ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Sarah podbiegła do Tony'ego. Nie wiedziała, czy jest nieprzytomny, czy śpi, ale monitor wskazywał tętno równomierne i powolne, więc trochę się uspokoiła. Tuż ponad prawym okiem miał niewielki opatrunek. Chyba rzeczywiście spał.

Pochyliła się i musnęła wargami policzek leżącego. Miał ciepłą i miękką skórę. Po cichu przysunęła sobie krzesło. Przez chwilę siedziała bez ruchu, wpatrując się w twarz Tony'ego, a potem delikatnie splotła palce z jego palcami, oparła głowę na krawędzi łóżka i zamknęła oczy. Zapadając w sen, pamiętała własny krzyk przerażenia.

Tony otworzył oczy i natychmiast skrzywił się z bólu. Zastanawiał się, dlaczego tak trudno mu się poruszyć. Jęknąwszy cicho, dotknął ręką głowy i zobaczył, że ma podłączoną kroplówkę.

– Co, do diab… – Nagle przypomniał sobie o Sarah. Dobry Boże, co z nią…?

– Leż spokojnie, kochanie.

Tuż koło ucha rozległ się jej głos. Słodki i władczy. Dzięki Bogu! – jęknął w duchu.

– Sarah…

Dotknęła delikatnie dłonią policzka Tony'ego, a potem pogłaskała go po ręku i pomogła przesunąć ją w poprzednie miejsce, tak aby nie naruszyć kroplówki.

– Jestem tutaj.

– On był w domu.

– Wiem, kochanie. Nie ruszaj się, proszę. Odpoczywaj. Potem o wszystkim porozmawiamy.

Ale Tony czuł teraz potrzebę wyjaśnienia tego, co się stało.

– Która godzina? – zapytał.

– Dochodzi południe.

– Czy to ten sam dzień?

– Można tak powiedzieć, bo napad miał miejsce po północy.

– Usłyszałem na dole jakiś ruch i pomyślałem, że to Dunn, bo jako pierwszy miał objąć wartę. Nie znalazłem go na parterze, więc zszedłem do piwnicy, do pomieszczenia obu ochroniarzy. Farley znajdował się w łóżku. Dunn leżał na podłodze. Nachyliłem się, aby sprawdzić, co z nim, i wtedy ktoś zaszedł mnie od tyłu i uderzył. W ostatniej chwili wyczułem za plecami czyjąś obecność. Odwróciłem głowę, ale zbyt późno, by zobaczyć coś więcej niż tylko czarne spodnie i czarne buty.

– Szeryf słyszał rozmowę sanitariuszy z karetki. Podejrzewali, że obaj ochroniarze zostali odurzeni jakimś narkotykiem. Bez przerwy zastanawiam się, jak mogło do tego dojść. I już chyba wiem.

– Ale w jaki sposób? Przecież przez cały czas Farley i Dunn byli z nami.

– Zgadza się – przyznała Sarah… – Narkotyk podano im na przyjęciu u Moiry.

– S ądzisz, że właśnie tam?

– Nie było innej możliwości. Zabrali ze sobą termos z kawą. Gdy Moira wprowadziła nas do domu, widziałam, jak Farley stawiał go w holu na stole.

– Powiedziałaś o tym szeryfowi?

– Tak. Wspomniałam, kiedy jechaliśmy do Portlandu. Ale nie mam pojęcia, co mógłby zrobić z tą informacją. Kolacja trwała długo. Każdy z gości miał okazję, by wsypać ochroniarzom narkotyk do kawy. Jak pamiętasz, chodziliśmy po całym domu. Moira zaciągnęła nas nawet do biblioteki, żeby pokazać obrazy namalowane przez jej zmarłego męża. Po kolacji przeszliśmy ponownie do salonu na kieliszek brandy. Jestem pewna, że widziałam cztery osoby rozmawiające, każda z osobna, z naszymi wielkoludami. Byli przecież na ustach wszystkich gości.

– A więc musiał to być któryś z gości – uznał Tony.

– Niekoniecznie – powiedziała Sarah. – Równie dobrze mógł zrobić to ktoś z zewnątrz, wykorzystawszy chwilę, gdy byliśmy zebrani w jednym miejscu, na przykład przy stole w jadalni.

– Do licha, a już myślałem, że udało się nam zawęzić krąg podejrzanych.

– Masz ze mną same kłopoty. Wyjadę, gdy tylko wydadzą mi ciało ojca. Tony złapał Sarah za rękę.

– Nie. Nie możesz tego zrobić. Skąd będę wiedział, że jesteś bezpieczna?

– Nie wiem. Dam sobie radę. Ale kiedy opuszczę Marmet, będę przynajmniej pewna, że tobie nic nie grozi. – Sarah załamał się głos. – Kiedy ujrzałam cię… pomyślałam przez chwilę…

Tony przyciągnął ją do siebie.

– Tylko nie płacz, dziecinko. Wiem, w co się wpakowałem. Po prostu okazałem się nieostrożny, i tyle.

– Nie musisz okazywać mi aż takiej lojalności – powiedziała Sarah. – Czy tego nie rozumiesz? Jeśli uważasz, że miałeś jakiś dług wobec mego ojca, to już dawno go spłaciłeś. Tony, proszę… Ze względu na twoje bezpieczeństwo i moje zdrowie psychiczne, pozwól mi zrobić to, co uważam za stosowne.

Tony zacisnął gniewnie szczękę.

– Nie.

– Jesteś zwariowany – z westchnieniem uznała Sarah.

– Tak. Zwariowany na twoim punkcie.

– Jak widzę, wrócił Silk… Zaczynasz mówić miłe rzeczy.

– Taka już, dziecinko, moja natura. Nie mogę cię porzucić, więc nigdy więcej o to nie proś.

Długo patrzyli na siebie bez słowa. W końcu Sarah uległa i opuściła wzrok.

– Chcę wracać do domu – oświadczył Tony. Uśmiechnęła się krzywo.

– Powiedziałem coś śmiesznego?

– Lekarza, który był tutaj wcześniej, uprzedziłam, że podejmiesz właśnie taką decyzję.

– No, to czemu w dalszym ciągu tkwię w szpitalnym łóżku?

– Bo spałeś.

– Ale już się obudziłem. Idź po tego faceta. Chcę zaraz stąd wyjść.

– Lekarz wróci za…

– Jeśli będziesz tu sterczeć, to znajdę go sam – oznajmił Tony. – Przecież nic mi nie jest. Mam tylko guza na głowie.

– Wobec tego już znikam – oznajmiła Sarah, z westchnieniem podnosząc się z krzesła. Kiedy ruszyła w stronę drzwi, Tony uprzytomnił sobie, że nie powinien spuszczać jej z oczu.

– Poczekaj!

– O co tym razem chodzi? – spytała.

– Nie chcę, abyś sama włóczyła się po szpitalnych korytarzach. Ten szaleniec mógł tu za tobą przyjechać.

– O to nie musisz się martwić. Przy twoich drzwiach szeryf postawił wartownika. A drugi policjant, który tam czeka, stanowi moją osobistą ochronę.

Tony rozluźnił się nieco.

– No, to idź, ale zaraz wracaj. Sarah ujęła się pod boki.

– Albo pójdę szukać lekarza, albo zostanę tutaj. Ale nie obiecuję, że zaraz wrócę, bo nie wiem, gdzie on jest.

Tony wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Lubię, kiedy się złościsz – oznajmił. Sarah odwzajemniła uśmiech.

– Och, powinieneś zobaczyć mnie, kiedy jestem naprawdę wściekła.

– Czy mi się to spodoba?

– Zależy od tego, jaki masz stosunek do rozlewu krwi.

Kiedy Sarah wychodziła z pokoju, Tony śmiał się głośno, ściskając mocno obolałą głowę.

Jazda samochodem ze szpitala do domu byłaby długa i dla Tony'ego bardzo męcząca. Zrezygnował więc ze szpitalnej karetki i wynajął śmigłowiec.

Ledwie Sarah zdołała jako tako przyzwyczaić się do przebywania w powietrzu, pilot zaczął kołować nad jeziorem Flagstaff.

Pilot, obejrzawszy uprzednio ukształtowanie terenu, zdecydował się posadzić maszynę na frontowym podjeździe do posiadłości.

Po chwili pasażerowie śmigłowca zobaczyli, jak z domu Tony'ego wysypują się ludzie, żeby po-usuwać stojące tam pojazdy. Sarah ujrzała pod sobą dwa radiowozy, dwie furgonetki należące do grupy wynajętych strażników, samochód, którym przyjechali Dunn i Farley, a także jakiś wóz, którego nie rozpoznała. Kiedy zjawił się przy nim uzbrojony strażnik, aby odstawić auto w inne miejsce, przypomniała sobie o ciotce Lorett. Starsza pani pewnie już była na miejscu.

Biedni Dunn i Farley wprawdzie otrzeźwieli po solidnej dawce narkotyku, ale nie potrafili zrozumieć, co się właściwie stało. Paskudny specyfik nie tylko pozbawił ich przytomności, lecz także spowodował lukę w pamięci. Obaj mieli pozieleniałe twarze i chorowali podczas lotu.

Po kilku minutach placyk przed domem Tony'ego został opróżniony ze wszystkich pojazdów. Zaraz potem śmigłowiec wylądował.

Gdy tylko znalazł się na ziemi, z domu i zza każdego drzewa powybiegali strażnicy i policjanci. Wszyscy uzbrojeni po zęby. Tak jakby mieli pilnować samego prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Na ten widok Sarah miała ochotę się roześmiać i zapytać, po co ten cyrk, szybko jednak uprzytomniła sobie, że gdyby nie interwencja i przezorność Tony'ego, już by nie żyła.

Poczekaj, pokazał na migi, gdy zaczęła szykować się do wyjścia.

Siedziała w otwartej kabinie, z włosami miotanymi podmuchami wiatru wywołanego przez obracające się śmigło. Pozwolono jej wysiąść, dopiero kiedy przy helikopterze znalazła się duża grupa uzbrojonych ludzi. Zanim spostrzegła, dokąd idzie Tony, otoczyli ją strażnicy.

Dwaj z nich posadzili ją sobie na rękach i ruszyli biegiem w stronę domu. Przenieśli w ten sposób spory kawał drogi i postawili przed frontowymi drzwiami. Była tak zaskoczona, że – zanim wepchnęli ją do środka i zamknęli drzwi – zdołała tylko wyjąkać szybkie podziękowania.

Zaczęła od razu rozglądać się za Tonym, ale nigdzie nie było go widać. Nagle usłyszała wołanie. Odwróciła się.

– Nieźle przyjmujesz ciotkę, dziecinko – cedząc powoli sylaby, niemal wysyczała zgryźliwie Lorett Boudreaux.

– Ciociu! Jesteś, dzięki Bogu!

Sarah wpadła w czułe objęcia starszej pani. Tu była bezpieczna. Zaraz potem przypomniała sobie jednak o wypadku młodszej córki ciotki.

– Co z Michelle?

Lorett uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z twarzy Sarah.

– W porządku, chere. Nie musisz się o nią martwić. Wrócił Francois. Już niepotrzebna jej matka.

– Ja cię potrzebuję – oświadczyła Sarah i zaraz potem jej oczy wypełniły się łzami. – Och, ciociu. Tu dzieją się straszne rzeczy.

– Wiem, dziecinko. Trochę wiedziałam przedtem, o reszcie usłyszałam od szeryfa.

– Nie mam pojęcia, co robić dalej – wyznała Sarah. – Zamieszkawszy u Tony'ego, naraziłam go na ogromne niebezpieczeństwo.

– Sam dokonał wyboru – uznała Lorett. – Sądzę, że będzie konsekwentny.

W tej chwili otworzyły się frontowe drzwi i stanął w nich pan domu. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na Lorett Boudreaux, aby wiedzieć, z kim ma do czynienia. Kiedy na niego popatrzyła, Tony zrozumiał, że Sarah nie przesadzała, mówiąc o niezwykłych zdolnościach ciotki. Uśmiechnął się lekko.

Lorett Boudreaux przyglądała się uważnie mężczyźnie, który skradł serce jej ukochanej wychowance. Wyglądał imponująco. Miał na sobie idealnie leżące, kosztowne ubranie. Cieszyły wzrok oliwkowa cera, czarne włosy i ciemne oczy. Był dobrze zbudowany, lecz szczupły, miał długie i silne nogi. Mały, biały opatrunek na czole jeszcze dodawał mu uroku, bo był, zdaniem Lorett, świadectwem odwagi. Ten przystojny, młody człowiek został zraniony, ponieważ występował w obronie jej ukochanej dziewczynki.

– Podejdź bliżej, chłopcze – powiedziała łagodnym głosem.

Niemal odruchowo wykonał polecenie. Stanąwszy blisko, wyciągnął rękę.

– Pani Boudreaux, witam w moim domu.

– Mów mi po imieniu. Jestem Lorett – oznajmiła i uściskała Tony'ego.

Był to gest zaskakujący, a zarazem miły. Tony uznał, że nie szkodzi mieć po swojej stronie przyszłej teściowej, mimo że o własnych małżeńskich zamiarach musiał jeszcze poinformować drugą z zainteresowanych stron, to znaczy Sarah Whitman. Zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy Lorett Boudreaux położyła mu rękę na czole i zamknęła oczy.

Tony zaczął się cofać, lecz stara dama przytrzymała go mocno za ramię.

Usłyszał uspokajający głos Sarah.

– Wszystko w porządku. Wierz mi. Stał nieruchomo. Chwilę później Lorett odsunęła się sama.

– Zostałeś zraniony, stając w obronie mojej dziecinki. Dziękuję ci za to, chłopcze. Lekko zażenowany, Tony skinął głową i szybko zmienił temat.

– Czy znalazła już pani swoje lokum? – zapytał. – Znajduje się tuż obok pokoju Sarah. Lorett przeniosła wzrok z wychowanki na pana domu. Lekko zadrgały kąciki jej ust, ale się nie uśmiechnęła.

– Wybrałam sobie pokój na dole – oznajmiła.

Sarah spłonęła rumieńcem. Czy już nigdy przed ciotką nie będzie mogła mieć sekretów? Lorett wiedziała, że są kochankami. Speszyła się.

Tony uśmiechnął się szeroko i tym razem sam, z własnej woli, uściskał starą damę.

– Wiedziałem, że panią polubię – oświadczył, całując Lorett mocno w policzek. Perlisty śmiech przybyłej rozładował napiętą atmosferę.

– Ten mężczyzna… to ktoś, Sarah Jane. Nie wypuść go z rąk.

Po takim oświadczeniu Sarah mogła powiedzieć: „Rozkaz, szanowna pani" lub polecić ciotce zamilknąć. Wybrała jeszcze inne rozwiązanie. Spojrzała na Tony'ego.

– Powinieneś iść do łóżka – stwierdziła krótko. Na jego twarzy ukazał się diabelski, nieco zbyt zmysłowy uśmiech.

– Oj, czy nie możesz poczekać z tym, kochanie, przynajmniej do zmroku? Ze zdumienia Sarah opadła szczęka. Potem groźnie zmarszczyła brwi.

– Anthony DeMarco, jesteś wstrętny! – warknęła. – Nie masz za grosz wstydu?

– Nie mam.

Lorett uśmiechnęła się lekko. Objęła Sarah.

– Nigdy nie wstydź się tego, co naturalne – pouczyła wychowankę. – Długo czekałaś i masz teraz to, na co zasługujesz.

– Do czego to doszło! – jęknęła Sarah. – Mam gadać o seksie, i to tym razem w obecności osoby trzeciej?

– Jeśli opuści jakieś ciekawsze kawałki, uzupełnię z przyjemnością jej opowiadanie – zaofiarował się Tony, spoglądając na Lorett.

Stara dama odrzuciła głowę w tył i tym razem głośno parsknęła śmiechem.

– Ten chłopiec będzie doskonale pasował do naszej rodziny – zawyrokowała. – I nie staraj się go zmienić, Sarah Jane, bo pokochałaś go głównie dlatego, że jest taki, jaki jest. – Lorett pozbierała myśli i wzięła się w garść. – Idę do kuchni przygotować jedzenie. Przyjdźcie, kiedy zgłodniejecie. – To powiedziawszy, opuściła salon majestatycznym krokiem.

– To najbardziej zdumiewająca i intrygująca kobieta, jaką zdarzyło mi się poznać – uznał lekko oszołomiony Tony. – Oczywiście, oprócz ciebie, dziecinko.

Oświadczenie to Sarah przyjęła ze śmiechem.

– Masz rację. Ciocia Lorett to prawdziwe cudo. Jest jedyna w swoim rodzaju. Wielkie szczęście, że mam ją po swojej stronie.

Tony pokiwał głową.

– S ądzę, że byłaby niesamowitym wrogiem.

– Jesteś już głodny? – spytała Sarah, ujmując Tony'ego za rękę.

– Właściwie nie. Chyba się położę, mimo że głowa już mnie nie boli.

– To oczywiste. Przecież ciotka położyła ci rękę na czole.

– Tak, położyła… – Tony musnął dłonią opatrunek. – Chcesz powiedzieć, że Lorett uzdrowiła mnie, dotykając głowy?

– Przecież, jak twierdzisz, przestało cię boleć – przypomniała Sarah. – A teraz idź do łóżka.

– Dobrze, ale z tobą.

– Przyjdę za chwilę, ale tylko po to, aby utulić cię do snu.

– Utulisz…?

– Och, daj spokój, nie łap mnie za słówka. Jeśli będziesz niegrzeczny, każę Durniowi i Bradstreetowi położyć cię do łóżka.

– Dunnowi i Farleyowi – skorygował Tony.

– Jak się zwał, tak się zwał – mruknęła Sarah. – A teraz zmykaj na górę.

Trochę po czternastej Tony zszedł na parter. Był umyty i miał na sobie ciemnoczerwony dres, a także, zamiast butów, grube, wełniane skarpety. Zdjął z czoła opatrunek, pozostawiwszy odkryte zranienie. Oprócz niewielkiego guza, kilku zadrapań i czterech szwów, wyglądał tak, jakby nic mu się nie stało.

– Jestem w świetnej formie – oznajmił, stając na progu kuchni. – Co tak wspaniale pachnie?

Sarah, która przewracała przy stole kartki książki kucharskiej, podniosła wzrok.

– Zupa. Chcesz trochę?

– Proszę – odrzekł i podążył za nią w głąb kuchni, obserwując, jak z garnka wlewa do miseczki coś gęstego.

– Co to za zupa? – chciał się dowiedzieć.

– Na wszystko, autorstwa cioci Lorett.

– Na wszystko…?

– Na wszelkie schorzenia. Ciocia robi ją w domu zawsze, kiedy ktoś jest chory, a nawet kiedy komuś jest smutno.

Tony ostrożnie zaniósł miseczkę do stołu. Wziął do ust pierwszą porcję, przełknął i w ekstazie wywrócił oczyma.

– Toż to prawdziwe cudo! Na tej zupie Lorett mogłaby zarobić masę pieniędzy.

Czy potrafiłaś namówić ciotkę, aby dała ci przepis?

– Znam przepis – odparła Sarah. – Od czasu do czasu serwuję tę zupę także u siebie w restauracji.

– Sprytna z ciebie dziewczyna – z uznaniem stwierdził Tony. Posmarował masłem kawałek gorącej, chrupiącej bagietki, którą położyła przed nim Sarah. – Czy już jadłaś?

– Tak. Jakieś dwie godziny temu. O mnie się nie martw. Czuję potrzebę posiedzenia tutaj i pogapienia się na ciebie. – Kiedy przełknął z zachwytem kęs smacznego pieczywa i zapytał, dlaczego, odparła: – Ostatniej nocy sądziłam, że utraciłam cię na zawsze.

Tony odłożył łyżkę i wyciągnął ku Sarah rękę.

– Musiałam ci to powiedzieć – wyznała. – Czy wiesz, o czym myślałam podczas długiej podróży do Portlandu?

Pokręcił głową.

– Że zbyt długo zwlekałam z powiedzeniem ci prawdy.

– A co to za prawda, Sarah Jane?

– Kiedy o tym myślę, wszystko wydaje się bez sensu. Przecież prawie się nie znamy.

– Nie masz racji – zaprotestował Tony. – Ja znam cię przez całe życie. Sarah obdarzyła go słabym uśmiechem.

– Byliśmy wtedy dziećmi. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Tony wzruszył ramionami.

– Historia, słonko, ma to do siebie, że niweluje przeszłość. Znałaś mnie, kiedy byłem małym ulicznikiem, a mimo to nie lekceważyłaś i nie poniżałaś biedaka.

Sarah uśmiechnęła się lekko.

– Och, leciałam wtedy na ciebie i dobrze o tym wiesz. Tony rozpromienił się w jednej chwili.

– A widzisz? Wszystko, co zrobiliśmy ostatnio, potwierdza fakt, że już wówczas byłaś na mnie napalona.

– Jeśli w wieku dziesięciu lat byłam, jak ty to mówisz, napalona, oznaczało to coś zupełnie innego. Zaraz usłyszysz prawdę. Kiedy przychodziłeś strzyc trawniki, ukrywałam się w krzakach i czekałam z zapartym tchem, aż zgrzejesz się i ściągniesz koszulę.

Rozweselony puścił oko do Sarah.

– Właśnie mówiłem, że byłaś na mnie napalona.

– Dobrze, już dobrze, ale daj mi skończyć. Tony skinął głową i wziął do ust następną łyżkę wybornej zupy.

Sarah mówiła dalej:

– Zawdzięczam ci więcej niż tylko życie. W ciągu tak bardzo krótkiego czasu pozwoliłeś mi ponownie uwierzyć w miłość, a byłam gotowa przysiąc, że nie jest to możliwe.

– To łatwe dziecinko. Łatwo cię pokochać.

– Naprawdę, Silk? Naprawdę? Tony uniósł się, nachylił nad stołem i mocno pocałował Sarah.

– Obiecaj mi jedno – poprosił.

– Co tylko chcesz.

– Uważaj na siebie. Bądź ostrożna. – Pociemniały mu oczy. – Chcę zapytać cię o coś, co ci się może nie spodoba.

– To niemożliwe.

– Czy zgodziłabyś się opuścić Nowy Orlean?

– Jak to opuścić?

– Czy zechciałabyś zamieszkać na stałe w innym miejscu?

– To zależy od tego, gdzie i z kim. Tony znów pocałował Sarah. Tym razem czulej. Zajrzał jej głęboko w oczy.

– I pamiętaj o przyrzeczeniu – dodał niemal szeptem. – Że już nigdy więcej nie zwątpisz ani we mnie, ani w siebie.

– To mogę zrobić – uznała Sarah. – A teraz zabieraj się ponownie za zupę, zanim powiesz coś, czego mógłbyś potem żałować.

– Nigdy.

Sarah zamilkła. Czekała, aż Tony skończy jeść. Gdyby tylko udało się przerwać wreszcie ten koszmar.

Gdyby tylko oboje mogli naprawdę skoncentrować myśli na tym, co ich łączy, a nie na tym, aby pozostać przy życiu. Gdyby tylko…

Kiedy Tony odnosił naczynia do zlewu, odezwał się dzwonek u drzwi. Sarah odwróciła się, lecz zaraz przystanęła, gdyż nie było jej wolno podchodzić do wejścia. AChwilę później w kuchni zjawiła się Lorett. Miała ponurą minę.

– Jakaś kobieta chce rozmawiać z twoim mężczyzną – oznajmiła, spoglądając na Sarah.

– Kto to jest? – zainteresował się Tony.

– Nie zapytałam o nazwisko.

– Dlaczego, ciociu, tego nie zrobiłaś? – zdziwiła się Sarah.

– Bo ta kobieta ma diabła w sercu – oznajmiła stara dama i opuściła kuchnię.

Загрузка...