ROZDZIAŁ 12

W ciągu następnych godzin Christine nabrała jeszcze większego szacunku do ludzi pracujących przy akcjach ratowniczych. Zawsze podziwiała ich za poświęcenie i gotowość harowania przez długie godziny w ciężkich warunkach. Jednak dopiero własne krzyczące z bólu mięśnie nóg i poobcierane do żywego ręce dały jej pełne wyobrażenie o ich wysiłku.

– Trzymasz się? – zapytał Alec, gdy przyłączył się do niej w bazie, którą zorganizowali obok helikoptera.

Maszyna osłaniała ich przed wiatrem, który w miarę upływu dnia przybierał na sile.

– Szczerze mówiąc, przydałaby mi się trzygodzinna sesja masażu i moczenia się w gorącej kąpieli. – Sięgnęła po termos i nalała im obojgu gorącej kawy.

– To się da załatwić. – Uśmiechnął się, biorąc kubek, a potem poklepał podłogę śmigłowca. – Chodź, Buddy. Obejrzę twoje łapy.

Buddy wskoczył do pojazdu. Wyglądał na wycieńczonego. Dyszał, gdy Alec oglądał każdą łapę, a potem spryskał mu poduszki olejem, żeby nie przywierał do nich lód.

Kiedy Alec zajmował się psem, Christine obserwowała wysiłki ekipy poszukiwawczej. Ochotnicy utworzyli linię u podnóża lawiniska i systematycznie przesuwali się w górę, badając lód metalowymi prętami. Lawinisko tak stwardniało, że złamali już kilka prętów. Ostre nachylenie i nierówny grunt sprawiały, że praca się wlokła i była wyczerpująca.

Christine spojrzała na zniszczone rękawiczki narciarskie.

– Zniszczyłam je.

– Dlatego wozimy ze sobą zapasowe. – Oparł się biodrem o helikopter i razem z nią popatrzył na resztę ekipy. Dwóch innych treserów pracowało z pasami powyżej, tam gdzie znaleźli już jedną ofiarę.

– Jak oceniasz, ile to może potrwać? – zapytała.

– Kilka minut, godzin, dni.

Zdjął okulary, żeby potrzeć oczy. Wyglądał na wykończonego i zdała sobie sprawę, że to pierwszy odpoczynek, jaki sobie zafundował, odkąd przylecieli pozostali.

– W najdłuższych poszukiwaniach lawinowych brałem udział jeszcze jako ochotnik. Przez pięć dni wydobyliśmy dwanaście ciał. Ale tam była niewielka przestrzeń, nie taka jak tutaj. Koordynator kazał nam założyć na lawinisku obóz, co jest zdecydowanie niebezpieczne, ale nie mieliśmy wyjścia. Okazało się, że nasz stół w jadalni stał na trzech ciałach.

– Serio? – Wykrzywiła się na samą myśl.

– Aha. – Podrapał Buddy’ego za uszami. – Ten tu koleś próbował nam to powiedzieć, ale koordynator stwierdził, że pies jest źle wyszkolony i żebrze o resztki ze stołu. Nie spierałem się, chociaż mnie kusiło. Psy do pracy w lawinach są nauczone, żeby ignorować jedzenie i reagować na zapach na przykład kremu do opalania. Ale byliśmy z Buddym nowi w ekipie, więc trzymałem język za zębami. Okazało się, że Buddy miał rację. Prawda, stary?

Buddy liznął Aleca w twarz. Christine uśmiechnęła się, widząc ich wzajemną miłość.

– Dobra, dość już. Bez języczka. – Alec pogroził psu palcem. – Tak to całować może mnie tylko Christine. Zrozumiano? – Buddy spojrzał na pana z wielbieniem, a Alec zmierzwił mu sierść. – Tamta akcja nauczyła mnie, żeby bardziej mu ufać. Chyba że w grę wchodzą zające, jak to zdarzyło się wcześniej.

– Zające?

– Pracowaliśmy na drugim końcu lawiniska, nad urwiskiem, i wypłoszyliśmy zająca wielkouchego. To wielka słabość Buddy’ego.

Buddy zastrzygł uszami na dźwięk słowa „zając”, zaszczekał i zaczął się kręcić w miejscu.

– Widzisz? Ma obsesję na ich punkcie. – Alec pokręcił głową. – Pracowaliśmy nad tym i myślałem, że mu trochę przeszło, ale gdzie tam. Tylko zobaczy zająca, a już jest gotowy biec i całkiem zapomina o poszukiwaniach.

– Jesteś pewien, że to przez zająca zaczął szczekać?

– Hm? – Alec uniósł brew.

– Sam przed chwilą powiedziałeś, że powinieneś mu bardziej ufać.

– Ale… to nie ma sensu. – Spojrzał w stronę urwiska parę metrów dalej.

Lawina zatrzymała się dobry kawałek przed brzegiem. Logika mówiła, że każdy porwany przez lawinę powinien w niej ugrzęznąć. Ale jeśli idzie o świat natury, wszystko było możliwe. Nawet coś nielogicznego.

– A niech to! – Wyprostował się. Buddy natychmiast się skupił. Alec wskazał na urwisko. – Dobra, Buddy, szukaj!

Pies dosłownie wystrzelił. Czerwona kamizelka i złota sierść błysnęły na tle bieli śniegu. Nim Alec go dogonił, Buddy już stał na skraju i szczekał, patrząc w wąwóz. Wiatr wył w kanionie, siekając igiełkami lodu.

– Odsuń się. – Alec wyciągnął rękę, gdy Christine stanęła za nim. – Ostatnie, czego nam trzeba, to kolejne usuwisko.

– Uważaj – powiedziała, stając na brzegu ubitego lodu.

Alec szedł centymetr za centymetrem, ostrożnie badając śnieg. Wąwóz był głęboki, poszarpane uskoki schodziły ścianą aż do rzeki poniżej. Wyciągał stąd już niejednego niefortunnego wspinacza. Wydobycie stamtąd ciała zimą będzie jeszcze większym wyzwaniem.

Doszedł do skraju, wychylił się i najpierw dostrzegł skuter śnieżny na dnie kanionu. Wychylił się mocniej i zobaczył niecałe pięć metrów niżej występ skalny, a na nim czwartą ofiarę. Powykręcane ciało.

– No kto by pomyślał! – Odwrócił się, gwizdnął, a potem pomachał. Ochotnicy zatrzymali się i spojrzeli w jego kierunku. – Znalazłem go!

– Żyje? – Christine zapytała, kiedy Alec wrócił na ubity śnieg.

– Trudno powiedzieć, być może. Wszyscy pospieszyli ku nim.

Podniecenie i niepokój rozbłysły na twarzach pozostałych, gdy zadawali to samo pytanie co Christine.

– Nie podchodzić! – ostrzegł. – Nie ufam temu śniegowi. Nasz człowiek jest na urwisku, niedaleko. Aaron, Jeff. – Wybrał dwóch najlepszych wspinaczy. – Przygotujcie się.

– Co mogę zrobić? – zapytała Christine, kiedy Alec ruszył z powrotem do helikoptera.

– Módl się – odparł i mijając ją, ścisnął jej rękę.

Pokiwała głową wściekła, że nic więcej nie może, ale nie była na tyle nierozsądna, aby im przeszkadzać. Jej świat to pogotowie, to był teren Aleca.

Mężczyźni wrócili z linami i noszami. Odsunęła się, szarpiąc zębami zniszczoną rękawiczkę, kiedy Alec i Aaron zaczęli zjeżdżać urwiskiem. Jeff został na górze i pomagał spuszczać nosze. Przy wietrze wyjącym w wąwozie mężczyźni musieli krzyczeć, żeby się porozumieć. Mimo to i tak ledwie słyszała Jeffa.

Po kilku ciągnących się w nieskończoność chwilach Jeff odwrócił się do grupy z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Wygląda na to, że potrzebny będzie jeszcze jeden helikopter medyczny.

Wszyscy się rozpromienili i zaczęli poklepywać. Christine ulżyło. Przycisnęła ręce do ust i w duchu dziękowała Bogu. Gdyby tylko mogła tam zejść, pracować przy pacjencie, a nie stać z boku. Ale kiedy wyobraziła sobie Aleca wiszącego na linie, doszła do wniosku, że tak jest lepiej. Dla pociechy pogłaskała Buddy’ego.

– Świetnie się sprawiłeś, stary. Doskonała robota.

Dyszał zgodnie, a potem spojrzał na miejsce, gdzie zniknął Alec.

Śmigłowiec nadleciał akurat wtedy, gdy wyciągnięto na górę nosze z mężem Jenny. Aaron i Jeff pomogli Alecowi przesunąć je na bezpieczny grunt. Christine podbiegła.

– W jakim jest stanie?

– Hipotermia i mnóstwo złamań, ale żyje. – Alec otarł czoło. Z trudem oddychał. – Biorąc to wszystko pod uwagę, miał szczęście.

Ekipa z helikoptera wkroczyła do akcji i Christine się odsunęła. Patrzyła, jak ładują nosze do maszyny, startują i lecą z powrotem.

Stała przez chwilę, osłaniając oczy przed słońcem. Alec dołączył do niej i obserwował, jak śmigłowiec znika.

– Cztery na cztery – powiedział. – Jesteśmy super, nie?

– Tak jest, proszę pana, zdecydowanie!

Śmiejąc się, objęła go. Uniósł ją i okręcił. Kiedy ją postawił na ziemi, zwrócił się do reszty:

– Do pubu! Stawiam pierwszą kolejkę! Wszyscy wiwatowali.

Kiedy ruszyli do helikoptera ramię w ramię, uśmiechnęła się do Aleca pełna podziwu. Przechylił głowę, przyglądając się jej twarzy.

– O co chodzi?

– Tak sobie pomyślałam, że naprawdę wiesz, jak zafundować dziewczynie świetną zabawę na pierwszej randce.

Objął ją ze śmiechem.


W pubie wybuchły oklaski, kiedy tylko Alec wszedł do środka. Christine zamrugała zaskoczona, gdy rozległy się gwizdy.

– Dzięki, dzięki. – Alec pomachał do tłumu stojącego przy kominku, rewelacyjnie udając Elvisa. – Wielkie dzięki.

– Często masz owacje na stojąco, co? – zapytała, gdy minęli ich ochotnicy zdejmujący kurtki i rękawiczki.

– Czasem. A ty?

– Nigdy. – Zdjęła kurtkę, a potem zadrżała, czując zimno bijące od drzwi.

– To szkoda. Chociaż pewnie nie pracujesz dla oklasków.

– Oklasków?

– Ci ludzie słuchają relacji z akcji ratowniczych tak jak inni transmisji z meczów baseballowych.

Przyciągnął ją do siebie i potarł jej ramiona, żeby rozgrzać.

– Świetna robota, Hunter. – Steve klepnął Aleca w plecy.

Dziś miał na sobie mundur szeryfa, broń i krótkofalówkę na biodrze.

Christine rozejrzała się, gdy mężczyźni się zagadali, i zobaczyła czterech strażaków, dwóch strażników leśnych i kilkoro mężczyzn i kobiet w cywilu. Urlopowicze przy stolikach patrzyli z nieskrywaną ciekawością na świeżo przybyłych, którzy przybijali piątki. Steve odwrócił się do Christine i wyciągnął rękę.

– Dzięki, że poświęcasz urlop, aby nam pomóc. Ekipa ze śmigłowca mówi, że jesteś świetnym lekarzem w terenie.

– Dziękuję. – Uścisnęła jego dłoń.

– Jest niezła. – Alec przycisnął ją mocniej, obejmując za ramiona.

– Niezła? – Szturchnęła go łokciem w żebro. Jęknął na pokaz, a potem poprowadził ją do kominka.

– Kto chce piwa? – Rozległy się okrzyki i kilka osób podniosło rękę. Odwrócił się do niej. – A ty? Może być piwo? Czy wolisz coś innego?

– Piwo. – Skinęła głową, ciesząc się z ciepła bijącego od ognia. Jasne płomienie buzowały na pniakach, a w powietrzu unosił się zapach dymu. – Zdecydowanie.

– Harvey! – zawołał Alec do barmana. – Trzy dzbanki na mój rachunek. Potem każdy płaci za siebie.

– Jasne. – Barman zaczął nalewać z beczki.

– Jakieś wieści ze szpitala? – Alec zapytał Steve’a.

Christine krzyknęła z zaskoczenia, kiedy Alec pociągnął ją w dół, żeby usiadła razem z nim. Szeroki fotel z łatwością pomieścił ich oboje, ale musieli się ścisnąć. Przesunął jej nogi tak, żeby przerzuciła mu je przez udo i złapał ją w talii. Przez ułamek sekundy chciała zaprotestować, ale potem oparła się wygodniej.

– Jak na razie głównie dobre. – Steve usiadł przy kamiennym kominku plecami do ognia, a Buddy wyciągnął się na podłodze na zasłużony odpoczynek. – Kobieta ze wstrząsem odzyskała przytomność i jej stan jest stabilny. Pierwszy uratowany mężczyzna już nie jest na operacyjnej, ale nadal leży na intensywnej terapii.

– A paraliż nóg? – zapytała Christine, gdy zjawiła się kelnerka z kuflami i dzbankami.

Steve machnął ręką na proponowane piwo, bo trzymał kubek z kawą.

– Nic pewnego.

– A Paul? – Christine wzięła kufel piwa. – Ten ostatni?

– Nadal go operują, ale powinien się wylizać.

– Bogu dzięki. – Rozluźniła się. – Mogę sobie wyobrazić, jak ulżyło jego żonie.

Alec westchnął.

– Mogę tylko powiedzieć, że to o wiele lepsze, niż wysłuchiwać, jak rodzina dziękuje za znalezienie ciała i wyjaśnienie sprawy.

Steve pokiwał głową.

– Albo pukanie do obcych drzwi z tak straszną nowiną.

– Albo bycie oskarżanym o to, że nie zrobiło się nic więcej – dodała Christine.

Przez chwilę cała trójka milczała, a potem Alec wzniósł kufel.

– Za szczęśliwe zakończenia!

– Chętnie za to wypiję. – Christine stuknęła się kuflem z Alekiem, a potem upiła porządny łyk zimnego spienionego piwa.

Wokół nich ludzie podsumowywali wydarzenia dnia i przypominali sobie poprzednie akcje. Piwo i jedzenie płynęło równym strumieniem dla ludzi, a miski z wodą i przysmaki przyniesiono psom.

– Ej, Alec? – Jeff zawołał ze swojego miejsca przy ogniu. Jego żona Linda czekała razem z innymi. Siedzieli razem tak samo jak Christine z Alekiem. – Pamiętasz, jak te dwie dziewczyny z college’u poszły na wspinaczkę i postanowiły zatrzymać się na ładnym płaskim występie, żeby się poopalać nago?

– Pewnie! – parsknął śmiechem.

– Serio? – Christine spojrzała mu w twarz.

– Okazało się, że wąż też tam się wygrzewał – wyjaśnił Alec. – Dziewczyny tak się spieszyły, żeby… hm… opuścić teren, że zostawiły ubranie i sprzęt. Utknęły na ścianie i nie mogły zejść.

Wszyscy przy kominku zaśmiali się i pokiwali głową do wspomnień.

– Zgadnij, ilu ochotników zjawiło się na wezwanie.

– Wszyscy? – zaryzykowała.

– I doszło jeszcze paru nowych! Ta historia zdziałała cuda, jeśli idzie o rekrutację nowych ludzi.

– No jasne.

Popołudnie powoli zmierzało ku wieczorowi, a historie płynęły dalej. Odurzona piwem i zmęczeniem oparła głowę na ramieniu Aleca i patrzyła na ogień. Leniwie głaskał ją po udzie, wywołując dreszcz pożądania w jej biodrach. Ktoś wrzucił do maszyny grającej w kącie kilka monet i wybrał powolną seksowną balladę. Kiedy muzyka grała, Alec głaskał ją po włosach.

– Ej – szepnął jej do ucha. – Chyba na mnie nie zaśniesz, co?

– Nie. – Uśmiechnęła się, myśląc, że jej ciało było jak najdalsze od tego. Uniosła głowę i spojrzała, jak płomienie oświetlają jego twarz. Żałowała, że nie są sami, bo wtedy mógłby ją pocałować długo i głęboko.

– Zatańczysz?

– Ach… – zawahał się, a potem dopowiedział cicho, tak żeby tylko ona mogła usłyszeć. – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, abym teraz wstawał.

Widząc jego zakłopotanie, zrozumiała, że jest więcej niż tylko trochę podniecony i nie zamierzał chwalić się tym stanem przed wszystkimi. Uśmiechnęła się powoli i seksownie. Zmrużyła powieki.

– To nie była prośba.

– Rozkazujesz mi? – Uniósł brwi.

– A to jakiś problem?

Przez chwilę siedział zaskoczony, spojrzał na swoje lędźwie, a potem z powrotem Christine w oczy.

– Najwyraźniej nie.

– Świetnie.

Zabrała nogi i wstała, a zaraz za nią płynnym ruchem podniósł się Alec. Złapał ją za biodra, żeby trzymać ją blisko przed sobą, gdy odsuwali się od kominka. Kilku ochotników zerknęło w ich stronę, ale szybko wrócili do rozmowy. Urlopowicze tłoczyli się przy stolikach, a parkiet był pusty. Kiedy ją przytulił, zorientowała się, jaki jest podniecony. Spojrzała szeroko otwartymi oczami i poczuła, że jej ciało jest jeszcze bardziej rozpalone.

– Mam jedno pytanie – zapytał, tańcząc blisko niej.

– Tak? – Odrzuciła włosy i starała się wyglądać na spokojną, chociaż tak naprawdę miała ochotę go dorwać tu i teraz, na parkiecie.

– Jak daleko posuniesz się z rozkazywaniem mi?

– Co masz na myśli?

– Cóż… – Między brwiami pojawiła mu się zmarszczka, gdy zastanawiał się nad odpowiedzią. – Czy w wieczornym programie przewidywane jest jakieś… żebranie?

Oniemiała.

– Nie… nie przyszło mi to do głowy.

– Och. – Jakby uszła z niego para. Zmrużyła oczy.

– A chcesz, żeby było?

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. Prowadził ją tak, że ich uda ocierały się o siebie. – Ja nigdy, no wiesz…

– Nie bawiłeś się w dominację? Sadomaso? Pokręcił głową i uniósł brew.

– A ty?

– Nie. – Zaśmiała się na samą myśl. – Wiem, że ludzie uważają, że lubię się rządzić, ale nie rozkazuję ludziom w ten sposób.

– Och. – Zmarszczył czoło. Przyjrzała mu się.

– A chcesz tego?

– Nie myślałem o tym. – Zrobił kolejny obrót, przyciągając ją bliżej. Poczuła, że jest jeszcze bardziej podniecony. – Ale moje ciało najwyraźniej jest zaintrygowane tym pomysłem.

Nie dało się tego ukryć! Oblizała usta, które nagłe zrobiły się suche.

– Więc jeśli, hm, każę ci prosić o, powiedzmy, przywilej rozkoszowania się moim ciałem, zrobisz to?

Przesunął dłonią po jej plecach i poczuła dreszcz rozkoszy.

– A prosisz o to?

Przysunęła się i musnęła ustami jego ucho.

– Może…

Pomylił krok i jęknął.

– Boże, wykończysz mnie.

– Serio? – Otarła się biodrem. – Wydajesz mi się bardzo żywy.

– To może być stężenie pośmiertne.

– Chcesz, żebym zmierzyła puls?

Jego twarz wydawała się napięta w słabym świetle baru.

– Chyba powinnaś.

Przycisnęła usta do jego szyi, polizała skórę czubkiem języka i poczuła, jak Alec mruczy. Odsunęła się z uśmiechem.

– Puls pacjenta jest mocny, ale przyspieszony.

– Bo zaraz dostanę zawału.

– Co za szczęście, że jestem lekarzem.

– Więc co zaleca lekarz?

– Pacjent powinien przejść badania.

– Jako wyszkolony ratownik medyczny muszę się zgodzić. Zatrzymał się nagle i złapał ją pewnie za rękę.

– Za mną. – Pociągnął ją z parkietu. – Buddy, do nogi! Idziemy do domu. – Pies powlókł się do nich. – Harvey – zawołał do barmana. – Wpadnę jutro.

– Dobra, stary.

Grupa przy kominku zdziwiła się.

– Wychodzisz? – zapytał Jeff.

– Aha. Odprowadzę doktor do domu, a potem skoczę do siebie. Steve skrzywił się.

– Od kiedy to pierwszy wychodzisz z imprezy?

– Pewnie się starzeję.

Alec uśmiechnął się szeroko, a Christine rzuciła mu gorące spojrzenie, kiedy wkładali kurtki.

Загрузка...