5

Dokąd mnie wieziesz? – Fiona spojrzała na Ace'a w ciemnym wnętrzu samochodu. Minęło zaledwie kilka godzin od chwili, kiedy znalazł leżące na niej zakrwawione ciało Roya, a wydawało jej się, że to już całe lata temu. Po prysznicu i wypłakaniu się na piersi Ace'a poczuła się, o dziwo, znacznie lepiej. Oczywiście jeśli można uznać za lepsze samopoczucie wściekłość i pragnienie urwania głowy pierwszemu człowiekowi, jaki się znajdzie w pobliżu. Znowu miała na sobie ubranie Ace'a: szare kalesony i ciepły zielony sweter z nadrukiem jakiejś szkoły z Ivy League nad lewą piersią.

Od czasu… odkrycia, jak nazywała w myślach to wydarzenie, Ace i Eric ciągle coś do siebie szeptali. Najwyraźniej w pełni się ze sobą zgadzali, bo ciągle kiwali do siebie głowami i popatrywali na siedzącą przy relingu Fionę, wpatrzoną w oświetloną księżycową poświatą wodę. Podejrzewała, że są przekonani, iż w każdej chwili może się rzucić za burtę. A tymczasem ona patrzyła tylko na odbijające się w wodzie gwiazdy i starała się skoncentrować na prawdziwym sensie swojego życia: na Kimberly. Fiona zastanawiała się, co się z nią teraz dzieje? Kto nią kieruje? Czy jej asystent Gerald wysłał mapy do druku, czy też zostawił je w leżącej na podłodze torbie od Saksa?

– Jesteś gotowa? – zapytał Ace; traktował ją tak, jakby w każdej chwili mogła się na niego rzucić. Nie dziwiła się, w końcu miał przecież wszelkie dane po temu, aby uważać ją za morderczynię.

Kiedy wreszcie zakręcił wodę w prysznicu, wyszedł z kabiny i wręczył dziewczynie koc. Potem odszedł i zniknął gdzieś na łodzi. Kiedy pojawił się znowu, był już suchy i spokojny, i patrzył na Fionę z taką zimną pogardą w oczach jak zawsze. Nikt nie podejrzewałby, że przed chwilą znajdowali się w tak intymnej sytuacji. Ale Fiona pamiętała tę scenę aż za dobrze.

– Najwyraźniej Floryda nie jest dla mnie stworzona. – Zmusiła się do wygłoszenia tego kiepskiego żartu, kiedy Ace pomagał jej zejść z pokładu. Chciała nawiązać jakiś ludzki kontakt.

Ale mężczyzna nie uśmiechnął się, nie dał w żaden sposób poznać, że zauważył jej wysiłki, aby rozładować napięcie. Jego twarz była ponura.

Jeśli on mógł zapomnieć o tej scenie, to i ja mogę, pomyślała. Kiedy stanęła na wybrzeżu, rozejrzała się wokół. Nie miała pojęcia, gdzie są, ale czekał na nich dżip, więc jeden z mężczyzn musiał z łodzi zadzwonić na ląd. Ace ujął ją pod łokieć, żeby pomóc jej wsiąść do samochodu, ale wyrwała mu rękę.

– Nie jestem inwalidką! – rzuciła gniewnie i wskoczyła do dżipa. Ace wrzucił na tylne siedzenie swoją wełnianą torbę i podręczny bagaż Fiony, zatrzasnął drzwi, wskoczył za kierownicę i już po chwili pędzili autostradą.

– Nie raczysz mi odpowiedzieć, dokąd mnie wieziesz?

– Na policję – odpowiedział lakonicznie.

No, tak. Przecież jestem kryminalistką, prawda?

Nie odpowiedział.

– Czy to coś zmieni, jeśli ci oświadczę, że nie zabiłam człowieka, który był dwa razy grubszy i prawdopodobnie dwa razy silniejszy niż ja?

– Widziałem, ile masz siły.

– Myślałam, że jesteś pożerany żywcem! – wrzasnęła do niego. – Dlaczego nie jesteś w stanie tego pojąć? Nie stanęłam i nie zaczęłam się zastanawiać, czy to stworzenie jest prawdziwe, czy sztuczne, po prostu zareagowałam.

Ace zachował spokój, wymowny spokój, jakby miał na uwadze, że ma do czynienia z osobą niespełna rozumu.

– Wiem. I jestem pewien, że kiedy Roy cię zaatakował, także nie zaczęłaś się zastanawiać, tylko wyciągnęłaś jego nóż z pochwy i uderzyłaś.

– Spałam bardzo mocno. Przez dwie doby nie zmrużyłam oka, przecież wiesz. A nóż, który trzymałam w ręku, leżał na łóżku obok mnie, a nie w pochwie.

– Roy zawsze miał nóż w pochwie przy pasku od spodni, jestem pewien, że go zauważyłaś.

– Nie, nie zauważyłam – wycedziła przez zęby. – Jak niby można było zobaczyć cokolwiek poniżej jego paska? Ja w każdym razie nie patrzyłam.

Ace mocno przekręcił kierownicę, biorąc ostry zakręt w prawo.

– Słuchaj, może napiłabyś się kawy? Eric zaparzył dla nas cały termos.

– Jak to miło z jego strony! Ciekawe, czy zaparzył kawę przed zabiciem Roya, czy dopiero po?

Ace rzucił jej ostre spojrzenie, potem znów zwrócił oczy na drogę. Nie odezwał się.

– Dlaczego jestem przekonana, że ty jesteś niewinny? Albo że ten drugi facet jest winien? Jeśli ja go nie zabiłam, musiał to zrobić jeden z was.

Jej słowa najwyraźniej nie robiły na nim najmniejszego wrażenia.

– Zastanów się nad motywem. Z chwilą śmierci Roya straciłem ostatnią możliwość zdobycia funduszy dla Kendrick Park. A Eric stracił pracę.

Zamilkł i Fiona zaczęła się zastanawiać nad jego słowami.

– Uważasz, że go zabiłam, żeby zakończyć wycieczkę? -zapytała z niedowierzaniem.

– Byłaś taka strasznie nieszczęśliwa, że tu jesteś, że możesz mieć jakieś ważne powody.

Fiona wyjrzała przez okno i starała się określić, z jaką prędkością jadą. Przynajmniej sto. Jeśli wyskoczy z samochodu przy tej prędkości, połamie sobie wszystkie kości.

Westchnęła, podniosła stojący u jej stóp termos z kawą, nalała sobie kubek, wypiła, a potem nalała drugi dla Ace'a i podała mu. Położyła rękę na klamce i rozpaczliwie zastanawiała się, co robić. Jeśli policja okaże się równie głupia i nieprzejednana jak ten facet, to będzie ostatnia noc na wolności w jej życiu. Przy pierwszym ruchu Fiony Ace położył rękę na jej ramieniu, rzucając pusty kubek na podłogę.

– Nie rób głupstw.

– Masz na myśli coś jeszcze głupszego, niż dotychczas mi się przydarzyło? Coś głupszego niż ostatnie dwa dni? Głupszego niż… – Urwała i położyła rękę na czole. Nadal była tak zmęczona, że oczy same jej się zamykały. Była krańcowo wyczerpana. Nie mogła sobie przypomnieć, co chciała powiedzieć. Oparła głowę o zagłówek i zamknęła oczy.

Kilka minut później niejasno uświadomiła sobie, że widzi jaskrawy, różowy neon motelu i że samochód zwalnia. Przemknęło jej przez myśl, że Ace wysiadł z samochodu i powinna skorzystać z okazji do ucieczki, ale jej ciało ani drgnęło. Położyła głowę na oparciu, całkowicie bezwładna ze zmęczenia. Pomyślała, że pewnie by nawet nie poczuła, gdyby ktoś obcinał jej stopy piłą.

Ale pomimo głębokiego snu wyczuła, że obejmują ją mocne ramiona, niosą jakimś korytarzem, a potem składają na niewiarygodnie wygodnym, prawdziwym łóżku – a nie na koi, kiwającej się w rytmie uderzających o burtę fal. Fiona zapadła w jeszcze głębszy sen, bardziej przypominający śpiączkę niż normalny wypoczynek, ale jednak wydawało jej się, że słyszy kogoś potykającego się w pobliżu. Jakiś pijak, pomyślała i uśmiechnęła się przez sen. Nie poczuła, jak łóżko ugięło się, kiedy ciężkie ciało ułożyło się obok niej, odgradzając ją od drzwi.

Obudziła się z potwornym bólem głowy. To był taki tępy, pusty ból głowy, jaki często jest rezultatem niedostatku jedzenia, niedostatku snu i nadmiaru alkoholu. Każdy mięsień w jej ciele dygotał z bólu, kiedy spuściła nogi z łóżka i usiadła. Przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest, a szczególnie dlaczego się tu znajduje. Miała niejasne poczucie, że coś jest nie w porządku, ale nie była pewna co. Była jednak absolutnie pewna, że to ma coś wspólnego z Kimberly, więc powinna zdecydowanie wziąć się w garść i dojść, o co chodzi.

Odwróciła się do tyłu, usłyszawszy jakiś dźwięk za plecami. Obok niej spał mężczyzna. Co Jeremy tu robi? Wtedy mężczyzna odwrócił się na drugi bok, twarzą do niej, i Fiona uznała, że Jeremy w życiu nie miał tak gęstych włosów. Ani tak pełnych warg. Ani takiego mocnego, orlego nosa. Ani…

O Boże! – zawołała głośno, bo nagle wróciła jej pamięć z taką siłą, z jaką fale tsunami wdzierają się na plażę.

Natychmiast pochwyciła swój neseser, leżący na krześle, i położyła rękę na klamce drzwi. Nagle jej dłoń została nakryta inną, większą ręką o ciemniejszej skórze.

– Myślę, że nie powinnaś wychodzić – powiedział Ace i przeciągnął dłonią po twarzy. – I proszę, nie próbuj mnie bić ani kopać. Nie jestem dziś w nastroju do potyczek z tobą.

– Do potyczek… – zaczęła Fiona, ale natychmiast nakazała sobie spokój. – Nie jesteś moim strażnikiem i nie masz prawa mnie tu zatrzymywać.

Ace zachowywał się tak, jakby jej w ogóle nie słyszał. Ziewnął i odsunął się nieco od drzwi, nie na tyle jednak, aby dać jej szansę ucieczki.

– Jak sądzisz, czy można tu zjeść obiad?

– A skąd mam wiedzieć? Zostałam uśpiona narkotykami i przyniesiona tu wbrew mojej woli, pamiętasz? Jak sądzisz, jaka jest w tym stanie kara za kidnaping?

– Nie zostałaś uśpiona narkotykami i nie zostałaś tu przyniesiona wbrew własnej woli. Spałaś – powiedział beznamiętnie. Fiona zaczynała mieć wątpliwości, czy poza złością są mu znane jakiekolwiek inne emocje. – Chcesz iść pierwsza do łazienki?

Fiona spojrzała z namysłem na solidne, drewniane drzwi łazienki. Ace znowu ziewnął.

– Nie masz się co zastanawiać. Ta łazienka nie ma okna. Specjalnie prosiłem o łazienkę bez okna.

– Wiesz, ty chyba jesteś chory. A ja byłam uśpiona narkotykiem; aż za dobrze znam to uczucie.

– Tak? Ja nigdy nie brałem narkotyków, ale jeśli ty…

Nie dała mu szansy dokończyć zdania, weszła do łazienki z plecakiem przerzuconym przez ramię. Po dwudziestu minutach wróciła do sypialni, wykąpana i umalowana.

– O, znowu przywdziałaś swoją maskę – powiedział Ace na jej widok. Siedział na jedynym krześle w sypialni i przeglądał jakiś magazyn. Na stole przed nim leżało coś, co przypominało sznur do zasłon. Kiedy Fiona dostrzegła go, zaczęła się cofać. Ktoś zabił Roya Hudsona, a skoro to nie ona, to mógł to zrobić on.

– Posłuchaj – powiedziała miękko. – Może powinniśmy pojechać na policję. Może powinieneś zadzwonić do nich teraz i…

– Pojedziemy za chwilę. Ale z doświadczeń ostatnich dni wynika, że policja nie daje człowiekowi czasu, żeby coś zjeść, już nie mówiąc o prysznicu. Muszę się przygotować do tego, co nas czeka.

– Jasne. Idź się wykąpać i ogolić. Poczekam tu na ciebie. -Fiona uśmiechnęła się do niego, udając, że nie widzi leżącego na stoliku sznura.

– Muszę mieć pewność, że nie pobiegniesz do drzwi, kiedy będę pod prysznicem. – Ace mrugnął do niej.

Patrzył na nią i mrugał, ale do Fiony dopiero po chwili dotarło, że był zakłopotany – i zażenowany. Jak on chce wziąć prysznic, pilnując jej jednocześnie?

Przypomniał jej się ich wspólny prysznic. Dotychczas pamiętała jedynie o przerażającym, przygniatającym ją martwym ciele Roya i o spływającej na nią krwi. Teraz nagle wróciła do niej pamięć o własnej nagości i mokrym ubraniu Ace'a.

Ace nie był zażenowany jej nagością, ale teraz, kiedy role się odwróciły, on… Co właściwie? Uważa, że Fiona rzuci się na niego?

– No, już. Idź pod prysznic. Przyrzekam, że nie będę patrzeć – powiedziała takim tonem, jakim matki mówią do dziewięcioletnich synów, którzy właśnie uświadomili sobie różnice płci.

Przez chwilę wahał się, a potem odwrócił się tyłem do łazienki. Co za uparty facet, pomyślała, chichocząc w duchu.

– Jeśli pozwolę ci przejść przez te drzwi, zostanę oskarżony o współudział w morderstwie – powiedział, podszedł do dużego okna i przez szparę w zasłonach wyjrzał na zewnątrz.

– Jasne. I musisz bronić własnej skóry.

– Posłuchaj. – Ace zostawił w spokoju zasłonę i odwrócił się w stronę dziewczyny. – Wiem, że myślisz teraz o ucieczce, ale dokąd chciałabyś uciec? Nie możesz polecieć do Nowego Jorku i iść jutro do pracy jakby nigdy nic. Roy był znanym człowiekiem i jego śmierć stanie się sensacją.

– Nie zabiłam go.

– Prawdopodobnie nie – stwierdził Ace i wyjął z torby przybory do golenia. – Chodź do łazienki i usiądź.

– Nie mam zamiaru… – zaczęła, zanim zdążyła się zastanowić. Właściwie dlaczego nie? Weszła z nim do łazienki i usiadła na sedesie, podczas gdy Ace zaczął się golić.

– Z mojego punktu widzenia wyświadczam ci przysługę -powiedział z pianą na twarzy i maszynką do golenia na gardle.

Fiona rozejrzała się po łazience w poszukiwaniu czegoś ciężkiego, czym mogłaby zdzielić go w łeb. Ale pomieszczenie już dawno zostało okradzione ze wszystkiego, co można było wynieść. Może żyletka się ześlizgnie…

– A w jaki to sposób wyświadczasz mi przysługę? – zapytała. Może jeśli uda jej się sprawić, żeby Ace odwrócił się do niej tyłem, kiedy wejdą do sypialni, zdoła rąbnąć go krzesłem.

– Gdybyś uciekła, zostałabyś uznana za zbiega i wymiar sprawiedliwości…

Fiona zapomniała o planach zamordowania go za pomocą krzesła.

– Wymiar sprawiedliwości? Masz czelność o tym do mnie mówić? Co ty wiesz o sprawiedliwości? To ja zostałam oderwana od Kimberly i wysłana na jakąś śmierdzącą wycieczkę wędkarską i…

– Kto to jest Kimberly?

– Doprawdy! – zawołała Fiona z najcięższym sarkazmem, na jaki tylko była w stanie się zdobyć. – Ty chyba masz w oczach i w uszach ptasie piórka?! Czy ty aby na pewno żyjesz w Ameryce?

Podniósł słuchawkę telefonu i rzucił jej zagadkowe spojrzenie, po czym zaczął z kimś rozmawiać.

– Szynka i jajka, trochę przyrumienione, grzanki, kawa, dodatki. Tak, to też. Proszę dostarczyć to do pokoju… Nie dostarczacie do pokoju? Ale ja mieszkam w motelu naprzeciw… Tak, rozumiem. – Ace odczekał chwilę i odezwał się niskim, pełnym słodyczy głosem. – A czy nie moglibyście ten jeden raz zrobić wyjątku? Dla mnie? – Ace najwyraźniej rozmawiał z kobietą.

– Zaraz mnie zemdli – mruknęła Fiona, zrobiła krok w stronę Ace'a, wyjęła mu słuchawkę z ręki i powiedziała do mikrofonu: – Dwadzieścia dolarów napiwku.

– Będę za minutę – odpowiedział kobiecy głos. Połączenie zostało przerwane.

Fiona trzymała słuchawkę koniuszkami palców, patrząc Ace'owi prosto w oczy, jakby mówiła: i co na to powiesz?

– Wylewam cię ze szkoły średniej… Ace – Fiona z naciskiem wymówiła jego imię. – Nie wszystkie dziewczyny to fanki, wpatrzone cielęcym wzrokiem w kapitana drużyny futbolowej.

Odwróciła się do niego tyłem i odeszła tak daleko, jak tylko pozwalał niewielki pokój. Prawdę mówiąc, im dłużej przebywała z tym mężczyzną, tym bardziej była skłonna oddać się w ręce policji. Teraz, kiedy już całkiem się rozbudziła, myślała o morderstwie i o tym, że skoro nie ona zabiła Roya, musiał to zrobić albo ten facet, albo Eric od patroszenia ryb.

Albo obaj do spółki.

Przez chwilę oboje milczeli.

– To była piłka nożna – oznajmił w końcu Ace. – W szkole średniej grałem w piłkę nożną, nie w futbol.

Fiona już miała powiedzieć, że ona też, ale zdołała się powstrzymać. Teraz powinna się skoncentrować na dopadnięciu drzwi w chwili, kiedy pojawi się w nich kelnerka. Jeśli uda się jej uciec od niego, być może najlepszym dla niej wyjściem będzie znalezienie się w areszcie prewencyjnym. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. W końcu ileż czasu może zająć przekształcenie całkiem dobrego jedzenia w tłustą mazię i ustawienie go na tacy, którą trzymała ta kobieta?

– To będzie szesnaście pięćdziesiąt plus napiwek, oczywiście. – Kelnerka wpatrywała się w Ace'a z takim natężeniem, że nie zwracała zupełnie uwagi na posuwającą się w stronę drzwi Fionę. – Przyniosłam nawet dzisiejszą gazetę. Jest tu wszystko o tej dwójce morderców z…

Spojrzała na gazetę, potem na Ace'a, potem znów na gazetę i jej oczy stały się okrągłe jak spodki. Przeniosła wzrok na Fionę, która wyglądała tak, jakby szykowała się do skoku.

Tłusta kelnerka wrzasnęła ze zgrozą, cisnęła tacę na ziemię i puściła się biegiem przez parking do jadłodajni.

– Co to wszystko ma znaczyć? – zapytał osłupiały Ace, patrząc w ślad za umykającą kelnerką.

Fiona podniosła gazetę.

Oboje stracili kilka cennych sekund, zanim dotarło do nich, co mają przed oczami. Na pierwszej stronie widniały zdjęcia Fiony i Ace'a, a nagłówek obwieszczał, że są zbiegłymi mordercami. Poniżej swoich portretów zobaczyli migawkową fotografię Erica na szpitalnym łóżku z zapuchniętym okiem i posiniaczoną twarzą, a podpis głosił, że Ace i Fiona zostawili go na pewną śmierć po uprzednim brutalnym mordzie na Royu Hudsonie.

Ace złapał ich bagaże i kluczyki od samochodu. Biegnąc do drzwi, chwycił Fionę za rękę i pociągnął ją do dżipa. Gdy po chwili mijali jadłodajnię, wszyscy stali przy oknach, gapili się i pokazywali ich palcami.

– Bonnie i Clyde! – Fiona starała się przekrzyczeć pisk opon samochodu. – Czuję się jak Bonnie i Clyde.

– A pamiętasz, jak oni skończyli?! – odkrzyknął Ace.

Загрузка...