Sarah leżała w objęciach pogrążonego we śnie Tony'ego, wsłuchując się w jego równy oddech i analizując własne emocje. Wiele lat temu obiecała sobie już nigdy więcej się nie zakochać. Nie chciała do nikogo należeć, nie chciała ponownie przeżywać upokarzającego uzależnienia od drugiej osoby. A jednak złamała tę obietnicę, i to właśnie teraz, kiedy jej życie zaczęło przypominać istny koszmar.
Właściwie dlaczego to zrobiła? Co, do licha, sobie myślała? Westchnęła głęboko. Na tym polegał cały problem. W łóżku Tony'ego znalazła się pod wpływem impulsu, na chwilę wyłączyła zdrowy rozsądek. To było takie odreagowanie stresu, nie powinna mieć do siebie pretensji.
Przeraziła ją wprawdzie intensywność przeżyć doznanych w objęciach Tony'ego, lecz mimo to chętnie by się w nich znalazła ponownie. Po to tylko, żeby poczuć czułość i siłę tego mężczyzny.
– Och, Silk – wyszeptała. – Co ja zrobiłam najlepszego?
Nie słyszał, bo spał nadal. I dobrze, gdyż żadne jego słowa nie byłyby w stanie zmienić tego, co już się stało.
Tuż przed świtem Sarah wysunęła się z ciepłych męskich objęć. Poszła pod prysznic, gdzie wraz ze spływającą po ciele letnią wodą spłukiwała resztki wyrzutów sumienia. Kochała się z Tonym DeMarkiem i nic tego nie zmieni. Być może uczyni to jeszcze raz, ale ten fakt w żaden sposób nie wpłynie na zmianę jej planów. Zamierzała bowiem osiągnąć cel, jaki wytyczyła sobie, wracając do tego koszmarnego miasteczka.
Tony obudził się i zobaczył, że leży sam. Wiedział, co się stało. Sarah przeżyła czarowną noc, ale wraz z nastaniem świtu zaczęła odsuwać się od niego i bronić przed dalszą intymnością. Postanowił jednak nie poddawać się rozczarowaniu i przykrym rozmyślaniom. I obiecał sobie solennie, że nie dopuści, by znów się od siebie oddalili. Gdyby to od niego zależało, ostatnia noc byłaby zaledwie frapującym początkiem.
Wstał z łóżka, poszedł do siebie i wziął szybki prysznic, a potem ubrał się starannie. Zawsze dbał o dobry wygląd i przywiązywał do niego dużą wagę. O czternastej zjawi się prywatny detektyw, wczesnym popołudniem dotrą tu uzbrojeni ochroniarze, a po nich przyjedzie ciotka Sarah.
Wieczorem czekała ich jeszcze kolacja u Moiry Blake. Mimo że wolałby, aby Sarah siedziała bezpiecznie w domu, przynajmniej dopóki nie skończy się całe zamieszanie, Tony zdawał sobie sprawę, że spotkanie z sympatycznymi, życzliwymi ludźmi wpłynie korzystnie na jej psychikę. Gdyby zostali w domu, pewnie pogrążyłaby się w przykrych wspomnieniach.
Właśnie schodził po schodach, kiedy zabrzmiał dzwonek. Zanim Tony zdążył jakoś zareagować, Sarah już podbiegła do drzwi. No tak, nie była zbyt ostrożna. Na szczęście na progu stał jeden z ludzi szeryfa, który przyjechał, by zwrócić Sarah kalendarz jej ojca.
– Dzień dobry, pani Whitman. Szeryf prosił, abym to pani oddał – powiedział mężczyzna.
– Dziękuję. Zechce pan wstąpić i napić się kawy? – spytała z uśmiechem. Człowiek szeryfa zawahał się na chwilę.
– Zrobiłbym to z przyjemnością, ale niestety bardzo się spieszę. Musiałbym wziąć kawę ze sobą. Mam kubek w radiowozie.
– Proszę przynieść. Będę w kuchni. Jestem pewna, że pamięta pan drogę. Odwróciwszy się, Sarah ujrzała Tony'ego stojącego u stóp schodów.
– Od tej pory sam będę otwierał drzwi, dobrze? – odezwał się z pozornym spokojem.
Sarah nie przyszło nawet do głowy, że ta banalna czynność może okazać się niebezpieczna. Zaraz potem jednak przypomniała sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru. I to, że otarła się o śmierć…
– Masz rację. Nie pomyślałam i postąpiłam bardzo nierozważnie. Widzę, że wraca człowiek szeryfa. Czy możesz przyprowadzić go do kuchni? Muszę wyjąć bułeczki z pieca.
Tony wyciągnął przed siebie ręce.
– Zrobię to, ale przedtem zamierzam uścisnąć cię na powitanie.
Po krótkim wahaniu Sarah pozwoliła, aby potrzymał ją przez chwilę w objęciach, ale nie odwzajemniła uścisku.
– Traktujesz mnie chłodno – odezwał się miękkim głosem. – Ale wiem, jak jest naprawdę, więc lepiej nie próbuj mnie oszukiwać.
– Wcale cię nie oszukuję. Po prostu nie chcę spalić bułeczek – wykręciła się sianem.
– Wmawiaj to sobie dalej, słonko, ale mnie oszczędź tych głupot, bo i tak ci nie uwierzę. – Zanim zdobyła się na kolejny protest, Tony ujął ją delikatnie za ramię, odwrócił i lekko popchnął w stronę kuchni. – Biegnij do swoich wypieków. Ale założę się, że nie będą tak smaczne jak ty.
Poczuła, że się czerwieni. Wyciągając po chwili bułeczki z pieca, mruczała pod nosem coś mało przychylnego na temat spryciarzy w spodniach. Tych jakże niebezpiecznych, bo stanowczo zbyt atrakcyjnych fizycznie facetów.
Jedną ręką Tiny Bartlett machała w powietrzu, chcąc osuszyć pomalowane paznokcie, a drugą wystukiwała numer telefonu. Czekał ją interesujący wieczór. Dziś bowiem miała się odbyć kolacja u Moiry, na którą pani domu zaprosiła Tony'ego DeMarca i Sarah Whitman. A fakt, że zjawi się również Lorett Boudreaux, jeszcze dodawał smaczku zapowiedzianej towarzyskiej imprezie.
Kiedy zadzwonił biurowy telefon, Annabeth Harold siedziała przy komputerze. Stukała jeszcze przez chwilę w klawiaturę, a potem podniosła słuchawkę.
– Dzień dobry. Tu kancelaria adwokacka Dewey, Dewey i Cline. Czym mogę służyć?
– Cześć, Annabeth. To ja, Tiny. Jesteś bardzo zajęta?
Annabeth uśmiechnęła się lekko. Tiny Bartlett nie miała zielonego pojęcia, czym jest prawdziwa praca.
– W biurze zawsze jestem zajęta, ale chwilę mogę pogadać. O co chodzi?
– Co włożysz na siebie dziś wieczorem, idąc do Moiry? Annabeth wywróciła oczyma. A co to miało za znaczenie?
– Och, jeszcze nie wiem – odparła, wzruszając ramionami. – Czemu pytasz?
– Będziesz chciała z pewnością wyglądać jak najlepiej. Do Moiry przyjdzie Silk DeMarco.
– Tiny, on jest ode mnie młodszy o co najmniej piętnaście lat, a może nawet więcej. To, co Silk o mnie pomyśli, nie ma żadnego znaczenia. Młodzi nie zwracają uwagi na starych.
Słowa Annabeth zdumiały Tiny.
– Zawsze ma znaczenie – zaprotestowała. – Włóż wiśniowe spodnium. To, które nosiłaś w zeszłym miesiącu podczas naszego wypadu na kolację do Portlandu.
Annabeth zmarszczyła czoło, usiłując przypomnieć sobie, w jakim stanie jest ten strój.
– Postaram się je włożyć… jeśli nie jest akurat w pralni.
– To dobrze – stwierdziła Tiny. – Czy rozmawiałaś ostatnio z Marcią?
– Nie, nie miałam okazji. Wczoraj wieczorem nie było mnie w domu.
– Wychodziłaś? Po co? Annabeth spochmurniała.
– Po prostu załatwiałam różne drobne sprawy.
– Zwykle robisz to tuż przed zmierzchem.
– Niby jak miałabym zdążyć z tym wcześniej? – mruknęła zdegustowana Annabeth. – Pracuję, jak dobrze wiesz, do siedemnastej, a o tej porze już robi się ciemno. Tiny, ty naprawdę nie masz pojęcia, jak żyją zwykli śmiertelnicy.
Rozmówczyni Annabeth wydęła wargi. Nie znosiła, kiedy przypominano jej, że należy do grona uprzywilejowanych. A ona tak bardzo chciała być podobna do pozostałych pań, uchodzić za jedną z nich.
– Przepraszam – powiedziała. – Nie zastanawiałam się nad tym, co mówię. Oczywiście, masz rację. Będę szczęśliwa, gdy wreszcie nadejdzie wiosna. A ty?
– Najpierw czeka nas jeszcze zima, ale ja też wolę cieplejsze dni. A teraz muszę zabierać się ponownie do pracy. A więc do zobaczenia wieczorem u Moiry.
Tiny rozpromieniła się.
– Do wieczora. – Odłożyła słuchawkę i pobiegła do biblioteki, gdzie jej mąż, Charles, siedział przy komputerze.
– Kochany, nie zapomnij, że dziś idziemy na kolację do Moiry.
– Będę pamiętał – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
Tiny popatrzyła na męża, usiłując w tym poważnym, ciągle zapracowanym biznesmenie bezskutecznie odnaleźć wesołego, rozrabiającego chłopaka, za którego wyszła za mąż.
W tej chwili Charles podniósł wzrok. Na widok tęsknoty i smutku malujących się na twarzy żony uśmiechnął się krzywo.
Westchnęła. Nie chciała nawet wracać myślami do czasów, gdy w akcie nieposłuszeństwa i buntu w stosunku do bogatych i szacownych rodziców wyszła za beztroskiego lekkoducha. Co za ironia losu, pomyślała ze smutkiem. Z biegiem czasu ten beztroski lekkoduch przeobraził się w poważnego, zasadniczego biznesmena, robiącego pieniądze. Podobnego do jej ojca.
– Idę do fryzjera – oświadczyła. Charles obrzucił wzrokiem sylwetkę żony. Była, jak zawsze, bez zarzutu.
– Już wyglądasz doskonale – ocenił. Rozpromieniona komplementem zarzuciła mężowi ręce na szyję.
– Kocham cię, Charlie.
Przypomniawszy sobie wreszcie, że życie nie składa się wyłącznie z zajmowania się interesami, wziął Tiny na kolana i obdarzył długim, solidnym pocałunkiem.
Roześmiana, puściła po chwili męża, by mógł wrócić do przerwanego zajęcia. Nie dostrzegła, że po rozmowie z nią wyraźnie spochmurniał. Nie miał ochoty iść na kolację do Moiry Blake, ale wiedział, że Tiny nie przyjęłaby odmowy. Obie były bardzo zaprzyjaźnione i na tym polegał cały szkopuł. Siedzenie przy stole z Silkiem Denarkiem było ostatnią rzeczą, na jaką Charles miał ochotę,
Obaj pochodzili z nizin, z tej samej podłej dzielnicy miasta i obaj zrobili życiową karierę. Jednak Charles nie lubił, gdy przypominano mu o niechlubnej przeszłości. Pozostawił bowiem za sobą wiele przeżyć i spraw zbyt przykrych, aby do nich wracać.
Kiedy dwie minuty po czternastej odezwał się dzwonek zwiastujący nowego gościa, Tony już szedł do drzwi. Chwilę przedtem zobaczył przez okno stary, zdezelowany samochód, skręcający na podjazd. Od razu rozpoznał, do kogo należy.
– Witaj, Maury. Cieszę się, że tak szybko się zjawiłeś – powitał po chwili drobnego i niskiego, lekko przygarbionego mężczyznę, wprowadzając go do salonu.
– Jechałem całą noc – wyjaśnił Maury, rozglądając się po pokoju i taksując wzrokiem wyposażenie wnętrza. Po chwili wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Niezła chałupa, Silk. – A kiedy zaraz potem w pokoju zjawiła się Sarah, dorzucił: – I niezły widok.
– Nie podniecaj się, Maury – z miejsca zareagował Tony. – Ta dama nie jest dla ciebie. A ponadto reprezentuje inną ligę.
Na widok przybyłego Sarah miała ochotę otrząsnąć się ze wstrętem. Nie tak wyobrażała sobie prywatnego detektywa. Niski człowieczek, który teraz przed nią stał, zachowywał się paskudnie i miał odrażający wygląd.
Tony dostrzegł wyraz twarzy Sarah i domyślił się, że Maury wywarł na niej kiepskie wrażenie. Szczerze powiedziawszy, ujrzawszy go pierwszy raz, sam zareagował podobnie. Tymczasem Maury Overstreet okazał się doskonałym fachowcem w swojej dziedzinie i z tego powodu Tony już nigdy więcej nie chciał korzystać z usług innych detektywów.
Przybyły uśmiechnął się do Sarah, a potem lekko wzruszył ramionami.
– Nie można winić faceta za to, że próbował. Czyż nie tak, laluniu? Sarah uniosła wysoko brwi.
– Laluniu? Laluniu? – Spojrzała na Tony'ego. – Skąd wytrzasnąłeś tego człowieka? Maury poklepał się po nodze i parsknął śmiechem.
– Do licha, Silk… Coś mi się zdaje, że z tą babką będziesz miał niewąskie kłopoty. Nie wiem, czy sobie poradzisz.
– To wyłącznie moje zmartwienie – warknął Tony. – A ty masz zachowywać się grzecznie. W ostatnim tygodniu ta dama przeszła piekło i nie zasługuje na więcej przykrości.
W jednej chwili detektyw przybrał poważny wyraz twarzy.
– Proszę wybaczyć, droga pani – powiedział. – Nie zamierzałem okazać braku poszanowania.
– W porządku. – Sarah zwróciła się do Tony'ego. – Jest świeża kawa. Zechcesz…?
– To miło z twojej strony, ale daj sobie spokój i przestań się mną zajmować. Czy to jasne?
– Muszę coś robić, żeby nie zwariować – odparła, rozkładając ręce. – Czy to jasne? A więc chcesz kawy czy nie?
Tony uśmiechnął się.
– Oczywiście. A przy okazji przynieś ze dwie bułeczki z jabłkami i cynamonem, które upiekłaś rano. Maury przepada za słodyczami.
Zwężonymi oczyma detektyw przyglądał się z uwagą zarówno Tony'emu, jak i Sarah. Gdy tylko opuściła pokój, wyszczerzył w uśmiechu zęby.
– Robi dla ciebie wszystko? – zapytał z drwiną w głosie. Tony obruszył się.
– Tylko ze mną nie zaczynaj – ostrzegł. – Zostaw płaszcz w holu i chodź. Przekażę ci wszystko, co wiemy.
W jednej chwili Maury spoważniał. Zdjął płaszcz i poprawił kołnierz garnituru z granatowego sztucznego włókna, który miał prawie trzydzieści lat.
Kiedy zjawiła się Sarah z bułeczkami i kawą, detektyw, zrzuciwszy uprzednio marynarkę, siedział na wprost Tony'ego i starannie notował wszystkie informacje.
– Sarah, zostań z nami – poprosił Tony, podając jej wziętą z tacy filiżankę kawy. – Maury ma do ciebie kilka pytań.
Bez słowa skinęła głową.
– Wiem, że kiedy to się stało, była pani jeszcze dzieckiem – zaczął detektyw. – Ale dzieci wiedzą zawsze więcej, niż sądzą dorośli. Prawda?
– Prawda – przyznała Sarah.
– A więc chciałbym najpierw się dowiedzieć, czy nie przywiozła pani ze sobą jakichś kłopotów. Jest coś ważnego, co zostawiła pani w Nowym Orleanie?
– Słucham?
Sarah popatrzyła na rozmówcę takim wzrokiem, jakby był niespełna rozumu. Tony z trudem powstrzymał śmiech. W obawie, że zaraz dojdzie do scysji, postanowił interweniować.
– Maury jest człowiekiem bardzo dociekliwym. Nie pomija żadnych szczegółów ani okoliczności. Chciał usłyszeć od ciebie, czy przed przyjazdem do Marmet miałaś w Nowym Orleanie jakieś kłopoty. A może ktoś cię tam niepokoił?
– Nie miałam żadnych kłopotów ani nikt mnie nie niepokoił, panie Overstreet – oświadczyła Sarah, wyraźnie zdegustowana mało sensownymi pytaniami detektywa. – Jestem osobą poważną i w pełni odpowiedzialną. Prowadzę własną firmę, która przynosi zyski. Płacę podatki i w każdą niedzielę chodzę do kościoła.
– To nie czyni z człowieka świętego – pod nosem skomentował Maury.
Sarah miała ochotę się roześmiać. Zaczynała rozumieć, co Tony widział w tym facecie. Był wytrwały jak buldog, choć sposób jego wysławiania się i formułowania myśli pozostawiał bardzo wiele do życzenia.
– Punkt dla pana – uznała. – Przepraszam. Odpowiem szczerze na wszystkie pytania.
Biorąc do ust kawałek bułeczki, Maury coś zanotował, a potem spojrzał na Sarah, przełknął kęs i aż jęknął z zachwytu.
– Jak widzę, umie pani świetnie radzić sobie w kuchni. Mówiła pani, że prowadzi restaurację?
– Tak.
Maury spojrzał na Tony'ego.
– Silk, nie wypuść z rąk tej damy. Kiedy nawet zbrzydnie i straci dobrą figurę, przynajmniej nadal będzie ci serwować pyszne jedzonko.
Sarah opadły kąciki ust. Nie miała pojęcia, jak się zachować, dopóki nie spojrzała na Tony'ego. Na jego twarzy dostrzegła wahanie. On też nie miał pojęcia, jak zareagować. Zamordować detektywa czy parsknąć śmiechem? Zadowolona z jego zażenowanej miny, nie potrafiła powstrzymać się przed dorzuceniem:
– Tak, Silk… Jeśli nawet pójdę do piekła, załatwię, abyś miał zawsze dobre jedzenie. Tony zmierzył surowym wzrokiem Sarah i detektywa. Poczerwieniał na twarzy.
– Zamknijcie się – warknął. – Oboje.
Sarah uśmiechnęła się szeroko. Maury wziął do ust następny kęs bułeczki. Z zachwytu wywrócił oczyma.
– Zadawaj wreszcie te swoje pytania – ponaglił go Tony.
Detektyw strzepnął z palców resztki cynamonu i wziął do ręki długopis.
– W porządku. A więc zakładamy, że wszystkie kłopoty rozpoczęły się z chwilą wydobycia z jeziora starych kości.
Usłyszawszy te słowa, Sarah aż drgnęła. Mimo dość brutalnego stwierdzenia, była to prawda.
– Tak, i od faktu, że oznajmiłam publicznie, iż nie opuszczę miasta, dopóki nie zostanie wykryty zabójca mego ojca – uzupełniła wypowiedź Maury'ego.
Z wyrazem uznania detektyw popatrzył na rozmówczynię.
– Do licha, Silk, jest bardziej podobna do ciebie, niż mógłbym… – zaczął. Tony nie wytrzymał i wybuchnął:
– Chłopie, jeśli nie przestaniesz wygadywać takich rzeczy, to, Bóg mi świadkiem, że będziesz sobie musiał radzić sam. Rozumiesz?
Maury szybko kiwnął głową. Niczego nie znosił bardziej niż odgrzebywania starych, nierozwiązanych spraw.
– Nie przywiązuj wagi do tego, co mówiłem – powiedział, solidnym łykiem kawy popijając resztę bułeczki. Zajrzał ponownie do notatek.
– A więc kiedy pieniądze znikły z banku, miała pani dziesięć lat? Sarah skinęła głową.
– A matka? Co mówiła wtedy na ten temat? Co robiła, kiedy pani ojciec nie wrócił do domu? – dociekał dalej Maury.
Sarah zesztywniała. Ostatnie pytania sprawiły, że poczuła się okropnie.
– Powiedziała, że tatuś jest niewinny, a potem, jakieś dwa miesiące później, podcięła sobie żyły, położyła się do łóżka i wykrwawiła na śmierć.
Słowa te, wypowiedziane głosem chłodnym i pozbawionym wyrazu, zrobiły wrażenie nawet na Maurym. Nie komentując, zapisał coś szybko w notesie.
– Przejdźmy teraz do tego – oznajmił, biorąc do ręki kalendarz, zwrócony rano z biura szeryfa.
– Co może pani powiedzieć mi o tym, dokąd ojciec chodził i jak spędzał czas?
– Nic – odparła Sarah. – Miałam wtedy dziesięć lat. Pracował w banku. O siedemnastej wracał do domu. Ja obracałam się wyłącznie między domem a szkołą i pobliskim placem zabaw. Nic nie wiem na temat posiedzeń i spotkań, na które tatuś chodził za dnia. Ale pamiętam jedno. Spotkania w klubie myśliwskim „Łoś" odbywały się zawsze wieczorem. Dlatego zapiski w kalendarzu: „Łoś" przy godzinie trzynastej nie miały dla mnie sensu.
– Żaden problem – oznajmił Maury. – Dowiem się, czego dotyczyły.
– Naprawdę? – z niedowierzaniem spytała Sarah. – Po dwudziestu latach? Detektyw wzruszył ramionami.
– Na tym polega moja robota.
– Teraz już wiesz, dlaczego zatrudniam tego nieznośnego faceta – odezwał się Tony. Maury pokiwał głową i tęsknym wzrokiem popatrzył na ostatnią bułeczkę.
– Ktoś ma na nią ochotę? – zapytał.
– Częstuj się – mruknął pan domu.
Po chwili wrócili do przerwanej rozmowy. Mały człowieczek pytał dalej. Poszedł sobie jakąś godzinę później, przedtem jednak spróbował jeszcze raz poderwać Sarah. Dopiero gdy wyszedł na zewnątrz, odzyskała głos.
– Mój Boże, Tony! Gdzie znalazłeś tego faceta? – spytała z odrazą.
– W więzieniu.
Popatrzyła na niego przez chwilę, a potem w geście poddania uniosła obie ręce.
– Mam nadmiar informacji – wymamrotała i przycisnęła dłonie do serca.
– Chciałaś wiedzieć.
– Przepraszam. Następnym razem przypomnij łaskawie, abym poskromiła ciekawość.
– Dobrze, ale zapamiętaj, że zrobię to wyłącznie na wyraźną prośbę. Wyszczerzyła w uśmiechu zęby, a potem klepnęła Tony'ego w ramię. Odwrócił się błyskawicznie i zanim zdążyła się odsunąć, poderwał ją w górę i wycałował.
– Zapamiętaj także to – powiedział, stawiając Sarah na podłodze. – Wiem, dziecino, że to dla ciebie wyczerpujące, ale pozwól sobie pomóc. Nie wyrzucaj mnie na margines swego życia.
Usiłowała przez chwilę dobrać właściwe słowa. Nie udało się, więc wypaliła prosto z mostu:
– Zrobiliśmy to wszystko za szybko.
– Żałujesz?
– Nie. Jak mogłabym żałować najpiękniejszej i najbardziej namiętnej nocy, jaką kiedykolwiek przeżyłam?
– To nie był wyłącznie seks – oświadczył Tony. – W każdym razie nie dla mnie.
– Szło tylko o łóżko. – Sarah była odmiennego zdania.
Przecież to nie mogło być nic innego. Nikt nie zakochuje się w kilka dni.
– Kto tak twierdzi? – zaprotestował Tony. – Myślę, że mnie się to właśnie przydarzyło. Pamiętasz, jak wieczorem ścięło cię z nóg?
– Pamiętam, że kiedy spojrzałam w lustro, ujrzałam swoje wielkie oczy i sterczące włosy.
– Miałem zawsze słabość do sów. Sarah roześmiała się głośno i objęła Tony'ego za szyję.
– No i jak tu można się oprzeć tak słodko gadającemu mężczyźnie?
– Nawet nie próbuj – ostrzegł Tony. – I nie zastanawiaj się nad tym, jak długo jesteśmy razem. Pomyśl raczej o tym, jak wiele pozostawiliśmy za sobą. Ile zmarnowaliśmy czasu.
Sarah potrząsnęła głową.
– Udam, że tego nie słyszałam. Kiedy to wszystko się skończy, podziękujesz mi, wrócisz do Chicago i zapomnisz, że w ogóle mnie znałeś.
W oczach Tony'ego zgasł uśmiech.
– Tak nigdy się nie stanie.
Zanim Sarah zdołała odpowiedzieć, zadzwonił telefon. Tony musnął dłonią jej policzek i poszedł do aparatu. Chwilę później zawołał:
– To do ciebie. Dzwoni twoja ciotka. Sarah podbiegła i złapała za słuchawkę.
– Gdzie jesteś, ciociu? Czy już tutaj? Chyba nie zabłądziłaś?
– Nie, przyjadę dopiero jutro. Sarah usiłowała ukryć rozczarowanie.
– Czy u ciebie wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona.
– Nie. Michelle miała wypadek samochodowy. Na szczęście jest tylko posiniaczona i poobijana, ale przeżyła ogromny wstrząs. Zostanę przy niej, dopóki nie przyjedzie Francois.
– Och, jak mi przykro! – jęknęła Sarah. – Ucałuj ode mnie córkę i powiedz, że będę modliła się o jej szybkie wyzdrowienie.
– Tak, powtórzę to Michelle – powiedziała Lorett i zapytała: – A co u ciebie?
– W porządku. Nie martw się o mnie. Tony wynajął ochroniarzy, a także prywatnego detektywa. Teraz żałuję, że prosiłam cię, ciociu, żebyś przyjechała. Powinnaś zostać z córką.
– Ty też, Sarah Jane, jesteś moją córką. Jutro będę u ciebie. Oczy Sarah wypełniły się łzami, ale nie smutku, lecz radości.
– Dziękuję, ciociu Lorett za wszystko. Jesteś mi bardzo droga.
– Tak droga jak ten śliczny chłopiec, który stoi teraz obok ciebie? Zdumiona Sarah zamrugała oczyma. Mimo że przywykła do jasnowidztwa ciotki, starsza pani od czasu do czasu jednak ją zaskakiwała.
– Skąd wiesz, jak wygląda? Lorett roześmiała się wesoło.
– Obejrzałam go sobie w Internecie. Znalazłam artykuł o nim i jego nocnym klubie. Z fotografią. Podejrzewam jednak, że w naturze wygląda jeszcze lepiej.
Sarah roześmiała się wesoło.
– Jesteś niemożliwa. Okropna jak diabelskie nasienie.
– Gorzej już mnie nazywano. Trzymaj się tego mężczyzny i nigdzie nie chodź sama.
– Jak sobie pani życzy.
– Do zobaczenia jutro.
– Rozkaz, proszę pani.
– Sarah Jane, nie kpij ze mnie. W każdej chwili mogę cię skarcić. Bez względu na twój wiek.
– Ciociu, nigdy nie będę z ciebie kpiła – oświadczyła Sarah. – Bo mogłabyś przemienić mnie w ropuchę.
Nagle Lorett Boudreaux roześmiała się głośno i dźwięcznie, i zaraz potem przerwała połączenie.
– Czy coś się stało? – zapytał Tony.
– Najmłodsza córka cioci, Michelle, miała wypadek. Niegroźny, lecz doznała szoku. Ciocia zostanie przy niej, dopóki nie wróci Francois, to znaczy mąż Michelle.
– A gdzie jest teraz?
– Chyba w samolocie, gdzieś między Nowym Jorkiem a Los Angeles.
– Czym się zajmuje?
– Jest profesjonalnym futbolistą. Gra w drużynie Nowoorleańskich Świętych. Gdy tylko wróci, ciocia Lorett będzie mogła do nas przyjechać.
– Jesteś rozczarowana?
Sarah była trochę zdziwiona spostrzegawczością Tony'ego.
– Początkowo byłam. Do chwili gdy powiedziała mi, dlaczego nie może ruszyć w podróż. – Zamilkła na chwilę i zaraz potem dodała: – A poza tym ciocia Lorett poleciła mi trzymać się blisko ciebie.
Na twarzy Tony'ego odmalowało się zaciekawienie.
– Co jeszcze o mnie mówiła? – spytał.
– Nazwała cię ślicznym chłopcem.
O mały włos, a Tony byłby się zaczerwienił.
– Można poznać po głosie, jak ktoś wygląda?
– Ciocia przeprowadziła własne dochodzenie. Informacje o tobie znalazła w Internecie.
– O, do licha – mruknął Tony. – Nawet nie wiedziałem, że tam figuruję.
– Ciocia wspomniała o jakimś artykule na temat twojego nocnego klubu. Jest tam też twoja fotografia.
– O, kurczę. – Tonny uśmiechnął się szeroko. – Ta twoja ciotka jest niesamowita.
– Och, nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. Sam zresztą wkrótce się przekonasz.
– Powinienem się bać? Sarah podniosła wzrok i popatrzyła na człowieka, który zaczynał dla niej znaczyć coraz więcej.
– Nie wiem – odparła. – A masz powody? Tony dotknął lekko policzka Sarah, a potem jej włosów.
– Jestem pewny, że dopóki ciocia Lorett nie stanie między nami, dopóty będę potrafił się z nią dogadać.
Unosząc twarz do pocałunku, Sarah nadal próbowała pamiętać, że nie wolno jej zbytnio zbliżać się do Tony'ego. Tak, powinna zachować emocjonalny dystans. Przynajmniej dopóki nie skończy się ten koszmar. Od wczesnej młodości uczono ją, jak zwalczać pokusy. Nie paliła, nie zażywała narkotyków, nie upijała się i nigdy nie prowadziła samochodu po alkoholu.
Ale nigdy nikt nie nauczył jej, w jaki sposób opierać się takiemu mężczyźnie jak Silk.