Żeby wygrać, trzeba najpierw zagrać.
Jak wieść idealne życie
„Hura!” – prawie krzyknął Alec, kiedy Christine ruszyła w ich stronę. – „Dzięki, Trent”.
Wstał, gdy podeszła do stolika.
– Przepraszam – powiedział, chociaż wcale nie było mu przykro. – Upierali się. Naprawdę nie mam z tym nic wspólnego.
– Myślałam, że to wieczór kawalerski. – Uśmiechnęła się do mężczyzn. – Nie chciałabym przeszkadzać.
– Nie przeszkadzasz – zapewnił ją Will, leciutko bełkocząc. – Dopóki nie jesteś striptizerką, przez którą miałbym kłopoty z Lacy, nie ma żadnego problemu. – Zerknął na nią, mrużąc oczy. – Nie jesteś striptizerką, prawda?
– Zamknij się, Will – zbeształ go Alec. – Czy wygląda jak striptizerka? – W tym momencie wszyscy przyjrzeli się jej figurze. – Nieważne. Przedstawię wszystkich. – Po kolei wskazywał siedzących przy stole i wymieniał imiona.
Każdy z obecnych tylko pomachał, oprócz Briana, który zapytał, czy nie potrzebuje dodatkowych lekcji.
Alec zgarnął puste krzesło stojące przy sąsiednim stoliku, postawił obok siebie i zaproponował Christine. Usiadł przodem do niej, udami opierając się o jej krzesło.
– Nie zwracaj na nich uwagi. To idioci. Nie mam pojęcia, dlaczego się z nimi zadaję.
– Daj spokój, dobrze wiesz, że nas kochasz. – Eric powiedział to z taką przesadą, że Brian prychnął śmiechem. – Auć! – Podskoczył.
– Kto mnie kopnął?
– Och, to była twoja łydka? – Porucznik Kreiger spiorunował go wzrokiem. Jak zwykle próbował nauczyć manier „tych szczeniaków”.
Alec oparł łokcie na stole, zasłaniając twarz przed przyjaciółmi, żeby go nie słyszeli.
– To, że poznałaś tych pajaców, pewnie mi nie pomoże?
– Raczej nie. – Mówiąc to, uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.
– Zresztą twoja sprawa i tak już jest stracona.
– Nieprawda. – Powstrzymał pokusę, żeby dotknąć jej policzka.
– Nigdy się nie poddaję, to moje motto. Poza tym miękniesz. Wyczuwam to.
– A więc, Will – odezwał się Steve – żałujesz, że dasz się zakuć w kajdany?
– W żadnym razie! – Chłopak uśmiechnął się szeroko.
– Nie wiem, w tej kwestii zgadzam się z Alekiem – odezwał się Brian. – Nie wierzę, że wyprowadzasz się do Ohio, żeby pracować w agencji ubezpieczeniowej ojca. Nie zrobiłbym tego dla kobiety.
– Ale tak to jest. – Will pochylił się z poważną miną. – Gdy w grę wchodzi właściwa kobieta, to nie jest poświęcenie. A dla mnie Lacy jest tą właściwą kobietą.
– Aha, ja też tak myślałem o Judy – burknął Steve. – Dopóki mnie nie puściła z gołą dupą przy okazji rozwodu. – Kiedy tylko to powiedział, rzucił Christine zawstydzone spojrzenie. – Przepraszam panią.
– Nie ma sprawy – zapewniła go rozbawiona.
Zważywszy na to, jak zdarzało się kląć Christine, zakłopotanie Steve’a było zabawne także dla Aleca.
– Nie słuchaj go – powiedział z powagą Kreiger. – Byłem z Mai Tien trzydzieści sześć lat, dopóki rak mi jej nie zabrał. Kiedy się układa, to najwspanialsza rzecz, jaka może się przytrafić facetowi.
– Widzicie? – Will wzniósł piwem toast w stronę Kreigera. – Masz rację. Kiedy jestem z Lacy, to jakby… jakby wszystko we mnie znajdowało się we właściwym miejscu. Nigdy przy nikim nie czułem się tak dobrze. Nawet przy was. Naprawdę wyobrażam sobie, że się przy niej zestarzeję. I tego właśnie chcę. Mieć dzieci, wnuki, hipotekę na dom. Kocham ją do szaleństwa i nie mogę się doczekać, kiedy będzie moją żoną.
– O Boże! – Eric schował twarz w dłoniach. Z włosami w kolorze siana sterczącymi na wszystkie strony wyglądał jak wychudzony strach na wróble. – Niech ktoś każe mu się przymknąć. Zdecydowanie za dużo wypił.
– A nie do tego właśnie służą te rzeczy? – Brian złapał dzbanek piwa i dolał sobie do kufla.
– Dobra, nalej i mnie – Eric podsunął kufel. – Muszę się napić, jeśli mam tu siedzieć i słuchać, jak się ten facet rozczula.
– Sam zobaczysz. – Will pokiwał z powagą głową. – Ciebie też to czeka.
– Na pewno nie mnie!
– A ciebie, Alec? – zawołał Brian z drugiego końca stołu. – Ożenisz się kiedyś?
Alec spojrzał na niego. Nie wierzył własnym uszom – kumpel zadał mu takie pytanie w obecności kobiety!
– Co, że niby Piotruś Pan się ożeni? – Eric zaśmiał się hałaśliwie. – W życiu. Musiałby dorosnąć.
Christine uniosła brew.
– Piotruś Pan?
– Kretyńskie przezwisko. Poczuł, że się czerwieni.
– Tak? – Spojrzała zaintrygowana. – No, hm…
Odchrząknął, myśląc, że może jednak nie powinien dziękować Trentowi za zaproszenie Christine.
– Lacy nazwała mnie tak kiedyś, gdy wściekła się na Willa. No wiesz, Piotruś Pan i Straceni Chłopcy. – Wskazał na przyjaciół. – Obecni tu Straceni Chłopcy uznali, że to zabawne, i tak zostało.
– Właściwie – Steve się uśmiechnął – Piotruś Pan nie musi dorosnąć, żeby się ożenić. Musi tylko znaleźć Wendy, która nie będzie miała nic przeciwko wydawaniu pieniędzy na drogie zabawki. Nawyk, który wysoce pochwalam.
– Jasne. – Alec skrzywił się do szeryfa, którego budżet miał pokrywać zapotrzebowania pogotowia górskiego. – Bo wtedy sam nie musisz ich kupować.
– No właśnie. – Szeryf uśmiechnął się szeroko.
Alec zauważył, że Christine jeszcze bardziej uniosła brew i wiedział, że pogrąża się w jej oczach coraz bardziej. Na szczęście zespół zagrał coś żywszego i to podsunęło mu pomysł.
– Zakładam, że potrafisz tańczyć, nawet jeśli nie robisz tego zbyt często?
– Dwa na dwa? – Zerknęła na parkiet, gdzie tłum bywalców kręcił się zgodnie z ruchem wskazówek. – Trochę zardzewiałam.
– Odświeżę ci pamięć. – Wstał i wyciągnął rękę. – Przepraszamy was na chwilę.
Wzięła go za rękę. Pociągnął ją ku sobie, a potem pochylił się do Trenta.
– Zrób to dla mnie i nie pozwól już Willowi pić. Załatw mu coś bez alkoholu.
– Jasne. – Trent pokiwał głową.
Alec poprowadził Christine na parkiet.
– Więc to są „chłopcy”, tak?
– Zgadza się. – Przyciągnął ją do siebie, jedną dłonią trzymając jej rękę, drugą kładąc na dole jej pleców. – Najlepsi kumple pod słońcem. Przynajmniej do niedawna tak uważałem.
Zaśmiała się.
– Daj spokój, tacy już są faceci, nie? Starają się dowalić kumplowi, gdy ten próbuje zaimponować dziewczynie.
– A jesteś moją dziewczyną? – Przyciągnął ją bliżej, tak że ich twarze były tuż przy sobie.
– Nie.
Posmutniała, ale nadal patrzyła mu w oczy. Spojrzał na jej usta, a potem znowu w oczy, prowadząc ją w prostym tańcu dwa na dwa.
– To zaczyna być twoje ulubione słowo.
– Ty mnie tego nauczyłeś.
– A może nauczę cię czegoś innego?
Zrobił obrót i jej ciało otarło się o niego. Jedna jej noga wylądowała między jego udami.
– Bardzo dobrze. Na parkiecie uczysz się równie szybko jak na stoku?
Odgarnęła prowokacyjnie włosy.
– To zależy od tego, jak będziesz prowadził. Bo jeśli ty nie poprowadzisz, to ja się tym zajmę.
– Tak?
– Taki mam nieznośny nawyk. A przynajmniej tak mi mówiono. Ale zawsze uważam, że jeśli ma się tańczyć, to trzeba tańczyć. A nie po prostu deptać kapustę.
– W pełni się zgadzam. – Uśmiechnął się, a potem zakręcił nią i przyciągnął z powrotem do siebie, tak że oboje patrzyli w tę samą stronę. – Tyle że tutaj tańczy się troszkę inaczej niż u ciebie. Więc uważaj.
Pokazał jej kilka kroków. Patrzyła na jego buty i szybko załapała.
– Bardzo dobrze.
Po kilku następnych krokach obrócił ją, przesunął za sobą i znowu przycisnął do piersi.
– Szybko się uczysz.
– A ty wiesz, jak prowadzić. – Uśmiechnęła się do niego. Jej twarz jaśniała.
– Widzisz, kolejny powód, dla którego powinnaś się ze mną spotykać.
– Zamknij się i tańcz.
– Tak jest, proszę pani.
Wieczór mijał szybko, jak zawsze w towarzystwie Aleca. Christine zapomniała, że to nie jest facet dla niej. Bawili się przez kilka kolejnych piosenek, wracając czasem do stołu, żeby złapać oddech i żeby koledzy Aleca nie czuli się zaniedbani. A potem wracali na parkiet.
Około północy zespół zagrał powolnego walca.
– Wreszcie – westchnął Alec, przytulając ją do siebie. – Myślałem, że już nigdy nie zagrają wolnego kawałka.
Na ułamek sekundy zesztywniała, przypominając sobie, że miała mu się opierać. Ale to tylko taniec. Co złego w tańcu? Rozluźniła się i oparła głowę na jego ramieniu.
Ich ciała dopasowały się do siebie, biodro przy biodrze, kiedy kołysali się do sennej melodii. I wtedy przypomniała sobie. „Aha, niby co złego jest w tańcu”. Lekkie wybrzuszenie otarło się o jej brzuch, gdy Alec prowadził ją po parkiecie. Tekst opowiadał o głębokim pragnieniu i nieskończonej tęsknocie. Ich uda ocierały się o siebie, a ona doskonale wiedziała, o co chodziło autorowi piosenki. Powinna się odsunąć, powiedziała sobie. Zostawić między nimi trochę przestrzeni. Powinna.
Za chwilę.
– Zawsze lubiłem tę piosenkę.
Jego dłoń powędrowała niżej, przysuwając Christine jeszcze bardziej. I wtedy wsunęła się pod jej sweter. Ciepło jego ręki wlało płynny żar w jej biodra.
Naprawdę musiała się odsunąć.
Za chwilę.
Jego palce krążyły, torturując ją, wywołując dreszcze i sprawiając, że miała ochotę wygiąć się w łuk jak głaskany kot.
– Masz rację co do zespołu. Są… mmm… naprawdę dobrzy.
– Bardzo.
Delikatna chrypka w jego głosie sprawiła, że zadrżała z podniecenia.
– Nie cieszysz się, że przyszłaś?
– Cieszę.
– To dobrze.
Zakręcił nią i teraz jego udo znalazło się między jej nogami. Przycisnął się na chwilę do jej dżinsów i ten zmysłowy dotyk wzbudził iskierki rokoszy. Miała ochotę ocierać się o niego.
To zaczynało wymykać się spod kontroli. Natychmiast musiała się odsunąć.
Za sekundkę.
Jego policzek otarł się o jej włosy, kiedy szepnął jej do ucha:
– Chodź ze mną. – Hm?
Podniecenie mąciło jej myśli i w pierwszej chwili pomyślała o pójściu do łóżka. Chciał, żeby z nim poszła? Teraz? Odsunęła się, żeby spojrzeć mu w twarz, chociaż biodrami nadal przyciskała się do jego lędźwi, gdzie wyczuwała już nie takie małe wybrzuszenie.
– C – co?
– W niedzielę. – Zmarszczył brwi, widząc jej zszokowaną minę. – Na zawody. Chodź ze mną.
– Och. – Zaśmiała się. – Myślałam… Nieważne. – Co?
– Nic. Nie. Nie mogę. Mówiłam, rodzina przyjeżdża.
– Mimo to spotkajmy się przy wejściu do sekcji dla VIP – ów. Zostawię przy bramce przepustki dla was wszystkich.
– Alec, naprawdę… nie… nie mogę.
– Dlaczego? Poczekaj sekundę. – Odwrócił wzrok i nagle jego oczy rozszerzyły się. – Jesteś mężatką, tak?
– Nie, nie jestem.
– Ale masz kogoś? – Nie.
– Umierasz na rzadką chorobę? – Nie.
– Nie chcesz się przyznać, że jesteś bi, kiedyś byłaś facetem i masz chorobę weneryczną?
– Nie! – Zaśmiała się.
– Więc spotkajmy się w niedzielę.
– Nie. – Irytacja zastąpiła śmiech.
– Dlaczego? Pytam poważnie. Musi być jakiś powód. Zmrużyła oczy.
– Powiedziałeś, że słowo „nie” działa.
– Skłamałem. A właściwie zapomniałem wyjaśnić, że trzeba odmawiać z przekonaniem.
– Ale tak właśnie powiedziałam!
– Christine… – Spojrzał z niedowierzaniem. – Nie jestem ślepy. Nie jestem głupi. Wiem, że ci się podobam. Więc daj mi jeden rozsądny powód, dla którego nie chcesz się ze mną spotkać.
– Może nie podobasz mi się w odpowiedni sposób.
– Jasne.
Rozejrzał się, zrobił trzy szybkie obroty i sprowadził ich z parkietu. Otoczyła ich ciemność. Szybko się rozejrzała i zorientowała, że są przy schodach prowadzących na scenę. Kurtyna oddzielała ich od reszty pubu. W następnej chwili dotarło do niej, że przycisnął ją do ściany. Jego usta zbliżyły się do niej.
– Czekaj! – Panika sprawiła, że oparła ręce na jego piersi, a z jej ust wydobył się pisk. – Co robisz?
– Całuję cię. A raczej zamierzam.
Otworzyła usta, żeby powiedzieć „nie”, ale słowa uwięzły jej w gardle. Spojrzała na niego. Otaczał ich mrok i stłumione hałasy dobiegające z baru. Słabe światło rozświetliło jego oczy, kiedy patrzył na nią skupiony. Spojrzała na jego usta. De razy chciała pocałować te piękne męskie wargi, gdy zbliżały się do jej ust?
Spojrzała mu w oczy. „Tylko jeden pocałunek”.
Znowu zaczął się pochylać.
– Czekaj!
Uniósł głowę z wyrazem twarzy, który mówił „A teraz co znowu?”.
– Bez dotykania – powiedziała.
Zabrała ręce z jego piersi i wsunęła między swoje plecy i ścianę.
Pełna niedowierzania irytacja, jaka rozbłysła w jego oczach, byłaby zabawna, gdyby serce nie podeszło Christine do gardła.
Bardzo powoli, z rozmysłem zabrał ręce z jej bioder i jedna po drugiej oparł o ścianę po obu stronach jej głowy. I wtedy jego wargi dotknęły jej ust.
Jęknęła mimo woli, gdy odpowiadała na każde muśnięcie, każdy smak, głodna i spragniona więcej, więcej i więcej. Skoro miała tylko ten jeden pocałunek, to chciała, aby trwał wiecznie. On najwyraźniej miał ten sam cel. Włożył wszystkie umiejętności w grę warg, aż jej ciało zaczęło mięknąć.
Kiedy pocałunek się skończył, westchnęła głęboko. I otworzyła oczy. Powoli.
Zobaczyła, że uśmiecha się do niej z wyrazem skończonej męskiej satysfakcji.
Osunęła się o kilka centymetrów po ścianie.
– Cóż…
Odchrząknęła i zmusiła do współpracy kolana, które uginały się pod nią. Jakimś cudem zdołała się wyprostować.
– Tak. To było… – Znowu odchrząknęła.
– Dobrze powiedziane. Odsunął się i podał jej dłoń. Wzięła ją. Z wdzięcznością.
Kiedy ruszył, poszła za nim jak sparaliżowana i ledwie do niej dotarło, że w pubie nie jest już tak tłoczno jak wcześniej. Zespół najwyraźniej skończył grać. Zamiast podejść do stolika, Alec odprowadził ją do drzwi, wziął jej kurtkę i pomógł włożyć.
Gdy wyszła na mróz, nałożył jej kaptur i ujął jej twarz w dłonie, żeby pocałować raz jeszcze. To był słodki i zdecydowanie zbyt krótki pocałunek.
Zmarszczyła brwi z rozczarowania, kiedy się odsunął.
– Do zobaczenia w niedzielę. A potem wrócił do pubu.
Stała zakłopotana i gapiła się na zamknięte drzwi. Kiedy oprzytomniała, miała ochotę zatupać.
– Nie – powiedziała. – Nie, nie, nie! Mówię serio!