22

No więc, gdzie one są? – zapytała Fiona, kiedy na niebie pojawił się pierwszy zwiastun światła dziennego. Zdążyła się już ubrać i klęczała wewnątrz namiotu.

Ace, ciągle jeszcze leżąc, ziewnął szeroko i spojrzał w górę na dziewczynę.

– Nie chciałabyś najpierw czegoś zjeść? Albo wypić? Albo…

Jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło, aby dziewczyna domyśliła się, co się kryje pod jego ostatnim „albo". Jego stopa już wędrowała w górę po jej łydce. Fiona odsunęła się nieco.

– Chciałabym po pierwsze się wykąpać, a po drugie – przeżyć. Żadnego z tych życzeń nie uda mi się spełnić, dopóki nie rozwiążemy tej zagadki i nie wydostaniemy się z tych bagien.

Ciągle ziewając i drapiąc się po głowie, Ace usiadł w namiocie, uderzył głową o sufit i znów opadł na ziemię. Fiona wycofywała się z ich nylonowego schronienia.

– Nawet jeśli zobaczysz te lwy, w jaki sposób ma to wyjaśnić tajemnicę śmierci Roya, Erica i Rose? – zapytał Ace.

– Nie wiem, ale wszystko może się okazać pomocne. Jak myślisz, mam wszy we włosach?

– Raczej pijawki pod ubraniem. Powinnaś je zdjąć, żebym mógł obejrzeć twoją skórę.

– Nieźle to wymyśliłeś, ale nic z tego. Ubieraj się i chodźmy stąd – zażądała, ale na jej ustał błąkał się miękki uśmiech. Już prawie po wszystkim, myślała ciągle. Ich ciężkie doświadczenia dobiegają końca; czuła to.

Kiedy wyszła z namiotu i rozejrzała się dokoła, natychmiast pojęła, że to miejsce zostało stworzone ludzką ręką. To nie natura je tak ukształtowała. Poza tym roślinność na bagnach Florydy jest raczej niska, a to było… To było jak piętrowy kamienny dom, tyle że tak ukryty, że wydawało się, że jest pod ziemią. Z zewnątrz porastała go tak gęsto winorośl, że w środku było niemal zupełnie ciemno.

Kiedy Ace wyszedł z namiotu, Fiona nie poruszyła się, nadal rozglądając się dokoła.

– Co to jest? – wyszeptała, bo to miejsce budziło w niej jakieś dziwne uczucia.

– Myślę, że przed wiekami to było miejsce pochówków. Musiano to budować bardzo długo.

Ace odszedł od dziewczyny na dwa kroki i podniósł z ziemi jakiś błyszczący przedmiot. Pokazał go Fionie. To było skorodowane i brudne srebrne pióro.

– To twoje? – zapytała.

– Wujka. Dałem mu je. – Dłoń Ace'a zacisnęła się wokół pióra, a oczy błądziły dokoła. – Podejrzewam, że wujek często tu przychodził i chyba doskonale wiedział, co widziałem, kiedy złamałem nogę. Ale moim rodzicom powiedział, że zna każdy centymetr rezerwatu i że nie ma tu żadnej „kamiennej groty", którą ciągle im opisywałem.

– A w jaki sposób udało mu się powstrzymać cię przed powrotem w to miejsce?

– Powiedział, że to jest teren rządowy i że są na nim rozmieszczone bomby. Kiedy byłem starszy i zrozumiałem, że to kłamstwo, uznałem, że w pobliżu są ruchome piaski albo zbyt wiele aligatorów czy inne niebezpieczeństwa. A poza tym, kiedy podrosłem, nie bywałem już tu tak często i… – Ace ciągle rozglądał się wokół siebie. – Wiesz, kiedy się dorasta, traci się potrzebę odkrywania tajemnic; a poza tym, ilekroć zbliżałem się do tego miejsca, zaczynała mnie boleć noga.

– Nie wiem, jak możesz tu odróżnić jedno miejsce od drugiego – mruknęła pod nosem.

– Chcesz zobaczyć lwy? Chcesz zobaczyć, za co tyle ludzi, w tym i mój wujek, zapłaciło życiem?

Fiona otworzyła usta, żeby powiedzieć „tak", ale coś w niej wołało, żeby wyjść stąd na oślepiające słońce Florydy i nigdy więcej nawet nie spojrzeć na tę jaskinię. Przytaknęła jednak ruchem głowy; kiedy Ace wziął ją za rękę, odetchnęła głęboko i poszła za nim.

Zapalił latarkę, poprowadził ją za namiot, potem w dół po jakichś kamiennych schodkach i dziewczyna zrozumiała, że większa część budowli mieści się pod ziemią. Im bardziej schodzili w głąb, tym mocniej jeżyły jej się włosy na głowie. Wydawało jej się, że śledzą ich tysiące oczu.

– Nie podoba mi się to miejsce – wyszeptała.

– Podejrzewam, że jest tu mnóstwo nieboszczyków – odpowiedział beztrosko Ace.

– Bardzo zabawne. Chyba nie sądzisz, że to miejsce wybudowali właściciele lwów?

Ace parsknął śmiechem.

– Podejrzewam, że ta budowla stoi od tysięcy lat. Archeolodzy byliby nią pewnie zachwyceni. Lwy są stosunkowo młode, mają moim zdaniem zaledwie około pięciuset lat, ale niezbyt wiele wiem o chińskiej sztuce.

– Zabierzemy je ze sobą i pokażemy komuś – mruknęła

Fiona i przylgnęła do ramienia Ace'a, przeszukując oczami kamienne ściany, po których ściekała woda, zwilżająca czepiającą się ich winorośl. Wśród pędów śmigały jaszczurki, a dziewczyna wzdrygała na widok ich błyskawicznych ruchów.

– Świetny pomysł – stwierdził Ace. – Ja wezmę jednego, a ty drugiego.

Fiona kiwnęła głową na znak zgody i zeszli kolejne dwa stopnie w dół. Stanęli przed czymś, co wyglądało na żelazne wrota.

– W przyszłości wolę czytać o przygodach, niż je przeżywać. Zdecydowanie nie podoba mi się to miejsce.

– Powinnaś je oglądać w całkowitych ciemnościach i ze złamaną nogą. Wówczas na pewno by ci się spodobało.

– Jeśli to miał być żart, to powinieneś jeszcze trochę nad nim popracować. Masz klucz do tego zamka?

Ace szarpnął z całej siły za metalowy zamek sterczący z metalowych drzwi i zardzewiałe żelazo zostało mu w rękach. Kiedy pchnął drzwi, Fiona była pewna, że zawiasy się połamią i drzwi wypadną, ale łatwo ustąpiły i otworzyły się do środka.

– Tak jak myślałem – stwierdził Ace. – Wujek Gil musiał tu przychodzić bardzo często i pewnie naoliwił zawiasy. Kiedy tu byłem pierwszy raz, drzwi ledwo dawały się poruszyć.

Musiałem rzucić się na nie z całej siły, a kiedy wreszcie się uchyliły, pośliznąłem się i bęc! Coś chrupnęło w nodze.

Fiona wolała nie myśleć o bólu, jaki musiał znieść.

– Jak sądzisz, czy twój wujek zainstalował tu światło elektryczne?

Ace zrobił krok w ciemność, która panowała za drzwiami i zniknął na kilka sekund. Dla zostawionej w mroku Fiony ta chwila była wiecznością.

– Co byś powiedziała na lampę naftową? – Dziewczyna aż podskoczyła na dźwięk głosu Ace'a. – Uspokój się, dobrze? – Podał jej lampę i zapalił zapałkę. – Trzymaj się za mną i idź powoli. Nie podoba mi się ta podłoga.

– Mnie się nie podoba podłoga, ściany, sufit i…

– Ćśśś! – Znieruchomiał i nasłuchiwał przez chwilę. – Słyszałaś to?

– Słyszałam wszystko: węże, jaszczurki, pająki, wszystkie…

– O! Znowu! Słyszałaś?

Fiona nie znała bagien Florydy na tyle dobrze, aby odróżnić, który dźwięk jest naturalny, a który nie.

– Czy nie możemy po prostu zabrać tych lwów i wreszcie stąd wyjść? – zapytała. – Posterunek policji zaczyna mi się jawić jako nader miłe miejsce.

Ace nasłuchiwał jeszcze przez chwilę; potem poprowadził ją koło drzwi do wewnętrznej jaskini.

Było to niewielkie pomieszczenie o kamiennych ścianach, podłodze i suficie. Ale tutaj nie było roślin na murach, nie było też śmigających jaszczurek, a ściany były względnie suche.

Pośrodku pokoju siedziały dwa gigantyczne stylizowane lwy, podobne do tych, które bywają umieszczane przed wejściem do chińskich restauracji. Tylko te były większe niż kiedykolwiek widziała, miały przynajmniej półtora metra wysokości i wydawało się, że są zrobione z czystego złota. A w miejscu oczu miały ogromne zielone kamienie.

– Och! – jęknęła Fiona i usiadła na ziemi, gapiąc się na posągi. Było w tych stworach jakieś dostojeństwo, które sprawiało, że czuła się jak w obliczu królewskiego majestatu.

Ace podszedł do pierwszego lwa i położył na nim rękę.

– Według mojej teorii te stwory były na statku, który zatonął i to z ich powodu popełniono te wszystkie morderstwa, dawne i obecne.

– A w jaki sposób się tu znalazły? – wyszeptała dziewczyna, która w dalszym ciągu mogła tylko siedzieć bez ruchu i gapić się z podziwem na olbrzymie lwy.

– Ręczny kołowrót, rolki z kłód drewnianych i silne mięśnie, jak sądzę.

– Nie to miałam na myśli. Ten statek, o którym czytaliśmy, nie zatonął u wybrzeży Florydy, prawda?

– Chyba nie. Pamiętasz o nurku i ludziach, którzy wydobyli lwy z morza? Ten statek mógł zatonąć po drugiej stronie kuli ziemskiej.

– Ktoś narysował mapę. Mapę, którą miał mój ojciec -powiedziała miękko Fiona.

– Którą twój ojciec ukradł i podrobił – sprostował Ace, badając oczy drugiego lwa.

Dziewczyna nie zaprotestowała. Wyrosła już z czasów, kiedy wierzyła, że jej ojciec czy ktokolwiek inny na świecie był święty.

– Jak? – zapytała tylko.

– Podpytywałem trochę starego Gibby'ego, dlaczego nie udało im się znaleźć lwów, i dodałem dwa do dwóch. Najwyraźniej twój ojciec nie podejrzewał, że tak niewiele życia już mu pozostało; myślę, że chciał, abyś to ty miała te lwy.

– Wyglądałyby wspaniale w moim przedpokoju. – Fiona patrzyła na Ace'a z niedowierzaniem. Docenił żart i uśmiechnął się szeroko.

– Spotkałem twojego ojca tylko raz, ale mi pomógł, co, moim zdaniem, wiele o nim mówi. Wydaje mi się, że musiał czuć się winny, że cię zostawił i skazał na dorastanie wśród obcych, więc chciał ci coś w zamian ofiarować. Podejrzewam, że miał zamiar udać się wraz z tobą na wyprawę i razem z tobą odnaleźć złote lwy.

– Aha, rodzaj Idź na całość tandemu ojciec-córka z tajemniczą nagrodą za zamkniętymi drzwiami.

– Smokey nie lubił zachowywać się konwencjonalnie. Był zamieszany w ładnych kilka oszustw… – Ace urwał i zerknął na dziewczynę. – To tylko moja teoria. Ktoś zabrał oryginalną mapę i sporządził jej kopię, kopię tak znakomitą, tak świetnie udającą zabytek, że Edward King, który był właścicielem mapy, nie był w stanie odróżnić falsyfikatu od oryginału. Gibby twierdzi, że King nawet…

– Wiem, King wypisał swoje inicjały w rogu mapy atramentem sympatycznym. Kiedy okazało się, że mapa prowadzi donikąd, King potrzymał mapę nad płomieniem świecy i okazało się, że inicjały są na swoim miejscu.

– Smokey był sprytny. Tak jak jego córka. – Ace uśmiechnął się do Fiony. – I świetnie się znał na sporządzaniu map.

– Ale niezbyt dobrze znał się na ludziach. – Fiona i Ace gwałtownie odwrócili się w stronę drzwi, skąd dobiegał nieznany im głos.

W drzwiach stał mężczyzna ze strzelbą w ręku. Ace napiął mięśnie, aby rzucić się na niego, ale mężczyzna wycelował broń w głowę Fiony.

– Tylko się rusz, a będzie po niej.

Fiona wpatrywała się w mężczyznę, wpatrywała się w niego bardzo uważnie. Miał na sobie dżinsy tak dopasowane, że zauważyła, iż jego lewa noga od kolana w dół jest o wiele chudsza i nieco krótsza.

– Russell – mruknęła pod nosem.

Mężczyzna oderwał wzrok od Ace'a i na jego ustach pojawił się słaby cień uśmiechu.

– Smokey zawsze powtarzał, że jesteś najbystrzejszym stworzeniem na świecie. – Słowa były komplementem, ale zostały wypowiedziane z taką nienawiścią w głosie, że Fiona poczuła zimny dreszcz.

– I co teraz? – zapytał głośno Ace, jakby chciał odwrócić uwagę mężczyzny od Fiony. – Zabijesz nas i zabierzesz lwy? W końcu zamordowałeś już trzy osoby, żeby się do nich dobrać, więc dwa trupy więcej pewnie ci nie zrobią różnicy?

Mężczyzna nie miał jeszcze czterdziestu lat i dziewczyna pomyślała, że jego włosy przedwcześnie posiwiały. Jej mózg pracował na pełnych obrotach, żeby przypomnieć sobie wszystko, co ojciec pisał w Raffles o tym człowieku. Musiał być bardzo młody, kiedy szukali skarbu, miał najwyżej osiemnaście lat. Ojciec lubił tego chłopaka i Fiona była zazdrosna, czytając jego listy. Gdyby urodziła się chłopcem, może byłaby jednym z bohaterów opowiadań ojca.

Smokey pisał o chłopcu ze współczuciem, bo jego matka była prostytutką i alkoholiczką. Kiedy miał dwa lata, matka po pijanemu zrzuciła go ze schodów. Dziecko przeżyło, ale noga źle się zrosła i chłopiec kulał.

– Jeśli mamy umrzeć, powiedz nam przynajmniej dlaczego – poprosił Ace. Fiona zauważyła, że ukrył się częściowo za lwem, żeby napastnik nie zauważył, że próbuje wyjąć z kieszeni nóż. Przez jedną przerażającą chwilę Fiona zobaczyła oczami duszy, jak obaj rzucają się do walki i jeden z nich ginie.

I nagle rozjaśniło jej się w głowie, zrozumiała wszystko.

– Wcale nie chcesz tych lwów, prawda? Nigdy ich nie chciałeś – powiedziała miękko, patrząc na mężczyznę zaledwie o kilka lat starszego od niej.

Obaj, Ace i Russell, odwrócili się z jej stronę.

Powoli, żeby go nie zdenerwować gwałtownym ruchem, podniosła się w podłogi i stanęła metr od niego. Była wyższa od Russella przynajmniej piętnaście centymetrów.

– Chciałeś tylko, żebym umarła, prawda?

– Tak, chcę, żebyś umarła – potwierdził martwym głosem.

– I on także? – cicho spytała Fiona. – Czy on też musi umrzeć? Czy nie mógłbyś pozwolić mu wrócić do narzeczonej, a ty i ja… Russell parsknął śmiechem.

– Jego dziewczyna i ten adwokacik zerwali te zaręczyny już kilka dni temu. Adwokata interesują jej pieniądze. Jest nadziana, wiesz. I on także. – Mężczyzna wskazał Ace'a strzelbą.

– To wystarczający powód, żeby pozwolić mu odejść. To sprawa między tobą i mną, jego to nie dotyczy – stwierdziła.

– Słuchaj, Burke – zawołał Ace, aby znów ściągnąć na siebie uwagę. – Nie mam zamiaru stąd wyjść bez…

– Nie nazywaj jej tak! – wrzasnął napastnik, mocniej zaciskając drżącą rękę na broni. – Ona nie zasługuje na to nazwisko!

– Już dobrze – powiedziała Fiona uspokajającym tonem. -On nie wie, o co tu chodzi, więc nic nie rozumie. Po prostu tak się złożyło, że jest spokrewniony z człowiekiem, który wszedł ci w drogę. To nie jego wina.

– Nie próbuj mydlić mi oczu. Wiem, co robiliście ostatniej nocy. Wszystko słyszałem. – Russell byłby przystojnym mężczyzną, gdyby w jego oczach nie błyszczało szaleństwo. Teraz jego usta wykrzywił złośliwy uśmiech. – Nawet widziałem was dwoje.

– Jak sam powiedziałeś, on jest bogaty. Robiłam wszystko, co mogłam, żeby wyciągnąć od niego trochę forsy. Zasługuję na pieniądze. – Zniżyła głos. – Podobnie jak ty.

Kątem oka Fiona zauważyła, że Ace się poruszył i wiedziała, że udało mu się wydostać nóż z kieszeni. Ale cóż mogło zdziałać dziesięciocentymetrowe ostrze wobec strzelby? Zdążyła już poznać Ace'a na tyle, żeby wiedzieć, że będzie próbował odgrywać bohatera i zginie.

Dziewczyna błyskawicznie rzuciła się między Ace'a i Russella. Usłyszała, że Ace gwałtownie wciągnął powietrze ze zdenerwowania. Odwróciła się, aby widzieć obu mężczyzn, stojąc między nimi.

– Pozwól, że przedstawię ci mojego brata – powiedziała do Ace'a, po czym zwróciła się do Russella. – Jesteś moim przyrodnim bratem czy rodzonym?

– Przyrodnim – odparł. – Mnie przypadła w udziale zła dziwka, tobie dobra.

– Rozumiem- stwierdziła Fiona, udając, że wie o wiele więcej, niż wiedziała w rzeczywistości.

– A ja niczego nie rozumiem – oznajmił głośno Ace, a potem usiadł na lwie, stojącym bliżej człowieka z bronią. Komuś z zewnątrz mogłoby się wydawać, że siedzi sobie i gawędzi z przyjaciółmi. – Może jedno z was mogłoby mnie oświecić.

– To ona dostała wykształcenie, nie ja – oznajmił Russell z wyraźną wrogością w głosie.

– Prawda, ale to ty spędzałeś czas z naszym ojcem! – Fiona mówiła tonem zazdrosnego dziecka.

– Stójcie! Zacznijcie jeszcze raz od początku! – prawie krzyknął Ace, podnosząc rękę do góry.

Fiona zastanawiała się, dlaczego Ace tak głośno mówi; a potem usłyszała cichutki dźwięk za otwartymi drzwiami. Ktoś schodził w dół po schodach, wymacując drogę po kamiennych stopniach, mając za jedyne światło lampę palącą się w ich pomieszczeniu. Ale dziewczyna musiała przyznać, że pół tony złota nieźle odbija światło.

– Co wiedziała Rose? – zapytał Ace tak grzmiącym głosem, że aż ściany zadrżały.

– Widziała cię, prawda? – Fiona mówiła nieco ciszej niż Ace, ale wystarczająco głośno, aby zagłuszyć kroki osoby schodzącej po schodach. – Rozpoznała cię.

Może to wzmianka o Rose sprawiła, że Fiona nagle zrozumiała, kim jest osoba na schodach i w jaki sposób jest związana z tą historią.

– Dlaczego miałbym wam cokolwiek wyjaśniać? – zapytał Russell z rozdrażnieniem. – Dlaczego miałbym…?

Nie powiedział nic więcej, bo został ugodzony w głowę małym nylonowym plecakiem. Broń wypaliła, ogłuszając wszystkich.

Загрузка...