There is not in this wide world a valley so sweet,
As that vale where the thinghs of a pretty girl meet:
Oh, the last ray offeeling and life must depart,
Ere the bloom of that valley shall fade from my heart.
– - „The Meeting of the Waters"
anonim, XIX wiek
„Mój romans z Rogerem ciągnął się przez cały rok, ponieważ sama nie byłam w stanie zdobyć się na zerwanie. Siedząc w pracy, dzień w dzień usiłowałam przekonać samą siebie, że dziś – dziś! – powiem mu, że to koniec. Jednak, gdy spotykałam, się z nim wieczorem, a on zachowywał się tak jakby wszystko było ciągle ładnie i pięknie, nie potrafiłam wydusić z siebie tych słów.
W końcu posunęłam się do rzeczy najbardziej okrutnej i bolesnej. Zwyczajnie wyszłam, zostawiając tylko wiadomość. Już nigdy więcej nie spotkałam się z nim, ani z naszymi wspólnymi przyjaciółmi. Kompletna katastrofa, a wszystko przez to, że nie zdobyłam się na odwagę, żeby powiedzieć mu o swoich uczuciach. Co gorsza, nawet nie miałam o nich właściwego pojęcia, dopóki nie poznałam kogoś innego, co uświadomiło mi, że zmarnowałam cały rok mojego cennego życia."
Jak w słowach piosenki: „zerwanie to niełatwa sprawa". Im romans był bardziej ekscytujący i atrakcyjny seksualnie, tym trudniejsze staje się rozstanie. Jeden z najpoważniejszych konfliktów, z jakim stykam się obserwując różne pary polega na tym, że nie zrywają ze sobą, choć dawno już powinni byli to zrobić. Przestali się kochać, ale trzymają się razem z przyzwyczajenia, zaborczości, zazdrości, lenistwa lub zgoła dlatego, że kłótnie stanowią źródło przyjemności oraz w pewien masochistyczny sposób – bólu.
To jest tak jak ze wszystkim innym. Możesz być cudowna i piękna, ale jeśli zrobisz jeden fałszywy krok, w pamięci ludzi utrwali się raczej ten właśnie błąd a nie to, co zrobiłaś w życiu dobrego. Możesz pracować w firmie przez 10 lat, być szczerze jej oddana i lojalna, ale gdybyś któregoś dnia pozwoliła sobie na choćby najmniejszą nieuczciwość i sięgnęła po nie swoje pieniądze, przekreśliłoby to raz na zawsze wszelkie Twe wcześniejsze zasługi. Nixona podsumowuje się dziś jednym słowem „Watergate", nie biorąc pod uwagę tego, co w przeszłości zrobił dobrego czy złego.
To samo dotyczy Twoich romansów. Nie kończ ich w stylu afery Watergate, jeśli chcesz pozostać we wdzięcznej pamięci ukochanego. Przekreśli on Twoje imię raz na zawsze, zapominając o Twoich wspaniałych sukcesach łóżkowych, pełni uczuć, miłości i romantyzmu, którymi go darzyłaś, jeżeli Twoje odejście okaże się niewypałem.
Niejednokrotnie nie uda się umknąć bólu i udręki. Nawet jeśli Ty jesteś znudzona partnerem, on wcale nie musiał znudzić się Tobą, a w takim przypadku nie obejdzie się bez trudnych zmagań. Gdy wygasa płomień miłości, łatwo o płacz od gryzącego dymu, a można też oberwać w ucho. Od Ciebie zależy, czy okażesz się dostatecznie roztropną i dbałą o partnera kochanką, która potrafi ugłaskać go i odejść bez zachowania wzajemnej urazy.
Jak tego dokonać? Przede wszystkim, musisz zrozumieć, że jeśli chcesz być wobec niego twarda, to w stosunku do siebie musisz okazać jeszcze większe zdecydowanie. Jeśli on nadal Cię pragnie, to na pewno wystawi Cię na próbę całego arsenału błagań, zapewnień, pokus, a nawet na łzy. Może Ci nakazywać, byś z nim została i chociaż wzbudzi to Twój pusty śmiech – nie śmiej się, bo znam dziewczyny, które właśnie tak się zachowały – jak w teorii Pawłowa.
Zanim oznajmisz partnerowi, że wkrótce nieodwołalnie na Wasz romans zostanie spuszczona kurtyna, usiądź spokojnie na boku ze skromną szklaneczką mocno schłodzonego martini i rozważ całą sytuację. Na tym etapie nie omawiaj jej z przyjaciółką, bo ona nic Ci tutaj nie pomoże. Tylko Ty możesz podjąć decyzję, a jeśli wzbraniasz się przed tym, to przyjaciółka z pewnością utwierdzi Cię w przekonaniu, że nie powinnaś podejmować tego prostego, lecz bolesnego postanowienia.
Przestałaś go kochać. Może dlatego, że znalazłaś kogoś bardziej seksownego, przystojniejszego i bardziej w Twoim typie. Może dlatego, że dotychczasowy partner już Ci się znudził. W końcu ktoś może się znudzić. Chyba nie spodziewasz się, że on powie Ci, że znudził się Tobą? Raczej pewnie będzie udawał miesiącami, że stale Cię kocha? Hm?
Wyrok musi być wykonany z zimną krwią. Zawsze tak manewruj, byś nie mogła wycofać się w chwili, gdy szybko i bezboleśnie ostrze topora ma spaść na jego kark. I nigdy nie cofaj własnych słów, skoro już raz oświadczysz mu, że to koniec.
„Popełniłam największy ze wszystkich możliwych błąd, gdy powiedziałam Dennisowi, że nasz związek musi się skończyć – mówi 23-letnia Dolores, recepcjonistka z hotelu w Cleveland w stanie Ohio. - Od miesięcy nasz romans zamierał jak ledwie poruszające się wskazówki starego zegara. Lubiłam Dennisa i właściwie nie było powodu do zerwania. Jadaliśmy razem posiłki, spaliśmy ze sobą, wspólnie połykaliśmy filmy i dobrze było mieć przy sobie przyjaciela i kolegę, nawet jeśli za bardzo mnie nie inspirował.
Ale pewnego wieczoru, w hotelu poderwał mnie Hal. Zatrzymał się tam na tydzień na jakimś zjeździe biznesmenów. Po prostu podszedł i spytał, czy po pracy może mnie zaprosić na kolację. Nie wiem, dlaczego powiedziałam tak, ale coś w nim było i zgodziłam się.
Skoro tylko spotkaliśmy się później, dosłownie zupełnie zapomniałam o Dennisie. Hal miał te wszystkie cechy, których brakowało Dennisowi. Był dowcipny, pewny siebie, seksowny. Miał łóżko wyrysowane na czole jak w komiksie. Postawił wspaniałą kolację, a potem poszliśmy do jego pokoju. Zamówił butelkę szampana i kochał się ze mną podczas nocnego filmu.
Pamiętam jak leżałam na wznak na łóżku, patrząc w jego twarz, a on wyglądał tak spokojnie, po męsku i jakoś tak – opanowany. Oplotłam swoimi nogami jego nogi i czułam na swoich stopach twarde mięśnie jego łydek. Ale przede wszystkim czułam w sobie wielkiego, twardego penisa, a gdy chwyciłam w dłoń oba jądra spoczywające na moim pośladku, były jędrne w dotyku niczym zaciśnięta pięść. Sądzę, że już wtedy, gdy Hal był we mnie, wiedziałam, że z Dennisem wszystko skończone. Doznałam niewiarygodnej ulgi i radości, i byłam pijana, ale chyba nie tylko od szampana.
Hal wystrzelił we mnie swoją spermę i to było tak, jak gdyby tym samym usuwał wszelki ślad po Dennisie.
Ale kiedy wróciłam nocą do domu popełniłam błąd – to była głupota z mojej strony i zwykła bezmyślność. Przyszłam około trzeciej nad ranem. Nie powiedziałam Dennisowi, gdzie byłam. Siedział na łóżku naburmuszony i zaniepokojony o mnie, a ja skakałam radośnie jak królik z kreskówki Disneya. Rozebrałam się i weszłam do łóżka, on próbował mnie objąć ramieniem, ale go odepchnęłam. Spytał:»O co ci chodzi?«, a ja na to:»Muszę ci coś powiedzieć«. Oczywiście, nie musiałam już nic więcej mówić, bo w tej samej chwili on wszystko zrozumiał. Wiesz, dosłownie dał mi takiego kopa, że wyleciałam z łóżka. Zasłużyłam na to. Zaczął wrzeszczeć:»Właśnie wyszłaś spod innego faceta i masz cholerną czelność włazić mi do łóżka!«
Natychmiast spakowałam to, co mi wpadło w ręce i wyszłam z domu. A Dennis nigdy mi nie wybaczył i nie mogę mieć mu tego za złe. Oboje od razu zapomnieliśmy o starych, dobrych czasach, o wszystkim, co nas łączyło. Kiedyś było nam ze sobą naprawdę bardzo dobrze i żałuję, że tak głupio się na koniec zachowałam. Nie mogłabym zostać przyjaciółką Dennisa, nie, co to to nie, ale przynajmniej zachowałby mnie we wdzięcznej pamięci."
Może Tobie nie wydaje się takie istotne, aby Twoi byli partnerzy wspominali Cię dobrze. Ale z czasem przekonasz się, że to ważne, zarówno dla Twojego własnego samopoczucia, jak reputacji. Wystarczy tylko z Twej strony odrobina namysłu i zrozumienia, a dobrze zapiszesz się w pamięci wszystkich niemal mężczyzn, których znałaś. To rzecz warta zachodu.
Dolores powinna była oczywiście zadzwonić do Dennisa i uprzedzić go, że późno wróci. Być może już ją nudził, ale przecież kochał ją i zamartwiał, co się z nią dzieje. Przynajmniej mogłaby tyle dla niego zrobić, żeby zadbać o jego spokojną noc. Rano, po powrocie i bez histerii, mogła mu wyjawić prawdę.
Nie popełniaj nigdy błędu Dolores i nie oznajmiaj partnerowi końca Waszego związku, kiedy jesteś wstawiona. Powiesz wtedy coś, czego później będziesz żałować, a jeśli w połowie zaczniesz chichotać, to zrobisz z siebie przedstawienie. Najważniejsze w takich sytuacjach jest opanowanie.
Nie mów „żegnaj" przez telefon, chyba że zmuszą Cię do tego odległość i okoliczności. Nie wysyłaj listów ani telegramów. Idź do niego osobiście, stań przed nim twarzą w twarz i powiedz mu o wszystkim, po czym wyjdź bez dyskusji. Jeśli musisz zabrać płyty, książki i rzeczy, zabierz je od razu. Nie przychodź po nie później, ani w tej misji nie przysyłaj nikogo innego. Spytaj, czy życzy sobie dostać z powrotem książki oraz płyty, które Ci kiedyś pożyczył, ale nigdy nie próbuj zwracać osobistych prezentów ani biżuterii, chyba, że dał Ci pierścionek zaręczynowy lub jakiś inny kosztowny drobiazg mający być symbolem trwałości Waszego związku. Prawo zezwala na zatrzymanie pierścionka zaręczynowego o wartości do 20 000 dolarów, ale Twoje sumienie z pewnością nie. Kiedyś wkalkulowane to było w hazard miłości, ale dziś to nic więcej jak kiepskie maniery.
Ważne jest, byś nie składała potencjalnemu eks-kochankowi żadnych obietnic co do ponownego spotkania i przemyślenia Twej decyzji. Trudno jest trzymać się tych zasad i czasami mocno to rani, ale gdy minie pierwszy wstrząs, stwierdzisz, że samodyscyplina bardzo popłaca. Jeśli między Wami koniec, to niech to faktycznie będzie koniec, i ani słowa.
Nieczęsto się zdarza, żeby były partner został prawdziwym przyjacielem, więc nie próbuj ułatwiać mu sprawy mówiąc, że nadal możecie być przyjaciółmi. Jeśli on wciąż Cię kocha, skazałabyś go tylko na prawdziwą męczarnię i frustrację, wywołaną każdym kolejnym spotkaniem z Tobą. Być może on nie da tego po sobie poznać, ale nadzieja to niemądre i irracjonalne uczucie, a kochankowie potrafią żyć nadzieją nawet wtedy, gdy nie ma jej ani za grosz.
A jeśli on mieszka w Twoim mieszkaniu? Przed Tobą staje wówczas nie tylko kwestia, żeby powiedzieć mu, że wszystko się skończyło, ale także dokonanie eksmisji.
Od faceta będzie zależało to, jak poradzić sobie z tym ambarasem. Jeśli ma swoją dumę i wie, że to koniec, to spakuje się i wyprowadzi od Ciebie bez problemów. Daj mu kilka dni na znalezienie nowego locum i nawet jeśli jesteś na niego wściekła, nie wyrzucaj jego rzeczy i drobiazgów na klatkę schodową. Kiedyś go szanowałaś, więc co najmniej winnaś dać mu szansę wyprowadzenia się z godnością.
Jeśli z uporem odmawia opuszczenia Twego mieszkania, powtarzając, że Cię kocha i że Cię nie opuści, spróbuj wyjechać na tygodniowy urlop. Powiedz, że nie życzysz sobie widzieć go tu po swoim powrocie. I to wszystko. Poza jednym mądrym słówkiem: nie zostawiaj w domu żadnych kosztowności, jeśli zdecydujesz się na taki urlop. Na pewno ostatnią rzeczą, jakiej byś chciała są żenujące komplikacje, które pociąga za sobą oskarżenie byłego ukochanego o kradzież czy wandalizm.
Jeśli mimo to z żelazną konsekwencją nie chce się wyprowadzić, to znaczy, że nie ma żadnej klasy i nie pozostaje nic innego, jak skorzystać z pomocy najbliższego komisariatu policji, która usunie faceta za próg mieszkania. Zanim uciekniesz się do takiej akcji, możesz jeszcze wypróbować stary chwyt skuteczny wobec niewypłacalnych lokatorów: w czasie, gdy on jest w pracy, wyrzuć za drzwi wszystkie jego rzeczy i zmień zamki. Mam nadzieję, że nie spotka Cię nigdy taka sytuacja, a unikniesz jej wtedy, gdy będziesz zdecydowana zakończyć w porę Wasz związek i nie cofniesz raz wypowiedzianych słów. Facet co najwyżej straci trochę czasu, jeśli żarzyć się będzie w nim choć nikły płomyk nadziei, że zmienisz zdanie. Choć brzmi to okrutnie, nie wolno Ci nigdy dawać mu nawet cienia nadziei.
Po tych radykalnych posunięciach następują rozmowy telefoniczne i listy. Jeśli on nadal Cię kocha, tak łatwo nie zrezygnuje i nie spodziewaj się tego po nim. Czułabyś to samo, gdyby to Twój ukochany próbował usunąć Cię ze swojego życia. Ale znów musisz być nieugięta. Nie wyrażaj zgody na żadne spotkanie „tylko dla omówienia spraw" albo „tylko na jeden kieliszeczek". Wszystko zostało już powiedziane i nie ma o czym dyskutować. Jeśli napisze list, uprzejmie odpisz, ale bądź chłodna i dość stanowcza, zachowaj jak najdalej idącą rezerwę:
Drogi Jack,
dziękuję za Twój list. Rozumiem, co czujesz i przykro mi, że Cię zraniłam. Moja decyzja jest jednak nieodwołalna. Nie chcę Cię więcej widywać. Było mi z Tobą dobrze, ale wszystko się skończyło i pragnę znaleźć w życiu coś nowego. Mam nadzieję, że odnajdziesz szczęście.
Pozdrowienia,
Jill
Muszę przyznać, że nie mam zdania co do czegoś, co jedna z moich przyjaciółek nazywa bez ogródek „seksem na wielki finał". Powiedziała mi, że gdy zrywa z kochankiem zawsze idzie z nim do łóżka na ostatni, pożegnalny stosunek i jest wtedy szczególnie namiętna. „To lepsze – mówi – niż uścisk dłoni na do widzenia".
Decyzja o „wielkim finale" należy do Ciebie i uwarunkowana jest sytuacją, towarzyszącymi jej napięciami i podejściem partnera do tego pomysłu. Kiedy zasugerowałem innej znajomej dziewczynie, by zawsze kończyła znajomość ze swymi partnerami „wielkim finałem", odparła ze zdumieniem: „przecież oni wykopaliby mnie natychmiast za drzwi".
Nie dziwi mnie fakt, że niejeden „wielki finał" przemienia się w „wielki start". Tessa, 24-letnia dziewczyna z Rochester, opowiedziała mi następującą historię z jej życia:
„Z Christem i ze mną było rzeczywiście źle.Prawie ze sobą nie rozmawialiśmy i dość oczywiste stało się, że nasz związek rozpada się. Pewnie byliśmy oboje uparci i żadne z nas nie chciało przyznać pierwsze, że już się wszystko wypaliło, bo wtedy to drugie odwróciłoby się i powiedziało:»Aha, to ty myślisz, że to koniec, a ja wcale tak nie myślę, ale skoro tak czujesz…«Wiesz, o jaką kłótnię mi chodzi. Oddalaliśmy się od siebie, chyba dlatego, że byliśmy oboje zbyt pochłonięci pracą. Chris przeprowadzał wielką ankietę sondażową o zasięgu' ogólnokrajowym, która była niesamowicie ważna dla jego całej kariery. Gdyby jej wyniki przyniosły rozwiązania zgodne z jego oczekiwaniami, mógł liczyć na niemal natychmiastowy awans. A ja brałam udział w specjalnym seminarium dla nauczycieli pierwszych klas i miałam tyle roboty, że nie wiedziałam od czego zacząć.
Przez kilka tygodni prawie w ogóle się nie kochaliśmy. Jeśli już, to w milczeniu, bo oboje potrzebowaliśmy seksu i odprężenia, ale było to równie romantyczne i pozbawione głębszej treści jak mycie zębów czy drapanie się pod pachą.
W którąś niedzielę po południu stwierdziłam, że mam tego dość. Chris pracował nad tą cholerną ankietą i przez cały dzień nie odezwał się ani słowem. Co miałam zrobić? Zamienić się w niemą zakonnicę tylko dlatego, że jakiś procent obywateli USA akurat preferuje pewien gatunek płatków zbożowych na śniadanie, a inni ankietowani nie mogą znieść ich widoku?
Podeszłam do Chrisa i powiedziałam:»To już«. On spytał:»Co już?«A ja odparłam:»To już. Już koniec z nami. Z tobą i ze mną. Zbieraj swoje manatki i wracaj do domu«.
Nadal się nie odzywał. Pozbierał książki i płyty, ustawił je na kupkach obok swojego samochodu i wyglądało, że pogodził się z całą tą sytuacją. Byłam nawet zadowolona, bo gdyby zaczął się kłócić, nie potrafiłabym powstrzymać się od płaczu.
Stałam w kuchni, kiedy skończył zbierać swoje rzeczy. Wziął mnie za rękę i powiedział:»Tessa, moim zdaniem powinniśmy coś zrobić, bo byliśmy ze sobą przez dwa lata i głupio będzie, jeśli rozstaniemy się tak po prostu, bez tego«.
Spytałam:»Co masz na myśli?«, chociaż doskonale wiedziałam, o co mu chodzi.»Chodź do łóżka. Ostatni raz«- powiedział.
Drżałam wchodząc z nim do sypialni. Okna były zasłonięte, w środku było chłodno i ciemno. Chris stanął przede mną i rozebrał się. Jego penis był sztywny i wzwiedziony. Nie mogłam opędzić się od myśli, że widzę go po raz ostatni i za chwilę ostatni raz go dotknę. Chris ściągnął ze mnie tunikę, dżinsy i tenisówki. Zawsze śmiał się, że noszę tenisówki i teraz też uśmiechnął się, gdy je zdejmował. Powstrzymywałam łzy jak tylko umiałam, ale czułam jak wbrew mojej woli spływają mi po policzkach. Chris zdawał się tego nie zauważać. Pocałował mnie w policzek, jego usta były mokre od moich łez, ale nie wypowiedział ani słowa.
Weszliśmy do łóżka i on pieścił moje piersi, a między palcami okręcał brodawki. Stały się – twarde, a on je delikatnie przyszczypywał, dostarczając mi pieszczot, o jakich już prawie zapomniałam. Mam bardzo wrażliwe piersi, to znaczy zwykle pod wpływem pieszczot bardzo szybko się podniecam. I choć czułam się spięta i zdenerwowana, ręce Chrisa sprawiły, że ogarnęła mnie fala ciepła i podniecenia.
Wodził dłońmi po moim całym ciele i wokół ud. I wiesz co, to mnie zaczęło podniecać tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Wcale nie chodziło o to, że dotąd tego nie próbował, albo że był w łóżku leniwy czy coś w tym rodzaju, chociaż nie jeden raz mógł się bardziej wysilić. Ale podniecało mnie to dlatego, że wszystko między nami się skończyło i po raz pierwszy w ciągu tych dwóch lat nie mieliśmy już wobec siebie żadnych zobowiązań. Mogliśmy całkiem dowolnie się kochać, bo i tak jutro nie miało to znaczenia, skoro wszystko kończyło się dzisiaj.
Uklęknął między moimi nogami i zanurzył tam swój język. Lizał mnie tak długo aż poczułam, że moja łechtaczka jest równie twarda i wzwiedziona jak jego penis, a w końcu musiałam schylić się po niego i przytulić go do siebie, bo potrzebowałam jego penisa w mej pochwie. Trzymałam go w ręku, jego penisa, który był tak twardy, że prawie nie udawało mi się objąć go palcami. Chwyciłam go w obie dłonie i szeroko rozłożyłam nogi, po czym wprowadziłam go między uda, jak jeden z bohaterów Szekspira, który rzuca się na innego ze sztyletem. A ja nadziałam swoją cipkę na jego wielki, twardy członek, objęłam Chrisa ramionami i chwyciłam jego krępe, muskularne pośladki, przyciągając go najgłębiej jak mogłam ku sobie. Naparłam trochę zbyt mocno, bo poczułam ból, ale wtedy właśnie tego chciałam.
Kopulowaliśmy jak zwykle w milczeniu, ale tym razem to milczenie miało inną niż kiedykolwiek przedtem wymowę. Nie odzywaliśmy się, bo nasłuchiwaliśmy swych wzajemnych reakcji i sprawdzaliśmy tempo naszych oddechów. Chris pompował mnie w tak pięknym stylu, jakby to był jakiś egzotyczny taniec. I zarazem erotyczny. Jego penis wślizgiwał się do środka i wyślizgiwał ze mnie pod najróżniejszymi, skomplikowanymi kątami i pobudzał mnie na najrozmaitsze sposoby. Już wkrótce zdałam sobie sprawę, że jestem o wiele bardziej podniecona niż kiedykolwiek poprzednio, a wszystko to było jak sen.
Nie mam pojęcia, dlaczego na końcu Chris zrobił to, co zrobił, ale było to jakoś całkiem na miejscu. Właśnie gdy już dochodził do orgazmu, wyciągnął ze mnie penisa i trzymając go w dłoni wyrzucił na moich oczach całe białawe nasienie, spryskując nim pościel. Może chciał pozostawić na niej swój znak czy coś w tym stylu. Może po prostu chciał mi pokazać, jak się spuszcza. Patrzyłam jak sperma wypływa z czubka jego penisa, jakby w zwolnionym tempie i szybuje w powietrzu maleńkimi strumyczkami.
Przybliżyłam twarz do prześcieradła i zlizałam nasienie z łóżka. Wtedy zrozumiałam, że nie potrzebuję żadnych znaków ani pamiątek od Chrisa, lecz jego samego. Przez cały czas miałam dziwny orgazm, przypominający małe trzęsienie ziemi, rozpoczynające się od niewielkich drgań, a w chwili gdy na kolanach czołgałam się po łóżku, zlizując nasienie, już traciłam oddech i trzęsłam się cała, zesztywniała w konwulsjach.
Przez dłuższy czas oboje leżeliśmy w ciemnościach. Potem powiedziałam:»Chris?«A on spytał:»Co?«. I wtedy poprosiłam:»Zostań! Niech będzie zawsze jak teraz i zostań«, a on odparł:»Dobrze, zostaję«. I to wszystko.
Czasami jest równie dobrze jak za»ostatnim«razem, a czasami nie, ale tamtego dnia wystraszyliśmy się, że stracimy się nawzajem i zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo potrafimy okazać sobie miłość, jeśli tylko spóbujemy. Więc ostatnio naprawdę się staramy."…
Nie oczekuj jednak, że „seks na wielki finał" ma magiczną moc rozwiązywania problemów każdej pary. Czasami jest skuteczny, ponieważ żaden z partnerów niczego się po nim nie spodziewa. Wypróbuj go, jeśli masz ochotę, ale niech Ci się nie zdaje, że fajerwerki rozświetlą niebo, fale przetoczą się po plaży, a na horyzoncie pojawi się Rhett Butler. Na ogół „wielki finał" kończy się tym, że jeden z partnerów jest jeszcze bardziej rozczarowany niż wcześniej. Wiem, jak to jest, bo sam raz spróbowałem.
Ażeby dojść do siebie po stracie ukochanego, potrzeba nieco czasu. Chodź na przyjęcia, odwiedzaj przyjaciół, udzielaj się towarzysko i bądź wesoła, ale od czasu do czasu pozwól sobie na pewną niewielką dawkę dobrej, staroświeckiej chandry. Ona też należy do procesu leczenia ran, podobnie jak samotny spacer po parku w zimowe popołudnie i łzy kapiące na taflę zamarzniętego jeziora.
Gdy znajdziesz innego mężczyznę (a jest to nieuniknione, bo w końcu przeczytałaś tę książkę; skoro ją przeczytałaś, to wiesz, jak można każdemu sprawić przyjemność), nie próbuj obarczać go za bardzo smutkami Twego minionego związku. Na pewno będzie chciał czegoś się o nim dowiedzieć, bo w ten sposób lepiej pozna Ciebie i Twoją osobowość, a także przekona się, że jesteś zdolna do głębokiej i trwałej miłości.
Ale nie opowiadaj bez końca o panu Byłym Ukochanym, bo zaczniesz mu grać na nerwach i będzie się zastanawiał, czy przypadkiem nie żywisz do ekspartnera jakichś uczuć. Mężczyźni lubią, gdy uważa się ich za tolerancyjnych i wyrozumiałych wobec swych poprzedników, ale zasadniczo są bardzo zazdrośni i podejrzliwi. Oczywiście, zaprzeczą temu – ale ja ich za dobrze znam i wiem, że tak jest, bo i ja jestem mężczyzną.
I jeszcze jedna mądra rada. Nie rzucaj oszczerstw na byłego ukochanego wobec jego następcy. Ten drugi być może odczuje coś w rodzaju satysfakcji słysząc, że jego poprzednik miał mniejszego penisa, nie był w połowie tak wykształcony jak on, nie dorównywał mu pewnością siebie, siłą uczucia ani przystojnym wyglądem. Lepiej jednak będzie dla nowego związku, jeśli powiesz prawdę. Powiedz nowemu ukochanemu, że naprawdę kochałaś jego poprzednika, że był z niego fajny facet, ale jakoś się zwyczajnie nie ułożyło.
Jeśli bowiem nie okażesz lojalności wobec mężczyzny, którego zostawiłaś, Twój nowy partner zacznie zastanawiać się, co powiesz o nim następnemu w kolejce. Opowieść o poprzednim żałosnym „do widzenia" wcale nie oznacza jeszcze wypowiedzenia nowego, radosnego „dzień dobry". Comprende?