ROZDZIAŁ 2

Alec żałował, że Christine zażartowała na temat pocałunku, bo teraz nie potrafił myśleć o niczym innym. Odsunęli się od tłocznej okolicy wyciągu, żeby mógł powiedzieć jej o paru podstawowych rzeczach, ale z trudem skupiał się na nartach. To całkiem nowe zjawisko, zwykle żył nartami – to był jego pokarm, napitek i sen.

Automatycznie odklepał kawałek pod hasłem „przede wszystkim bezpieczeństwo”, a potem skupił się na jej sprzęcie.

– W porządku. Musisz cały czas pamiętać, że twoje nowe narty bardzo różnią się od tych, których używałaś czternaście lat temu.

– Tak, sprzedawca wspomniał o tym. – Jej twarz wyrażała pełne skupienie. Najwyraźniej Christine nie miała kłopotów z niewłaściwymi myślami. – Że dzięki temu, że są krótsze, ale szersze, łatwiej się skręca.

– Właśnie. Nie potrzeba już pracować ciałem, wystarczy właściwie przenieść ciężar ciała, o tak. – Pokazał jej, stając naprzeciwko.

Powtórzyła jego ruchy. To sprawiło, że popatrzył na jej ciało. Chociaż była okutana w gruby narciarski kombinezon, z łatwością wyobraził sobie jej sylwetkę: smukłą, wysoką i nagą. Zaczął fantazjować, jak całe jej ciało przycisnęłoby się do niego, gdyby zamknął usta na jej wargach w powolnym, głębokim, płomiennym pocałunku, który zacząłby się na stojąco, a skończyłby tym, że oboje leżeliby spoceni, zdyszani i całkowicie zaspokojeni. W porządku, normalna męska reakcja na piękną kobietę, uspokoił się, ale naprawdę musiał oderwać się od myśli o całowaniu jej.

– Dobrze. – Skinął głową. – Tylko mniej ruszaj ustami. Zamarła i spojrzała na niego.

– Ustami?

– Co? – Miło oszołomiony gapił się w jej błękitne oczy, aż dotarła do niego freudowska omyłka. – To znaczy biodrami. Mniej ruszaj biodrami.

Zerknęła na niego powątpiewająco, co sprawiło, że zaśmiał się z siebie. Dobra, teraz już wiedziała, o czym myślał. To było diabelnie zabawne, chociaż też dość niezręczne.

– Słuchaj – zaczął, odpychając się kijkami tak, żeby stanąć tyłem do stoku. – Może zjedziemy ten pierwszy kawałek spokojnie, żebyś mogła przyzwyczaić się do nowych nart, a potem zrobimy kilka ćwiczeń?

– Będziesz jechał tyłem?

– Jasne. Wtedy będę cię lepiej widział.

– Dobrze.

Przewróciła oczami, jakby był trochę stuknięty, ale spuściła gogle z kasku. Patrzył, jak niepewnie wchodzi w pierwsze zakręty.

– Za bardzo odchylasz się do tyłu. Niech golenie opierają się o przód butów.

– Wiem, wiem – warknęła bardziej wściekła na siebie niż na niego.

– Ramiona do przodu – powiedział i pokiwał głową, gdy szybko się poprawiła.

Zaraz potem wpadła w równy rytm, który aż go zadziwił. Dobra, więc ta kobieta wiedziała, jak jeździć na nartach i wcale nie straciła formy po czternastu latach przerwy na stoku.

– Przyspieszmy trochę.

Obrócił się przodem do stoku i zwiększył tempo zjazdu. Patrzył, jak Christine wchodzi w kolejne zakręty z rosnącą pewnością.

– Wjeżdżamy na bardziej stromy odcinek – krzyknął. – Masz skupić się na tym, żeby ciężar był z przodu. Nie odchylaj się do tyłu.

Pokiwała głową i skrzywiła się. Miała tak poważną minę, że Alec prawie się roześmiał. Czy nikt tej kobiecie nie powiedział, że jazda na nartach ma być zabawą? Nim zdążył to zrobić, przeskoczyli garb i dziewczyna wystrzeliła naprzód z odwagą, która go zaskoczyła. Instynkt kazał wielu narciarzom cofać się, co jak na ironię zwiększało prawdopodobieństwo utraty kontroli. Po tym, jak świrowała na wyciągu, spodziewał się, że na stoku będzie bardzo niepewna. W żadnym razie. Pruła naprzód na ugiętych kolanach, żeby przyjąć opór śniegu pod nartami.

Popędził za nią, a potem zwolnił, dopasowując się do jej tempa. Kiedy jechali niemal razem, z przyjemnością ją obserwował. Niech to diabli, jeśli tak jeździła pierwszego dnia, to wystarczy chwila, żeby nauczył ją jeździć jak błyskawica.

Zerknęła na niego. Poważny wyraz twarzy zniknął, gdy się uśmiechnęła.

To go wzięło nagle. W jednej chwili poczuł bliskość, gdy zobaczył w jej oczach własny zapał. Wiedział, że czuła ten sam dreszczyk, który on odczuwał przy każdej jeździe na nartach. Uniesienie, które sprawiało, że miał ochotę krzyczeć: „To jest wspaniałe!”.

Uwielbiał każdą chwilę szybowania w dół stoku. Jasne słońce odbijające się od śniegu, piękne drzewa rozmazujące się przed oczami, gdy mijał je w pędzie, rześkie powietrze uderzające w policzki.

Uśmiechnął się do niej…

A ona przewróciła się. I to z hukiem. Przekoziołkowała.

Serce mu zamarło, gdy próbował wyhamować jak najszybciej, ale i tak zatrzymał się daleko od niej. Odwrócił się i zobaczył, że Christine leży twarzą w śniegu, z rozrzuconymi ramionami. Narty i kijki poniewierały się ponad nią i poniżej. Ogarnął go strach, gdy się nie poruszyła.

– Christine! Nic ci nie jest?

Ku jego zdumieniu uniosła głowę i zaśmiała się jak wariatka. Gogle spadły i śnieg oblepił jej twarz i włosy.

– Mam się świetnie!

Spojrzał na nią zadziwiony przemianą, jaka zaszła w jej twarzy, gdy śmiała się tak beztrosko. Wcześniej uważał, że jest piękna, chociaż w pełen rezerwy sposób, ale teraz, gdy leżała rozciągnięta na ziemi jak szmaciana lalka, wyglądała… na szczęśliwą. A to dla niego znaczyło nawet więcej niż piękna. Bardziej niż zgrabne nogi podobał mu się radosny śmiech.

Zdołała się wygramolić na czworaka.

– Nie wierzę, że nie robiłam tego od tak dawna.

– Czego? Nie koziołkowałaś?

– Nie, nie jeździłam. – Przykucnęła i otrząsnęła się jak jego pies Buddy po kąpieli. – To taka zabawa!

– I pomyśleć, że to mnie ludzie nazywają szalonym – mruknął do siebie, a potem spojrzał na rozrzucony sprzęt, który ciągnął się za nią. – Niezła wyprzedaż podwórkowa!

Obejrzała się i roześmiała jeszcze głośniej.

– Masz ochotę coś kupić?

– Ile chcesz za kijek?

– Jest twój, jeśli znajdziesz drugi.

– Poczekaj… – Walcząc z grawitacją, zaczął się wspinać bokiem po stoku, żeby podejść do niej, gdy zbierała sprzęt.

Kiedy na nią patrzył, pomyślał nagle, że powinien zaprosić ją na randkę. Zastanawiał się, dlaczego nie wpadł na ten pomysł, gdy tylko ją zobaczył. Dobra, Bruce krzywił się, gdy instruktorzy podrywali uczennice, ale Alec nie był u niego na etacie.

Oto oni: atrakcyjna kobieta i sympatyczny facet. Nie było powodu, żeby nie zaproponował, aby po lekcji przyłączyła się do niego i reszty gangu w pubie St. Bernard.

Nadal szedł w jej kierunku, nabierając coraz większego entuzjazmu do tego pomysłu, kiedy banda nastolatków na snowboardach wyskoczyła zza wzgórza. Pędzili prosto na nią.

– Uważaj!

Rzuciła wiązankę przekleństw, gdy on machał rękoma jak szalony. Snowboardziści skręcili gwałtownie, żeby ich ominąć, i przelecieli z dziesięciokrotnie większą prędkością, niż jakikolwiek patrol narciarski by to zaaprobował. Kiedy ich minęli, spojrzał w miejsce, gdzie Christine się zwinęła, chowając głowę w ramionach.

– Co powiedziałaś?

– Nic – odparła z miną niewiniątka.

– Coś, że „wolę” i „cholewa”?

– Aha. – Znalazła w końcu obie narty. – Właśnie. Śnieg mi wpadł za cholewkę.

– A to nie było „ja pierdolę” i „niech to cholera”?

Zaparła się o kijek i wreszcie stanęła, a potem obróciła się do niego. Stając wyżej na stoku, z łatwością spojrzała na niego z góry z niewzruszoną wyniosłością.

– Czy ja wyglądam na kobietę, która używa takich słów?

– Nie. – Uśmiechnął się do niej. – Wyglądasz na księżniczkę, która używa takich słów.

– Ha!

Odrzuciła długie włosy do tyłu i zapięła narty. Po chwili szukania znalazła drugi kijek, a kiedy go wyciągała ze śniegu, zafundowała Alecowi naprawdę wspaniały pokaz gracji.

Aha, zdecydowanie powinien ją zaprosić.

Kiedy już miała wszystko, co trzeba, zjechała do niego. Policzki jej się zaróżowiły. Oddychała płytko z wysiłku.

– Dobra, jestem gotowa do dalszej jazdy.

– Mam lepszy pomysł. Może zrobimy sobie krótką przerwę? Żebyś złapała oddech?

– Nie… nie trzeba – wydyszała.

Uśmiechnął się, widząc, jaką twardą zawodniczkę odstawia.

– Więc może ja chwilę odetchnę.

– Jasne. – Rzuciła mu krzywy uśmieszek i Alec jeszcze bardziej zapragnął ją pocałować.

Mógł się oprzeć bogatemu kociakowi, ale nie kobiecie, która śmiała się po upadku i klęła jak szewc.

– Daj spokój, krótką chwilkę – upierał się.

– No dobra.

– Skąd jesteś? – zapytał, kiedy zjeżdżali powoli na bezpieczny teren przy drzewach.

– Z Austin.

– Serio? – Zatrzymał się na brzegu ścieżki. – Właściwie jesteśmy sąsiadami. Dorastałem w Elgin.

– Tak? – Jej oczy rozbłysły z zainteresowaniem. – Uwielbiam kiełbaski z Elgin.

– Najlepsze w Teksasie – odparł z dumą. – Z której części Austin?

– Hm. – Odwróciła wzrok jak ludzie, kiedy zamierzają skłamać. – Okolice Windsor/MoPac.

– Ach.

To go trochę przyhamowało. Nie skłamała, powiedziała prawdę, tylko że bardzo oględnie. W uprzejmy sposób dała do zrozumienia biednemu prostakowi, że dorastała w Tarrytown, jednej z najbardziej wytwornych dzielnic w Austin. Skoro tak to ujęła, jasne się stało, że Christine Ashton nie była po prostu bogata. Była obrzydliwe bogata. Kobiety z tej sfery, właściwie stratosfery, nie umawiały się ze śmieciami z przyczep. Ściślej mówiąc, nie wspomniał, że dorastał w przyczepie, ale tej klasy kobiety miały wbudowany radar wykrywający takich jak on.

Zastanawiał się, czy nie zarzucić pomysłu randki – przez jakiś ułamek sekundy – a potem wzruszył ramionami. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.

– Więc Austin, tak? Bujne życie nocne.

– Tak słyszałam. – Rozluźniła się i odpowiedziała mu uśmiechem. Tak, to zdecydowanie zielone światło.

– A sama nie wychodzisz?

– Nie, skąd – zachichotała Christine.

Pomyślała, że jedyne życie nocne, jakie widziała, to chorzy na ostrym dyżurze w Szpitalu Breckenridge. Ale nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać w czasie urlopu o stażu.

– A to szkoda. Każdy powinien korzystać z życia.

Spojrzał na nią tak, że zapomniała, o czym rozmawiali. Z drugiej strony kogo obchodzą słowa padające z jego ust, skoro jego oczy mówiły: „Jesteś śliczna. Podobasz mi się. Masz ochotę zrzucić te łaszki?”.

Policzki jej zapłonęły, gdy odwzajemniła jego uśmiech. „Może” – odpowiedziała mu spojrzeniem, chociaż w głowie rozległy się dzwonki alarmowe. Za każdym razem, gdy ktoś spodobał jej się od pierwszego wejrzenia, okazywał się nieudacznikiem. Po ostatnim katastrofalnym związku obiecała Maddy i Amy, że nie zacznie się z nikim spotykać, dopóki kandydat nie uzyska ich aprobaty. Właściwie to ona sama zmusiła przyjaciółki, żeby obiecały, że jej na to nie pozwolą. Jednak w takich chwilach, kiedy hormony się burzyły i tańczyły taniec radości w żyłach, trudno było pamiętać o tej obietnicy.

Odwrócił wzrok i nabrał głęboko powietrza, jakby chciał się uspokoić.

– Jeśli odzyskałaś już oddech, to może powinniśmy ruszać.

– Jestem gotowa, jeśli ty też – odparła, pozwalając sobie na żartobliwą dwuznaczność.

– Zawsze jestem gotowy. Uśmiechnął się szelmowsko.

Zaśmiała się. Niech to, ależ on przystojny! I zabawny. I wysoki! Niech Maddy i Amy zgodzą się na randkę, kiedy im o nim opowie.

– Co ci chodziło po głowie?

– Myślę, że powinniśmy zjechać na równiejszy teren i popracować nad twoją równowagą.

– Ponieważ jesteś moim instruktorem, oddaję się w twoje umiejętne ręce.

Następne półtorej godziny zamieniło się w najbardziej seksowną lekcję jazdy na nartach w historii świata – Christine była tego pewna. Między ćwiczeniami Alec zawsze wynajdywał pretekst, żeby stanąć za nią – jego narty obejmowały okrakiem jej – położyć ręce na jej biodrach i ramionach, poprawić postawę. Za każdym razem jego głos stawał się coraz niższy i bardziej chrapliwy, aż całe jej ciało rozdzwoniło się jak struna. Udało jej się nawet jeszcze dwa razy przejechać wyciągiem. Alec za każdym razem masował jej ręce bardzo przyjemnie, nie wspominając o tym, że także podniecająco.

Po trzecim zjeździe stanął u podnóża góry. Podjechała do niego.

– I to – rzekł, zdejmując gogle – zamyka naszą pierwszą lekcję.

– Już? – Odsunęła rękawiczkę, żeby zerknąć na zegarek. – O rety, czas płynie szybko, kiedy człowiek dobrze się bawi.

– To prawda. – Rzucił jej kolejne szelmowskie spojrzenie, który wprawił jej brzuch w tango. – Masz jakieś plany na resztę dnia?

Ups. Zamierzał ją zaprosić, ale nie mogła się zgodzić, dopóki nie dostanie pozwolenia od przyjaciółek. Jej libido domagało się, aby już się zgodziła, a pozwolenie uzyskała później. Jej przyjaciółki okazały się tak twarde, że od miesięcy nie była na żadnej randce. Ale ten na pewno by im się spodobał.

„Nie. Bądź twarda, Christine. Bądź twarda”.

– Ja, hm… – odchrząknęła. – Pomyślałam, że wrócę do mieszkania rodziców, rozmrożę się pod gorącym prysznicem i padnę na sofę.

To był najlepszy plan. Zwłaszcza że miała ogrom nauki do zbliżającego się końcowego egzaminu.

– Mam lepszy pomysł na odtajanie. – Skrzyżował ręce i oparł na kijku. – Zamierzam spotkać się z kilkoma kumplami w pubie. Co powiesz na ciepłą brandy przy kominku?

– Kuszące. – „Nawet bardzo”. – Ale nie. Nie mogę.

– Ej, tylko na chwilę. – Pochylił się, żeby zdjąć narty. – Moi kumple to eksperci, jeśli idzie o narty, na pewno podzielą się radami na temat zjazdu czarną trasą.

„To nie w porządku”. Jak miała się oprzeć jeszcze temu, skoro pociągał ją tak, że całe jej ciało drżało jak struna? Żeby zyskać na czasie, również pochyliła się i zdjęła narty.

– Chciałabym, serio, ale nie dziś. Możemy do tego wrócić? – Jasne.

Wyprostował się. Bogu dzięki, nie wyglądał na zniechęconego.

– Weź gorący prysznic, jak planowałaś, i ibuprofen na ból mięśni. Potem wyśpij się porządnie i pij dużo wody.

– Mówisz jak lekarz.

– Po prostu dbam o uczennicę. – Przerzucił kijki i narty przez ramię. – Do zobaczenia jutro. W tym samym miejscu o tej samej porze.

– Będę.

Patrząc, jak odchodzi, z trudem powstrzymała chęć, żeby zatańczyć i wykrzyknąć „Tak!”. Z pewnością skończy się randkowa posucha.


Po szybkim prysznicu Christine wciągnęła dżinsy i wypłowiałą pomarańczową bluzę ze znaczkiem college’u – białym teksaskim bykiem. Rozmyślała gorączkowo, gdy próbowała napisać do przyjaciółek e – maila, dzięki któremu dostałaby od nich pozwolenie. Zbiegła po schodach z poddasza obok sypialni dla gości do głównego salonu.

Jak w przypadku większości budynków w Silver Mountain na poziomie ulicy znajdowały się głównie sklepy i restauracje, a mieszkania były na piętrze. Przeszklona ściana przed nią otwierała się na taras. Rozciągały się za nią wspaniałe widoki na góry.

Laptop czekał na stoliku do kawy, na pudełku po wczorajszej pizzy. Najpierw kawa, pomyślała i skręciła do kuchni. Kawa zaparzyła się w ekspresie, gdy Christine brała prysznic. Teraz trzeba było tylko znaleźć stosownie duży kubek. Niestety w szafkach stały jedynie żałośnie małe porcelanowe filiżanki z kruchymi uszkami. Zrezygnowana nalała kawy do jednej z nich i zaniosła do salonu.

Chociaż mieszkanie nie było tak eleganckie jak główna rezydencja Ashtonów w Austin, wystrój wnętrza bardziej pasował do angielskiej bawialni niż chaty narciarskiej. Taki jednak styl preferowała matka Christine.

Przestępując nad butami, które zrzuciła wczoraj wieczorem, przycisnęła włącznik w ścianie, by zapalić gazowy kominek. Płomienie natychmiast objęły imitacje polan bezpiecznie oddzielonych od mieszkania szybą. Pomyślała, że w tej samej chwili Alec Hunter siedzi przed prawdziwym kominkiem w zatłoczonym pubie, otoczony przez przyjaciół i śmiech, a wokół powietrze pachnie dymem i smażeniną.

Jeśli w następnych minutach wszystko ułoży się jak trzeba, jutro przyłączy do niego.

Zdeterminowana usiadła na sofie i otworzyła laptopa. Co napisać?

Komputerowy zegar wskazywał czwartą piętnaście czasu w Austin, co oznaczało trzecią piętnaście tutaj. Idealnie. Odkąd Maddy przeprowadziła się do Santa Fe, nabrały nawyku włączania się o tej godzinie do sieci. Amy siedziała jeszcze przy biurku w swojej firmie Podróżujące Nianie, która organizował opiekunki dla dzieci bogaczy, a nawet gwiazd, na czas wyjazdów urlopowych. Maddy z kolei robiła sobie zwykle przerwę w pracy przy sztalugach, a Christine do niedawna dopiero wstawała i szykowała się do nocnego dyżuru w szpitalu.

E – maile to nie to samo co babskie lunche i wypady do kina, które urządzały sobie od dziesięciu lat, odkąd skończyły college, ale były niewiele gorsze. Po chwili zastanowienia zdecydowała się zacząć od czegoś, co na pewno wywoła pozytywną reakcję. Napisała „Udało mi się” w temacie wiadomości.

Wiadomość: Przejechałam się wyciągiem! Trzy razy!

Maddy pierwsza zareagowała: Juhuu! A teraz opowiadaj ze szczegółami.

Amy zareagowała tuż potem: Wiedziałam, że ci się uda. Jestem z ciebie taka dumna.

Christine zastanawiała się nad odpowiedzią, żeby była dokładnie taka jak trzeba, gdy już naciśnie „wyślij”. Zaczęła od: Właściwie nie było tak ile, jak się bałam po pierwszej jeździe. Głównie dzięki instruktorowi.

To był dobry początek. Co teraz? Napisała: Jest taki przystojny! A potem jęknęła i skasowała tę linijkę. Za każdym razem, gdy zaczynała od opisu powierzchowności, jej szanse na uzyskanie aprobaty gwałtownie spadały.

Zamyśliła się, patrząc na ekran, rozluźniła palce, a potem spróbowała ponownie: Naprawdę polubiłam tego faceta. Wam pewnie też by się spodobał. Nazywa się Alec Hunter. To prawdziwy zawodowiec, ale nie nadęty. Nie pamiętam, kiedy ostatnio się śmiałam tyle razy, ile w ciągu tego jednego popołudnia. Ale najwspanialszy był na wyciągu, kiedy odwracał moją uwagę od wysokości i starał się mnie uspokoić. Jest opiekuńczy i uważny, a także zabawny. Chciałabym się z nim umówić, jeśli się zgodzicie, a na pewno się zgodzicie, bo to naprawdę świetny facet.

Przeczytała wiadomość kilka razy, zastanawiając się, czy nie chwali Aleca zbyt przesadnie. Ale napisała szczerą prawdę. Wzięła się w garść i wysłała wiadomość.

I czekała.

Sekundy upływały. Złożyła ręce i palcami dotknęła ust.

W końcu przyszła odpowiedź od Maddy: Pisząc „zawodowiec”, mam nadzieję, że miałaś na myśli, że ma stałą pracę. Bo wczoraj wspomniałaś, że instruktor, którego ci załatwili, nie pracuje dla szkółki narciarskiej. Wyświadcza tylko przysługę przyjacielowi. Więc czym się zajmuje?

Cholera! Skrzywiła się, pisząc: Właściwie to nie bardzo wiem. Zapomniałam zapytać.

Maddy: Christine! Mamy przygotować ci listę z minimalnymi wymaganiami?

Wściekła na siebie, bo pewnie zawaliła sprawę, odpaliła: Może powinnyście zrobić druczek do wypełniania dla moich potencjalnych facetów.

Maddy: To nie taki zły pomysł!

Christine: Właśnie, że zły! To zaczyna być śmieszne. Przez ostatnie dwa lata spotykałam się z tylko z totalnymi dupkami, którzy zanudzali mnie na śmierć, nim jeszcze skończyła się kolacja.

Maddy: To dlatego, że ty zawsze przesadzasz. Albo wybierasz sztywniaków i czujesz, że nie możesz być przy nich sobą, albo łazęgi, których przygarniasz do domu. Chociaż ta druga grupa jest o niebo zabawniejsza, to objada cię, pożycza pieniądze i w końcu zostawia z poczuciem, że zostałaś wykorzystana. Wiem, że masz miękkie serce, że chcesz uleczyć każdą ranę, ale mężczyźni to nie szczeniaki. Nie możesz ich zabierać do domu, bo są milutcy i bez dachu nad głową, a ty myślisz, że naprawisz wszystkie ich problemy. Nie możesz znaleźć kogoś pomiędzy tymi skrajnościami? Kogoś zabawnego ORAZ odpowiedzialnego?

– Najwyraźniej nie – burknęła do siebie Christine.

Wtedy ją olśniło: Skąd mamy wiedzieć, czy Alec nie jest i zabawny, i odpowiedzialny? Hę? To, że zapomniałam zapytać go o pracę, nie znaczy, że jej nie ma. Poza tym nie zamierzam wychodzić za tego faceta. Chryste, będę tu tylko trzy tygodnie. Daj spokój, Mad. Mam urlop i byłam taka grzeczna. Nie mogę się trochę zabawić? To jakby przerwać dietę dla jednego czekoladowego obżarstwa. Każdy czasem musi się poobżerać. Nawet w książkach z dietami tak piszą.

Maddy: Tam piszą, że każdy od czasu do czasu może sprawić sobie przyjemność, a nie obżerać się! Po obżarstwie boli cię brzuch i następnego dnia nienawidzisz siebie.

Christine: Obiecuję, że mnie się to nie przydarzy. A nawet jeśli, to nie będę miała do was pretensji. Mówię wam, to naprawdę przystojny, zabawny i powalająco seksowny facet.

Maddy: Amy! Przemów tej kobiecie od rozumu, błagam!

Minęło kilka sekund, nim pojawiła się spokojna i rozsądna reakcja Amy: Właściwie to zgadzam się z Christine. Nie dowiemy się, czy on jest nieodpowiedni dla Christine, dopóki nie zdobędziemy dalszych informacji. Powinnyśmy wstrzymać się z oceną do jutrzejszej lekcji, kiedy będzie mogła więcej się o nim dowiedzieć.

Christine pokazała język listowi od Maddy: Widzisz? Matka Amy Zgadza się ze mną.

Amy: Niemniej Maddy też ma rację, Christine. Przeszłam tyle diet, że wiem, iż obżeranie się nie służy. Potem przy następnej pokusie jeszcze trudniej się powstrzymać. Więc obiecaj, że jeśli odkryjesz, że to nieudacznik, nie spotkasz się z nim, dobrze? Choćby nie wiadomo jak seksowny był.

Christine: Niech wam będzie, w porządku. Boże, ale jesteście brzytwy.

Amy: Bo cię kochamy. Kiedy ktoś cię rani, nas też to boli.

Christine ogarnęło poczucie winy: Wiem. Macie rację, jakieś rady, jak oprzeć się pokusie, gdy naprawdę mnie najdzie?

Maddy: Ja coś mam. Właściwie to wariacja na temat tego, co powiedziałaś mi, gdy przyjechałam do Santa Fe i chciałam podwinąć pod siebie ogon i wracać do domu. Skup się na celu, na tym, po co tam pojechałaś. Masz przezwyciężyć łęk wysokości i prześcignąć brata na stoku. Po drugie przeczytaj raz jeszcze rozdział z książki Jane. Nie ten, który ty kazałaś mi przeczytać, ale ten o mądrych kobietach, które dokonują głupich wyborów.

Amy: Popieram tę radę.

Christine: Dzięki. Naprawdę was kocham. Nawet kiedy psujecie zabawę.

Z westchnieniem Christine wylogowała się, a potem spojrzała na stos przywiezionych książek medycznych. Powinna się pouczyć, ale idąc za radą Maddy, sięgnęła po poradnik Jane – Jak wieść idealne życie. Chociaż złościło ją to, że Jane wykorzystała je jako przykłady, ta książka dziwnie ją przyciągała. Łapała się na tym, że co rusz do niej wraca, szukając perełek mądrości, które od czasu do czasu odnajdywała między powielanymi oczywistościami.

W połowie rozdziału, który zaleciła jej Maddy, zagapiła się na słowa, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu. Nie tylko w rozdziale o strachu Jane wykorzystała ją jako przykład, ale także w tym! To nie było tak oczywiste, ale miała to przed sobą czarno na białym. Jane Redding pisała o Christine w każdym akapicie rozdziału pod tytułem Mądre kobiety i głupie wybory.

Z trzaskiem zamknęła książkę i rzuciła ją na bok. Dość tego! Maddy i Amy miały rację. Absolutnie musiała skończyć z mężczyznami, którzy byli albo zbyt nadęci, albo absolutnie nieodpowiedzialni.

Gdzieś musiał być mężczyzna odpowiedni dla niej. Miała tylko nadzieję, że okaże się równie zabawny jak Alec.

Загрузка...