Przez całą drogę do Kendrick Park Fiona myślała wyłącznie o zdradzie Ace'a. Jak ona mogła sądzić, że go zna? Uważała, że zna jego prawdziwe oblicze, bo wie, co Ace jada na śniadanie. Bo wie o jego miłości do ptaków. A tymczasem on przez cały ten czas bronił jej dostępu do swego prawdziwego życia.
A dlaczegóż by nie? – pomyślała. Kim ona właściwie dla niego jest? Zostali oboje wciągnięci w ten potworny wir wydarzeń dlatego, że przed wielu laty jej ojciec i jego wuj wplątali się w pewną historię. I dlatego, że Roy Hudson przywłaszczył sobie opowiadanie jej ojca. I dlatego, że…
– Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał miękko Ace, odrywając wzrok od szosy, żeby spojrzeć na Fionę.
– Nie mamy o czym – odpowiedziała, starając się, aby jej głos był całkowicie obojętny. – Chyba już niedługo będziemy na miejscu? Tak się zastanawiałam, przecież znasz dobrze Kendrick Park i widziałeś mapę, więc chyba jesteś w stanie przewidzieć, ile czasu może nam zająć odnalezienie lwów? Oczywiście jeśli nadal tam są. Mam nadzieję, że są, bo…
Ace spojrzał we wsteczne lusterko, Suzie wyglądała na pogrążoną w głębokim śnie. Wątpił, czy kobieta naprawdę usnęła, ale przynajmniej udawała, żeby mieli poczucie, iż wreszcie są sami.
– Nie powiedziałem ci, że moja rodzina ma pieniądze, bo nie chciałem, aby to miało jakikolwiek wpływ na nasze wzajemne stosunki – powiedział cicho.
– Rozumiem. – Fiona spojrzała na niego i uniosła brew. -Chciałeś po prostu, żebym się czuła winna, że zniszczyłam twojego kosztownego aligatora, a tym samym odjęłam chleb od ust twoim pracownikom.
– Tak – odpowiedział szczerze. – Początkowo rzeczywiście tak było. Okropnie mnie rozzłościłaś. Własnymi rękami zapracowałem na tego aligatora; kiedy został zniszczony, wiedziałem, że będę musiał sięgnąć po pieniądze, których nie zarobiłem. Chciałem na ciebie zrzucić winę za wszystko, ale potem…
– Co potem? – W głosie dziewczyny nadal brzmiał gniew. -No, co? Zakochałeś się we mnie? To dlatego starałeś się mnie zaciągnąć do łóżka? Chyba nie sądzisz, że się w tobie zakochałam?
– Tak to widzisz? – Ace obrzucił Fionę szybkim spojrzeniem. – Wydaje ci się, że zaaranżowałem to wszystko, żeby cię zaciągnąć do łóżka?
Fiona sama zdawała sobie sprawę, że jej słowa zabrzmiały idiotycznie. Wyjrzała przez okno. Przyjaciółki często jej zarzucały, że jest pruderyjna. Jean pojechała kiedyś na Wyspy Karaibskie i spędziła tydzień w łóżku z facetem, z którym nie zamierzała nigdy więcej się spotkać. A tymczasem trzydziestodwuletnia Fiona u progu dwudziestego pierwszego wieku zachowuje się jak dziewica w tragedii greckiej!
Ale logika nie ma z tym wszystkim nic wspólnego! – pomyślała dziewczyna. Jego kłamstwa to nie są takie zwyczajne kłamstwa, jakie zazwyczaj mężczyźni serwują kobietom. Kłamstwa Ace'a dotyczyły spraw zasadniczych, a ona niemal w nie uwierzyła. Uwierzyła w niego.
– Posłuchaj – zaczęła najspokojniej, jak mogła. – Nie mam prawa mieć do ciebie pretensji o cokolwiek. Twoje życie to twoja sprawa i czy masz pieniądze, czy nie, czy sam płacisz za aligatora, czy twój tatuś, to mnie nie powinno obchodzić. Może w ciągu następnych czterdziestu ośmiu godzin uda nam się odnaleźć lwy, może uda nam się wykryć, kto naprawdę zabił Roya i może… Nie wiem, może skończą się wszystkie nasze kłopoty i będziesz mógł wrócić do swojej bogatej rodziny, a ja do… do… – Jeśli chodzi o własne życie, nie wiedziała, do czego mogłaby wrócić. Kimberly nie należała już do niej i w głębi ducha Fiona czuła, że Jeremy także nie. Prawdę mówiąc, była przekonana, że już nigdy nie będzie mogła spojrzeć na Jeremy'ego i nie zobaczyć w jego miejsce Ace'a Montgomery'ego. Więcej, nie była pewna, czy kiedykolwiek, patrząc na jakiegokolwiek mężczyznę, nie będzie widzieć jego.
Ace skręcił z autostrady w zarośniętą drogę, wiodącą do Kendrick Park i jechał w stronę chaty.
Nie zareagował ani słowem na jej oświadczenie i była ciekawa, o czym myślał. Fionie każdy mijany krzak, każdy przelatujący ptak przypominał chwile, spędzone w starej chacie wuja Ace'a. Pamiętała własne przerażenie, ale pamiętała też zwykłe koleżeństwo, które w tamtych dniach zrodziło się między nimi. Pamiętała, jak Ace własnym ciałem osłaniał ją przed kulami; wolał zginąć, niż pozwolić, żeby ona została zraniona.
Zastanawiała się, czy to mogła być gra? Czy ktokolwiek mógłby być tak świetnym aktorem? Ale nawet wówczas Fiona czuła, że Ace coś przed nią ukrywa. Nie miała jeszcze pojęcia co, ale podejrzewała, że nie jest tym, za kogo się podaje. Teraz już wie, co przed nią ukrywał: pieniądze. Był bogaty i nie chciał, żeby Fiona o tym wiedziała. Dlaczego? Czyżby nie należała do jego klasy społecznej?
Ace przerwał milczenie, kiedy byli już blisko chaty.
– Fiono, chciałbym ci powiedzieć, że…
Nie dokończył zdania, bo dostrzegł, że na ganku starej, rozwalającej się chałupy stoi Jeremy. A u jego boku piękna młoda kobieta, w której Fiona rozpoznała widzianą w telewizji Lisę Rene Honeycutt.