Nowy Orlean, Luizjana Sześć miesięcy później
– Och, ma chere… lepiej pilnuj swojego mężczyzny. Teraz uwodzi panią Bonet – ostrzegła szeptem Michelle.
Właśnie odbywało się uroczyste otwarcie klubu „Tres Silk". Zgodnie z przewidywaniami Sarah, to nowe przedsięwzięcie zapowiadało wielki sukces. Popatrzyła na Tony'ego krążącego wśród gości, a potem rozsiadłszy się wygodniej w fotelu, uśmiechnęła do najmłodszej córki Lorett i poklepała po brzuchu.
– Michelle, nie wygadywałabyś takich rzeczy, gdybyś znała Tony'ego tak dobrze jak ja. Mam tutaj coś, z czego nigdy nie zrezygnuje. – Sarah przesunęła dłoń z brzucha w miejsce, w którym biło jej serce. – A to, co jest tutaj, nie pozwoli odejść mnie.
Michelle zachichotała, dotknęła serdecznym gestem ramienia Sarah i poszła odszukać męża. Uznała, że Francois podoba się stanowczo zbyt wielu kobietom.
Gdy tylko Sarah, została sama, obok niej pojawił się Tony. Nachylił się, odgarnął na bok włosy żony i ucałował ulubione miejsce za uchem.
– Jakie to miłe… – wyszeptała zadowolona. Podniosła się i z kuszącym uśmiechem na twarzy zapytała Tony'ego: – Nie zamierzasz poprosić mnie do tańca?
Porwał ją w ramiona. Wirowali przy dźwiękach powolnego, zmysłowego bluesa.
– Jesteś moja – wyszeptał.
– Powtórz – poprosiła.
– Jesteś moja… moja na zawsze. Sarah podniosła głowę i z uśmiechem spojrzała na męża.
– Dziś czujemy się trochę jak w raju – uznała.
– Dlaczego tylko trochę? – spytał, udając rozczarowanie.
Wsunęła dłonie pod jego smoking i odchyliła poły na tyle, aby poczuć podniecenie partnera.
– Silk, mój ty piękny… Raj to rzecz względna. Tutaj, w klubie, dzielę się tobą z innymi, ale w domu jest inaczej. Możemy być tylko we dwoje. Tam mieści się mój raj. Z tobą i z naszym dzieckiem, które wkrótce przyjdzie na świat.
Zbyt wzruszony, by mówić, Tony przyciągnął Sarah do siebie i obrócił w tańcu.
Niekiedy nocą, gdy dom tonął w ciemnościach, a żona spała w jego ramionach, wracały dawne obawy. Wiedział, jak puste byłoby jego życie bez tej kobiety. Będzie pamiętał do końca swoich dni, co się stało i co musiała przeżyć. I padał na kolana, dziękując Bogu, że uniknęła śmierci.
W tańcu podprowadził Sarah pod wielki żyrandol, zdobiący środek sali i tu się zatrzymał. Wokół nich wirowały nadal inne pary.
– Sarah Jane, podnieś wzrok – poprosił. Rozluźniona tańcem, wesoło przekrzywiła głowę.
– Miałeś rację, nie jest za duży. Przyznaję, ten żyrandol wygląda imponująco.
– To światło dla ciebie – powiedział miękkim głosem. – Już zawsze będzie chroniło cię przed mrokiem.
Na twarzy Sarah zbladł uśmiech. Poczuła, że nie zdoła powstrzymać łez. Kiedy ukazały się w oczach, powoli spuściła głowę, a potem odwróciła wzrok.
Tony nie zamierzał jednak pozwolić żonie znów uciec myślami w przeszłość. Nigdy więcej nie będzie przeżywała ponownie koszmaru, który dręczył ją bezustannie w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.
– Sarah, nie wracaj do tamtych dni. Masz poza sobą mroczną przeszłość. Od dziś będziemy żyć w pełnym świetle.
Zaczęli wirować pod roziskrzonym wielkim żyrandolem.
Tańczyli dopóty, dopóki twarzy Sarah nie rozjaśnił promienny uśmiech. Tony miał rację. Na zawsze wydostali się z mrocznej przeszłości. Czekało ich szczęśliwe życie. Z dzieckiem. W dozgonnej miłości.