swoich wozach z towarem, a ten… ten uzurpator chce otwierać dla nich granice. Zmiecie nas z powierzchni w ciągu dziesięciu lat.
Gerait zrobił przerwę dla nabrania oddechu, ale nie pozwolił Jurze się odezwać.
– Ma z sobą syna Brocaina. A chroni go jak własne dziecko. Ja uważam, że powinniśmy szczeniaka powiesić, a kiedy Brocain zaatakuje, zabijemy i jego. Zernowie są naszymi wrogami. Musimy się bronić.
– Otworzyć granice? – zamruczała Jura. – Tego jeszcze nie słyszałam. Przestaniemy istnieć. Pochłoną nas najeźdźcy. – To był jeszcze jeden punkt na długiej liście powodów, dla których ten Anglik nie powinien zostać królem. Umysł Thala był równie chory, jak jego ciało. Popatrzyła na Geralta. Oto nareszcie był ktoś, kto się z nią zgadzał, ktoś, kto nie uważał, że ten Anglik jest krewnym samego Pana Boga.
– Tak, ale Thal tego nie rozumie. Usiłowałem z nim dziś rano porozmawiać, ale wyrzucił mnie ze swojej komnaty. – Gerait podniósł głowę. – Czy słyszałaś o Honorium? Zdajesz sobie sprawę, że możemy mieć wśród nas obcą królową? Słyszałem, że Brocain ma córki. A jeśli któraś z nich wygra?
Jura popatrzyła na brata z przerażeniem. O tym nie pomyślała. Geralt podszedł do niej bliżej, siadł na jej łóżku i objął ją ramieniem.
– Wygrana jest w twoich rękach.
– W moich? – spytała zmieszana.
– Musisz dopilnować, żeby Cilean go wygrała. Musisz wziąć udział w Honorium i walczyć do upadłego. Musisz pokonać wszystkich, aż nareszcie będziesz tylko ty i Cilean.
– Tak – pokiwała głową. – Cilean będzie o niego walczyć.
Geralt spojrzał z niesmakiem.
– Patrzy na niego nieprzytomnymi oczami. Nie widzi go we właściwym świetle, nie słyszy, co on mówi.
Jura natychmiast stanęła w obronie przyjaciółki.
– Cilean jest strażniczką. Musi widzieć, że to głupiec.
– Cilean jest również kobietą i patrzy na niego jak dorastająca panienka. – Podniósł brew. – Widziałaś go już?
– Nie, ale cóż takiego mogłabym zobaczyć, żeby inaczej o nim myśleć?
– Ma jasną skórę, jasne włosy i niektórym kobietom bardzo się podoba. Myślą ciałem zamiast głową. – Popatrzył na nią z bliska.
Spojrzała mu w oczy.
– I myślisz, że mogłabym być jedną z nich? – powiedziała z pogardą. – Nic mnie to nie obchodzi. Choćby był piękny jak sam bóg Naos, nie zmienię zdania. Nie ma prawa być królem Lankonii.
– Dobra! – rzekł Gerait i klepnął ją w plecy, jakby była jednym z jego strażników, z taką siłą, że upadła. – Ojciec prosi, żebyś przyszła do zamku, to zostaniesz przedstawiona temu fałszywemu królewiczowi. Król był bardzo niezadowolony, że nie przyszłaś wczoraj wieczorem na ucztę.
– A Thal przyszedł? – Była zdziwiona.
– Nie może od niego oderwać wzroku ani na moment. – Gerait odwrócił się na chwilę i Jura wiedziała, że stara się ukryć żal, że Thal tak demonstruje swoją miłość do syna, którego nie widział od czasu, gdy ten był małym chłopcem. Gerait zawsze uwielbiał ojca, ale Thal nie cenił go na tyle, by go uczynić królem.
Gerait zwrócił się znów do siostry i był teraz spokojniejszy.
– Musimy bronić Lankonii. Cokolwiek by zrobił ten człowiek, żeby nam przeszkodzić, musimy bronić kraju, jak tylko potrafimy. Musimy podsunąć mu irialską królową. Nie możemy pozwolić, by kobieta z innego plemienia rządziła Escalonem. Sprowadzałaby zagranicznych handlarzy, a oni otwieraliby nocą bramy i przekupywali strażników. Nie, musimy to zatrzymać, nim się zacznie. Musimy osadzić Cilean na tronie. Czy wierzysz, że możesz zwyciężyć inne zawodniczki?
– Oczywiście, że mogę – odpowiedziała i naprawdę w tej chwili była o tym przekonana.
– Dobrze! – Wstał. – Chodź ze mną. Masz poznać syna mojego ojca.
– Teraz? Przed śniadaniem? – Jura się wykrzywiła.
– Teraz. Ojciec tego żąda.
Szybko dokończyła ubieranie, czując się tak, jakby szła na ścięcie, i poszła za Geraltem. Nie zadawała sobie trudu, żeby założyć długie szaty, lecz ubrała się w mundur Gwardii, składający się ze spodni i tuniki, z niebieską wełnianą peleryną przewieszoną przez ramię. Zawahała się, czy wziąć pustą pochwę od noża, lecz zdecydowała, że przesunie ją do tylu i ukryje pod peleryną.
Geralt narzekał, że tak długo się ubiera, więc wybiegła za nim nie zamykając nawet drzwi. Brat nie był na tyle uprzejmy, by iść obok niej, lecz pędził naprzód, a Jura dreptała za nim, jak nieznośna młodsza siostrzyczka, którą w istocie była.
Zaprowadził ją na tereny treningowe mężczyzn, gdzie na skraju pola stały tarcze łucznicze. Jura zatrzymała się na chwilę, by obejrzeć scenę, jaka rozpościerała się przed jej oczami. W cieniu drzewa, na lewo od niej, leżał stary Thal, wychudzony i poszarzały od choroby, na łożu pokrytym poduszkami. Nigdy w życiu nie widziała, by pozwalał sobie na jakiekolwiek wygody, a tu, proszę! Leży na haftowanych poduszkach ułożonych na czymś, co wyglądało na gobelin. Na krześle obok niego siedziała piękna złotowłosa kobieta, ubrana w długą suknię z delikatnej materii, pobłyskującej w świetle dnia. Przy krześle stał mały chłopczyk, złotowłosy jak matka. Cała trójka wpatrzona była w strzelnicę i plecy dwóch mężczyzn.
Jeden z tych, na których patrzyli, był młodym jeńcem, Zerną – stwierdziła Jura, gdyż nosił charakterystyczną dla tego plemienia tunikę w purpurowo-czerwone pasy. Jura nie przyglądała mu się specjalnie, gdyż uwagę jej przyciągnęła postać drugiego mężczyzny odwróconego plecami.
Jest prawie tak wysoki jak Lankonowie, pomyślała z niechęcią Jura, w każdym razie niektórzy z nich, ale potężniej zbudowany. Tłusty, pomyślała, tłusty od gnuśnego życia. Przystrzyżone włosy sięgały mu zaledwie do kołnierza i odbijało się w nich słońce. Nie były białe, jak jej mówiono, ale koloru starego złota, i wyglądały na miękkie, jak u dziewczyny.
Gdyby Jura nie była już zła, zanim go zobaczyła, rozzłościłaby się teraz, gdyż mężczyzna ubrany był w tunikę, którą jej matka wyhaftowała przed laty dla Thala. Na Thalu zwisała luźno, ale potężne ramiona nieznajomego były nią ściśle opięte, a wspaniały niebiesko-zielony haft podkreślał jego barczyste plecy. Pod tuniką widać było silnie umięśnione uda, a sznurowane wokół nóg buty opinały mocne łydki.
Jura prychnęła. Może oczarował inne kobiety, ale z nią się to nie uda. Przywykła do przystojnych mężczyzn. Czyż Daire nie był tak piękny, że urody mogliby mu pozazdrościć bogowie?
Wyprostowała się i podeszła bliżej, by powitać króla, a Geralt ruszył na środek boiska do swych ludzi.
Okropne było dla niej patrzeć na Thala takiego, jakim był teraz – słabego i bezradnego, czekającego na śmierć, – ale nigdy by mu tego nie powiedziała. Zawsze odczuwała do niego jakąś wrogość, natomiast on darzył ją szacunkiem połączonym z niechęcią. Zawsze uważała, że to on był winien wczesnej śmierci jej obojga rodziców. Miała pięć lat, gdy została sierotą i król ją wziął na swój dwór. Potrzebowała pociechy i opieki, ale Thal kazał jej przestać beczeć i dał do zabawy miecz. Daire zaczął ją uczyć strzelania z łuku, gdy miała sześć lat.
– Posyłałeś po mnie? – spytała Jura, patrząc z góry na Thala. Widać było po niej, co myśli o tym miękkim łożu. W stronę Angielki nawet nie spojrzała.
– 0, Jura – powiedział Thal z uśmiechem. Wyglądał jak niemądry staruszek, a nie wielki wojownik lankoński, który odstraszał tysiące najeźdźców. – Jaki piękny dzień! Czy poznałaś już moją córkę?
Jura nie zmieniła wyrazu twarzy.
– Masz jedno prawdziwe dziecko: lankońskiego syna. – Usłyszała, jak Angielka wstrzymała oddech, i uśmiechnęła się do siebie. Dobrze, że ktoś tym intruzom da poznać, że nie są tu mile widziani.
Thal westchnął i oparł się na poduszkach.
– Och, Jura, dlaczego jesteś taka niedobra? To są moje dzieci, tak samo jak Geralt. – Przeniósł wzrok poza nią i uśmiechnął się, a ona wiedziała, że nadchodzi jego syn, Anglik, który domagał się tronu. – Oto ktoś, kto na pewno wywoła uśmiech na twojej twarzy.
Jura wyprostowała plecy, zacisnęła zęby i odwróciła się, by zobaczyć człowieka, którego już teraz nienawidziła. Wstrząs, jakiego doznała na jego widok, spowodował, że nogi się pod nią ugięły. Wyciągnęła rękę, a on złapał ją za ramię, ale nawet ten lekki dotyk wprowadził jej ciało w drżenie.
On! Czy możliwe, że właśnie z nim miała te tajemne schadzki? Jak to możliwe, że nie zauważyła jego złotych włosów? Przypomniała sobie jednak, że gdy go spotkała po raz pierwszy, miał włosy mokre, więc ciemniejsze. Natomiast spotkanie w stajni odbywało się w ciemności.
Wyrwała rękę z jego uścisku i udało jej się odwrócić plecami.
– Poznaliście się już? – zapytał Thal domyślnie.
– Nie – zdołała odpowiedzieć Jura.
– Tak – powiedział Rowan jednocześnie.
Jura stała sztywno, nie patrząc, odwrócona do niego plecami. Był zbyt blisko niej, by mogła zebrać myśli, ale zdawała już sobie sprawę, jak została wykorzystana. Sądził, że jeśli będzie ją miał po swojej stronie, wtedy być może Geralt i jego zwolennicy, uznający go za prawdziwego królewicza, przejdą na stronę tego angielskiego uzurpatora.
– Miałem już zaszczyt widzieć panią – rzeki Rowan zza pleców Jury – lecz tylko z daleka.
Ku przerażeniu Jury położył rękę na jej plecach i pociągnął za warkocz.
– Ja też o tobie słyszałam – dodała uprzejmie Lora, lecz Jura nawet na nią nie spojrzała. – Ale słyszałam tylko o twojej sztuce wojennej, a nie o urodzie. – Jura stała sztywno, patrząc na drzewo przed sobą.
– Jura, – krzyknął Thal i opadł kaszląc.
Ta cała Lora zaczęła nad nim gdakać jak kwoka, a Thal, ku obrzydzeniu Jury, nie tylko na to pozwalał, ale był bardzo zadowolony tą dbałością o niego. Chciała się odsunąć od Rowana, ale on trzymał ją mocno za warkocz.
– Masz traktować moje dzieci z szacunkiem – ledwo wychrypiał Thal. – Podziękuj mojej córce za miły komplement.
Jura dalej patrzyła przed siebie, nic nie mówiąc. Trudno jej było skoncentrować się na tym, co ją otaczało, gdy ten mężczyzna był tak blisko.
Kiedy Thal zaczął się podnosić, Lora go uspokajała:
– Ojcze, proszę, nie irytuj się. Jestem pewna, że Jura jest przyzwyczajona do takich komplementów. Rowan, twój giermek i twój jeniec wyglądają, jakby się mieli pozabijać. Chyba powinieneś się nimi zająć.
Jura nie patrzyła na Rowana, ale czuła jego wahanie. Ruszył się dopiero na dźwięk stali uderzającej o stal. Bezwiednie obróciła się i zobaczyła, jak zbliża się do dwóch wysokich chłopców, którzy rzeczywiście robili wrażenie, jakby się chcieli pozabijać. Jednym z nich był młodzieniec, który ją zawezwał do stajni. Był ciemnoskóry jak Lankon i nie zorientowała się, że to Anglik. Ponieważ przekazywał jej wiadomość po lankońsku, zastanawiała się, czy się tego wyuczył i recytował z pamięci.
Patrzyła, jak Rowan szedł majestatycznie przez pole w kierunku chłopców. Nie było po nim widać wahania ani strachu, gdy wkraczał między obu walczących młodzieńców, wymachujących z wściekłością mieczami. Uderzył każdego z nich ręką w pierś, aż wylecieli w powietrze i wylądowali w tumanach pyłu na siedzeniach.
– Moi ludzie nie walczą między sobą – powiedział cicho Rowan, ale czuło się w tym głosie większą groźbę, niż gdyby krzyknął.
– Nie jestem twoim człowiekiem – wrzasnął Keon na Rowana – Mój ojciec jest Brocainem i…
– Ja tu jestem panem – przerwał mu Rowan. – Nie jesteś Zerną, jesteś Lankonem i ja jestem twoim królem. A teraz idźcie obaj polerować moją kolczugę.
Montgomery, podnosząc się z kurzu, westchnął. Żeby wypolerować kolczugę, trzeba ją włożyć w wielki wór skórzany z oliwą, a później rzucać go nawzajem do siebie. Jest to jak miotanie głazem tam i z powrotem.
Thal zachichotał z zadowolenia, że jego syn tak sprytnie rozwiązał kłótnię. Jura prędko się odwróciła i spojrzała na Thala.
– Wszystko ci się podoba, co tylko zrobi – rzuciła do starca. – Przypisuje sobie królestwo, które nie jest jego. Chwali się, że jest królem wszystkich Lankonów, ale żeby nim zostać, musiałby wypowiedzieć wojnę pozostałym plemionom. Czy chce zabić Brocaina albo Britę? A Marek i Yaine? Teraz panuje spokój, ale jak długo? A jeżeli ten człowiek z próżności, żeby móc powiedzieć, że jest królem nie tylko Irialów, będzie zabijał? Błagam, nie dawaj nam tego bałwana za króla. Nie chcemy już wojen między plemionami. Każde plemię patroluje swoje granice. Jeśli któreś zostanie napadnięte, zaatakują nas i zniszczą. Błagam cię, wszyscy cię błagamy, daj nam króla, który rozumie, jak powinno być.
Thal, wpatrzony w nią, poczerwieniał od tłumionej wściekłości i nie mógł opanować kaszlu.
– Idź sobie! – zawołała Lora zrywając się na nogi, gotowa bronić Thala niczym kwoka piskląt. – Dosyć już go zdenerwowałaś.
Jura obróciła się na pięcie i nie oglądając się w prawo ani w lewo opuściła boisko. Rowan wrócił do ojca, ale wzrok miał utkwiony w plecy Jury.
– Jesteś głupcem – zachrypiał Thal do syna. – Będziesz miał z nią straszne życie.
Rowan uśmiechnął się.
– Nie mam tu żadnego wyboru. Jeśli mam być królem, ona ma być moja.
– Twoja? – spytała Lora – Co się tu dzieje? Rowan, powiedz, że nie planujesz jakiegoś, jakiegoś… związku z tą kobietą. Jest niegrzeczna, bezmyślna, nie dba o nikogo prócz siebie. Nie ma żadnego szacunku dla twojego prawa do korony. Nie nadaje się nawet do tego, żeby mieszkać w naszym domu, a co dopiero zajmować jakąś uprzywilejowaną pozycję.
– Będzie moja – odezwał się Rowan i odwrócił się w stronę toru łuczniczego.
W ciągu następnych dni Jura trenowała tak wytrwale, że wydawało się to wręcz niemożliwe. Nie chodziła na uczty, urządzane na cześć zjeżdżających zawodniczek, ani nie opuszczała stadionu, by je powitać. Wstawała przed świtem i biegała po długich, krętych szlakach na zewnątrz murów. Skakała przez szerokie strumienie, przechodziła przez wąskie, czterocalowe kładki, ćwiczyła rzut włócznią i strzały z łuku. Robiła przerwy tylko po to, by pochłaniać olbrzymie posiłki, a nocami zapadała natychmiast w mocny sen.
– Jura – powiedziała Cilean czwartego dnia – zwolnij trochę. Będziesz zbyt zmęczona przed zawodami.
– Muszę być przygotowana. Muszę wygrać.
– Chcesz wygrać? – spytała miękko Cilean.
– Wygrać, to dla mnie znaczy być pewną, że ty wygrasz. On musi mieć obok siebie na tronie kogoś mądrego. Jego próżność i głupota są porażające. Jeśli ciebie nie będzie koło niego, zniszczy Lankonię.
Cilean zmarszczyła się.
– Jura, nie jestem taka pewna, czy masz rację. Wcale nie jest próżny. Trenuje prawie tyle co ty i dogląda przez cały dzień swoich ludzi. Jest bardzo sprawiedliwy i bezstronny w rozsądzaniu sporów i bardzo uprzejmy dla kobiet przyjeżdżających na Honorium. – Przerwała i zaśmiała się. – Pamiętasz, jak trzy lata temu znalazłyśmy się blisko polujących Zernów. Byłyśmy same, a oni zatrzymali się, żeby napoić konie.
– Tak, schowałyśmy się w krzakach i czekałyśmy, aż odjadą.
– A pamiętasz dowódcę? Tę wielką kobietę z pokaleczoną twarzą?
– Usłyszałyśmy jej głos i myślałyśmy, że to mężczyzna.
– Tak – powiedziała Cilean – to właśnie ta. Na imię jej Mealia i przyjechała próbować swych sił w zawodach o rękę Rowana.
Jura uśmiechnęła się złośliwie.
– Należy mu się taka. – Twarz jej się zmieniła. – Ale my, Irialowie, nie zasłużyliśmy na to. Cilean, musisz wygrać.
Cilean popatrzyła na przyjaciółkę ostro.
– Dlaczego go tak bardzo nienawidzisz? Od chwili, gdy otworzył bramę, większość z nas chce mu dać szansę, żeby się sprawdził.
– Tak – wypaliła Jura – wszyscy chcą zapomnieć, że on nie jest nasz, że zabiera miejsce należne Geraltowi. Patrzysz tylko na piękne ciało, a nie zauważasz zdradzieckiej duszy.
– Nie wiedziałam, że go tak dobrze znasz.
– Wcale go nie znam – odpowiedziała wiedząc, że się zdradza. Ten mężczyzna prześladował ją w myślach całymi dniami, a rankiem, niezupełnie obudzona, szukała go obok siebie. – Nie chcę go znać. Czy będziemy cały dzień gadać, czy trenujemy?
Podczas treningu Jura zwyciężała we wszystkich konkurencjach. Honorium miało trwać przez trzy długie, ciężkie dni, wypełnione różnymi konkurencjami, w których zawodniczki dostawały punkty zależnie od osiągniętych wyników. Po pierwszym dniu miała zostać wyeliminowana jedna trzecia zawodniczek z najniższą punktacją, a dwie trzecie pod koniec drugiego dnia. Trzeciego dnia wszystkie zawody powtarzano, ale tylko w parach. Z każdej pary eliminowano przegraną osobę. Pod koniec trzeciego dnia zostaną tylko dwie zawodniczki, a zwyciężczyni finałowego pojedynku – będzie to walka na drewniane drągi – zdobywa główną nagrodę, którą będzie tytuł królowej Lankonii. Dwa razy Jura dostawała tajemnicze wezwania do różnych ciemnych, ustronnych miejsc, w których była rzekomo potrzebna, ale ani razu nie poszła. Pewnie myślał, że jest z niej jakaś latawica chętna do zaspokojenia jego żądzy, bo przecież dwa razy padła ofiarą jego uroku, ale już więcej nie będzie taka głupia. Zastanawiała się, ile innych kobiet sekretnie uwodził. Za każdym razem, gdy widziała którąś z uczennic wracającą z Escalonu z zarumienioną twarzą, przyciszonym głosem i błyszczącymi oczyma, zastanawiała się, czy była z Rowanem.
– A kogo wybrał sobie do łóżka? – wypaliła raz do Cilean. Była zlana potem, bolały ją mięśnie, ale nie zaprzestała treningów.
– On? Kto?
– No, oczywiście syn Thala. O kim wszyscy mówią? Kim się Lankonia zachwyca?
– Wydaje się, że ty też – powiedziała w zamyśleniu Cilean.
– Ja? Nienawidzę go. – Rzuciła oszczepem z wściekłością i trafiła dokładnie w czerwony punkt na tarczy.
– Jak możesz nienawidzić kogoś, kogo tylko raz widziałaś. Powinnaś pójść ze mną dziś wieczorem i porozmawiać z nim.
Jura przyniosła z powrotem oszczep.
– Więc ty tylko z nim rozmawiasz? Na pewno żyje w celibacie jak święty, a nie sypia każdej nocy z inną?
– Nie słyszałam ani słowa na temat jego spraw łóżkowych. Jeśli kogoś ma, jest bardzo dyskretny. Ale nie wydaje mi się, żeby miał. Sądzę, że sypia sam, bo inaczej całe miasto by o tym wiedziało. Na pewno ta wybrana by się pochwaliła.
– Czym chwaliła? Tym delikatnym angielskim…
– Delikatnym? – Zaśmiała się Cilean. – Możesz wiele o nim powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest delikatny. Powinnaś iść ze mną i zobaczyć, jak trenuje. Kiedy zdejmie tunikę i…
– Nie mam ochoty oglądać jego nagości – krzyknęła Jura piskliwie. – Czy nie powinnaś trenować skoków? Słabo ci idą.
Cilean popatrzyła na przyjaciółkę z uwagą.
– Jura, bądź ostrożna i nie protestuj za bardzo, bo ludzie będą myśleli, że jest dokładnie odwrotnie.
Jura już miała odpowiedzieć, ale zamknęła usta i rzuciła oszczepem ze zdwojoną energią.
Trenowała przez wiele dni tak wytrwale, że nie zwracała uwagi na przygotowania do zawodów. Na obrzeżach miasta ustawiano drewniane lawy; niektóre, przeznaczone dla Thala i rodziny oraz przywódców plemion, były pokryte tkaniną. Przygotowywano olbrzymie ilości jedzenia: całe krowy i wieprze, beczki z jarzynami, skrzynie pełne chleba i baryłki piwa. Każdy przybyły na igrzyska miał być przez trzy dni goszczony przez Thala.
O świcie pierwszego dnia planowano paradę uczestniczek, miały przemaszerować wśród wiwatującego tłumu aż do podium, do królewicza Rowana.
Kobiety zebrały się na boisku Irialów przed świtem i Jura po raz pierwszy mogła przypatrzeć się swoim konkurentkom. Były tam dwie dziewczyny z plemienia Ultenów, o których wiedziała, że przyjechały tylko dla rozrywki i żeby ukraść, co się da. Były drobne, ale szybkie i zwinne.
Przewracają swymi wielkimi, wilgotnymi ślepiami do każdego, z tym swoim irytującym, tajemniczym uśmieszkiem, pomyślała Jura.
Było sześć dziewczyn od Vatellów, a każda miała na ramieniu przepiękną bransoletę; Vatellowie słyną z takich ozdób. Te kobiety potrafiły ostro walczyć.
Zjawiło się osiem zawodniczek od Fearenów, ale tych można było nie brać pod uwagę. Ludzie z tego plemienia, doskonali na koniach, po zejściu z siodła byli jak ryby wyrzucone z wody.
Nie przyjechała żadna przedstawicielka Poilenów, ale też nikt ich nie oczekiwał; gdyby zawody polegały na recytowaniu z pamięci poematów epickich, Poilenowie na pewno by wygrali. Byli jednak ludźmi, którzy nie walczą, chyba że są do tego zmuszeni – a wtedy nikt ich nie pokona.
Pięćdziesiąt pozostałych kobiet wywodziło się z Zernów i Irialów. W zawodach brała udział cała Gwardia Kobiet, nawet uczennice w nadziei na zdobycie Rowana poprzez małżeństwo. Kobiety Zernów przedstawiały imponujący widok: duże, muskularne, z bliznami od walk. Jura wiedziała, że będą te jedyne liczące się przeciwniczki, bo chociaż Irialki wygrają konkurencje szybkościowe i zręcznościowe, rzadko która dorówna Zernom tam, gdzie liczą się same mięśnie.
Cilean trąciła Jurę łokciem i wskazała na Meallę. Była to najmocniej zbudowana, najstarsza i budząca największy strach zawodniczka z plemienia Zernów.
Zabrzmiały trąby i rozpoczęła się parada. Dziewczęta stały w długim szeregu przed pokrytą baldachimem estradą, a Rowan, wspaniały w jedwabnej zielonej tunice według lankońskiego wzoru, zszedł po schodach i przechadzał się między nimi, życząc każdej szczęścia. Zatrzymał się na dłużej przed Meallą, patrząc jej w oczy. W jednej z poprzednich bitew obcięto jej koniuszek nosa. Cilean uśmiechnęła się, gdy Mealli również życzył powodzenia, ale Jury to wcale nie bawiło.
Gdy Rowan zatrzymał się przed nią, nie spojrzała nawet na niego, wzrok miała utkwiony gdzieś w prawo, poza jego głową.
– Niech Bóg będzie z tobą – wyszeptał.
Kilka minut później rozległ się głośny okrzyk i zawody rozpoczęto.
Pierwszy dzień był łatwy i Jura nie starała się za bardzo; chciała zachować siły na następne dni. Poza tym wolała zbyt wcześnie nie zdradzać wszystkich swoich możliwości. Wystarczyło utrzymać tylko dość wysoką pozycję wśród wygrywających poszczególne konkurencje, by zakwalifikować się na następny dzień. Była zawsze w pierwszej czwórce we wszystkich biegach i zawodach, ale w żadnym nie zwyciężała. Mealla wygrywała każdą konkurencję, do której przystępowała, nawet chody, chociaż w ostatniej chwili odepchnęła łokciem irialską uczennicę.
Jura nie zdawała sobie sprawy, jak Rowan przeżywał zwycięstwo każdej kobiety Zernów. Za każdym razem, gdy ogłaszano zwycięstwo Mealli, kurczył się w sobie, a pod koniec dnia wyglądał na bardziej zmęczonego niż zawodniczki.
Jura opuściła boisko bardzo zadowolona z przebiegu dnia i powędrowała do koszar kobiecych, żeby się wykąpać i odpocząć.
Pod koniec drugiego dnia zostało tylko szesnaście dziewcząt, które miały z sobą konkurować w dniu finałów.
– Jura – powiedziała Cilean – każda, która wy- losuje Meallę do zapasów, przegra z nią.
– Może nie – odrzekła Jura wiedząc, że to nieprawda. Jutro wczesnym rankiem będą ciągnęły ciosy, żeby w ten sposób wybrać partnerkę do zawodów w parach. Prawie każda mogłaby pobić Meallę, jeśli idzie o szybkość, natomiast w zapasach ona będzie lepsza. – Może ktoś inny ją wylosuje i przegra.
– Boję się tylko, że któraś z nas będzie musiała z nią walczyć.
– Ja – prędko powiedziała Jura – mnie może pobić, ale przynajmniej tobie zostaną tylko zawody na drewniane drągi. Na pewno będzie bardzo zmęczona po walce ze mną. Zapewniam cię.
Cilean nawet się nie uśmiechnęła.
– Chodź ze mną, chcę iść do miasta.
– Po co? – spytała ostro Jura. – Nic tam dla nas ciekawego nie ma, a powinnyśmy wypocząć.
– Mam się spotkać z królewiczem Rowanem – odpowiedziała cicho Cilean.
Sama nie” wiedząc dlaczego, Jura wpadła w złość.
– Ach, proszę! Chce już zacząć próbować tego, co ma dostać. Czy sypia również z innymi zawodniczkami? Może z Meallą?
– Przestań – nakazała Cilean. – Zmieniłaś się, odkąd on przyjechał. Nie, nie planuję spędzać z nim nocy. Jeśli już musisz wiedzieć, to Daire organizuje spotkanie.
– Daire? – spytała Jura, przerażona.
– Byłaś tak zajęta treningami, że nie miałaś czasu zobaczyć się ze swoim przyszłym, ale ja nie jestem taka. Rowan jest moim narzeczonym, w każdym razie ja go tak traktuję, i chcę się z nim zobaczyć, żeby mi osobno życzył szczęścia. Pomyślałam, że może byś chciała iść ze mną i zobaczyć się z Daire.
– Tak – wymamrotała Jura – oczywiście. – Od paru dni w ogóle o nim nie myślała. – Oczywiście, bardzo bym chciała go zobaczyć.
Tereny na zewnątrz murów były jasne jak w dzień. Setki pochodni oświetlały pijanych i tańczących ludzi, świętujących radośnie. Tyle osób poklepywało Jurę i Cilean po plecach, że Jura już sięgała po nóż, ale natrafiła tylko na pustą pochwę.
Rowan czekał na nie ukryty w cieniu kamiennego zamku Thala. Czekał już dość długo i bolały go plecy od opierania się o kamienie, ale czekałby i kilka dni, aby tylko móc być chwileczkę sam na sam z Jurą. Ona znacznie lepiej udawała, że się nie znają niż on. Właściwie był zadowolony, że nie spojrzała na niego, gdy zaczynały się zawody, bo mógłby się zapomnieć.
W miarę jak kończyły się konkurencje, a Jura była druga, trzecia, a nawet czwarta, zaczął powątpiewać, czy w ogóle ma szansę, by w końcu wygrać. Nerwowo wypytywał Daire o jej umiejętności jako strażniczki. Pod koniec drugiego dnia czuł, że już dłużej nie potrafi zachować ostrożności i musi zaryzykować prywatne spotkanie z Jurą. Poprosił Daire, by to zorganizował.
Teraz na nią czekał.
Jura wyczuła jego obecność, jeszcze zanim go zobaczyła.
– Tam – powiedziała do Cilean zdławionym głosem.
Patrzyła, jak Cilean weszła w cień, z którego wyłoniło się potężne ramię Rowana i przygarnęło ją do siebie. Jura zacisnęła pięści. Więc to prawda, była jedną z wielu. Ten lubieżny stary satyr maca i obłapia wszystkie kobiety. Ciekawe, czy wyznał Cilean miłość? Wszyscy opowiadali, że tak wytrwale trenował, ale jeśli spędzał tyle czasu na kryciu się po stajniach i całowaniu dziewcząt, to ile mu czasu zostało na treningi? „
– Ty jesteś Cilean – usłyszała głos Rowana. Oboje stanęli w świetle, a Jura cofnęła się w ciemność.
– Czy Daire ci nie mówił, że mamy się spotkać? – spytała Cilean.
– Powiedział, że spotkam tę, która… Tak, tak, oczywiście – powiedział. – Jesteś sama?
Jura widziała, jak wpatrywał się w ciemność.
– Jest ze mną Jura. Przyszłyśmy odebrać osobiście twoje życzenia.
Jego wzrok przeszukiwał ciemność i zatrzymał się na Jurze, chociaż była pewna, że nie może jej dostrzec.
– Jura – powiedział i wyciągnął rękę w jej kierunku.
Nie drgnęła.
– Rowan – odezwała się Cilean, przesuwając się w kierunku Jury.
Rowan podszedł do Jury z wyciągniętą ręką.
– Czy mogę cię pocałować na szczęście? – zapytał miękko.
Otrząsnęła się.
– Dosyć się nacałowałeś, jak na jeden wieczór – rzuciła.
Rozzłościło ją to, że zachichotał.
– Mam coś twojego – powiedział i podał jej nóż. Szybko go odebrała uważając, by nie dotknąć nawet koniuszka jego palców.
– Nie dostanę nic w podzięce za tę zgubę? Jura zdała sobie nagle sprawę, że Cilean stała cały czas za Rowanem i słuchała ich rozmowy.
– Muszę iść – powiedziała. – Ty jeszcze zostań i życz Cilean szczęścia. – Odwróciła się i odbiegła od tych dwojga.
Oślepiona z wściekłości, nie widziała ani nie słyszała Daire, póki ten jej nie dogonił. Sądząc, że to Rowan, szamotała się w jego uścisku, zanim stwierdziła, że trzyma ją Daire.
– Kto cię skrzywdził? – spytał z wściekłością w głosie. – Od kogo uciekasz?
Przytuliła się do niego. Nikt nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, bo wiele par obejmowało się po pijanemu, a hałas, śpiewy i przekrzykiwanie były ogłuszające.
– Chodź – powiedział Daire i pociągnął ją dalej, do przybudówki kowala. Było tu spokojnie, a jedyne towarzystwo stanowiły konie.
– Co się stało?
Zarzuciła mu ręce na szyję.
– Nic, zupełnie nic. Po prostu przytul mnie i pocałuj. – Pocałował ją, ale obraz Rowana nie znikał z jej myśli.
– Jutro Cilean wygra i wyjdzie za Anglika… Czy my nie moglibyśmy też się jutro pobrać?
Daire był zdumiony.
– Skąd to nagłe zainteresowanie mną i moimi pocałunkami? Skąd nagle to kobiece zachowanie?
Odepchnęła go.
– Bo jestem kobietą. To, że się nie ubieram jak córka Thala, nie znaczy, że jestem mniej kobieca.
– Znam cię, Jura. Znam cię od dziecka. Nigdy uczucia nie przesłaniały ci rozsądku.
– Nigdy, aż do teraz! – krzyknęła, odsunęła się i pobiegła z powrotem do koszar.
Cilean czekała na nią i była okropnie zła.
– Chcesz go wygrać dla siebie, prawda? – powiedziała, usiłując ukryć złość. – Pocałował mnie, ale sądził, że to byłaś ty. Zalecasz się do niego za moimi plecami i kłamiesz. Nigdy nie byłaś moją przyjaciółką. Nasza przyjaźń to same kłamstwa.
Cilean wybiegła trzasnąwszy drzwiami, pozostawiając drżącą Jurę. To on zrobił. Od czasu, gdy przyjechał do Lankonii, wszystko w jej życiu się zmieniło: Thal jej nienawidzi, Cilean nienawidzi, a Daire ją podejrzewa.
Jedynym sposobem przekonania ich, że nie jest zdrajczynią, byłoby zapewnienie jutro zwycięstwa Cilean. Cilean wygra, a Jura uwolni się od Rowana. Może poślubić Daire, który tak jej zajmie wszystkie noce, że nawet nie pomyśli o innym. Jej zainteresowanie Rowanem było wyłącznie fizjologiczne, czemu trudno się dziwić w przypadku osiemnastoletniej cnotliwej dziewczyny. Potrzeba jej silnego, zdrowego mężczyzny do łóżka, a wtedy zapomni o delikatnym Angliku.
Delikatny, pomyślała. Gdyby był delikatny, nie miałaby teraz kłopotów.
Rozbierając się do spania postanowiła walczyć do upadłego, gdyby tego wymagało zwycięstwo Cilean. Ona i Cilean będą ze sobą walczyły na drągi i gdy Cilean tylko uniesie swój, Jura upadnie – pokonana.
Jutro o tej porze Cilean znów będzie jej przyjaciółką, a Daire – mężem. Jutro o tej porze nie będzie już dziewicą.