9

Noc już zapadła, a oni nadal siedzieli przy stole i popijali wino. Żadne z nich nie wypowiedziało głośno oczywistego stwierdzenia, że nie udało im się znaleźć niczego, co by ich łączyło. Dyskutowali podczas całego obiadu, ale nie zdołali odszukać najmniejszego faktu, który by ich w jakikolwiek sposób ze sobą wiązał.

– Dlaczego? – Fiona uniosła szklaneczkę i osuszyła ją do dna. – Nie jestem w stanie niczego wymyślić. Dlaczego Roy miałby właśnie mnie zostawić swoje pieniądze?

– Albo mnie – mruknął Ace w zamyśleniu. W sklepie kupił gazetę i przy świetle świec odczytał ją na głos. Aż jęknęli, kiedy się okazało, że Roy sporządził testament przed czterema laty. Całe cztery lata wcześniej!

Ace stwierdził, że jakiś związek między nimi musi dotyczyć odleglejszej przeszłości, nie ostatnich czterech lat, i znów zaczął wypytywać ją o dzieciństwo.

Opowiedziała mu o wszystkim, co mogłoby w jakikolwiek sposób łączyć się z obecną sprawą. W związku z długą rozłąką, spowodowaną charakterem pracy ojca, co tydzień pisali do siebie listy.

– Przechowywałam wszystkie te listy. Ale ostatniego lata ktoś włamał się do mojej kamienicy. Spuścił się z dachu i dostał się do trzech mieszkań. W tym do mojego. Jedną ze skradzionych przez niego rzeczy było pudełko, w którym przechowywałam listy od ojca. Nie wiem, co spodziewał się znaleźć w tej szkatułce, ale były tam listy, pisane do jedenastoletniej dziewczynki, która leżała ze złamaną nogą. Te listy dla nikogo poza mną nie mogły mieć najmniejszego znaczenia.

Ace zajrzał do swojej pustej już szklaneczki.

– Musimy coś wiedzieć. Ty i ja wiemy coś, ale nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.

– Jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, to jak mamy dojść, o co chodzi? – zapytała Fiona ze złością. – I co będzie, jeśli nigdy nie odkryjemy, jakie to mianowicie znamy straszne tajemnice? Będziemy do końca życia ukrywać się w tej chałupie? Policja prędzej czy później nas znajdzie, a wtedy będziemy sądzeni… za morderstwo!

Choć przez ostatnie dwa dni Fiona starała się nie myśleć o przyczynie, która sprawiła, że znaleźli się w obecnej sytuacji, teraz miała prawo…

– Cicho! – mruknął Ace i zdmuchnął obie świece. Pokój pogrążył się w absolutnych ciemnościach.

– Co robisz? – syknęła Fiona.

– Coś usłyszałem.

– Jakim cudem mogłeś w tym hałasie cokolwiek usłyszeć? -zapytała, mając na myśli rozlegające się bez przerwy na dworze nawoływania ptaków i Bóg wie jakich innych zwierząt. Ace nie odpowiedział. Fiona zaczęła nasłuchiwać i po chwili dobiegł ją odgłos jego cichych kroków. To ciche skradanie się sprawiło, że zjeżyły jej się włosy na głowie.

Nasłuchiwała z sercem w gardle. W każdej chwili spodziewała się usłyszeć komendę, że mają wyjść przed dom z podniesionymi rękami.

– Mam już dość tej zabawy – szepnęła.

– Szszsz! – uciszył ją Ace i Fiona zorientowała się, że on jest pod oknem.

W następnej chwili coś dotknęło jej ramienia, a kiedy krzyknęła, wielka dłoń natychmiast zakryła jej usta. Instynktownie zaczęła się wyrywać, podczas gdy ktoś ciągnął ją w górę.

– Będziesz ty wreszcie cicho? – szepnął jej Ace wprost do ucha. – I przestań się wyrywać.

Żeby przypomnieć mu, że nadal zakrywa jej ręką usta, wierzgnęła piętą w tył. Usłyszała jęk bólu i uścisk zelżał.

– Jesteś najbardziej agresywną kobietą, jaką w życiu spotkałem – mruknął wprost do ucha Fiony. – Czy rzucisz się na mnie, jeśli wezmę cię za rękę i zaprowadzę do sypialni?

– To zależy od tego, co chcesz ze mną robić w tej sypialni -odpowiedziała ledwie dosłyszalnym szeptem.

Ace przez chwilę stał w bezruchu, jakby starał się zrozumieć, co dziewczyna ma na myśli, a potem parsknął śmiechem.

– No, teraz poznaję moją dziewczynę! Jeśli zaczynasz żartować, to znaczy, że wszystko w porządku.

Położył rękę na jej ramieniu i powoli zsuwał ją aż do dłoni. Kiedy wziął ją wreszcie za rękę, Fiona mruknęła:

– Całe szczęście, że nie chciałeś potrzymać mnie za stopę.

– Cicho bądź – nakazał. – I trzymaj się blisko mnie.

Posłusznie ruszyła za nim do sypialni. Dzięki butom na miękkich podeszwach poruszali się po zniszczonych deskach podłogi prawie bezszelestnie.

Kiedy znaleźli się wreszcie w sypialni, Ace znów zbliżył usta do ucha Fiony.

– Słuchaj, naprawdę chciałbym być bohaterem, który czuwa całą noc na straży, ale niestety muszę się trochę przespać.

Fiona nie była pewna, do czego on dąży. Po południu pomagała mu rozłożyć prześcieradła na dwóch ohydnych, stojących w sypialni łóżkach, więc wiedziała, że Ace zamierza iść spać. Co w takim razie próbuje jej powiedzieć?

– Musimy spać razem – oświadczył. – Nie możemy być rozdzieleni na wypadek gdyby… gdyby ktoś tam był.

– Masz na myśli policję? Chyba byśmy ich usłyszeli. Czyż oni nie podjeżdżają białymi samochodami ze światłami migającymi na dachu i…

– Zabiłaś Hudsona?

– Oczywiście, że nie!

– Ja także nie – odpowiedział Ace. – A to oznacza, że ten, kto to zrobił, jest tam na zewnątrz. Rano wyniesiemy się stąd, ale teraz obojgu nam potrzebny jest sen i musimy być razem. Stanowimy alibi dla siebie nawzajem.

– Cudownie. Nie mogę się wprost doczekać, żeby oświadczyć sądowi, że nie zabiłam Roya, bo byłam w łóżku z drugim jego spadkobiercą.

– Czy mogłabyś przynajmniej raz wziąć na swój ostry jak sztylet język kogo innego, nie mnie? Chcę teraz położyć się do łóżka, a oboje powinniśmy złapać tyle snu, ile tylko się da. Kto wie, co przyniesie jutro?

– Nie może nas spotkać już nic gorszego niż w ciągu ostatnich dwóch dni – oświadczyła Fiona i wyciągnęła się na brzegu łóżka, sztywna niczym drewniana, wyciosana z jednego klocka lalka.

Kiedy Ace położył się obok, Fiona nie rozluźniła ani jednego mięśnia. Łóżko było wąskie, z głębokim dołem pośrodku, więc ich boki stykały się ze sobą.

– Muszę ci coś wyznać – powiedział cicho Ace.

– O co chodzi? – Fiona sama usłyszała zdenerwowanie w swoim głosie.

– Zabiłem Roya Hudsona.

Fiona gwałtownie wstrzymała oddech. Miała ochotę uciec. Tylko dokąd? Zresztą nie miała najbledszego pojęcia nie tylko dokąd ma uciekać, ale i gdzie się teraz znajduje.

– Zabiłem go tylko po to, żeby pójść z tobą do łóżka.

– Co? – Fiona z trudem wróciła do rzeczywistości. – Co zrobiłeś?

– Wszystko zaplanowałem. Zaplanowałem przyjazd do motelu, potem do domu, potem do chaty wujka, zaplanowałem wszystko tylko po to, żeby się na ciebie rzucić.

Fiona jęknęła przeciągle.

– Jesteś prawdziwym świrem, wiesz? – mruknęła, ale jego błazenada pomogła jej się rozluźnić. – Pierwszą rzeczą, jaką mam zamiar zrobić, kiedy tylko to wszystko się skończy, będzie wysłanie do panny Lisy Rene Honeycutt karty z wyrazami współczucia.

– A ja wyślę staremu poczciwemu prawnikowi Jeremy'emu gratulacje z powodu znalezienia ostatniej dziewicy w tym kraju.

– Dziewicy?! Powinnam ci powiedzieć, że ja… – Urwała, czując, że Ace'a drży od powstrzymywanego śmiechu. – Jeśli myślisz, że wyciągniesz ode mnie jakiekolwiek informacje na temat tej strony życia, to bardzo się mylisz. I oddaj tę poduszkę!

Ace na chwilę wstał z łóżka i Fiona miała ochotę zapytać, czy wróci. Wrócił zaraz z poduszką z drugiego łóżka.

– No dobrze, połóżmy się wygodnie. W jakiej pozycji sypiasz? – Pytanie zabrzmiało nieomal naukowo.

– Na lewym boku.

– Doskonale. Ja też. Odwróć się.

Odwróciła się posłusznie, a Ace przytulił się do jej pleców i objął ją ramionami. Może powinnam się niepokoić, pomyślała Fiona. Może powinnam się zastanawiać, czy ten mężczyzna nie zabił Roya Hudsona. Ale nie mogła myśleć o niczym przykrym, bo po raz pierwszy od kilku dni poczuła się bezpieczna. Wtuliła się w Ace'a, oparła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy.

– Nie wierć się tak z łaski swojej – mruknął zaspanym głosem. – Jestem tylko słabym człowiekiem, a ty może i jesteś chuda, ale… – Głos ucichł. Ace zapadł w sen.

– Ale mam jednak pewne krągłości – szepnęła Fiona z uśmiechem i także zapadła w sen.

Kiedy się obudziła, był już jasny dzień. W pierwszej chwili nie wiedziała, czy jest jeszcze bardzo wcześnie, czy też pochmurno. Nie była też pewna, gdzie właściwie jest. Leżała na boku i kiedy spojrzała przytomniej, dostrzegła, że coś gorączkowo biega po podłodze.

Nawet nie drgnęła. Jeszcze dwa dni temu zerwałaby się na równe nogi i zaczęła krzyczeć, a dziś odwróciła się tylko na drugi bok i próbowała znów zasnąć. Ale obok leżała druga poduszka, która pachniała znajomo i obco zarazem.

Otworzyła oczy i uniosła głowę, żeby rozejrzeć się po pokoju. Tego pokoju nie należało oglądać przy świetle dziennym. Już w świetle świec wyglądał marnie, ale teraz, za dnia, pokazały się wszystkie dziury, brud, zgnilizna i…

Gdzie on się podział, zastanawiała się, marszcząc czoło. Nakazała sobie spokój. To, że jej dalsza egzystencja zależy od obcego człowieka, który zniknął, nie usprawiedliwiało wpadania w panikę.

Ale wbrew własnej woli wyskoczyła z łóżka, wypadła z sypialni, przebiegła przez salon, minęła drzwi i znalazła się w dzikich ostępach Florydy. Otaczały ją palmy i winorośl, i jakieś rzeczy, które wydawały się tylko czekać, aby człowiek na nie nadepnął.

– Co się stało z moim starym, dobrym światem? – szepnęła, rozglądając się wokół. Jeśli kiedyś w pobliżu tej okropnej chaty była jakaś ścieżka, to znikła bez śladu. Patrząc na ścianę roślin przed sobą, Fiona była pewna, że gdyby weszła w głąb i postała tam tyle, ile trwa zmiana świateł na skrzyżowaniu, byłaby całkowicie zarośnięta. Albo pożarta, pomyślała i skrzywiła się.

– Chodź tutaj i zachowuj się spokojnie – usłyszała szept. Spojrzała w stronę, z której dobiegał głos, i z trudem dostrzegła ludzką postać.

– Nie będę biegła do niego i nie rzucę mu się w objęcia -mruknęła pod nosem i zmusiła się, żeby powoli ruszyć w stronę majaczącego wśród roślin człowieka. W Nowym Jorku trzykrotnie przechodziła obok bijatyk, które mogły się dla niej źle skończyć. W jednej z nich poszły w ruch noże. Ale nic, co mogło jej się przydarzyć w wielkim mieście, nie było tak przerażające, jak przejście przez krzaki.

– Zawsze mówisz do siebie? – zapytał Ace złośliwie. Siedział na pniu drzewa zwrócony bokiem do Fiony i wpatrywał się w coś, czego ona nie widziała. Między drzewami była niewielka przerwa, którą przy dużej dozie dobrej woli można było nazwać widokiem.

– Ja też ci mówię dzień dobry – odpowiedziała. – I owszem, ja zawsze dobrze sypiam; dziękuję, że zapytałeś.

Nadal był nachmurzony i nie patrzył na Fionę.

– Usiądź i bądź cicho. Tam są chleb i owoce, a ponieważ wyleciałaś z domu śmiertelnie przerażona, możesz skorzystać z tamtej kępy krzaków.

– Śmiertelnie przerażona? – Fiona była zła na siebie, że okazała strach, i zła na niego, że to zauważył. – Mieszkam w Nowym Jorku i musisz wiedzieć, że…

– Cicho! – Ace podniósł do oczu lornetkę.

Po kilku minutach Fiona odprężyła się, przyszła do siebie po ataku paniki, kiedy obudziła się sama w tej głuszy. Odeszła kilka kroków, załatwiła to, co niezbędne, i wróciła do Ace'a.

A więc spaliśmy razem, pomyślała, siadając metr od niego i sięgając po kawałek melona, leżący na talerzyku. I co z tego? Jakie to ma dziś znaczenie? W naszym wieku? Nawet gdybyśmy przespali się ze sobą, to też nie byłoby wielkiego problemu.

Więc dlaczego czuje się przy nim tak ciepło i przytulnie? Bo od lat tak dobrze nie spała? Czy to jest przyczyna? Czytała o badaniach Anny Landers, z których wynikało, że kobiety wolą się przytulać, niż uprawiać seks, ale Fiona nigdy w to nie wierzyła. Ona lubiła seks.

A poza tym Jeremy niespecjalnie nadawał się do przytulania. Był typem faceta, który szybko się kocha, po czym równie szybko wraca do pracy. Fiona niczym się od niego pod tym względem nie różniła. Miała zawsze do załatwienia tysiące spraw związanych z Kimberly, podczas gdy czasu starczało na załatwienie najwyżej dwudziestu.

– Dobrze spałeś? – zapytała, udając, że nie patrzy na Ace'a.

– Tak, oczywiście. – Był to raczej pomruk niż słowa.

– Więc co cię wprawiło w tak fatalny nastrój? Opuścił lornetkę i spojrzał na dziewczynę.

– Zapomniałaś, dlaczego znaleźliśmy się tutaj? Jesteśmy poszukiwani przez całą policję tego stanu, bo oskarżono nas o morderstwo. Dotychczas miałem nadzieję, że uda mi się odkryć, co łączy ciebie i mnie. Miałem też nadzieję, że znajdę odpowiedź na pytanie, dlaczego Hudson zostawił nam pieniądze.

Ale niczego się nie dowiedziałem. Pat.

Fiona rzeczywiście nie do końca była przekonana, że to, co się z nimi dzieje, to rzeczywistość. Miała wrażenie, że znalezienie martwego ciała Roya to coś, co widziała w kinie, albo może koszmarny sen. Może w ten sposób jej mózg bronił się przed sytuacją nie do zniesienia: nie potrafiła uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę. Przynajmniej jej.

– Na co patrzysz? – zapytała i wzięła kawałek chleba z masłem. Obok Ace'a stała jedna poobijana szklanka z sokiem pomarańczowym. Fiona napiła się z niej. Dlaczego nie? Jeśli mogli dzielić łóżko, mogli też dzielić się szklanką.

– Na ptaki – odpowiedział głucho. – Pamiętasz? Jestem ornitologiem. Starałem się ściągnąć tu turystów, ale zniszczyłaś atrakcję, która miała ich zwabić.

Zignorowała jego złośliwą uwagę; nie miała zamiaru dać się wciągnąć w kłótnię.

– Tutaj? Czy to znaczy, że jesteśmy na twoim terenie? W twoim parku?

– Oczywiście. A gdzie, twoim zdaniem, jesteśmy?

– Nie miałam pojęcia – odparła z pełnymi ustami. – Mój ojciec był rewelacyjnym kartografem, ale zwykł mawiać, że nie odziedziczyłam po nim zdolności do określania kierunku. Potrafię zabłądzić nawet we własnej szafie. Co to za ptak? Ten mały zielony? – wskazała ptaszka nad swoją głową, ale Ace nawet nie odsunął lornetki od oczu, żeby spojrzeć.

– Papuga długoogonowa – odpowiedział lapidarnie.

– Taka, jakie sprzedają w sklepach zoologicznych? Ten gatunek papug?

– Dokładnie ten gatunek.

– Żartujesz? Nie miałam pojęcia, że pochodzą z Florydy. Myślałam, że są przywożone z jakichś egzotycznych krajów… z Borneo na przykład.

– Ta konkretna papużka uciekła komuś z klatki, a gatunek pochodzi z Australii.

Przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami. Kiedy pytała o ptaki, jego odpowiedzi były niezwykle lakoniczne.

Czy chcesz przez to powiedzieć, że to biedne maleństwo wyfrunęło ze swojej klatki i teraz błąka się w tej dziczy?

Ace odwrócił się i spojrzał na Fionę, jakby była kompletną idiotką.

– To maleństwo było biedne, kiedy siedziało w klatce, teraz jest mu o wiele lepiej. Są ich tu wokół tysiące, żyją i rozmnażają się w sposób naturalny „w tej dziczy", jak to określiłaś. -Odwrócił się i znów przyłożył lornetkę do oczu.

– Czy cały dzień będziesz w tak podłym humorze?

– Będę w paskudnym nastroju, dopóki się nie dowiem, dlaczego nieboszczyk uczynił nas swoimi spadkobiercami.

– Może nie ma między nami żadnego powiązania. Może Roy po prostu nas lubił.

– A kiedy się z nim spotkałaś? – zapytał sarkastycznie.

Nie chcąc dopuścić, aby wprawił ją w ponury nastrój swoim opryskliwym zachowaniem, postanowiła zmienić temat.

– Mój ojciec umarł na Florydzie – powiedziała cicho. -Dlatego za nic nie chciałam tu przyjechać. W przeddzień musiałam porządnie się upić, żeby dodać sobie odwagi i wsiąść do samolotu. Tuż przed śmiercią ojca planowaliśmy, że go tu odwiedzę. Nigdy dotychczas to się nie zdarzało. Zawsze to on przyjeżdżał do mnie. Uważał, że warunki, w jakich on pracuje przy kreśleniu map, są dla mnie zbyt prymitywne, że jestem miejską dziewczyną i nie będę zachwycona, kiedy mi przyjdzie przemierzać w błocie po kolana krainę aligatorów. Czy krainę kanibali. Czy krainę plemion, które nasączają trucizną strzały w dmuchawkach.

– Na co umarł? – zapytał Ace bardzo delikatnie. Przestał warczeć na Fionę.

– Na atak serca. Wykonywał jakąś pracę na odludziu, kiedy jego serce przestało bić. Powiedziano mi, że umarł bardzo szybko. – Milczała przez chwilę, wpatrując się w prześwit między drzewami, który tak fascynował Ace'a. – Był dla mnie wszystkim. – Westchnęła i próbowała się uśmiechnąć. – Mój ojciec był bardzo pogodnym człowiekiem, nie byłby zadowolony, że się tak rozklejam. – Przymknęła na chwilę oczy i ojciec stanął przed nią jak żywy. – Był pięknym mężczyzną, bardzo dystyngowanym. Zawsze widziałam go elegancko ubranego i zawsze w kolorze marengo, który, jak twierdził, pasuje do jego włosów.

Uśmiechnęła się, zapominając całkowicie, gdzie jest i dlaczego się tu znalazła.

– Miał najpiękniejsze włosy na świecie. Szpakowate i bardzo gęste, kłębiły się wokół jego głowy. Zawsze mówił, że jego włosy są jak dym. Kiedyś zażartował, że to on jest prawdziwym Smokeyem, a nie jakiś gruby niedźwiadek.

– Co powiedziałaś? – Ace powoli opuścił lornetkę i spojrzał na Fionę szeroko otwartymi oczami.

Fiona była zaskoczona jego reakcją.

– Nic szczególnego. Opowiadałam ci o ojcu. Umarł na Florydzie.

– Nie o to chodzi. Mówiłaś coś o jego ubraniach. Nie, o jego włosach.

– Uważnie słuchasz, nie ma co! – warknęła, rewanżując się za jego poprzedni podły nastrój. – Mówiłam, że miał piękne, szpakowate włosy.

– Wspominałaś coś o niedźwiedziu?

Fiona spojrzała na Ace'a najwyraźniej skonsternowana.

– Są tutaj niedźwiedzie? Poza aligatorami i milionami krwiożerczych komarów jeszcze i…

Ace pochylił się, położył ręce na ramionach dziewczyny i zacisnął palce tak mocno, że aż wbiły się w ciało.

– Co z niedźwiedziem? Co mówiłaś o niedźwiedziu?!

– Mówiłam, że ojciec zażartował kiedyś, że to on jest prawdziwym misiem Smokeyem. To był tylko żart. – Próbowała odsunąć się od Ace'a.

– Czy twój ojciec miał bliznę na wewnętrznej stronie lewej ręki? – zapytał bardzo cicho. Wyciągnął ramię i paznokciem nakreślił linię od łokcia aż do złączenia dwóch najmniejszych palców.

– Tak. – Fiona mrugała oczami ze zdziwienia. – Przynajmniej na dłoni miał taką bliznę. Nie wiem, czy wyżej na przedramieniu też, bo nigdy nie widziałam go rozebranego. Został ranny, kiedy pracował w Ameryce Południowej, wykreślając mapy rejonu Andów. Czyżbyś znał mojego ojca?

Ace wpatrywał się w nią przez kilka chwil; potem wstał i uniósł ramiona do nieba jakby w modlitwie; wreszcie znowu spojrzał na Fionę.

– Znaleźliśmy! Znaleźliśmy łączące nas ogniwo. Jest nim twój ojciec.

– Więc znałeś mojego ojca?

– Smokeya? Chyba żartujesz? Wszyscy znali Smokeya! Wszyscy mieszkańcy tego stanu, a podejrzewam, że i wiele osób w innych stanach znało Smokeya. Jeśli człowiek wpadł w tarapaty, jeśli zaplątał się w jakiś nieczysty interes, nielegalne przedsięwzięcie, wtedy spotykał Smokeya. Ja poznałem go, kiedy odziedziczyłem park i odkryłem, że mój wujek poszedł do lichwiarzy po pożyczkę, żeby utrzymać go. Nie wiem dlaczego nie poprosił o pomoc mojego ojca, tylko skontaktował się ze Smokeyem, który umówił go z… Hej! Dokąd idziesz?! Musimy porozmawiać. Teraz, kiedy wreszcie znaleźliśmy łączące nas ogniwo, może uda nam się wywnioskować, w jaki sposób byliśmy związani z Hudsonem.

Złapał Fionę za rękę już na progu chaty i odwrócił ją twarzą do siebie, żeby spojrzeć jej w oczy. Aż wstrzymał oddech, gdy zobaczył malującą się w jej oczach furię.


– Co się stało? – zapytał.

– Co się stało? – powtórzyła podejrzanie spokojnym głosem, odwracając się twarzą do Ace'a. – Właśnie oskarżyłeś mojego ojca, mojego powszechnie szanowanego ojca, że jest… Nieważne, jak go nazywasz. Nie mam zamiaru tego słuchać! Rozumiesz?!

Odwróciła się na pięcie i weszła do chaty. Zaczęła wrzucać swoje osobiste drobiazgi do plecaka.

– Co robisz? – zapytał Ace, stając za jej plecami.

– Odchodzę. Zrobię to, co powinnam była zrobić od razu, gdybyś nie postanowił, że odtąd ty stoisz na straży mojego życia. Przez trzydzieści dwa lata doskonale radziłam sobie bez ciebie, ale uznałeś, że nie jestem w stanie podjąć decyzji o własnej przyszłości, dopóki ty mi nie powiesz, co mam robić.

Ace znowu chwycił ją za rękę i odwrócił twarzą do siebie.

– Nie rozumiem, o czym mówisz. Nie pojmujesz, że to jest to. Tego szukaliśmy od czterech dni. Teraz, kiedy to odkryliśmy, musimy to wykorzystać i…

– Zejdź mi z drogi! – Próbowała odepchnąć go trzymanym przed sobą plecakiem, lecz Ace ani drgnął i nadal zagradzał jej własnym ciałem drogę do drzwi.

– Musimy usiąść i porozmawiać.

– Nie – odpowiedziała spokojnie, choć z wściekłości zaciskała zęby. – Nie chcę już usłyszeć od ciebie ani słowa. Ty mnie wplątałeś w to zamieszanie i…

– Ja?! – Teraz Ace dławił się z wściekłości. – To nie ja obudziłem się z martwym ciałem Roya na brzuchu.

– Nie, ty tylko zabrałeś mnie z miejsca zbrodni, przez co policja nabrała przekonania, że jestem winna.

– Ze wszystkich niewdzięcznych słów, jakie w życiu słyszałem, to dzierży palmę pierwszeństwa. Ktoś zamordował Roya Hudsona w wyjątkowo paskudny sposób. Nie wierzyłem, że to ty, wiedziałem, że to nie ja, co znaczyło, że morderca jest na wolności. Ocaliłem twój kościsty kark!

– Skończyłeś? Mogę już iść?

– Dokąd? Jeszcze przed chwilą nie miałaś pojęcia, gdzie jesteś, więc jak możesz odejść? Chcesz się może posłużyć jedną z map twojego ojca?

W tym momencie Fiona uderzyła go. Uderzyła go prawą ręką, bardzo silną, bo wytrenowaną po wielu latach dźwigania ciężkich teczek ze zdjęciami. Całkowicie zaskoczyła Ace'a, więc nie zasłonił się i mocny cios wylądował na jego lewym policzku, aż głowa odskoczyła mu w bok.

Kiedy próbował się pozbierać po nieoczekiwanym ciosie, Fiona minęła go i dumnym krokiem opuściła rozwalającą się starą chałupę.

Doszła tylko do ostatniego schodka ganku, kiedy kula świsnęła jej tuż obok głowy.

Загрузка...