Nie wiem, nie wiem, nie wiem – powtarzała Fiona. -Powiedziałam ci już wszystko, co pamiętam. Już nic więcej nie wiem.
– Ale nie znalazłem żadnego związku – mruknął Ace. -Musi być ktoś lub coś, co nas łączy.
– A może Roy wybrał ciebie z jednego powodu, a mnie z innego. Może…
– W takim razie co łączy z nim ciebie i co łączy z nim mnie?
– Nie wiem. – Fiona jęknęła. Odwróciła się na pięcie, wyszła na dwór i usiadła na ganku. Cały dzień spędzili w tej chacie i Ace przez cały ten czas zadawał jej pytania, żeby ją zmusić do znalezienia powodu, dla którego Roy zapisał im obojgu cały majątek.
– A może z poczucia winy? – Ace wpadł na ten pomysł rano. – Podejrzewam, że czuł się winny za coś, co zrobił nam albo naszym najbliższym. Musimy tylko domyślić się, co i komu zrobił.
Ale choć bardzo się starali, nie zdołali sobie przypomnieć żadnych tragicznych wydarzeń, które ich spotkały, a o które można by kogokolwiek obwiniać. A Bóg świadkiem, że robili, co w ich mocy, żeby do czegoś dojść.
Tego rana Ace stwierdził, że muszą opuścić dom i zaszyć się w takim miejscu, w którym nikt nie mógłby ich znaleźć. Fiona przyjęła to nawet z pewnym zadowoleniem, bo dom był tak bezosobowy i zimny, że wprawiał ją w przygnębienie. Niestety, nie wiedziała, że w porównaniu z miejscem, do którego Ace postanowił ją zabrać, ten dom był pałacem.
Ace zabrał ją do swego „domu z dzieciństwa". Do miejsca, w którym dorastał.
Pakując do walizki ubrania człowieka, którego nigdy nie widziała, Fiona nie przeczuwała, co ich czeka. Jednego tylko już się nauczyła podczas tej wyprawy: nie można zadzwonić, żeby dostarczono do domu jedzenie.
– A co będziemy jeść? – spytała, wciskając do walizki jeszcze trzy bawełniane podkoszulki.
– Dary natury. – Ace wzruszył ramionami.
Fiona nie zamierzała popadać w histerię. Przypomniała sobie lekturę Roczniaka i film Cross Creek.
– Masz na myśli… łowienie ryb? – Przełknęła z trudem.
Ace przerwał pakowanie i obrzucił ją przeciągłym spojrzeniem.
– Jeśli uważasz, że dwoje najbardziej poszukiwanych zbiegów w Stanach może spokojnie wejść do sklepu spożywczego i zrobić zakupy, to bądź łaskawa mnie o tym poinformować. – Obrzucił ją uważnym spojrzeniem od stóp do głów. Obejrzał dokładnie każdy ze stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu
Fiony. – Szczególnie ty rzucasz się w oczy.
Wiedziała, że Ace ma sporo racji, niemniej jednak pod wpływem jego słów zaczęła patrzeć na swój wzrost niemal jak na jakąś ułomność fizyczną. Zacisnęła usta, żeby nie oznajmić, że nie wszystkie kobiety na świecie są malutkie jak karliczki, choć najwyraźniej jemu takie właśnie się podobają. Nie było teraz czasu na dawanie upustu uczuciom. Teraz trzeba myśleć trzeźwo.
– Zaczniesz się wreszcie pakować? – warknął Ace. Od kiedy zobaczył w telewizji program, który zburzył jego teorię, że nie można ich podejrzewać o zbrodnię, bo nie mają żadnego motywu, zmienił się w potwora.
– Wiesz, tak sobie myślałam… – odrzekła cicho. – Dwa lata temu Kimberly była w poważnych tarapatach i musiała użyć przebrania, żeby się wykaraskać. Przykleiła sobie wąsy i chodziła w męskich ubraniach, żeby jej nie rozpoznano.
– Jakich ty masz przyjaciół?!
Fiona zignorowała jego uwagę i podeszła do stojącej po drugiej stronie łóżka komody. Szukała czegoś przez chwilę, wreszcie wyciągnęła w szuflady kawał czarnego sztucznego jedwabiu wielkości małego obrusa.
– Na co ci to? – warknął Ace. – Nie mamy czasu…
Poddał się, kiedy zobaczył, że Fiona okręca jedwab wokół głowy, a potem zasłania nim twarz. Wyglądała jak zakwefiona muzułmanka.
Ace stał przez chwilę bez ruchu i z niedowierzaniem mrugał oczami, ale zaraz pobiegł do łazienki i wrócił z dużym opakowaniem bardzo ciemnego samoopalacza. Zaczął rozsmarowywać krem na swojej twarzy i rękach.
– Wiesz, nie jesteś głupia – powiedział miękko i Fiona ucieszyła się, że welon zasłania jej radosny uśmiech. Nie pamiętała, aby kiedykolwiek jakikolwiek komplement sprawił jej aż taką przyjemność.
Ace przejął inicjatywę. Jedwabiu wystarczyło tylko na owinięcie górnej części ciała Fiony, niestety jej spodni i starych tenisówek nie dało się pod nim ukryć.
– Weźmiemy samochód mojego przyjaciela – oświadczył, wchodząc do kuchni. Fiona podążyła za nim. Ace wyciągał z szafek produkty spożywcze i pakował je do papierowych toreb. – Musimy zabrać stąd wszystko, co tylko się da, bo powinniśmy bardzo ostrożnie wydawać pieniądze. Ile masz forsy?
Teraz przystąpił do opróżniania schowka z wszelkich środków czystości. Przyglądając mu się, Fiona doszła do wniosku, że w miejscu, do którego jadą, najwyraźniej nie ma co liczyć na służbę hotelową.
– Około pięćdziesięciu dolarów. Miałam zamiar posługiwać się tu kartą, ale jak dotąd nie było okazji, żeby z niej skorzystać.
– Świetnie, po prostu znakomicie! Ja mam przy sobie jakieś dwadzieścia dolców, z tego samego powodu. To musi nam wystarczyć na… – Zerknął na Fionę, po czym wbił wzrok w ziemię. – Na tak długo, jak długo zdołamy wytrzymać. Jesteś gotowa?
– Chyba tak – odpowiedziała, ale zamiast wyjść z kuchni, usiadła na stołku barowym. – Muszę przyznać, że jestem…
Chciała powiedzieć, że jest przerażona, ale Ace nie dał jej dokończyć. Przytrzymał jej głowę i mocno, bardzo mocno pocałował. Nie było w tym pocałunku namiętności. To był pocałunek dla dodania odwagi. Fiona zrozumiała, że Ace jest równie przerażony jak ona i że lepiej, aby teraz żadne z nich się nie odzywało.
Odszedł kilka kroków i spojrzał na Fionę. Zrozumiała, że musi podjąć decyzję, co ma zamiar zrobić. Do niczego jej nie zmuszał; pozwolił jej kierować się własną wolną wolą. Wstała, wyprostowała się i głęboko odetchnęła.
– Jestem gotowa, jeśli ty jesteś gotów, sahibie.
– To chyba hindi, nie arabski – roześmiał się Ace.
– Wszystko jedno. Chodźmy.
Ich przebranie było znakomite. Ace wziął granatowego chevroleta właściciela domu, zostawiając w garażu swojego dżipa. Fiona owinęła się czarną szarfą, przypinając ją znalezioną w łazience spinką, żeby się nie zsuwała.
– Do licha! Powinienem był wziąć więcej tego kremu. Chciałbym być tak czarny, jak to tylko możliwe – mruknął Ace, kiedy samochód wytoczył się z garażu.
Fiona przez chwilę patrzyła, jak próbuje uporać się z pudełeczkiem kremu, nie wypuszczając z ręki kierownicy; potem odebrała mu pojemnik i posmarowała mu twarz samoopalaczem. Skóra Ace'a była miła w dotyku. Fiona poczuła, jak ciepło jego ciała spływa z jej palców, rozgrzewa całe ramiona i dociera aż do ust. Zauważyła, że Ace zerka na nią kątem oka.
– Wymazać cię całego? – zapytała w taki sposób, że wybuchnął śmiechem.
– Niekoniecznie. Ale zwróć uwagę na czubki palców.
– O, przepraszam. – Fiona wyczuła nagle, że Ace zesztywniał, przerwała więc wcieranie kremu w jego ręce i spojrzała na to, w co się wpatrywał.
Na szosie przed nimi stała policyjna blokada złożona z sześciu wozów policji stanowej i przynajmniej tuzina mężczyzn z bronią w ręku.
Wcisnęła się w siedzenie samochodu.
– Co w tej sytuacji zrobiłaby twoja przyjaciółka Kimberly? -spokojnie zapytał Ace.
– Musisz nadrabiać bezczelnością – powiedziała Fiona i spojrzała na niego. – Chyba że chcesz gwałtownie otworzyć drzwi samochodu, wyskoczyć w biegu i wiać na piechotę.
Spojrzał na nią, jakby była niespełna rozumu. Na poboczu szosy nie było żadnej roślinności. Gdyby uciekali na piechotę, policja skosiłaby ich w ciągu sekundy… Punkt dla niej.
– A więc nadrabiamy bezczelnością – zadecydował i pod jechał do blokady.
Jasnowłosy policjant konny zajrzał przez okno do samochodu.
– Wy tylko tędy przejeżdżacie?
– Mój angielski nie jest za dobry – poinformował Ace policjanta; w tym momencie usłyszał, że Fiona gwałtownie wciąga powietrze, i uświadomił sobie, że naśladuje włoski akcent. Ale jaki jest akcent arabski?
– Oooooch – jęknęła Fiona i obaj mężczyźni spojrzeli na nią.
Ku swej ogromnej radości Ace skonstatował, że brzuch dziewczyny urósł do monstrualnych rozmiarów. Najwyraźniej wsadziła neseser pod okrywający ją jedwabny welon. Wypukłość ukryła przy okazji jej spodnie.
– Moja żona nie czuje się dobrze – oznajmił. – Dziecko niedługo się urodzi.
Fiona oparła się o okno samochodu i zatrzepotała rzęsami w stronę mężczyzn.
– W moim kraju się mówi, że amerykańscy policjanci potrafią przyjmować porody. To prawda?
Policjant odsunął się gwałtownie, właściwie odskoczył od samochodu; uderzył dwa razy w dach.
– Zjeżdżajcie stąd! – zawołał.
Ace, nie tracąc czasu na dalsze rozmowy, przejechał przez policyjną blokadę.
W dziesięć minut później zjechał z autostrady i zatrzymał się przed małym sklepikiem spożywczym, przed którym został ulokowany spory stragan z jarzynami i owocami. Fiona została w samochodzie. Ace przytaszczył najpierw trzy torby z zieleniną, a potem wszedł do sklepu, z którego wyniósł kolejne torby o nieznanej zawartości.
Dziewczyna, siedząc sama w samochodzie, ustawionym pod rzucającym chłodny cień drzewem, wreszcie była w sianie głęboko odetchnąć i pomyśleć. Ace nie jest taki, jakim chce się wydawać – to była jej pierwsza myśl.
Przez kilka ostatnich dni Fiona żyła w takim stresie, w takim wirze wydarzeń, że jej zdrowy rozsądek zaszył się gdzieś głęboko i w ogóle przestała się zastanawiać nad tym, co widzi i czuje. Ale teraz, kiedy obserwowała Ace'a wybierającego owoce na stojącym przed sklepem straganie, spadła na nią jak grom z jasnego nieba myśl: on nie jest taki, jakim chce się wydawać.
Od początku swoje niczym nie poparte opinie o nim opierała na samym tylko imieniu – Ace. Podejrzewała, że facet, który chce, żeby nazywano go Asem, okaże się osiłkiem o byczym karku albo półgłówkiem. Miejsce zamieszkania, ta zapuszczona, zrujnowana ptasia farma, zdawało się potwierdzać ten wcześniej nakreślony wizerunek. Jednak Ace, którego poznała, zupełnie nie pasował do szablonu silnego półgłówka.
Przede wszystkim wykształcenie. Ilu osiłków może się poszczycić stopniem naukowym z ornitologii? A skoro o ptakach mowa, to ilu osiłków ma do czynienia z ptakami, oczywiście poza strzelaniem do nich i zjadaniem ich? Ace oglądał jeden po drugim programy telewizyjne o ptakach, ptakach i jeszcze raz ptakach.
No i ten jego akcent. Był ledwo zauważalny, ale niekiedy Ace wymawiał jakieś słowo z tym rzadko spotykanym, dystyngowanym akcentem właściwym dla Nowej Anglii. Może on pochodzi z Rhode Island, Bostonu czy stanu Main? W każdym razie niewątpliwie nie spędził całego życia na bagnach Florydy.
A gdyby nawet pominąć jego głos i treść wypowiedzi, nie można było nie zwrócić uwagi na sposób poruszania się tego mężczyzny i na jego ubrania. Fiona nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Ace mógłby położyć się spać w ubraniu, a i tak po wstaniu z łóżka wyglądałby świeżo i elegancko, jak wprost spod igły. No i oczywiście żadne łóżko nie odważyłoby się potargać tych niesamowicie gęstych, czarnych jak noc włosów.
Obserwowała Ace'a, który wybierał czerwone, dorodne pomidory, wąchając każdy przed włożeniem go do torby. Zastanowiła się, co typowy osiłek ugotowałby dla kobiety? Kiedy Ace znieruchomiał i spojrzał na drzewo, domyśliła się, że dostrzegł jakiegoś ptaka.
Zastanawiała się, kim jest ten mężczyzna, który przewrócił jej życie do góry nogami. Był biedny, to jedno nie ulegało wątpliwości, widziała to na własne oczy. Miał krewnych, do których mógł wysłać fax i zlecić im robotę detektywistyczną. Prowadził samochód jak zawodowy kierowca rajdowy. A, i jeszcze jedno – jego mieszkanie było pełne książek.
Jednego Fiona mogła być absolutnie pewna: Ace nie jest tym, za kogo się podaje. I nie mówi jej całej prawdy. Właściwie, dopiero teraz to sobie uświadomiła, nie mówi jej prawie nic. Żąda, żeby ona opowiadała mu coraz więcej o sobie, ale nie rewanżuje jej się tym samym. Swoje życie otacza tajemnicą.
Przyglądała się, jak Ace wchodzi do sklepu, i postanowiła, że jeśli mają oboje grać w tę grę, to na tych samych warunkach. Jeśli on chce trzymać swoje życie w sekrecie, to ona zrobi to samo. Przede wszystkim, zdecydowała, nie udzieli mu żadnych wyjaśnień o Kimberly. I po drugie, użyje wszelkich sposobów, jakie tylko zdoła wymyślić, aby dowiedzieć się o nim wszystkiego. Pamiętaj, mówiła sobie, wiedza to potęga.
Po powrocie do samochodu Ace powiedział, że w sklepie też była policja, ale nikomu nie przeszło nawet przez myśl, że dwoje morderców zdoła przedostać się przez blokadę.
– Podejrzewają, że pojechaliśmy na południe, do Miami -wyjaśniał, wjeżdżając z powrotem na szosę. – Zdaje się, że policja odebrała trzy anonimowe informacje, że byliśmy widziani daleko na południu.
– Więc nie będą nas tutaj szukać?
– Nie w najbliższym czasie. Założę się, że ci informatorzy noszą nazwisko Taggert.
– To twoi krewni czy jakiś gatunek ptaków?
– Kuzyni – mruknął Ace i szybki uśmiech rozświetlił jego twarz. Wjechał znów na autostradę, kierując się tym razem w przeciwną stronę do tej, z której przyjechali.
– Błagam, powiedz mi, że nie gonisz samochodem tego ptaka, którego widziałeś na drzewie koło sklepu.
– Nie, chcę się tylko upewnić, że nikt za nami nie jedzie. Jeśli ten policjant powiedział komuś o rodzącej kobiecie, mogli zacząć coś podejrzewać.
– Masz rację – stwierdziła Fiona i na minutę nieomal przestała oddychać. W końcu upewnili się, o ile w ogóle mogli mieć jakąkolwiek pewność, że są bezpieczni i nikt za nimi nie jedzie.
Ale kiedy Fiona zobaczyła dom, w którym Ace dorastał, zaczęła niemal żałować, że nie oddała się w ręce policji. Więzienie nie mogło chyba być gorsze od tej chaty!
Dach pokrywała zardzewiała blacha, podziurawiona gdzieniegdzie, ale dziewczyna miała cichą nadzieję, że w czasie deszczu nie przecieka, bo większe dziury zostały załatane dużymi kępami hiszpańskiego mchu. Przed domem był rodzaj ganeczku, ale jedna z podpierających go kolumn zawaliła się, więc daszek zwisał z jednej strony. W drzwiach i frontowych oknach brakowało szyb. Zbudowane z desek ściany u góry byłe szare z brudu i starości, a na dole przegniłe.
Nic dziwnego, że mu się podoba Kendrick Park, pomyślała Fiona. Tamtejsze budynki, w porównaniu z tym tutaj, to istny Taj Mahal.
Ace wyjął walizki z bagażnika i stanął z nimi obok Fiony, która nie mogła oderwać oczu od rudery.
– To prosty wiejski domek – mruknął pod nosem.
Do czego on zmierza? – zastanawiała się Fiona, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Podejrzewała, że Ace próbuje jej wmówić, że był biednym dzieckiem, które miało pod górkę do szkoły. W jej głowie rozdzwoniły się ostrzegawcze dzwoneczki, które sygnalizowały, że on musi mieć w tym jakiś swój cel. Ale jaki?
Fiona nie znała odpowiedzi, ale była pewna, że potrafi zagrać z nim w tę grę. Jeśli Ace koniecznie chce ją przekonać, że jest tępym osiłkiem o byczym karku, niech tak będzie. Ona potrafi udawać równie dobrze jak on.
– Tak. Czy ci twoi krewni, Taggertowie, noszą buty? A może czyszczą paznokcie u nóg rzeźniczym nożem? A co z Montgomerymi? Czy widzieli kiedyś wannę?
Kiedy Ace otworzył frontowe drzwi chaty, natychmiast wyparowało z niego całe napięcie.
– Chodź, mamy elektryczność – zachęcał ją do wejścia.
– Niech zgadnę. Twoja rodzina znała Edisona.
– Oczywiście. On osobiście wybudował tę chatę. Zaczekaj, zaraz zobaczysz piec opalany drewnem.
Fiona zamknęła na chwilę oczy, żeby zebrać siły, i w duchu złożyła uroczystą przysięgę, że kiedy ta cała awantura się skończy, będzie przekazywać więcej pieniędzy instytucjom dobroczynnym na pomoc ubogim. To oburzające, żeby ktokolwiek w Stanach Zjednoczonych mieszkał w takich warunkach.
W głębi duszy Fiona miała cichą nadzieję, że wnętrze chaty będzie miłe, niestety, najwyraźniej zadomowiły się w niej zwierzęta. W chacie stała stara kanapa, która powinna była zostać wyrzucona na śmietnik przed dwudziestu laty, a w dodatku jakieś zwierzę najwyraźniej zrobiło sobie w niej gniazdo.
Fiona miała nadzieję, że to nie ptak, bo wtedy Ace nigdy by jej nie pozwolił tego gniazda sprzątnąć.
Pod ścianą na wprost drzwi była niegdyś urządzona kuchnia. Stało tam kilka wysłużonych szafek i wielka kuchnia opalana drewnem. I krzesło ze złamaną nogą.
– Niech zgadnę – jęknęła Fiona. – Jeden pokój i wygódka za domem, tak?
– Dwa pokoje – oznajmił radośnie Ace, kładąc na stole torby z wiktuałami. – Mamy jeszcze sypialnię.
– Opowiedz mi jeszcze raz, jak okropnie jest w więzieniu. -Fiona sprawdziła stabilność krzesła, po czym ostrożnie na nim przysiadła. O dziwo, sprzęt nie rozpadł się pod nią.
– Rzecz w tym, że stąd możesz wyjść, a z więzienia nie.
– Przemyślę to i dam ci odpowiedź. – Fiona jeszcze raz rozejrzała się po chacie.
Ace znowu wybuchnął śmiechem.
– Proszę, włóż je i weź się do jakiejś roboty. – Wręczył jej parę jaskrawożółtych gumowych rękawic, na które dziewczyna popatrzyła pytająco. – Ten dom nie był używany od pewnego czasu. No, dobrze, nie był używany od lat, a ponieważ na Florydzie jest wilgoć, wszystko szybko niszczeje, więc…
Ace najwyraźniej sądził, że Fiona rozumie, co on ma na myśli, ale ona nie miała zielonego pojęcia, o co mu chodzi… Najmniejszego pojęcia. Oparł obie dłonie na stole i pochylił się nad nią, aż ich nosy niemal się zetknęły.
– Możemy sprzątać, rozmawiając.
– Sprzątać? – wykrztusiła Fiona takim tonem, jakby po raz pierwszy w życiu usłyszała to słowo. Za jego plecami przebiegło po podłodze jakieś puszyste stworzonko. – Ten dom potrzebuje weterynarza i bardzo, bardzo gorącego ognia.
– Wstawaj! – krzyknął, złapał ją za nadgarstki i poderwał z krzesła.
Kiedy Fiona poruszyła się, w krześle, które nigdy nie stało zbyt pewnie, złamała się noga. Żeby uchronić się przed upadkiem, Fiona złapała się tego, co było najbliżej. Tak się składa, że był to Ace. Przycisnął ją do siebie i podtrzymał.
– Przepraszam, ja… – urwała, kiedy spojrzała mu w oczy. Ich ciała mocno przywarły do siebie i w oczach mężczyzny pojawiło się zainteresowanie. Fiona nawet sama przed sobą nie chciała się przyznać, że i ona poczuła podniecenie. Nie uda jej się odkryć żadnego z sekretów Ace'a, jeśli da się otumanić jego wyjątkowej urodzie. Boże, dlaczego on nie jest grubym kurduplem?! – Nic mi nie przychodzi do głowy – mruknęła, odwracając się, aby mężczyzna nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy.
Ale Ace widział i wyczuwał ich wzajemne przyciąganie.
– Sądzę, że to ty… – Urwał na widok spojrzenia, jakim go obrzuciła. – No, dobrze. Zawieszenie broni. – Wyciągnął do niej rękę.
Ale Fiona odwróciła się i nie podała mu dłoni.
– Słuchaj, w nienormalnych warunkach także i stosunki między ludźmi nie są normalne – powiedziała. – Pomyślmy lepiej o przyszłości i o innych osobach, które są w to zamieszane. I nie pozwólmy, aby warunki… – odwróciła się, żeby spojrzeć na Ace'a, i dostrzegła, że uśmiecha się z wyższością, jak typowy męski szowinista. – O co chodzi? – syknęła.
– Koniecznie musisz mi powiedzieć, co czytasz. Co sprawia, że żyjesz w tak fantastycznym świecie?
– Daj mi to! – Wyrwała mu miotłę z ręki.
– Nie mów, że umiesz posługiwać się miotłą – naigrywał się z niej Ace. – Nie ty! Do jakiej szkoły chodziłaś? Nie, nie mów. Sam zgadnę. Do Zakładu Edukacyjnego dla Młodych Dam panny Jakiejśtam.
Fiona machnęła miotłą i posłała w jego stronę chmurę kurzu i trocin z kanapy, a może i zwierzęcych odchodów.
– Masz zamiar nadal marnować czas czy też przyniesiesz wiadro wody? Bo chyba jest tu gdzieś woda?
– Z aligatorami czy bez aligatorów?
– Jeśli to ty będziesz je łapał, to z aligatorami poproszę.
Ace roześmiał się i wyszedł z chaty. Wrócił po chwili z wiadrem pełnym wody. Nadal się uśmiechał.
– Dobrze, ty pierwsza. Najpierw ty, potem ja.
Spojrzała na niego szeroko otwartymi, absolutnie niewinnymi oczami.
– Jakież to ekonomiczne! Dwie kąpiele w tej samej misce wody. Czy to tradycja rodzinna Montgomerych?
Ale Ace nie dał się podpuścić i niczego o sobie nie powiedział.
– Nie pozwolę ci w ogóle się wykąpać, jeśli natychmiast nie zaczniesz – stwierdził z uśmiechem.
Była naprawdę zaintrygowana. Przerwała pracę i spojrzała na niego.
– Jeśli czego nie zacznę? Chodzi o coś innego niż wykonywanie za ciebie brudnej roboty?
– Chcę, żebyś mi opowiedziała wszystko o sobie. Istnieje jakiś związek między nami i musimy dowiedzieć się jaki. Opowiedz mi o swoim życiu, potem ja ci opowiem o swoim.
Fiona zawahała się. To chyba jakiś podstęp. W jaki sposób odsłonić się tak, żeby się nie odsłonić? Jak dać mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru powiedzieć mu o sobie, czegokolwiek, jeżeli on najpierw nie opowie jej o sobie i nie robić przy tym wrażenia, że jest rozpuszczonym bachorem? I skąd ona ma wiedzieć, co powinna przed nim ukryć?
– No już, zaczynaj. To nie tafcie straszne. Zacznij od daty i miejsca urodzenia, a potem samo pójdzie. – Ace włożył ręce do plastikowego kubła i zabrał się do szorowania szafek kuchennych. – No już, pomyśl o Kimberly. Pomyśl, jak bardzo chcesz do niej wrócić i iść z nią na obiad, czy co wy tam razem robicie.
Fiona musiała odwrócić się na chwilę. Nowy Jork, Kimberly, jej praca, Jeremy i Wielka Piątka stanęły przed nią jak żywe, wydawało jej się, że wystarczy wyciągnąć rękę, aby ich dotknąć. Jak to się stało, że w ciągu kilku dni przeszła od tak wielkiego szczęścia do… do tego.
– Użalasz się nad sobą? – zapytał Ace miękkim głosem i uniósł do góry jedną brew. – Pamiętaj, że im prędzej dowiemy się, kto za tym stoi, tym prędzej będziemy mogli oboje wrócić do domów.
Fiona rąbnęła miotłą o podłogę i przesunęła dużą stertę śmieci.
– Moja matka umarła wkrótce po moim urodzeniu i wychowywał mnie ojciec. Problem w tym, że był kartografem i często wyjeżdżał.
Kiedy już zaczęła, życiorys popłynął gładko. Ace uważnie słuchał. Początkowo wydawał się tak zaabsorbowany tym, co robi, że Fiona podejrzewała, że jej słowa przelatują mu mimo uszu, i dwukrotnie zaprzeczyła samej sobie. Za każdym razem Ace natychmiast prostował jej błąd i kazał opowiadać dalej. Za każdym razem próbowała ukryć uśmiech. Pochlebiało jej, że ktoś tak uważnie słucha jej bardzo osobistej opowieści.
Jej życie nie obfitowało w dramatyczne wydarzenia, nie było w nim nic, co by ją przygotowało do znajdowania leżących na niej nieboszczyków czy do ukrywania się przed policją w prymitywnej chałupie. Opowiedziała Ace'owi, że po śmierci matki została wysłana do wiekowych wujostwa, którzy byli okropnie nudni, rzadko pozwalali jej biegać i bawić się. Chcieli, żeby spokojnie siedziała i kolorowała obrazki albo bawiła się papierowymi laleczkami. Fiona spojrzała na Ace'a. Znalazł zardzewiały młotek i gwoździe i właśnie, z przechyloną na ramię głową, przybijał ściankę czystej już szafki kuchennej.
– Bardzo dużo bawiłam się lalkami – powiedziała.
Kiwnął głową, nie podnosząc oczu, i nie odezwał się.
Fiona przyglądała mu się przez chwilę. Klęczał na jednym kolanie na wierzchu szafki, drugą nogę oparł na krześle. Sięgał na górę wiszącej wysoko szafki, więc jego długie ciało było wyciągnięte, a napięte mięśnie doskonale widoczne przez cienki materiał koszuli. Dziewczyna poczuła, że zaschło jej w ustach, i kurczowo zacisnęła ręce na trzonku miotły, prawie go łamiąc.
– Lalkami, rozumiem – powiedział, żeby zachęcić ją do podjęcia opowieści. Nie spojrzał w dół.
– Tak, lalkami – mruknęła i wróciła do zamiatania. Opowiedziała Ace'owi, że kiedy miała sześć lat, ojciec posłał ją do szkoły z internatem, którą Fiona natychmiast pokochała. Pierwszego dnia spotkała cztery małe dziewczynki w jej wieku. – Mówiłyśmy o sobie „Wielka Piątka" i byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami na świecie. – Fiona nie chciała nawet myśleć o tym, że muszą teraz umierać ze strachu o nią, fałszywie oskarżoną i ukrywającą się przed policją.
– A co z twoim ojcem? – zapytał Ace, schodząc na podłogę. – Widziałaś go jeszcze kiedyś?
– O, tak – odpowiedziała i w jej głosie słychać było ogromną miłość do ojca. – Wiem, że psychoterapeuta pewnie by powiedział, że byłam przez niego zaniedbywana, ale ja nigdy się tak nie czułam. Mój tata był idealnym ojcem.
Ruchy Fiony stały się bardziej energiczne, czuła się szczęśliwa, opowiadając o ojcu. Na kilka minut zapomniała o tym, gdzie i dlaczego się znajduje, opowiadała o ojcu, Johnie Findlayu Burkenhalterze. Odwiedzał ją trzy razy do roku, a każda z jego wizyt była bardziej ekscytująca od poprzedniej. Zawsze zjawiał się obładowany bajecznymi prezentami dla niej i jej czterech przyjaciółek.
– Zabierał nas do cyrku, na jarmarki, do lodziarni. Kiedyś poszliśmy do supermarketu i poprosił jakąś kobietę, żeby nas umalowała. A miałyśmy wtedy po dwanaście lat! Potem kupił każdej z nas wszystkie potrzebne do zrobienia makijażu kosmetyki. – Kiedy Ace nie skomentował tego ani jednym słowem, Fiona westchnęła – Musiałbyś być dziewczyną, żeby to zrozumieć. Ojcowie moich szkolnych koleżanek ciągle mówili swoim córkom: NIE. Jakby nie chcieli, żeby ich córki dorastały.
NIE dla szminek, NIE dla minispódniczek, bez przerwy NIE.
Ace patrzył na nią ze zniecierpliwieniem. Prawda, pomyślała Fiona, miałam podawać mu fakty, a nie ubierać je w formę eseju.
– Poszłam do szkoły wyższej o profilu handlowym, ukończyłam ją, a potem pracowałam w kilku firmach w Nowym Jorku; osiem lat temu podjęłam pracę w Davidson Toys.
– Z Kimberly – dodał zamyślony Ace.
– Zetknęłam się z Kimberly dopiero po półtorarocznej pracy.
– Czy sądzisz, że Kimberly może być elementem łączącym cię z Royem?
– Raczej nie. – Fiona cofnęła się o kilka kroków, żeby z dystansu spojrzeć na pokój. Usunęła taką górę śmieci, że zapełniłyby połowę nowojorskiego pojemnika. Ale oczywiście nie powinna spodziewać się żadnych słów uznania od głęboko zamyślonego Ace'a.
– Czy byłaś kiedykolwiek w Teksasie? Choćby jako dziecko?
– Nigdy. Czy mógłbyś mi wskazać… no wiesz.
– Z tyłu za domem – odpowiedział obojętnie. – Ale patrz pod nogi.
Nawet nie chciała myśleć o czyhających na nią niebezpieczeństwach. Na palcach zeszła z ganku. Wśród zarośli dostrzegła zarośniętą ścieżkę. Podążyła nią, spodziewając się, że lada moment rzuci się na nią jakiś stwór, którego jako człowiek cywilizowany nie widziała jeszcze nigdy na oczy.
Ale nic się nie wydarzyło podczas jej wyprawy. Wracając, zobaczyła, że Ace wyjmuje z bagażnika piekarnik.
– Ten twój przyjaciel cię znienawidzi, kiedy po powrocie do domu stwierdzi, że zniknęło wszystko, co miał… A nie spakowałeś przypadkiem prześcieradeł i ręczników?
– Mam po dwa komplety! – odpowiedział i ich oczy spotkały się na chwilę. Fiona odwróciła wzrok. Nie miała pojęcia, gdzie będą spali.
– Co z obiadem? Umieram z głodu.
– Mamy krewetki, które ty obierzesz, podczas gdy ja będę opowiadał.
Fiona jęknęła. Jęknęła z powodu krewetek, choć próbowała udawać, że to reakcja na perspektywę wysłuchania życiorysu Ace'a. Może wreszcie uda jej się czegoś o nim dowiedzieć?
Ale z opowieści Ace'a niewiele wynikało. Był jednym z czworga dzieci, dość znacznie różniącym się od swojej towarzyskiej rodziny. Kiedy miał siedem lat, jego wuj – dziwny, spokojny, młodszy brat matki złamał nogę i zamieszkał z rodziną Ace'a.
– Bardzo zżyliśmy się ze sobą. – Ace obierał pomarańcze do sosu. – Kiedy miałem osiem lat, po raz pierwszy przyjechałem tu, do tej chaty z wujkiem na wakacje. A kiedy skończyłem dziesięć lat, zamieszkałem tu na stałe. – Spojrzał na ohydny stary dom z miłością w oczach.
Fiona musiała się odwrócić, żeby nie zauważył jej ponurej miny. Może i mieszkał kiedyś tutaj, ale w jego życiu była nie tylko ta stara, zrujnowana chałupa. Było o wiele więcej, ale on jakoś nie przejawiał ochoty, żeby jej o tym opowiedzieć.
– A co ze szkołą? – zapytała Fiona, wbijając paznokieć pod cienką skorupkę krewetki.
– Tutaj, pozwól, że ci pokażę! – Ace niecierpliwie pochylił się nad dziewczyną, otoczył ją ramionami i pokazywał, jak się obiera krewetki.
Fiona wstrzymała oddech. Czuła na włosach podbródek Ace'a, a jego duże, opalone dłonie obejmowały jej ręce, o wiele drobniejsze i jaśniejsze. Co za sytuacja, pomyślała Fiona. Jest sama wśród dzikiej przyrody, jak w raju… No, może nie jak w raju, ale niewątpliwie są sami… Ace jest nieprawdopodobnie przystojnym facetem, więc nic dziwnego, że ona czuje do niego pewien pociąg.
Żeby odzyskać panowanie nad sobą, zamknęła na chwilę oczy i pomyślała o Nowym Jorku, o swoim biurze i o swoim chłodnym, czystym mieszkaniu. Zatrudniła profesjonalnych dekoratorów wnętrz, żeby jej dom był piękny. Teraz stanął jej przed oczami. Kiedy będzie mogła do niego wrócić?
Nagle dłonie Ace'a, obejmujące jej ręce, znieruchomiały. Niewątpliwie mężczyzna był pod równie silnym wrażeniem ich bliskości.
Z mocno bijącym sercem dziewczyna odwróciła do niego twarz, wiedząc doskonale, że ich usta znajdą się bardzo blisko siebie. Powiedziała przed chwilą, że nadzwyczajne okoliczności pociągają za sobą nadzwyczajne…
Ale Ace nie patrzył na nią. Wręcz przeciwnie, dostrzegła to jakby nieobecne spojrzenie, które, jak już wiedziała, oznacza, że Ace uważnie się w coś wsłuchuje. Może dobiegł go warkot samochodu? Albo odległe syreny wozów policyjnych'? Czy niebezpieczeństwo było blisko?
W tym momencie Fiona usłyszała nawoływania jakiegoś ptaka i zrozumiała, że to ono właśnie przykuło jego uwagę.
– Oj! – krzyknął, kiedy ostrze noża ześlizgnęło się po jego kciuku.
– Daj mi spojrzeć. – Dziewczyna złapała jego rękę. – Skóra nawet nie jest draśnięta.
Ace zaczął ssać kciuk i odsunął się od Fiony.
– Powinienem pamiętać o tobie i nożach!
Zmarszczył czoło na widok uśmiechu dziewczyny. Fiona starała się tym uśmiechem pokryć irytację. Podczas gdy ona nie mogła się uwolnić od fascynacji wywołanej jego bliskością, on interesował się jedynie…
Ace odszedł i wytarł ręce w papierowy ręcznik, a potem odwrócił się w stronę świeżo wyszorowanego kuchennego zlewu.
– Wujek Gil był doktorem ornitologii, więc uczył mnie w domu, dopóki nie skończyłem trzynastu lat; potem przeprowadził się bliżej głównej drogi, żebym mógł pójść do szkoły średniej.
– Gdzie grałeś w piłkę nożną i spotkałeś piękną Lisę?
– Lisę poznałem później, kiedy uczyłem w jej szkole średniej.
Fiona pomyślała, że w takim razie Lisa musi być sporo od niego młodsza, ale nie powiedziała tego na głos.
– Tak, szkoła średnia. Wyobrażam sobie, że dorastając tutaj, nie śniłeś nawet o college'u. Nikt by nie przypuszczał, że ktoś, kto mieszka w takim domu, mógłby sobie pozwolić na naukę w szkole średniej. Ani w to, że ktoś taki będzie chciał zdobyć wyższe wykształcenie.
Wiele czasu minęło, zanim Ace znów się odezwał. Jakby zastanawiał się nad każdym słowem, które ma paść z jego ust, jakby rozważał, ile może ujawnić.
– Przebrnąłem przez college, organizując turystyczne rejsy łodzią dla bogatych, znudzonych ludzi. A kiedy wujek umarł, zostawiając mi w spadku Kendrick Park, próbowałem utrzymywać się z niego. Jakoś dawałem sobie radę, dopóki aligator nie został zniszczony. – Ace powiedział ostatnie zdanie bez najmniejszej wymówki w głosie i nie wspomniał, że to ona jest odpowiedzialna za zniszczenie aligatora.
– Zapłacę za tego aligatora – powiedziała Fiona spokojnie. -Mam trochę pieniędzy w obligacjach i mogę wziąć pożyczkę, obciążając nią hipotekę mojego mieszkania. Ile kosztował ten zielony potwór?
– Kobiety nie płacą za takie rzeczy! – Ace odwrócił się plecami do dziewczyny.
– Słucham?! – Fiona nie miała pewności, czy dobrze usłyszała.
– Powiedziałem, że kobiety nie płacą za rzeczy! – Ace odwrócił się do Fiony. – Przynajmniej za moje rzeczy. To nas donikąd nie zaprowadzi. Skończyłaś już z tymi krewetkami? Umiałabyś przygotować sałatkę? Czy dostrzegłaś jakikolwiek związek między nami?
Uniosła ręce, żeby przerwać ten potok pytań.
– Czy wiesz, że masz mentalność neandertalczyka? I owszem, skończyłam te cholerne krewetki, a jedyny związek, jaki widzę między nami, to fakt, że nie byliśmy wychowywani przez rodziców.
– A co z sałatką?
Nie zadała sobie trudu, żeby odpowiedzieć, tylko wyciągnęła rękę po nóż i zieleninę. Posiekała jarzyny na papierowym ręczniku. Przez chwilę milczeli oboje.
– No, dobrze – przerwał ciszę Ace. – W takim razie porównajmy, kto kiedy gdzie był. W dzienniku powiedzieli, że trzykrotnie zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu. Dokąd wyjeżdżałaś w ciągu ostatniego roku?
Fiona przez dłuższą chwilę przypominała sobie, gdzie była w ubiegłym roku, bo często podróżowała – zawsze były to podróże służbowe, związane z Kimberly.
– Właśnie dlatego ten wyjazd na Florydę jest taki dziwny powiedziała. – Zajmuję się u Davidsona wyłącznie Kimberly. Niczym więcej. Tylko Kimberly. Kompletnie nic nie wiem o jakimś tam teksaskim programie telewizyjnym dla dzieci. Dlaczego ten człowiek domagał się, żebym to ja mu towarzyszyła w wyprawie na ryby?
– A jesteś pewna, że chodziło mu właśnie o ciebie? Prosił o ciebie, wymieniając nazwisko?
– Tak. A jak było z tobą?
– Tak samo. Ale w moim przypadku to miało sens, bo Roy twierdził, że chce ofiarować jakąś dotację na Kendrick Park.
– Nie wspomniał tylko, że dostaniesz te pieniądze po jego trupie. – Fiona skrzywiła się.
– A jeśli chodzi o podróże, to w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy wyjeżdżałem tylko pięciokrotnie i to na krótko. Z tego trzy razy dla zdobycia dotacji. Nienawidzę tych przeklętych wyjazdów, bo odrywają mnie od parku, a ptaki na pewno bardziej mnie potrzebują niż darczyńcy.
– To dlaczego nie zatrudnisz specjalisty od public relations? Mógłbyś w ogóle nie opuszczać parku.
Kiedy Ace nie odpowiedział, podniosła głowę znad krojonej drobno marchewki. Mężczyzna stał odwrócony do niej plecami, ze spuszczoną głową i bardzo starannie mieszał coś w butelce.
Nagle Fionę olśniło.
– To kobiety – mruknęła pod nosem. – Ci darczyńcy to kobiety, które żądają, żebyś przyjeżdżał osobiście prosić je o pieniądze!
Ace znów nie odezwał się ani słowem, więc Fiona wstała od stołu i podeszła do kuchennego blatu, żeby spojrzeć mu w twarz. Był czerwony jak burak. Najpierw starała się ukryć rozbawienie, jak na damę przystało, ale po chwili odrzuciła głowę do tyłu i wybuchnęła głośnym śmiechem.
– Wcale cię nie zdziwiło, że Roy chce się z tobą spotkać osobiście; zdziwiło cię tylko to, że był mężczyzną!
– To rzeczywiście było dość niezwykłe. – Ace odwrócił twarz w jej stronę i uśmiechnął się niepewnie.
Fiona, nie przestając chichotać, wróciła do stołu i znów się wzięła do krojenia.
– No to powiedz mi, Casanovo, czy ukrywałeś się z wujkiem na tym zadupiu, żeby uciec przed dziewczynami?
– Masz piekielnie ostry język – stwierdził Ace, ale uśmiechnął się. – To nas nigdzie nie zaprowadzi, a dzień dobiega już końca. Zajrzyj do trzeciej szafki, licząc od ściany, i wyjmij parę świec.
– Jasne. A gdzie trzymasz tytoń do żucia?
– O ile dobrze pamiętam, to koło Bordeaux, pod szóstą deską podłogi. A może to Chardonnay jest pod szóstą, a porto pod ósmą?
– Podaj mi łom, kochasiu – powiedziała natychmiast Fiona i uśmiech Ace'a zmienił się w głośny śmiech.
– No, siadaj i zabieraj się do jedzenia. Mamy jeszcze sporo roboty do wykonania, jeśli chcemy dojść, o co w tym wszystkim chodzi.
Po dziesięciu minutach siedzieli już przy stole na dwóch niepołamanych krzesłach, zajadając się krewetkami marynowanymi w soku ze świeżych pomarańczy i zapieczonymi w opiekaczu. Była także sałatka, która mogła być samodzielnym daniem. Rok produkcji, podany na wilgotnej nalepce wina, wskazywał, że było dojrzałe na długo przed tym, zanim wujek Ace'a ukrył je pod podłogą. Było wyśmienite.
Kiedy Ace i Fiona siedzieli przy stole w świetle świec i próbowali zgadnąć, co ich ze sobą łączy i dlaczego Roy ustanowił ich swoimi spadkobiercami, na zewnątrz ukrywał się ktoś, kto cały czas ich obserwował.