Dobrze, wybacz moją skrajną głupotę, ale wytłumacz mi jeszcze raz, co zrobiłaś z mapą?
Fiona spojrzała na Ace'a. Ręce skrzyżowała na piersi, usta zacisnęła w wąską linię. Piekielnie trudno było robić wrażenie przekonanej o swoich racjach, stojąc w bagnie.
– Nie wiedziałam, że to jest prawdziwa mapa. Słuchaj, moglibyśmy opuścić to miejsce?
– Jeśli pamiętasz, jak ta mapa wyglądała, może uda mi się trafić stąd do lwów. Oczywiście, jeśli one ciągle tam są -powiedział Ace, jakby nie usłyszał jej słów.
– Ojciec przysłał mi ogółem dwadzieścia dwie mapy. Pierwszą kiedy miałam rok. Wskazywała drogę do góry Lollipop. Potem dostałam jeszcze dwadzieścia jeden map. Skąd mam wiedzieć, która jest prawdziwa?
– Rozumiem. – Ace odwrócił się od Fiony i próbował ukryć poczucie zawodu. Parę dni temu pytał ją o mapy, a dziewczyna odpowiedziała, że nie mogą być prawdziwe. Teraz trzyma w ręku złoty gwóźdź i Fiona twierdzi, że ojciec używał takich gwoździ jako wskazówek na jednej ze swoich map. Kiedy odwrócił się znów do dziewczyny, był już spokojny. – Wytłumacz mi to jeszcze raz.
Fiona zacisnęła zęby. Ten facet zachowywał się tak, jakby ona celowo zataiła przed nim tę informację.
– Kiedy miałam dziewięć lat, przysłał mi Mapę Gwoździ. Tak ją nazwała moja przyjaciółka, Ashley, to była jej ulubiona mapa.
Ace zaczął chodzić w kółko z rękami założonymi za plecami. Niezbyt wiele miał miejsca na te spacery. Wokół nich rozciągało się trzęsawisko, ale Fiona nie miała wątpliwości, że Ace pod powierzchnią wody doskonale widzi, gdzie zaczyna się niebezpieczne bagno.
– Dziewięć lat – powiedział z namysłem – A opowiadanie Raffles dostałaś, kiedy miałaś jedenaście. I właśnie te listy zostały skradzione, prawda? Czy mapa, która przyszła, kiedy miałaś jedenaście lat, także została skradziona?
– Tak – odpowiedziała, a przerażenie zaczęło brać w niej górę nad wściekłością. Ace zawsze twierdził, że to wszystko musiało być planowane od dłuższego czasu. Teraz i do niej zaczynało docierać, od jak dawna ktoś się do tego przygotowywał. Zastanawiała się tylko, po co. Jeśli złodziej przeoczył mapę za pierwszym razem, dlaczego po prostu nie włamał się po raz drugi? A może chodziło mu o coś więcej niż para złotych lwów?
– A więc ojciec przysłał ci mapę dwa lata wcześniej niż opowiadanie?
Ace mówił z takim naciskiem, że Fiona zaczęła podejrzewać, iż on czyta w jej myślach i zna wszystkie okropne pomysły, które przychodzą jej do głowy.
– Tak.
– I przez te wszystkie lata mapy, także i ta, którą dostałaś, kiedy miałaś jedenaście lat, a która została skradziona, wisiały na ścianie w przedpokoju twojego nowojorskiego mieszkania?
– Tak.
– A teraz są… – zawiesił głos, czekając, aby to Fiona dokończyła zdanie.
– Kiedy widziałam je ostatni raz, stały na podłodze w torbie od Saksa na Piątej Avenue. Miałam je zabrać do domu.
– Cudownie! Jak sądzisz, czy moglibyśmy zadzwonić do twojego szefa i poprosić, żeby pilnie przysłał je nam tutaj pocztą lotniczą? – Ace przestał krążyć w kółko i usiadł na pieńku.
– Teraz już wiem, że nie słuchałeś tego, co mówiłam! -Fiona zacisnęła pięści. Dlaczego Ace zawsze robi, co w jego mocy, żeby doprowadzić ją do furii? Czy on naprawdę nie może uważniej słuchać tego, co ona mówi?
– No, słucham. Wyjaśnij mi to, proszę. Mamy czas, mamy cały dzień. – Skrzyżował ramiona na piersi i spojrzał na Fionę z uśmiechem.
Dziewczyna odetchnęła głęboko.
– Dobrze, spróbuję ci to wytłumaczyć jeszcze raz. Dwa razy do roku Kimberly zmienia zawód i związane z nim akcesoria. Staramy się zawsze dawać do zrozumienia, że o jej nowej osobowości decyduje prezydent Stanów Zjednoczonych, ale nie możemy tego powiedzieć wprost, tak stanowi prawo. W każdym razie, Kimberly pracowała już w cyrku, była przewodniczką w odrestaurowanej wiosce pierwszych amerykańskich osadników, aktorką w teatrze elżbietańskim, dekoratorką wnętrz…
– Sprzedajecie nowe ubranka i akcesoria do każdej kolejnej roli, w jakiej występuje?
– Ktoś musi sprawić, aby pieniądze przechodziły z rąk do rąk – odpowiedziała ostrzej, niż zamierzała.
– A czy ta lalka zajmowała się kiedykolwiek filantropią?
– Jakbyś zgadł – rzuciła Fiona. A potem roześmiała się i poczuła, że zarówno lęk, jak i złość wyparowały z niej całkowicie. Kiedy pojęła wreszcie, że jest w posiadaniu mapy, na której naprawdę zostało zaznaczone miejsce ukrycia skarbu, przerażenie ścisnęło ją za gardło. Potem Ace w swój zwykły, dokuczliwy sposób robił jej wymówki, że wcześniej nie pomyślała o mapie i nie rozumiał ani słowa z tego, co mówiła. Ale teraz jego żart rozładował napięcie. Uśmiechnęła się do niego. -Właściwie to była jedna z naszych najbardziej udanych kreacji. Pewien bardzo bogaty staruszek poprosił Kimberly o wydanie jego wielomilionowego majątku, aby po jego śmierci nie wpadł w ręce chciwych krewnych. Dzięki tym pieniądzom udało nam się wówczas poprawić życie wielu ludziom.
– A w tym roku?
– W tym roku Kimberly musiała się nauczyć wszystkiego o mapach, żeby zostać kartografem. Zdaje się, że w górach Montany są jeszcze pewne miejsca, nietknięte ludzką stopą i prezydent…
– Dobrze – przerwał jej Ace. – Więc co zrobiłaś z mapami, które przysłał ci ojciec?
– Spakowałam do jej walizki. Widzisz, lalka, wraz z nową osobowością, dostaje nowe akcesoria, które można osobno kupić. Kiedy przenieśliśmy ją do Anglii jako damę z epoki wiktoriańskiej, do salonu…
– Do bardzo starego domu – mruknął Ace.
– To był zabytek. Tylko raz przenieśliśmy Kimberly w czasie. W każdym razie, tego roku były w sprzedaży stroje i gadżety z epoki wiktoriańskiej, a także książka o życiu w wiktoriańskiej Anglii.
– A jako kartograf musi mieć kufer.
– Kufer z narzędziami, instrumentami i książkami.
– I ten kufer owinięty jest mapą.
– Razem z dyrektorem artystycznym zrobiliśmy kolaż z map mojego ojca; ten kolaż został wydrukowany na papierze do pakowania. I w ten właśnie papier pakujemy kufry sprzedawane z Kimberly Kartografem.
– Wystarczy więc, że kupimy taki kufer i będziemy mieć mapę, tak?
Fiona odwróciła się i spojrzała na drzewa. Na jednej z gałęzi siedział biały ptak i dziewczynę kusiło, żeby zapytać Ace'a, jak się nazywa. Chciała zrobić cokolwiek, byle odwlec chwilę powiedzenia mu prawdy. W końcu nabrała głęboko powietrza i odwróciła się.
– Niezupełnie – wyznała. – Na arkuszu papieru o wymiarach trzy na pięć metrów wydrukowaliśmy dwadzieścia jeden map. Mapy ojca były ogromne i bardzo szczegółowe. Nawet kiedy je zmniejszyliśmy, nadal były spore.
Przez chwilę Ace patrzył na nią bez słowa, próbując zrozumieć, co dziewczyna chce mu powiedzieć.
– Jaką powierzchnię ma opakowanie każdego kuferka? -zapytał w końcu.
– Chyba około dwadzieścia pięć centymetrów kwadratowych. – Fiona rozstawiła palce, jakby miała zmierzyć odległość.
Ace przełknął z trudem.
– Jednym słowem, będziemy zmuszeni kupić setki kuferków, żeby zrekonstruować cały arkusz i znaleźć mapę, której potrzebujemy.
– Raczej tysiące niż setki, bo możesz kupić pięć kuferków zapakowanych w ten sam fragment arkusza, a to, prawdę mówiąc, bardzo prawdopodobne, jeśli kupisz wszystkie na jednym terenie. A w dodatku kuferki są sprzedawane razem z Kimberly Kartografką.
– Trzeba kupić lalkę, żeby dostać kuferek?
– Przecież najważniejsza jest lalka, nie kuferek – odparła z niechęcią, buntując się przeciwko wysłuchiwaniu obelg pod adresem Kimberly.
– Może mógłbym wynająć kogoś, kto by się włamał do Davidson Toys i ukradł…
– Nie masz pojęcia o systemie zabezpieczeń w wytwórniach zabawek, prawda? Wiesz, jakie łapówki proponowano moim ludziom w zamian za informację, kim będzie następna Kimberly? Oni… – Fiona zamilkła, bo uświadomiła sobie, że nie należy już do zespołu, tworzącego Kimberly.
– Dziewczynki! Małe dziewczynki kupują te lalki, prawda? -zapytał Ace, podnosząc głowę.
– Miliony dziewczynek.
– Gdybyśmy namówili dużo dziewczynek, żeby kupiły dużo lalek, zdjęły opakowania z kuferków i przefaksowały je do nas…
– I gdybyśmy zaoferowali nagrodę za każdy brakujący kawałek…
– A tą nagrodą mogłyby być talony na nową, będącą dopiero w sferze projektów lalkę: Olivię, Dziewczynę Ptaka. Co ty na to?
– Na 01ivię Naturalistkę – poprawiła bez namysłu Fiona. -Ale żeby dotrzeć do tysięcy dziewczynek w różnych stanach, musimy opublikować taki apel w Internecie. Chyba trudno liczyć, że policja się tym nie zainteresuje.
– Nie będzie z tym najmniejszego problemu. Nie zwrócimy się do nieznanych dzieci, tylko do dziewczynek z mojej rodziny.
Fiona obrzuciła Ace'a dziwnym spojrzeniem.
– Do dziewczynek z twojej rodziny? Ace, musiałbyś mieć setki krewnych i to rozrzuconych po całych Stanach. No i kto będzie płacił za te wszystkie lalki?
– Rodzina, oczywiście! – Ace wziął ją za rękę i zaczął ciągnąć do samochodu.
„Rodzina" to było jedyne słowo, jakie zdołała z niego wydusić podczas jazdy powrotnej do Błękitnej Orchidei.
– Powiedzieć ci, do jakiego gatunku należy? – zapytał w pewnej chwili.
– Co?
– Ten ptak, na którego patrzyłaś?
– Co?! Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że patrzę na jakiegoś paskudnego, starego ptaka! – Fiona zerknęła na Ace'a. Uśmiechał się w tak irytujący sposób, że dała mu kuksańca w ramię.
– Och! – krzyknął Ace, udając ból i zaczął rozcierać ramię. -Ty naprawdę jesteś strasznie agresywną kobietą. Założę się, że ciało tego biednego Jeremy'ego jest całe czarnogranatowe.
Te słowa otrzeźwiły Fionę. Uświadomiła sobie, że od kilku dni nie poświęciła Jeremy'emu ani jednej myśli. Wręcz przeciwnie, teraz całym jej światem stał się Ace Montgomery. I choć wiele aspektów jego życia nadal stanowiło dla niej zagadkę, pod pewnymi względami znała go lepiej niż Jeremy'ego. Z Jeremym kochała się setki razy, ale nigdy z nim nie żyła. Wiedziała dobrze, co Ace je, w co lubi się ubierać, o czym myśli. Nigdy nie wiedziała tego o Jeremym.
– Chyba zadzwonię do niego, kiedy wrócimy – mruknęła.
– Zadzwoń, kiedy zdobędziemy mapę. Wtedy będziesz mu miała coś do powiedzenia – błyskawicznie odpowiedział Ace.
– Dobry pomysł. Kiedy zdobędziemy mapę – zgodziła się natychmiast Fiona.
Trzy?! Dlaczego dajesz się wodzić za nos temu małemu potworowi? Kto cię uczył, jak robić interesy? – mówił Ace do telefonu. Odwrócił się, zakrył ręką słuchawkę i zwrócił się do Fiony. – Ona żąda, żeby jej kupował każdą lalkę, sukienkę, but, kapelusz i co tam jeszcze należy do wyposażenia, w trzech egzemplarzach! I zrobiła już listę przyjaciółek, które chcą mieć nową lalkę.
– Obiecujesz coś, czego nie mamy i pewnie nie będziemy mieli – mruknęła zdenerwowana Fiona. – I co ty masz za rodzinę, że dziewięcioletnie dziewczynki twardo negocjują kontrakty?!
– Mmm. – To była jedyna odpowiedź Ace'a na jej zastrzeżenia. Potem znów zaczął mówić do telefonu. – A skąd mam wiedzieć, że ty rzeczywiście dostarczysz towar? Obok mnie stoi fax, który, jak dotąd, nie wypluł jeszcze ani jednej stroniczki.
Słuchał przez chwilę.
– No cóż, może będziemy mogli porozmawiać o konkretach, kiedy zobaczę parę map. Nie ma sposobu. Robi to panna Burkenhalter i robi to zupełnie sama, rozumiesz? A teraz rusz się wreszcie i kup to! Za godzinę czekam na fax.
Fiona siedziała obok niego na kanapie z oczami wielkimi jak spodki. Nie mogła uwierzyć, że Ace rozmawia z dzieckiem.
– Czego ona chce? – zapytała, kiedy odłożył słuchawkę.
– Chce być w radzie nadzorczej nowej fabryki. I chce mieć coś do powiedzenia przy projektowaniu nowej lalki. Czy mamy coś do jedzenia?
– Chodź, zrobię ci kanapkę. – Weszli do kuchni. Ace usiadł naprzeciw Fiony, która wyjęła z lodówki chleb, musztardę, pieczoną wołowinę, pomidory i sałatę. – Jak możesz rozmawiać o rozdawaniu lalek, które nie istnieją i pewnie nigdy nie będą istnieć? Jeśli nawet uda nam się wykaraskać z obecnych kłopotów, to skąd weźmiemy pieniądze?
– Coś wymyślimy – stwierdził Ace, przyglądając się, jak Fiona przygotowuje kanapkę. – Jeszcze majonez, jeśli możesz, i…
Urwał, bo zadzwonił stojący na kuchennym stole telefon. Spojrzeli na siebie, ogarnięci paniką. Tylko kuzyn Ace'a,
Michael Taggert, znał ten numer telefonu, a z nim rozmawiali przed kilkoma minutami.
Ace podniósł słuchawkę i przez chwilę czekał w milczeniu.
– Tak, owszem, jest tutaj – mruknął gburowato.
Zaintrygowana Fiona wzięła od niego słuchawkę.
– Fiono, kochanie! -usłyszała głos Jeremy'ego i zastanowiła się, od jak dawna już nie rozmawiali ze sobą. Czy zawsze mówił do niej „kochanie"?
– Słucham – odpowiedziała, czując, jak ogarnia ją poczucie winy. Ostatni raz widziała go na ekranie telewizora, kiedy błagał, żeby oddała się w ręce policji.
– Jak się czujesz, najdroższa?
– Świetnie – odpowiedziała i przełknęła z trudem. – A ty… kochanie?
Ace siedział na stołku barowym i z nieodgadniona twarzą patrzył przez okno na ich basen pływacki.
– A jak mógłbym się czuć bez ciebie, jeśli nie okropnie nieszczęśliwy?
Fiona odsunęła słuchawkę od ucha i przyjrzała się jej skonsternowana. Od kiedy to Jeremy grucha jak gołąbeczek?
– Co się dzieje? – zapytała cicho.
– W tej chwili nic. Nadal jesteście poszukiwani. Nie wiem, czy słyszałaś o podwójnym morderstwie ubiegłej nocy? To usunęło ciebie i Montgomery'ego z pierwszych stron gazet.
– Nie, Ace i ja nie… To znaczy ja niezbyt często oglądam wiadomości, bo to nas przygnębia… to znaczy mnie przygnębia. Posłuchaj, Jeremy, Ace i ja chyba wpadliśmy na coś. Chyba zbliżyliśmy się do odkrycia, kto zabił Hudsona i, co ważniejsze, dlaczego Roy został zamordowany. A potem…
– Och, najdroższa, doskonale rozumiem. Masz tyle czasu, ile tylko potrzebujesz.
– Ale myślałam, że chcesz, żebyśmy… żebym oddała się w ręce policji?
– Chciałem, oczywiście. To jedyne, co mogłem ci zalecić jako prawnik, ale przecież jestem też mężczyzną. Pamiętasz o tym, najdroższa, prawda?
– Jeremy, przerażasz mnie. Co się dzieje?
Na te słowa Ace odwrócił się na stołku i spojrzał na Fionę z uniesioną brwią. Wyglądała na zaintrygowaną.
– Jeremy, dlaczego do mnie zadzwoniłeś? Jak zdobyłeś ten numer i czy podałeś go policji?
– Oczywiście, że nie, kochanie – odpowiedział, ignorując pierwszą część pytania. – A jeśli dowiedzą się, że go mam, będę ich musiał okłamać, że nie wiedziałem, że to twój numer. Dlatego właśnie dzwonię z publicznego aparatu.
– Dlaczego zadzwoniłeś? – zapytała Fiona. Wydawało jej się, że w jego głosie i w jego stosunku do niej jest coś dziwnego. Jeremy, którego znała od lat, wrzeszczałby na nią za ucieczkę przed wymiarem sprawiedliwości. Jeremy, którego znała, nigdy ani na moment nie przestawał być prawnikiem i był zawsze świadom swoich obywatelskich obowiązków. A teraz rozmawia z kobietą, która uciekła przed wymiarem sprawiedliwości, i życzy jej miłego dnia.
– Żeby się z tobą skontaktować, dowiedzieć się, co się z tobą dzieje i czy czegoś nie potrzebujesz.
„Mapy", miała na końcu języka, ale nie chciała mówić mu zbyt wiele. O ile go znała, siedział teraz na posterunku policji.
– U mnie wszystko w porządku. U nas wszystko w porządku – powiedziała z naciskiem.
Jeremy roześmiał się nieszczerze.
– A, tak. Ty i Ace. Sporo o nim słyszałem. Wygląda na to, że jest wspaniałym młodym człowiekiem.
– Najwspanialszym – oznajmiła Fiona i zacisnęła usta.
Znów usłyszała krótki chichot.
– To dla nas obojga trudne chwile. Cóż, kochanie, odezwę się do ciebie później. Powodzenia. – Odłożył słuchawkę.
Fiona stała jeszcze przez chwilę ze słuchawką w ręku. Co się stało? Czy została porzucona? Bo Jeremy prawnik nie chciał, by łączono jego nazwisko z domniemaną kryminalistką? Mało prawdopodobne. Gdyby zajął się jej sprawą i wygrał, jego kariera zostałaby ugruntowana. Problemy Fiony były wręcz wymarzoną szansą dla Jeremy'ego.
– O co chodzi? – zapytał Ace, wyjmując słuchawkę z jej ręki.
– On… – zawahała się – On zadzwonił tylko, żeby powiedzieć, że mnie kocha.
– No tak. I, bez wątpienia, żeby cię błagać, abyś oddała się w ręce sprawiedliwości.
– Właściwie nie prosił o to. Czy zostało z wczoraj trochę sałatki?
Ace wstał i poszedł za Fiona do lodówki.
– Nie prosił, żebyś się poddała? Czy to nie jest odrobinę niezwykłe, zważywszy na to, że Jeremy jest prawnikiem? Czy oni nie są związani przysięgą?
– Mylisz prawników z lekarzami. – Fiona przesunęła się obok Ace'a, żeby wyjąć z lodówki pikle, przyprawy, lody i karmelki. Ustawiła to wszystko na blacie.
– Ale jesteś przygnębiona po tej rozmowie, prawda?
– Oczywiście, że nie. Po tym, co przeżyłam w ciągu ostatnich dni, nic już nie jest w stanie mnie przygnębić. Czy ten fax nie powinien już nadejść?
Ace przechylił się przez blat i pochwycił nadgarstki Fiony.
– Chyba nie będziesz tego jeść?
Fiona spojrzała w dół i stwierdziła, że posmarowała chleb lodami miętowymi, a na wierzchu ułożyła pikle.
– Chyba że jesteś w ciąży – dodał z uśmiechem Ace.
Kiedy podniosła wzrok znad dziwacznej kanapki, jej oczy były pełne łez.
– Chcę wrócić do domu – powiedziała cichutko. – Chcę mieć dom. Chcę iść rano do pracy. Chcę…
– Cicho, malutka. – Pochwycił ją w ramiona. – Uspokój się. Obiecuję ci, że wszystko załatwię.
Wtuliła się w jego ramiona, w jego ciało, które było już jej tak dobrze znane. Głaskał ją po włosach, tak dobrze było być przy nim; a potem nagle poczuła, że całuje jej szyję, że ona też go całuje.
– Och, maleńka, tak długo na to czekałem. Nie masz pojęcia, co ze mną wyprawiasz. Kiedy patrzę na ciebie, jestem blisko ciebie, rozmawiam z tobą, słucham ciebie, ja…
Przerwała jego słowa, przyciskając usta do jego ust.
– Kochaj się ze mną. Proszę. Proszę.
– Tak. – Chwycił ją na ręce i ruszył w stronę schodów, wiodących do sypialni.
Fiona przylgnęła do Ace'a. Zawsze była zbyt wysoka, żeby być traktowaną jak Scarlett O'Hara, żeby niesiono ją na rękach do sypialni na noc pełną namiętności. Ale ten mężczyzna był na tyle wysoki i silny, że mógł to zrobić.
Jego szyja była tak wspaniała w dotyku! Fiona wodziła po niej ustami, jakby czegoś szukała. Jakby umierała z głodu, jakby aż do bólu pragnęła dotknąć tego miejsca.
Ace wszedł po schodach i skręcił w prawo, do sypialni. Serce Fiony zaczęło walić jak oszalałe. Pomyślała o tych wszystkich dniach ukrywania swoich uczuć. Jak trudno było to wytrzymać, wytrzymać te dni wypełnione wzajemnym pożądaniem.
Już w drzwiach sypialni Fiona poczuła, że Ace zesztywniał. Nagłe zatrzymał się.
– Wszystko w porządku – szepnęła z ustami wtulonymi w jego szyję. – Wszystko będzie w porządku.
Nie chciała myśleć o tym, co mówi, nie chciała myśleć o Lisie i Jeremym, a najbardziej nie chciała myśleć o ich niepewnym położeniu.
Ace nagle odwrócił się, postawił Fionę na ziemi, wziął ją za rękę i zaczai schodzić po schodach.
– Co robisz? – zapytała w połowie schodów. Ciągnął ją tak mocno i schodził tak szybko, że o mało nie upadła. Odwróciła się gwałtownie, wyrwała mu rękę i pobiegła na górę,wskakując po dwa stopnie naraz.
Dopadła do drzwi sypialni, zanim zdążył ją zatrzymać.
To była sypialnia Ace'a, większa, męska sypialnia. Zasłony nie były zasunięte, ale po lewej stronie łóżka paliła się lampka. Fiona wpatrywała się w niemal sielankowy obrazek ze śpiącą kobietą, spoczywającą spokojnie pod ładną narzutą, okrywającą ją aż do obojczyków.
Gdyby nie wbity w jej gardło złoty gwóźdź i cienka strużka krwi, spływająca z boku szyi, nikomu nie przyszłoby do głowy, że stało się tu coś złego.
Fiona patrzyła i jej puls uderzał coraz szybciej.
Ace przeszedł za plecami Fiony i pochylił się nad leżącą w łóżku kobietą.
To była Rose Childers, która narzucała się im obojgu, starając się namówić ich, żeby „wymienili się żonami".
– Biedna, stara kobieta – szepnęła stojąca w nogach łóżka Fiona, za wszelką cenę próbując się opanować. Jak stwierdził Ace, nie mogli sobie teraz pozwolić na histerię. – Czy powinniśmy wezwać pogotowie?
Ace spojrzał na nią z niedowierzaniem, wyprostował się i podszedł do niej. Objął ramiona dziewczyny i podprowadził ją do stojącego w rogu pokoju fotela.
– Usiądź i uspokój się. Potrzebny mi teraz twój rozsądek. Musimy się zastanowić, co robić. Jeśli ona zaginie, policja natychmiast zacznie tu wszystko przewracać do góry nogami.
Ręka, którą Fiona podniosła, żeby odgarnąć włosy do tyłu, trzęsła się tak bardzo, że dziewczyna podłożyła dłonie pod uda. Kiedy patrzyła na Ace'a, starannie omijała wzrokiem łóżko. Martwa kobieta była naga; zawsze twierdziła, że bez ubrania czuje się najbardziej naturalnie. Słowo: „natura" i wszystkie jego pochodne niemal nie schodziły z jej ust. „Natura pragnie, abyśmy byli naturalni", mawiała Rose do znudzenia.
– Żałuję, że tak bardzo jej nie lubiłam – szepnęła Fiona. – Jakakolwiek była, nie zasłużyła na to… na to, co ją spotkało.
Fiona nie była w stanie się zmusić, żeby podnieść wzrok, nie była w stanie spojrzeć na gwóźdź tkwiący w gardle Rose. Nie mogła sobie pozwolić na rozmyślanie o tym, co ta kobieta czuła, kiedy jej to robiono.
Nagie ciało Rose nie stanowiło miłego widoku, a teraz, pozbawione życia, było żenujące. Kiedy Ace dotknął zwłok i delikatnie przewrócił je na brzuch, Fiona odwróciła oczy. Nigdy dotąd nie miała nigdy kontaktu z nieboszczykiem.
– Ciekawe, czy nadała sobie imię Rose przed, czy po tym? – mruknął Ace. Fiona podniosła wzrok.
Pośladki kobiety pokrywał ogromny tatuaż, przedstawiający bukiet róż.
W jednej chwili Fiona siedziała jak wrak człowieka, słaba i rozdygotana, a w następnej stała już po drugiej stronie łóżka i patrzyła na plecy kobiety.
– O, mój Boże! – Zakryła ręką usta.
– O co chodzi? Pomóż mi. Jeśli, jak dziś rano, zamkniesz się przede mną jak ostryga, to pożałujesz.
Fiona przełknęła gulę, dławiącą ją w gardle i zaczerpnęła powietrza.
– W Raffles mężczyzna, który naprawdę był kobietą, miał… – wskazała głową tatuaż.
Ace opuścił Rose na łóżko i wyprostował się.
– Zwijamy się stąd.
– Dokąd mamy iść? – zapytała Fiona podniesionym głosem. – Bliżej śmierci? Bliżej gwoździ wbitych w nasze gardła?
Mężczyzna znów pochylił się nad zwłokami, wyciągnął gwóźdź i zaczął go oglądać. Nosił numer trzeci.
Fiona pomyślała, że zaraz się pochoruje. Kolana załamały się pod nią i bezwładnie opadła na fotel.
Kiedy zadzwonił telefon, oboje podskoczyli. Fiona zakryła ręką usta i podniosła ogromne oczy na Ace'a.
– To druga linia – powiedział. – Fax. Zostań tu, a ja zejdę na dół i…
Nie zadała sobie trudu, żeby odpowiedzieć, ale jednym susem długich nóg znalazła się tuż za nim. Kiedy podszedł do faxu, przylgnęła do niego, przytuliła się do jego pleców.
– Jesteś tak blisko, że nie mogę poruszać rękami – mruknął bez irytacji, próbując podnieść papier. Fiona sięgnęła zza Ace'a, niemal przyklejając się piersiami do jego pleców i wyciągnęła papier.
– Dobra dziewczynka – powiedziała i podała go Ace'owi. Przeszli do jadalni, gdzie czekały przygotowane wcześniej taśmy klejące i nożyczki. Po minucie mieli już po połowie dwóch map i po jednej trzeciej czterech następnych.
– Zupełnie nieźle, prawda?
– Tak, oczywiście. Myślałem o tym – zaczął z namysłem -że może byłabyś bezpieczniejsza w…
Fiona odsunęła się od niego.
– Chyba nie chcesz powiedzieć: „w więzieniu"? Ty zostaniesz na wolności, a ja mam trafić za kratki? Ty będziesz szukał skarbów, a ja mam walczyć z owłosionymi kobietami? Ty…
– Ty będziesz bezpieczna, a ja wystawię się na ryzyko… – Urwał, kiedy zobaczył wyraz twarzy Fiony. – Dobrze, razem stawimy temu czoło. W porządku?
Kiwnęła potakująco głową, patrząc w ciemne oczy Ace'a. Chciała mu powiedzieć, że pójdzie za nim na koniec świata.
– Hej, Burke, chyba nie masz zamiaru się we mnie zakochać? Co innego miło spędzać razem czas, ale miłość to coś zupełnie innego – powiedział cicho.
– Ja… – zaczęła i dumnie się wyprostowała. – A kto mógłby się w tobie zakochać? Jesteś ostatnim mężczyzną na świecie, którego bym…
Zamilkła, bo zabrzmiał dzwonek przy drzwiach. Ze zgrozą spojrzała w stronę sypialni, a potem przeniosła pełen przerażenia wzrok na Ace'a.
– Zostań tu i uspokój się.
Fiona znowu nie zwróciła najmniejszej uwagi na jego polecenie i niemal Przykleiła się do jego pleców, kiedy ruszył w stronę drzwi. Bezskutecznie starał się nieco ją odsunąć. Po chwili dał za wygraną i otworzył drzwi. Na progu stała Suzie, biegaczka. Jak zwykle miała na sobie kuse szorty, odsłaniające jej bajeczne nogi aż do granic nieprzyzwoitości.
– Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale czy mogłabym pożyczyć trochę cukru?
– Oczywiście. -Ace szeroko otworzył drzwi, żeby ją wpuścić do domu. Nie było to łatwe, jako że Fiona tkwiła jak przyrośnięta do jego pleców. Pokazał gościowi drogę do kuchni. Fiona nadal niemal na nim wisiała. Dopiero w kuchni zdołał oderwać jej ręce od swoich ramion i ułożyć je na blacie roboczym. Rzucił jej surowe spojrzenie i sięgnął po pojemnik z cukrem.
– Ładny dzień, prawda? – rzuciła Suzie, rozglądając się po kuchni.
Fiona uśmiechnęła się do niej z przymusem. Ani na chwilę nie opuszczała jej świadomość, co znajduje się w sypialni nad ich głowami i nie była w stanie jasno myśleć. Ace podał sąsiadce papierowy kubek pełen cukru.
– Jak się dziś miewa Rose? – zapytał i musiał podtrzymać Fionę, bo była tak zaszokowana, że omal nie upadła na podłogę.
– Pewnie dobrze – stwierdziła Suzie i uśmiechnęła się tak szeroko, że aż zakołysał się jej koński ogon. – Macie przypadkiem trochę kawy?
– Nie, ale mogę zaparzyć – uprzejmie odpowiedział Ace i podszedł do ekspresu.
– Czy to telefon? – Suzie obdarzyła Fionę olśniewającym uśmiechem.
– To fax. Kochanie, czy mogłabyś sprawdzić, co przyszło? -zapytał Ace, kiedy Fiona nie zareagowała ani na dzwonek, ani na pytanie sąsiadki.
Fiona nie miała pojęcia, kim jest to jego „kochanie", więc stała bez ruchu i gapiła się na Suzie. Co będzie, jeśli sąsiadka dowie się o zwłokach na górze? Choć właściwie ona i Ace są już oskarżeni o dwa morderstwa, więc trzecie nie robi chyba specjalnej różnicy. Przecież i tak mogą ich powiesić tylko raz, prawda?
– Mogli przysłać faxem kolejną cześć mapy, a nie chcielibyśmy, żeby zginęła, prawda? – szepnęła cicho Suzie.
Ace nagle uświadomił sobie, że dom jest pewnie na podsłuchu i że ktoś kontroluje ich słowa. Błyskawicznie pochwycił obie kobiety za ręce i na poły wyprowadził, a na poły wywlókł je na dwór. Kiedy stanęli nad basenem, bez słowa wskazał Suzie otoczenie i spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
Potrząsnęła głową w niemym przeczeniu.
– Może byście mi tak powiedzieli, co się tu dzieje? A może macie zamiar otworzyć szkołę mimów? – spytała niecierpliwie Fiona.
– Pluskwy – oświadczył Ace takim tonem, jakby to jedno słowo tłumaczyło wszystko.
– Na Florydzie jest mnóstwo pluskiew – stwierdziła i nagle zrozumiała, co chciał jej powiedzieć – A, ten rodzaj pluskiew.
Ace wskazał Suzie jedno z czterech zielonych ogrodowych krzesełek, stojących wokół stolika o szklanym blacie, po czym sam usiadł naprzeciw niej. Fionie zostawił wybór, czy chce z nimi usiąść, czy stać. Usiadła.
– Chcesz zacząć?
– Czy Rose…? – zapytała Suzie.
– Tak, nie żyje – powiedział Ace. – W naszym domu. W naszym łóżku. Chciałbym wiedzieć, kto i ile wie.
– To znaczy: czy wszyscy w Błękitnej Orchidei wiedzą, kim naprawdę jesteście? Oczywiście, że tak. Musielibyśmy być ślepi i głusi, żeby nie wiedzieć. I, kochanie – Suzie zwróciła się wprost do Fiony – nie ma na świecie tak dobrego chirurga, dzięki któremu pięćdziesięcioletnia kobieta mogłaby wyglądać równie młodo jak ty.
W tym momencie Fiona stwierdziła, że lubi tę kobietę.
– Połowa tutejszych mieszkańców szuka złotych lwów – ciągnęła Suzie.
Fiona wstrzymała oddech. Oto ich wielka tajemnica!
– A jeśli je znajdziecie, będziecie mieli za plecami tuzin ludzi z wycelowaną w was bronią. – Suzie pochyliła się przez stół do Ace'a.
– Poza Wallisem, on używa wyłącznie noża – dodała szybko Fiona.
Zarówno Suzie, jak i Ace spojrzeli na nią.
– Pewnie żadne z was nie uświadamia sobie w pełni, ile Fiona wie – oznajmiła spokojnie Suzie. – Jest tu kilka osób, które chciałyby ją z powodu tej wiedzy zabić, ale jest też kilka innych, które z tego samego powodu chcą, żeby żyła. Naprawdę w więzieniu byłabyś o wiele bezpieczniejsza – zwróciła się wprost do Fiony.
– Też tak sądzę – szybko stwierdził Ace, pod stołem ujął dłoń dziewczyny i mocno ją uścisnął, a kiedy poczuł, że drży, już jej nie puścił.
– Kto zabił Roya Hudsona? – Fiona usłyszała własne pytanie. Starała się wyłączyć osobiste emocje i chłodnym okiem spojrzeć na problem. Zapomnieć o martwej kobiecie w sypialni. Zapomnieć o faksie, który znów dzwoni i pewnie przesyła następne fragmenty mapy, wskazującej drogę do skarbu, z powodu którego ludzie mordują się już od kilkuset lat.
– Jeden z nich – odpowiedziała sąsiadka, wzruszając ramionami. – Nie było mnie przy tym i niewiele wiem. Staram się trzymać od tego wszystkiego jak najdalej, żeby przypadkiem nie dowiedzieć się czegoś, za co mogłabym zginąć.
– Ja też! – krzyknęła Fiona namiętnie i poczuła silniejszy uścisk dłoni Ace'a.
– Ale jesteś córką Smokeya, więc dużo wiesz. Kto by pomyślał, że dla rozrywki dziecka ze złamaną nogą…
– Skąd wiesz o jej nodze? – wtrącił Ace.
– Byłam tam – odpowiedziała Suzie, przecząc sama sobie. -To znaczy, nie należałam do ekspedycji, która szukała lwów, ale…
– Byłaś jedną z osób, które próbowały wyjaśnić tę historię – mruknęła Fiona, szeroko otwierając oczy. – Byłaś dziewczyną…
– Edwarda Kinga – dokończyła kobieta, patrząc Fionie prosto w oczy. – W opowieści jest nazywany Wallisem. Przez „i". Nie „W-a-1-l-a-c-e", jak podają gazety.
– No, co tym razem mi umknęło? – zapytała Fiona sarkastycznie, choć wiedziała, uświadomiła sobie to nie pierwszy raz, że musi wiedzieć więcej, niż jej się wydaje.
– Kim była ta druga osoba? Jeśli byłaś,jedną" z nich, to kim była ta druga? – cicho zapytał Ace.
– To Lavender – szepnęła Suzie.
– O, nie, to nieprawda! – Fiona zerwała się tak gwałtownie, że wywróciła krzesło. – W tej historii nie było nikogo o imieniu Lavender. Ani teraz, ani nigdy.
Dziewczyna ruszyła w stronę domu. Ace wstał szybko i próbował ją zatrzymać, ale wyminęła go i weszła do domu.
– O co tu chodzi? Nie słyszałem o nikim, kto miał na imię Lavender – zwrócił się Ace do Suzie, kiedy zostali sami.
– Sądząc po reakcji Fiony, Smokey powiedział jej, że jedną z poszukiwaczek była prostytutka, ale najwyraźniej nie wymienił jej imienia – odpowiedziała kobieta, odetchnąwszy głęboko.
Ace wyglądał na bardzo zaskoczonego.
– Niewiele mówi o niej w swoim opowiadaniu, ale to, co mówi, jest wyjątkowo paskudne. Wiesz – narkotyki, mężczyźni, obrzydliwe machlojki.
Ace nadal patrzył na nią, niewiele rozumiejąc.
– Nie zawsze była na dnie. Podobno kilka lat wcześniej była wysoką, kruczowłosą pięknością. Podobno miała nawet dziecko, któremu ojciec nadał jej imię.
Suzie umilkła, a Ace stał i patrzył na nią. Po chwili przypomniał sobie inicjały FLB na neseserze Fiony. Fiona Lavender Burkenhalter.
– Jej matka była…
– Tak – odpowiedziała Suzie. Ace odwrócił się na pięcie i wszedł do domu, żeby poszukać Fiony.