ROZDZIAŁ 18

Gdy raz wytyczysz cel, trzymaj się go.

Jak wieść idealne życie

Nie wierzę, że aż tak się denerwuję – powiedziała Christine, kiedy skręcili na nieprzytomnie zatłoczony parking przed teksasko – meksykańską restauracją w pobliżu parku Zilker.

– Wolałbym, żebyś trochę przystopowała, bo i ja zaczynam się denerwować. – Alec spojrzał na nią w ciemnym samochodzie. – Ty przynajmniej je znasz, to ja muszę zdać egzamin.

– Masz rację, przepraszam – próbowała go pocieszyć, kiedy zakręciła w stronę wejścia.

Jak zwykle restauracja była zatłoczona, ale tutaj Amy zażyczyła sobie imprezy pożegnalnej przed jej wyjazdem.

– Spróbuję się uspokoić.

– A mogę zapytać, czym się tak denerwujesz? – Alec obrócił się na siedzeniu pasażera, żeby spojrzeć jej w twarz. Christine błyskawicznie zaparkowała na jednym z nielicznych wolnych miejsc przed restauracją.

– Jeśli istnieje spore ryzyko, że im się nie spodobam, a ty w związku z tym odwołasz zaręczyny, to wołałbym wiedzieć o tym już teraz.

– Oczywiście, że cię polubią. Wszyscy cię lubią. Tylko… – Wyłączyła silnik i spojrzała Alecowi w twarz. Kolorowe światełka ciągnęły się przed starym domem przerobionym na knajpkę. Oświetliły ściągnięte ze zmartwienia brwi Chris. – Nie chcę cię bardziej denerwować, ale wiesz, że zawsze źle wybierałam sobie facetów. To sprawiło, że moje przyjaciółki są nadmiernie krytyczne.

– Super. – Wypuścił powietrze. – Zawsze to miło podenerwować się nieco przy kolacji. Wtedy się lepiej trawi.

– Będzie dobrze. Spodobasz im się. Na pewno.

Alec starał się nie panikować, gdy wszedł za Christine do restauracji. Pamiętał to miejsce z okresu szkoły średniej i ucieszył się, widząc, że przy wejściu nadal mieli kapliczkę ku czci Elvisa. Wnętrze niemal eksplodowało gryzącymi się kolorami, muzyką z szafy grającej i głosami ludzi przy barze czekających na stolik. Christine pomachała do trójki siedzącej przy odległym końcu baru. Ruszyli w ich stronę, mijając setki pomalowanych w dzikie kolory drewnianych rybek zwieszających się z sufitu.

– Przepraszam za spóźnienie. – Christine objęła rudą kobietę siedzącą na stołku barowym. – Nie mogłam się wyrwać ze szpitala, a na parkingu jak zwykle istne szaleństwo.

– Nie ma sprawy. – Rudowłosa przyjrzała się Alecowi z uśmiechem. – Ty jesteś Alec.

– Tak. – Christine objęła go w pasie i przyciągnęła na tyle blisko, żeby mogli rozmawiać w grupie mimo hałasu. – Alec, to moje przyjaciółki z college’u. Maddy Mills i Amy Baker.

Maddy, ruda, pomachała do niego przyjaźnie, a Amy, krągła, ale ładna brunetka – uśmiechnęła się nieśmiało.

– A to narzeczony Maddy, Joe Frazer. – Christine wskazała na zabójczo przystojnego, mocno opalonego mężczyznę o włosach czarnych jak smoła i mocnej sylwetce komandosa.

– Miło mi poznać. – Uścisnęli sobie z Joem dłonie. Potem Alec przyjrzał się ostrożnie kobietom.

– Chyba najlepiej, jeśli powiem wprost, że jestem przerażony. Maddy się zaśmiała, a Joe przeprosił ich na chwilę i poszedł powiedzieć kelnerce, że są już w komplecie. Po chwili siedzieli w jadalni, którą z rozmysłem urządzono wyjątkowo tandetnie. Na ścianie naprzeciwko obrazu Elvisa na czarnym aksamicie wisiało troje drzwi od chevroletów.

– Amy – zagadnęła Maddy, gdy złożyli już zamówienia – denerwujesz się przed jutrzejszym wyjazdem czy nie możesz się doczekać?

– Jedno i drugie – zapytana odparła ze śmiechem. – Już się spakowałam i jestem gotowa, więc chyba nie ma odwrotu.

– Życzymy udanej podróży. – Maddy uniosła margaritę. Wszyscy poszli za jej przykładem i napili się. Potem skierowała kieliszek ku Christine. – A drugi toast za Christine i Aleca oraz ich zaręczyny.

Alec cicho westchnął z ulgą. Ten toast to dobry znak. Miał taką nadzieję. Zdał sobie sprawę, że za szybko pozwolił sobie na to westchnienie, gdy Maddy i Amy zaczęły go wypytywać o dorastanie w Elgin i pracę w pogotowiu górskim. Musiał tyle mówić, że prawie nic nie zjadł. W końcu, desperacko starając się odwrócić uwagę od siebie, Alec zwrócił się do Joego.

– Opowiedz coś o swoim obozie treningowym.

– Och, nie! – Maddy przewróciła oczami. – Joe będzie mówił godzinami. Chyba pójdę przypudrować nos. Christine?

– Ja też.

– I ja. – Amy wstała i wszystkie trzy odeszły. Kiedy zniknęły za rogiem, Alec oklapł na siedzeniu.

– O kurczę, jury poszło na naradę.

Serce biło mu boleśnie. Przyjrzał się facetowi naprzeciwko.

– Jak myślisz, ile czasu będą się naradzać, nim wrócą z wyrokiem?

– Niezbyt długo. – Joe zanurzył frytkę w sosie salsa. – Wyluzuj. Zdałeś.

– Serio? – Alec wyprostował się. – Skąd wiesz?

– Maddy poruszyła brwiami i uśmiechnęła się do mnie jakieś dziesięć minut temu. Jesteś przyjęty.

– Jezu. – Przycisnął dłoń do serca, żeby je uspokoić. – Mam nadzieję, że masz rację. Są naprawdę blisko ze sobą, co?

– Aha, i to mi podsunęło pewien pomysł. Christine wspominała, że zajmuję się wszystkimi planami naszego ślubu?

– Tak. Zastanawiałem się nawet, czy jesteś niewiarygodnie odważny, czy kompletnie szalony.

– Czasem mężczyzna musi wziąć sprawy w swoje ręce, jeśli chce, żeby coś się wreszcie stało. – Twarz Joego w każdym calu była twarzą twardego komandosa. – Ponieważ panie poszły na naradę, przedstawię swój pomysł najpierw tobie. Chciałbym zapytać Maddy i Christine, co by powiedziały na podwójny ślub. Może im się to nie spodobać, bo kobiety w tych kwestiach bywają całkiem nieprzewidywalne, ale warto chyba podsunąć im ten pomysł.

– Jaka data?

– Drugi weekend kwietnia, w Austin, bo tu mieszka rodzina Maddy.

– Dla mnie bomba. Właściwie odpowiada mi każdy pomysł, który doprowadzi Christine do ołtarza, nim zmieni zdanie.

– Wobec tego zapytamy je, jak wrócą.

– O ile Amy i twoja narzeczona nie mówią właśnie mojej, że ma mnie z miejsca rzucić.

– Mówię ci, zdałeś.


– No i? – zapytała Christine, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi łazienki.

– Och, Christine! – Maddy objęła ją mocno. – Jest cudowny!

– Serio?

– Tak! – Maddy odsunęła się, żeby Amy też mogła wyciskać przyjaciółkę.

– Jest absolutnie idealny dla ciebie – oświadczyła.

– Och, Bogu dzięki. – Zamknęła oczy i odwzajemniła uścisk. – Tak się bałam, że nie pochwalicie mojego wyboru. Ze go nie polubicie. Oczywiście wszyscy lubią Aleca, ale martwiłam się, że pomyślicie, że nie jest dla mnie odpowiedni. Jest młodszy, pochodzi z zupełnie innego środowiska i jest taki… – Próbowała znaleźć właściwe słowo. – Taki jak to tylko on!

Maddy przechyliła głowę.

– Właściwie to uznałam, że jest dość wycofany jak na to, co nam o nim mówiłaś.

– To dlatego, że wycisnęłyście z niego ostatnie poty – zaśmiała się Christine. – Spodziewałam się, że któraś z was zaraz zaatakuje go stłuczoną butelką.

– Nie byłyśmy aż tak ostre – odparła ze śmiechem Maddy. Christine przewróciła oczami.

– Twoja rodzina już go poznała? – Amy zmartwiła się.

– Nie. – Radość Christine nieco przygasła. – W pewnym sensie poznali go w Kolorado, ale nie powiedziałam im, że się zaręczyliśmy.

Maddy zmarszczyła brwi.

– Jesteś zaręczona od dwóch dni i nic nie powiedziałaś rodzinie?

– Szczerze mówiąc… – Wzięła je obie za ręce. – Najpierw chciałam usłyszeć wasze zdanie i radę, jak to załatwić. Naprawdę się martwię, że nie pochwalą tego małżeństwa. Przynajmniej nie od razu.

Maddy parsknęła.

– Myślę, że w ogóle tego nie zaakceptują. Musisz zaufać własnemu sercu i odważyć się. Nie pozwól, żeby rodzina ci to zniszczyła, bo będą próbować.

– Nie sądzę, żeby posunęli się tak daleko.

Maddy rzuciła jej spojrzenie pod tytułem „przejrzyj na oczy”.

– No dobra, to co mam zrobić? Jak mam ich przekonać?

– Nie próbuj. Zignoruj ich.

– Nie mogę.

Amy uścisnęła jej dłoń.

– Chcesz poznać moją radę?

Amy miała mądre spostrzeżenia na każdy temat, jakby jej dusza była bardzo stara i zgromadziła doświadczenia więcej niż jednego życia.

– Jasne!

– No więc posłuchaj. – Amy stała się tak poważna, że niemal surowa. – Alec tak doskonale do ciebie pasuje dzięki chłopięcej postawie i brakowi ogłady, które nieraz będą cię doprowadzać do szaleństwa. Nie pozwól na to. Nie koncentruj się drobiazgach i nie zaczynaj kłótni z byle powodu tylko dlatego, że się nakręciłaś i martwisz się tym, co powie twoja rodzina. Jeśli go kochasz, kochaj go takim, jaki jest. Tak jak on cię kocha.

– Naprawdę myślisz, że mnie kocha? – Serce zabiło jej mocniej na te słowa. – To znaczy, wiem, tak to wygląda i sam tak mówi…

– Och, skarbie. – Amy uśmiechnęła się do niej. – Ten facet rozpromienia się za każdym razem, gdy patrzy na ciebie.

– Ale nie zrobiłam nic, żeby mnie pokochał.

Maddy się zaśmiała.

– Gdyby była tu Mama Frazer, powiedziałaby ci, że na miłość nie trzeba zasłużyć. Albo jest, albo jej nie ma. Nie przychodzi z listą warunków typu „pokocham cię, jeśli…”.

– Najbardziej jednak przeraża mnie to, że tyle poświęcił, żeby być ze mną – przyznała Christine. – Czekam tylko, aż spojrzy na mnie i pomyśli: „Oszalałem? Rzucam to wszystko dla niej?!”.

Maddy z niesmakiem wzięła się pod boki.

– Dobra, już samo to wymaga co najmniej godzinnego wykładu. Ale nie mamy tyle czasu, więc zostawię to Alecowi, aby ci wytłumaczył, dlaczego warta jesteś poświęcenia i ofiar. Na razie wracajmy do stołu, nim twój narzeczony zaliczy załamanie nerwowe, zastanawiając się, co takiego mówimy na jego temat.

Kiedy podeszły do stolika, Christine zobaczyła, że Alec i Joe rozmawiają. Już na sam jego widok zrobiło jej się cieplej na sercu. Podniósł wzrok, zobaczył, że uśmiecha się do niego, i natychmiast się rozluźnił. Nadal się martwił i jego oczy miały pytający wyraz, ale jak ujęła to Maddy, rozpromienił się na jej widok.

– Cześć – powiedziała, siadając obok niego.

Co zrobiła, że zasłużyła na tak cudownego mężczyznę, który ewidentnie ją kochał?

– Cześć – odpowiedział uśmiechem.

Po drugiej stronie Joe odezwał się do Maddy:

– Właśnie rozmawialiśmy z Alekiem o ślubie.

– Tak? – Maddy zdziwiła się, że dwóch mężczyzn siedziało razem i rozmawiało o planach weselnych.

– Aha. – Joe pokiwał głową. – I mamy pomysł. Jeśli ci się nie spodoba, nie ma sprawy.

– Dobrze… – Maddy była ostrożna. – Co to za pomysł?

– Co byście powiedziały na podwójny ślub?

– Podwójny? To cudowny pomysł! Christine?

Christine próbowała to ogarnąć. Dopiero co dwa dni temu przyjęła oświadczyny, a teraz rozmawiali już o konkretnych planach.

– Nie… nie wiem. – Spojrzała na Maddy. – Nie masz nic przeciwko temu? To twój wyjątkowy dzień…

– Przeciwnie, chętnie podzielę się nim z tobą. A ty co myślisz?

– Chyba jestem za. Mogę się zastanowić?

– Jasne – zapewniła ją przyjaciółka. Joe się żachnął.

– Możecie się zastanawiać, ile chcecie. Alec i ja zaczniemy planować.

Maddy przewróciła oczami i się zaśmiała.

– Nigdy nie wchodź Joemu w drogę, gdy ma plan.


– Cóż, jedno już mam za sobą. – Alec westchnął z ulgą, kiedy wyszli z restauracji i wsiadali do samochodu Christine. – Zostały jeszcze dwa.

– Dwa?

– Ty poznasz moją rodzinę, a ja twoją.

– Ach, no tak.

Poczuła ból w żołądku, kiedy próbowała wyobrazić sobie, jak rodzina zareaguje na Aleca. Na pewno nie będą tak przeciwni, jak się obawiała Maddy.

Kiedy jechali przez park Zilker w stronę autostrady, Alec wyglądał na równie co ona zamyślonego.

– Pewnie nie możemy darować sobie pierwszego.

– Hm? – Zerknęła na niego w ciemnościach. – Myślisz, że rodzina mnie nie zaaprobuje?

– Nie mam pojęcia, co sobie pomyślą, i szczerze mówiąc mam to gdzieś. O wiele bardziej boję się tego, co ty sobie o nich pomyślisz.

– Och, daj spokój, Alec. – Zmusiła się do przekornego uśmiechu. – Uważasz, że jestem aż taką snobką, że zerwę z tobą, bo twoja rodzina jest…

– Biedna i niewykształcona?

– Kulturowo odmienna? Zaśmiał się.

– Teraz mamy politycznie poprawne określenie na wszystko. Zerknęła znowu na niego i zobaczyła, że naprawdę się martwi.

– Tak się ich wstydzisz?

– Jednym słowem? Jak cholera.

– To dwa słowa. Poza tym myślałam, że nie przeklinasz.

– Dobra, mój błąd, ale przy okazji pokazałem swoje korzenie.

– Ej, to ja przeklinam.

– W twoim wypadku to zabawna cecha charakteru. Dla nich to zasadniczy sposób porozumiewania się.

– Wiesz, jeśli myślisz poważnie o naszym ślubie, kiedyś będę musiała ich poznać. Nie lepiej od razu sprawdzić, jak na nich zareaguję?

– Masz rację. – Westchnął głośno. – Zadzwonię do mamy i powiem jej, żeby spodziewała się nas w sobotę na lunchu. Zakładam, że lubisz grilla.

– Uwielbiam.

Загрузка...