Kiedy już wiesz, czego chcesz, nigdy się nie poddawaj.
Jak wieść idealne życie
Kiedy straciłem kontrolę? – Alec zwrócił się z pytaniem do Trenta. – To jedno chciałbym wiedzieć.
– Słucham? – Trent przekrzyczał muzykę graną przez mały zespół.
Na wieczór kawalerski zarezerwowali wielki stół w rogu pubu St. Bernard, ulubione miejsce ochotników z ekipy ratowniczej, pracowników patrolu narciarskiego i pogotowia. Dlatego popołudniami Alec zawsze tu wpadał na dzbanek kawy. Jeśli ktoś był ciekaw, co się dzieje w górach, najłatwiej było dowiedzieć się wszystkiego przy kominku, w środku pubu. Można było walnąć się w jeden z foteli wokół paleniska, wygrzać podeszwy butów i wypytać, co się ostatnio komu wydarzyło.
Jednak w piątkowy wieczór atmosfera z luźnej zamieniła się w mocno podgrzaną. Urlopowicze i miejscowi wypełnili wszystkie miejsca przy stolikach, a kelnerzy tylko biegali z jedzeniem i napojami.
Zespół zakończył tandetny ograny kawałek, za który pary na parkiecie podziękowały oklaskami. Kiedy muzyka ucichła, Alec przysunął się do Trenta, żeby reszta stolika nie słyszała o jego kłopotach miłosnych.
– Mówię ci, nie rozumiem tego.
– Czego? O czym właściwie rozmawiamy?
– O Christine – wyjaśnił Alec, tracąc cierpliwość.
– Hę? – Trent nie rozumiał. – Myślałem, że o Willu i Lacy i o tym, że wyprowadzają się po ślubie do Ohio.
– Nie, o tym mówiliśmy wcześniej. Chociaż tego też nie rozumiem.
Spojrzał na drugi koniec stołu, gdzie kilku kumpli wzniosło toast za Willa, który przez ostatnią godzinę szczerzył zęby jak ostatni kretyn. Przyszły pan młody albo był nieprzytomnie szczęśliwy z powodu ślubu z Lacy, albo niewiele mu brakowało, żeby kompletnie się zalać. Alec miał nadzieję, że to drugie nie wchodzi w grę, bo obiecał Lacy, że Will nie będzie miał kaca na ślubie.
– Dlaczego ktokolwiek przy zdrowych zmysłach wyprowadzałby się z Silver Mountain do Ohio?
– Bo ludzie tak robią, kiedy się pobierają – wyjaśnił powoli Trent, jakby rozmawiał z idiotą. – Ustatkują się, kupią dom, będą wychowywać dzieci.
– Ale dlaczego muszą to robić w jakimś nudnym miejscu? Dlaczego nie mogą się ustatkować w ciekawym miejscu?
– Bo w przeciwieństwie do Jeffa i Lindy większości ludzi nie stać na kupienie domu i wychowywanie dzieci w kurorcie narciarskim.
– No dobra, jak tam uważasz. – Alec machnął na to ręką. – Wróćmy do drugiego tematu.
– To znaczy?
– Christine! Jezu, stary, nie nadążasz? Najwyraźniej nie tylko Will przeholował z piwem.
– Byłem taki pewny, że się ze mną umówi, ale próbowałem przez ostatnie pięć dni wszystkiego, co zdołałem wymyślić, a ona za każdym razem odmawiała. Nie rozumiem. Gdzie straciłem kontrolę?
– Czekaj. Chwileczkę. – Trent potrząsnął głową, żeby pomyśleć trzeźwo. – Mówimy o zrozumieniu kobiet i chcesz zrozumieć, gdzie straciłeś kontrolę? Stary, pozwól, że coś ci wyjaśnię: nie można stracić czegoś, czego się nigdy nie miało.
– Daj spokój, potrzebuję rady. Dzisiaj mieliśmy ostatnią lekcję jazdy. Więc jak mam teraz w ogóle ją spotkać, żeby zaprosić na randkę? Mam kręcić się pod jej mieszkaniem?
– To może pomóc. Ej, Steve! – krzyknął Trent do szeryfa, który siedział po drugiej stronie Aarona i Jeffa, dwóch najlepszych ochotników Aleca. – Jeśli Alec zacznie łazić za kobietą, obiecujesz, że go nie aresztujesz?
– Jezu, Trent! – Alec schował twarz, gdy osiem zainteresowanych głów odwróciło się ku nim. – Zamknij się.
– To zależy – odkrzyknął Steve. – Czy to ktoś, z kim sam chciałbym się umówić?
Trent wyszczerzył zęby.
– Wysoka blondynka, nogi aż do szyi, seksowny uśmiech, zabójcze oczy.
– Aresztowałby go w okamgnieniu – zapewnił go Steve.
– Kto to jest? – zapytali zgodnym chórem Brian i Eric, dwaj najmłodsi ochotnicy.
– Nikt. – Alec spiorunował Trenta wzrokiem. – Próbuję poważnie porozmawiać…
– Ty poważnie? – Parsknął śmiechem i łyknął piwa.
– Naprawdę lubię tę kobietę. Jest bystra. Zabawna. Wygląda zabójczo, ale zarazem twardo stoi na ziemi. I lubi mnie. To nie jest tylko moja wyobraźnia.
– Hunter, ciebie lubią wszystkie kobiety. I dlatego właśnie spotykamy się regularnie, żeby knuć przeciwko tobie spisek. Prawda, Bruce?
– Hę? Co? – Bruce, który siedział naprzeciwko Trenta, odwrócił się do nich.
– Nic. – Alec machnął na niego ręką.
Nie chciał, by Bruce usłyszał, że podrywa uczennicę. Kiedy kumpel skupił się na kimś innym, Alec znowu zagadnął Trenta.
– Skoro jestem taki popularny, to dlaczego ona nie chce się ze mną umówić?
– Nie trafiłeś właściwie. – Właściwie? W co?
– W jej wyobrażenie o idealnej randce – wyjaśnił Trent. – Coś tak kuszącego, że nie mogłaby odmówić, nawet jeśli wolałaby umówić się z każdym, byle nie z tobą.
Alec zniżył głos, kiedy zespół zaczął grać coś bardziej nastrojowego.
– Nie chcę, żeby umówiła się ze mną tylko dlatego, że będę miał bilety na koncert, na który inaczej się nie dostanie. Chcę, żeby spotkała się ze mną, bo, no wiesz… bo będzie oczarowana moją osobowością.
– Najpierw ją wyciągnij na randkę, a potem oczarujesz. Zwykle Alec nie martwiłby się tym. Jak powiedział Trent, kobiety go lubiły. Racja, większość z nich początkowo myślała „zabawny przystojniak”, ale nauczył się, jak to właściwie wykorzystać. Poza tym cenił sobie związki, w których było tyle samo przyjaźni i dobrej zabawy co dobrego seksu.
– Po prostu nie pojmuję – powtórzył. – Dlaczego tak się uparła, żeby mnie spławić?
– Może powinieneś ją zapytać. – Trent skinął głową w stronę drzwi. – Co?
Alec odwrócił się i serce mu zamarło, kiedy zobaczył Christine stojącą w drzwiach. Otrzepała się ze śniegu i ściągnęła kaptur kurtki.
Czy możliwe, że szukała właśnie jego? Wiedziała, że to jego ulubione miejsce.
Ta myśl sprawiła, że jakby błyskawica przeleciała przez jego ciało. Nigdy nie czuł takiego podniecenia na widok kobiety. Pociąg, owszem. Żądzę, zdecydowanie. Ale nie takie… takie… nie wiedział jak nazwać to, co w nim obudziła.
Potem zdjęła kurtkę. Miała na sobie szary miękki sweter, który opinał się na piersiach o miłym dla oka rozmiarze i smukłej talii. I wtedy to dziwne poruszenie w piersi przeniosło się nieco niżej. No dobrze, może poza innymi rzeczami budziła w nim także żądzę. Ale to zrozumiałe, skoro jego wyobrażenia na temat jej figury z trudem przystawały do rzeczywistości.
Powiesiwszy kurtkę, rozejrzała się po słabo oświetlonym pubie. Popatrzyła na staroświecki sprzęt narciarski zwieszający się z krokwi, zatłoczone okolice kominka i bar w wiktoriańskim stylu przy ścianie naprzeciwko niej. Wyraz jej twarzy przywodził mu na myśl dziecko, które właśnie weszło do wesołego miasteczka.
Wtedy dostrzegła Aleca i zamarła.
Poczuł głębokie rozczarowanie, ponieważ nie na taką reakcję liczył. Co gorsza, zawahała się, gdy zagadnęła ją kelnerka. Chyba nie zamierzała wyjść z jego powodu. Aż tak bardzo schrzanił sprawę? Ale jakim cudem? Co takiego zrobił?
W końcu odwróciła się do kelnerki, pokręciła głową na widok menu i wskazała na bar. Obserwował, jak lawiruje między stolikami i gorączkowo zastanawiał się, co teraz zrobić, jak do niej podejść.
Znalazła wolny stołek, rzadkość w tym pubie w piątkowy wieczór, i zamówiła coś u barmana.
– No, a któż to taki? – zapytał Eric.
Alec odwrócił się i zobaczył, że ten dzieciak prawie zerwał się z krzesła, a wszyscy mężczyźni obecni na wieczorze kawalerskim wyciągali szyje, żeby zobaczyć, kto tak przyciągnął jego uwagę. Nawet Buddy, który drzemał pod stołem, podniósł łeb i zaskomlał pytająco.
Super, pomyślał Alec i jęknął w duchu. Tego mu brakowało. Znał kumpli i wiedział, co go teraz czeka.
Steve, dobrze po trzydziestce, rozwiedziony i dość przystojny, uniósł brew.
– Obstawiam, że to ta kobieta, którą Alec miał zamęczać. Niech to, Trent, wcale nie żartowałeś.
Naprzeciwko niego porucznik Kreiger, były pilot marynarki, który latał helikopterem ratowniczym, uniósł kubek, salutując nim.
– To nazywam, moi drodzy, łykiem chłodnej wody w upalny dzień.
Bruce rzucił Alecowi oskarżycielskie spojrzenie.
– Spotykasz się z uczennicą, którą ci podesłałem?
– Właściwie to się z nią nie spotyka – poinformował usłużnie wszystkich obecnych Trent. – To dlatego ją zamęcza.
– Nie zamęczam – próbował się wtrącić Alec, ale Brian wszedł mu w słowo.
– Niemożliwe! Stary, nie mogę uwierzyć. Bruce najpierw mnie poprosił, a ja odmówiłem!
– Cóż, teraz widzisz – Bruce skupił się na rudowłosym Ericu – jaka kara spotyka tych, którzy zostawiają przyjaciół w potrzebie.
– Mogłeś mi powiedzieć, że to ślicznotka – marudził Brian.
– Nie wiedziałem, kiedy cię prosiłem. Myślisz, że zadzwoniła i powiedziała: „Potrzebuję prywatnego nauczyciela jazdy, a tak przy okazji jestem wysoką, śliczną blondynką”?
Alec odwrócił się od kumpli i dalej obserwował Christine, która wzięła od barmana oszroniony kufel piwa. Musiał tylko wymyślić randkę, której się nie oprze, a potem podejść i ją zaprosić. Kiedy zastanawiał się gorączkowo, jakiś facet, którego nie poznawał, odwrócił się do niej na stołku i zagaił. Alec skrzywił się, gdy Christine uśmiechnęła się do obcego faceta, zamiast go spławić. Nie, nie, nie! Niech to diabli! Teraz będzie musiał tam podejść, zbić na kwaśne jabłko tego turystę – co nie spodoba się szeryfowi – i dopiero wtedy ją zaprosić.
Obcy gość powiedział coś, co rozśmieszyło Christine.
Alec dopił piwo jednym haustem i zerwał się na równe nogi.
– Chyba przyda nam się następny dzbanek. Poczekajcie, zaraz wracam.
Christine od razu wyczuła, kiedy Alec podszedł. Skóra ją zaświerzbiła, nim jeszcze zerknęła w ozdobne lustro nad barem i zobaczyła jego odbicie. W myślach zbeształa się za to, że została. Powinna była wyjść od razu, kiedy go zauważyła. Czy naprawdę nie domyślała się, że do niej podejdzie?
Nie, jeśli przyznać szczerze, to wręcz miała nadzieję, że podejdzie. Była tak z siebie dumna, kiedy pożegnali się pod koniec ostatniej lekcji. Aż do chwili, kiedy została sama i zdała sobie sprawę, że to koniec. Przez pięć dni z powodzeniem mu się opierała. Koniec gry. Zwyciężyła.
Jakie to potwornie smutne. Koniec lekcji oznaczał koniec widywania go codziennie.
Teraz jednak szedł do niej i całe jej ciało zareagowało. Z radością patrzyła na jego sylwetkę w lustrze. Odnosiła wrażenie, że jest raczej chudy, ale widząc, jak ceglany sweter opina się na torsie, zdała sobie sprawę, że na tej smukłej wysokiej sylwetce było całkiem sporo mięśni. Naprawdę pięknych mięśni, dzięki którym poruszał się w pubie równie zwinnie jak na stoku.
– Więc skąd jesteś? – zagadnął makler z Kansas.
Nim zdążyła odpowiedzieć, Alec stanął między nimi, oparł się o bar i zwrócił twarz w jej kierunku. Uśmiechnął się szeroko i nie mogła powstrzymać się, żeby nie odpowiedzieć tym samym.
– Ej, miło cię tu widzieć – powiedział, jakby dopiero teraz ją zauważył. – Myślałem, że nie lubisz barów.
– Nigdy tak nie mówiłam. Właściwie to… – rozejrzała się – to miejsce jest rewelacyjne.
– Wybrałaś dobry wieczór, bo gra Michael Hearne. – Wskazał na czteroosobowy zespół z gitarą, skrzypcami, kontrabasem i perkusją. – To siostrzeniec Billa Hearne’a.
– Kogo?
Zmarszczyła czoło, kiedy skrzypek i solista zaczęli jakiś kawałek country, którego nigdy wcześniej nie słyszała.
– Bill Hearne – wyjaśnił. – No wiesz, Bill i Bonny Hearne.
– Rozumiem, że powinnam kojarzyć? Zagapił się na nią.
– Mówiłaś chyba, że jesteś z Austin.
– Mówiłam też, że nie wychodzę zbyt często, żeby posłuchać muzyki.
– Właściwie już tam nie grywają, ale niech to diabli, to żywa legenda!
– Przepraszam. – Wzruszyła ramionami. Ze smutkiem pokręcił głową.
– Jak zostaniesz w górach dość długo, to na pewno usłyszysz kilka dobrych zespołów w knajpach.
– Ehm, przepraszam. – Makler poklepał Aleca w ramię. – Właśnie rozmawialiśmy.
Alec odwrócił się cały radosny.
– Ej, dzięki, że dotrzymałeś Chris towarzystwa, kiedy czekała na mnie. Mogę ci postawić drinka? Harvey! – zawołał do barmana. – Daj mi następny dzbanek, a temu gościowi postaw coś na mój rachunek.
Christine ukryła uśmiech na widok takiej bezczelności. Pan „Cześć, jestem maklerem z Kansas” spojrzał na Aleca, na nią i znowu na Aleca, który wyprostował się na całą długość. Wymienili się spojrzeniami, których nie potrafiła odczytać, ale Bob najwyraźniej doskonale je zrozumiał. Uniósł dłoń.
– Nie ma sprawy. Nie wiedziałem, że jest umówiona.
– Nie byłam z nim umówiona – próbowała wytłumaczyć, ale facet już się odwrócił, żeby rozejrzeć po tłumie w poszukiwaniu nowego celu.
– Skarbie, ranisz moje serce. – Alec przycisnął dłoń do piersi i spojrzał na nią tak szczerze, że zastanawiała się, czy mu nie wybaczyć spłoszenia Boba, który łatwo uzyskałby aprobatę Maddy i Amy. – I to po tym, jak przyszłaś mnie poszukać.
Irytacja przezwyciężyła rozbawienie.
– Przyszłam tu, bo myślałam, że już cię nie będzie. Wpadasz tu zwykle po południu, a jest dziewiąta. Co tu robisz? Mieszkasz?
– W gruncie rzeczy tak. To znaczy niedokładnie tu. – Wskazał na miejsce, gdzie stoi. – Tylko na górze.
– Więc siedzisz tu cały wieczór?
– Zwykle nie. Dzisiaj mamy specjalną okazję. Urządzamy imprezę.
– Niech zgadnę. „Dla chłopaków”? – Spojrzała w stronę stołu, gdzie siedział, aby obejrzeć niesławną paczkę.
Odkryła, że wszyscy co do jednego gapią się na nią taksująco. Rozpoznała Trenta i Bruce’a, ale resztę stanowiła dziwna mieszanina facetów w różnym wieku od dzieciaków prosto z college’u do starszego poważnego mężczyzny obciętego po wojskowemu.
– Niestety to wieczór kawalerski, bo inaczej zaprosiłbym cię.
– Narzeczonego kelnerki? – Przyjrzała się uważniej. – Który to szczęśliwy wybranek?
– Ten chłopak u szczytu stołu z głupawym wyszczerzeni.
– Hm. – Przyjrzała się mężczyźnie o jasnych włosach i miłej twarzy. – Przystojniak.
– Zajęty.
– Domyśliłam się.
„Wszyscy porządni są zajęci” – dodała w myślach.
– Aha, jutro się pobierają, a ja jestem drużbą. Nie mam pojęcia, dlaczego musieli wybrać akurat ten weekend, kiedy są wielkie zawody snowboardowe. To się nazywa test przyjaźni.
– Jakie zawody? – zaciekawiła się.
– Snowboardowe. Na trasie Skoczka. Wybierasz się?
– Nic o tym nie słyszałam.
– Żartujesz! – Wytrzeszczył oczy. – Nie dość, że zapadasz w sen zimowy w Austin, to tu też.
– To prawda – przyznała.
– Wielka szkoda. Jeśli nie masz nic innego do roboty, powinnaś przyjść na zawody w ten weekend i zobaczyć paru gości w akcji. – Jego twarz rozświetliła się. – Ej, może się spotkamy w niedzielę? Załatwię ci miejsce w sekcji dla VIP – ów?
Jakim cudem zawsze wiedział, czym ją kusić?
– Rodzina przylatuje jutro, więc moje plany na niedzielę zależą od nich.
– Przyprowadź ich. Będę mógł poznać twojego super – brata. Nim zdążyła wymyślić pretekst, żeby się wymigać, spod stołu wyszedł golden retriever i podbiegł do nich.
– O mój Boże! – wykrzyknęła, kiedy pies usiadł u stóp Aleca i szczeknął głośno.
Chociaż wiedziała, że Kolorado to stan przyjaźnie nastawiony do zwierząt, zaskoczył ją widok psa w pubie.
– Kto to?
– Ten wstrętny kundel? To Buddy. – Alec poczochrał psa po uszach, aż zwierzak wyszczerzył z zadowolenia zęby. – Co, chłopcy przysłali cię, żebyś mnie przyprowadził?
Buddy znowu szczeknął, a potem złapał Aleca za spodnie i zaczął ciągnąć.
– Minutkę.
Próbował odsunąć psa. Buddy pociągnął mocniej, prawie przewracając Aleca.
– Ej, bądź człowiekiem, nie widzisz, że rozmawiam z piękną kobietą? Niszczysz mi wizerunek.
Christine zaśmiała się. Zawsze marzyła o psie, a jaki mógłby być wspanialszy od wielkiego przyjacielskiego golden retrievera?
– Jezu, dobrze już! – Alec złapał dzbanek z piwem i prawie wszystko wylał, gdy Buddy znowu go pociągnął. – Najwyraźniej muszę iść. Ale poczekaj, znajdę sposób, żeby się wymknąć.
Kiedy tylko odszedł, od razu oklapła – tak właśnie się czuła przez całe popołudnie. Wiedziała, że przeciąganie gry z flirtem i opieraniem się to proszenie się o kłopoty, ale czy nie udowodniła, że potrafi trzymać się swego? Dopóki nie zrobi czegoś głupiego, na przykład nie zakocha się w nim, nadal może z nim rozmawiać, prawda?
Patrzyła, jak Alec siada, a mężczyźni przy stoliku pochylają się ku niemu, najwyraźniej dopytując się o szczegóły rozmowy. Zerkali to na niego, to na nią. Szkoda, że to wieczór kawalerski i nie może się przyłączyć.
Właściwie to nawet lepiej, że nie może, odezwał się w niej głos rozsądku. Kilka minut flirtu z Alekiem to jedno, ale siedzenie z nim to prawie jak randka, a wiedziała, do czego to prowadzi.
Nagle wstał Trent, przyłożył ręce do ust i przekrzykując muzykę, zawołał:
– Christine!
Pomachał, żeby podeszła.
Ups. Co ma teraz zrobić?
Podejście to naprawdę zły pomysł. Ale jeśli odmówi, zawstydzi Aleca przed kumplami – dla większości facetów to gorsze niż śmierć. Przecież nie mogła mu tego zrobić. Nawet Maddy i Amy zgodziłyby się z tym. Nie mam wyjścia, pomyślała i podniosła się.