Ślub był skromny i świetnie zorganizowany. Jean ubrana była w bardzo piękną, szyfonową suknię, a dla Tany na wszelki wypadek kupiła bladoniebieską. Obawiała się, że córka może nie mieć czasu na zakupy. Oczywiście Tana nigdy nie kupiłaby czegoś takiego, a kiedy spojrzała na metkę z ceną, przeraziła się naprawdę. Matka kupiła ją u Bergdorfa. Miał to być prezent od Artura, więc Tana nie mogła nawet zaprotestować.
Podczas ceremonii obecna była tylko rodzina, ale Tana uparła się, że przywiezie także Harry'ego. Nie był zachwycony tą imprezą od samego początku, od kiedy tylko przyjechali do Nowego Jorku. Tana zatrzymała się razem z nim w hotelu Pierre. Wmówiła matce, że nie może zostawić go samego. Ulżyło jej, kiedy dowiedziała się, że następnego dnia Artur i jej matka wyjeżdżają w podróż poślubną. Nie musiała więc zostawać w Nowym Jorku dłużej niż zaplanowała. I tak odmówiłaby, gdyby zaproponowano jej zatrzymanie się w Greenwich. Chciała wylecieć z Nowego Jorku tego samego dnia co Harry. Wybierał się do Nicei, by spotkać się z Harrisonem w Saint-Jean-Cap-Ferrat. Ona natomiast leciała do San Francisco, by zacząć wakacyjną pracę. Jean i Artur ku przerażeniu Tany zapowiedzieli, że chcą odwiedzić ją jesienią. Matka za każdym razem, kiedy o tym wspominała, wymownie spoglądała na Harry'ego, jak gdyby dawała mu do zrozumienia, że do tego czasu powinien zniknąć. Tana w końcu nie wytrzymała i roześmiała się.
– To straszne, prawda?
Ale najgorszy w tym wszystkim był Billy, któremu udało się wreszcie dopaść ją po południu. Oczywiście jak zwykle był pijany i rzucał jakieś obleśne komentarze na temat tego, że jej przyjaciel jest już do niczego i na pewno mu nie staje. Zaofiarował jej swoją pomoc w tym zakresie, gdyby miała ochotę, bo o ile pamiętał była całkiem niezłą dupą. Gdy właśnie miała zamiar przyłożyć mu pięścią w zęby, zobaczyła jak znacznie większa pięść ląduje z impetem na jego twarzy. Billy zatoczył się, po czym jak długi runął na trawnik. Tana odwróciła się i ujrzała za sobą Harry'ego, który zaśmiewał się siedząc na swoim wózku. Udało mu się odepchnąć i podskoczyć do góry, by jednym ciosem powalić Billy'ego na łopatki. Był z siebie bardzo zadowolony.
– Wiesz, chciałem to zrobić już rok temu.
Uśmiechnął się do niej, ale Jean była oburzona jego zachowaniem. Tana i Harry urwali się z tej imprezy, jak najszybciej się dało, wsiedli do limuzyny i wrócili do Nowego Jorku. Zanim jednak udało im się wymknąć, nastąpiło wylewne pożegnanie. Tana i Jean żegnały się. Jean płakała, a Tana była spięta. Artur pocałował ją w policzek i ogłosił, że jest teraz również jego córką, więc żadne stypendia nie będą jej już potrzebne. Ale ona oświadczyła, że w żadnym wypadku nie może przyjąć od niego takiego prezentu. Nie mogła już doczekać się, żeby od nich wszystkich uciec, zwłaszcza od widoku pękatej, ciężarnej Ann, obwieszonej ogromnymi diamentami, słuchania jej jęczącego głosu i nudnego męża, który przez całe popołudnie robił maślane oczy do jednej z zaproszonych mężatek.
– Jezu, jak oni mogą żyć w ten sposób? – wzdychała do Harry'ego po drodze do domu. Poklepał ją po kolanie.
– No, no uspokój się maleńka, któregoś dnia to samo stanie się z tobą.
– Och, odpieprz się.
Śmiał się z niej gdy razem wracali do Pierre. Zabrał ją tego wieczoru do „21”. Wszyscy cieszyli się, że znowu go widzą, mimo że ze smutkiem patrzyli na jego inwalidzki wózek. Jak za dawnych czasów wypili trochę za dużo szampana i kiedy wrócili do pokoju byli lekko wstawieni. Wystarczająco pijani, żeby Harry zrobił coś, czego zgodnie z obietnicą, jaką sam sobie złożył, miał nie robić jeszcze przez rok lub dwa. Siedzieli przy drugiej butelce Roedera i właściwie biorąc pod uwagę wesele matki, pili już od rana. Spojrzał na nią łagodnie, dotknął jej policzka i niespodziewanie pocałował ją w usta.
– Czy wiedziałaś, że zawsze cię kochałem? W pierwszej chwili Tana była tak zaskoczona, że miała ochotę się rozpłakać.
– Nie wygłupiaj się.
– Nie wygłupiam się.
Czyżby jej matka miała rację? A może Harrison?
– To idiotyczne. Ty nie jesteś we mnie zakochany. I nigdy nie byłeś. – Spojrzała na niego nieprzytomnie.
– Ależ jestem. Zawsze byłem. Patrzyła na niego, a on wziął ją za rękę.
– Czy wyjdziesz za mnie Tan?
– Zwariowałeś. – Cofnęła rękę i wstała. Jej oczy były pełne łez. Nie chciała, żeby się w niej zakochał. Pragnęła, żeby zostali na zawsze przyjaciółmi, po prostu przyjaciółmi, to wszystko. A on chciał teraz to wszystko zepsuć.
Dlaczego to wszystko mówisz?
– Czy mogłabyś mnie pokochać, Tan? – Teraz patrzył na nią tak, jakby za chwilę miał się rozpłakać, a ona nagle gwałtownie wytrzeźwiała.
– Nie chcę zniszczyć tego, co jest między nami… to dla mnie zbyt wiele znaczy. Za bardzo jesteś mi potrzebny.
– Ja także cię potrzebuję. Na tym to wszystko polega. Gdybyśmy się pobrali, wtedy moglibyśmy być zawsze razem.
Ale ona nie mogła wyjść za niego… nadal kochała Harrisona… to było jakieś szaleństwo… to wszystko… rzuciła się na łóżko i łkała przez całą noc. Harry także nie zmrużył oka. Czekał już na nią, kiedy następnego dnia rano wyszła z pokoju blada i zmęczona, z zapuchniętymi oczami. Chciał powrócić do dawnych stosunków między nimi, dopóki nie było jeszcze na to za późno. Dla niego to oznaczało wszystko. Musiał pogodzić się z tym, że nigdy nie będzie jego żoną, ale nie może jej utracić.
– Przepraszam za wczorajszy wieczór, Tan.
– Ja też cię przepraszam. – Usiadła obok niego w przestronnym salonie. – I co teraz będzie?
– Zwalimy to na karb upojnej nocy i nadmiaru szampana. To był ciężki dzień dla nas obojga… ślub twojej matki… moje pierwsze publiczne pojawienie się na wózku… nie ma sprawy. Możemy o tym zapomnieć. Jestem tego pewien.
Modlił się o to, żeby się zgodziła. Powoli pokręciła przecząco głową, jego serce zamierało z przerażenia.
– Co się z nami stało? Czy ty naprawdę byłeś… we mnie zakochany przez te wszystkie lata?
Popatrzył na nią z rozbrajającą szczerością. – Trochę tak. Ale nienawidzę twojego temperamentu.
Roześmieli się oboje i poczuła się niemal tak jak dawniej. Objęła go za szyję.
– Zawsze będę cię kochała Harry. Zawsze.
– I to tylko chciałem usłyszeć.
Miał ochotę się rozpłakać, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Zamówili posiłek do pokoju, śmieli się, krzyczeli na siebie, przekomarzali, próbując rozpaczliwie przywrócić to, co było dawniej między nimi. Kiedy patrzyła po południu, jak jego samolot odlatuje, miała łzy w oczach. Być może nigdy nie będzie już tak samo jak kiedyś, ale liczyła na to, że nadal pozostaną przyjaciółmi. Oboje postarają się o to. Zainwestowali zbyt wiele w to, co ich łączyło, by teraz nagle wszystko zniszczyć.
Kiedy Harry przyjechał w końcu do Cap Ferrat przywieziony przez kierowcę ojca, Harrison wybiegł mu naprzeciw przez środek trawnika. Chciał pomóc synowi wydostać się z samochodu na wózek. Chwycił go mocno w ramiona i przyjrzał mu się badawczo.
– Czy wszystko w porządku, synu?
W oczach Harry'ego było coś, co go zaniepokoiło.
– Mniej więcej.
Wyglądał na zmęczonego. To był długi lot, długie dwa dni i tym razem nie zabawiał się ze stewardesami. Lecąc do Francji myślał o Tanie. Ona na zawsze pozostanie jego pierwszą, wielką miłością, kobietą, której zawdzięcza powrót do życia. Takich uczuć nie można zaprzepaścić, a skoro nie chciała wyjść za niego… nie miał wyboru. Musiał się z tym pogodzić. Wyczytał w oczach Tany, że nie ma dla niego miejsca w jej sercu. Mimo że jego ból był dokuczliwy, zmuszał się, żeby zaakceptować taki stan rzeczy. To nie było proste. Tak długo zwlekał, zanim powiedział jej o swoich uczuciach. A teraz było już po wszystkim. Między nimi nic nigdy się nie wydarzy. Myśl o tym wycisnęła z jego oczu łzy, Harrison objął go silnymi rękami.
– Jak się miewa Tana? – Harrison zapytał szybko i przez ułamek sekundy zauważył, że Harry zwleka z odpowiedzią. Zrozumiał instynktownie, co zaszło między nimi. Harry spróbował i przegrał. Serce ojca otworzyło się ku synowi.
– Tana ma się dobrze – spróbował się uśmiechnąć – ale jest trudna.
Uśmiechnął się enigmatycznie, ale Harrison odgadł już wszystko. Spodziewał się, że kiedyś nadejdzie ta chwila.
– Ach tak… – Uśmiechnął się, widząc, że ładna dziewczyna, idąca do nich przez środek trawnika, na krótki moment odwróciła uwagę Harry'ego. Spojrzenia mężczyzn spotkały się. Harry uśmiechnął się nieśmiało.
– Zobaczysz, zapomnisz o tym, synu.
Przez chwilę Harry znowu poczuł, że coś go dławi w gardle, a potem z nerwowym śmiechem wyszeptał cicho, jakby do siebie.
– Spróbuję.